Przejdź do zawartości

La San Felice/Tom II/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Ciemny Pokój.

Zaledwie królowa powróciła do siebie, kiedy główny dowódzca Acton, kazał się zaanonsować i powiedzieć, że ma dwie nadzwyczaj ważne nowiny do oznajmienia. Ale bez wątpienia nie jego to królowa oczekiwała, albo też nietylko jego jednego, bo odpowiedziała oschle:
— Dobrze niech wejdzie do salonu, jak tylko będę miała czas, przyjdę tam.
Acton był przyzwyczajony do tych kaprysów królewskich. Od dawna już nie łączyła go z królową miłość. Był kochankiem tytularnym, tak jak był pierwszym ministrem, co zupełnie nie przeszkadzało aby byli jeszcze inni ministrowie. Tylko interes polityczny wiązał z sobą dawnych kochanków. Acton aby zostać przy władzy, potrzebował wpływu królowej, jaki ta miała nad królem. Królowa zaś dla swojej zemsty i sympatji — które zaspakajała z jednaką namiętnością, potrzebowała geniuszu intryganta Actona, jego niewyczerpanej uprzejmości zdolnej znieść dla niej wszystko.
Królowa szybko rozebrała się z balowego stroju, kwiatów, djamentów i kamieni; starła róż którym kobiety, a szczególniej księżniczki pokrywały twarz w tej epoce, włożyła długi biały penioar, wzięła świecę, weszła w odosobniony korytarz i przeszedłszy cały apartament przybyła do odległego pokoju, skromnie umeblowanego, łączącego się na zewnątrz z ukrytemi schodami, od których królowa jeden, a jej zbir Pasqual Simone posiadał drugi klucz.
Okna tego pokoju przez cały dzień były zamknięte i najmniejszy promień światła tam się nie dostawał. Na środku stołu była przytwierdzona brązowa lampa, a na niej abażur wykonany w ten sposób iż oświetlał tylko owal stołu, resztę pokoju pozostawiając w ciemności.
Tam to słuchano oskarżeń. Jeżeli oskarżyciel pomimo ciemności zwiększonej jeszcze w głębi sali, obawiał się być poznanym, wolno mu było włożyć na twarz maskę, albo w przedpokoju okryć się długą szatą penitenta, w jakiej zwykle towarzyszą zwłokom na cmentarz, lub skazanym na rusztowanie. Przerażający całun robiący człowieka podobnym do widma, zostawiający tylko dwa otwory na oczy, podobne pustym dołom trupiej głowy.
Trzej inkwizytorowie zasiadający przy tym stole, zyskali dość smutnej sławy ażeby ich nazwiska stały się nieśmiertelnymi. Nazywali się oni: Castel-Cicala minister spraw zagranicznych, Guidobaldi vice-prezydent junty stanu, egzystującej od czterech lat i Vanni prokurator.
Królowa w nagrodę zasług tego ostatniego zrobiła markizem.
Ale tej nocy stół był próżny, lampa zgaszona. Jedyna istota żyjąca, a raczej zdająca się żyć tutaj, był zegar którego jednostajny ruch i dźwięk ostry przerywały tę śmiertelną ciszę, jakby wychodząca z sufitu i ciążąca nad podłogą. Powiedzianoby że ciemność panująca wiecznie w tym pokoju, zgęściła powietrze i zrobiła podobnem do pary wydobywającej się z bagniska. Czuć było wchodząc tam, nietylko zmianę temperatury ale i atmosfery — i że ta nieskładając się już z żywiołów tworzących powietrze zewnętrzne, stawała się ciężką do oddychania.
Lud widząc okna tego pokoju zamknięte, nazwał go pokojem ciemnym; a z niepewnych wieści rozchodzących się o nim jak o każdej rzeczy tajemniczej, przy wrodzonym popędzie wróżbiarstwa, charakteryzującym go, prawie odgadł co się tam działo. Ale ponieważ to nie jemu groziła ta żałobna ciemność, ponieważ dekreta. wychodzące ztamtąd przechodziły nad jego głową i uderzały głowy wyżej stojące, on najwięcej mówił o tym pokoju ale najmniej go się obawiał.
W chwili kiedy królowa blada i oświetlona jak lady Mackbeth płomieniem świecy trzymanej w ręku weszła do tego pokoju, dało się słyszeć drżenie poprzedzające zwykle uderzenie zegaru i w pół do trzeciej wybiło.
