Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/Dział szósty. Płaca robocza/Rozdział siedemnasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl Marx
Tytuł Kapitał. Księga pierwsza
Podtytuł Krytyka ekonomji politycznej
Redaktor Jerzy Heryng, Mieczysław Kwiatkowski (red. tłum. pol.),
Friedrich Engels, Karl Kautsky (red. oryg.)
Wydawca Spółdzielnia Księgarska Książka,
Księgarnia i Wydawnictwo "Tom"
Data wyd. 1926-33
Druk M. Arct, Warszawa
Drukarnia „Monolit“, Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Heryng,
Mieczysław Kwiatkowski,
Henryk Gustaw Lauer,
Ludwik Selen
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DZIAŁ SZÓSTY.
Płaca robocza.

Rozdział siedemnasty.
PRZEKSZTAŁCENIE WARTOŚCI, WZGLĘDNIE CENY SIŁY ROBOCZEJ W PŁACĘ ROBOCZĄ.

Płaca robotnika występuje na powierzchni społeczeństwa burżuazyjnego, jako cena pracy, czyli określona ilość pieniędzy, płacona za określoną ilość pracy. Mówi się przytem o wartości pracy, a jej wyraz pieniężny bywa nazywany jej ceną niezbędną lub naturalną. Z drugiej strony mówi się o rynkowych cenach pracy, to znaczy o jej cenach, wznoszących się powyżej lub opadających poniżej jej ceny niezbędnej.
Ale czem jest wartość towaru? Formą przedmiotową pracy społecznej, wydatkowanej na jego wytworzenie. A czem mierzymy wielkość jego wartości? Wielkością zawartej w nim pracy. A więc cóż określałoby wartość naprzykład dwunastogodzinnego dnia pracy? Dwanaście godzin pracy, zawartych w dwunastogodzinnym dniu pracy, co jest niedorzeczną tautologją[1].
Praca, ażeby być sprzedaną na rynku jako towar, musiałaby w każdym razie istnieć przed tą sprzedażą. Ale gdyby robotnik mógł nadać swej pracy byt samodzielny, to sprzedawałby towar, a nie pracę[2].
Niezależnie od tych sprzeczności, bezpośrednia zamiana pieniędzy, t. j. pracy uprzedmiotowionej na pracę żywą, obalałaby albo prawo wartości, które właśnie dopiero na podstawie produkcji kapitalistycznej rozwija się swobodnie, albo też samą produkcję kapitalistyczną, która właśnie opiera się na pracy najemnej. Dwunastogodzinny dzień roboczy wyraża się naprzykład w wartości pieniężnej 6 szylingów. Albo są wymieniane równoważniki, a wtedy robotnik za pracę dwunastogodzinną otrzymuje 6 szylingów. Cena jego pracy równałaby się cenie jego wytworu. W tym wypadku nie wytwarzałby on wcale wartości dodatkowej dla nabywcy swej pracy, 6 szylingów nie zamieniłyby się w kapitał i znikłaby podstawa produkcji kapitalistycznej, ale przecież właśnie na tej podstawie sprzedaje on swą pracę, i praca jego jest pracą najemną. Albo też za dwanaście godzin pracy otrzymuje on mniej niż 6 szylingów, to znaczy mniej niż 12 godzin pracy. 12 godzin pracy są wymieniane na 10, 6 i t. d. godzin pracy. To przyrównywanie wielkości nierównych obala nietylko określenie wartości. Jest to sprzeczność, która sama siebie obala i która wogóle nie może być nawet wygłoszona lub sformułowana, jako prawo[3].
Na nic się nie zda zamianę większej ilości pracy na mniejszą wyprowadzać z tej formy, że raz jest to praca uprzedmiotowana, a za drugim razem praca żywa[4]. Jest to tem niedorzeczniejsze;, iż wartość towaru określona jest nie przez ilość pracy, rzeczywiście w nim ucieleśnionej, lecz przez ilość pracy żywej, niezbędnej dla jego wytworzenia. Niechaj dany towar wyobraża 6 godzin pracy. Jeżeli dokonane zostaną wynalazki, zapomocą których można go wytworzyć w ciągu 3 godzin, to również wartość towaru już wytworzonego spadnie o połowę. Wyobraża on teraz 3 godziny pracy społecznie niezbędnej, zamiast poprzednich 6. A więc wielkość jego wartości określona jest przez ilość pracy, potrzebnej dla wytworzenia go, nie zaś przez jej formę przedmiotową.
