Historynka/Rozdział XXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Historynka
Wydawca Wydawnictwo J. Przeworskiego
Data wyd. 1936
Druk Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Tytuł orygin. The Story Girl
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXIII
SNOM TRZEBA POMAGAĆ

Pewnego wieczoru, gdyśmy wychodzili do sadu z naszemi księgami snów, Piotrek odciągnął mnie i Dana na stronę, zaznaczając, że pragnie się o coś poradzić. Zaszyliśmy się w kępkę jodeł, aby dziewczęta nas dostrzec nie mogły i tam dopiero Piotrek zwierzył się nam ze swych powątpiewań.
— Śniło mi się tej nocy, że byłem w kościele, — opowiadał. — Kościół był pełny, więc przeszedłem przez nawę do waszej ławki i usiadłem, ale tak się czułem niepewnie, jak prosię na lodzie. Wtedy dopiero zauważyłem, że nie mam na sobie absolutnie ubrania, ale powiadam wam, ani kawałka szmatki. Więc rozumiecie, — Piotrek zniżył głos, — teraz zastanawiam się nad tem, czy taki sen można opowiedzieć dziewczynkom?
Oświadczyłem, że to jest raczej ryzykowne, natomiast Dan stwierdził, że nie widzi powodu, dla którego należałoby ten sen zataić. On osobiście opowiedziałby ten sen taksamo swobodnie, jak opowiada wszystkie inne sny, gdyż nie uważa, żeby w tym śnie właśnie było coś specjalnie nieprzyzwoitego.
— Tak, ale to są wasze krewne, — tłumaczył Piotrek, — a ze mną nie łączy ich żadne pokrewieństwo i to właśnie czyni pewną różnicę. Zresztą one wszystkie są takie damy, więc wolałbym nie ryzykować. Jestem pewien, że ciotka Jane nie pozwoliłaby mi takiego snu dziewczynkom opowiedzieć. Nie chciałbym Fel... żadnej z nich urazić...
I Piotrek nigdy tego snu nie opowiedział, ani też nie zanotował go w swoim zeszycie. Natomiast pod datą piętnastego września napisał następujące dwa zdania:
„Tej nocy miałem sen. Ponieważ ten sen nie był przyzwoity, więc go nie zapisuję“.
Dziewczynki widziały tę wzmiankę, lecz wiedzione intuicją, nie usiłowały nawet zgłębić tej tajemnicy. Słusznie Piotrek powiedział, że nasze dziewczynki, to „damy“ w najlepszem i najprawdziwszem znaczeniu tego słowa. Były wprawdzie wesołe i swawolne, gotowe do każdej psoty, posiadające wszystkie wady i zalety swego wieku, lecz żadna niedelikatna myśl, żadne wulgarne słowo nie mogło być wypowiedziane w ich obecności. Gdyby któryś z chłopców pozwolił sobie na coś podobnego, blada twarz Celinki spłonęłaby rumieńcem zawstydzenia, złociste loki Feli zostałyby odrzucone wtył z godnością, a wspaniałe oczy Historynki zapałałyby takim gniewem, że napewno wytworzyłaby się sytuacja bardzo nieprzyjemna.
Dan któregoś dnia głośno zaklął. Wuj Alec zbił go za to — zresztą po raz pierwszy w życiu w ten sposób ukarał któreś ze swoich dzieci. A wszystko to stało się tylko dlatego, że Celinka przez całą noc płakała, że Dan pójdzie do piekła. Następnego dnia Dan przyrzekł Celince, że nigdy już kląć nie będzie i oczywiście dotrzymał słowa.
Całkiem nieoczekiwanie dla nas wszystkich Historynka i Piotrek zaczęli się wysuwać na pierwszy plan pod względem swych niesamowitych snów. Sny ich nagle stały się tak okropne, przerażające i obrazowe, że trudno nam było uwierzyć, że nie są zmyślone. Lecz Historynka była osobą honorową, a Piotrek od najwcześniejszych swych lat kroczył zawsze prawą drogą, którą mu wskazała nieboszczka ciotka Jane. To też, gdy obydwoje zapewnili nas uroczyście, że sny ich są prawdziwe, byliśmy już najzupełniej o tem przekonani. Jednocześnie w duszach naszych zrodziło się pewne podejrzenie. Piotrek i Historynka kryli przed nami jakąś tajemnicę, która istniała już od dwóch tygodni. Od Historynki w żaden sposób nie można się było niczego dowiedzieć. Potrafiła zachować sekret, a od dwóch tygodni szczególnie była dziwnie przygaszona i milcząca, więc nie chcieliśmy jej dręczyć pytaniami. Podobno źle się czuła, jak ciotka Oliwja powiedziała ciotce Janet.
