Pieśni Kajetana Sawczuka (1912)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kajetan Sawczuk
Tytuł Pieśni Kajetana Sawczuka
Wydawca Irena Kosmowska
Data wyd. 1912
Druk E. Nicz i S-ka.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


PIEŚNI
KAJETANA
SAWCZUKA
„Bo w nas dnieje,
dusza świeci...“
St. Wyspiański „Wesele“
WARSZAWA
1912.



Druk E. Nicz i S-ka, Warszawa, Nowy-Świat 70.






Potęgo dusz i serc ludzkich wstań.
Rysunek St. Wyspiańskiego.

Młody pieśniarz wioskowy Kajetan Sawczuk pochodzi z Ziemi Podlaskiej, ze wsi Komarna. Czytać i pisać nauczył się w domu, — pragnienie nauki zagnało go na Kursy rolnicze do Sokołówka, — potem powrócił do rodzinnej zagrody, na której z zamiłowaniem pracował, nosząc swą duszę śpiewną po ojczystych łanach. Niespodzianie powaliła go choroba piersiowa, z której obecnie powoli się dźwiga.
Tęsknota za pięknem i dobrem, marzenie o zwycięstwie prawdy i sprawiedliwości, pożądanie wiedzy, obok pragnienia ofiarnego czynu — oto treść młodzieńczej duszy tego syna ludu, umiejącego z przyrodzenia zakląć w pieśń myśli swoje i uczucia.




PIERWSZE PRÓBY.


Z kolend chłopskich.

Lulajże Jezuniu, moja perełko!
Niechże Ci lud polski śpiewa pieśń wielką.
Lulajże, Jezuniu, lulaj-że lulaj,
A naród nasz polski w nędzy otulaj!

Zawitaj nam, Zbawco, dziś narodzony
I popraw nam, biednym, los utrudzony.
Lulajże, Jezuniu, Zbawco wszech ludzi!
Niechże Twe przybycie ze snu nas zbudzi!

Niechaj nikt nie gardzi nami biednymi,
Bo takich Bóg najprzód witał na ziemi.
Lulajże, Jezuniu, lulajże lulaj,
Od nędzy, ciemnoty lud nasz otulaj!

Zapal w nas miłości bratniej kaganiec,
Który wśród nas krzewi chłopski wysłaniec —
Zaranie kochane — idea nasza,
Co umysł rozjaśnia, ciemność rozprasza.


Zbudź ze snu lud polski, skarć naszych wrogów,
Daj, byśmy się zbyli wszech złych nałogów!
Zapal w nas poczucie lepszej przyszłości,
Daj, byśmy Cię mogli chwalić w szczerości.

Daj, Panie, poczucie celów jaśniejszych
W oświacie bez granic, a w grzechach mniejszych.
Użycz nam dni szczęścia, Ojczyźnie chwały!
Daj dzieciom, by lepszych chwil doczekały!

Niech, Panie, niesnaski wśród nas zaginą,
A dobre w nas chęci niech się rozwiną:
Do wiedzy ochota niech się rozwinie,
A wtenczas w pośród nas wszelkie zło zginie.

Więc temi ja słowy kończę kolendę:
Wam, bracia po pługu, życzyć wciąż będę —
Obfitych owoców, życia nowego
Odródźmy się w duchu z serca całego!







Zmartwychwstanie!

Hej, zmartwychwstania bije dzwon,
roznosząc echem wesołą wieść,
rozgłośny wszędzie niosąc ton,
iż nędza lud przestanie gnieść...
I bije on, wspaniały dzwon,
niedoli ludzkiej wieszcząc zgon,
że lud ma wstać, o dolę dbać,
kierować nią wśród burz i fal,
w szczęśliwszych dni prowadzić dal...
Sterany lud ma stworzyć cud —
tak zmartwychwstania głosi dzwon;
że lud Ojczyznę swą dźwignie mocą...
Dzwońże nam, wielki dzwonie, dzwoń!
A rozpal chłopską pierś i skroń!
Niechaj głos twój, wielki dzwonie,
w tych sercach chłopskich raz utonie.
Niech dźwięcznym echem gra nam w łonie
i iskrę niech rozpali oną —
wypleni niechaj wszystko zło!..

Ty zbudź do czynu lud ze spania,
wielki dzwonie zmartwychwstania!.
Cudną pieśnią, dzwonie, brzmij,
Chłopskie myśli k'sobie rwij,
Dzwoń nam, dzwonie, cudne pieśni,
jakich człowiek w życiu nie śni —
wielką pieśnią zmartwychwstania.
Dźwięcz hejnałem odrodzenia,
z pęt ciemnoty wyzwolenia...
Niech dźwięk śpiżu, dzwonie miły,
w lud nasz nowe wieje siły!...
Dzwoń nam ciągle, dzwoń nam dalej,
byśmy rychlej zmartwychwstali,
jako powstał Pan nasz święty
Chociaż w grobie był zamknięty...



