Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Uczta Baltazara.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   45   —

Choć na samą myśl o śmierci
Już się wzdrygam, już się trwożę;
Umrzeć! — Jak to słówko małe
Wryło mi się w mózg i serce!
Umrzeć! — Jak to słówko pali.
Jak mi świszcze — huczy w uszach,
Jak się wrzyna w moją pierś!
To me blaski zniknąć mają,
Jak przed mrokiem znika dzień?
To ma wszystko zgnić i spróchnieć!
I się rozpaść na pierwiastki?
— Chroń mnie, chroń mnie, Bałwochwalstwo.
Strzeż mnie, strzeż przed tą poczwarą!
BAŁWOCHWALSTWO:
Już nie moją rzeczą, zmienić
Tego, co ci przeznaczono,
Kiedy słyszę z ust proroka,
Jakiejś zbrodni się dopuścił.
Znieważając kielich święty,
Obraz wielkiej tajemnicy
Najświętszego Sakramentu,
Co da ludziom kiedyś Bóg.
BALTAZAR:
Ach, to pomóż ty, Próżności!
PRÓŻNOŚĆ:
Teraz jestem już „Pokorą“,
Próżność czcza przepadła.
BALTAZAR:
Myśli!
MYŚL: Mnie chcesz prosić?
Ja największym z twoich wrogów,
Boś ty sobie z upomnienia