Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863/O pustelnikach Tebaidy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eustachy Iwanowski
Tytuł Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863
Podtytuł Roku 1875 opisana z przydaniem różnych o Ziemi Świętéj szczegółów, i o Synai.
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1876
Druk Wincenty Kornecki
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
O pustelnikach Tebaidy.

Życie pustelnicze najbardziej się rozwinęło w Egipcie, w Tebaidzie. Zaludnili ją ludzie z całego świata przybywający, wyłącznie dla poświęcenia się Bogu. Jakby nowy lud Boży, zamieszkał na południu ziemi egipskiéj, w pustyniach piasczystych, w gnieździe najdzikszych zwierząt. Dnie całe i noce przepędzali w modlitwach, hymnach, śpiéwach, w kontemplacyi, chwalili Boga, wyzuwszy się z najpiérwszych potrzeb życia. Okrywali się liściem i prawie nic nie jedli. Nie widywali się z sobą tylko na modlitwie, nic nie mówili. Egipt wybrali na utworzenie i rozwój życia pustelniczego. W Egipcie była kolébka nauk ludzkich. Tu mędrcy badali gwiazdy, planety, oddając się astronomii, z niéj pragnąc wyczerpać wszelką wiadomość o tém, co jest w niebie i na ziemi. Nauka ludzka podniosła rokosz przeciw Bogu. Badacze w hieroglifach chcieli objaśnić tajemnice wszelkie i odchylić zasłonę, jaką Bóg okrył najświętsze prawdy przed okiem człowieka. W tymże Egipcie, jakby wyraźnie z woli Bożéj, dla zawstydzenia próżnéj mądrości ludzkiéj, zajęli miejsce uczonych i mędrców świata, pustelnicy. Patrzyli na gwiazdy, aby wiedziéć o godzinie, w której mają rozpoczynać modlitwy, budzić się ze snu, aby śpiéwać hymny. Co na świecie się działo, wiedziéć nie chcieli, głos ze świata ich nie dochodził, gdyby doszedł, zatknęliby uszy; ciekawość ludzka i namiętność w nich zginęły. Wśród bogactw egipskiéj ziemi, zrzekli się wszelkiej własności i mienia. Starożytność ich nie zajmiowała; nie rozumieli i rozumiéć nie chcieli piramidowych i grobowych napisów. Podania, tradycyą, wiarę pogańska, wspomnienia Tartaru i elizejskie, starali się zniszczyć, zagładzić.
Uczeni ludzie przedtém i dziś prawdy szukając, jéj nie znaleźli. Wylewali potoki słów tylko, które przywiodły naukę do nicestwa duchowego (nihilizmu). Rozpacz i zbrodnia, zaciemnienie umysłu zostały udziałem świata, owocem nauki. Filozofija zwiększyła pychę ludzką, utworzyła niezliczoną liczbę ksiąg z sobą sprzecznych, których ludzie przeczytać i zrozumiéć nie mogli. Najwyższy umysłu i ducha niepokój, prawdziwą dzikość i barbarzyństwo, chucie zwierzęce ozdobiono pięknémi formami. Wtedy, od świata zepsutego ludzie lepsi, zacniejsi uciekli do pustyń i zastukali do pieczar, do kamiennych podziemi. Znaleźli tam prawdę, światło i pokój, znękani walką życia na pustyni zostali. Inni, słowo Boże, którego się na pustyni nauczyli i zrozumieli, roznieśli po świecie całym. Nauka Kościoła katolickiego zniszczyła naukę pogańską i odrodziła społeczność ludzką. Ktoby mógł przewidziéć, że świat starożytny pogański, którego oświécił i odrodził Kościół święty, znowu na łonie nauk i filozofii odżyje! i wznowią się prześladowania i męczeństwa Kościoła, przez samychże chrześcijan, w czynach i w życiu jeszcze dzikszych od pogan, w nauce bardziéj zawikłanych i płytszych.
Piérwszym pustelnikiem był Paweł z Tebów, który w jaskini koła morza Czerwonego mieszkał i 60 lat nigdy człowieka nie widział. Po upłynieniu lat sześćdziesięciu, drugi pustelnik Antoni znalazł go i zachwycił się, ujrzawszy drugiego Jana Chrzciciela; krótkie chwile przebyli z sobą, bo umiérać miał Paweł, i Bóg tak zrządził, że przyszedł Antoni, aby go pogrzebać i święte życie jego ogłosić. Wysłany od Pawła, aby mu płaszcz przyniósł św. Atanazego, wróciwszy, nie zastał go żyjącym. Paweł, klęcząc, oddał Bogu ducha. Klęczącego, już zmarłego Antoni go zastał. Lwy przybiegły, liżąc stopy św. Antoniego, pazurami wykopały grób Pawłowi, w którym został przez św. Antoniego pogrzebany.
Pustelnicy w miejscach zupełnie bezludnych znaleźli wiele dzikich zwierząt, wężów zjadliwych i rozmaitych potworów, które za przybyciem ludzi coraz się więcéj zbiérały, napastowały i pochłonąć chciały, ale nie zabijając, nie czyniąc szkody, się oddalały. Zwierząt uległość, świętéj przypisywali łasce i najwyższéj sile Bożej, która zwycięża szatana, którego jakoby postać w dzikich zwierzętach widzieli. Z początku mieszkał jeden tylko pustelnik, potém dwóch, od zwierząt nie zginęli. Nowi przybywali, coraz się pustynia zaludniała, coby nigdy nastąpić nie mogło, gdyby ich zwierzęta zabijały. Tradycya przynosi wieści, o których dzieje nie mówią, naprzykład o pożéraniu ludzi przez smoki i o zabiciu tych smoków, w Tebaidzie o dwóch lwach, które pogrzebały Pawła. Liżąc nogi św. Antoniego, prosiły go o błogosławieństwo i oddaliły się na jego skinienie. Św. Pawel urodzony 229 roku, umarł 324 roku.
Wieść o śmierci i żywocie pustelniczego Pawła wstrząsła całém chrześcijaństwem. Święty Antoni, drugi dopiéro pustelnik urodzony 221 roku w Egipcie, zmarły 350 r. miał w dwudziestu cztérech klasztorach, przez siebie założonych, tysiąc ludzi. Nad samym brzegiem Nilu o 25 mil od Kairu osiadł; opuścił to miejsce i przeniósł się do dalszéj pustyni. Gdy na Wielkanoc wszyscy razem się zebrali, było ich 50.000, miasto Oxyrchinchus było napełnioném zakonnikami. Dwadzieścia tysięcy dziewic, dziewięć tysięcy mężów Chrystusowi Panu służyło. Pustelnicy w Heliopolis byli pod kierunkiem św. Apollona. Serapijon rządził pustelnikami w Arsinoe, św. Makary w pustyni Nitri. Cenobici Kanopy (Cénobites de Canope) mieszkali w ruinach kościoła Serapis.
Św. Hieronim, wielki doktor Kościoła, niezrównany pisarz, pełen mądrości Bożéj, jak był najświetniejszym z ojców Kościoła, tak najdoskonalszym anachoretą, wzorem pustelników. Urodzony około 331 roku, przed śmiercią na lat dziesięć, przed przybyciem do Rzymu, nabył na pustyni naukę i mądrość. Osobisty przyjaciel, sekretarz papiéża, stolicę świata, w któréj jaśniał nauką i sławą, opuścił i wrócił do pustyni. Tam zniszczywszy wszystkie ludzkie namiętności, został świętym i mędrcem. Umarł dnia 30 września r. 420. Święta Senklityka była założycielką klasztorów niewieścich na Wschodzie, urodzona w Egipcie, w epoce przyjścia na świat św. Antoniego. Była córką bardzo bogatych rodziców, siostra jéj była niewidomą, braci nie miała, cała domu nadzieja na niéj spoczywała. Rodzice byli nieskończenie do niéj przywiązani, pragnęli najgoręcej dla niej znaczenia i bogactw, świetnego losu. Odrzuciła najświetniejsze partye, zapewniwszy potrzeby swéj niewidoméj siostry, sprzedała całą majętność swoje, rozdała ubogim i schroniła się do grobowca, położonego za miastem. W pustyni poświęciła się postom nieustającym i modlitwie gorejącéj, ognistéj, a razem słodkiéj i rzewnéj, niebieskiéj. Blask cnót téj służebnicy Bożéj przebił ciemności grobowca; kobiéty, dziewice chrześcijańskie przychodziły do świętėj po naukę i radę w potrzebach i wątpliwościach duszy. Nauczała zwalczać trzy główne namiętności: miłość zaszczytów, miłość bogactw, i miłość rozkoszy. Wiele ich zostało na pustyni. Utworzyły się zakony niewieście na Wschodzie, których święta Senklityka była fundatorką. Z św. Pawłem i Antonim jednocześnie żyła, poświęcając się wspólnie dla zbawienia dusz ludzkich.
Życie pustelnicze i zakonne w początkach najgłówniéj rozwinęło się na Wschodzie i szczególnie kwitło aż do szyzmy. Wschód jaśniał mężami wielkimi w kościele Bożym, jako święty Bazyli, Jan Chryzostom. Przeto niektórzy utrzymują, że życie zakonne najściślejsze tylko na Wschodzie istniało, że zasługi i owoce kontemplacyi wyłącznie do Kościoła wschodniego należą. Oderwanie się od świata, wyzucie się z siebie samych, najzupełniejsza kontemplacya jest darem, udzielonym całemu Kościołowi. Swięty Hieronim i św. Augustyn, mistrzowie reguł zakonnych, obaj byli doktorami Kościoła zachodniego. Najwyższe życie kontemplacyjne, które i dziś trwa, rozwinęła św. Teresa. Św. Paweł, pustelnik, jest ojcem, patryarchą zakonu, będącego w Kościele li tylko zachodnim Paulinów.
Tym, co zaprzeczają Kościołowi rzymsko-katolickiemu siły, wzbudzenia poświęceń, jakiémi się odznaczali wschudniego obrządku mnisi w Tebaidzie żyjący, przedstawmy przykład Michała, pustelnika z zakonu św. Romualda Kamedułów, wynalazcy koronki żywota Pana Jezusa Chrystusa. Urodził się we Florencyi r. 1240, syn możnych rodziców na dworze księcia florenckiego, znaczenie, wziętość, dostatki posiadał. Wszystko opuścił i wstąpił do księży Kamedułów. Nie poprzestał na surowéj regule ich zakonu, do rekluzy, do zamknienia się w małéj celi, jak w grobowcu, aż do śmierci się wyprosił. Nigdy nie widział się z braćmi, z nikim nie rozmawiał, do kościoła nie wstępował. Mszę św. odprawiał w rekluzie swojéj; o kilka wieków późniejszy od pustelników Tebaidy, im wyrównał, nawet przewyższył, mało sypiał bardzo, prawie nic nie jadł, modlił się nieustannie we dnie i noce przez lat 21 aż do śmierci, z uniesieniem tak silném, że twarz jego jakoby Mojżesza promieniem niebieskim jaśniała. Widział to jedyny świadek, który do mszy św. mu usługiwał. Po każdéj mszy św. zalany był łzami. W bogomyślności tak postąpił, że przyszedł do zachwycenia w Bogu i kontemplacyi. Obdarzony był duchem prorockim, przepowiedział dwom kardynałom, że zostaną papieżami. Zostawszy tyloletnim więźniem, zachował harmoniją i pokój w swej duszy, zdrowie w ciele. Pisał wykłady Pisma św., miał najgorętsze nabożeństwo do Najśw. Maryi Panny, i ułożył koronkę, którą codzień sam odmawiał. Koronka przeszła do ludu florenckiego, który ją z wielkiem nabożeństwem powtarzał. Ojcowie święci, Leon IX, Grzegorz XIII, Sykstus V, nadali téj koronce odpusty. Jest na polski jezyk przełożoną, rozdają ją ludowi księża Kameduli. Błogosławiony Michał pustelnik jest jakby wskrzesicielem na Zachodzie życia pustelniczego, które św. Paweł, św. Antoni, św. Hieronim, św. Jan Chryzostom, na Wschodzie wiedli.
Odtąd w pustelniczym zakonie Kamedułów, wybrańsi i doskonalsi się rekludują, to jest zamykają na całe życie, albo na pewny przeciąg lat dla bogomyślności, dla kontemplacyi i najdoskonalszego życia. Kto mniemał, że tylko w pierwszych wiekach chrześcijaństwa mogli prowadzić taki rodzaj życia pustelnicy; błogosławiony Michał w XIII wieku, i jego synowie zakonni przekonywają, że Duch św. porywa dusze w każdym wieku. Ktoby mniemał, że rodzaj takiego życia jest nieużyteczny, najsilniéj błądzi i obraża Boga. Wielkie bowiem są wpływy modlitwy na wybawienie i odrodzenie całego społeczeństwa, w którém się mężowie zupełnéj poświęceni świętobliwości znajdują.
W jakim stanie klasztory wschodnie dziś się znajdują, podróżnicy nowi jak Wilkinson, Niebuhr, Pokocks, nic o tém nie piszą, nie wiedzą i wiedziéć nie chcieli. Jak dawnych zakonników nie zajmowały nie nauka, astronomija, dawne egipskie pomniki; nowożytni uczeni nie zajmują się Tebaidą dawną, dzisiejszą, i klasztorami. Życie religijne, zakonne, ich przeraża, jest dla nich niepojętém, mówią o niém z lekceważeniem, z pogardą, wszędzieby je zniszczyli, i znieśli. Starają się zgłębić, poznać starożytności egipskie, zwiedzają, stare stubramne Teby, i ruiny Memphis. Dolina Mumii, piramidy Gizeh, pałace, groby Faraonów, zajęły ich najzupełniej. Usiłują, iż tak rzekę, poświécić w zamierzchu 40 wieków. Egipt Anachoretów i pustelników, Egipt wieków średnich wstręt w nich obudza. Opisy tych klasztorów mamy tylko z wieków średnich. Wedle relacyi Michauda[1] na końcu XIV wieku Seigneur d’Angluze, zwiedzał w wyższym Egipcie dwa klasztory św. Antoniego, w których za jego czasów było 1000 ludzi, a on znalazł tylko w obu, mnichów sto trzydziestu. Nie pili wina, nie jedli ryby i mięsa przez całe życie. Gości, pielgrzymów, bezpłatnie przyjmowali; w nocy wstawali, aby im jedzenie pızygotować. W piérwszym klasztorze św. Antoniego, przy Nilu, w XIV wieku, była maleńka kapliczka, a w drugim, na pustyni, piękny ogród, wiele w nim drzew i plant rosło, zajmującym i przyjemnym jest na pustyni. Kościół św. Pawła jest daléj w pustyni u stóp góry, z któréj szczytu widać górę Synai, i morza Czerwonego ten punkt, przez który przeszli Izraelici. Klasztor w tém samém miejscu, w którém lat 60 przeżył św. Paweł. Była kaplica pod skałą, do któréj na dół się wchodzi kilku schodami, w tém samém miejscu, gdzie mieszkał i przebywał św. Pawel. (Seigneur d’ An gluze) znalazł tam 60 mnichów, żyjących tak, jak zakonnicy św. Antoniego, w regule, w zachowaniu się, niczém nie różniąc. Usługiwali, mówi, jak gdyby sto dukatów spodziewali się otrzymać, potém nic przyjąć nie chcieli. Klasztory dwa, św. Antoniego, i jeden św. Pawła, mają fontanny zdrowéj wody. W XIV wieku pustelnicy nie byli jeszcze jadem szyzmy zarażeni, (Seigneur d’Angluze) w opisach swoich wspomina o Arabach, Beduinach, których bardzo się lękał, o ogromnych wężach na brzegu Nilu, krokodylach, coquatrix, i o strusiach z piórami czarnémi.
We dwa wieki potém Jan Coppin, syndyk Ziemi św., konsul francuski z Damietty zwiedzał Egipt wyższy, i był w klasztorze św. Antoniego. Znalazł w nim nie stu, ale tylko już dwudziestu pięciu mnichów. Grubém, czarném suknem się okrywali, raz na dzień jedli tylko jarzyny i owoce, i pili zdrojową wodę. Cele ich były raczéj do grobów, niż do mieszkania ludzkiego podobne. Pomimo tego smutne jakieś wrażenie, tęschnota pewna, wléwała się w dusze francuskich pielgrzymów.[2] Piérwsi zakonnicy za czasu św. Antoniego, byli jakby promieniem słonecznym, świécili w pustyniach, ściągali ku sobie tłum chrześcijan, zgromadzali ochotników do zakonnego życia. Mnisi w XVI wieku jakby martwi wiedli swój żywot; mało mieli kapłanów, coraz mniéj przybywało. Nikt do nich nie przychodził, nie uczęszczał, nie uczył się. Szyzmy twardy upor, nienawiść Kościoła, ich odrętwiły; zaniemieli, i nie zwracali nawet ludzkiej na siebie uwagi.
Gdyby nie było innych dowodów, prawdy wiary św. katolickiéj, byłby dostateczny, zakonników wschodnich żywot anielski, rozwój w czasie jedności; zupełny upadek po oderwaniu się.
Jean Coppin opisuje przyjęcie pielgrzymów w klasztorze św. Antoniego, zwyczajne we wszystkich klasztorach wschodnich greckich, egipskich i naszych łacińskich. „Naprzód na trzysta kroków wyszedł O. gwardyan przeciw karawanie, i nie wprowadzeni, ale na sznurach wciągnieni zostaliśmy do klasztoru, który był zupełnie silną, w téj pustyni twierdzą. Księży umieszczono w celach, a świeckich pielgrzymów wraz z bagażami w obszernych izbach. Nazajutrz rano przyszedł braciszek klasztorny i umył nogi. Przełożony krzyż niosąc w procesyi poprzedzał pielgrzymów, którzy szli za nim ubrani w alby, którémi ich odziano. Cenobici w języku Syryjskim odmawiali modlitwy. Przełożony rozpoczął śpiew, w czasie którego ośm mnichów wtórowało uderzaniem lasek drewnianych w kamienie. Śpiew z tym posępnym się łączył łoskotem. Razem, we wszystkie uderzono dzwony, i pielgrzymi uroczyście, procesyonalnie, wchodzili do kościoła. Ustawiono pielgrzymów w półkole, a w środku stanęli zakonnicy, i kończyli swe śpiewy; potém czytano naukę, w pośród której niektórzy byli do łez wzruszeni. Były to przepisy św. Antoniego, zalecające przyjmować najgościnniej pielgrzymów. Płakali niektórzy ze wzruszenia, że się pielgrzymi narażali na takie niebezpieczeństwo, aby zwiedzać miejsca, w których mieszkali Święci Pańscy. Zaśpiewano Te Deum, i litaniją do Najśw. Maryi Panny; potém pielgrzymi wyszli z kościoła.“
W przyjęciu pielgrzymów we wszystkich klasztorach łacińskich i greckich zachowują przepisy św. Antoniego, z różnicą: W greckich, w celach i w klasztornéj izbie braciszek zakonny umywa nogi pielgrzymom przed procesyą; w Franciszkańskich, w Palestynie, gwardyan lub kustosz w kościele. Pielgrzymów nie ubierano w kapłańskie alby, w procesyi szli w swoich pielgrzymich ubiorach ze świecami.
Klasztór św. Antoniego, który (Seigneur d’Angluse) widział w całości; Coppin zastał po większéj części zrujnowanym. Prócz dwóch klasztorów św. Antoniego, było wiele oddzielnych grot, w których przebywał św. Antoni; gdzie mnisi oddzielnie pustelniczo mieszkali, i zbudowane były kaplice; odszczepieństwo je zniszczyło.
Vansleb, proboszcz z Fontainebleau, we trzydzieści lat później, na początku wieku XVII znalazł klasztory św. Antoniego w zupełnéj ruinie. Zrabowane, zburzone były przez beduinów. Na pewien czas zakonnicy je opuścili, wówczas już powrócili. Było ich siedmnastu i mieszkali w grotach pod ziemią, byli to albo starcy kalecy, i ludzie zgrzybiali, już nie zachowywali gościnności przodków swoich. Pobożny pielgrzym nie szukał pamiątek starożytnego Egiptu, ale śladów Anachoretów, oglądał groty w skale wykute wówczas puste, ale cudownémi mu się wydały. Trudno pojąć, jak w twardéj skale i nieujętėj żelazem, dały się jaskinie wykuć. Zdaje się, natura sama dla pustelników je utworzyła, co także niemniéj jest nadzwyczajném. Po tym pielgrzymie z Fontainebleau, o zakonnikach, o klasztorach św. Antoniego i Pawła, nikt nie mówił. Dopiéro Michaud chciał się o tém dowiedzieć, troskliwie się dopytywal; w swojéj korespondencyi z r. 1830—1831, wydanéj r. 1837 w Brukseli, taką daje wiadomość:
Wszystkie klasztory wschodnie w wyższym Egipcie i nad Nilem, niemal każdy był oblężony, zdobyty, zrabowany przez Arabów. Każdy z klasztorów zachowuje bolesną historyą napadu i zburzenia. Silne mury coraz się rozwalały, nikt nie poprawiał. W pustyni Nitry klasztor św. Makarego ma dotąd dwudziestu zakonników, a w klasztorach św. Antoniego i św. Pawła, jest najwięcéj już siedmiu. W tych trzech klasztorach zakonnicy ręcznie pracują, i nieustannie poszczą; zachowuje się dawna ścisłość, ale przyjmują mnichów bez żadnego nowicyatu, nie dają im żadnéj nauki, naukę uważają za niebezpieczną, mogącą narazić na stratę ortodoksyi, prawowierności, uczą tylko śpiéwać i odprawiać mszę św. Kto oświadczy, że chce zostać mnichem, bez żadnych poprzednich przygotowań naukowych i ćwiczeń szczególnych, jest wprowadzony do kościoła. Kładą nań woal biały, śpiéwając modlitwy jak nad umarłym; potém odbiéra (le kaloucich), szczególne znamię mnichów koptów; jest to przepaska błękitna, która się przywiązuje do głowy i spada na szyję. W klasztorach śś. Pawła, Antoniego, i Makarego, są mnisi kopci. Stolica Rzymska Apostolska wysyła już od XVII wieku misyonarzy dla nawrócenia tych klasztorów. Na początku XVIII wieku zwiedzał te trzy klasztory Osicard, misyonarz, i zostawił klasztorów tych opis.
Oprócz tych trzech głównych, są inne nad brzegami Nilu, w których jest tylko po pięciu mnichów, są prawdziwi szyzmatycy. Nie trudnią się pracą ręczną, łamią posty, żyją z jałmużny, proszą o nią natarczywie w sposób najprzykrzejszy, rzucając się w pław za statkiem. Tu szyzma z zepsuciem i z ohydnémi obyczajami jest połączoną.
Klasztory nad Nilem są następujące:
Płynąc Nilem po prawéj ręce na skale klasztór El-Bacara.
Nie daleko ztamtąd, blisko Antinoe, klasztor Abou-Hennis św. Jana.
Po lewéj stronie rzeki klasztor El-Maharray, znaczy (klasztor spalony).
Klasztor o mile od Denderah blisko Edfou.
Ruiny Oxyrchinchus są zamieszkane przez Cenobitów, nazywają miejsce to Metropoliją klasztorów.
I pustynia Colzim.
Znajdują się klasztory w Dolinie Natroun.
Znajduje się klasztor około Sanis, w sąsiedztwie jeziora Menzaleh.[3]
Opisy tych klasztorów przez misyonarzy wysyłanych do ich nawrócenia, do nas nie doszły. Nawrócenie idzie tu trudniéj, jak gdzieindziej, bo mnisi Grecy tych zakonów nie wiedzą, w czém się różnią, z Kościołem rzymsko-katolickim dla czego się oddzielili, nie tylko dyskutować, ale nawet słuchać nauczających misyonarzy nie mogą, bo nawet katechizmu, którego się poczynające dzieci uczą, nie umieją. Zwierzchność ich nie pozwala im rozmawiać ze sługami Bożymi, poświęconymi apostolskiej misyi.