Jak to już powiedzieliśmy pokój był pusty, jednak królowa wszedłszy zdawała się być zdziwioną nie znajdując nikogo. Chwilę wahała się, ale wkrótce przezwyciężając trwogę jaka ją zdjęła na niespodziewane uderzenie zegaru, obejrzała dwa rogi pokoju przeciwległe wejściu i zwolna zamyślona usiadła przy stole. Ten stół wprost przeciwnie jak u króla, był pokryty papierami jak w biurze trybunału i znajdowało się na nim trzy razy tyle ile potrzeba papieru, atramentu i piór.
Królowa z roztargnieniem przerzucała papiery. Przebiegła je wzrokiem nie czytając, słuch jej wytężony starał się uchwycić najmniejszy szmer, duch jej był zdała od ciała. Po chwili, niemogąc dłużej powstrzymać niecierpliwości, podniosła się, poszła do drzwi prowadzących na tajemne schody, przyłożyła ucho i słuchała. Wkrótce usłyszała zgrzyt klucza obracającego się w zamku i wyszeptała słowo malujące jej niecierpliwość:
— Nakoniec. Potem otwierając drzwi prowadzące na ciemne schody. — Czy to ty Pasquale? zapytała.
— Tak Najjaśniejsza Pani, odpowiedział męzki głos z dołu schodów.
— Przybywasz bardzo późno, powiedziała królowa, wracając na swoje miejsce z twarzą ponurą i zmarszczonemi brwiami.
— Na honor! nie wiele brakowało abym nie przybył wcale, odrzekł ten którego obwiniono o brak pośpiechu.
Głos coraz więcej się zbliżał.
— I dlaczegóż to o mało że nie przybyłeś wcale?
— Bo sprawa była tam trudna, odpowiedział człowiek ukazując się nakoniec we drzwiach.
— Czy załatwiona przynajmniej?
— Tak pani, dzięki Bogu i świętemu Pasqualowi memu patronowi, jest załatwiona i dobrze załatwiona, ale drogo kosztowała.
Mówiąc to, zbir kładł na fotelu płaszcz zawierający w sobie przedmiota, które uderzywszy o meble wydawały dźwięk metaliczny. Królowa patrzyła na to z wyrazem ciekawości i wstrętu.
— Jakto drogo? zapytała.
— Jednego człowieka zabito, trzech raniono, tylko tyle.
— To dobrze. Wdowie wyznaczy się pensja, ranionym da się gratyfikację.
Zbir ukłonił się na znak podziękowania.
— Więc ich było kilku? zapytała królowa.
— Nie pani, był tylko jeden; ale byłto lew nie człowiek. Musiałem rzucić w niego mój nóż o dziesięć kroków, inaczej wyszedłbym tak jak inni.
— Ale nakoniec?
— Nakoniec załatwiliśmy się.
— I siłą odebraliście mu papiery?
— O nie! dobrowolnie, już nie żył.
— A! rzekła królowa z lekkiem drżeniem. Więc musieliście go zabić?
— Nieinaczej, chociaż jakem Simon, żal mi go było Zrobiłem to jedynie dla przysłużenia się Waszej Królewskiej Mości.
— Jakto, ty żałowałeś zabić Francuza. Nie sądziłam iż masz serce tak czułe dla żołnierzy rzeczypospolitej.
— To nie był Francuz, odpowiedział zbir potrząsając głową.
— Co ty pleciesz?
— Nigdy Francuz nie mówił tak językiem gminu neapolitańskiego jak ten nieborak.
— Hola! — zawołała królowa, — spodziewam się że się nie omyliłeś. Dokładnie określiłam ci Francuza przybywającego konno z Kapui do Puzzoles.
— To ten sam pani i w barce z Puzzoles do pałacu królowej Joanny.
— Adjutant jenerała Championnet’a.
— O! z nim to samym mieliśmy do czynienia. Zresztą sam powiedział kim był.
— Jakto, mówiłeś z nim?
— Naturalnie. Słysząc go tak biegle mówiącym po neapolitańsku, lękałem się pomyłki, i zapytałem czy to naprawdę jego miałem zabić.
— Głupiec!
— Nie taki głupiec, ponieważ odpowiedział mi: tak.
— Odpowiedział ci, tak?
— Wasza Królewska Mość pojmuje że mógł mi odpowiedzieć co innego; że pochodził z Basso, Porta albo Porta Capuana i byłby mnie wprawił w wielki ambaras, ponieważ nie mógłbym mu zaprzeczyć. Ale on wprost odpowiedział mi: „Jestem tym którego szukasz“ — i pif! paf! dwoma wystrzałami pistoletu powalił dwóch ludzi na ziemię, drugich dwóch dwoma uderzeniami szabli. Uważał widać kłamstwo za niegodne siebie, bo to był odważny człowiek.
