[109]AKT TRZECI.
Izba SZEMUSA RUY. OBAJ KUPCY siedzą przy jednym i drugim końcu stołu. Przed nimi zwoje pergaminów i wielka ilość małych sakiewek z pieniędzmi.
PIERWSZY KUPIEC. Już nas ta pani okradać nie będzie —
Niema nic więcej, prócz myszy, w jej skrzyniach.
DRUGI KUPIEC. Ostatniej nocy, przedzierzgnięty w sowę,
Na Donegalskie pofrunąłem turnie
I tam, na stromem usiadłszy urwisku,
Ujrzałem statki, wiozące ludowi
Zboże i mąkę. Za pięć dni tu będą,
PIERWSZY KUPIEC. Ja, szarej sowy wziąwszy na się postać,
Mknąłem i mknąłem w mrokach ku wschodowi
I tam spostrzegłem, jak sto ciężkich wołów
K'nam źelaznemi poganiano kijmi.
I one, bracie, za pięć dni tu staną.
DRUGI KUPIEC. Pięć dni na handel.
[110]
(Podczas ich rozmowy weszli do środka wieśniacy, prowadzeni prze Teiga i Szemusa, którzy, stanąwszy po obu stronach drzwi, czynią porządek w tłumie, od czasu do czasu dodając ludziom odwagi gestami i szeptami.)
Cisną się i cisną...
Od dnia posuchy tak się tu gromadzą,
Jak liść jesienny, który głuche wiatry
Zwiewają w kupę...
Handel! handel! handel!
PIERWSZY KUPIEC. Któż z nami zechce pohandlować?
SZEMUS. Panie,
Brak pożywienia obrał ich z odwagi,
Prócz czterech, pięciu ... Masz tutaj jednego —
Czas i na innych przyjdzie, że nabiorą
Ducha.
MĘŻCZYZNA W ŚREDNIM WIEKU.
Ja — owszem, lecz za dobrą cenę.
PIERWSZY KUPIEC czytając w pergaminie.
Dżon Maher, człowiek bogaty, o zmysłach
Tępych, spokojnych, uległego serca.
Pewnym jest w oczach aniołów ... Dam dwieście,
Dwieście za duszę, marne tchnienie wiatru.
MĘŻCZYZNA. Chcę trzysta koron... Czytaliście właśnie,
Iż żadna klęska nie uczyni ze mnie
Waszego sługi.
[111]
PIERWSZY KUPIEC. Tu coś więcej stoi.
„Często po nocy budzi się z przestrachu,
Aby nie zostać biednym“... To jest twoje
Niedomaganie... Dwieście koron?
(MĘŻCZYZNA liczy pieniądze i odchodzi.)
DRUGI KUPIEC. Handel!
Zdaje się niemal, że niema w was duszy —
Chyba jedynie na wiarę parafii.
Handel! hej, handel!... Czy wolicie umrzeć?
Żyła tu przedtem kobieta, nie chciała
Iść z nami w targi i zmarła — w czerwonych
Spoczywa kwiatach, ze świeczkami wokół,
Powtykanemi w butelki.
KOBIETA. A jaką
Dacie też cenę za moją?
PIERWSZY KUPIEC. Ej, piękna,
Wdzięczna i młoda — sądzę, że nie dużą.
(Czyta w pergaminie.)
Listy miłosne chowa w małym dzbanku,
W górze, na murku, pomiędzy klepsydrą
A garnkiem pieprzu.
KOBIETA. Przeklęty pergamin!
PIERWSZY KUPIEC czyta. Chowa je pilnie przed oczyma męża,
Który pojechał zakupywać konie
[112]
I nie powrócił... Jesteś pewna! damy
Koron pięćdziesiąt.
(KOBIETA zabiera się ku wyjściu.)
Damy setkę.
(KOBIETA bierze pieniądze i znika w tłumie.)
Handel!
Handel! hej handel! Tylko z miłosierdzia
Zakupujemy te dusze. Tysiące
Przeróżnych grzechów oddało je w ręce
Naszego Pana, nimeśmy tu przyszli.
Snadź gotowiście umierać, dopóki
Jeszcze wam kości świecą poprzez skórę.