W istocie posiadaczowi pieniędzy przeciwstawia się bezpośrednio na rynku towarowym nie praca, lecz robotnik. Tem zaś, co robotnik sprzedaje, jest jego siła robocza. Zaledwie praca jego istotnie się rozpoczyna, już przestała don należeć, a więc już nie może być przezeń sprzedana. Praca jest substancją wartości i jej imanentną miarą, ale sama nie ma żadnej wartości[5].
W wyrażeniu „wartość pracy“ pojęcie wartości nietylko znika zupełnie, ale przekształca się w swe przeciwstawienie. Jest to pojęcie urojone [nie odpowiadające rzeczywistości], podobnie jak naprzykład wartość ziemi. Są to kategorje przejawów stosunków rzeczywistych. To, że rzeczy przejawiają się nieraz w formie wypaczonej, jest znane dostatecznie we wszystkich naukach, prócz ekonomji politycznej[6].
Ekonomja polityczna klasyczna zaczerpnęła z życia powszedniego kategorję „ceny pracy“, nie poddając tej kategorji dalszej krytyce, aby później zapytać się, jak określamy tę cenę? Przekonała się niebawem, że zmiany w stosunku popytu i podaży nic me wyjaśniają w cenie pracy, podobnie jak wszelkiego innego towaru, prócz jej zmian, to znaczy wahań cen rynkowych poniżej lub powyżej pewnej wielkości. Jeżeli popyt i podaż pokrywają się, to przy innych warunkach niezmienionych wahania ceny ustają. Ale też wtedy popyt i podaż przestają cokolwiek wyjaśniać. Cena pracy, jeżeli popyt i podaż pokrywają się, jest ceną pracy, określaną niezależnie od popytu i podaży, jest jej naturalną ceną, którą rozpoznano w ten sposób jako właściwy przedmiot badań. Albo też brano dłuższy okres wahań ceny rynkowej, rok naprzykład, i znajdowano potem, że jej wzniesienia i spadki wyrównywują się, dając przeciętną wielkość średnią, wielkość stałą. Oczywiście, wielkość ta musiała być określona inaczej, aniżeli znoszące się wzajemnie odchylenia od niej samej. Cena ta, górująca nad przypadkowemi rynkowemi cenami pracy i regulująca je, „cena niezbędna (fizjokraci) lub też „cena naturalna“ pracy (Adam Smith), może być tylko, podobnie jak ceny innych towarów, wartością jej, wyrażoną w pieniądzach.
Ekonomja polityczna sądziła, że w ten sposób od przypadkowych cen pracy dotrze do jej wartości. Dalej, wartość tę, jak wartość innych towarów, określano kosztami produkcji. Ale czem są koszty produkcji robotnika, czyli koszty, potrzebne do wytworzenia lub odtworzenia samego robotnika? Zagadnienie to ekonomja polityczna bezwiednie podstawiła zamiast zagadnienia pierwotnego, gdyż kręciła się ona w kolko dookoła kosztow pracy, jako takiej, i nie mogła stąd wybrnąć. A więc to, co zwie ona wartością pracy (value of labour), jest w istocie wartością siły roboczej, która istnieje w osobowości robotnika i tak samo różni się od swej funkcji, pracy, jak maszyna od swych czynności. Zajęta różnicą między cenami rynkowemi pracy i jej tak zwaną wartością, stosunkiem wartości tej do stopy zysku, do wartości towarów wytworzonych zapomocą pracy i t. d., ekonomja polityczna nie odkryła nigdy, że bieg analizy nietylko prowadzi od cen rynkowych pracy do jej mnie manej wartości, lecz do tego, aby tę wartość pracy zkolei sprowadzić do wartości siły roboczej. Nieświadomość tego wyniku swej własnej analizy, bezkrytyczne przyjmowanie kategoryj „wartość pracy“, „naturalna cena pracy“ i t. d. za najwyższe i ścisłe wyrazy rozważanych przez nią stosunków wartości, uwikłały, jak zobaczymy później, ekonomję polityczną klasyczną w zamęt nierozwiązalnych sprzeczności, podczas gdy ekonomji wulgarnej dał solidną podstawę operacyjną dla jej płytkości, zasadniczo hołdującej tylko pozorom.