Królowa słysząc pochwałę zamordowanego z ust mordercy, zmarszczyła się.
— I on umarł?
— Tak pani, umarł.
— A cóż zrobiliście z trupem?
— A! na honor, przybywała patrol, a ponieważ kompromitując siebie, kompromitowałbym Waszą Królewską Mość, pozostawiłem jej staranie zabrania umarłych i opatrzenia rannych.
— Więc poznają że to był oficer francuzki!
— Po czem? Oto jego płaszcz, pistolety i szabla które zabrałem z pola bitwy. A upewniam panią, że umiał doskonale władać szablą i pistoletami. Co do jego papierów, miał przy sobie tylko pugilares i ten świstek przy nim przylepiony.
I rzucił na stół pugilares skórzany krwią zbroczony. W istocie kawałek papieru podobny do listu był przylepiony zaschłą krwią do pugilaresu. Zbir, oderwał go i rzucił na stół.
Królowa wyciągnęła rękę, ale zapewne wahała się dotknąć pugilaresu skrwawionego, bo zatrzymała się w połowie drogi i zapytała:
— A cóż zrobiłeś z jego mundurem?
— Otóż jeszcze jedno co budziło we mnie wątpliwość, to że nie miał wcale munduru. Był ubrany zwyczajnie w zieloną aksamitną opończę z czarnemi akselbantami. Ponieważ była wielka burza musiał go zostawić u jednego z swych przyjaciół, a ten pożyczył mu swego ubrania!
— To dziwne, mówiła królowa Jednakże dokładnie mi go opisano. Wreszcie papiery z tego pugilaresu usuną nasze wątpliwości. I ręką odzianą w rękawiczkę której palce zaczerwieniły się, otworzyła pugilares i wyjęła list z adresem:
„Obywatelowi Garat, ambasadorowi Rzeczypospolitej Francuskiej w Neapolu.“
Królowa złamała pieczątkę z herbami Rzeczypospolitej, otworzyła list i na pierwsze przeczytane wyrazy, wydała okrzyk radości. Radość ta w miarę czytania wzmagała się, a ukończywszy:
— Pasqualu, jesteś nieocenionym człowiekiem, powiedziała, ja cię zbogacę.
— Już od dawna Wasza Królewska Mość mi to przyrzeka, powiedział zbir.
— Tym razem bądź spokojny, dotrzymam słowa. Tymczasem masz zaliczkę. — Wzięła kawałek papieru i napisała na nim kilka wierszy. — Weż ten bon na tysiąc dukatów, pięćset dla ciebie, pięćset dla twoich ludzi.
— Dziękuję pani, powiedział zbir dmuchając na papier aby wysechł atrament, zanim go schował do kieszeni. Ale nie powiedziałem jeszcze wszystkiego co mam do powiedzenia.
— Ani ja nie zapytałam o wszystko o co mam zapytać. Ale przedtem pozwól mi jeszcze raz ten list odczytać.
Królowa przeczytała list po raz drugi i nie była mniej zadowoloną jak za pierwszym razem. Ukończywszy drugie czytanie, powiedziała:
— Słucham, mój wierny Pasqualu, co miałeś mi do powiedzenia?
— Miałem pani do powiedzenia że od czasu kiedy ten młody człowiek znajdował się od w pół do dwunastej do pierwszej godziny rano, w ruinach królowej Joanny, odkąd zamienił swój wojskowy mundur na opończę mieszczańską, nie był sam, zapewne musiał mieć listy do innych osób od generała, jak do ambasadora francuzkiego.
— Właśnie w chwili kiedy mi to mówisz, o tem samem myślałam kochany Pasqualu. A nie domyślasz się kto są te osoby?
— Nie jeszcze, ale spodziewam się iż w krotce dowiemy się czegoś nowego.
— Słucham cię Pasqualu, powiedziała królowa wpatrując się w zbira.
— Z ośmiu ludzi których na dzisiejszą noc użyłem, odłączyłem dwóch, sądząc że sześciu wystarczy na jednego adjutanta, i o mało że drogo tego nie opłaciłem. A zatem tych dwóch ludzi umieściłem w zasadzce przed pałacem królowej Joanny, z rozkazem śledzenia ludzi wychodzących ztamtąd przed albo po wyjściu człowieka z którym ja miałem do czynienia i aby się starali dowiedzieć jeżeli już nie kto oni są, to przynajmniej gdzie mieszkają.
— A więc?
— A więc pani, naznaczyłem im schadzkę u podnóża statuy Olbrzyma i jeżeli Wasza Królewska Mość pozwoli, pójdę dowiedzieć się czy są już na swojem stanowisku.