— Nie mam pojęcia, co się stało temu dziecku, — zwierzała się wielce zaniepokojona. — Zupełnie jest inna od dwóch tygodni. Ciągle ją głowa boli, nie ma apetytu i straciła zupełnie rumieńce. Jeżeli do jutra nie będzie się czuła lepiej, muszę koniecznie wezwać doktora.
— Przedewszystkiem niech wypije pełną szklankę dobrze naparzonych meksykańskich ziółek, — poradziła ciotka Janet. — Ja zawsze na wszelkie niestrawności daję dzieciom meksykańskie ziółka.
Meksykańskie ziółka zostały zaaplikowane, lecz nie poprawiło to stanu zdrowia Historynki, która była wciąż przygaszona i mizerna, lecz zato coraz ciekawsze sny zapisywała w swoim zeszycie.
— Jeżeli wkrótce nie dowiemy się, co jest przyczyną tych cudownych snów Piotrka i Historynki, będziemy musieli przestać zapisywać sny w naszych zeszytach, — oświadczył pewnego dnia zniechęcony Feliks.
Ale w końcu tajemnica została zgłębiona. Fela wydobyła ją od Piotrka w bardzo dziwny sposób. Najprzód zagroziła mu, że więcej z nim mówić nie będzie, jeżeli jej tego sekretu nie zdradzi, a potem przyrzekła, że jeśli jej powie całą prawdę, pozwoli mu zawsze wracać z sobą ze Szkoły Niedzielnej i nieść nawet teczkę z książkami. Piotrek nie wytrzymał tego podwójnego ataku. Skapitulował i wyznał jej wszystko.
Przypuszczałem, że Historynka będzie za to oburzona na Piotrka, myliłem się jednak, bo przyjęła tę wiadomość całkiem chłodno.
— Wiedziałam, że Fela z Piotrkiem sobie poradzi, — rzekła. — I tak szczęśliwie się złożyło, że przez taki długi czas potrafił tajemnicę zachować!
Jak się okazało, Piotrek i Historynka mieli każdej nocy takie dziwne sny, tylko dzięki temu, że przed samem spaniem starali się jeść jaknajwięcej. Oczywiście ciotka Oliwja nic o tem nie wiedziała, pozwalając im tylko na zjedzenie normalnej kolacji i to o dość wczesnej porze. Ale Historynka przez cały dzień pokryjomu wykradała rozmaite rzeczy z śpiżarni, zanosząc połowę do pokoju Piotrka, drugą zaś połowę do swego pokoju. Rezultatem tych nocnych uczt były owe wspaniałe sny, które nas doprowadzały do rozpaczy.
— Wczoraj wieczorem zjadłam porządny kawał pieroga z mięsem, — opowiadała nam Historynka, — dwa kiszone ogórki i dwa kawałki tortu agrestowego. Przypuszczam jednak, że było tego trochę zadużo, bo dostałam strasznych boleści i wcale spać nie mogłam. Powinnam była zjeść tylko ten pieróg z mięsem, a ogórki i tort zostawić na dzisiaj. Piotrek właśnie tak zrobił i miał cudowny sen, że Peg Bowen schwytała go i żywcem wrzuciła do gotującej wody. Obudził się jednak zaraz, zanim się jeszcze zdążył poparzyć. Tak, panno Felicjo, jesteś bardzo dowcipna, ale ciekawa jestem, jak będziesz wyglądała, wracając z Szkoły Niedzielnej z chłopcem, który ma połatane spodnie?
— O to się już nie martw, — zawołała Fela z triumfem. — Właśnie krawiec szyje Piotrkowi nowy garnitur i ma być gotowy na sobotę. Już dawno o tem wiedziałam i dlatego mu przyrzekłam.
Dowiedziawszy się wreszcie, jak wywoływać ciekawe sny, postanowiliśmy wszyscy pójść za przykładem Piotrka i Historynki.
— Ja i tak nigdy ciekawych snów nie będę miała, — żaliła się przed nami Sara Ray, — bo mama nigdy nie pozwoli na to, abym coś jadła przed spaniem.
— A podczas dnia nie mogłabyś sobie czegoś schować? — zapytała Fela.
— Nie. — Sara potrząsnęła ze smutkiem głową. — Mama zawsze zamyka śpiżarnię, bo nie chce, żeby Judy Pineau częstowała dobremi rzeczami przyjaciółki.