Zobaczmy teraz przedewszystkiem, jak cena i wartość siły roboczej w swej formie przekształconej przybierają postać płacy roboczej.
Wiemy, że wartość dzienna siły roboczej obliczona jest na pewną długość życia robotnika, której odpowiada pewna długość dnia roboczego. Przypuśćmy, że zwykły dzień roboczy wynosi 12 godzin, a wartość dzienna siły roboczej — 3 szylingi, będące pieniężnym wyrazem wartości, wyobrażającej 6 godzin pracy. Jeżeli robotnik otrzymuje 3 szylingi, to otrzymuje wartość swej siły roboczej, funkcjonującej w ciągu 12 godzin. Jeżeli teraz ta wartość dzienna siły roboczej zostaje wyrażona jako wartość pracy dziennej, to otrzymujemy formułę: praca dwunastogodzinna ma wartość 3 szylingów. Wartość siły roboczej określa w ten sposób wartość pracy, czyli, wyrażając to w pieniądzach, wartość 3 szylingów. Wartość siły roboczej określa się w ten sposób jej cenę niezbędną. Jeżeli natomiast cena siły roboczej odchyla się od jej wartości, to również cena pracy odchyla się od jej tak zwanej wartości.
Ponieważ wartość pracy jest tylko irracjonalnym [nieracjonalnym] wyrazem wartości siły roboczej, więc sam przez się wynika stąd wniosek, że wartość pracy zawsze musi być mniejsza, niż wartość przez nią wytworzona, gdyż kapitalista zawsze każe sile roboczej funkcjonować dłużej, niż potrzeba dla odtworzenia jej własnej wartości. W powyższym przykładzie wartość siły roboczej, funkcjonującej w ciągu 12 godzin, wynosi 3 szylingi, a więc wartość, której odtworzenie wymaga 6 godzin. Wartość wytworzona przez tę siłę roboczą wynosi natomiast 6 szylingów, ponieważ w rzeczywistości siła robocza funkcjonuje w ciągu 12 godzin, i wartość przez nią wytworzona zależy nie od jej własnej wartości, lecz od długości czasu jej działania. Dochodzimy w ten sposób do wyniku, na pierwszy rzut oka niedorzecznego, że praca, stwarzająca wartość 6 szylingów, posiada wartość 3 szylingów[7].
Widzimy dalej, że wartość 3 szylingów, w których wyraża się opłacona część dnia roboczego, to jest praca sześciogodzinna, występuje jako wartość łub też cena całkowitego, dwunastogodzinnego dnia roboczego, zawierającego 6 godzin nieopłaconych. A więc forma płacy roboczej zaciera wszelki ślad podziału dnia roboczego na pracę niezbędną i dodatkową, opłaconą i nieopłaconą. Cała praca wydaje się pracą opłaconą. Przy pracy pańszczyźnianej praca chłopa dla siebie samego i jego praca przymusowa dla pana odróżniają się wyraźnie i dobitnie w przestrzeni i czasie. Przy pracy niewolniczej nawet ta część dnia roboczego, w której ciągu niewolnik odtwarza jedynie wartość swych własnych środków utrzymania, a więc w gruncie rzeczy pracuje dla siebie samego, wydaje się pracą dla pana. Cała praca jego wydaje się pracą nieopłaconą[8]. Przy pracy najemnej, przeciwnie, nawet praca dodatkowa czyli nieopłacona wydaje się opłaconą. Tam stosunek własności maskuje pracę niewolnika dla siebie samego, tu stosunek pieniężny maskuje darmową pracę robotnika najemnego.
Wobec tego łatwo zrozumieć rozstrzygające znaczenie przekształcenia wartości i ceny siły roboczej w formę płacy roboczej, czyli w wartość i cenę samej pracy. Na tej formie przejawiania się, która przesłania stosunek rzeczywisty, a ukazuje nam właśnie jego przeciwieństwo, oparte są wszelkie pojęcia prawne zarówno robotnika jak kapitalisty, wszelkie mistyfikacje kapitalistycznego trybu produkcji, wszelkie jego złudzenia wolnościowe, wszelkie apologiczne kruczki ekonomji wulgarnej.
