Przejdź do zawartości

Historya (Krasicki, 1830)/Xięga I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Historya (Krasicki, 1830)
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I. Wszyscy o tem wiedzą, że w kraju Lugnagianów są ludzie takowi, którzy umrzeć nie mogą. Rodzaj tych nieśmiertelnych ludzi zowią Strutelburgs. Sławny Guliwer[1], autor rzetelności niepoślakowanej, tak o nich pisze:
«Trafia się niekiedy, iż urodzi się dziecie ze znamieniem czerwonem okrągłem wpośrodku czoła. To znamię oznaczające człowieka umrzeć nie mogącego, z początku nieznaczne coraz się powiększa; od lat dwunastu do dwudziestu pięciu ma kolor zielonawy; staje się potem błękitne, w czterdziestym piątym roku, czarne jak węgiel, i odtąd się nie odmienia. Ludzie takowi do lat trzydziestu podobnie żyją, jak i drudzy; od tej pory tęskności niezwyczajnej doznają: ta coraz się bardziej powiększa; a gdy do lat ośmiudziesiąt przychodzą, czują wszystkie przywary wieku tego; przeświadczenie zaś nieustannej trwałości, napełnia ich rozpaczą i sprawia to, iż się stają nieznośnymi i sobie i innym.»
Tego jestem rodzaju, ja który przypadki życia mojego pisać przedsięwziąłem. Urodziłem się w kraju Lugnagianów, w mieście Gangnapp, i skoro rodzice fatalne znamię na czole mojem postrzegli, napełnieni byli żałością, iż tak nieszczęśliwe stworzenie wydali na świat. Do lat ośmdziesiąt żyłem w ojczyznie zwyczajnym trybem, ożeniłem się w dwudziestu pięciu. Szczęściem żona moja była niepłodna, oszczędziła mi przykrości żałowania straty przyszłych potomków. Umarła, gdy miała lat siedmdziesiąt dziewięć. A że wyborne jej przymioty słodziły przykrość życia mojego, właśnie od czasu jej śmierci zacząłem czuć niezmierny ciężar trwałości mojej ustawicznej. Ci, z którymi od młodości miałem zachowanie, krewni, przyjaciele wymarli, ich następcy stronili od towarzystwa nierównego wiekiem i sposobem myślenia. Współnieśmiertelni też mając, co i ja przywary, nienawidzili mnie tak, albo bardziej jeszcze, niżeli ja ich; zgoła próżny ciężar ziemi, sobie przykry, innym nieznośny, w śmierci, której dostąpić nie mogłem, zakładałem największą szczęśliwość.
W tak okropnym stanie przetrwałem lat trzydzieści dwa; gdy jednego czasu, nie mogąc znieść wzgardy publicznej, z którą mnie traktowano, umyśliłem porzucić towarzystwo ludzi, i wpośród dzikiego zwierza życie przepędzać, żebym mógł zostać łupem ich żarłoczności. Nie wiedząc sam gdzie idę, szedłem ku południowi, i minąwszy wiele miast i wsi, nieznacznie zaszedłem w dzikie stepy, dalej w lasy nieprzebyte. Uważałem nie bez ciężkiego żalu, iż piętno nieśmiertelności mojej zrażało wszystkie zwierzęta. Lwy, dziki, tygrysy przechodziły koło mnie, i wzgardę niby okazując, żadnej mi szkody, nawet przykrości nie czyniły.
Szedłem więc coraz dalej, przepływając bez żadnego niebezpieczeństwa rzeki szerokie i bystre, przebywając góry ledwo dostępne, przepaści głębokie. Że zaś gorącość powietrza zbytecznie poczęła mi dokuczać, udałem się na północ, i po długiej podróży, upatrzyłem miejsce jedno dość przyjemne, gdzie między skałami piękną dolinę dzielił bystry po kamykach spadający strumyk. Cień cedrów stuletnich uśmierzał upały słoneczne, a w poblizkiej skale, jakby kunsztem ręki ludzkiej sporządzone pieczary, stały mi się miejscem wygodnem dla spoczynku i ochrony. Kontent, ile w moim stanie być mogłem, przepędziłem w tem miejscu lat kilka; gdy razu jednego wyszedłszy pomiędzy skały, a przypatrując się strumykowi, który z wielkim szumem z wierzchołka prawie jednej z nich spadał w dolinę; nieznacznie miłym ujęty snem, rzuciłem się pod cień niewielkiego drzewka, i zasnąłem smaczno.