O klasztorach Św. Antoniego i Pawła, piérwszych pustelników.

Pielgrzymi do klasztoru Św. Antoniego, opuszają Nil, około miasta Buszy, jadą wielbądami. Tu jest pasmo gór arabskich, piérwotne gniazdo wielbłądów, gdzie się w szczelinach wylęgają, a doliny między górami najzupełniéj są piaszczyste, mają jednak rosnące ziółka, w których wielbłądy mają szczególne upodobanie. Wszędzie po górach są hieroglificzne napisy, utrzymują miejscowi ludzie, że Beduini témi znakami oznaczali drogi. Na pustyni rozmawiały z sobą plemiona, ostrzegały dokąd idzie droga. Podobnie znaczyli i swoje wielbłądy; jeśli który był ukradziony, dochodzili po znakach. Czasem te pustynie miéwają dészcze, padające całą dobę, ale bardzo rzadko, dwa lub trzy razy na rok. Doliny piasczyste, jakby wąwozy otoczone górami, mają rozmaite nazwiska. Dolina usypana żółtym piaskien, przycieniona krzakami wzrostu do półczłowieka, i zieleniącémi się roślinami; po obu jéj stronach ma wzgórza kamieniste. Lewa strona zowie się Snennir, a prawa Sannur. Pod kłodami w pół przygniłémi znajdują się żmije. Upał jest bez najmniejszego wietrzyku nieznośny i wielki. Snennir, Sannur, Sennaar, słowa do siebie podobne. Sennaar jest to dolina, przejście za Nilem od Buszy do góry Św. Antoniego. Sennaar tėż zowie się dolina w Abisynii i w Mezopotamii, gdzie Nemrod miasto Babilon zbudował. Od Sennaru Babilońskiego i te doliny tak są przezwane.
Ostry, suchy wiatr palący, szkodliwy, nazwany jest Chamsin. Jak wiatr ten zwiększy się i miecie piaskiem, wtedy się tworzy jakby mgła biało-żółtawa, w któréj nic już widzieć nie można, tylko wprawne beduina oko umié ujrzéć lecącą sarnę. Wtedy za nią ze strzelbą goni; lecz rzadko się zdarza, aby ją można było dopędzić i zabić. Wiatr Chamsin nazywa ruski pielgrzym Biesem. Wyje, rwie, po pustyni lata, miecie piaskiem prawie ku niebu, gorącym płomieniem leje na ziemię; doliny, góry ciemnością okrywa. Podróżni zasypani są zupełnie piaskiem w uszach, we włosach; wszędzie go pełno, zasycha w ustach, i pragnienie jest nadzwyczajne. Woda w naczyniach uwiązanych przy wielbłądach zakipia, i psuje się zupełnie; ludzie jednak gwałtownie ją wypijają. Jest to wielki, ulewny deszcz gorącego piasku w pasmie, i łańcuchu gór Arabskich.
Góra jedna zowie się Areida, nie wysoka, pionowa, naga; inne podobne są do piramid, do wież w twierdzach. Dolina El-Araba, jest między dwoma górami, z których lewą, nazywają Galal, a prawą Araba, idzie ku Czerwonemu morzu. Jest w formie trójkąta, którego obwód jest bardzo széroki, tu zléwają się z gór deszczowe wody drogami na krzyż, użyżniają dolinę, która słynie z najwyborniejszej dla wielbłądów paszy. Arabi ją rajem zowią; wielbłądy są tu tak w swoim żywiole, wyraźnie pięknieją, są tu bujne, weselsze, żwawsze. Przez tę dolinę, wedle tradycyi i podania przechodził lud Izraelski do morza Czerwonego. Za tą doliną, jest wzgórze kamieniste Hleb-El-Racheb. Od góry tej jest dwie godzin drogi wielbłądami do klasztoru św. Antoniego. Na to samo wspomnienie uderza serce chrześcijanina. W tych pustyniach święci ludzie wiedli żywot nadludzki, cudowny, w piérwszych wiekach ery Chrystusowéj. Kiedy Duch Boży ożywiał cały nierozdzielny Kościół, gdy był jednolitą szatą, Chrystusową; język, narodowość, obrządek nie różniły z sobą chrześcijan; jeden Bóg, jeden chrzest, jedna wiara, jeden zakon, jeden kościół. Dziś klasztory pustelników, w najgłębszéj pustyni, podziwiają ludzie już tylko pamiątką. Są to jakby szkielety, mają zachowaną postać, formy olbrzyma, który już nie żyje. Świętobliwość, cuda, po rozdzieleniu się i oderwaniu od Kościoła, nie istnieją i istniéć nié mogą.

