Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przecież, jak nagle dzień się ich zachmurzył!
Trwoży mnie nagły cios ten nienawiści!
Daj Boże, abym drżał dziś bez obawy!
Czy chcesz do Tower? Słońce już wysoko.
Hastings.  Lecz mam dla ciebie nowiny, milordzie:
Dziś giną ludzie, o których mówiłeś.
Stanley.  Godniejsi nosić za wierność swą głowy,
Niż kapelusze ich oskarżyciele.
Lecz dosyć tego, idźmy, bo czas nagli.

(Wchodzi pomocnik herolda).

Hastings.  Idźcie; mam krótką z tym człowiekiem sprawę.

(Wychodzą: Stanley i Catesby).

No, jak tam stoją twoje interesa?
Pomocnik.  Tem lepiej panie, że mnie o to pytasz.
Hastings.  I moje także stoją teraz lepiej,
Niż gdym ostatni raz z tobą się widział.
Szedłem podówczas do Tower jak więzień,
Skutkiem podszczuwań krewniaków królowej.
Powiem ci teraz, lecz zachowaj sekret,
Nieprzyjaciele moi giną dzisiaj,
A jam szczęśliwy jak nie byłem nigdy.
Pomocnik.  Bóg was zachowaj długo w tej radości!
Hastings.  Dziękuję. Przepij to za moje zdrowie.

(Rzuca mu sakiewkę).

Pomocnik.  Za podarunek dzięki ci, milordzie (wychodzi).

(Wchodzi ksiądz).

Ksiądz.  Błogie spotkanie; rad widzę cię, lordzie.
Hastings.  Z całego serca dziękuję ci, ojcze.
Jeszczem ci dłużny za dawną jest spowiedź,
Lecz przyjdź w niedzielę, a będziesz rad ze mnie.
Ksiądz.  Będę posłuszny. (Wchodzi Buckingham).
Bucking.  A cóż się to znaczy?
Nasz lord szambelan z księdzem? W zamku Pomfret
Ksiądz potrzebniejszy twoim przyjaciołom,
Ciebie, milordzie, spowiedź tak nie nagli.
Hastings.  Wyznaję, widok świętego człowieka
Ludzi, o których mówisz, mi przypomniał.
Co, czy do Tower idziesz, mości książe?