Przejdź do zawartości

Moi przyjaciele (zbiór)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Birkenmajer
Tytuł Moi przyjaciele
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegnera
Data wyd. 1945
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
MOI PRZYJACIELE
NAPISAŁ JÓZEF BIRKENMAJER
760/3 WYDAWNICTWO POLSKIE R. WEGNERA N/1266
POZNAŃ


Jedynaczek.

Tak mówiła mama-klaczka
Do źrebaka-jedynaczka:
Słuchaj, drogie moje źrebię,
Kiedyś będzie koniś z ciebie!

Dziś swobodnie sobie hasasz
I na łączce się wypasasz,
Raźno nóżką sobie tupiesz,
Koniczynkę smaczną chrupiesz.

Inne ci nieznane cele,
Jako szczęście i wesele;
Oj, zatęsknisz nieraz po nim,
Gdy już będziesz starym koniem...


Krowa.

Zawsze poczciwa, zawsze spokojna,
Chodzi po łące ta krówka dojna.
Przez cały dzionek jeść nie ustaje,
A potem w stajni moc mleka daje.
Człowiek bez krowy, mój mocny Boże,
W żaden się sposób obejść nie może,
Bo mleko, masło i ser, o dziecię,
To pożywienie najlepsze w świecie!
Wszelkie frykasy, wszelkie zachcianki,
Niczym są, wobec dobrej śmietanki.





Osioł.

To, co tu przed wami stoi,
Jest to osioł, drodzy moi!
Osioł, już poważny wiekiem,
Nosi co dzień wiadra z mlekiem.

Przy nim mały synek czeka,
Nie uniesie jeszcze mleka,
Jest do tego jeszcze mały,
Uszy nie poobrastały...

Choć pracuje nie na żarty,
Osioł bywa też uparty,
Ale — słuszna ta przygana
Bywa winą — złego pana!


Biała owca.

Czy wiosenka uśmiechnięta łąki zazieleni,
Czy nadejdzie skwarne lato, czy deszcze jesieni,
Czy nakoniec mroźna zima dni niesie najkrótsze —
Biała owca zawsze chodzi w barankowym futrze.
Pewnie musi być gorąco nosić taką szubę?
Czyż nie lepiej zrzucić z wiosną to odzienie grube?
Prawda, prawda! lecz cóż zrobić, gdy kożuch zapięty —
A guzików nawet nie znać wśród tej wełny krętej!
Tych niteczek kędzierzawych nikt u niej nie rozwikła...
Zresztą owca nie dba o to, bo do niej przywykła!





Pies.

Pies owczarski, stróż to srogi,
Owca wie, że gryzie w nogi,
Gdyby któraś była rada
Zemknąć nagle w bok od stada.
Gdy pasterza sen zamroczy,
Gdy na chwilę zamknie oczy
I smacznego utnie śpika,
Ma dzielnego pomocnika!
Wierny, pilny i uparty
Pies trzód strzeże nie na żarty.


Gołębie.

Cóż to za gołąb, mój Boże drogi,
Gardło spuchnięte, kosmate nogi,
Taki nadęty, poważny taki,
Jakby miał za nic już wszystkie ptaki.

A tu tymczasem obok garłacza
Pawik powabne pióra roztacza,
Grucha rozkosznie, zadziera głowy,
A obok niego gołąb pocztowy.





Koza.

Chociaż mała, choć uparta,
Koza dużo bywa warta!
Mleko kozy w zimie, w lecie
Pije chętnie każde dziecię.
Koza daje, Boże drogi,
Jeszcze mięso, sierść i rogi!
Słowem żywa, czy zabita,
Użyteczną jest i kwita!
W całym świecie, w każdym czasie
W gospodarstwie koza zda się.


Indyki.

Pod żadnym pozorem
Nie drocz się z indorem —
Jest to coś na kształt koguta,
Wielka jego buta.

Gdy się zaczerwieni
Szyja mu się mieni,
Skrzydłem szurga i gulgota,
Ciężka z nim robota.

Nie dasz indorowi rady,
Strzeż się tedy zdrady,
Bo gdy on na ciebie skoczy
Wydziobie ci oczy.