Monastyr św. Antoniego stoi na równinie Arabajskiéj, u stóp wysokiéj góry. Zbliżając się widać wieżę, kopuły cerkwi. Góra św. Antoniego u szczytu jést jakby uciętą; potem od jéj połowy aż do samego spodu są urwiska kamieni ostro zakończonych. Nie ma bramy w klasztorze, ale wciągają na sznurze, podnosząc w górę pielgrzymów, szczególnie księży, wprowadzają procesyonalnie. Zakonnicy w ciemno-błękitnych rasach, w czarnych zawojach, idą parami niosąc w ręku gałązki oliwne i daktylowe do cerkwi, śpiéwając hymny; za nimi pielgrzymi w obłokach kadzideł. Kadzidło lecąc na wszystkie strony rozléwa woń miłą i dym, który idących zupełnie okrywa. Kadzidło niosą dyakoni. Gdy pochód się zbliża do cerkwi, uderzają w dzwony, co czyni najmilsze na przychodniach wrażenie. Wchodzą naprzód do staréj cerkwi św. Antoniego, potém do bliskiego Soboru. Obchodzą wielki ołtarz, całując jego węgły. Procesya wychodzi carskiémi wrotami, idąc po całym Soborze naokoło cztérech ścian, i wraca do wielkiego ołtarza. Oddają pokłon wielkiemu ołtarzowi, całując go i znowu obchodzą Sobór. Posadziwszy potém przybyłego biskupa na krześle, z lewéj strony okadzają Go wszyscy z kolei całując w rękę. Miedzianémi talérzami uderzają, stukają w stalowy trójkąt; i małym dzwonkiem dzwonią, śpiéwają. Śpiew nie zbyt głośny przypomina brzęczenie pszczół. Na końcu jeden Hero-Monach czyta po arabsku przywitanie. Ten obrządek trwa długo, jak zwykle u arabów. Nie mogli ruscy mnisi, asystujący biskupowi Porfiremu[4] do końca wytrwać, z cerkwi przed skończeniem obrzędu powychodzili. Jeden tylko biskup Porfiry uroczystujący i siedzący przy ołtarzu, do końca pozostał. Kto bywał na Wschodzie, wié, jak są długie kazania arabskie, takich nigdy u nas nie bywa. Są równie długie ich przywitania.

Pozdrowienie przybyłych biskupów lub swoich patryarchów w klasztorze św. Antoniego.

