Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nakoniec załatwiliśmy się.
— I siłą odebraliście mu papiery?
— O nie! dobrowolnie, już nie żył.
— A! rzekła królowa z lekkiem drżeniem. Więc musieliście go zabić?
— Nieinaczej, chociaż jakem Simon, żal mi go było Zrobiłem to jedynie dla przysłużenia się Waszej Królewskiej Mości.
— Jakto, ty żałowałeś zabić Francuza. Nie sądziłam iż masz serce tak czułe dla żołnierzy rzeczypospolitej.
— To nie był Francuz, odpowiedział zbir potrząsając głową.
— Co ty pleciesz?
— Nigdy Francuz nie mówił tak językiem gminu neapolitańskiego jak ten nieborak.
— Hola! — zawołała królowa, — spodziewam się że się nie omyliłeś. Dokładnie określiłam ci Francuza przybywającego konno z Kapui do Puzzoles.
— To ten sam pani i w barce z Puzzoles do pałacu królowej Joanny.
— Adjutant jenerała Championnet’a.
— O! z nim to samym mieliśmy do czynienia. Zresztą sam powiedział kim był.
— Jakto, mówiłeś z nim?
— Naturalnie. Słysząc go tak biegle mówiącym po neapolitańsku, lękałem się pomyłki, i zapytałem czy to naprawdę jego miałem zabić.
— Głupiec!
— Nie taki głupiec, ponieważ odpowiedział mi: tak.
— Odpowiedział ci, tak?