Przez tydzień jedliśmy wyjątkowo obfite kolacje i sny mieliśmy cudowne, dorównujące nawet snom Piotrka i Historynki. Podczas dnia czuliśmy się nienadzwyczajnie i nawet niejednokrotnie pod wpływem zdenerwowania kłóciliśmy się z Historynką, co dotychczas nie zdarzało się nigdy. Tylko Piotrek cieszył się doskonałem zdrowiem i nie tracił formy. Miał widocznie żołądek wyjątkowo zdrowy, więc nic mu nigdy nie mogło zaszkodzić.
Pewnego dnia Celinka wyniosła ze śpiżarni duży kiszony ogórek, proponując, byśmy się nim podzielili. Dorosłych nie było w domu tego wieczoru, gdyż wybrali się na odczyt do Markdale, mogliśmy więc jeść całkiem swobodnie, chociaż była już dość późna pora. Pamiętam, że tego wieczoru zjadłem porządny kawał tłustej wieprzowiny, a zakończyłem ucztę potężną porcją zimnego puddingu ze śliwek.
— Byłem powien, że nie lubisz ogórków, Celinko, — zauważył Dan.
— Bo naprawdę nie lubię, — skrzywiła się Celinka, — ale Piotrek powiada, że ogórki są najlepsze na sny. Właśnie zjadł duży ogórek, tego wieczoru, kiedy przyśnili mu się ludożercy. Jabym nawet zjadła trzy ogórki, gdybym mogła mieć po nich taki sen.
Celinka skończyła swój ogórek i zdążyła jeszcze wypić szklankę zimnego mleka, gdy usłyszeliśmy turkot bryczki wuja Aleca, przejeżdżającej właśnie przez pobliski most. Fela szybko uprzątnęła wieprzowinę i pudding, a gdy ciotka Janet weszła do mieszkania, wszyscy leżeliśmy już w łóżkach. Wkrótce w całym domu było i ciemno i cicho. Zapadałem już w pierwszą niespokojną drzemkę, gdy usłyszałem jakieś szmery w pokoju dziewcząt po przeciwnej stronie korytarza.
Potem drzwi się otworzyły, a ponieważ u nas również drzwi były otwarte, ujrzałem białą postać Feli, zbiegającą szybko po schodach do sypialni ciotki Janet. Z pokoju dziewcząt tymczasem dochodziły głośne jęki.
— Celinka zachorowała, — zawołał Dan, wyskakując z łóżka. — Widocznie ten ogórek jej zaszkodził.
Po kilku minutach cały dom był na nogach. Celinka była chora, bardzo chora, nie ulegało to najmniejszej wątpliwości. Zachorowała nawet poważniej, niż Dan wówczas, gdy się najadł dzikich jagód. Wuj Alec, mimo zmęczenia po całym dniu pracy, pojechał natychmiast po doktora. Ciotka Janet i Fela stosowały najrozmaitsze domowe środki, lecz nie odnosiło to żadnego rezultatu. Fela powiedziała ciotce Janet o ogórku, lecz ciotka Janet nie sądziła, aby sam ogórek mógł do tego stopnia zaszkodzić Celince.
— Ogórki są wprawdzie ciężko strawne, ale jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś po ogórku aż tak się rozchorował, — mówiła zaniepokojona ciotka Janet. — Kto mógł dać dziecku ogórek przed spaniem? Przecież Celinka nigdy ogórków nie lubiła.
— To ten obrzydliwy Piotrek, — szlochała załośnie Fela. — Powiedział jej, że po ogórku będzie miała wyjątkowo ciekawe sny.
— A cóż jej zależało na takich snach? — indagowała ciotka Janet ze zdziwieniem.
— Ach, chodziło o to, mateczko, aby miała potem coś ciekawego do zapisania w zeszycie. Od pewnego czasu wszyscy prowadzimy nasze księgi snów i każde z nas chce mieć te sny jaknajbardziej ciekawe. Jedliśmy dużo rozmaitych rzeczy przed samem spaniem, aby potem coś nam się przyśniło. Robiliśmy tak wszyscy — ale jeżeli Celinka — ach, ja sobie tego nigdy nie wybaczę, — Fela szlochała, dręczona wyrzutami sumienia.
— Ciekawa jestem, co teraz nowego wymyślicie, — szepnęła ciotka Janet bezradnie, przejętą głęboką rozpaczą.
Gdy nadszedł doktor, Celinka jeszcze ciągle nie czuła się lepiej. Podobnie, jak ciotka Janet, lekarz oświadczył, że po samych ogórkach Celinka nie mogła się tak poważnie rozchorować, lecz gdy dowiedział się, że po ogórku wypiła szklankę zimnego mleka, pokiwał tylko ze smutkiem głową.