— Idź, a jeżeli są przyprowadź ich do mnie, chcę ich zapytywać sama.
Pasquale Simon znikł w korytarzu i słychać było na schodach oddalające się jego kroki.
Zostawszy sama, królowa bezmyślnie spojrzała na stół i zobaczyła ten drugi kawałek papieru który zbir nazwał świstkiem, odlepił od pugilaresu i razem z nim rzucił na stół. W pragnieniu przeczytania listu generała Championnet i w radości wynikłej z przeczytania go, zupełnie zapomniała o tym świstku.
List ten był na eleganckim papierze. Był pisanym charakterem kobiecym, drobnym, cienkim, arystokratycznym. Od pierwszych wyrazów królowa poznała że to był list miłosny. Zaczynał się od tych dwóch wyrazów. — Drogi Nicolino. Nieszczęściem dla ciekawości królowej prawie całą zapisaną kartę krew zalała. Można było tylko zobaczyć datę 20 Września i wyczytać żal osoby piszącej ten list, że nie mogła przybyć na zwykłą schadzkę, bo musiała udać się z królową na przeciw admirała Nelson. Był podpisany tylko literą E Na ten raz królowa gubiła się w domysłach. List kobiety, list miłosny, list datowany 20 września, nakoniec list osoby tłomaczącej się niemożnością przybycia na zwykłą schadzkę, bo musiała udać się z królową, taki list nie mógł być pisanym do adjutanta generała Championnet, który trzy dni temu był o piędziesiąt mil od Neapolu. Było tylko jedno prawdopodobieństwo, a umysł przebiegły królowej natychmiast go jej przedstawił.
List ten znajdował się zapewne w kieszeni opończy pożyczonej posłowi generała Championnet przez jednego z jego wspólników w pałacu królowej Joanny. Adjutant włożył swój pugilares w tę samą kieszeń po wyjęciu go z munduru. Krew płynąc z rany, przylepiła list do pugilaresu, chociaż list z pugilaresem nie mieli nic wspólnego.
Wtedy królowa podniosła się, podeszła do fotelu na którym Pasquale złożył płaszcz, obejrzała go, rozwinęła, znalazła w nim szablę i pistolety.
Płaszcz, był to zwyczajny płaszcz oficera kawalerji francuzkiej. Szabla i płaszcz były mnudurowe i bezwątpienia należały do nieznajomego, ale nie tak było z pistoletami. Pistolety bardzo eleganckie pochodziły z rękodzielni królestwa Neapolitańskiego, oprawione w pozłacane srebro, wyrżnięte miały na tarczy literę N.
Królowa położyła pistolety razem z listem. Były to początki poszlak, mające doprowadzić do prawdy.
W tej samej chwili Simone z dwoma ludźmi powrócił.
Nowiny jakie przynieśli były małej wagi.
Pięć lub sześć minut po wyjściu adjutanta zdawało im się iż widzą trzy osoby w łódce, jak gdyby udające się do miasta, korzystając z uspokojenia morza. Dwie z tych osób wiosłowały. Nie było co się zajmować tą łódką. Prosta rzecz że dwaj zbiry nie mogli jej śledzić na wodzie.
Ale prawie zaraz ukazały się trzy inne osoby, przy bramie wychodzącej na drogę do Pausilippy; zobaczyły czy droga jest wolna, wyszły zamykając starannie drzwi za sobą. Tylko zamiast pójść drogą do Margelliny jak to zrobił młody adjutant, weszli na nią od strony willi Lukullusa.
Dwaj zbirzy postępowali za trzema nieznajomemi.
Prawie o sto kroków jeden z tych trzech skoczył na prawo, wszedł na ścieżkę, gdzie zniknął pomiędzy aloesami i kaktusami. Ten musiał być bardzo młody, tak przynajmniej można było sądzić po lekkości skoku i świeżości głosu jakim zawołał do dwóch pozostałych przyjaciół: — Do widzenia. Z kolei inni przeskoczyli ale wolniej i udali się ścieżką prowadzącą do Vomero. Zbiry udali się za nimi. Ale dwaj nieznajomi widząc że są śledzeni, zatrzymali się, każdy z nich wyjął parę pistoletów z za pasa i powiedzieli: — Ani kroku dalej, lub zginiecie. Ponieważ groźba była powiedziana głosem nie zostawiającym wątpliwości w jej wykonaniu, dwaj zbiry nie mając rozkazu posuwania rzeczy do ostateczności i tylko uzbrojeni w noże, stanęli nieruchomie i poprzestali na śledzeniu wzrokiem dopóki przechodnie nie zniknęli.
