Król Ryszard III (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Król Ryszard III
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom III
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT TRZECI.
SCENA I.
Londyn. Ulica.
(Przy odgłosie trąb wchodzą: książe Walii, Gloucester, Buckingham, kardynał Bourchier i inni).

Bucking.  Witaj nam, książe, w Londynie, twym domu!
Gloucest.  Witaj kuzynie, myśli moich panie!

Długa ta podróż smutnym cię zrobiła.
Ks. Walii.  Nie, lecz śród drogi doznane przykrości
Zrobiły podróż nudną i bolesną.
Radbym usłyszał wujów pozdrowienie.
Gloucest.  Drogi mój książę, lat twoich niewinność
Jeszcze cię w świata nie kąpała zdradach.
Dla ciebie człek się różni od człowieka
Zewnętrzną formą, która, Bóg to widzi,
Nigdy lub rzadko z sercem żyje w zgodzie.
Wujowie twoi byli niebezpieczni;
Słuchałeś, książę, ich słówek cukrowych,
A nie widziałeś serca ich trucizny.
Niech Bóg cię strzeże od zdradnych przyjaciół!
Ks. Walii.  Niech strzeże! Ale nie oni w ich liczbie.
Gloucest.  Lord Mer przychodzi pozdrowić cię, książe.

(Wchodzi Lord Mer z orszakiem).

Lord Mer.  Niech ci Bóg, książe, da zdrowie i szczęście!
Ks. Walii.  Dzięki, milordzie, i dzięki wam wszystkim

(Wychodzi Lord Mer z orszakiem).

Myślałem, że mój brat York i matka
Od dawna tu mnie pozdrowić nadbiegną.
Co to za wielki leniwiec ten Hastings,
Ze dotąd wieści o nich mi nie przyniósł.

(Wchodzi Hastings).

Bucking.  Właśnie nadbiega Hastings cały w potach.
Ks. Walii.  Witaj milordzie! Czy przybywa matka?
Hastings.  Z jakich powodów, nie ja, Bóg wie tylko.
Matka twa książę, z twym bratem Yorkiem
W świątyni teraz schroniona; brat młody
Chętnieby nadbiegł powitać cię, panie,
Ale go matka gwałtem zatrzymała.
Bucking.  Co za kapryśny krok to i niewczesny!
Racz jej przełożyć, lordzie kardynale,
Aby natychmiast pośpieszył tu York
Na królewskiego brata pozdrowienie.
Jeśli odmówi, idź z nim, lordzie Hastings,
Z jej rąk zazdrosnych przemocą go wydrzeć.
Kardynał.  Jeśli ma słaba wymowa potrafi

Z jej rąk młodego księcia York wyrwać,
Wnet go tu ujrzysz, lecz uchowaj Boże,
Jeśli na prośby moje głuchą będzie,
Abym się targnąć poważył zuchwale
Na przywileje świętego kościoła.
Za światbym grzechu tego nie popełnił.
Bucking.  Zbyt uporczywie obstajesz, milordzie,
Przy uświęconych podaniem obrzędach.
Lecz sądź je zdrowym czasów tych rozsądkiem:
Uwodząc księcia nie gwałcisz świątyni;
Schronienie zawsze tam jest zapewnione
Tym, których czyny szukać go tam zmuszą,
Co się go własnym domagają sądem;
Lecz ni go żądał ni zasłużył książe,
Więc nie ma prawa do niego mem zdaniem.
Biorąc go z miejsca, gdzie być nie ma prawa,
Nie gwałcisz, lordzie, żadnych przywilejów.
Nieraz słyszałem o mężach świątyni,
Pierwszy raz słyszę o świątyni dzieciach.
Kardynał.  Zdanie mnie twoje przekonało, książe,
A więc bez zwłoki idźmy, lordzie Hastings.
Hastings.  Idźmy.
Ks. Walii.  A z wszystkich sił śpieszcie się, proszę.

(Wychodzą: Kardynał i Hastings).

Stryju Gloucesterze, jeśli brat przybędzie,
Gdzie będziem czekać na dzień koronacyi?
Gloucest.  Gdzie sam zapragniesz, miłościwy książe,
Lecz jabym radził, przez dwie lub trzy doby,
Z nudnej podróży wytchnąć w murach Tower,
Bo tambyś znalazł miejsce jak najlepsze
Dla twego zdrowia i twojej zabawy.
Ks. Walii.  Tower z miejsc wszystkich jest mi najwstrętniejszy.
Czy to nie Juliusz Cezar go budował?
Gloucest.  On budowanie rozpoczął, mój książe,
Następne wieki budowały resztę.
Ks. Walii.  Czy są piśmienne dowody, czy tylko
Wieść nam podaje, że on go fundował?
Bucking.  Świadectwo o tem pismo przechowało.

Ks. Walii.  Lecz gdyby nawet i nie było pisma,
Prawdaby żyła od wieku do wieku,
Ustnem podaniem wciąż przekazywana
Od pierwszej chwili aż do końca świata.
Gloucest.  (na str.). Tak mądre dzieci, mówią, krótko żyją.
Ks. Walii.  Co mówisz, stryju?
Gloucest.  Mówię, że bez pisma
Ustnie podane wieści długo żyją.
(na str.) Wzorem starego grzechu nieprawości
Dwa różne zdania jednem kończę słowem.
Ks. Walii.  Ten Juliusz Cezar wielki to był człowiek.
Za skarb przez męstwo dowcipowi dany
Dowcip zapłacił męstwu wieczną chwałą.
Śmierć nie podbije tego podbiciela,
Nie żyjąc bowiem w swojej chwale żyje.
Czy wiesz co myślę, książę Buckinghamie?
Bucking.  Co książe?
Ks. Walii.  Jeśli lat męskich dożyję,
Odzyskam stare nasze prawa w Francyi,
Albo jak żołnierz zginę, będąc królem.
Gloucest  (na str.). Przed krótkiem latem wczesna zwykle wiosna.

(Wchodzą: York, Hastings i Kardynał).