Jeżeli historja ludzkości zużyła wiele czasu na to, aby odsłonić tajemnicę płacy roboczej, to zato niema nic łatwiejszego, niż zrozumieć konieczność, raisons d‘être [racje bytu] tej formy przejawiania się.
Wymianę między pracą i kapitałem poznajemy najpierw jako wymianę tego samego rodzaju, co kupno i sprzedaż wszelkich innych towarów. Nabywca daje pewną sumę pieniędzy, sprzedawca — towar, różny od pieniądza. Świadomość prawna uznaje co najwyżej różnicę materjalną, wyrażoną w formułach prawnie równoważnych: „do ut des, do ut facias, facio ut des i facio ut facias“ [„daję, abyś dał; daję, abyś zrobił; robię, abyś dał; robię, abyś zrobił“ — cztery zasadnicze formuły zobowiązań w prawie rzymskiem. — K.].
Dalej: ponieważ wartość wymienna i wartość użytkowa są same przez się wielkościami niespółmiernemi, więc wyrażenie „wartość pracy“, „cena pracy“, nie wydają się bardziej irracjonalne od wyrażeń ^wartość bawełny“, „cena bawełny“. A przytem robotnik pobiera płacę już po tem, jak dostarczył swej pracy. A wszak pieniądz, w swej funkcji środka płatniczego, realizuje post factum wartość lub cenę dostarczonego towaru, a więc w danym wypadku wartość lub cenę dostarczonej już pracy. Wreszcie „wartością użytkową“, której robotnik dostarcza kapitaliście, w rzeczywistości jest nie jego siła robocza, lecz jej funkcja, pewna określona praca użyteczna, praca krawiecka, szewska, przędzalnicza i t. d. Z drugiej strony ta sama praca jest powszechnym pierwiastkiem wartościotwórczym i właściwością tą różni się od wszystkich innych towarów, lecz to wybiega po za dziedzinę powszedniej świadomości.
Jeżeli staniemy na punkcie widzenia robotnika, który za pracę dwunastogodzinną otrzymuje naprzykład wartość wytworzoną przez pracę sześciogodzinną, dajmy na to 3 szylingi, to jego dwunastogodzinna praca jest dlań w gruncie rzeczy środkiem nabycia 3 szylingów. Wartość jego siły roboczej może wahać się wraz z wartością jego zwykłych środków utrzymania, podnosząc się z 3 szylingów do 4, lub spadając z 3 do 2, albo też przy niezmienionej wartości jego siły roboczej cena jej może, wskutek zmiany stosunku popytu i podaży, podnieść się do 4 szylingów lub spaść do 2 — jednak wciąż dostarcza on 12 godzin pracy. A więc każda zmiana wielkości równoważnika, który on otrzymuje, wydaje mu się z konieczności zmianą wartości Tub ceny jego 12 godzin pracy. Okoliczność ta doprowadziła Adama Smitha, który rozpatruje dzień roboczy jako wielkość stalą[9], do odwrotnego błędu, do twierdzenia, że wartość pracy jest stałą, choć wartość środków utrzymania zmienia się, a więc ten sam dzień roboczy wyobraża dla robotnika to mniej, to więcej pieniędzy. Mówi on:
„Cena (wyrażona w pracy), którą robotnik płaci, musi być zawsze ta sama, jakkolwiek ilość dóbr, którą on za nią otrzymuje, może się zmieniać. Za cenę tę można kupić raz większą, kiedy indziej mniejszą ilość tych dóbr; ale wówczas zmienia się ich wartość, a nie wartość pracy, która je kupuje“[10].
Jeżeli z drugiej strony weźmiemy kapitalistę, to chce on niewątpliwie otrzymać jak najwięcej pracy za jak najmniejszą sumę pieniędzy. W praktyce interesuje go więc tylko różnica pomiędzy ceną siły roboczej a wartością, stwarzaną przez jej funkcję. Ale stara się on kupić jak najtaniej wszelki towar i wszędzie zysk swój tłumaczy sobie prostem oszustwem, kupnem poniżej, a sprzedażą powyżej wartości. Nie dochodzi więc do zrozumienia, że gdyby taka rzecz, jak wartość pracy, istniała rzeczywiście, i gdyby on rzeczywiście opłacał tę wartość, to żaden kapitał nie istniałby, a pieniądz jego nie przekształcałby się w kapitał.