DALSZE DĄŻENIA.


Hej Młodzieży!

W pośród burzy, wichru szałów
Hej młodzieży! naprzód w światy,
Do wcielenia ideałów,
Po słoneczne ducha szaty!

Rozpłomieniać dusz jaskinie,
Życie wlewać w wsi pustynie,
W chłodnych sercach płomień niecić,
W mroku chaty idźmy świecić.

A w ciemnoty, fałszu chram,
W chłodnych piersi tysiąc bram
Ciskaj gromy. Łam je, pal.

W duchów światła ciężki bój
Idź rycerzu młody mój.
Idź, co możesz działaj, czyń.

Jeśli nie chcesz — marnie zgiń.
Zgiń jak zginął cały
Cnych „zjadaczów chleba“ rój.







Młodzi idą...

Dziś polskiej ziemi młodzież wieśniacza,
Między pustkowiem wsi i ugorem,
Do lotu skrzydła orle roztacza,
Do walki staje z mroków upiorem...
Upiór — ciemnota straszliwa, podła
W niedolę — nędzę lud nasz zawiodła,
Zziębiła serce, ciało i duszę,
Uroczą Polskę zmieniła w głuszę...
Ku lepszej doli Twojej narodzie
Płyniem, jak burzą targane łodzie,
Bo wielki ogień tli w naszem łonie,
Ster naszej doli my w nasze dłonie
Uchwycim. Na prawą sprowadzim drogę
Ze złej, obłudnej.
Z sił młodocianych dziś czynim próbę,
A w doświadczeniach nabierzem hartu.
Potworom, widmom uczynim zgubę,
Staniem do walki nawet i czartu.
Dalej młodzieży! połącz swe dłonie,
Rozpłomień iskrę, co w duszy płonie!
Tak dążmy naprzód o siłach własnych,
Póki nie zmienim tej naszej ziemi,
Póki nie dojdziem do celów jasnych —
Niechaj na chwilę nie ustaniemy...







POWITANIE SIÓSTR KRUSZYNIANEK
I GOŁOTCZYŻNIANEK.

Ściskamy Wasze siostrzane dłonie
Dziś, gdy wstajecie z sennego łoża
Z ogniem, co w sercach i duszy płonie, —
Witamy ciebie, mgławico Boża
Wyście rzuciły wioskę i braci,
Któż Wam za Wasze trudy zapłaci?

Pytam Was, poco wyszłyście z wioski,
Zleciały tutaj szumnie, jak ptacy?
Czyli Was stamtąd wygnały troski,
Czy rękom Waszym niestało pracy?

Czy wam słoneczko w domu nie świeci?
Czy Wam się barwnie łąka nie kwieci?

Czy żądza szczęścia gna Was w kraj świata?
Czy Was skowronek pieśnią nie poił,
Czy zbrzydła ojców prostacza chata,
Tęskności serca szum niw nie koił?
Czy wiatr wiosenny nie studził czoła?...
Czemuście zbiegły ze swego sioła?

O, Was nie tęskność z wioski wygnała,
Nie zbrakło dla Was słońca i nieba,
Do was się niwa kłosami śmiała,
Nie zbrakło dla was czarnego chleba;
Czemuż, jak łodzie wichrem pędzone,
Biegniecie razem, w tę jedną stronę?

Was nędza ludu pędzi precz z chaty,
Was zło wygnało, co w sercach rośnie,
Łzy te, co mącą oczów bławaty,
Choć w górze słonko świeci radośnie;
Was fałsz, obłuda pchnęła w kraj świata.
By jasną dolę skrzesać dla brata.
Po siłę wyście przyszły, po wiedzę.
By nabrać hartu mężnego ducha,
Wzrokiem polecieć za swoją miedzę,
Z pieśnią iść cudną, gdzie trwa noc głucha;
I chatom świecić w noc burz ponurą,
Swoich zasłaniać przed złą wichurą.

Miłości świętej macie tkać szaty,
Nie wydrze Wam jej żadna moc wroga.
Śnię, że szczęśliwe będą te chaty,
Gdzie stanie wasza zwycięska noga;
Pomnijcie tylko: ten płaszcz świetlany
Z przędzy dusz Waszych musi być tkany!



Bóg się nam rodzi.