Powitanie wyłącznie służy koptów patryarsze, i też same stosują do innych biskupów tam przybywających:
„Z miłością rozpoczynamy do was mowę, najbłogosławieńszy Ojcze nasz N. Jakoż język ludzki wypowiedziéć potrafi cnoty twoje. Przyjacielu Chrystusów (wymienia się tu imię jego) Ojcze nasz święty! Ty strzeżesz Chrystusową trzodę od krwiożerczych wilków, że jéj nie pożérają. Ty, latorośle Chrystusowe jakoby winnice sadzisz i poléwasz tak, że przynoszą owoc trzydziesty, sześćdziesiąty, setny. O najdostojniejszy z prawowiernych Metropolitów Ojcze (N.) Pastérzu wierny, nauczycielu, opowiadaczu, wiodący owce swoje, do strumieni zbawienia i życia!! Jeszcze wybrany, w wnętrznościach matki na sługę Bożego, niezwyciężonego nigdy. Umocniony siłą, duchem Apostolskim, przyszedłeś dziś do nas, abyś napoił nas ze źródła św. słów twoich. Raduj się ojcze nasz, pastérzu, który nauczasz zakonu Bożego i Apostolskich przepisów praw, zakonników i ludzi w świecie żyjących. Nosisz na sobie nabyty, niezwiędły niebieski wieniec Chrystusa Pana, którego ukochałeś. Módl się do Boga, aby nam przebaczył grzéchy nasze, aby się wielka chwała Boża rozszérzyła, do krajów ziemi, aby go uczciły i uwielbiły wszystkie narody!! Dobrze, żeś dziś do nas przybył, nas udoskonalisz i poprawisz życiodawczémi słowami twojémi. Dobrze, żeś dziś przybył ojcze, pastérzu, N. Nowy Janie z czystości twojéj!! Król Dawid jest w sercu twojém, raduj się ojcze. Bliższyś jest Boga z powodu Twego wyświęcenia biskupiego stanu. Raduj się ojcze! Gwiazdo świécąca prawowierności. Postawiony na nieobalonym i trwałym kamieniu. Następco wielkiego zakonodawcy Jezusa Chrystusa Pana naszego! Modlitwami ojca naszego, biskupa przybyłego, Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.“
Koptowie zarażeni są herezyą monofizytów; co do pobożności, prostoty i szczérego uczucia, przechodzą Greków, którzy najwyżéj z narodów wschodnich uzdolnieni, są jednak przewrotni chytrzy, mniéj prawi, szlachetni; i szyzmatycy najzawziętsi. Koptowie liturgiją śpiéwają św. Bazylego.vListy, dzieje apostolskie, ewangelije śpiéwają w dwóch językach; w narodowym Koptów, który jest dziś językiem przeszłości, i w arabskim, którym wszyscy mówią w Egipcie. Subdyakon językiem Koptów śpiéwa nie cały tekst; dyakon cały po arabsku. Zwyczaj mają ciągłego kadzenia robiąc krzyż w powietrzu; w kościele kadzielnicą rozmachują silnie. Przed ewangeliją śpiéwają: święty Boże, święty mocny, święty nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami. Wiele jest wyrażeń we Mszy św. greckich, które wymawiają akcentem Koptów. Od Greków przyjęli wiarę chrześcijańską Koptowie, i codziennie to we Mszy świętéj przypominają. Co do komunii, taki u nich jest zwyczaj: Wezwawszy Ducha św. umacza kapłan wskazujący palec, w krew Chrystusową i Nią naciéra środek chleba ofiarnego to jest Prosfory, potém tymże palcem we krwi Pańskiéj zmoczonym, naokoło naciéra Prosforę, i odłamuje kawałeczek z wiérzchu, u dołu, i cały brzeg z prawéj; a potém z lewéj strony do środkowej części, oznaczonej krzyżem (co się w Rusi Barankiem nazywa агнечемъ), także wyjmuje środkową część, krwią pomazaną, i wkłada do kielicha. Pożywa cząstkę Ciała Pańskiego i daje ją dyakonowi; potém pożywa raz, drugi, i daje cząstkę dyakonowi, który obszedłszy uroczyście ołtarz z lewéj strony na prawą, sam pożywa. To komunikowanie przedłuża się dopóty, dopókąd zupełnie nie spożyją. Daje dyakonowi napić się z kielicha trzy razy tak, jak u Rusi; potém sam pije. Po komunii następuje błogosławieństwo obecnych, innym jak na Rusi obrządkiem; zbliżają się do wrót carskich mnisi i celebrujący; nic nie mówiąc, dotyka się ich podbródka i twarzy. W klasztorze jest stary kościołek św. Antoniego, cerkiew soborna, ogród, biblioteka, i cele w budynku trzypiętrowym.
Cerkiew św. Antoniego jest bardzo starożytna, podobna jak mówi ksiądz Porfiry do monastyrku w Tebaidzie, zbudowanego za czasów Konstantego Wielkiego. Koptowie utrzymują, że jest współczesna św. Antoniemu. W życiu jego nié ma nigdzie wspomnienia, aby był kościół, gdzie żył i umarł. Następnie, jak wnosi ksiądz Porfiry, zbudowaną została po jego śmierci, która roku 356. wypadła. Cerkiewka podzielona na trzy części, zwyczajem wschodnim. Każda część ma niską ścianę kamienną, która od drugiéj ją oddziela, jest malowana zupełnie w najgorszym smaku, w napisach są wyjątki z Pisma św. W piérwszej części kościoła jest podpisane po łacinie imię Sycylijanina Bernarda Feruleńskiego z roku 1626, który widać w tym mieszkał klasztorze, i jest wyrysowany na ścianie z lewéj strony hełm żelazny, z którego widać, że rycerz jakiś ze świata Zachodniego wstąpił do klasztoru. Napis ten dowodzi, że kościół rzymsko-katolicki przenikał wszystkie, najdalsze pustelnicze ustronia; inaczej katolik i rycerz z Włoch, do zakonu tego by nie wstąpił. Gdzie się relikwie św. Antoniego znajdują, miejscowi zakonnicy nie wiedzą. Podłoga w trzeciéj części, gdzie jest ołtarz wielki, z drzewa daktylowego. Część ta bardzo ciemna, oświécają ją małe i zblakowane ciemne okna z niewielkiéj kopuły. W kapliczce 4ch ewangelistów malowidła rażące, kopuły niskie, zaledwie na dwa arszyny podniesione. Architektura i malowidła tego starożytnego kościoła mają własną osobną cechę, pod względem smaku, piękności artystycznéj, daleko niższe od bizantyńskich. Sobór główny i nowszy, nie jest tak ciemny, dosyć jasny; kiedy zbudowany, miejscowi nie wiedzą księża, i żadnych nié ma napisów. Różni się od zwykłych wschodnich cerkwi. Ma carskie wrota, ale nié ma na nich malowanych obrazów. Świętych obrazy, umieszczone są wyżéj. W téj cerkwi sobornéj, są obrazy bardzo piękne włoskie znakomitego artysty; udzielone wedle miejscowéj tradycyi, przez pielgrzyma, który błogosławieństwo Apostolskie Papiéża Ojca św. temu pustelniczemu przyniósł miejscu. Święty Atanazy wielki, w złotych ramach; i obraz Przenajświętszéj rodziny prześliczny włoski, tegoż samego co św. Atanazy artysty. Przenajświętsza rodzina w drodze do Egiptu spoczywa; Święty Józef Oblubieniec rozłożył owoce, chléb, posiłek podróżny. Zbawiciel stojący u nóg Matki Boskiéj wyciąga rękę po te owoce. Obrazy te są cudowną i tajemniczą pamiątką związku klasztoru św. Antoniego z Rzymem. Na Wschodzie, w miejscach, gdzie w piérwszych wiekach święci mieszkali pustelnicy, znajdujemy niezatarte ślady związku duchowego, ojcowskiéj miłości Namiestnika Chrystusowego. Zasłania je szyzma; są jednak widzialne, i pobudzać będą serca wiernych do odrodzenia, i wznowienia w tych miejscach anielskiego stanu, który w Kościele tylko prawdziwym istniéć może. W cerkwi św. Antoniego jest krzyż zupełnie w formie swojéj katolicki, z promieniami na kształt monstrancyi, zawiéra cząstkę drzewa krzyża św., i relikwie świętych: Piotra i Pawła. W izbie jadalnéj na całą długość sali stoi stół z kamienia czy z gipsu, i przy nim dwie ławki, które razem składają jedną piękną całość. Na stole leżą rękopisma arabskie, przepisy życia pustelniczego przez św. Antoniego. Bardzo szacowny i rzadki arabski manuskrypt, dzieje świata od stworzenia do siódmego chalcedońskiego Soboru z napisem: Ten rękopism jest ułożony przez św. Jana Złotoustego, przepisany w r. 1611 to jest 1327, ery męczeńskiej wedle rachunku koptów.
Święty Antoni siał pszenicę, sadził drzewa, żył z pracy rąk swoich. Od dzikich osłów obronił ogród słowem, rzekł im słowo, nie przychodziły więcéj go niszczyć. Na tém samém miejscu dziś jest ogród klasztorny, woda sprowadzona ze strumienia, gór, rozléwa się po całym ogrodzie urządzonémi korytami. W ogrodzie są latorośle winne, daktyle, oliwne drzewa, brzoskwinie, morele, granaty, i pszenicę zasiéwają. W ogrodzie jest cerkiewka błogosławionego Marka, metropolity Abisyńskiego, który wedle podania kościelnego żył r. 1003, i w cerkiewce téj jest pogrzebany. Po powrocie z Etyopii Marek i towarzysze jego poumiérali. Przy téj cerkiewce są trzy cele. W jednéj z nich na ścianie zapisane imię Sycylijczyka Bernarda Feruleńskiego roku 1624.
Nie wiele i nie dokładnie się ksiądz Porfiry, biskup kijowski, który najpóźnięèj tam, bo w roku 1850 pielgrzymował, dowiedział o dziejach klasztoru tego, o świętobliwych mężach, jak i kiedy się rozprzęgać zaczęły piérwotne prawa; języka Koptów nie znał tak dobrze i nie rozumiał jak greckiego; zupełnie panuje tam niewiadomość, ciemnota, brak nauki. Jako szyzmatyk nie chciał odkryć, i opowiedziéć wpływów, jakie miała stolica Apostolska rzymska, która się opiekowała i najdalszym zakątkiem, najpustynniejszém ustroniem. O téj świętéj opiece najwyraźniéj mówią obrazy włoskie Przenajświętszej rodziny, św. Atanazego wielkiego, i relikwije świętych Piotra i Pawła. Ksiądz biskup Porfiry z niechęcią, ale w sposób zaszczytny wyraził się o stolicy Rzymsko-Apostolskiéj: „Wszystkie te pamiątki są zostawione od tych, którzy lądem i morzem krążą, z miłością dla rzymskich papiéży“. Tak, przez wszystkie wieki krążą po całéj kuli ziemskiéj Apostołowie, którzy miłość Boga łączą z miIością, czcią, i posłuszeństwem dla Namiestnika apostolskiego. W tém posłuszeństwie tylko są bezpieczni, i umocnieni Duchem św., budowanie ich jest na opoce. Drzewo poznajemy z owoców; czém jest szyzma, przekonywa nas stan dzisiejszy klasztoru św. Antoniego, mistrza, wodza, przewodnika prawdziwej, niezrównanéj świętobliwości.
Klasztor z cerkiewką św. Antoniego, stanął ze składek chrześcijan pielgrzymów. Kiedy wiele klasztorów, kościołów chrześcijańskich, w XI wieku w czasie wojen krzyżowych zniszczono, ten został wtedy ocalony. Lat temu 350 dopiero zniszczony został. Zakonnicy nakupili niewolników i robili złoto. Ci zburzyli się, wymordowali monachów, klasztor zburzyli; lat 70 stał w ruinach. Patryarcha Koptów Gabryel, zniewolił zakonników Hitryjskich, którzy byli potomkami św. Antoniego do odnowienia klasztoru, i zamieszkania w nim. Ci mnisi tak byli zniechęceni, tak burzliwi i gwałtowni, że patryarchę przybili tak, aż umarł z pobicia. Dopiero lat 30 temu, biskup jeden spalił księge, zawiérającą przepisy robienia złota, którą zachowywano w klasztorze, i wszystkie potrzebne do tego narzędzia. Te fakta opowiadał przełożony księdzu biskupowi Porfiremu. Tacy to są mnisi szyzmatycey, w najświętszych miejscach.
Wedle relacyi księdza Porfirego r. 1850 mnichów się liczyło 130, należących do klasztoru św. Antoniego. W klasztorze nie mieszkało więcej jak 34, a inni w Kairze, w Jeruzalem, w Buszy, i odbywają w Egipcie wędrówki za jałmużną. Nie płacą żadnych podatków, tylko 15,000 piastrów rocznie baszy za 300 feddanów żyznéj ziemi, którą dla uprawy najmują koło Buszy. Miejscowi fellachowie, to jest Egipscy rolnicy ją uprawiają; pobierają codziennie za pracę około roli 40 pariczek, znaczy 6 kopijek srebrnych. Zakonnicy jedzą mięso dwa razy tylko na rok w klasztorze na święta Wielkanocne i Boże Narodzenie; jak są za klasztornym murem, postów i reguły zakonnéj nie obserwują. Wedle starego zwyczaju, w czasie obiadu czyta jeden przepisy św. Antoniego, lub jaką książkę duchowną. Do klasztoru wewnątrz kobiéty nie wchodzą. Niedawno Szech jeden, uciekając od Mehmeta Alego, w ich klasztorze koczował, krył się. Ale gdy mu dwoje dzieci umarło, odszedł zaraz. Po jego wyjściu mnisi ziemię w ogrodzie, na któréj stał namiot jego, wynieśli, przynieśli drugą z innego miejsca. Urządzają z morskiéj słodką wodę, zagotowują silnie aż do parowania. Parę wtedy zbiérają, którą się zmienia w krople wody zupełnie nie słonéj, bo sól się osadza. Za obwodem klasztoru są pieczary św. Antoniego, w tém miejscu, w którém opuściwszy świat mieszkał w milczeniu i nieustającéj modlitwie. Pieczara jedna jest niższa i obszérniejsza, druga wyższa, ale bardzo szczupła; wejście do nich jest trudne, przez ścieżki kręte, slizkie, wśród największych skalistych urwisk. Pragnął św. Antoni, aby do niego nikt się zbliżyć nie mógł, szczérze postanowił wyzuć się ze świata, świat go wynalazł, ludzie żyjący w stolicach, zbytkami, rozkoszą życia udręczeni, nie znajdując pokoju w duszy, poszli do św. Antoniego, zostali jego uczniami i utworzyli wielki szereg jego naśladowców. Przed piérwszą pieczarą jest przejście między kamiennémi ścianami osobno wykute. Jak budowano piramidy, okładano je płytami najpiękniejszego, wypolerowanego kamienia, dobywając go, gdzie tylko znaleźć mogli. Utworzyły się w górze wyręby ścienne, pieczary, z których skorzystał św. Antoni. Z drugiéj pieczary widać arabajską dolinę i wzgórza za nią; widok bardzo piękny, ale zupełnie pustynny. Pierwsze ustronie św. Antoniego było nad Nilem, ale ztamtąd wyszedł, bo było blizkiém świata i przeniósł się na pustynią najgłębszą, gdzie panują wichry piasczyste, gdzie ludzie nigdy nie mieszkali, gdzie zaszli tylko dla wynalezienia i wyrąbania kamienia. Św. Antoni, niegdy możny właściciel, słowa Ewangelii: „sprzedaj co masz, rozdaj ubogim i idź za mną, a znajdziesz skarb w niebie“, wziął do serca swego, sprzedał majętność, ubogim rozdał i nie znajdując miary w miłości P. Boga, coraz się nią żywiéj, bardziéj unosząc, od ludzi uajzupełniéj się usunął, w jamach kamiennych żywy się zagrzebał. Pieczary jego zostały kamieniem węgielnym budowy nowego, dotąd nieznanego społeczeństwa pustelników i zakonników. Z modlitwy i życia pustelniczego św. Antoniego, jakby ze źródła wielki wypłynął strumień. O św. Antonim św. Hieronim pisze: „Antoni, kiedy usłyszał mieszkając na brzegach Nilowych, głos, rozkazujący mu iść w głębią pustyni, przez trzy dni idąc, doszedł do miejsca, które Bóg mu na mieszkanie oznaczył. Błogosławiony mąż zamieszkał przy kamienistéj górze, z któréj spodu płynie woda, tworząc strumyczek[5]. Około strumyka rosły daktyle przyjemne i potrzebne dla życia[6]. Blizko drzew i strumienia zamieszkał Antoni w pieczarze, w któréj tyle było przestrzeni, ile mógł zająć jeden człowiek (w tém miejscu jest dziś cerkiew św. Antoniego). Sadził winogrady, drzewa, i własną ręką pracował w ogrodzie. Oprócz téj pieczary było jeszcze dwie wybitych w górze, niemal u szczytu jéj, wejście do nich było przykre, niebezpieczne, po krętych, stromych i skalistych ścieżkach. Do jednéj z nich oddalił się święty, gdy się dowiedzieli o jego mieszkaniu przy potoku, lecz i tam się nie ukrył przed duchownémi dziećmi swemi“. Społeczeństwo pogańskie było na szczycie swego rozprzężenia, chociaż jaśniało zewnątrz bogactwem, pięknością sztuki, ale zatruwało dusze. Nauka ówczesna nie oświécała, ale udręczała; wielu przeto ludzi, bogactwa, nauki opuszczali, spiesząc do źródła prawdziwéj mądrości. Prześladowania chrześcijan, wypędzały ich z miejsc publicznych; religija chrześcijańska, gdy się nią zupełnie przejęli i zrozumieli, zapalała do czystości, ubóstwa, zrzeczenia się pychy i własnéj woli. Dwie anielskie najwyższe cnoty: czystość, którą się równa człowiek i przewyższa anioły; ubóstwo, które daje siłę, jakiej mocarz posiadać nie może, utrzymywały się i rozwijały tylko posłuszeństwem. Życie zakonne, klasztory, zostały skutkiem zrozumianéj, pojętéj i rozwinionéj religii chrześcijańskiéj. Przykład jednego pobudzał tysiące, gdyż społeczność potrzebowała pomocy prawdziwéj nauki, chleba żywota, od mężów doskonałych i wybranych. Pustelnicy zamienili się w zakonników; pieczary pustelnicze zrodziły klasztory na Wschodzie i Zachodzie. Św. Antoni był ojcem duchownym św. Atanazego Wielkiego, jego najżywiéj umiłował, dał mu swój płaszcz. Św. Atanazy, ten godny mistrza swego uczeń, stanął w Kościele jako wielki doktor, nauczyciel, pogromca heretyków, kolumna Kościoła Bożego, światło jaśniejące przez wszystkie wieki.