Przytem w rzeczywistym ruchu płacy roboczej występują zjawiska, które zdają się dowodzić, że opłacana jest nie wartość siły roboczej, lecz wartość jej funkcji, samej pracy. Zjawiska te możemy sprowadzić do dwóch wielkich klas. 1) Zmiany płacy roboczej przy zmiennej długości dnia roboczego. Możnaby równie dobrze wnioskować, że opłacana jest nie wartość maszyny, lecz jej czynność, ponieważ więcej kosztuje wynająć maszynę na tydzień aniżeli na dzień. 2) Różnice indywidualne pomiędzy płacami różnych robotników, wykonywujących tę samą czynność. Te różnice indywidualne, nie dające jednak powodu do złudzeń, znajdujemy również i w systemie niewolnictwa, gdzie sama siła robocza jest sprzedawana poprostu i otwarcie, bez owijania w bawełnę. Tylko że w niewolnictwie zysk na sile roboczej, stojącej powyżej przeciętnego poziomu, lub strata na sile roboczej, stojącej poniżej przeciętnego poziomu, przypada właścicielowi niewolników, a w systemie pracy najemnej samemu robotnikowi, gdyż jego siła robocza w jednym wypadku jest sprzedawana przez niego samego, a w drugim — przez osobę trzecią.
Zresztą do przejawu „wartość i cena pracy“, lub „płaca robocza“, w odróżnieniu od rzeczywistego, przejawiającego się w nim stosunku wartości i ceny siły roboczej, stosuje się to samo, co do wszelkich wogóle przejawów i ich ukrytego podłoża. Pierwsze odtwarzają się bezpośrednio i spontanicznie [samorzutnie], jako gotowe formy myślenia, drugie musi być dopiero odkryte przez naukę. Ekonomja polityczna klasyczna dotarła blisko rzeczywistego stanu rzeczy, nie formułując go jednak świadomie. Nie może ona tego uczynić, dopóki tkwi w swej burżuazyjnej skórze.




  1. <„Pan Ricardo dość dowcipnie wymija trudność która na pierwszy rzut oka grozi obaleniem jego teorji, a mianowicie, że wartość zależy od ilości pracy, użytej przy wytwarzaniu. Ścisłe stosowanie tej zasady doprowadziłoby nas do wniosku, że wartość pracy zależy od ilości pracy, użytej na jej wytworzenie, co jest oczywistym absurdem. To też p. Ricardo zapomocą zręcznego zwrotu uzależnia wartość pracy od ilości pracy niezbędnej dla wytworzenia płacy, lub też, mówiąc jego własnym językiem, twierdzi on, że wartość pracy mierzyć należy ilością pracy, niezbędną dla wytworzenia płacy; rozumie on przez to ilość pracy, niezbędną dla wytworzenia pieniędzy lub towarów, dawanych robotnikowi. Jest to równoznaczne z twierdzeniem, że wartość sukna mierzy się nie ilością pracy, użytej na wytworzenie go, lecz ilością pracy, użytej na Wytworzenie srebra, na które wymienimy sukno“. („A critical dissertation on the nature etc. of value“, str. 50, 51).
  2. „Jeżeli pracę nazywacie towarem, to nie jest ona jednak podobna do towaru, który najpierw zostaje wytworzony w celu wymiany, a potem dostarczony na rynek, gdzie musi być wymieniony w określonych ilościach na inne towary, w tym czasie znajdujące się na rynku. Praca jest stwarzana w momencie, gdy jest przynoszona na rynek; albo raczej zostaje przyniesiona na rynek, zanim jeszcze została stworzona“. („Observations on some versal disputes etc.“, str. 75, 76).