„Bóg się nam rodzi“ — brzmi w koło jak echo —
Świat wieść radosną z Nieba chce wyczytać;
Pioruny w serca wszyscy będą chwytać.
Niech wieść piorunem kraj nasz wskroś przelata:
Że zeszedł Prawdę Bóg ogłosić światu.
Niech wszyscy wiedzą o tej wielkiej chwili;
Ci, co w męczarniach pili łez napoje,
Ci, co brzemiona niewoli nosili,
Ci, co wyzwolin w znoju, trudzie, męce
Czekali, — a nigdy nie tracili wiary...
Jak słupy ognia stawali na szańcach,
W dłoniach trzymając wyzwolin sztandary
Czekali jutra jasnego promienia...
Wszyscy ubodzy i wszyscy strapieni
Niechaj usłyszą słowa, wieść otuchy,
Że Bóg się rodzi w tej cudu godzinie,
I że przemocy zerwane łańcuchy...
Niech się rozjaśni blada twarz nędzarza,
Niech świat, zagrzęzły w podłości, uwierzy,
Że moc przyszłości w duszy ludu leży, —
Że słowo ludu, to berło mocarza...
Patrzcie wy, coście nieśli z ciernia wieńce
K’wschodowi słońca wyciągając ręce
I serce w bólu zaskrzepłe i drżące,
Patrzcie, już wschodzi wyzwolenia słońce!
Z głosem piorunów płyną Boże świty,
Cichnie jęk skargi, cichną kajdan zgrzyty,
Cichnie, przepada głos wzgardy, szaleństwa...
Z głosem piorunów grzmi nam pieśń zwycięstwa...
Kiedy Bóg prawdy na ten świat przychodzi,
Cieszmy się wszyscy, którzyśmy wierzyli
W potęgę ducha, — w tej zwycięstwa chwili.
A wy, którzyście pogrążeni w mrokach,
Zerwijcie rdzawe ogniwa łańcucha,
Szukajcie Boga w waszych własnych duszach,
W życiu zbiorowem, a nie w chłodnych głuszach.
Bóg się narodził, niech brzmi pieśń, nie wrzaski
Zmieszane z dźwiękiem fałszu i obłudy...
Bóg, co los każe zdobywać przez trudy
A psom żebrzącym nie udziela łaski...
Bóg życia wieków, nie doczesnej nudy,
Bóg co pozmiata z ziemskich granic brudy,
A w duszach wielkie porozpala moce...

Wielkiego Boga wielka jest natura
A wielkich czynów są wieczne owoce.
Niech nam się w piersiach zbudzi cień tej mocy
Co w skałach życie potrafi zaklinać
Przed niczem kolan nie umiejąc zginać....
...Bóg się nam rodzi.







Moja pieśń.

Czasem duch mój, jak szał burzy,
Z hukiem gromu przyjście wróży
Pięknych, jasnych dni.
Byle zwalić z piersi lody,
Z myśli głazy, dusz zapory
I wynucić czas.
Niech się łamie, wali, kruszy
Bierność myśli, senność duszy
Ciemnych braci mych.
Niechaj budzą pieśni drgania
Myśli polot, ducha łkania
I tęsknotę serc.
Lećcie, lećcie pieśni złote!
Nieście duszy mej tęsknotę,
Budźcie śpiący duch.
— — — — — —
Próżne, próżne jęki duszy,
Chłodnych serc tych nie poruszy
Moja prosta pieśń.
Próżno w loty myśl ma rwie się,
Wściekły wicher w dal ją niesie,
I nie zwraca już.
O, bo pieśń ma to szaleństwo
Tęsknej duszy to przekleństwo,
Smutku mego cień.
— — — — — —
We mnie żalu to nie zbudzi,
Że mej pieśni żaden z ludzi
Niechce w duszę brać.

Czy to niema śpiewać komu?
Hej! polecą pieśni z domu
Jak swobodny ptak.
Bo gdy tylko wyjdę z chaty,
Proszą łąki, sady, kwiaty,
Abym śpiewał im.
Gdy nad strumyk pójdę z wioski,
Jemu wszystkie bóle, troski,
Opowie ma pieśń.
Pójdę w pole, tam pod gruszę,
Tam wyśpiewam moją duszę
Bujnym łanom niw.
Kołyszące niwy, łany,
Porwą pieśń mą w dziwne tany
I poniosą w dal.
I powtórzą łanom dalszym
Tonem tęsknym, doskonalszym,
Mą prostaczą pieśń.
No i czego mi się smucić?
Tylko pieśni składać, nucić...
Niechaj płyną w dal.







Wszystko moje.