Chodźcie na handel — albo czyż wolicie
Zyć pokrzywami, szczawiem i jarmużem?
Lub czy mniemacie, że głód się wyczerpie?
Zdrów on i czerstwy, nasz on i naszego
Przemocarnego władcy! nie ustąpi,
Dopokąd swego nie dobieży celu.
On to pokrywa żółtymi wyziewy
Te wasze pola wyschnięte, zatraty
On je strasznemi napełnia widziadły
I coraz groźniej z każdą rośnie chwilą.
Patrzcie, jak ściemnia światło dnia... Czyż spokój,
Drapieżnym ptakom znan, jest czemś tak strasznem?
One — i wszystkie naszemu władyce
Posłuszne dusze, i te, które żyją
Z tym drugim wielkim duchem, osiągnęły
[113]
Cel swego bytu, spokój, kiedy wami
Jak gdyby jakieś rzucało wahadło.
(Wchodzi ALEEL z potarganemi u harfy strunami.)
ALEEL. Weźcie mą duszę; jestem nią umęczon!
Nie chcę zapłaty!
PIERWSZY KUPIEC czyta. Pieśniarz... On sam jeden
Miał umysł zwrócon ku strzygom i chochłom,
Ku opowieściom o przebojach Fenian,
Ku onym królom Czerwonego Szczepu,
O życie ludzi wzdyć się nie troszczący ...
Dziś się to wszystko zmieniło...
ALEEL. Ponieważ
Nie odstępuje mnie jej lico blade,
Księżniczki Kasi lico... Smutek świata
Siadł na jej czole: nazbyt mnie krępować
Poczęły więzy jej skargi, dlategom
Porwał te więzy!... Zabierzcie mą duszę!
PIERWSZY KUPIEC. Wziąć nie możemy, bo należy do niej.
ALEEL. Weźcie ją! weźcie!... Pomódz jej nie mogę,
I to mnie dręczy...
PIERWSZY KUPIEC. Nie, nie, my nie chcemy.
ALEEL. Czyż tak już nikłą ta wasza potęga — ?
Wszystkie dni moje dźwigać mam ten ciężar?
Niechaj was moje pochłonie szyderstwo!
[114]
PIERWSZY KUPIEC. Weźcie go precz stąd; on mi na zawadzie!
(TEIG i SZEMUS wyprowadzają ALEELA pomiędzy tłum.)
DRUGI KUPIEC. Wzrok jego, bracie, napełnił mnie dreszczem
I strasznym lękiem.
PIERWSZY KUPIEC. Nachyl się, pocałuj
Tę moją obręcz, na której spoczęły
Wargi naszego Mistrza oną chwilą,
Kiedy nas słał tu... Odzyskasz znów spokój.
(DRUGI KUPIEC całuje złotą obrączkę, okalającą głowę pierwszego kupca.)
SZEMUS. Nazwisko jego Aleel, stracił zmysły
W ostatnich czasach, lecz niemasz w nim złości.
Szał jego minął, można być z nim razem
I tak go wodzić, jak dziecko.
PIERWSZY KUPIEC. Hej! handel!
Handel! hej handel! Czyście wy pogłuchli?
SZEMUS. Opowiadają, żeście zbyt zniżyli
Cenę za ową kobietę...
PIERWSZY KUPIEC. Więc teraz
Ofiarowuję wielki grosz — zważajcie:
Dam tysiąc koron za starą kobietę,
Co brzydką była przez całe swe życie.
(STARA WIEŚNIACZKA staje na przedzie sceny, a on rozwija pergamin i czyta.)
Mało jest o niej tutaj napisano:
[115]
Kradła czasami drób, jeśli ją żniwa
Kiedy zawiodły — lecz dwakroć na tydzień
Szła do kaplicy, gdy się poszczęściło,
I tam składała ofiarę... Bierz pieniądz.
STARA WIEŚNIACZKA z ukłonem. Bóg wam błogosław, Panie!
(Zaczyna lamentować.)
Panie! panie!
Ból straszny czuję.
PIERWSZY KUPIEC. Imię, które-ś rzekła,
Dla potępionych jest jak ogień. Precz stąd!