  3. „Gdybyśmy pracę uważali za towar i kapitał, wytwór pracy, również za towar, to musielibyśmy, gdyby wartości obu towarów były określone przez jednakowe ilości pracy, daną sumę pracy.... wymienić na ilość kapitału, wytworzoną przez taką samą sumę pracy; praca miniona byłaby.... wymieniona na taką samą sumę, co praca obecna. Ale wartość pracy w stosunku do innych towarów... nie jest określona przez jednakowe ilości pracy“. (<span class="n0kh" title="[Korekta] 'E.&nbsp;G.'" style=" display:none">E. G.<span class="n0k" title="[w druku] 'E. G.'">EG. <span class="n0kh" title="[Errata] 'Wakefield'" style=" display:none">WakerfieldWakefield</span>: w swem wydaniu A. Smitha: „Wealth of nations, London 1836“, tom r, str. 231, przypis).
  4. „Wypadło się umówić (jeszcze jedno wydanie „Umowy Społecznej“), że ilekroć praca dokonana wymieniana byłaby na pracę, mającą być dokonaną, ten ostatni (kapitalista) otrzymałby wartość wyższą, niż pierwszy (robotnik). (Simonde de Sismondi: „De la richesse commerciale. Génève 1803“, tom I, str. 37).
  5. „Praca, wyłączny miernik wartości..., twórczyni wszelkiego bogactwa, nie jest towarem“. (Th. Hodgkins: „Popular economy“, str. 186).
  6. Natomiast uznawanie takich wyrażeń poprostu za licentia poetica [dowolność poetycką] jest dowodem niemocy analizy. Dlatego w stosunku do frazesu Proudhona: „Mówimy o pracy, że ma wartość („valoir“) nietyle jako towar właściwy, ile ze względu na wartości, o których przypuszczamy, że są w niej zawarte potencjalnie. Wartość pracy jest przenośnią i t. d.“ — czynię następującą uwagę: „W towarze pracy, który jest przeraźliwą rzeczywistością, widzi on tylko elipsę gramatyczną. A więc cale społeczeństwo dzisiejsze, oparte na towarowym charakterze pracy, jest odtąd oparte na licencji poetyckiej, na przenośni. Jeżeli społeczeństwo chce usunąć „wszelkie dolegliwości“, od których cierpi a no, niechaj usuwa wszelkie źle brzmiące wyrazy, niech zmienia język; wystarczy zwrócić się w tym celu do Akademji i zażądać od niej nowego wydania słownika“ (K. Marx: „Misère de la Philosophie str. 34, 35, wyd. poi. r. 1886, str. 58). Jeszcze dogodniej jest oczywiście nic wogóle przez „wartość“ nie rozumieć. Wtedy można, bez ceregieli, wszystko podciągnąć pod tę kategorję. Tak czyni naprzykład J. B. Say: Co to jest „valeur (wartość)? Odpowiedź: „to, czego rzecz jest warta“. A co to jest „cena“? Odpowiedz, „wartość rzeczy, wyrażona w pieniądzach“. A dlaczego „praca ziemi... ma wartość? Bo ludzie wyznacza jej cenę“. A więc wartością jest to, czego rzecz jest warta, ziemia ma „wartość“, ponieważ jej „wartość“ jest wyrażona w pieniądzach! Jest to bądź co bądź bardzo prosta metoda porozumiewania się w sprawie wszelkich: „dlaczego“ i „jak“.
  7. Por. „Zur Kritik der politischen Oekonomie, Berlin 1859“, str. 40 (wyd. sztutgardzkie, str. 45, przekł. pol. str. 32), gdzie oznajmiam, że przy rozpatrywaniu kapitału należy rozwiązać zagadnienie: „W jaki sposób produkcja na podstawie wartości wymiennej, określonej przez sam tylko czas pracy, doprowadza do wyniku, że wartość wymienna pracy jest mniejsza, niż wartość wymienna jej wytworu?“
  8. „Morning Star“, naiwny aż do głupoty organ londyńskich wolnohandlowców, podczas amerykańskiej wojny domowej gorszy się wciąż, z największem oburzeniem moralnem, na jakie człowiek może się zdobyć, że Murzyni w Stanach Skonfederowanych [południowych] pracowali zupełnie za darmo. Powinien był łaskawie porównać koszt dzienny utrzymania takiego Murzyna, naprzykład z kosztem utrzymania wolnego robotnika w East End w Londynie.
  9. A. Smith przypadkowo tylko, mówiąc o pracy akordowej, wspomina o zmienności dnia roboczego.
  10. A. Smith: „Wealth of nations“, ks. I, rozdz. 5.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karl Marx i tłumacza: Jerzy Heryng.