Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

soło, nie pamiętając o troskach i o okrucieństwie niesprawiedliwych dorosłych. Śmiech nasz rozrzmiewał w sadzie i na podwórzu, unosił się aż ponad wierzchołki wysokich jodeł i opadał perlistą kaskadą ku dołowi.
A w pewnej chwili również śmiech dorosłych połączył się z naszym śmiechem. Ciotka Oliwja, wuj Roger, ciotka Janet i wuj Alec, przechodząc przez sad, przyłączyli się do naszego grona, co zresztą często robili, po skończeniu całodziennych zajęć, pragnąc na chwilę odetchnąć świeżem powietrzem. W takich momentach najbardziej lubiliśmy dorosłych, bo doznawaliśmy wrażenia, że stają się oni znowu dziećmi. Wuj Roger i wuj Alec tarzali się po trawie, jak mali chłopcy, ciotka Oliwja, przypominająca jeszcze bardziej swym wyglądem rozkwitły bratek, w swej zręcznej sukni z jasnoczerwonego batystu, z żółtą aksamitką dokoła szyi, otaczała ramieniem Celinkę i uśmiechała się radośnie do nas wszystkich. Łagodna twarz ciotki Janet zatraciła w tej chwili codzienny swój wyraz surowości.
Historynka była w swoim żywiole tego wieczora. Nigdy jeszcze opowieści jej nie skrzyły się takim dowcipem i wyczuciem humoru.
— Saro Stanley, — rzekła ciotka Oliwja, grożąc jej żartobliwie palcem, — jeżeli nie będziesz uważała na siebie, możesz kiedyś w życiu stać się sławną.
— Te zabawne opowieści są cudowne, — zawołał wuj Roger, — ale wolałbym jeszcze coś bardziej wyrazistego. Opowiedz nam, Saro o Kobiecie-Źmiji, o której opowiadałaś mi zeszłego lata.
Historynka zaczęła opowiadać gładko, lecz zanim doszła do połowy opowiadania, doznałem dziwnego uczucia, że coś dziwnego pełza mi po ciele. Po raz pierwszy od czasu, jak znałem Historynkę, miałem ochotę odsunąć się od niej. Spojrzawszy po twarzach zebranych, wywnioskowałem, że