Bucking.  Na szczęście książe York nam przybywa.
Ks. Walii.  Jak się masz, bracie, Ryszardzie Yorku?
York.  Dobrze, mój królu, bo tak cię zwać muszę.
Ks. Walii.  Z mym wielkim smutkiem równie jak i twoim
Zbyt wcześnie umarł ten, z którego śmiercią
Niemało stracił tytuł majestatu.
Gloucest.  Jakże twe zdrowie, szlachetny kuzynie?
York.  Dziękuję, stryju. Mówiłeś, milordzie,
Że prędko rosną niepotrzebne chwasty;
Patrz, książę, brat mój przerósł mnie o wiele.
Gloucest.  Prawda, milordzie.
York.  Więc on niepotrzebny?
Gloucest.  Nie mogę tego powiedzieć, kuzynie.
York.  To on ci winien większą jak ja wdzięczność.
Gloucest.  Jak mój król on mi rozkazywać może,
A ty jak krewny masz władzę nade mną.

York.  Proszę cię, stryju, daruj mi twój sztylet.
Gloucest.  Z całego serca, mały mój kuzynku.
Ks. Walii.  Co? żebrzesz, bracie?
York.  U dobrego stryja,
Który mi chętnie da o co go proszę.
A że to cacko, da mi je bez żalu.
Gloucest.  Rzecz większą chętnie dałbym ci kuzynie.
York.  Rzecz większą, stryju? Więc miecz ten w dodatku.
Gloucest.  Gdyby był lżejszy.
York.  Więc dajesz, jak widzę,
Tylko co lekkie, a w rzeczach ważniejszych
Nie, bez wahania mówisz żebrakowi.
Gloucest.  Miecz ten za ciężki dla dłoni twej, książe.
York.  Lekkim go znajdę, choćby był i cięższy.
Gloucest.  Więc pragniesz miecza mego, mały książe?
York.  Bym podziękować mógł tak jak mnie zowiesz.
Gloucest.  Jak?
York.  Mało.
Ks. Walii.  Zawsze widzę książe York
Cierpki w rozmowie; ale dobry stryju,
Słowa te łatwo zniesiesz bez urazy.
York.  Chce mówić zniesiesz nie słowa lecz mówcę.
Z obu nas, stryju, jak widzę, brat szydzi.
Myśli, że skorom mały jak małpeczka,
Łatwo mnie zniesiesz na twoich ramionach.
Bucking.  W rozumowaniach swoich jest szczypiący!
Łagodząc dany stryjowi przycinek,
Sam z siebie zręcznie i grzecznie żartuje.
Dziwny w tak małem dziecku taki dowcip!
Gloucest.  Racz się sam w drogę udać, drogi książę.
Ja z Buckinghamem, dobrym mym kuzynem,
Do matki waszej pójdę, by raczyła
Udać się w Tower obu was pozdrowić.
York.  Jakto, mój panie, czy chcesz iść do Tower?
Ks. Walii.  To jest życzenie lorda protektora.
York.  Spokojnie usnąć w Tower nie potrafię.
Gloucest.  A to dlaczego? Czegożbyś się lękał?
York.  Clarensa, stryja mego, gniewnej duszy.

Babka mówiła, że był tam zabity.
Ks. Walii.  Umarłych stryjów nie lękam się wcale.
Gloucest.  Ani żyjących, spodziewam się, książe.
Ks. Walii.  I ja tak myślę, byle tylko żyli.
Lecz idźmy, lordzie; z smutną o nich myślą,
I z ciężkiem sercem w drogę się tę puszczam.

(Wchodzą: książe Walii, York, Hastings, Kardynał i orszak).

Bucking.  Czy myślisz, książe, że ten szczebiot York
Nie był przez zręczną matkę podniecony
W tak obraźliwy szydzić z ciebie sposób?
Gloucest.  Nie wątpię wcale. Mały ten gaduła
Jest śmiały, żywy, dowcipny i zręczny:
Od stóp do głowy to żywa jest matka.
Bucking.  Dajmy mu pokój. Przybliż się Catesby.
Przysiągłeś pomoc w naszych przedsięwzięciach,
I tajemnicę o tem co powiemy.
Nasze zamiary w drodze ci odkryłem.
Co myślisz? Rzeczą nie byłożby łatwą
Na stronę naszą przeciągnąć Hastingsa,
Aby na wyspy tej królewskim tronie
Posadzić tego szlachetnego księcia?
Catesby.  Przez pamięć ojca on tak księcia kocha,
Że wszelki zamach na niego odepchnie.
Bucking.  A Stanley, myślisz, równie będzie twardy?
Catesby.  Krok w krok on pójdzie za lordem Hastingsem.
Bucking.  Więc dobrze, teraz, miły mój Catesby,
Idź do Hastingsa, i zlekka wymiarkuj,
Coby powiedział na nasze zamiary.
Zaproś go takżo na jutro do Tower,
Aby wziął udział w święcie koronacyi.
Gdybyś przypadkiem znalazł go przystępnym,
Dodaj mu ducha, odkryj mu rzecz całą;
Gdy będzie zimny, ciężki i niechętny,
I ty bądź równie; utnij z nim rozmowę.
O jego myślach przynieś nam wiadomość,
Bo jutro tajną odbędziemy radę,
Na której ważne odbierzesz zlecenia.
Gloucest.  Lordowi Hastings poleć mnie, Catesby,

Powiedz, że bandzie starych jego wrogów
Krwi upuścimy jutro w zamku Pomfret;
Niech za nowinę mistress Shore da Hastings
Gorący jeden pocałunek więcej.
Bucking.  Zajmij się tylko gorliwie tą sprawą.
Catesby.  Użyję wszystkich sił mego dowcipu.
Gloucest.  Czy co usłyszym od ciebie przed nocą?
Catesby.  Tak myślę.
Gloucest.  W Crosby będziem oba czekać.

(Wychodzi Catesby).

Bucking.  Co poczniem, lordzie, jeśli odkryjemy,
Że Hastings naszej nie podziela myśli?
Gloucest.  Utniem mu głowę — musim coś przedsięwziąć.
Gdy będę królem, domagaj się u mnie
Hrabstwa Hereford, wszystkich ruchomości,
Których był Edward, brat mój, posiadaczem.
Bucking.  Tę obietnicę przypomnę ci, lordzie.
Gloucest.  A licz na moje chętne dotrzymanie.
Teraz nam wcześnie potrzeba wieczerzać,
By potem spisek w pewne ująć formy.

(Wychodzą).
SCENA II.
Przed domem lorda Hastings.
(Wchodzi posłaniec).