Wszystko moje, wszystko moje:
Ból, rozkosze, pracy znoje
O przyszłości marzeń roje.
Moje polnych ptasząt dźwięki,
I daleki przestwór siny,
Łąki, gaje i doliny,..
Wszystko moje, wszystko moje,
Jasne słonko i gwiazd roje,
Moje wichrów huczne struny,
Gromy nieba i pioruny.
Naokoło, jak tu stoję,
Wszystko moje, wszystko moje.
Moje pieśni dźwięczne echa
Co w przestworza hen ulata.
Hej! ja władcą jestem świata
Moja cała ziemia Lecha.

Wszystko ku mnie się uśmiecha:
Nizka chata, szara strzecha,
Pozłacane rosą niwy,
Mary, czary, cuda, dziwy;
Ku mnie leci głos przepiórki
I pastuszej pieśni echa;
Ku mnie słonko się uśmiecha
Złotą tęczą z poza chmurki.
Wszystko moje: łąki, bagna,
Lecz nad wszystko, hen na błoniu,
Z czarnem okiem, z sierpem w dłoni,
W białej chuście, moja Jagna.
Bo jej piosnka szczerozłota
Mojem sercem na wskroś miota.
O ty mojej wsi prostoto!
Ja cię cenię ponad złoto,
Ponad wszystkie świata pychy
Ten wieśniaczy żywot cichy.







Z serca od pługa.

Hej ziemio, rodzinna ty ziemio,
Jak ciężko pierś dysze zbolała,
Choć bory tajemnie twe drzemią,
Choć wieje z nich pokój i chwała.
Gdy promień słoneczny z zaboru wychodzi
Gdy smugi świetlane śle, w ziemie
W mej duszy cień smutku się rodzi,
Słabości mas widzę drżenie.
Hej chciałbym, by nasze te pługi,
Co zagon ojczysty zaorzą,
Tak lśniły, jak wielkich słońc smugi,
I były jutrzennych dni zorzą.
By wzbudzić te pola, te śpiące,
I serca uciszyć łkające,
I dusze te proste, marzące
Zamienić w pochodnie żarzące.
I wznieść je z padołów — w przedświty.
Siły nam — czynu, i wiary,
Bo plama krwi jeszcze nie starta
I wielu puściło sztandary
I całość sztandaru podarta

Wydana na ciosy i groty,
Lecz bucha zeń wielki żar złoty.
Z przepaści nam wzbić się na szczyty,
Ze słońca jasnością na czele,
Nad poziom podlejszej natury
Wciąż dusze nam dźwigać do góry,
I mroki rozedrzeć złowrogie,
I skargom człowieczym dać drogę.
Gdzie bólem spieczone lśnią wargi,
Gdzie z piersi wciąż rwie się jęk skargi,
Tam nieśmy i pracę i siłę;
My, ducha wyzwolin rycerze.
Stać twardo przy doli swej sterze,
Rwać pęta, obalać ciężary...







Do skowronka.

Skowroneczku miły mój!
Ty badaczu nieba gwiazd.
Ty mi piosnkę swoją spój
Wśród rodzinnych pól i gniazd.
Opiej w pieśni dzieje świata:
Jaka niebo zdobi szata,
Gdzie się kończy przestrzeń sina,
Żywot wieczny gdzie zaczyna.
Niech pieśń leci hen, do słońca,
Po świetlanych falach płynie;
Albo sennie, cicho drżąca
Niech w pustkowiu świata ginie.
Płynie ona w senne światy,
Lecz w mem sercu trwogę budzi.
Piękne twoich marzeń szaty
Wicher zerwie, błotem zbrudzi.
Zerwie z szczytów i rozniesie,
Niby zeschły liść po lesie.
Mów, ptaszyno, moja szara,
Za co męka, gorycz, kara,
Czy to Władca gwiazd i słońca,
Co pioruny z nieba ztrąca

I rozkrusza ciemne głazy,
Czy to On wydał rozkazy
By świat jęczał: biada, biada!
Skąd się wzięło wśród ludzkości
Tyle krzywdy i podłości?
Czy On w wielkiej swej potędze
Taką uprządł świata przędzę,
Że dał serce, lecz bez ducha,
Jak jaskinia pusta, głucha?
Dotąd dźwięczy pieśń prastara:
Bóg, zbawienie, piekło, kara.
O, wyśpiewaj ty mi, ptaszę,
Całe przyszłe życie nasze.
Nową pieśnią wznieć marzenia,
Ducha mego wzmocnij pienia,
Pieśnią zabij zwątpień rój,
Pieśnią prowadź w nowy bój,
W sprawiedliwy ducha świat.







I dotąd naród nasz nie wierzy..

I dotąd naród nasz nie wierzy,
Że on tej ziemi solą jest;
Że w duszach tyle mocy leży,
Że nań wolności spłynie chrzest.