Obudziwszy się, drzewu temu, wcale mi przedtem nieznajomemu, zacząłem się przypatrywać, a postrzegłszy, iż ze rdzenia jego tłusta jakowaś massa nakształt żywicy wychodziła, wziąłem jej nieco, i włożywszy w usta, uczułem smak przedziwny, i tegoż momentu, nie wiem, czy sen, czyli mdłość tak mnie opanowała, żem zupełnie od siebie odszedł. Obudziłem się, gdy świtać poczynało, ażem około południa owej massy skosztował, mniemałem więc, iż w tym stanie musiałem być godzin kilkanaście.
Czułem po przebudzeniu jakowąś odmianę, i wewnętrzną rewolucyą, i ledwom sobie mógł wierzyć, gdy przedtem nie mogąc się prawie ruszyć bez pomocy laski, porwałem się rzezko i stanąłem na nogach. Nie odpłonąwszy z pierwszego jeszcze zadziwienia, skoczyłem ku strumykowi, i w czystej jego wodzie zobaczyłem się w postaci młodzieńca piętnastoletniego, bez zmarszczków, bez siwizny, a co najpożądańsza, bez owej szkaradnej plamy na czole. Ledwo objąć mogło serce moje zbytek radości. Tej impet pierwszy gdy się nieco ukoił, padłem na twarz, i adorując najwyższą Opatrzność, dziękowałem za tak wielkie dobrodziejstwo. Udałem się natychmiast do owego szczęśliwego drzewa. Z wielkiem staraniem zebrałem wszystek ten zsiadły sok, i napełniłem nim dość sporą puszkę, w tej nadziei, że gdy do sędziwych lat przyjdę, tym sposobem znowu może będę mógł odmłodnieć. Patrzałem, czyli podobnego drzewka w blizkości nie znajdę, ale zabiegi moje były próżne.
Chęć powrócenia do ludzi opanowała natychmiast serce moje; udałem się więc w tęż stronę, jak mi się zdawało, z której przyszedłem: ale po trzymiesięcznej podróży żadnego człeka nie znalazłszy, resztę drogi odprawiałem już na domysł, i po bardzo długiem pielgrzymowaniu, poznałem nakoniec, żem zaszedł do kraju mieszkalnego.
II. Widok kraju mieszkalnego osobliwą we mnie sprawił czułość. Przez lat kilka od towarzystwa ludzkiego oddalony, z jednej strony pragnąłem mój rodzaj nanowo poznać: z drugiej, obawiałem się dawniej spróbowanych niesmaków; a dotego nie wiedząc w jaki kraj i do jakich ludzi przyszedłem, byłem razem ciekawym i niespokojnym.
Z pierwszego wejrzenia kraj się wydawał piękny i ludny, role były dobrze uprawne, a zdaleka widać było miasto, którego gmachy wyniosłe i okazałe, utwierdzały mnie w zdaniu, żem do narodu ćwiczonego, znającego się na rolnictwie i kunsztach trafił. O kilkanaście staj od miasta postrzegłem na boku kilka domów nizkich mniej ozdobnych, wniosłem sobie, iż to były mieszkania rolnicze, udałem się tam.
Odzież moja niezwyczajna zadziwiła mieszkańców, dzieci przestraszone z krzykiem uciekły i pochowały się; a tymczasem zbliżywszy się ku mnie człowiek jeden sędziwy, dał mi rękę na znak dobrego przyjęcia: mówił do mnie, ale ani ja jego języka, ani on mego zrozumieć nie mógł. Wszedłem do domu porządnego z owym gospodarzem, przyjął mnie z wszelką ludzkością, i do stołu, z sobą zaprosił. Gdy się uczta skończyła, domyśliłem się z giestów jego iż mnie prosił, abym się póty w domu jego zatrzymał, póki z miasta nie powróci; przestałem na jego żądaniu, on zatem poszedł. Około zachodu słońca powrócił i z nim pięciu innych: z tych czterech musieli być żołnierze, mieli albowiem łuki w ręku i strzały w kołczanach; piąty zapewne ich wódz, dał mi znać przez giesta, iż potrzeba, abym szedł z niemi do miasta, dodał i to giestami, iż mnie bierze na swoję rękę, i nie mam się niczego obawiać. Szedłem natychmiast z nimi ochotnie.
Miasto było dość ozdobne, porządne i ładne; domy inakszym prawda kształtem budowane, niżeli u nas, przystojne jednak i wygodne. Zaprowadzono mnie do gmachu obszerniejszego nad inne, domyśliłem się, iżto było mieszkanie króla albo rządzcy tego miasta. Nie byłem zaraz przypuszczony do audyencyi, ale zaprowadzono mnie do jednej izby na ustroniu; stanął u drzwi na warcie jeden z tych żołnierzy, którzy mnie przyprowadzili. Wkrótce potem wszedł do mnie człowiek sędziwy, który przez giesta pokazywał, iż mnie będzie uczył języka tamtejszego: chętnie na tem przestałem, i pokazałem, iż mam wielką do tego ochotę.