Posłaniec  (stukając). Milordzie! Milordzie!
Hastings  (za sceną). Kto stuka?
Posłaniec.  Posłaniec lorda Stanley.
Hastings.  Która godzina?
Posłaniec.  Dochodzi czwarta. (Wchodzi Hastings).
Hastings.  Czy nocy przespać lord Stanley nie może?
Posłaniec.  Takby się zdało z tego co mi zlecił.
Najprzód lord Stanley poleca się panu.
Hastings.  A potem?
Posłaniec.  Potem donosi, że marzył,
Jakby mu z głowy zerwał hełm odyniec;

Mówił prócz tego, że dwie siedzą rady;
Postanowienia jednej mogą sprawić,
Że wam bolesny będzie w drugiej udział,
Więc ci się pyta, czy zechcesz, milordzie,
Z nim konia dosiąść, ku północnym kresom
Pędzić co siły przed niebezpieczeństwem,
Szukać schronienia, które w duszy przeczuł,
Hastings.  No, dobrze, dobrze. Wróć do twego pana;
Niech dwie osobne nie trwożą go rady;
Na jednej wspólnie będziemy zasiadać,
A mój przyjaciel Catesby na drugiej;
Co tam zapadnie, a nasby tyczyło
Bez zwłoki mojej dojdzie wiadomości.
Trwoga więc jego czcza i bez podstawy.
A co do marzeń, powiedz, iż się dziwię,
Jak może zważać na senne ułudy.
Nim dzik nas goni przed dzikiem uciekać
Jest to podszczuwać dzika na zwierzynę,
O której może i nie myślał wcale.
Idż, powiedz panu, że go tutaj czekam,
Pójdziem do Tower razem, tam zobaczy,
Że znajdziem dobre u dzika przyjęcie.
Posłaniec.  Idę wykonać, lordzie, twe rozkazy (wychodzi).

(Wchodzi Catesby).

Catesby.  Dzień dobry memu szlachetnemu panu.
Hastings.  Witaj, Catesby; ranny z ciebie człowiek.
Co tam nowego na tym chwiejnym świecie?
Catesby.  To prawda, świat ten chwieje się i póty
Na podwalinach stałych nie usiądzie,
Dopóki Ryszard nie ustroi głowy
Tych ziem girlandą.
Hastings.  Chcesz mówić koroną?
Przód ta korona z moich ramion spadnie,
Nim tak koronę ujrzę poniżoną.
Lecz czy przypuszczasz, że on o tem myśli?
Catesby.  Tak, na me życie, spodziewam się nawet,
Że mu w tej sprawie pomożesz, milordzie,
Za co ci dobrą przysyła wiadomość,

Że dzisiaj, w zamku Pomfret śmierć dogoni
Twych starych wrogów, a królowej krewnych.
Hastings.  Prawda, na wieść tę nie wdzieję żałoby,
Bo ich nieprzyjaźń wszędzie mnie ścigała,
Lecz żebym głos mój dać miał Ryszardowi,
Tronu prawego wyrzekł się dziedzica,
Bóg widzi, tego do śmierci nie zrobię.
Catesby.  Niech Bóg w tej dobrej myśli cię zachowa!
Hastings.  Lecz śmiać się będę od dziś za rok jeszcze,
Żem dożył końca ludzi, których sprawą.
Była mojego pana ku mnie niechęć!
Słuchaj, nim będę dwa tygodnie starszy,
Sprzętnę i innych, co o tem nie marzą.
Catesby.  Straszna to jednak sprawa jest, milordzie,
Umierać nagle bez przygotowania.
Hastings.  O straszna, straszna, taką śmiercią giną
Rivers, Grey, Vaughan; taką zginie śmiercią
Niejeden jeszcze, któremu się zdaje,
Że jest bezpieczny, jak my dwaj jesteśmy,
Których, wiesz dobrze, serdecznie kochają
I Ryszard Gloucester i książe Buckingham.
Catesby.  Prawda, wysoko stawiają twą głowę;
(na str.). Bo aż na moście pragną ją wystawić.
Hastings.  Wiem o tem dobrze; zasłużyłem na to.

(Wchodzi Stanley).

A cóż to z twoim zrobiłeś oszczepem?
Boisz się dzika, a chodzisz bez broni?
Stanley.  Dzień dobry, lordzie, dzień dobry,
Catesby.  Możesz żartować, ale na krzyż święty,
Nie po mej myśli te podwójne rady.
Hastings.  Życie me, lordzie, drogie mi jak twoje,
A nawet nigdy, wyznaję ci szczerze,
Nigdy tak drogie jak teraz nie było.
Byłżebym, czując najmniejszą obawę,
Tryumfującym jak mnie widzisz teraz?
Stanley.  Lordowie w Pofmret, opuszczając Londyn,
Byli bezpieczni, z uśmiechem na ustach,
Boć nieufności nie mieli powodów;

Przecież, jak nagle dzień się ich zachmurzył!
Trwoży mnie nagły cios ten nienawiści!
Daj Boże, abym drżał dziś bez obawy!
Czy chcesz do Tower? Słońce już wysoko.
Hastings.  Lecz mam dla ciebie nowiny, milordzie:
Dziś giną ludzie, o których mówiłeś.
Stanley.  Godniejsi nosić za wierność swą głowy,
Niż kapelusze ich oskarżyciele.
Lecz dosyć tego, idźmy, bo czas nagli.

(Wchodzi pomocnik herolda).

Hastings.  Idźcie; mam krótką z tym człowiekiem sprawę.

(Wychodzą: Stanley i Catesby).

No, jak tam stoją twoje interesa?
Pomocnik.  Tem lepiej panie, że mnie o to pytasz.
Hastings.  I moje także stoją teraz lepiej,
Niż gdym ostatni raz z tobą się widział.
Szedłem podówczas do Tower jak więzień,
Skutkiem podszczuwań krewniaków królowej.
Powiem ci teraz, lecz zachowaj sekret,
Nieprzyjaciele moi giną dzisiaj,
A jam szczęśliwy jak nie byłem nigdy.
Pomocnik.  Bóg was zachowaj długo w tej radości!
Hastings.  Dziękuję. Przepij to za moje zdrowie.

(Rzuca mu sakiewkę).

