Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

działo. Ale ponieważ to nie jemu groziła ta żałobna ciemność, ponieważ dekreta. wychodzące ztamtąd przechodziły nad jego głową i uderzały głowy wyżej stojące, on najwięcej mówił o tym pokoju ale najmniej go się obawiał.
W chwili kiedy królowa blada i oświetlona jak lady Mackbeth płomieniem świecy trzymanej w ręku weszła do tego pokoju, dało się słyszeć drżenie poprzedzające zwykle uderzenie zegaru i w pół do trzeciej wybiło.
Jak to już powiedzieliśmy pokój był pusty, jednak królowa wszedłszy zdawała się być zdziwioną nie znajdując nikogo. Chwilę wahała się, ale wkrótce przezwyciężając trwogę jaka ją zdjęła na niespodziewane uderzenie zegaru, obejrzała dwa rogi pokoju przeciwległe wejściu i zwolna zamyślona usiadła przy stole. Ten stół wprost przeciwnie jak u króla, był pokryty papierami jak w biurze trybunału i znajdowało się na nim trzy razy tyle ile potrzeba papieru, atramentu i piór.
Królowa z roztargnieniem przerzucała papiery. Przebiegła je wzrokiem nie czytając, słuch jej wytężony starał się uchwycić najmniejszy szmer, duch jej był zdała od ciała. Po chwili, niemogąc dłużej powstrzymać niecierpliwości, podniosła się, poszła do drzwi prowadzących na tajemne schody, przyłożyła ucho i słuchała. Wkrótce usłyszała zgrzyt klucza obracającego się w zamku i wyszeptała słowo malujące jej niecierpliwość:
— Nakoniec. Potem otwierając drzwi prowadzące na ciemne schody. — Czy to ty Pasquale? zapytała.