Ten lud, co dzisiaj orze ziemię,
Czy on to kiedy w duszy śnił,
Że zeń ma powstać silne plemię,
Że błyśnie blaskiem bożych sił?

Hej, Polska ziemio, ziemio bolu,
Tyś dom jest nędzy, krzywd i łez,
Twych synów czaszki lśnią po polu:
Olbrzymie ducha — wolność weź!

Wstań, już się żarzą złote zorze,
Wstań, już twe pęta zerwać czas!
Porzuć niewoli twarde łoże,
Wstań, ludzkie dusze zbudź już raz!


Hej, wstaniesz, wstaniesz, nic nie złamie
Hej, nic nie złamie ducha sił.
Wstaniesz i w górę wzniesiesz ramię,
Duch wolny wiecznie będzie żył!

Czas naprzód bieży niby woda,
Nie wraca bujnej fali szum;
Ty rzeszo wolnych duchów młoda,
Pocoś się zbiegła w liczny tłum?

Czy was tajemne budzą echa?
Czy Bóg w was wstąpił, czyli czar?
Czy w cud zmieniona ziemia Lecha,
Zalana mrowiem widm i mar?

O jutrznio złota, czasie złoty, —
Jak wolno dziejów zegar bił!
To ducha ludu pierwsze wzloty;
Dziś próba naszych młodych sił.

Nie tajne nas budziły jęki,
Nie mar tumany, szepty ech,
O, nas zbudziły duszy męki:
Światła dla naszych chcemy strzech.

Nie mar rozkazy wiodły w drogę,
Nas żądza czynu pędzi w bój,
Więc idźmy zwalczać siły wrogie,
O wyzwolony tłumie mój!







Wszystko śpiewa.

Hej, dziś wszystko we mnie śpiewa,
Dziś wesela czas!
Jasne słońce, jasne drzewa,
Duch się cieszy, serce śpiewa
Do wiosennych kras.
A bo któżby gardził śpiewem,
Zkądby się brał gniew —
Gdy świat dyszy Bożym wiewem.
Precz ze smutkiem, troską, gniewem

Niech brzmi wkoło śpiew!
Śpiewaj duszo, piejcie usta
Dzisiaj — tylko żyć.
Niech echami brzmi dal pusta
Niech się w tęczach pieśń ma huśta
Jak pajęcza nić.
Hej, nie zmoże praca dłoni —
Czuje roskosz dłoń.
Pieśń za pieśnią w dal pogoni,
Aż uwięźnie w nieba toni,
Zatli żarem skroń.
Czyż być może trud ciężarem
Gdy wszystko chce żyć?
Gdy świat cały płonie czarem,
Pola dyszą tajnym gwarem...
Bić pieśniami, bić!
Bić pieśniami w silne tony
Jakich nie znał świat!
Niech brzmią serca jako dzwony...
To przyszłości naszej plony...
To los naszych chat.
Ten się smucić dziś nie może
Kto zna szmery strzech.
Te wieczorne głosy Boże
Lub gdy cicho płoną zorze...
Niech brzmi śpiew i śmiech!
Bo dziś śpiewa żywioł cały
W jeden, zgodny chór —
Bo świat wielki i wspaniały,
Bo w około brzmią hejnały,
Brzmi pomrukiem bór.
Kogóż pieśni te nie wzruszą?
Hej, gdzie jest ten człek?
Ranną ciszą, nocną głuszą
Niechaj pije całą duszą
Pieśń, senności lek!
Hej, wiosenko, Boża, złota,
Lśni twa jasna twarz,
Znikła, zczezła dusz tęsknota
Przez rozwarte nieba wrota
Grasz, cudownie grasz...
Hej, jak błogo dusze marzą
Patrząc w tajnie szyb
Gdzie się oczy lśnią i żarzą.
Hej, jak pługi cicho gwarzą

Krając pierś tych skib!...
Hej, śpiewają łąki, niwy,
Śpiewa ptasząt rój
Ocknął — by się i nieżywy
Gdyby ujrzał wiosny dziwy
Szedłby w życia bój!
Gdy śpiewają fale, gaje
I tej pieśni czar
Piją rzeki i ruczaje,
To nam serce w piersi taje,
Błogo płynie czas.
Drgania tonów duszę niosą
Skrzydłem tajnych mar
Na srebrzoną łąkę rosą,
Na mą niwę złotokłosą,
W świętych marzeń czar.
Szare strzechy, białe ściany
Wstęgi polnych dróg
I porannej mgły tumany,
Polne grusze, złote łany
Wszystko — jeden Bóg!
Hej ty gruszo, stróżu niwy
Klęcz na miedzy, klęcz,
W tobie tli się Bóg prawdziwy
Mojej duszy obraz żywy
Z siedmiobarwnych tęcz.