(WIEŚNIACZKA odchodzi.)
Patrzcie, jak płoną te złote czerwieńce!
Handel! Czyż lęk wam, że ta wiedźma stara
Nieco narzeka? Czyście wszyscy tchórze!?
WIEŚNIAK. Nie jestem tchórzem, chcę sprzedać pół duszy.
PIERWSZY KUPIEC. Jakto pół duszy?
WIEŚNIAK. Pół moich widoków
Pójścia do nieba.
PIERWSZY KUPIEC. Napisano tutaj:
Człek ten we wszystkiem szedł pośrednią drogą —
Zajął sam środek wahadła. Nikt odeń
Nie doznał złego ni dobrego... Odejdź!
Nie chcę nabywać twojej duszy.
[116]
DRUGI KUPIEC. Handel!
Handel!
PIERWSZY KUPIEC. Co? chcecie wstrzymywać nas zdala
Od naszych włości? Od wiecznej rozkoszy?
Hej! skończcie handel, a my do naszego
Odejdziem Pana... Handel! handel! handel!
KRZYK WIEŚNIAKÓW.
Księżniczka Kasia! Jest księżniczka Kasia!
KSIĘŻNICZKA KASIA wchodzi. Wciąż handlujecie?
PIERWSZY KUPIEC. Tobie na przekorę!
Poco tu przyszłaś, szafirowooka
Święta?
KSIĘŻNICZKA KASIA. Chcę moją zaprzedać wam duszę
Za wielką cenę.
PIERWSZY KUPIEC. Jeśli warta ceny?
KSIĘŻNICZKA KASIA. Lud ginie z głodu, dlatego się tłoczy
Ku wam. Słyszałam jego krzyk i krzyk ten
Wciąż mi brzmi w uszach — dzień i noc: chcę koron
Pięćset tysięcy, aby ich wyżywić,
Póki nie przejdzie czas posuchy; nadto,
Jeśliście znęcić umieli te biedne
Dusze czerwieńców swych brzękiem, ja pragnę
Wykupić wszystkie i zwrócić je Bogu.
Swoją chcę sprzedać wam duszę!
[117]
WIEŚNIAK. Przenigdy!
Nie czyń nam tego. Dusze biednych ludzi
Nie mają ceny tak wielkiej przed Bogiem,
Jaką ma, pani, twoja dusza. Pani!
Cóżby bez ciebie czyniły niebiosa?
INNY WIEŚNIAK.
Patrz, jak im szpony kurczą się w skórzanych
Tych rękawicach.
PIERWSZY KUPIEC. Pięćkroć sto tysięcy!
Damy tę cenę! Jest złoto! Gdy z nami
Rozmawiasz, pani, dusze się zwracają
Ku wysokościom, bo oblicze twoje
Wielką rozsiewa naokoło światłość,
Migotliwymi napełnia blaskami
Serca tych ludzi, a dzięki tym blaskom,
Mogłaby zmarnieć nasza ciężka praca —
Ponad głębiami Onby się mógł ruszyć
I nam odebrać te dusze. Do dzisiaj
One naszemi były-li przez poły,
Gdyż przenikały je na wskróś twe jasne,
Promienne oczy, rabując im szczęście
Zadowolenia. — Lecz podpisać musisz:
Taką kupując duszę, jak twa, pani,
Formy pominąć nie możemy. Podpisz
Tem oto piórem — pochodzi od kura,
Co zapiał ongi, kiedy Piotr się zaparł
[118]
Swojego Mistrza. Kto zaś pióra tego
Użył, ten w piekle w wielkich jest honorach.
(KSIĘŻNICZKA KASIA nachyla się, aby podpisać pergamin.)
ALEEL wpada na przód sceny i wyrywa jej z rąk pergamin.
Wielkiego wodza zaznać masz miłości —
Gromada dzieci winna igrać, pani,
Wokół twych kolan! Zostaw tych wieśniaków
Stworzycielowi niebios!...
KSIĘŻNICZKA KASIA. Jam bez myśli — —
Krzyk tylko słyszę — krzyk tych biednych ludzi.