Z baszty przy klasztorze św. Antoniego można się przypatrzéé Chamsynowi ognistemu, palącemu wichrowi pustyni. Leci z piasczystych stepów zachodniéj Afryki. Nazywa się tam Semum, w Egipcie Chamsin. Wysoko wznosi piaski, pędzi je, wykręca w powietrzu; i obryzguje ziemię; wydaje się jakoby uléwny dészcz piaszczysty. Rzuty jego i porywy bywają silne, łamie drzewa, wyrywa je z korzeniem; i wzgórza piaszczyste z miejsca na miejsce wynosi. Powiéw suchy, gorący, niebezpieczny, szkodliwy; zmienia się jakby w ognisty płomień, silniejszy od požaru. Jeśli od tego wichru palącego zginie zwiérzę, lub umrze człowiek, to ciało i kości ich wysychają tak, zupełnie są cieniuchne, i najlżejsze. W czasie trwania téj burzy, utrudnia się oddech, puls bije silnie, nierówno; w ustach sucha gorycz; w całém ciele omdlenie. Z początku zawyje w dolinach i w górach; zamienia się w straszny potém wicher; a w półtrzeciéj godziny najwyższa jest siła jego. Z wieży patrząc nie widać ani doliny, ani gór, ani nieba; tylko ciemność zupełna, na tle żółtawy kolor piasku się odbija, piaskowy dészcz, raczej mąka żółta, to się zlepia, to się rozlepia, to się unosi, to opada wichrem, wykręca się, leci, bryzgami spada na ziemię. Słychać ryk, wycie, świst, łopotanie bijących się o siebie kamiennych piasków, i krzemyków. Gorącość i płomień się rozléwa, jakby z rozżarzonego pieca; a co dziwniejszego spadają krople gorącéj wody, łzy natury cierpiącéj. Jak te krople tłumaczyć, czy wicher przechodząc przez Nil, jego wody porywa?
Ustronie św. Pawła jest posępniejsze, bardziéj pustelnicze, jak św. Antoniego. Z pieczar św. Antoniego widziéć można morze Czerwone, Arabajskie potoki, koczowiska Arabów. Święty Paweł w najgłębszéj i najdzikszéj zanurzył się pustyni, z któréj nic już widziéć nié można. Jedzie się do klasztoru św. Pawła doliną Uadi-Der, która jest przeciw góry nagiéj, wielkiéj tak rozerwanéj, zdaje się jakby nosiła ślady zniszczeń potopu. Skały z miejsca ruszone poobalały się, lub stérczą oddzielnie wyrwane ze swego łożyska. W dolinie Uadi-Der jest klasztor św. Pawła, który daje się widziéć zbliżywszy się do niego. Wchodzi się za pośrednictwem sznura, który wciąga podróżnych. Księży przybyłych wprowadzają z procesyą. W obwodzie klasztornym, w jego obmurowaniu, między celami klasztornémi wznosi się cerkiew pod tytułem św. Jana Chrzciciela, zbudowana wedle ery Koptów r. 1443 to jest 1727. Poświęcił ją dziesiąty patryarcha O. Jan, budował architekta Jerzy Józef, jak świadczy napis. Zwyczajem koptów, ma ośm kopułek bez szyjek, na samym dachu są postawione. Ikonostas ma, jak mówią ruscy szyzmatycy, głuchy, to jest bez obrazów. Niewidzialna ręka z Europy zachodniéj dosięgła i tego klasztoru. Największą i jedyną ozdobą sobornéj cerkwi jest obraz włoski św. Marka ewangelisty, apostoła egipskiego, pierwszego aleksandryjskiego patryarchy, patrona Wenecyi. Siedzi święty Marek rozmyślający. U nóg jego dwie księgi pargaminowe. Zdala widać Piramidę. Obraz znakomity w dalekim Wschodzie wzbudza podziw niezwyczajny w szyzmatyckich nawet wędrowcach, a radość i nadzieję w katolickich pielgrzymach, którzy wierzą, że będzie jeden pastérz, i jedna owczarnia. Tym pastérzem jest namiestnik Chrystusa, zastępca Jego, głowa widoma, biskup rzymski papiéż, Ojciec święty!!
W cerkiewce niewielkiéj, lecz jasnéj św. Makarego, jest bardzo piękny włoski obraz, o którym dokładnie i obszérnie powiedziéć nie chce, i nie umié szyzmatycki historyk biskup Porfiry, tylko się wyraża: „Prześliczny obraz włoskiego pęzla św. Cyrylla Aleksandryjskiego, przysłany tu przez katolika.“ Pieczara świętego Antoniego jest za murami klasztoru próżna, i w niéj tylko stoi stół i ławeczka, do kładzenia chleba, a pieczara św. Pawła, jest w cerkwi, i stoi tam trumna, w której, jak mówią, jest ciało jego. Oprócz sobornej i św. Makarego, jest trzecia świątynia, pod tytułem 23 Apokaliptycznych starców; wchodzi się do niéj z przysionka cerkiewnego, schodami na dół. Na ścianach są napisy w języku Koptów, których sami już nie rozumieją, i wytłumaczyć nié mogą. Cerkiew jest wązka, długa, dość wysoka, ale ciemna, przy zapalonych świécach widziéć ją można. Przy téj cerkwi jest mała kaplica św. Antoniego. Koło kaplicy zaraz pieczara św. Pawła, oddzielona drewnianą kratą. W pieczarze, pod sklepieniem wiszącéj skały, stoi kamienna trumna mało nad podłogę wywyższona. Nad trumną nié ma daszku, ani krzyża, nie goreje lampa. Na ścianie pieczary jest wymalowany św. Paweł, w całéj postaci, z rękoma podniesionémi do nieba, kruk w dziobie niesie mu chléb, dwa lwy liżą stopy jego. Z pieczary wchodzi się do kapliczki bardzo ciemnéj, jak do grobu, i szczupłéj, w niéj się tylko mieści jeden ołtarz na cześć św. Pawła. Pieczara jest tą samą i taką, jak była za czasu św. Pawła.[7] Na ścianie cerkiewki obrazy 24 Starców z Apokalipsy, w najzepsutszym są smaku, gorsze od bizantyńskich. Z cerkiewki téj są schody do cerkwi św. Makarego. W klasztornéj wieży zębczastéj i kwadratowéj, są ubiory kościelne i książki. Z téj wieży góry widać półwyspu Synajskiego; najszczególniéj szczyt góry św. Katarzyny. Klasztor jest to wielki czworokąt, rozdzielony na dwie nierówne połowy. Południowa część zajęta gęstémi rozmaitémi budowlami; północna ogrodem i częścią kościoła 24 apokaliptycznych starców. Za ogrodem jest obmurowany dziedziniec, w nim jest zbudowany ukryty wodociąg, napełniony wodą zdrową, słodką, z tego samego strumienia, w którym gasił św. Paweł pragnienie. Za jego czasu strumień płynął przez Dolinę Der, około pieczary ocienionéj rozwiniętym, daktylowym gajem.
Święty Paweł pustelnik rodził się w Tebaidzie; zakonnicy utrzymują, że w Aleksandryi. Bywając na pogrzebach silnie się wzruszył; uczuł znikomość świata, i opuścił go. Na pustyni żył niewidziany, i nieznany. Nikt jego pokoju nie zamạcił, i nie przerwał jego milczenia. Duszę swą wzniósłszy do Boga, żyjąc na ziemi jeszcze, zanurzył się w Niebie. Po śmierci jego św. Antoni zgromadzał przy jego grobie i pieczarze pustelników, i założył kościół chrześcijański, a potém klasztor. Ten się coraz powiększał i upiękniał darami chrześcijan. Kiedy szyzma potrafiła najświętsze ustronie zgorszeniem napełnić, klasztor św. Antoniego był spustoszony; temuż uległ losowi klasztor św. Pawła. Patryarcha Gabryel, nad którym się zakonnicy pastwili, i byli przyczyną jego śmierci, wznowił go, i osiedlił mnichami Nitryjskiémi. Około roku 1703 sto trzeci patryarcha Jan, jeszcze więcéj tam zakonników wprowadził i ustanowił duchowną szkołę. Z klasztoru św. Antoniego przysyłano tu młodzież dla uczenia się duchownych nauk. Były niezgody między témi dwoma klasztorami. Paulinowie od Antonijanów się oddzielili, zatrzymali u siebie swoich, i przeszli pod najzupełniejszą, bezpośrednią władzę patryarchów koptyjskich. Klasztor św. Pawła w roku 1850 miał 32 mieszkających mnichów. Pomimo niedostatków, klasztor dzieli się chlebem z okolicznymi Beduinami. Z początku czynili z bojaźni, ale od czasów Mehemetego-Alego, robią to z miłosierdzia. Mają ciekawy rękopism arabski in folio, życia patryarchów aleksandryjskich od Marka Ewangelisty do 74 Władyki Jana. Żywot jego jest napisany w drugiéj części. Mówi Porfiry kijowski: „Zaleciłem z tego rękopismu przetłumaczyć żywot koptskiego patryarchy Benijamina, za którego Egipt był zawojowany przez Arabów. Oto jest treść jego: Benijamin w młodości swojéj, zostawił ojca i matkę, i poszedł szukać w pustyni dla siebie zbawienia. Zjawił mu się Anioł i powiedział: Ty godzien paść owce Chrystusowe. Istotnie potém był patryarchą za greckiego cesarza Heraklijusza. Patryarcha mieszkał w klasztorze św. Makarego. Cesarz Heraklijusz żądał od egipskich chrześcijan, aby przyjęli ustawy Chalcedońskiego Synodu. Jedni je przyjęli, drudzy się oparli. Heraklijusz spalił Benjaminowego brata za jego upór w utrzymywaniu herezyi. Monofizytów jednych więził, drugim groził utopieniem w morzu, lub w Nilu. Z jedynowiercami prawowiernémi obchodził się łaskawie, wynagradzał, i naznaczał z nich biskupów. Przyśniło mu się, że obrzezańce odejmą mu Egipt. Pomyślał o Żydach, i rozkazał ich chrzcić. Ale zjawił się Mahomet. Czciciele tego proroka obrzezani, jeszcze za Heraklijusza zawojowali Syryą 641 roku ery chrześcijańskiéj, a 357 ery męczeńskiéj. Koptom Kalif Omar wypowiedział wojnę, zniszczył twierdzę w Egipcie, i Grecką flotę spalił w Aleksandryi. Mieszkańce Aleksandryjscy zaraz mu się poddali i otrzymali różne ulgi. Arabi wtedy spalili kościół piérwotny św. Marka patryarchalny Aleksandryjski, stojący nad morzem. W czasie požaru jeden chrześcijanin, który miał własny statek, uniósł głowę św. Ewanngelisty, i z nią popłynął. Omar zapragnął wiedziéć gdzie, się znajdował Benjamin, który w czasie prześladowania Monofizytów ukrył się do klasztoru na pustyni, który jako i brat jego, uwikłany w błędach téj sekty, trzynaście lat się chował. Po zawojowaniu Egiptu jawił się przed Kalifem, podobał się zwycięzcy, chwalił go jako Bożego męża, prosił go o modlitwę, aby mógł zawojować Grecyą; jeśli się to stanie, uczynię co zechcesz. Omar skłonił ku Benjaminowi swą uprzejmość i dobrą wolę i posłał pułki swoje do Grecyi. Benjamin odwracał wtedy biskupów od przyjętego wyznania wiary w soborze Chalcedońskim, niektórych skłonił ku herezyi, ale wielu pozostało niezachwianymi, i niezłomnymi. Chrześcijanin, który uwiózł z Aleksandryi głowę św. Marka, nie mógł od brzegów odpłynąć i wrócił do portu; i o tym cudzie opowiedział rządcy Egiptu, który o tém uwiadomił Benjamina. Wziął Benjamin ze statku święte relikwije, a widząc cud ten władca Egipski dał pieniądze Benjaminowi dla odnowienia, i wzniesienia na nowo kościoła patryarchalnego św. Marka Ewangelisty w Aleksandryi.“
Tym sposobem Koptowie odstąpili siedmiu soborów. Po wygnaniu Heraklijusza z Egiptu, Benjamin Monofizyta dobrych chrześcijan Egipskich zaraził, wielką zadał klęskę Koptom pobożnym, pełnym prostoty, którzy z wielkiem wzruszeniem przystępują do Przenajświętszego Sakramentu.
W opisach żywotów św. Antoniego i Pawła czytamy: Św. Antoni ze swojéj pustyni przybył za dwa dni do mieszkania św. Pawła, i dziś pielgrzymi drogę z klasztoru św.Antoniego do klasztoru św. Pawła w dwóch dniach odbybywają. W klasztorach św. Antoniego i św. Pawła zakonnicy fabrykowali pieniądze. To spowodowało ich zburzenie. Nieprzyjaciel oszczędził, uszanowali Beduini, runęły z powodu zagnieżdżonego bezprawia zakonników. Rząd dowiedziawszy się, to uczynił; czy robotniey pewni bezkarności jako świadkowie i pomocnicy téj ohydnéj czynności, dla zbogacenia się, klasztory zburzyli. Tak nieszczęśliwy owoc wydał Kościół wschodni szyzmatycki. Co do obserwancyi obecnie tam żyjących mnichów, możemy mieć wyobrażenie z tego, że przełożony w roku 1850 od kilku lat rządząc klasztorem w nim nie mieszkał, ale w Buszy, gdzie się trudnił gospodarstwem. Jaka może być karność, jakie życie duchowne w zgromadzeniu, którego przełożony jest nieobecny. W klasztorach wschodnich, w najświętszych miejscach, zakonnicy ogólnie, i szezegółowo, żadnych zatrudnień nie mają, mogących się zastosować do społeczeństwa. Nauczaniem, miłosierdziem się nie zajmują, nic nie drukują i nie wydają, zaledwie czytać umieją. Co do klauzury usunienia kobiét, i postów, to zachowują; ale wtedy tylko, gdy są w klasztorze; za murem klasztornym są niezależni i wolni nawet w obyczajach. Zostawiają zwykle małą ilość mnichów w klasztorze, a większa część dla interesów klasztornych mieszka w miastach, wędruje po kraju, do klasztoru nie wraca. Klasztory zachodnie familijnie są połączone w jednę prowincyę, pod jednym rządem, wspólnie sobie pomagają, przenoszą zakonników z jednego do drugiego klasztoru dla lepszego utrzymania karności, dla rozdzielania tych, którzyby się z sobą zgodzić nie mogąc, zostać mogli przyczyną zgorszenia. Wschodnie nie zachowują z sobą miłości bratniéj i trwałego stosunku; np. klasztor św. Pawła oddalony o dwa dni drogi od św. Antoniego, i oba w pustyni; w sporze z sobą są i były. W klasztorach mieszkać nie chcą, nie uczuwają w tém upodobania. Ciągle jeżdząc, i za obwodem klasztornym mieszkając, do ostatecznego rozprzężenia, i zupełnego upadku przyszli. Pod cieniem najświętszych imion i przykładów najdoskonalszych, duch tych wielkich prawodawców dziś w wschodnich zakonnikach nie żyje. Nikt nie prześladuje klasztorów wschodnich, nie odbierają im majątków, nie znają losu klasztorów zakonów zachodnich. Liberalistów hasłem w Europie jest zniesienie klasztorów, ta myśl, i ten cel jednoczy ich z sobą; majętności zakonne bez żadnego skrupułu zabierają jakby ich posiadacze ludźmi nie byli. Coby uczynili dla pogan ze względu, że przecież ludźmi są, tego dla zakonów katolickich uczynić nie chcą. Zakony jednak nie upadają na Zachodzie, mają siłę i moc bytu z Ducha św., który wszystkiémi dary ich ubogaca; całą mocą swéj nieśmiertelnéj siły pokrzepia. Na Wschodzie, bronione, zabezpieczonę w prawach swoich, najboleśniéj, bo duchowie i moralnie runęły. Zakony są to kolumny Kościoła. Na Zachodzie widzimy zakon Jezusowy, na który się zawzięła zapalczywość, nienawiść ludów, prześladowanie rządów; jest coraz doskonalszym i silniejszym. Powiększa się z każdym dniem liczba czcicieli jego, których rzeczywistą doskonałością życia swego obudza. Na Wschodzie, któż jest prześladowcą zakonów? ale któż jest ich obrońcą, czcicielem? O jak bolesny jest stan calego chrześcijaństwa wschodniego obrządku, oddzielonego, oderwanego od rzymsko-katolickiego Kościoła. Pomimo dochowanych niezmiennie starych form i obrządków, w klasach ukształconych ustała wszelka wiara; rozwinęła się, wnikła w obyczaj pogarda dla własnego duchowieństwa, szczególny niesmak. Największe błędy, ostateczne niedowiarstwo, nihilizm, porywa z taką łatwością umysły w szyzmie. Duchowieństwo pozbawione współczucia wyznawców, coraz nieszczęśliwiéj upada. Gdzie istniała najgorętsza modlitwa, najwyższa pokuta, synowie śś. pustelników rozbiegli się po miastach, trudniąc się handlem, rozlicznémi spekulacyami; a mnisi klasztorków Nilowych są w najohydniejszym stanie ducha i moralności. Jakby przy wieży Babel rozlicznością języków zupełnie się oddalili jedni od drugich, i przez tyle wieków nie zgodzili się, nie znależli jednego języka wspólnego dla wszystkich narodów, wyznających chrześcijańską religiją wschodniego obrządku; nie ustanowili jednéj zwierzchności duchownéj. Władza bowiem patryarchów jest imienną, i coraz zakres jéj się zmniejsza. Przyszli do odrętwienia i skrystalizowania w sobie życia religijnego. Zasady rzymsko-katolickiego Kościoła są niezmienne, na Opoce jest postawiony, nie odmienia nauki swojéj, ale działa i żyje. Stagnacya jest cechą i dowoden odszczepieństwa. Religija chrześcijańska wschodniego obrządku, w Grecyi, w Egipcie, nie ma celu polity cznego, nic jest narzędziem celów ziemskich doczesnych. Ta sama religija za obwodem Egiptu, Grecyi, Azyi mniejszéj, Syryi w cesarstwie Słowiańskiém jest formą doskonale ulaną, w któréj się wszystko przerabia na to, co zamierza, co postanowił, co chce mieć rząd tego państwa. Dla tego żadne wyznanie nie jest ocechowane taką odrazą i wstrętem, choćby było zupełnie antychrześcijańskie. Przyjąć wyznanie grecko-rosyjskie znaczy zostać renegatem nie tylko religijnym, ale narodowym, i być wyzutym z godności ludzkiéj, z wszelkiéj prawości, zostać wyrodkiem, i przyjąć cechę, piętno, najwyższéj hańby. Nigdzie religija nie była narzędziem tak doskonale ulaném, tak dzielném, dla ziemskich i szkodliwych celów. Jeśliby kto został z katolików Islamitą, co się niestety, dość często w tym wieku zdarza; popełnił czyn zbrodniczy w sumieniu wiernych katolików; naraził zbawienie swéj duszy; ale nie jest ocechowany piętnem najzupełniejszéj podłości, jaką są oznaczeni ci, co przyjęli rosyjską szyzmę, nazwaną prawosławiem. Nie można bardziéj poniżyć religii chrześcijańskiéj, gdy liczba wyznawców przymusem się zwiększa, lub przywilejami, które temu wyznaniu tylko wyłącznie służą. Do takich następstw przywiodło oderwanie się od Kościoła, od prawéj jego zwierzehności, od nieomylnéj Głowy, czyli rozdział z Duchem Świętym.
Rozpatrzenie gruntowne, uważne dziejów Kościoła wschodniego oderwanego, wejrzenie pilniejsze w obecną ich naukẹ, instytucye, najszczególniéj w zgromadzenia ich zakonne, najsilniéj utwierdza w katolickiéj religii; i bardziéj w niéj ugruntowuje; jest jedną z najlepszych dróg do poznania prawdy. Szuwałów grecko-rosyjskiego wyznania, który dziś jest najgorętszym katolikiem, powiada w wyznaniu swojém: „że przeczytanie dzieła Murawijowa ostatecznie zniszczyło jego wahanie się i najzupełniej skłoniło na stronę katolickiego Kościoła.“
Przytoczmy to, co napisali o Thebaidzie francuscy pisarze.