Już niedługo Święta
Mama to pamięta —
Tedy będziesz miał dużo w zysku
Widząc ptaka na półmisku.





Świnka, kózka i owieczka.

Świnka, kózka i owieczka mieszkały zgodnie obok siebie. Chowały się razem od maleństwa, pasały się razem, spały razem pod jednym dachem, i dobrze im było. Ale bo też pan gospodarz bardzo się o nie troszczył, ażeby im niczego nie brakło. A dzieci gospodarza często się z nimi bawiły.
Ale pewnej nocy, kiedy wszyscy spali, ktoś po cichutku drzwiczki chlewika otworzył, po cichutku wyniósł wpierw owieczkę, potem kózkę, a wreszcie świnkę. Potem wszystkie trzy na wóz wsadził i pojechał. Jechał wolno i cichutko, ażeby nikogo nie zbudzić. Świnka jednak się domyśliła, że to chyba złodziej je porwał z chlewika dobrego pana gospodarza. Więc przelękła się okrutnie i zaczęła strasznie krzyczeć i kwiczeć. Kózka i owieczka jeszcze trochę zaspane, zdziwiły się bardzo i zapytały:
— Czemu, świnko kochana, tak krzyczysz? Uspokójże się.
Na to odrzecze świnka: — Dziwicie się, że krzyczę? Jakto, nie widzicie, że złodziej nas wykradł naszemu poczciwemu gospodarzowi, który nas żywił i nigdy krzywdy nam nie wyrządził?
— A cóż w takim razie krzyk twój pomoże? — zapytała kózka.
— Krzyczę, ażeby gospodarz nasz się zbudził i odebrał nas złodziejowi.
I wtedy świnka zaczęła jeszcze bardziej kwiczeć, a kózka i owieczka wtórowały jej głośnym bekiem. I powstał taki krzyk, że zbudzili się wszyscy gospodarze w całej wiosce, i złodziej spłoszony uciekł, pozostawiwszy na miejscu świnkę, kózkę i owieczkę. Tak to mądra i wierna świnka krzykiem swoim uratowała gospodarza od złodzieja. I to dzięki temu, że gospodarz dobrze się obchodził z zwierzętami.
A z bajeczki tej nauka:

Dobroć zawsze wierność budzi,
Tak u zwierząt, jak u ludzi.

O śpiewającym świerszczu i pracowitej mrówce.

Był raz świerszcz, który całe lato siedział na progu domku i śpiewał. A kiedy nagle i niespodzianie zapanowała mroźna zima, ukrył się w swym domku i szukał pożywienia. Ale spiżarnia jego pusta, nie znalazł w niej ani ziarnka żytka, ani choćby jednej muszki. Wtedy świerszcz posmutniał, bo głód, to rzecz przykra. Lecz nie namyślając się długo, poszedł do sąsiadki, pracowitej mrówki. Zastukał do drzwiczek jej mieszkanka, ukrytego pod wielkim mrowiskiem, i rzekł: — Miła sąsiadeczko, nie mam ja w domu ani okruszka żyta, ani muszki, i bardzom głodny. Pożycz mi trochę z swoich zapasów, a ja zwrócę ci jeszcze raz tyle na przyszłe żniwa.
Mrówka — jak wiadomo — to stworzenie pilne i pracowite. Nic też dziwnego, że nagromadziła sobie w ciągu lata pokaźne zapasy wszelakiego pożywienia. Ale, przezorna i oszczędna, niechętnie pożyczała próżniakom. Więc odparła: — Miły sąsiedzie, wiesz przecie, że pożyczać z swych zapasów nie lubię. Nie ze sknerstwa, ale z przezorności. Jeślibym ci raz pożyczyła, to jutro przyszedłbyś znowu. A w końcu pozostałabym sama bez źdźbła pożywienia. A ja wszakże mam do wyżywienia bardzo liczną rodzinę. A czemużeś właściwie nie nagromadził sobie odpowiednich zapasów latem?
— Ach latem! — odpowiedział świerszcz. — Latem nie miałem czasu. Latem śpiewałem i muzykowałem całymi dniami.
Wtedy mrówka wybuchła śmiechem i zawołała: — Ano, jeżeliś całe lato muzykował, to teraz zimą możesz tańczyć! — I mrówka zamknęła mu drzwi przed nosem.
Z bajki tej nauka pierwsza:

Kto próżniakiem i nierobem —
Niech tańcuje z panem głodem.