Pomocnik.  Za podarunek dzięki ci, milordzie (wychodzi).

(Wchodzi ksiądz).

Ksiądz.  Błogie spotkanie; rad widzę cię, lordzie.
Hastings.  Z całego serca dziękuję ci, ojcze.
Jeszczem ci dłużny za dawną jest spowiedź,
Lecz przyjdź w niedzielę, a będziesz rad ze mnie.
Ksiądz.  Będę posłuszny. (Wchodzi Buckingham).
Bucking.  A cóż się to znaczy?
Nasz lord szambelan z księdzem? W zamku Pomfret
Ksiądz potrzebniejszy twoim przyjaciołom,
Ciebie, milordzie, spowiedź tak nie nagli.
Hastings.  Wyznaję, widok świętego człowieka
Ludzi, o których mówisz, mi przypomniał.
Co, czy do Tower idziesz, mości książe?

Bucking.  Tak jest, na krótką jednak tylko chwilę,
Bo wrócę stamtąd przed tobą, milordzie.
Hastings.  Nie wątpię, bo tam na obiad zostaję.
Bucking.  (na str). I na wieczerzę, chociaż nie wiesz o tem.
A więc idziemy.
Hastings.  Jestem na rozkazy. (Wychodzą).

SCENA III.
Pomfret. Przed zamkiem.
(Wchodzą: Ratcliff ze strażą, prowadząc na śmierć Riversa, Greya i Vaughana).

Ratcliff.  Pójdźcie, wyprowadźcie więźniów.
Rivers.  Ryszardzie Ratcliff, pozwól mi powiedzieć,
Że dziś zobaczysz ginącego męża
Za posłuszeństwo i lojalną wierność.
Grey.  Od waszej sfory niech Bóg strzeże księcia!
Jesteście bandą przeklętych pijawek.
Vaughan.  Dzień przyjdzie, w którym pożałujesz tego.
Ratcliff.  Spieszcie się, wasze dni doszły do kresu.
Rivers.  O Pomfret, Pomfret, krwawe ty więzienie,
Złowróżbe parom szlachetnym królestwa!
W ciemnych tajnikach grzesznych twoich murów
Na śmierć był Ryszard Drugi zasiekany,
A na ohydę większą twoją dzisiaj
Pić ci dajemy krew naszą niewinną.
Grey.  Przekleństwo na nas spada Małgorzaty,
Na mnie, Hastingsa i na was rzucone,
Że obojętnem patrzeliśmy okiem,
Kiedy jej syna Ryszard sztyletował.
Rivers.  Przeklęła razem Ryszarda, Hastingsa,
I Buckinghama; nie zapomnij, Boże,
Jak o nas teraz, tak o nich w przyszłości!
A za mą siostrę, królewskich jej synów,
Przyjmij krew naszą w zadośćuczynienie,
Którą niewinnie dzisiaj przelewamy!
Ratcliff.  Dalej, godzina śmierci upłynęła.

Rivers.  Greyu, Vaughanie, niechaj was uściskam;
Bądźcie mi zdrowi aż w niebie was spotkam.

(Wychodzą).
SCENA IV.
Londyn. — Izba w Tower.
(Buckingham, Stanley, Hastings, biskup Ely, Ratcliff, Lovel i inni siedzą przy stole; woźni pełnią służbę).

Hastings.  Najpierwszym celem naszego zebrania
Jest dzień oznaczyć święta koronacyi,
Raczcie więc wybrać chwilę uroczystą.
Bucking.  Czy do obrzędu wszystko już gotowe?
Stanley.  Postanowienia waszego brak tylko.
Ely.  Mem zdaniem jutro dzień będzie szczęśliwy.
Bucking.  Jaki sąd o tem lorda protektora?
Kto zna najlepiej myśli jego tajne?
Ely.  Najłatwiej tobie znać jego myśl, książe.
Bucking.  Znamy oblicza nasze; mego serca
Nie zna on lepiej niźli ja znam wasze,
Ani ja jego niż ty mego. Lordzie
Hastingsie, wasza przyjaźń najściślejsza.
Hastings.  Wiem, że mnie kocha, dzięki jego łasce,
Lecz myśli jego co do koronacyi
Nie chciałem badać, a on nie objawił
Swoich zamiarów żadnem dotąd słowem.
Lecz dzień wyznaczcie, dostojni panowie,
Ja się poważę za księcia głosować,
Czego, jak myślę, za złe mi nie weźmie.

(Wchodzi Gloucester).

Ely.  W szczęśliwą chwilę sam książę przybywa.
Gloucest.  Dzień dobry wszystkim dostojnikom Rady!
Zaspałem trochę, ale mam otuchę,
Ze nieobecność moja nie odwlokła,
Co w obecności mejby mogło zapaść.
Bucking.  Gdybyś nie przybył w porę, mości książe,
William lord Hastings byłby cię zastąpił,

Dał głos za ciebie o dniu koronacyi.
Gloucest.  Nikt nie miał prawa śmielszym być od niego,
On zna mnie dobrze, a wiem, że mnie kocha.
Lordzie biskupie, kiedy byłem w Holborn,
W twym sadzie piękne widziałem poziomki,
Proszę, racz posłać kogo po nie teraz.
Ely.  Z całego serca, bez zwłoki milordzie (wychodzi).
Gloucest.  Książe Buckingham, mam ci coś powiedzieć

(Bierze go na stronę).

Myśli Hastingsa wybadał Catesby,
I tak gorący opór w nim napotkał,
Że zginąć woli niż zgodzić się na to,
By dzieci pana jego, jak je zowie,
Straciły prawo do królestw tych tronu.
Bucking.  Na krótką chwilę oddalmy się, książe.

(Wychodzą: Gloucester i Buckingham).

Stanley.  Nic nie zapadło o dniu uroczystym;
Lecz, mojem zdaniem, jutro jest zawcześnie;
Ja sam, naprzykład, nie będę gotowy,
Jeśli nie będzie święto odroczone.

(Wchodzi biskup Ely).