ALEEL rzuca pergamin na ziemię. Miałem widzenie pod kępą dzikiego
Bzu i leszczyny: że mamy usłyszeć,
Jak Archanioły toczyć będą próżną
Czaszkę szatana grzbietem gór!
PIERWSZY KUPIEC. Precz! Precz z nim!
(TEIG i SZEMUS wypychają go tak szorstko, że ALEEL pada w tłumie na ziemię.)
KSIĘŻNICZKA KASIA podnosi pergamin i, podpisawszy go, zwraca się do tłumu. Bierzcie pieniądze; teraz chodźcie ze mną.
Zdala od tego skażonego miejsca
Dam z was każdemu czerwieńców do syta.
(Wychodzi; tłum wieśniaków otacza ją i całuje po rękach. ALEEL i OBAJ KUPCY pozostali sami.)
[119]
DRUGI KUPIEC. Skończone tedy dni naszego trudu.
PIERWSZY KUPIEC. Kosztowny dzisiaj zdobyliśmy klejnot
Dla dyademu szatana.
DRUGI KUPIEC. Musimy
Iść stąd i czekać, dopóki nie umrze,
Ponad jej zamkiem w postaci puszczyków
Czuwać będziemy jeszcze rok niejeden
I strzedz naszego klejnotu, aż przyjdzie
Chwila zabrania jej duszy.
PIERWSZY KUPIEC. Nie. Poco?
W powietrzu tylko zawiśniemy nad nią,
Bo na minuty liczy się jej życie.
Gdy tu przybyła, spostrzegłem w jej oczach
Pomrok mogiły, i stopy jej ciężkie,
Niby obute w trzewiki z ołowiu;
Wzrok jej tkwił w ziemi, jak gdyby robactwo
Już ją wzywało ku sobie; a kiedy
Podpisywała swe imię, jej serce
Jęło się łamać... Cicho!... Cicho!... Słyszę
Bramy piekielne skrzypiące w zawiasach:
Idzie k'nam odgłos wieczystej biesiady,
By nas pokrzepić.
DRUGI KUPIEC. A teraz na skrzydłach
Wzbijmy się, bracie, w powietrzne przestwory,
By śród nich w szpony pochwycić jej duszę.
[120]
(Ulatują w górę. ALEEL czołga się w środku izby. Zapadł mrok, i ciemność na ziemi wzrasta stopniowo. — Słychać daleki grzmot i odgłos zrywającej się burzy.)
ALEEL. Bramy spiżowe otwarte na oścież —
Balor na grzmiącym zjawia się rydwanie,
Demoni ciężkie podnieśli powieki
Nad źrenicami, które w dniach pradawnych
W głazy zmienili bogowie. Zdradziecki
Jawi się Barach i chutnego rodu
Idzie Kailitin, on, co druidyczny
Przekwit i zanik spuścił był na dziecię
Sualtamowe i Dektery (pierwszy
Król Hell go znowu wywyższył, zabiwszy
Naisiego i srogo złamawszy
Serce Deirdry), — a wszystkie ich głowy
Ku tejże samej zwracają się stronie,
Za życia bowiem zwalczały z uporem,
Z niehamowaną, chytrą zaciekłością,
Piękno i spokój.
(Wchodzi OONA; zatrzymuje się jednak we drzwiach.)
ALEEL podniósł się w połowie do góry, kolanem i ręką opierając się o ziemię. Klęknij, stara czaplo,
Zdala od ślepej nawałnicy.
OONA. Gdzież jest
Księżniczka Kasia? Gdzie? Przez dni te wszystkie
Była tak blada, a ręka jej — czułam —
[121]
Drżała, spotkawszy przy kądzieli moją —
I teraz nie wiem, dokąd poszła.
ALEEL. Innych
Ma już księżniczka przyjaciół — tak, innych,
Przemieszkujących w tym straconym świecie.
(Wskazuje na dół.)