— Przecież mleko i ogórek to kompletna trucizna, — zawołał. — Nic dziwnego, że dziecko zachorowało. Proszę się jednak uspokoić, — dodał, widząc dokoła przerażone twarze. — Proszę się nie lękać. To nie jest jeszcze śmiertelne, jak powiada stara pani Fraser. Napewno mała żyć będzie, tylko przez parę dni nie będzie mogła przyjść do siebie.
Było tak istotnie, a nas wszystkich dręczyły coraz większe wyrzuty sumienia. Ciotka Janet wykryła całą naszą tajemnicę i sprawa zapisywania snów ujrzała światło dzienne podczas narady rodzinnej. Nie wiem co nas bardziej dotknęło — czy awantura, jaką nam zrobiła ciotka Janet, czy też kpinki innych dorosłych osób, a szczególnie wuja Rogera. Piotrek dostał specjalną „naganę“, którą uważał za wielką niesprawiedliwość.
— Przecież ja nie kazałem Celince pić mleka, a sam ogórek napewnoby jej nie zaszkodził, — tłumaczył się przed nami. Już tego dnia Celince wolno było wyjść z nami z domu, więc Piotrek, spokojny o jej zdrowie ośmielił się rozwodzić na ten temat. — Zresztą i tak mnie długo męczyła, abym jej powiedział, jak to robię, że mam takie ciekawe sny. Powiedziałem jej, bo dłużej nie mogłem utrzymać sekretu, a teraz pani King tylko do mnie ma o to pretensję.
— Ciotka Janet powiedziała, że przed spaniem nie da nam teraz nic do jedzenia z wyjątkiem kawałka chleba i szklanki mleka, — dorzucił Feliks ze smutkiem.
— Gdyby mogli, chętnieby tak zrobili, żebyśmy wogóle nie mieli żadnych snów, — wtrąciła Historynka gniewnie.
— Na szczęście, w żaden sposób nie mogą temu zapobiec, że rośniemy, — odezwał się z przekąsem Dan.
— O to mleko i chleb nie powinniście się martwić, — uspokoiła nas Fela. — Mama zawsze coś postanawia i kieruje się tem przez tydzień, później jednak zapomina o postanowieniu i wszystko wraca do dawnej normy. Jestem pewna, że i tym razem tak będzie. Oczywiście zbyt wiele nie będziemy mogli jeść na kolację i sny nasze nie będą już tak ciekawe, jak dotychczas.
— Usiądźmy sobie na Kamiennym Pulpicie, to opowiem wam bardzo interesującą historję, — zaproponowała Historynka.
Poszliśmy, usiłując zapomnieć o tem ostatniem wielkiem naszem zmartwieniu. Wkrótce śmieliśmy się już wesoło, nie pamiętając o troskach i o okrucieństwie niesprawiedliwych dorosłych. Śmiech nasz rozbrzmiewał w sadzie i na podwórzu, unosił się aż ponad wierzchołki wysokich jodeł i opadał perlistą kaskadą ku dołowi.
A w pewnej chwili również śmiech dorosłych połączył się z naszym śmiechem. Ciotka Oliwja, wuj Roger, ciotka Janet i wuj Alec, przechodząc przez sad, przyłączyli się do naszego grona, co zresztą często robili, po skończeniu całodziennych zajęć, pragnąc na chwilę odetchnąć świeżem powietrzem. W takich momentach najbardziej lubiliśmy dorosłych, bo doznawaliśmy wrażenia, że stają się oni znowu dziećmi. Wuj Roger i wuj Alec tarzali się po trawie, jak mali chłopcy, ciotka Oliwja, przypominająca jeszcze bardziej swym wyglądem rozkwitły bratek, w swej zręcznej sukni z jasnoczerwonego batystu, z żółtą aksamitką dokoła szyi, otaczała ramieniem Celinkę i uśmiechała się radośnie do nas wszystkich. Łagodna twarz ciotki Janet zatraciła w tej chwili codzienny swój wyraz surowości.
Historynka była w swoim żywiole tego wieczora. Nigdy jeszcze opowieści jej nie skrzyły się takim dowcipem i wyczuciem humoru.
— Saro Stanley, — rzekła ciotka Oliwja, grożąc jej żartobliwie palcem, — jeżeli nie będziesz uważała na siebie, możesz kiedyś w życiu stać się sławną.
— Te zabawne opowieści są cudowne, — zawołał wuj Roger, — ale wolałbym jeszcze coś bardziej wyrazistego. Opowiedz nam, Saro o Kobiecie-Źmiji, o której opowiadałaś mi zeszłego lata.