Codziennie dwa razy przychodził do mnie nauczyciel, i w kilka niedziel już mogłem rozumieć gadających, zczasem sam mówić dość dobrze nauczyłem się. Po czterech miesiącach nauki zaprowadzono mnie do rządcy: odpowiedziałem, na jego pytanie dostatecznie tając jednak moję trwałość i przymiot balsamu. Pudełko, gdzie był zachowany, było złoto; bojąc się więc, żeby dla szacunku kruszcu obywatele tamtejsi nie wzięli mi go, kazałem podobne z blachy zrobić, a dawniejsze darowałem mistrzowi, wprzód pilnie z niego maść owę wyjąwszy.
Kraj ten nazywał się Poro-stan, monarcha Poo-roch, którego Grecy wredług zwyczaju swego, nazwali Porusem. Gotował się na wojnę: wieść się albowiem w okolicach rozeszła, iż lud jakiś od zachodu wojenny, pod wodzem bitnym, zuchwałym, wiele innych narodów zwojowawszy, zbliżał się ku Indyi.
Rozumiano zrazu, iż byłem szpiegiem tego wojska, i dla tego straż mi była przydana, gdy więc poznali, iż skądinąd przyszedłem, rządca posłał mnie do króla. Nie było go w stolicy, wyszedł był albowiem z wojskiem, chcąc nad brzegami Hidaspu bronić wnijścia tym zbójcom przychodniom i ich hersztowi, tak albowiem lud ten gruby nazywał Macedonów, i sławnego w Europie dotąd Alexandra.
Król, jakem był przed niego stawiony, nie czynił mi wiele kwestyj, ale kazawszy mnie zmierzyć, i widząc, żem miał wysokości stóp pięć i calów półjedenasta, wziął mnie do swojego półku. Dano mi łuk, strzały, dzidę jednę większą, drugą mniejszą; a żem się nie umiał z tą bronią obchodzić, setnik tak rzęsisto względem mnie używał kija, iż w kilka dni stałem się rycerzem ćwiczonym i w mojej professyi biegłym. W naszym kraju ten rodzaj nauki nie był używany, ale też nie było rycerzów.
Ruszyło się w kilka dni wojsko nasze, ile że wieści coraz świeższe przychodziły, iż ów Alexander zwyciężywszy króla Taxyla, ku nam się zbliżał. Część wojska była nad rzeką pod komendą brata Parocha Nazardynga. Król przeświadczony o tem , iż przytomność monarchy w podobnych okolicznościach najwięcej dopomaga, śpieszył się, ile możności, ażeby całe wojsko zebrane razem, broniło przejścia rzeki. Niedostateczną czyni o tem wzmiankę Kurcyusz historyk Alexandra; a że bardzo wiele pobobnych omyłek znajduje się w jego xiędze, ja jako świadek oczywisty tych dziejów, mam to za powinność, ażebym, ile możności, czytelników z błędu wywiódł, powiadając szczerze, co się, jak i kiedy działo. Mniemam, iż może rzetelne powieści przywiodą uczonych do nowej edycyi tego autora: ręczę, że będzie najlepsza, bo prawdziwa.
Pisze Kurcyusz, iż wojska Porusowego było 30,000, pieszych; było nas tylko 22,000; słoniów 85, było tylko 32; o wozach wspomina, że było 300, tych liczby nie pamiętam, ale wtem nagany godzien, że o jezdzie nie czyni wzmianki, a było nas 6,000. Pisze o Porusie, że był postaci ogromnej, dodając te słowa: par animus robori corporis, et quanta inter rudes poterat esse sapientia. Kraj Indyjski nie był dziki, tenże sam autor zapomniał o tem, iż tamtejszych mędrców Brachmanów chwalił. A nakoniec, jeśli szło o dzikość, nie wiem, kto dzikszy; czy ten, co bez żadnego prawa spokojne narody wojował, czyli ten, który swojej własności bronił?
Pisze dalej Kurcyusz, iż Alexander fortelem Porusa zwyciężył, kazawszy rozbić namioty swoje nad brzegami Hidaspu, tam gdzie go przebywać nie miał. Attala podobnego do siebie, w własne swoje szaty ubranego tam osadził. Indyanie mniemając, ze sam Alexander przybywa, moc wojska swego na przeciwnym brzegu postawili, a tymczasem Alexander drugą stroną rzekę przebył. W całej tej powieści podobieństwa prawdy nie masz. Alexander zuchwały i dumny nie umiał fortelem kraść zwycięztwa, jako pierwej Parmenionowi oświadczył; Attal nie był podobny do Alexandra, wzrostu był wyższego, ospowaty, i miał brodawkę na nosie, która go mocno szpeciła.