Chciałbym.

Chciałbym siłę mych burz —
W waszę chłodną pierś wlać
Ogień, siłę wam dać,
Wzniecić jasny blask zórz!
Ku wyżynom was wznieść
Z pośród mętnych tych fal...
Przekuć serca na stal,
W łańcuch silny je spleść.
Głosem wielkim jak dzwon
Biłbym w słaby dźwięk ech,
Ażbym zgłuszył wasz śmiech,

Pieśni inny dał ton.
Chciałbym życiu dać ster
I od duchów wziąć moc,
Promień z niebnych skraść sfer
I rozjaśnić nim noc.
Tych zbolałych serc drgań
Całą duszą jęk pić,
Z utęsknionych dusz łkań
Bogu wieniec wraz zwić.
Jabym gromem bił w Was
By rozerwać ćmy czas,
I rozniecił sto słońc
Od olśnienia ich mrąc.
Albo wzbił się — hen, tam
Gdzie się słońca tli blask
I wyżebrał wam łask
I strumieniem lał wam.
Gdybyż dumny lot wznieść!
Dla stęsknionych serc, dusz!
A nie pośród ćmy głusz
W starych brudach je grześć.
Lecz nie staje wraz cud,
Trzeba pierwej zmyć brud,
Rozgrzać serca, wznieść stan
I wyleczyć pierś z ran.
I powoli wciąż siać
Ziarno Boże. — Moc brać!







Głos z Ziemi Łez.

Nie było tu słońca, nie było,
Nie było go komu rozpalić —
Nad ziemi zastygłej tą bryłą
Hej, słońca jasnego nie było —
Nie było się komu pożalić.
Gdzieś bywał ty gościu stooki
Przez wieki niedoli, cierpienia,
Czyś zagasł, lub skrył się w obłoki?
A ziemię zaległy wskroś mroki,
Nie widać złotego promienia.
Nie było tu komu zaśpiewać
Tej Pieśni, co pieśnią potężną,

Nie było serc komu rozgrzewać,
A w dusze otuchy dolewać,
Rozbudzić brać moją siermiężną.
Nie było tu komu zaorać
Ugorów, gdzież byli oracze?
Chwast sieli, miast niwy te orać,
Nikt z nędzą się nie chciał uporać —
Hej smutno... i serce me płacze.
Czy szczęście tu kiedy zawita
Do serc tych, tu po pod te strzechy?
Choć ziemia mgłą łez jest pokryta,
Lecz gnuśność dusz starych przeżyta,
I zmyte przeszłości już grzechy.
O niwy zroszone krwią, potem
O jakże ja ulżę wam losu
Mych braci los leży pod płotem
Zmieszany ze łzami i błotem
O jak go uwolnić od ciosu?
Ja pragnę z tej ziemi wyrazu
Wyczytać potrzeby, pragnienia.
I niech czeka ze trwogą natchnienia,
Ja od niej wciąż czekam rozkazu,
By w przepaść się rzucić odrazu
I zmienić warunki istnienia.
Lecz próżno czekałem i czekam, —
Ty martwa, ty chłodna, ty głucha;
Nie słychać wyroczni dla ducha —
W wyraje się tylko zawlekam,
Z bezczynnych dni mrowiem uciekam,
W nieznane odgłosy dla ucha.
Z mych powiek gorąca łza spływa,
Z mych piersi żar bucha pragnienia,
Lecz nic się w mych oczach nie zmienia.
Boleści miecz serce rozrywa.
Hej! na cóż mej duszy porywy
Roznoszę i rzucam na drogę?
I cóż mi, że jestem szczęśliwy?
Dla wszystkich mój duch szczęścia chciwy,
A wszystkich obdzielić nie mogę.
Nie zginą porywy mej duszy,
Popełzną po drogach jak węże,
Przeszkody wszelakie zwyciężę
I pragnień nic moich nie skruszy.







Witajcie...