Historynka zaczęła opowiadać gładko, lecz zanim doszła do połowy opowiadania, doznałem dziwnego uczucia, że coś dziwnego pełza mi po ciele. Po raz pierwszy od czasu, jak znałem Historynkę, miałem ochotę odsunąć się od niej. Spojrzawszy po twarzach zebranych, wywnioskowałem, że wszyscy doznali tego samego uczucia. Celinka zasłoniła oczy dłońmi, Piotrek patrzył na Historynkę przerażonym wzrokiem, ciotka Oliwia była blada i drżąca, a wszyscy pozostawali pod tym dziwnym urokiem przerażającej opowieści, nie mogąc się w żaden sposób z okropnego wrażenia otrząsnąć.

Szkic dziewczyny klęczącej na trawie, pozującej z uniesionymi rękami

To nie była przecież nasza Historynka, ta osoba, która tam siedziała, przemawiając do nas dziwnie syczącym, nieprzyjemnym głosem. Stała się nagle w oczach naszych inną istotą, jakby przeobrażoną, istotą jadowitą, złą, wzbudzającą w nas wszystkich wstręt. Wolałbym raczej umrzeć, niż dotknąć tej chudej opalonej dłoni, którą w moją stronę wyciągała. Błysk jej zwężonych oczu był zimny i bezlitosny, jak błysk oczu jadowitej żmiji. Odczułem lęk, patrząc na to obce stworzenie, którem się nagle stała nasza kochana Historynka.
Gdy skończyła swoją opowieść, zaległa krótka cisza, poczem ciotka Janet głosem surowym, lecz z westchnieniem ulgi, powiedziała:
— Małe dziewczynki nie powinny opowiadać takich strasznych historyj.
Najprawdopodobniej ta uwaga ciotki Janet sprawiła, że dotychczasowy czar nagle prysnął. Dorośli wybuchnęli śmiechem, może trochę nieszczerym, a Historynka — znowu ta nasza kochana Historynka, już nie Kobieta-Żmija — zaczęła się tłumaczyć:
— Przecież wuj Roger kazał mi to opowiedzieć. Sama nie lubię podobnych historyj. Czuję, że w takich chwilach zmieniam się zupełnie. Czy wiecie, moi państwo, że przez cały ten czas miałam wrażenie, że sama jestem żmiją?
— I wyglądałaś jak żmija, — uśmiechnął się wuj Roger. — Jak ty, u licha, to robisz?
— Nie umiem wytłumaczyć, jak to robię, — odparła Historynka w zamyśleniu. — To się samo jakoś robi.
Żaden genjusz nie potrafiłby wytłumaczyć, dlaczego jest genjuszem. Gdyby umiał wyjaśnić tę zagadkę, napewno genjuszem by nie był, a przecież Historynka posiadała wielki talent, więc pod pewnym względem była także genjuszem.
Gdyśmy wyszli z sadu, szedłem tuż za wujem Rogerem i ciotką Oliwją.
— Wiesz, Roger, że to jest poprostu niezwykłe u czternastoletniej dziewczynki, — mówiła ciotka Oliwja, tonąc w głębokiej zadumie. — Co czeka to dziecko w przyszłości?
— Sława, — odparł wuj Roger. — Oczywiście, jeżeli jej się warunki ułożą, a sądzę, że ojciec już się o to postara. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ja i ty, Oliwjo, nigdy nie mieliśmy warunków, cieszmy się więc, że Sarze szczęście bardziej będzie sprzyjało.
Uwaga ta była dla mnie zupełnie niepojęta i samo sedno rzeczy zrozumiałem dopiero po wielu, wielu latach. Wuj Roger i ciotka Oliwja w dawnej swej młodości mieli pewne marzenia i ambicje, lecz warunki ich życia tak się złożyły, że marzeń swoich nigdy nie mogli zrealizować.
— Zobaczysz, Oliwjo, — ciągnął dalej wuj Roger, — że przyjdzie taki dzień, kiedy siostrzenica nasza będzie sławną artystką. Jeżeli czternastoletnia dziewczynka potrafi stworzyć taką atmosferę, że dwaj dorośli mężczyźni i dwie dorosłe kobiety na kilka minut mogą zapomnieć o bożym świecie, to wyobraź sobie, co potrafi, jak będzie miała lat trzydzieści? Hej, ty, — zawołał wuj Roger, dostrzegłszy mnie w tej chwili, — marsz do domu i do łóżka. A pamiętaj, żebyś nie jadł ogórków i nie pił mleka przed spaniem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.