Ely.  Gdzie książę Gloucester? Wedle jego woli
Pobiegł do Holborn sługa po poziomki.
Hastings.  Pogodny dzisiaj i wesoły książe.
Kiedy dzień dobry tak pochopnie mówi,
Coś przyjemnego musi mieć na myśli.
Niema człowieka, co mniejby był zdolny
Swoją nienawiść lub miłość utaić;
Z wyrazu twarzy poznasz jego serce.
Stanley.  Co z jego serca w twarzy jego czytasz
Na widok jego dzisiejszej radości?
Hastings.  Że do żadnego z nas urazy nie ma,
Inaczej swemby zdradził to spojrzeniem.

(Wchodzą: Gloucester i Buckingham).

Gloucest.  Powiedźcie, proszę, jakiej godni kary
Ci, co piekielne knują na mnie spiski,
Ci, co przeklętą czarów pragną siłą
Me ciało zgubić z dyabłami w przymierzu?

Hastings.  Moje do ciebie przywiązanie, książę,
Daje mi śmiałość, abym wypowiedział
Pierwszy me zdanie w twojej obecności.
Śmierci jest godzien ktobądź to zamierzył.
Gloucest.  Bądźcie świadkami praktyk ich zbrodniczych!
Na czarów skutek patrzcie, na to ramię
Uschłe jak gałęź od drzewa odcięta,
Tak mnie Edwarda naznaczyła żona
Z tą nierządnicą Joanną Shore w spółce:
To dzieło dwóch tych przeklętych czarownic.
Hastings.  Szlachetny książe, jeśli to ich sprawa —
Gloucest.  Jeśli? Obrońco szpetnej ladacznicy,
Co mi o jeśli prawisz? I ty zdrajca;
Precz z jego głową. Nic do ust nie wezmę,
Póki tej głowy nie ujrzę, przysięgam.
Lovelu, Ratcliff, wykonajcie rozkaz.
Niech za mną teraz idzie, kto mnie kocha.

(Wychodzą: Gloucester, Buckingham, za nimi Rada).

Hastings.  Nad losem Anglii, nie nad moim płaczę.
Szalony! Mógłem wszystkiemu przeszkodzić.
Dzik, we śnie, z głowy Stanleya hełm zerwał;
Jam się śmiał z niego, nie chciałem uciekać;
Mój rumak trzykroć potknął się śród drogi,
Jak wryty stanął, gdy Tower zobaczył,
Nie chciał nieść pana swojego do jatek.
Jak mi potrzebny ksiądz, z którym mówiłem!
Ah! jak żałuję, żem z tryumfem mówił,
Iż wrogi moje, w tajnikach Pomfretu,
Zamordowani dziś byli okrutnie,
Gdy ja bezpieczny w łaskach księcia żyję!
O Małgorzato, teraz twe przekleństwo
Spadło na głowę biednego Hastingsa!
Ratcliff.  Śpieszmy się; książe chciałby iść na obiad;
Skróć trochę spowiedź; na głowę twą czeka.
Hastings.  O krótkotrwała śmiertelników łasko
Od bożej łaski skwapliwiej ścigana!
Kto swe nadzieje na tobie buduje,
Żyje jak majtek pijany na maszcie,

Gotowy upaść, na każdy ruch statku,
W morskiej głębiny fatalne przepaście.
Lovel.  Śpieszmy się; na nic twoje wykrzykniki.
Hastings.  Krwawy Ryszardzie! Anglio nieszczęśliwa!
Wróżę ci czasy, jakich nigdy jeszcze
W najboleśniejszych nie widziałaś latach.
Do pnia mnie prowadź; śmiejące się oczy
Z mojej dziś śmierci, śmierć wkrótce zamroczy.

(Wychodzą).
SCENA V.
Londyn. Mury Toweru.
(Wchodzą: Gloucester i Buckingham w zardzewiałych zbrojach, w największym nieładzie).

Gloucest.  Czy możesz trząść się i blednąc, kuzynie,
Twój oddech w środku wyrazu ucinać,
Zaczynać znowu, znowu się wstrzymywać,
Jakgdyby przestrach rozum ci odebrał?
Bucking.  Wybornie mogę rolę grać tragiczną,
Wodzić do koła niespokojne oczy,
Na słomki powiew drżeć cały, jakgdybym
Śmierć przewidywał; mam na me rozkazy
Wzrok obłąkany, uśmiech wymuszony;
Wszystko to zawsze stoi w gotowości,
Aby podejściom mym na pomoc lecieć.
Lecz czy Catesby poszedł?
Gloucest.  A jak widzisz
Już wraca, lorda mera z sobą wiodąc.

(Wchodzą: lord Mer i Catesby).

Bucking.  Lordzie merze —
Gloucest.  Daj baczność na most zwodzony.
Bucking.  Czy słyszysz? Bębny.
Gloucest.  Catesby, pilnuj muru.
Bucking.  Lordzie majorze, powody dla których —
Gloucest.  Baczność! do broni! bo to nieprzyjaciel.
Bucking.  Niech nas niewinność nasza i Bóg strzeże!

(Wchodzą: Lovel i Ratcliff z głową Hastingsa).

Gloucest.  To przyjaciele: to Ratchff i Lovel.
Lovel.  Oto jest głowa nikczemnego zdrajcy,
Niebezpiecznego obłudnika Hastings.
Gloucest.  Tak mi był drogi mąż ten! Muszę płakać.
Jam go brał zawsze za duszę otwartą,
Najniewinniejsze z wszystkich bożych stworzeń.
On mi był księgą, w której dusza moja
Swych tajnych myśli wpisywała dzieje;
Tak zręcznie wadom swym dał pokost cnoty,
Że z jednym tylko występku wyjątkiem,
(Mówię o jego z żoną Shora związkach),
Cienia podejrzeń nawet mi nie dawał.
Bucking.  A przecie był to najchytrzejszy zdrajca
Co kiedykolwiek po tej ziemi stąpał.
Czybyś przypuścił, ba, czybyś uwierzył,
Gdyby nas jawny cud nie uratował
Na żywych świadków, że ten hydny zdrajca,
Dziś, w izbie Rady, zamierzył podstępnie
Mnie i dobrego lorda Gloucester zabić?
Lord Mer.  Jakto, milordzie? i byćże to może?
Gloucest.  Czy nas za Turków bierzesz i pohańców?
Czyżbyśmy chcieli, wbrew prawa przepisom.
Tak nagłą śmiercią karać nikczemnika,
Gdyby nam nagłość jawnych niebezpieczeństw
Naszym osobom, pokojowi Anglii,
Tego pośpiechu nie nakazywała?
Lord Mer.  Więc szczęść wam Boże! Na śmierć tę zasłużył;
Czyn wasz był dobry i będzie przestrogą
Dla innych zdrajców, chcących spiski knować.
Nic się lepszegom nie spodziewał po nim,
Odkąd go mistress Shore ujęła w sidła.
Bucking.  Postanowieniem jednak było naszem
Wziąć cię za świadka śmierci jego, lordzie,
Lecz zbytni pośpiech, miłością natchnięty
Naszych przyjaciół, zamiar ten zniweczył.
Chcieliśmy, lordzie, abyś sam usłyszał
Wyznanie zdrajcy o planach morderstwa,
Byś je mógł potem dokładnie wyłożyć