O Thebaidzie.

Thebaida, Thebaico regio, tworzy dziś Saidę, i część południową Oustanieh; to jest stronę południową Egiptu, która obejmuje siedm prowincyj (nomes) Egiptu wyższego, ośm Egiptu średniego, i wielką oazę, która za Rzymian była osobną prowincyą. Stolicą jéj były Theby, od których nazwisko wzięła. Ta część Egiptu była najpierwéj zaludnioną i ucywilizowaną, tu zamieszkiwały najstarożytniejsze dynastye królów egipskich. Zamieszkała część Thebaidy leżała wśród pustyń, które ją na wschód i zachód otaczały. Do tych to pustyń chronili się pierwsi anachoreci i pustelnicy chrześcijańscy: jak św. Makary, św. Pakomijusz i św. Antoni.

(Diction. univ. d’Histoire et de Géographie par Bouillet, 1872 r.)

Płynąc w górę Nilu spotykamy ruiny słynnego miasta Theb, o którém powiadano, że miało sto bram.
W pustynią wyższego Egiptu albo do Thebaidy, chroniło się we trzy wieki po Chrystusie wielu Świętych, którży się poświęcali życiu pokutniczemu. Pozostałe po nich ślady bytu w niektórych klasztorach, odwiedzane są przez pielgrzymów, i szanowane po wszystkie czasy przez samychże Turków.

(Géographie universelle de Villiams Guthrie. Paris, 1820.)

W czasie pierwszego podziału césarstwa Rzymskiego, Thebaida wchodziła w skład Egiptu. Ammian Marcelin żyjący w IV wieku pod cesarzami Walentynijanem i Walensem, pisze, że Thebaida była jedną z trzech prowincyj, składających Egipt; w notatach zaś Leona Mędrca znajdujemy podzieloną na dwie prowincye: jedną z nich nazwano Pierwszą Thebaidą ze stolicą Antinoe; a drugą, Drugą Thebaidą ze stolicą Ptolomaidą. Obie zawierały wiele biskupstw. Thebaidę rozsławili pustelnicy, którzy tu najpierwéj i najliczniéj zamieszkiwali. O. Coppin w opisach swéj podróży do Egiptu széroko rozwodzi się o miejscach zamieszkiwanych, lub mogących być zamieszkanémi przez pustelników.
Thebaida zmieniła swą postać od czasów jak Turcy i Arabowie objęli nad nią panowanie. Thebaida dziś jest jedną z prowincyi najmniéj zamieszkałych; a wydaje tylko zboże, niektóre jarzyny, kmin i koper.
Jaskinie niższéj Thebaidy, są to wydrążenia w pewnych odstępach ręką ludzką zdziałane w łamach kamienia, na przestrzeni od 15 do 20 mil. Znajdują się wydrążenia te w górach po stronie wschodniéj Nilu, z wnijściem od rzeki, która ich stopy obmywa; z samego widoku wnosić można, że to były skały należące do łańcucha gór, będąeych na samym brzegu Nilu, zkąd dobywano kamienie dla budowy sąsiednich miast, piramid i innych gmachów. Po wydobytych głazach pozostały jakby komnaty obszerne, ciemne, niskie, w nieregularnym szeregu i bez symetryi. Sklepienia wydrążeń niskich i nierównych są podtrzymywane kamiennémi słupami, które górnicy umyślnie zostawiali dla podparcia ich.
Nie masz nic podobnego do łomów skalnych jak groty Thebaidy i one zapewne ten początek miały. Herodot powiada, że król Kleofas, używał 100,000 ludzi przez lat dziesięć do łamania kamienia w górach na wschodniéj stronie Nilu i do przenoszenia ich za rzekę. W drugim zaś dziesiątku lat użyto 100,000 ludzi dla wzniesienia piramid z białych i miękkich przy wydobyciu kamieni, a które na powietrzu stwardniały i zciemniały. Z tych samych łomów następcy Aleksandra i Rzymianie wydobyli niezmierną ilość kamieni przy zakładaniu miast i osad. W tych łomach znajdują się wykucia do sześciu stóp długie, a dwie szerokie, mogły służyć do grzebania umarłych. Do tych łomów chroniło się wielu pustelników, jak to widno z wielu celek bardzo małych, wykutych w sklepiskach tych ciemnych jaskiń, których drzwi i okna zaledwie mają stopę kwadratową.

(Extroit de l’Encyclopédie de M. Diderot à Genève, 1678).

Jedną z najpoetyczniejszych i najpiękniejszych pamiątek starożytnych jest życie zakonne, pustelnicze; zasługuje na uwielbienie. Prorok Elijasz uciekając przed zepsuciem Izraela schronił się na brzegi Jordanu z kilką uczniami, gdzie żył tylko ziołami, i korzonkami. Odtąd życie zakonne jakby dziedzictwem spada przez proroków i św. Jana Chrzciciela na Jezusa Chrystusa; który często usuwając się od świata chronił się w góry na modlitwę. W krótce potém Therapeteuticy pojmując doskonałość życia ustronnego przedstawili piérwszy wzór zakonów chrześcijańskich w okolicach jeziora Moeris. Za Pawła, Antoniego, i Pakomijusza, zjawili się święci Thebaidy, którzy napełnili Karmel, i Liban arcywzorami pokuty. Głos chwały i cudów wznosił się z najdzikszych pustyń, niebieska muzyka zléwała się z szumem wodospadów i potoków; Serafinowie nawiedzali pustelnika, lub nad obłoki unosili jego duszę, promienną. Lwy służyły świętym samotnikom za posłańców; kruki przynosiły im mannę niebieską. Miasta pyszne ujrzały upadającą swoję sławę starożytną, obok chwały pustyni.

(Origine de la vie monatique. Chateaubriand.)

Pustelnicy Thebaidy. Mieszkali w celkach zwanych Laury, i nosili jak założyciel ich św. Paweł odzież z liści palmowych. Inni mieli włosiennice utkane z sierści gazelli, niektórzy, jak pustelnik Zenon, zarzucali na swe ramiona skóry dzikich zwierząt. Serafijon chodził owinięty całunem, który miał go okrywać po śmierci. Zakonnicy Maronici w pustyniach Libanu, Eremici, Nestoryanie wzdłuż Tygru, i w Abisynii, przy wodospadach Nilu, nad brzegami morza Czerwonego, wiedli życie tak niezwyczajne, jak były pustynie, gdzie się ukrywali. Kopt przyjmując życiė zakonne, wyrzekał się wszelkich przyjemności, i trawił czas w pracy, poście, modlitwie, i na posługach bliźnim. Sypiał na twardém łożu, i to zaledwie chwil kilka. Pod piękném niebem egipskiém, wśród ruin Theb i Memphis śpiéwał Panu pieśń uwielbienia. Częstokroć echa piramid zanosiły cieniom Faraonów hymny rodziny Józefa. Pobożny pustelnik nad ranem śpiéwał chwałę prawdziwego Boga; głos jego harmonijny dźwięczał o wschodzie jutrzenki. Wyszukiwał zbłąkanego Europejczyka, wśród sławnych ruin, ocalał go od napaści Araba, uprowadzał do swéj celki, oddając nieznajomemu pożywienie, które go sobie odmówił. O! niezmierna i wzniosła ideo chrześcijańska! ktỏra czynisz chrześcijanina Chińczyka przyjacielem Francuza; dzikiego neofiitę, bratem mnicha Egiptu! Nie jesteśmy już cudzoziemcami na jednéj ziemi, nie możemy się już na niéj zabłąkać; Jezus Chrystus wrócił nam dziedzictwo wydarte grzéchem Adama. Chrześcijanie! nié ma już oceanów i pustyń dla was, usłyszycie wszędzie język naddziadów, i znajdziecie strzechę rodzinną!... Wszystko to jest cudne, gdy połączone z rozmyślaniem i modlitwą. Odejmij tylko imię Boskie i obecność Bożą; a cały urok zniszczeje.

(Chateaubriand. Tabl. des moeurs et de vie réligieuses.)