Witajcie chaty, witaj ziemio nasza,
Witaj nam ludu siermiężny, kochany.
Płyniem ku tobie jako rzesza ptasza,
Jak okręt wichrem i burzą targany,
Idziem w dal pustą, — w niezmierzone dale
Idziem, gdzie świat ten jest pusty, a dumny,
Idziem rozdzierać śmiało mroku fale
Przesądów, fałszu obalić kolumny.
Idziem rozedrzeć ciężkie mroków szaty,
W ugornych pustkach siać miłości kwiaty,
Z kagańcem w ręku, z uśmiechem na twarzy,
I z iskrą w sercu — idziem do nędzarzy
Ulżyć boleści, nowe życie tworzyć,
Głuche niebiosa idziemy otworzyć.
Idziem policzyć krwawe łzy, ofiary,
Po sprawiedliwość i gniew, albo kary.
Idziem przed trony wciąż milczących bogów,
U tęcz słonecznych, u niebieskich progów
Pokornie legniem i będziemy błagać
Lub z mieczem w dłoni poczniemy się zmagać.
Staniem naprzeciw jak dwa bogi święte,
Jak dwa upiory, jak widma zaklęte,
Jako posągi, lub jako dwie góry,
Albo się zetrzem jak dwie czarne chmury
I wtedy jeden z pośród nas upadnie,
Lecz kto? nikt tego dzisiaj nie odgadnie.
Błysną pioruny, ognisty deszcz spłynie,
A fala życia będzie naprzód gnała
I wnet na ziemi fałsz, obłuda, zginie,
Prawda jak słońce wciąż będzie jaśniała.
— — — — — — —
Na skrzydłach naszych lśni barwa niezmienna.
Idziem na walkę z potworem ciemnoty.
Ze złotych myśli utkamy płaszcz złoty.
W pół gorejąca idzie brać... pół senna.



Hej! idą młodzi!

Hej, idą młodzi
Jak szum powodzi...
W dal duchów —
..........
..........
......
Rozpędzić warty
Wiedźmy i czarty,
Czcze mary,
Drzeć się na szczyty,
Zatknąć w granity
Sztandary
Niechaj tam wieją
Wiarą, nadzieją...
Nie trwogą,
By ci co wstaną,
Z zorzą rumianą
Szli drogą
Co wiedzie w nowe
Dale echowe,
Jutrzenne,
A w duszę leje
Gwiazdy, nadzieje
Promienne.
Niezłomne dusze
Męki, katusze
Poniosą,
Za swą nadzieją
Drogę poleją
Krwi rosą.
Choć łzy napojem
Wezmą przebojem
Co nasze,
A wy się potem
Udławcie złotem
Judasze!
My idziem leczyć
Życie człowieczyć,
Rozgrzeszać,
W ciemnoty łoże
Potoki Boże
Wylewać.

Podnosić oczy
W tajnych przezroczy
Wyżyny,
Gdzie płonie zorza
Choć u podnóża
Padliny.
Z drogi fałszerze!
Idą rycerze —
Nie kaci!
Ta chwila — chwałą
Za przeszłość całą
Zapłaci.
Lecz precz judasze,
Bo pola nasze
Do siewu!
To chwila zgody
I dusz swobody —
Nie gniewu!
Wy długie lata,
Na przekór świata,
Jak czarci,
Szliście wbrew Bogu,
Na piekła progu
Oparci.
Z waszej przyczyny
Dziś nasze winy,
Głupota —
I z waszej ręki
Dusz naszych lęki...
Martwota!
Lecz przyszły kary
Za te ofiary,
Człowiecze,
Jeden ból, męka
Nas wszystkich nęka
I piecze.



Pieśń od pługa.

Wciąż biegną me dumy, nadzieje
Wciąż rwie się ma dusza w tęsknicy
Gdzie jasne gdzieś słonko jaśnieje
A jutrznia odbija w źrenicy.
Na pól mych rodzinnych pagórki
Cień czarną się smugą wciąż leje,
Gdy promień zaświeci z za chmurki
Wnet nowe w nas budzi nadzieje,
Na skrzydłach je tęczy rozrasza
I chłodny cień nocy rozprasza...
Ja biegłem ku tobie w tym czasie
W jutrzennych, różowych barw krasie...
Lecz biegłem po krwawej tej drodze
Gdzie wiecznie brzmią skargi i jęki,
Gdzie kamień mnie ranił wciąż srodze,
Gdzie cichły nadziei wciąż dźwięki...
Wciąż biegłem, o ziemio, ku tobie
Czy promień nam gasł czyli wschodził
A w duszy mej było jak w grobie
To promyk nadziei się rodził.
Widziałem cię nędzną, jałową
I chaty co ciężkim snem drzemią,
Sznur kruków widziałem nad głową
Gdy smutno krakały jesienią.
Hej, chciałbym by nasze te pługi,
Co zagon ojczysty wciąż orzą,
Zalśniły jak wielkich słońc smugi,
Jutrzennych dni były nam zorzą.
Zbudziły te pola — te śpiące
I serca ściszyły łkające
I proste te dusze marzące
W pochodnie zmieniły jarzące!