Obywatelom, którzy teraz mogą.
Na złe tłómaczyć nasz zmuszony pośpiech,
I opłakiwać śmierć podłego zdrajcy.
Lord Mer.  Słowo twe, lordzie, równie będzie dobre
Jak me świadectwo, gdybym był przytomny.
Bądźcie więc pewni, dostojni książęta,
Iż wiernym miasta przedstawię mieszkańcom,
Że sprawiedliwość wiodła was w tej sprawie.
Gloucest.  Twej obecności pragnęliśmy, lordzie,
Aby uniknąć oszczerców potwarzy.
Bucking.  A choć przybyłeś później jak chęć nasza,
Będziesz nam świadkiem naszej dobrej myśli,
I w tej nadziei żegnamy cię, lordzie.

(Wychodzi lord mer).

Gloucest.  Za nim, śpiesz za nim, dobry mój kuzynie,
On idzie teraz co prędzej do Guildhall.
Tam, korzystając z pierwszej sposobności,
Mów o bękarctwie dwóch Edwarda synów;
Dodaj, jak Edward pewnego mieszczana
Na śmierć dał za to, iż głośno powiedział,
Że syna zrobi dziedzicem korony,
Dziedzicem swego rozumiejąc domu,
Znanego w mieście pod znakiem korony.
Nie zapominaj o jego rozpuście,
Która bydlęcą podniecana żądzą,
Ich sługi, córki, żony ich kusiła,
Gdzie tylko oko łakome lub serce
Niepowstrzymanie gnało go za łupem.
W potrzebie zwróć ich myśl ku mej osobie,
Mów, że gdy matka moja zaszła w ciążę
Nienasyconym tym księciem Edwardem,
W Francyi szlachetny ojciec mój wojował,
A obliczając ściśle czas ubiegły
Doszedł, że syna tego nie był ojcem,
Czego dowodem jego były rysy
W niczem do ojca mego niepodobne.
Mów o tem mało, jakby przypadkowo,
Bo wiesz, milordzie, że matka ma żyje.

Bucking.  Wierzaj mi, książe, będę sprawy bronił
Jakbym miał złote otrzymać poczesne.
Tą obietnicą żegnam cię, milordzie.
Gloucest.  Jeśli pomyślny obrót wezmą rzeczy,
Do zamku Baynard przyprowadź ich z sobą,
Gdzie będę czekał w zacnem towarzystwie
Dostojnych ojców i mądych biskupów.
Bucking.  Idę, a koło trzeciej albo czwartej
Licz na przysłane z Guildhall wiadomości (wychodzi).
Gloucest.  Idź, doktorowi Shaw, powiedz, Lovelu
(Bo Catcsby). A ty mnichowi Penker, że w godzinę
Na obu przyjście w zamku Baynard czekam.

(Wychodzą: Lovel i Catesby).

A teraz idę tajne dać rozkazy,
Z oczu usunąć Clarensa bachury,
Polecić, aby pod żadnym pozorem
Nikt się do książąt przybliżyć nie ważył (wychodzi).

SCENA VI.
Ulica.
(Wchodzi Woźny).

Woźny.  Oto jest lorda Hastings oskarżenie
Pięknie spisane, aby je dziś jeszcze
W kościele Pawła świętego czytano.
Rozważmy tylko cały rzeczy wątek:
Catesby przyniósł pismo wczora wieczór,
Którem kopiował godzin jedenaście,
A oryginał tyleż zabrał czasu,
Pięć jednak godzin temu żył lord Hastings
Nieoskarżony, niesłuchany, wolny.
Co za świat piękny! Któż byłby tak tępy,
Żeby jawnego nie dostrzegł podejścia?
Lecz kto tak śmiały, żeby to powiedział?
Zły to świat, wszystkie źle skończą się sprawy,
Gdy myślą tylko sądzi się czyn krwawy.

(Wychodzi).
SCENA VII.
Londyn. Podwórze zamku Baynard.
(Gloucester i Buckingham spotykają się).

Gloucest.  Co tam nowego? Co mówią mieszczanie?
Bucking.  Na Matkę Bożą, mieszczanie są niemi,
Nie mówią słowa.
Gloucest.  Czy im napomknąłeś
O synów króla Edwarda bękarctwie?
Bucking.  O jego z lady Łucyą zaręczynach,
O drugim ślubie we Francyi przez posłów,
O gwałtowności żądz jego niesytych,
O gwałtach jego na kobietach miejskich,
Jego tyranii, i jego bękarctwie,
(Bo był poczęty, gdy ojciec był w Francyi),
O rysach jego księciu niepodobnych;
Dodałem później, jak twoja oblicze
Było ojcowskiej twarzy powtórzeniem,
O podobieństwie ciała i umysłu,
O twoich w Szkocyi zwycięstwach mówiłem,
Odwadze w bitwach, mądrości w pokoju,
Dobroci, cnotach i pięknej skromności;
Słowem, w mej mowie wszystko wyliczyłem,
Coby posłużyć twojej mogło sprawie.
Gdy się mój wywód miał już ku końcowi
Rzekłem: niech każdy, co ojczyznę kocha,
Wykrzyknie ze mną: „Naszego Ryszarda,
Naszego króla, zachowaj nam Boże!“
Gloucest.  I wykrzyknęli?
Bucking.  Nie, Bóg mi jest świadkiem;
Żywe kamienie, milczące posągi,
Biedzi jak trupy patrzeli na siebie.
Gromiąc ich, lorda mera zapytałem,
Co uporczywe milczenie to znaczy;
A on mi odrzekł, że lud nieprzywykły
Do innych mówców prócz swego pisarza.
Na rozkaz, aby słowa me powtórzył:

