Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W swoich powiewnych kształtach, bądź mi zdrowy!
Zegnaj mi, Uno, coś len przędła ze mną,
Słodka, jak sen ich po skończonych pląsach:
Burza mi siadła we włosach, czas odejść.

(Umiera..)

OONA. Podajcie mi tu zwierciadło.

(Jedna z wieśniaczek przynosi jej lusterko z izby. OONA trzyma je nad wargami KSIĘŻNICZKI KASI. Cisza na chwilę — potem przytłumiony okrzyk OONY:)

Umarła.

WIEŚNIACZKA. Była na świecie wielką, białą lilią.

INNA WIEŚNIACZKA. Piękniejsza była ode gwiazd pobladłych.

STARA WIEŚNIACZKA. Złamane kwiecie, które tak kochałam!

(ALEEL bierze zwierciadło z rąk OONY i rzuca je o ziemię, rozbijając na drobne kawałki.)


ALEEL. Rozbiłem ciebie, bo niema już lica,
Co napełniało cię pięknością: zamrzyj
I ty, me serce, albowiem już poszła
Ta, której słowo, nasycone smętkiem,
Czyniło z ciebie żyjącego ducha,
Podczas gdy dzisiaj jestem już zmartwiałą
Gliną pożądań. A ty, dumna ziemio,
I rozpienione ty morze, zagińcie!