Oto Orchila, naprzód; blada, piękna,
Lice jej żyje, a ciemna jej postać
Do mgieł podobna, gdy się nagromadzą
W porze jutrzennej, bo tej, co umiała
Rozbudzać żądzę, serce li się krwawi,
Podczas gdy drudzy konają. Naokół
Mgławą ma ciżbę kobiet, głośnym śmiechem
Przywabiających szatany, za sobą
Straszne wypary krwi, zmienionej w grzechy,
Tylko te wszystkie, białe jak gwoździki,
Drobne paznogcie wyrosły w ogromne
Szpony.
(Chwyta OONĘ, ciągnie ją na środek sceny i gwałtownym ruchem wskazuje na dół. Szum wiatru.)
Już swoje zaczynają pieśni —
Wciąż na ich wargach brzmi jakaś melodya.
OONA rzuca się twarzą na ziemię.
O Twórco świata! chroń ją od demonów!
A jeśli trzeba zginąć jakiej duszy,
To zabierz moją!
[122]
(ALEEL klęka obok, ale zdaje się słów jej nie słyszeć; wzrok utkwił w ziemię, jakby chcąc ją przebić. Wieśniacy wracają. Niosą księżniczkę Kasię i kładą ją na ziemi pomiędzy Ooną i Aleelem. Leży jak umarła.)
OONA. Że też tyle naczyń
Z surowej gliny trwa, a porcelana
Pęka na dwoje.
(Całuje ręce KSIĘŻNICZKI KASI.)
WIEŚNIAK. Byliśmy pod drzewem,
Tam, gdzie się skręca droga, gdy księżniczka
Zbladła i nagle zasłabła. A gdyśmy
Nieśli ją tutaj, czarna nawałnica
Przyćmiła przestwór, prawie z nóg nas waląc.
Trzeba zasunąć zaporę, bo żaden
Śmiertelny człowiek nie oprze się czarnej,
Oślepiającej, groźnej, nagłej burzy.
(Jeden ze stojących bliżej zasuwa zaporę.)
OONA. Sza! sza! zbudziła się z omdlenia.
KSIĘŻNICZKA KASIA. Ludzie,
Trzymajcie, proszę, trzymajcie mnie mocno,
Bo nawałnica porwie mnie.
(OONA bierze ją w ramiona. Jedna z kobiet zaczyna zawodzić.)
WIEŚNIAK. Sza!
INNY WIEŚNIAK. Sza!
WIEŚNIACZKA. Sza!
[123]
KSIĘŻNICZKA KASIA nawpół się podniósłszy.
Do stóp mi złóżcie wszystkie worki złota!
(Kładą jej woreczki z pieniądzmi pod stopy.)
Idźcie, starego sprowadźcie Neala,
Niech on, gdy umrę, każdego wysłucha
I sprawiedliwie rozsądzi i rozda...
On was ziołami leczy, wie najlepiej,
Kto jest w największej pośród was potrzebie.
WIEŚNIACZKA na tyłach tłumu.
A czy mi dosyć wydzieli, bym mogła
Wyżywić dzieci, aż przejdzie posucha?
INNA WIEŚNIACZKA. Królowo niebios i wy wszyscy Święci,
Zgubcie nas wszystkich, byle tylko księżna
Mogła ocaleć.
KSIĘŻNICZKA KASIA. Nachylcie się ku mnie,
Ty, moja Uno, i ty też Aleelu:
Spoglądam na was jako ta jaskółka
Na swoje patrzy gniazdo pod okapem,
Nim ponad grzmiące tonie wód uleci...
Przestańcie płakać tak gorzko, wszak tutaj
Została jeszcze na wielkim ołtarzu
Niejedna świeca, choć jedna upadła.
Aleelu, bracie! Ty, który śpiewałeś
O dawnym rodzie, nieznającym troski
Naszego świata, mającym li tchnienie
[124]
W swoich powiewnych kształtach, bądź mi zdrowy!
Zegnaj mi, Uno, coś len przędła ze mną,
Słodka, jak sen ich po skończonych pląsach:
Burza mi siadła we włosach, czas odejść.
(Umiera..)
OONA. Podajcie mi tu zwierciadło.
(Jedna z wieśniaczek przynosi jej lusterko z izby. OONA trzyma je nad wargami KSIĘŻNICZKI KASI. Cisza na chwilę — potem przytłumiony okrzyk OONY:)
Umarła.