„Tak mówi książe, tak książe wnioskuje“.
Lecz ani słówka z swej nie dodał strony.
Gdy skończył, kilku moich domowników
W głębiach przysionka podrzuciło czapki,
I może jakich dziesięciu krzyknęło:
„Boże zachowaj nam króla Ryszarda!“
Ja też, chwytając w przelocie sposobność,
Dzięki wam, rzekłem im, obywatele,
Wasze okrzyki i powszechny oklask
Waszej mądrości znakiem jest, dowodzi
Waszej miłości dla króla Ryszarda;
I na tem kończąc opuściłem izbę.
Gloucest.  Przeklęte kloce! Więc nie chcieli mówić?
Więc i mer z swoją nie przyjdzie tu Radą?
Bucking.  Mer już jest blisko. Udaj przestrach, książe,
Przyjmij go tylko po długich błaganiach,
A przedewszystkiem Ołtarzyk miej w ręku
I z każdej strony miej przy sobie księdza;
To mi da powód do świętej perory.
Do naszej prośby nie łatwo się przychyl:
Bądź jak dziewczyna, mów: nie a bierz wszystko.
Gloucest.  Jeśli tak dobrze będziesz za nich mówił,
Jak ja za siebie będę „nie“ powtarzał,
Wcale nie wątpię o szczęśliwym końcu.
Bucking.  Oddal się teraz, książe, lord mer stuka.

(Wychodzi Gloucester. — Wchodzi lord Mer, Aldermani i obywatele).

Witaj milordzie, tańczę tutaj solo,
Książe, jak widzę, z nikim nie chce mówić.

(Wychodzi z zamku Catesby).

Cóż na mą prośbę odpowiada książe?
Cates.  Prosi cię, panie, byś twe odwiedziny
Na jutro, albo pojutrze odłożył;
Dziś jest na świętem rozpamiętywaniu
Z przewielebnymi dwoma biskupami;
Lęka się, żeby światowe go względy
Nie odwróciły od pobożnych ćwiczeń.
Bucking.  Dobry Catesby, wróć jeszcze do księcia,
Powiedz, że z lordem merem, z jego Radą,

W rzeczach niemałych, w sprawach wielkiej wagi,
A dotyczących publicznego dobra,
Śpiesznie się chcemy z księciem porozumieć
Catesby.  Idę i wasze powtórzę mu słowa (Wychodzi).
Bucking.  Ha, ha, milordzie, książe ten nie Edward,
Nie na rozpustnem lula się on łożu,
Lecz na kolanach liczy się z sumieniem;
Nie w kortezanek chychocze się pląsach,
Lecz medytuje w teologów kole;
Nie snem leniwe swoje tuczy ciało,
Ale modlitwą swą duszę zbogaca.
Szczęśliwa Anglia, gdyby władzy ciężar
Chciał wziąć na barki cnotliwy ten książe;
Lord Mer.  Broń Boże, żeby nam „nie“ nie powiedział!
Bucking.  Lękam się tego. Lecz otóż Catesby. (Wchodzi Catesby).
Jakąż od księcia przynosisz odpowiedź?
Catesby.  Dziwi się, z jakich przyczyn, w jakim celu
Z tak wielkim tłumem mieszczan przybywacie
Bez poprzedniego o tem ostrzeżenia.
Nic stąd dobrego dla siebie nie wróży.
Bucking.  Boleję nad tem, że zacny mój kuzyn
O mych uczuciach ku sobie źle trzyma;
Bóg widzi, pełni przychodzim miłości.
Więc idź raz jeszcze i powiedz to księciu.

(Wychodzi Catesby).

Gdy mąż pobożny odmawia różaniec,
Ciężko do rzeczy światowych go skłonić,
Taka jest słodycz pobożnych rozmyślań.

(Pokazuje się Gloucester na galeryi między dwoma biskupami; icraca Catesby).

Lord Mer.  Patrz! w dwóch kapłanów towarzystwie książe!
Bucking.  Dla pobożnego księcia dwa filary,
By od próżności chronić go upadku.
Czy widzisz? Trzyma w ręku swem Ołtarzyk:
To są klejnoty świętego człowieka.
Plantagenecie, łaskawy nasz książe,
Skłoń do próśb naszych przychylne twe ucho,
A daruj, żeśmy przeszkodą ci byli

W twych chrześcijańskich, pobożnych ćwiczeniach.
Gloucest.  Nie potrzebujesz wymówki tej lordzie
Ja raczej proszę was o przebaczenie,
Jeżeli bożą zatrudniony służbą
Odwlokłem dobrych przyjaciół przyjęcie.
Lecz skończmy. Jakie wasze jest żądanie?
Bucking.  Żądanie, które spodoba się, sądzę,
Bogu na niebie, a uczciwym ludziom
Na tej bezrządem nawiedzonej wyspie.
Gloucest.  Pewnom się błędu jakiego dopuścił,
Który obraził miasto; przychodzicie,
Ażeby słuszne robić mi wyrzuty.
Bucking.  Tak jest, milordzie, bodaj prośby nasze
Mogły cię skłonić do spiesznej poprawy.
Gloucest.  A pocóż żyłbym w chrześcijańskim kraju?
Bucking.  Wiedz przeto, książę, że przez twoją winę
Zostawiasz tronu najwyższy majestat,
I przodków twoich urząd berłowładny,
Los przynależny twemu urodzeniu,
Dziedziczną chwałę królewskiego domu,
Pnia spróchniałego skalanym wyroślom.
Tak jest, w łagodnem myśli twych uśpieniu,
(Z którego budzim cię dla dobra kraju),
Członki swe traci wyspa ta szlachetna,
Niesławy szramy szpecą jej oblicze,
Chwast na królewskim jej pniu zaszczepiony
Ledwo już, ledwo nie popchnął jej w czarną
Niepowrotnego przepaść zapomnienia.
By ją ocalić, błagamy cię, książe,
Abyś łaskawie sam podjąć się raczył
Tej ziemi twojej królewskiego rządu,
Nie jak protektor, namiestnik, zastępca,
Podrzędny faktor dla obcego zysku,
Lecz jak właściciel prawem urodzenia,
Jak pan wszechwładny krwi swojej dziedzictwem.
Dlatego w gronie dobrych mych przyjaciół,
Obywateli wiernego ci miasta,
Ich naleganiom natrętnym posłuszny,