Arsenijusz, rodem Rzymianin, syn bogatych rodziców pędził samotne życie, gdy cesarz Teodozy udał się z prośbą do papiéża Damazego, aby mu wybrał nauczyciela do dwóch jego synów, Arkadyusza i Honoryusza. Ojeiec św. zwrócił swe oczy na Arsenijusza, i wysłał go do Konstantynopola. Cesarz osypał go zaszczytami, i bogactwami, i uczynił opiekunem i nauczycielem swych synów. Przez lat jedynaście spełniał swe wysokie powołanie, w końcu spostrzegłszy, że młodzi książęta niechętnie rad jego słuchali, wymówił się od dalszych usług. Spełnił dawny swój zamiar, świat opuścił, około r. 394 schronił się do Egiptu na pustynię Scety, mając wieku swego lat 40.
Po ciężkich próbach, przyjęty do klasztoru św. Jana, Arsenijusz odznaczył się pokorą, i gorącością ducha. Odzież jego była najuboższą, chciał się ukarać za przepych, którego używał na dworze cezarów. Pewnego dnia oficer cesarski przyniósł Arsenijuszowi testament jego krewnego, senatora, który umiérając zrobił go swym spadkobiercą. Święty zapytał, jak dawno umarł jego krewny? Dowiedziawszy się, że od kilku miesięcy, odpowiedział oficerowi: „Ja daleko wcześniéj umarłem, jakże mogę być spadkobiercą.“
Wielki ów mąż, zakosztowawszy rozkoszy świata, miał go potém w takiém obrzydzeniu, iż co rok uroczyście obchodził dzień, w którym za łaską Bożą od niego się oderwał. Dnia tego przyjmował komuniją świętą, trzech ubogich opatrywał, jadł trochę gotowanych jarzyn, i otwiérał drzwi swéj celki licznie odwiedzającym go zakonnikom. Pokora jego odpowiadała innym jego cnotom; pełen najgłębszéj nauki, miał wielki dar wymowy. Powierzchowności wspaniałéj, tak cichy, skromny, jakby był najmłodszym z braci. Przez pięćdziesiąt lat ten wielki święty opłakiwał w zakonie grzéchy i występki świata. Gdy ostatnia jego godzina nadeszła, myśl o mającym nastąpić sądzie Bożym łzy wycisnęła; jednakże nie zakłóciła pokoju jego pięknéj duszy. Umarł 449 w 95 roku życia swego.
W miarę powiększających się zbrodni, i zaburzeń w świecie, Búg zsyłał środki odpowiedniéj obrony przeciw nieprzyjacielowi rodu ludzkiego. Zaludniały się pustynie wybranymi. Ich liczba wzrastała niezmiernie. Do téj epoki odnieść należy założenie Laur czyli Ławr. Ławra był to grunt oznaczony w półkole wśród pustyni; środek jego zajmywał kościół, przybytek Boga nieba i ziemi; obwód zaś jego stanowiły cele opodal od siebie zbudowane, zamieszkałe przez pustelników, ludzi anielskiego stanu.
Najpiérwszą z Ławr założył w roku 440 św. Gerazym, o trzy mile od Jerozolimy, nad brzegami Jordanu, tam właśnie, gdzie niegdyś brzmiały głosy proroków św. Jana, i samegoż Zbawiciela. Składała się z 70 celek. Zakonnicy mający przełożonego, przez pięć dni w tygodniu nie wychodzili z celi, żywili się jedynie chlebem, wodą, i daktylami. W sobotę i w niedzielę, schodzili się do kościoła, gdzie wspólnie śpiewali kościelne hymny na chwałę Bożą, i spełniali święte tajemnice. Spożywali ciepłą strawę, i pili potroszę wina, po nieszporach w niedzielę, wracali do celek, z zapasem żywności, z chlebem, solą, i daktylami. Zajmowali się pracą ręczną, nie palili ognia, ani nawet lamp do czytania.
Jedną z ustaw ich było, aby każdy zakonnik wychodząc ze swéj celi zostawiał drzwi otwarte, na znak, że nie posiada żadnéj własności, i że każdy z braci miał prawo rozrządzać się jego małą ruchomością. Święty Gerazym umarł roku 475.
Życie tak doskonałe znajdujemy we wszystkich pustyniach Wschodu i Zachodu. Św. Jan Chryzostom, zakonników mieszkających koło Antyochii tak opisuje: „Wstają po piérwszém zapianiu koguta, czyli o północy. Odmówiwszy Jutrznią i Laudesy, każdy zajmuje się w swéj celi czytaniem Pisma świętego, lub przepisywaniem ksiąg, następnie wszyscy udają się do kościoła, gdzie odmawiają godziny Laudesy, potém wracają w milczeniu do cel swoich. Nigdy nie rozmawiają z sobą. Rozmowa ich jest z Bogiem, prorokami, i apostołami, których Boskie pisma rozważają. Żywność ich składa się z trochę chleba i soli, niektórzy „dodają do tego nieco oliwy, słabi nieco roślin, i jarzyny. Posiliwszy się, odpoczywają chwilę, według zwyczaju mieszkańców Wschodu, a potém znowu wracają do pracy. Robią koszyki, włosiennice, uprawiają ziemię, rąbią drzewo, przyrządzają pokarmy, umywają gościom nogi, i usługują im z wielką miłością, nie pytając się czy są bogaci, lub ubodzy. Rogoża, położona na ziemi służy im za posłanie, odzież robią z sierści kóz i wielblądów, lub ze skóry grubo wyprawnéj. Najubożsi żebracy nie chcieliby jej użyć. A znajdują się pomiędzy niémi tacy, którzy się rodzili i wychowali w bogactwie, i dostatkach. Nie noszą obuwia, nie posiadają własności; wszystko, co ma służyć do zaspokojenia koniecznych potrzeb, oddają na własność ogólną. Biorą spadki po zmarłych krewnych, ale na to tylko, aby je rozdać ubogim. Wszystko téż co mogą oszczędzić z własnéj pracy, przeznaczają na ten cel. Wszyscy mają jedno serce i jednę duszę. W celach ich panuje nieprzerwany pokój, i czysta radość, których napróżno szukalibyśmy wśród najświetniejszych powodzeń. Pustelnicy ci, przy końcu wieczornéj modlitwy ściśle rozważając sąd ostateczny, pobudzają się do nieustannéj czujności, i gotują się do ścisłego rachunku z każdéj chwili życia, jaki wszyscy zdać będziemy musieli.“
Pustelnicy, o których św. Chryzostom mówi, byli z okolic Antyochii. Idąc drogą z Antyochii do Seleucyi, spotykamy rzek siedm. Są to strumienie wypływające z góry, leżącéj na przeciw Antyochii. Górę tę zowie Gillaume de Tyr, Montagne Noire, Starożytni Pierius, Arabi Gebel-el-Hamar. Wypływająca ze źródeł woda zowie się Neros, i górę dla tego nazwano Montagne noire. I de Vitry w XIII wieku mówi: że na tych górach widział wiele klasztorów łacińskich, i greckich, pustelników różnych plemion i narodów. Pustelnicy i zakonnicy antyochejscy zachowywali przepisy, regułę pustelników Tebaidy. Jednocześnie z Tebaidą zaludniły się pustynie góry Pierjus. Słońce chrystyanizmu w Antyochii i jéj okolicach świéciło. Chrześcijaństwo i Kościół w Antyochii, był jednym ze znakomitszych i kwitnącym. W Antyochii zajaśniał mąż Boży, który się tu nad brzegiem Orontu urodził; któż mu wyrówna w wymowie, w dziwnéj słodyczy, z jaką opowiadał słowo Boże. Jego usty duch Boży kruszył i zachwycał, doktór, ojciec Kościoła jeden tylko nazwany Złotousty. Ojcowie święci nazwali go opowiadaczem wyroków Bożych. Genijalne zdolności mając, oddał się zupełnie w młodości naukom, których wykład w Antyochii w wieku IV był bardzo znakomity. Poświęcił się wyłącznie nauce chrześcijańskiéj; zrozumiawszy jéj główny cel i ducha, przyjął habit pokutny, został mnichem, pustelnikiem w cichéj dolinie, u stóp góry Pierjus. Žył z innémi mnichami przez lat cztéry, wyzuwszy się z wszelkiéj własności. O chlebie i wodzie żył jako św. Paweł lub Antoni. Po tėj próbie, na dwa lata zamknął się w piaszczystéj jaskini, w któréj nigdy się nie kładł, i stojąc sypiał.
Żywot tego męża, już opowiedziały wymownie dzieje Kościoła. Pustelnik, anachoreta, patryarchą konstantynopolitańskim został, i był wzorem, perłą, patryarchów, biskupów, pogromem cesarzów, pochodnią gorejącą w Kościele. Cichy i pokorny jak Anioł, w słowie silny jak grom Boży, apostoł nowy św. Ewangeliją opowiadał, i wprowadził do kraju Scytów, Persów, Gotów. Nienawiść i herezya sromotnie go prześladowały, tak dalece, że dwa razy był strącony ze stolicy swojéj. Znaki niebieskie okazały świętość męża a niesprawiedliwość pseudosynodów, które znieść nie mogły wyższéj nauki i doskonałości świętego męża; i tyle go prześladowały, że na wygnaniu życie ukończył.
Wzory doskonałego życia zakonnego wsławiły Kościół wschodni. W czasie jedności świętéj, w całości nierozerwanéj, wydawał mężów apostolskich, doktorów Kościoła, wielkich świętych, św. Atanazego, św. Jana Chryzostoma, i zakonników anielskiego habitu, ludzi dla świata umarłych, anielski żywot wiodących. Tak było, dopókąd nienawiść i zazdrość nie oderwały wschodniego Kościoła. Po dokonaném odszczepieństwie, została tylko litera, tradycya; istotne życie zakonne, mądrość z ducha Bożego, złotousta wymowa, były wyłącznie cechą, udziałem Kościoła rzymskokatolickiego, prawdziwego, apostolskiogo. Wschód miał tylko jednę epokę, w któréj kwitnęły Ławry, słynęli św. Paweł, Antoni, Pakomijusz, Arsenijusz, św. Atanazy, św. Chryzostom. Na Zachodzie całe wieki średnie jaśniały najszczytniejszym duchem, i najzupełniejszém poświęceniem się w miłości, i najwyższém w Bogu uniesieniem; rycerstwo i zakony rozmaite i niezliczone, uczucia i ducha w Bogu, zachwyconego życia, były wyrazem.
Gdy zapał wieków średnich wygasł, a racyonalizm podniósł się i zawabił ludzi; wśród rozwinionéj cywilizacyi i miast, wzniosły się zakony nauczające, misyjne, i oddane ubóstwu, i pustelniczemu nawet życiu. W XVI, w XVII i w XVIII wieku żywot pustelniczy tak ściśle i surowo na Zachodzie prowadzono jak w Tebaidzie, z większą zasługą, z trudniejszą ofiarą. Nowi pustelnicy nie mieli obok siebie pustyń piasczystych i lasów, ale miasta. Wśród miast zrzekli się własności, pychy, roskoszy, i towarzystwa ludzi. Na Wschodzie, przyświécał pustelnikom, był dla nich wzorem św. Hieronim, doktor Kościoła zachodniego. Głównym przewodnikiem życia zakonnego, mistrzem i wzorem był św. Augustyn, doktor zachodni. Reguły zakonne na Zachodzie nie zawarły się w jednéj formie, coraz wyższy miały rozwój, coraz obfitsze życia duchownego, doskonałego owoce, przez świętych: Dominika, Franciszka z Assyżu, i św. Ignacego. Najsurowsze życie wiodły; postępując nieustannie w doskoiałości wzniosły się do kontemplacyi, uregulowane przez św. Teresę zakony. Św. Teresa była uznaną doktorem Kościoła, dla znakomitéj i nieporównanéj nauki. Wiodła za sobą liczny orszak synów i córek zakonnych do stanu najszczęśliwszego, najwyższego, do zachwycenia, które jest skutkiem doskonałości. Nowe prawa, które nadała zakonowi Karmelitów, skuteczne ich wykonanie nazwano Reformą, która była odpowiedzią w duchu, w czynie, i wydaną walką burzącéj najświętsze prawdy, protestanckiėj reformacyi.
Zakony Benedyktynów, Cystersów, wiodły żywot kontemplacyjny, pustelniczy. Obrona chrześcijan w Ziemi św., pielęgnowanie chorych, było głównym celem zakonu św. Jana Jerozolimskiego; zakon św. Łazarza, wyłącznie się poświęcał czawaniu nad trędowatymi. W XI, XII i XIII wieku, ta straszna klęska szérzyła się po świecie. Choroba ogarniała nagle wszystkie części ciała, wysuszała je, prócz tego działała tak szybko, jak morowa zaraza, dosyć było dotknąć się sprzętu chorego, lub odetchnąć tém samém powietrzem, aby się zarazić. Dla tego trędowaci wstręt wzbudzali, uciekano od nich, usuwano z ulic zamieszkałych. Widziano często tych nieszczęśliwych, błąkających się po polach, jak żyjące trupy. Skoro tylko spostrzegli kogoś zbliżającego się byli obowiązani ostrzegać go o swéj obecności za pomocą grzechotki, aby dać czas do ucieczki. Wejrzał Bóg na nieszczęśliwych, obudzając w sercach najzamożniejszéj chrześcijańskiéj młodzieży pragnienie narażenia się na największe niebezpieczeństwa, jakiém jest pielęgnowanie trędowatych.bBohatérami témi byli kawalerowie św. Łazarza.
Religija św. chrześcijańska, pełna cudownych natchnień, dała myśl tym świętym rycerzom, dla ściślejszego pobratania się z nędzą ludzką, wybiérać wielkiego mistrza wśród dotkniętych trądem, lub z niego wyleczonych, aby znajomość doznanych cierpień czyniła go czulszym, wyrozumialszym dla chorych. I to było zasadniczą regułą zakonu św.cŁazarza. Gdy byli zmuszeni opuścić Syryę r. 1253, kawalerowie tego zakonu, udali się do Papiéża Innocentego IV z prośbą, że ponieważ ustawa ich nakazuje wybiérać zawsze na wielkiego mistrza rycerza trędowatego, a nie będąc w možności zadosyć uczynienia, bo saraceni wymordowali wszystkich trędowatych w szpitalu w Jerozolimie, aby im pozwolił wybiérać na przyszłość na wielkiego mistrza rycerza, niedotkniętego tą słabością. Ojciec święty nie rozwiązał téj kwestyi. Nie mogąc wybiérać trędowatego mistrza, zakon rychło potém zniknął w Kościele Bożym.
Ceremonije oddzielenia trędowatych od społeczeństwa można nazwać jednym z najbardziéj rozczulających obrzędów duchownych. Kapłan odprawiwszy mszę św. za dotkniętych tą chorobą, przywdziéwał komżę i stułę, kropił trędowatego wodą święconą, i odprowadzał do szpitalu trędowatych, a zachęcając z cierpliwością i miłością do naśladowania Chrystusa i świętych: „Mój bracie, mówił, ukochane dziécię Boga, kto na tym świecie doznaje wiele smutków, utrapień, chorób, przykrości, i innych przygód ludzkich, ten osiągnie królestwo niebieskie, gdzie nié masz ani chorób, ani przeciwności, gdzie wszystko jest czyste, jasne, bez skazy, świetniejsze niż słońce, a dokąd ty pójdziesz, jeżeli się Bogu podoba, byłeś tylko był dobrym chrześcijaninem, i teraźniejszą swoję niedolę zniósł cierpliwie. Niech cię Bóg wspiéra, łaską swoją, mój bracie, to rozdzielenie jest tylko co do ciała, dusza zaś twoja, co jest główném, gdziekolwiek tylko będziesz, będzie miała udział w modlitwach wspólnéj naszéj matki Kościoła świętego, tak, jak gdybyś osobiście był codzień obecnym przy odprawianiu Najświętszéj ofiary. Co do potrzeb twoich, miłosierni ludzie je zaspokoją, a Bóg cię nie opuści. Tylko bądź ostrożnym i cierpliwym. Niech Bóg będzie z tobą. Amen.“ Skończywszy te pocieszające wyrazy, kapłan dopełniał najsmutniejszéj części swego posłannictwa, oznajmiał choremu straszliwe zakazy prawa:
1) Zakazuję ci chodzić do kościoła, do klasztoru, na jarmark, do młyna, na targ, lub zostawać w towarzystwie z ludźmi.
2) Zakazuję ci wychodzić z domu bez ubrania, po którém poznają się trędowaci.
3) Zakazuję ci umywać rąk, nóg, lub czerpać wody, w rzece lub źródle, a jeżeli zechcesz wody do picia, to naléj jéj sobie w baryłkę, i pij własną czarą.
4) Zakazuję ci dotykać się rzeczy, którą targować będziesz, dopóki ta nie będzie twoją.
5) Zakazuję ci wchodzić do karczmy. A gdy sobie kupisz wina, lub dadzą ci go, każ je wlać do swéj baryłki.
6) Zakazuję ci mieszkać z jakąkolwiek inną, oprócz własnéj żony, kobiétą.
7) Zakazuję ci, w razie gdy idąc drogą spotkasz jaką osobę przemawiąającą do ciebie, odpowiadać jéj wprzód, nim się pod wiatr obrócisz.
8) Zakazuję ci chodzić ciasnémi ulicami, bo w takim razie trudno ci mijać osoby na przeciw idące.
9) Zakazuję ci na podwórzu dotykać się studni lub sznura, nie włożywszy wprzód rękawiczek.
10) Zakazuję ci dotykać się dzieci, lub cokolwiek im dawać.
11) Zakazuję ci jeść lub pić z kimkolwiek, oprócz z chorymi jak ty.
12) Zakazuję ci jeść lub pić z cudzych naczyń.
Potém kapłan brał trochę ziemi z cmentarza, i sypał ją na głowę chorego mówiąc: „Umrzéj dla świata, a odródź się dla Boga!... O! Jezu Zbawicielu mój, utworzyłeś mnie z ziemi, przyodziałeś mnie w ciało, dozwól mi odrodzić się w dzień ostatni.“
Wyrazy takie ciężko jest słyszéć człowiekowi, który żył wśród społeczeństwa, a który teraz widzi zerwane najsłodsze związki, zniszczone najszlachetniejsze nadzieje. To téż słowa te paraliżowały prawie wszelki ruch w trędowatym, życie go opuszczało, przybiérał postać śmiertelną. Lud śpiéwał: „Kości moje wzruszyły się, dusza moja została wstrząśnioną, Alleluja. Panie! uczyń nam miłosierdzie, i daj nam zdrowie.“ Kapłan odczytywał Ewangeliją o dziesięciu trędowatych, a pobłogosławiwszy ubranie, i ubogi sprzęt trędowatego, podawał mu z kolei każdą z tych rzeczy. Dając mu suknię zwierzchnią czyli płaszczyk mówił: „Mój bracie, weź to ubranie i przywdziéj na znak pokory, bez niego nie pozwalam odtąd wychodzić z twego domu. W imię Ojca i Syna i Ducha świętego. Amen.“
Podając mu baryłkę: „Weź tę baryłkę, mówił, abyś miał gdzie wlać napój, jaki ci dadzą. Zakazuję ci pod karą nieposłuszeństwa, pić z rzék, ze źródeł, lub ze wspólnych studni, zakazuję ci myć się w któréjkolwiek z tych wód, i prać w nich twoich prześcieradeł, twoich koszul, lub innéj jakiéj rzeczy, która się dotknęła twego ciała.“
Dając mu grzechotkę: „Weź tę grzechotkę mówił, na znak, iż nie wolno ci mówić do nikogo, tylko do trędowatych. Gdybyś zaś czego koniecznie potrzebował, oznajm to odgłosem grzechotki, usuwając się od ludzi i stając pod wiatr.“
Dając mu rękawiczki: „Weź te rekawiczki, mówił. Niech ci one przypominają, iż nie wolno ci niczego dotykać gołą ręką, wyjąwszy rzeczy do ciebie należących, których znowu nikomu udzielać nie powinieneś.“
Dając mu torbę: „Weź torbę, mówił, abyś miał gdzie kłaść wszystko, co ci dobrzy ludzie dadzą i pamiętaj się modlić do Boga za twoich dobroczyńców.“
Trędowaty powinien był miéć grzechotkę, trzewiki, szkarpetki, suknię kamlotową, płaszczyk, czapkę, dwie szmaty do owijania, baryłkę, lejek, rzemień, nóż, czarę drewnianą, łóżko, poduszkę i kołdrę, dwa prześcieradła na łóżko, siekiérę, kuferek zamykany na klucz, stół, stołek, światło, łopatkę, dzbanek, miseczki do jedzenia, miednicę i garnek do gotowania mięsa. Wszystkie te proste rzeczy były błogosławione i uświęcone modlitwami Kościoła. Kapłan, dotykając się ubrania trędowatego, wprowadzał go do jego izdebki, mówiąc: „Oto miejsce mego spoczynku na zawsze, będzie mojém mieszkaniem i przedmiotem pragnień moich.“ Następnie naprzeciw drzwi zasadzano krzyż drewniany, do którego przywiązywano puszkę, aby przechodzacy pielgrzymi składali w nią jałmużnę w zamian za modlitwy chorego samotnika. Kapłan piérwszy składał swoję ofiarę, lud cały szedł za jego przykładem.
Po téj ceremonii, przy któréj łączył się smutek z nadzieją, wierni wracali do kościoła procesyonalnie z krzyżem na przodzie. Wtenczas wszyscy klękali, a kapłan, podnosząc głos, tę tkliwą prośbę zanosił do Boga: „O! Boże Wszechmogący, który przez cierpliwość Syna Twojego skruszyłeś pychę starego wroga, daj słudze Twemu cierpliwość, potrzehną do zniesienia pobożnie i spokojnie boleści, jakiémi jest dotknięty.“ Lud odpowiadał: Amen, niech się tak stanie.
Tymto sposobem nieszczęśliwi wyłączeni byli ze społeczeństwa. Jeżeli niedola ta przypadała w udziale ludziom cnoty i rezygnacyi, to tacy byli wysoko cenieni, i w całym kraju powszechnym otoczeni szacunkiem. Wygnańcy na własnéj ziemi, pozbawieni wszelkich uroków, jakie uprzyjemniają życie towarzyskie, oraz wszelkiéj pomocy ludzkiéj, która człowieka utrzymuje, pędzili życie w pokornéj i słodkiéj żałości. My dziś pozbawieni téj silnéj wiary, nie domyślamy się nawet pociech, jakie miłosierdzie Boże udziela ludzkim najwyższym, najdotkliwszym cierpieniom. Wpływ dobroczynny tego Boskiego miłosierdzia dochodzi ostatnich krańców niedoli. Religija tylko święta nasza, jedyna i prawdziwa katolieka zdolną była najwznioślejsze rozléwać słodycze dla najnieszczęśliwszych członków rodziny ludzkiéj, odciętych od świata!!
W średnich téż wiekach szanowano trędowatych, tak jak wyznawców wiary, nadawano najtkliwsze nazwiska. Nazywano ich chorymi dobrego Boga, biednymi lubymi Boga, dobrymi ludźmi itd. Na Wielkanoc tylko trędowaci mogli wychodzić ze swego grobu, na pamiątkę zmartwychwstania Pana Jezusa. Tym ludziom za życia umarłym Kościół Boży, jego rycerze usługiwali i cieszyli. Miłosierdzie chrześcijańskie zwyciężyło wstręt przyrodzony, starało się udzielać pociech i leczyć nieszczęśliwych. O! jakże nieszczęśliwymi byli! W tym okropnym stanie Bóg ratuje i cieszy; Kościół święty, jedyny i najwierniejszy czciciel Boga, nie opuszczał nieszczęśliwych, i Łazarz straszliwy w ohydnym trądzie, ropiący najobrzydliwszą posoką, był celem poświęcenia się zakonnych braci, rycerzy św. Łazarza. Kościół św., który tyle czynił ofiar i poświęceń, jedynie tylko udzielić może pokoju, świętéj radości, prawdziwego szczęścia, które z niebieskiéj przezeń płynie ojczyzny.
Widziéć można grób trędowatego w małym kościołku, niedaleko Dijon. Tam można powziąć wyobrażenie o ubraniu i o niektórych sprzętach tych nieszezęśliwych. Pan Maillard de Chambure, znany z gorliwości w wyszukiwaniu starożytnych zabytków Burgundyi, kazał umieścić w archiwum wielki i dokładny rysunek tego grobu