WIEŚNIACZKA. Była na świecie wielką, białą lilią.
INNA WIEŚNIACZKA. Piękniejsza była ode gwiazd pobladłych.
STARA WIEŚNIACZKA. Złamane kwiecie, które tak kochałam!
(ALEEL bierze zwierciadło z rąk OONY i rzuca je o ziemię, rozbijając na drobne kawałki.)
ALEEL. Rozbiłem ciebie, bo niema już lica,
Co napełniało cię pięknością: zamrzyj
I ty, me serce, albowiem już poszła
Ta, której słowo, nasycone smętkiem,
Czyniło z ciebie żyjącego ducha,
Podczas gdy dzisiaj jestem już zmartwiałą
Gliną pożądań. A ty, dumna ziemio,
I rozpienione ty morze, zagińcie!
[125]
Nie usłyszycie już więcej jej błędnych,
Samotnych kroków, zostaniecie same
Wpośród głośnego boju archaniołów
Z hufcem szatanów.
(Wstaje, reszta klęczy, atoli na ziemi taka panuje ciemność, że nie można rozeznać ich kształtów.)
A ja, który płaczę,
Ja was przeklinam, ty, Czasie, ty, Zmiano!
Ty, Przeznaczenie! i żadnej nie żywię
Innej nadziei, prócz tej, abym wielkiej
Doczekał chwili, kiedy was na głowę
Strącą w bezdenne przepaście.
(Błyskawica, w ślad za nią grom.)
WIEŚNIACZKA. Niech klęknie,
Nim jego klątwa ściągnie nam na głowy
Łyski i gromy.
ALEEL. Anioły i czarty
Walczą w przestworach; to miecze śpiżowe
Tak o śpiżowe uderzają hełmy.
(Błyskawica, w ślad za nią grom.)
Szeroki oszczep, wyrzucon z rzemieńca,
Na wskroś tam przekłuł źrenicę Balora,
I ciemny zastęp rozpierzchł się, jęczący,
Jak ongi pierzchał z brzegów Moytury.
(Pochłaniająca wszystko ciemność.)
[126]
STARZEC. Wszechmoc, za nasze rozgniewana grzechy,
Zatraca świat nasz, i wnet już pomrzemy.
(Widziadlana światłość rozprasza ciemności. Wieśniacy zdają się klęczeć na skalistem urwisku góry; mgły nawałnicowe, od czasu do czasu przerzynane światłem, otaczają ich i płyną poza nimi. Nawpół w świetle, nawpół w mroku stoją aniołowie w zbrojach. Zbroje ich stare i zużyte, miecze ich czarne i poszczerbione. Stoją, niby w szyku bojowym, i surowo patrzą na dół. Wieśniacy rzucają się na ziemię.)
ALEEL. Przestańcie patrzeć na te wpół otwarte
Wierzeje piekieł, mówcie raczej do mnie,
Którego serce tak przejęte Bogiem,
Że już o ziemskich nie chce myśleć sprawach —
Mówcie mi o tej, która tutaj leży.
(Chwyta jednego z aniołów.)
Nie prędzej wrócisz w krainę wieczności,
Aż gdy przemówisz.
ANIOŁ. Światłość pada na dół
Bramy perłowe otwarte na oścież,
A ona poszła w przybytek pokoju;
Marya z sercem po siedmkroć przebitem,
Pocałowała jej wargi, a święte
Włosy spłynęły na jej twarz; pobudki
Rozważa Światłość Światłości, nie czyny —
Mrok mroków tylko z czynami się liczy.
(ALEEL puszcza ANIOŁA i klęka.)
OONA. Powiedz chodzącym w przybytkach pokoju,
Że pragnę umrzeć i odejść już do tej,
[127]
Którą tak kocham; lata, niby wielkie
Czarne bawoły, stąpają po ziemi,
Bóg niby skotarz pogania je z tyłu,
A mnie ich ciężkie zdeptały kopyta.
(Coś, jak gdyby głos surmy, dobywa się z wnętrza, światłości. Widzenie rozpływa się powoli, w ciemnościach słabo się rysują postacie klęczących wieśniaków.)
ZASŁONA.