Więc nie można się było spodziewać żadnych objaśnień od tych ludzi. Jedyna nitka za pomocą której można było wyśledzić spisek knujący się w pałacu królowej Joanny, był miłosny list pisany do Nikolina i te pistolety z rękodzielni królewskich, naznaczone literą N.
Królowa dała znak Pasqualowi i jego ludziom aby się oddalili. Płaszcz i szablę rzuciła do szafy, jako niemogące w tej chwili na nic jej się przydać, pugilares zaś, listy i pistolety, zabrała z sobą. Schowała do biurka pistolety i pugilares, zatrzymując tylko list skrwawiony z którym weszła do sali.
Acton widząc ją wchodzącą, podniósł się i ukłonił nie okazując najmniejszego zniecierpliwienia długiem oczekiwaniem.
Królowa zbliżyła się do niego.
— Pan jesteś chemikiem, nieprawdaż?
— Jeżeli nie jestem chemikiem w całem znaczeniu tego wyrazu, odpowiedział Acton, posiadam przynajmniej niektóre wiadomości chemiczne.
— Jak pan sądzisz, czy możnaby zmazać krew z tego listu nie zmazując atramentu.
Acton popatrzył na list i zachmurzył się.
— Pani, powiedział, dla trwogi i ukarania tych którzy ją rozlewają, Opatrzność sprawiła, że plamy krwi są najtrudniejsze do wywabienia. Jeżeli atrament składa się jak wszystkie atramenty zwyczajne z farby i pokostu, wykonanie będzie trudne, bo chlorek potassium wywabiając krew jednocześnie wywabi atrament; jeżeli przeciwnie, co jest nieprawdopodobne, atrament składa się z saletrzanu srebra albo z węgla zwierzęcego i gummy kopalnej, rozczyn chlorku wapna zniszczy plamy krwi nie niszcząc atramentu.
— To dobrze, staraj się zrobić jak najlepiej. Ważnem jest, abym wiedziała co ten list w sobie mieści.
Acton ukłonił się, królowa mówiła dalej:
— Kazałeś mi pan powiedzieć iż masz dwie ważne nowiny do udzielenia mi. Słucham.
— Generał Mack przybył dziś w czasie balu, a ponieważ zaprosiłem go aby stanął u mnie, przybywszy już go zastałem.
— W porę przybył i zaczynam wierzyć że Opatrzność jest za nami. A jakaż druga nowina?
— Jest niemniej ważna od pierwszej. Mówiłem z admirałem Nelsonem, jest on gotów w kwestji pieniężnej zrobić wszystko czego Wasza królewska Mość będzie sobie życzyć.
— Dziękuję. Otóż to jest dopełnienie ciągu dobrych nowin. — Karolina podeszła do okna, rozsunęła zasłony i spojrzała na apartament króla, a zobaczywszy go oświetlonym: — Szczęściem, król nie śpi jeszcze, powiedziała. Napiszę do niego że dziś rano zbiera się rada nadzwyczajna, na której musi być obecnym.
— Zdaje mi się że na dziś miał on projekt polowania, powiedział minister.
— Mniejsza o to! rzekła pogardliwie królowa, odłoży je na inny dzień.
Potem wzięła pióro i napisała list jaki widzieliśmy że król odebrał. Wtedy, ponieważ Aeton zdawał się oczekiwać nowych rozkazów:
— Dobranoc mój kochany generale, z wdzięcznym uśmiechem powiedziała królowa, przykro mi że cię tak długo zatrzymałam, ale skoro się dowiesz co robiłam, przekonasz się że nie marnowałam czasu. — Podała rękę Actonowi. Ten z uszanowaniem ją pocałował, ukłonił się i postąpił parę kroków ku drzwiom. — Ale, ale, powiedziała królowa.
Acton odwrócił się.
— Król na jutrzejszej radzie będzie w bardzo złym humorze.
— Obawiam się tego, odrzekł uśmiechając się Acton.
— Trzeba abyś pan polecił swoim kolegom, żeby się nie odzywali i odpowiadali tylko na wyraźne zapytania. Cała komedja powinna się tyko między mną i królem odegrać.
— I nie wątpię że Wasza Królewska Mość dobrą rolę wybrała.
— Tak sądzę, wreszcie zobaczysz.
Acton ukłonił się po raz drugi i wyszedł.
— A! wyszeptała królowa dzwoniąc na swą służbę, jeżeli Emma zrobi to co mi przyrzekła, wszystko pójdzie dobrze.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.