(Żywot św. Franciszka z Assyżu przez Emila Chavin, roz. II.)
Z tego jednego szczegółu możemy miéć wyobrażenie poświęcenia rycerskich zakonów wieków średnich nieszczęściom, nędzy, cierpieniom ludzkim. Późniejsze wieki zasłynęły poświęceniem się misyonarzy. Najwięcéj między nimi celowali misyonarze Jezuici, w dwóch ostatnich wiekach przed ich kasatą roku 1772 misye jezuickie N. M. Panny (de Notre-Dame) w Alepie, św. Pawła w Damaszku, św. Jana w Trypoli, N. M. Panny w Seidzie, św. Józefa w Anturze były sławne w Kościele, w całém chrześcijaństwie. Te misye szczegółowo są opisane w listach (Lettres édifiantes) w dziele: Mémoires du Levant, w tomie piérwszym i drugim. Listy O. Antoniego Nacchi, O. Antoniego Roasset, O. Nicet, O. Chabert, O. Gurynand, O. Fromage opisują tych prostych, szczérych, pokornych, cichych, prawdziwych sług Bożych, niezmordowanych, niezużytych najwyższą pracą, robotników poświęcenia się nowych, ale zupełnie tak żarliwych i silnych Duchem św., jak piérwsi apostołowie, którzy byli przez Chrystusa Pana wybrani. Mocą nadludzką znosili najwyższe trudy i z bohatérską odwagą cierpienia, jakiebykolwiek im się zdarzyć mogły. Wzbogaceni darami Ducha św., mądrością i miłością wśród pustyń najodleglejszych, najdzikszych, świécili jak promienie słońca niebieskiego. Gdyby umysł ludzki, zaprzątnięty materyalnémi celami, zasłonięty grubym przesądem, umiał poznać, ocenić prace dwuwiekowe misyonarzy Jezuitów, i cuda w ludzkości przez nich wykonane, nie wytępiałby, jak dziś czyni, ale uwielbiał misyonarzy Chrystusowych, nowych apostołów, księży Jezuitów. Szli pieszo po niedostępnych górach, pod skwarem najgorętszego słońca, obarczeni sprzętem kościelnym, sypiali na ziemi nagiéj. Opiekował się nimi rząd francuski, ale nie mógł zupełnie i wszędzie ich zabezpieczyć. Bardzo wiele cierpieli od Arabów, Beduinów, fanatycznych muzułmanów, i bibliści, protestanccy apostołowie najrozmaitsze im wyrządzali prześladowania i katusze.
Za misyonarzami Jezuitami mówiły zawsze wyraźnie prac ich owoce. Oni się nie bronili, nie oskarżali, nie obmawiali, pracowali i cierpieli, rozléwali miłosierdzie, uczyli małe dziatki, leczyli chorych. Najwymowniéj rozgłaszali słowo Boże, prawdy św. Ewangelii i nauki katolickiego Kościoła. Słowa ich idące z szczérego przekonania, z wiary żywéj, i łatwo do serc ludzkich wpływały. Życie cnotliwe i niewinne zawsze od najzawziętszych nieprzyjaciół ich broniło. Wysokie zdolności, ukształcone różnorodną pracą, nieporównana roztropność, umiarkowanie ich cechowały. Bibliści protestanci nie tylko zwyciężyć, ale walczyć z nimi nie mogli; uderzyli na nich kłamstwem, najczarniejszą obmową, oszczerstwem, które we wszystkich pismach peryodycznych, w całéj literaturze rozlać umieli. Ci misyonarze nie lękali się zadżumionych, służyli im jako lekarze i spowiednicy, uczyli rzemiosł, zakładali ogrody, szkoły dla dzieci świeckich ludzi różnych stanów, i akademije dla młodzieży duchownéj wszystkich rytów. Wydawali gruntowne dzieła katolickie, nauczające. Zdawali sprawozdania z swoich prac misyjnych. Misyj wschodnich jezuickich najgłówniejszym domem była na Libanie Antoura, którą po ich kasacie zajęli misyonarze św. Wincentego a Paulo, Łazarzyści. Antoura jest-to wioska na południu, o trzy godziny od Gebail, nazwana od źródła płynącego z bliskiéj góry, ze skały.
W najzupełniejszéj samotności, milczeniu, poście żyli Kartuzi i Kameduli. W tych zakonach utworzono rekluzę, to jest odosobnienie się najzupełniejsze, równe pustelniczemu życiu w piérwszych wiekach na Wschodzie. We Francyi, niemal jednocześnie z rewolucyą, rozwinął się zakon najostrzejszéj reguły Trapistów, którzy nieprzerwanie, najsurowiéj poszcząc, pracowali własnoręcznie. Gdy rewolucya obaliła wszystkie zakony, pustelnicy Trapiści jéj się oparli, przetrwali burzę i zwyciężyli. Dziś kwitną, poparci szczególném dla nich uszanowaniem całego narodu. Ich modlitwie, pustelniczego zasługom życia zawdzięcza dziś Francya powrót zakonów i rozwój nowy życia katolickiego.
Przeciwnicy Kościoła katolickiego, opisując świątobliwość życia mnichów wschodnich Tebaidy, z zamurowania się tak zwanych schymników zarzucali Kościołowi rzymskiemu światowe życie jego duchowieństwa, posiadanie dostojeństw, wpływy polityczne; w wschodnich księżach tylko, Bogu oddanych widzieli. Kościół prawdziwy apostolski, rzymsko-katolicki ogarnął całą ludzkość we wszystkich jéj potrzebach, celach, objął przeto swym wpływem władze, rządy społeczne, wszystkie dusze ludzkie i każdą szczególnie. Nie mógł się zawrzéć wyłącznie w pustelniczém życiu, w kontemplacyi, w modlitwie, działał przez królów, rycerzy, przez misye, szkoły, nauki, i życia pustelniczego, kontemplacyjnego nie zaniedbał; zachował je w téj świętości, w duchu, w całéj istocie, jakiém było w początku chrześcijaństwa. Kościół dowiódł, że w dzisiejszym wieku, tak jak i w piérwszym, chrześcijanie są z témże samém dla kontemplacyi i modlitwy poświęceniem i zapałem. Pustelnikom Tebaidy nie ustąpią francuscy Trapiści. Piérwsi milczeniem, zanurzeniem się w Bogu, zupełném ubóstwem, zakuwszy się w skale, wydali walkę światu pogańskiemu starożytnego Rzymu. Drudzy walczyli z ohydniejszą jeszcze Babiloniją tego wieku, oparli się jéj i odnoszą zwycięstwo.





  1. Co.respondance d’Orient par M. Michaud de l’Académie française, et M. Poujoulat (1830 — 1831). Bruxelles, 1835.
  2. Było to w końcu XVI wieku.
  3. O tém wszystkiem mówi Michaud.
  4. Który z Kijowa pielgrzymował.
  5. Ten strumień dotąd jest.
  6. Dotąd się znajdują.
  7. Chociaż zachowana jest pieczara i trumna św. Pawła, nawet relikwije jego w Afryce; synowie jego duchowni, kształcący się jego wzorem są tylko w Europie, tam się utworzył zakon dla jego czci, mający go za głównego patrona, ks. Paulinów. Zakonnicy najsurowszą prowadzą regułę życia, chcąc się do wzoru swojego przybliżyć.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Eustachy Iwanowski.