I nauka druga:

Oszczędnością i pracą,
Ludzie się bogacą.




Cielęta.

Rozumem nie grzeszy
Czarne cielątko,
Z wszystkiego się cieszy,
Niewiele ma rozsądku.
Jak to cielę —
Nie trzeba mu wiele!
Zobaczyło wrota
Pomalowane
Gapi się niecnota
Zadumane.
Jak to cielę
Nie widziało wiele.
Przyszło cielę łaciate
I też myśli:
„Po co żeśmy z bratem
Tutaj przyszli?“
Już to cielę
Nie wymyśli wiele.


Kura.

Piskląt nie spuszcza z oka
Troskliwa pani kwoka.
Dzielnie ich nieraz broni,
Kota i psa precz odgoni!
Ogromną jest jej buta,
Rzuca się na koguta,
A kiedy podbiegnie dziecko,
Podrapać je może zdradziecko!
Widzicie oto dziatki,
Co to jest miłość matki!





Paw.

Patrzcie, jak paw się w słońcu wdzięczy!
Pożyczył sobie barw od tęczy,
Rozwinął ogon w kształt wachlarza
I sunie z miną dygnitarza.

Przyjemność widok jego sprawia.
Musisz podziwiać wdzięki pawia,
Nie skąpisz pochwał mu bez liku,
Póki... nie słyszysz jego krzyku!

Często się zdarza tak wśród ludzi,
Że ktoś, co podziw, zachwyt budzi,
Później nam przykry zawód sprawia,
Bowiem podobny jest do pawia.


Kaczka.

Gdy chodzi, ciągle się kiwa,
Ale przewybornie pływa,
Nasza kaczka urodziwa!
Ledwo się wylęgną młode,
Raptem, gwałtem biegną w wodę,
Gdzie mają pełną swobodę!
Głową w dół pływa kaczka,
Gdy z dna dobyć chce robaczka,
Pożąda tego przysmaczka!





Kiciuś i Miauczuś.

Kiciuś i Miauczuś, miłe kocięta
Spijają mleko ze spodka;
Czuwa nad nimi, bacznie i pilnie,
Ich kocia mama, Szarotka.

Dzieciom swym dała na podwieczorek
To mleko prosto od krowy,
A potem sama, by nie być głodną,
Za myszą pójdzie na łowy.

Tak dobra matka zawsze nasampierw
O dzieciach swych pamięta,
Dlatego swoją kocią mamusię
Bardzo kochają kocięta.


Wiewiórka.

Nosi mama-wiewióreczka
Do dziupli — swego gniazdeczka
Orzechy, szyszki, żołędzie.
„Powiedz, mamo, co to będzie?“
Zapyta jej młodsza córka
Malutka jeszcze wiewiórka.
„Pracujesz, potem się rosisz,
Po co tyle rzeczy znosisz?“
Matka na to: „Moje dziecię,
Dużo jest jedzenia w lecie,
Ale przyjdzie wkrótce zima,
Wtedy nic na drzewach nie ma
Ten zapas, który odłożę
Zimę przeżyć nam pomoże.“





Świnia.

Niechlujna świnka, prawda to, dziecię,
Ale z niej matka najczulsza w świecie,
Chociaż ma liczne nieraz prosięta,
Ale o każdym dobrze pamięta.

Biada, gdy obcy podejść się waży,
Maciory oko zaraz się jarzy,
I choćbyś zbrojny był tęgim kijem,
Zaraz ci grozi potężnym ryjem.


Polowanie.

Gdy pan z kołka strzelbę bierze,
Znak, że będzie polowanie.
Cieszy się nasz Nero szczerze.
Nero w domu nie zostanie.

Idzie naprzód, węszy, tropi
I wypłoszy wnet zwierzynę
Z żyta, owsa, czy konopi,
Z pszenicy, czy z koniczyny.

Drżyjcie, sarny i zające,
Kuropatwy i przepiórki!
W lesie, w polu, czy na łące
Dosięgnie was strzał dwururki.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Birkenmajer.