Tę sprawiedliwą przekładam ci prośbę.
Gloucest.  Prawdziwie, nie wiem, czy w milczeniu odejść,
Czyli was gromić przystałoby lepiej
Mojej godności, albo krokom waszym;
Bo gdybym milczał, moglibyście wnosić,
Że mi wiążąca język mój ambicya
Doradza złote chętnie przyjąć jarzmo,
Które niemądrze włożyć na mnie chcecie;
Gdybym was znowu gromił za tę prośbę,
O waszej wiernej świadczącą miłości,
Sambym najlepszych odstręczał przyjaciół.
Więc by pierwszego ujść niebezpieczeństwa,
A jednak, mówiąc, w drugie się nie rzucić,
Stanowczo taką daję wam odpowiedź:
Dzięków mych godna wasza ku mnie miłość,
Lecz me zasługi zbyt na to są nizkie.
Gdyby i wszystkie zniknęły zawady,
Gdybym szedł równą drogą do korony
Jako należnej memu urodzeniu,
Takie jest mego rozumu ubóstwo,
Tak mnogie, wielkie moje niedostatki,
Żebym się wolał skryć przed mą wielkością,
Ja, łódź niezdolna morskich pruć bałwanów,
Niż w mej wielkości za mą zgubą lecieć,
I sam się dusić w chwały mej wyziewach.
Lecz, dzięki Bogu! nie jestem potrzebny;
(A gdybym był nim, jak wiele mi braknie!)
Królewskie drzewo zostawiło owoc,
A ten gdy z godzin upływem dojrzeje,
Stanie się godnym królewskiego tronu,
A swoim rządem zapewni nam szczęście.
Jemu zostawiam to, co dać mi chcecie,
Prawo i szczęście błogiej jego gwiazdy,
A strzeż mnie Boże, abym mu je wydarł!
Bucking.  Słowa twe świadczą o twej sumienności,
Dostojny książe, lecz chwila rozwagi
Skrupułów twoich czczość całą wykaże.
Mówisz, że Edward brata twego synem;

To prawda, tylko nie przez jego żonę;
On był wprzód lady Łucyi zaręczony,
Czego żyjącym świadkiem matka twoja;
Później przez swoich posłów wziął za żonę
Bonę, monarchy francuskiego siostrę;
W końcu dopiero, biedna suplikantka,
Stroskana matka licznego potomstwa,
Płacząca wdowa, piękność więdniejąca,
Już przy zachodzie swoich dni najlepszych,
Rozpustne jego podchwyciła oko,
I z wysokości tronu go ściągnęła
W obrzydłą przepaść grzesznego dwójżeństwa.
Przez nią, w nieprawnem spłodzony był łożu
Edward, przez grzeczność księciem nazywany.
Z większą goryczą mógłbym o tem mówić,
Przez wzgląd jedynie dla żyjących osób
Mego języka miarkuję gwałtowność.
Więc, dobry panie, racz łaskawie przyjąć
Ofiarowaną ci królewską godność,
Jeśli nie dla nas i dla szczęścia kraju,
To, by szlachetny ród twój znów sprowadzić
Z nadużyć czasu, z manowców zepsucia
Na równą drogę prawego potomstwa.
Lord Mer.  Obywatele twoi o to proszą.
Bucking.  Miłości ludu nie odpychaj, książe.
Catesby.  Przyjęciem słusznej uszczęśliw ich prośby.
Gloucest.  Czemu ten ciężar chcecie na mnie zwalić?
Nie jestem zdolny do królewskiej władzy;
Mojej odmowy na złe nie tłomaczcie;
Być wam posłusznym nie mogę i nie chcę.
Bucking.  Skoro odmawiasz, gdy w zbytku miłości
Wzdrygasz się strącić syna twego brata
Przez znaną światu czułość twego serca,
I przez niewieście skrupuły sumienia,
Których dowody twojemu rodzeństwu
I wszystkim stanom ziemi naszej dałeś,
Wiedz, że czy przyjmiesz, czy odrzucisz prośbę,
Syn twego brata królem tu nie będzie;

Innego pana posadzim na tronie,
Na domu twego hańbę i ruinę.
Więc cię żegnamy z tem postanowieniom.
Obywatele, idźmy, dość już błagań.

(Wychodzą: Buckingham i obywatele).

Catesby.  Racz ich przywołać, książę, przyjm ich prośby.
Twoja odmowa będzie kraju zgubą.
Gloucest.  Chcecie więc gwałtem w przepaść trosk mnie rzucić?
Dobrze, niech wrócą, nie jestem kamienny,
Do błagań waszych muszę się przychylić,

(Wychodzi Catesby).

Chociaż na przekor duszy i sumieniu.

(Wraca Buckingham, z obywatelami).

Kuzynie, mądrzy, poważni panowie,
Gdy chcecie gwałtem, mimo woli mojej
Fortuny ciężar na barki me włożyć,
Muszę cierpliwie losowi się poddać.
Lecz, jeśli skutkiem waszego przymusu
Czarna mnie spotka potwarz i nagana,
Z nieczystej plamy przed światem mnie całym
Omyje na mnie gwałt dziś dokonany;
Bo Bóg wie dobrze, co w części widzicie,
Jak dusza moja obca jest tej żądzy.
Lord Mer.  Niech ci za dobroć twoją Bóg zapłaci!
Widzim to, książe, i światu powtórzym.
Gloucest.  A prawdę tylko światu ogłosicie.
Bucking.  Więc cię królewskim pozdrawiam tytułem:
Niech żyje Ryszard, dostojny król Anglii!
Wszyscy.  Amen.
Bucking.  Czy jutro dzień jest koronacyi?
Gloucest.  Skoro tak chcecie, to niech i tak będzie.
Bucking.  Więc jutro, królu, stawim się przed tobą,
A dziś z radosnem żegnamy cię sercem.
Glouc.  (do biskupów). A my do świętych wróćmy teraz ćwiczeń.
Bądź zdrów, kuzynie, i wy, przyjaciele.

(Wychodzą).




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.