Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Uczta Baltazara.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   42   —
się posługiwać transparentami, z których się spuszcza zasłony).

BALTAZAR:
O zgrozo, cóż to? — Ha, widzicie,
Jak tu powietrze coś rozcina,
Jak na mnie spada z białej ściany?
Ha, cóż to? — Teraz widzę jaśniej:
To ramię — ręka! — Czyż ta chmura
Chce wszystkie swe ujawnić zgrozy?
PRÓŻNOŚĆ:
Któż widział już, jak wy widzicie,
Przy błyskawicy żywe żyły?
BALTAZAR:
Ot — teraz pisze — pisze! — Trzy litery
Wyrysowała ogniem już na ścianie!
Bogowie, cóż to? — Moje lica bledną,
A włosy stoją dęba, — tchu mi brak,
A serce mi od lęku bić przestaje.
Nie do pojęcia, co te głoski znaczą.
Podobny teraz mamy Babel liter,
Jak niegdyś Babel mów przodkowie mieli.
PRÓŻNOŚĆ:
W mem sercu istny wulkan gore!
BAŁWOCHWALSTWO:
A me zdrętwiało jakby lód!
BALTAZAR:
O Bałwochwalstwo, patrz, przed tobą leży
Otwarcie przecież, co jest nam zakryte,
O tłumacz nam, co znaczą te litery?
BAŁWOCHWALSTWO:
Nie mogę, Królu, nic z tych słów wyczytać
Ni się domyśleć liter tych znaczenia.