Dokąd pójdziemy?...
(urywek z pożegnania szkoły)

Pójdziem, gdzie mroki osłaniają strzechy,
Pod prześladowań straszliwe szykany
Pójdziem, jak okręt szałem fal targany
By z duszy ludu zmyć przeszłości grzechy.
Będą nam silne stawiali zapory
Będą pod nogi nam przeszkody kładli:

O chaty szare, o bracia wybladli
O dolo krwawa, twe czarne ugory
Są dla nas Bóstwa wiecznego ołtarzem,
Ty nam przyszłości naszej jesteś chwałą,
Za ciebie dajem dni krwawych nić całą,
My swoim sercom dla ciebie bić każem,

My swoim sercom każemy bić silnie —
A drgań tak silnych nie słyszał świat jeszcze
Te drgania, katom ducha są złowieszcze
Zgubę im, zgubę niosą nieomylnie.

Hej, bracia, próżno wzdychać i łzy ronić,
W przyszłą krainę szczęścia nam trza gonić!
Niech każdy sokół wytrwa w świętym locie,
Chociaż w pierś bije krwawy grot po grocie;
Chociaż świat piersi sztyletami bodzie —
Hej, bracia, wielu nas wytrwa w pochodzie?
Kto żyjąc, ducha Królestwo zdobędzie;
Kto tu na ziemi nowe życie tworzy —-
Ten w sercach braci na wieki żyć będzie,
A skrzydeł jego nie sięgnie gniew Boży.

My wolne duchy, jak żywiołu siła
Wydzierać z duszy idziemy zgniliznę,
Wlewać moc życia, rwać ugory żyzne,
Dźwigać do życia — co gniecie mogiła,
Olbrzyma zbudzić, co uśpiony leży;
Idziemy tajnych zwoływać rycerzy!
Bracia, czy kiedy wielki dzwon uderzy,
My podołamy pójść o własnej sile?
Czy przyszłość wspomni nas, jako rycerzy
Czyli od chleba legniemy w mogile?


Czy mamy w dłoni dzierżyć tylko pługi?
Bracia, wszak nas jest tak wiele tysięcy!
Czy czujem jeszcze jakieś inne długi,
Czy oprócz pługa nic nie mamy więcej?
Rozważcie dobrze, a niech myśl wam poda,
Jak żyć ma nadal rzesza duchów młoda.
Już nas nie złamie ani grzmot, ni burza,
Szczyt naszych myśli w niebo się zanurza,
Myśl w lot szeroki rwie się... w górę







Ja was rozgarnę...

Ja was rozgarnę, zagony czarne
kochane —
A żyzne soki z twardej opoki
dostanę.
Lody pokruszę, co moją duszę
wciąż gniotą...
A ja płakałem, i w dal patrzałem
z tęsknotą.
Nie czas na płacze! wstaną oracze
swobody!
Choć w koło ciemno, tam, razem ze mną
na lody!
Duchy niezłomne! słońca ogromne
rozniecim...
Z odwagą w mroki, w odmęt głęboki
polecim..
Zbudzi się życie, a serca bicie
przyspieszą,
Za wami tłumy, z odwagą dumy
w ślad rzeszą,
Jak fale Boże, jak jutrzni zorze
wspaniałe
Popłyną silne, zwycięztw niemylne,..
ku chwale!
Umarłych wskrzeszą, olbrzymią rzeszą
o świcie!
Promienną tęczą, Boga uwieńczą
w błękicie!

Sztandary chwały, będą jaśniały
rozpięte,
Próżno się rwały, potwarców strzały
przeklęte!
Rozpędzim mroki, grube powłoki
ciemnoty,
W nowej matuchnie, światła wybuchnie,
Grot złoty!
Czekam tęsknie owej chwili
Czarów ducha, słońc promieni,
Gdy się słowo me w czyn zmieni.
Obyż wszyscy się zbudzili,
I z promienną jutrznią, zorzą
Poszli w świty... falą Bożą.







Hej, na co.

Hej, na co ja duszo cię noszę,
Czy po to byś wiecznie tęskniła?
Nie tęsknij, pij życia rozkosze,
Pij szczęście, swobodę pij, miła!
Pij rozkosze pij
Pełnem życiem żyj!
Wyleć, wyleć wolnym ptakiem
I pobujaj jasnym szlakiem,
Ponad smutek i tęsknotę
Rozwiń marzeń nici złote.
Wzleć duszo i nie patrz nieboże
W tych smutnych widziadeł wciąż tłumy,
Niech w tobie nie gaśnie głos dumy
Nie stulaj twych skrzydeł w pokorze.
Nie leć, nie leć w cień
Słuchaj serca drżeń.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kajetan Sawczuk.