Żeśmy byli zwyciężeni, temu przeczyć nie mogę, ale dyskurs Porusa z Alexandrem na pobojowisku fałszywy. Sam się Kurcyusz w tej mierze z sobą nie zgadza; mówi, iż zdjętego ze słonia Porusa napółumarłego do Alexandra przyniesiono. Człowiek w tym stanie nie zdobywa się na odpowiedzi, zwłaszcza, gdy ani Alexander po indyjsku, ani Porus po grecku mówić nie umiał. To prawda, iż Poroch traktowany był po królewsku: gdy do sił przyszedł, odwiedził go Alexander, ale co z sobą mówili, nie wiem; bo do namiotu nas nie puszczono. Weszło z Alexandrem kilku przedniejszych wodzów i tłumacz.
Wtem miejscu niech mi się pozwoli zastanowić nieco czytelnik nad lekkomyślnością i zuchwałością kronikarzów, którzy rozmowy wielkich ludzi kładą tak, jak gdyby ich byli świadkami, gdy pospolicie takowe rozmowy bywają, albo samnasam, albo w przytomności dworzan dyskretnych, którzy wiedzą, jak sekreta powierzone chować należy.
Taż sama uwaga służyć może do przemów które częstokroć w ustach wodzów przed bataliami autorowie kładą. Pełno ich jest w Liwiuszu. Baczny czytelnik nie inaczej je czytać powinien tylko jak przydatek autora, chcącego pokazać, że nie tylko jest doskonałym dziejopisem, ale i krasomowcą.
III. Po nastąpionej porażce, ja, który byłem na odwodzie i na moje szczęście stałem na warcie u namiotu Porusa, byłem wzięty w niewolą przez Eurydyka rotmistrza półku Ptolemeuszowego, który potem był królem Egiptu; ten rotmistrz zaprowadził mnie do wodza swojego. Szczęściem podobałem mu się z pierwszego wejrzenia. A że zostawiono wolność powrotu żołnierzom indyjskim, kazał mnie się pytać Ptolomeusz, czyli-bym nie chciał przy nim zostać? Przestałem z ochotą na woli jego, i byłem policzony między domowniki tego pana.
Udaliśmy się wkrótce z Alexandrowem wojskiem ku morzu, ale wprzód odwiedziliśmy kraj Pambor, którego narodu obywatelów Kurcyusz, nie wiem dla jakowej przyczyny, nazwał Sophitami[2]
Wkrótce potem, pierwszy raz doznał nieposłuszeństwa wojska swojego Alexander, i chcący iść dalej za Ganges, buntem żołnierzy tak był przestraszony, iż ze wstydem i rozpaczą powrócić musiał. Lenus albo Lennus, który był autorem buntu i imieniem żołnierzy miał mowę do Alexandra, w kilka dni umarł na gorączkę, o której naówczas rozmaicie mówiono. Że dla sławy kazał Alexander[3] w miejscu, gdzie obozował, pozostawiać żłoby nader wysokie, dla tego, żeby potomność rozumiała, iż ludzie nadzwyczajni pod jego przewodnictwem tam zaszli, wyraża Plutarch. W Kurcyuszu jest wzmianka, iż umyślnie większe łóżka, dla żołnierzów niby zrobione, zostawić kazał. Nadto był oświecony Alexander, żeby się na takie dzieciństwa zdobywał. A wreszcie gdyby był chciał omamić potomność, lepiej by było żłoby dla koni, łóżka dla ludzi robić mniejsze od zwyczajnych, żeby następcy słuszniej się dziwować mogli, iż karli, a nie olbrzymi, pod Alexandrem świat mogli zwyciężyć, i słusznych ludzi zwojować. W podziale łupów między wojsko zarobiłem znacznie, co według zwyczajnego u dworów trybu, bardziej pana protekcyi, niż męztwu i zasługom moim przypisać powinienem. Dostało mi się daryków złotych 245, naczynia srebrnego grzywien 39, trzy bardzo piękne kobierce perskie, muślinu indyjskiego sztuka, i dwa wielbłądy.
Od tej pory przestaliśmy wojować, a powrót nasz do Babilonu był ustawicznym tryumfem. Śmierć Ephestyona przerwała nasze radości, i lubo pan mój faworyta tego cierpieć za życia nie mógł, po śmierci na znak żałoby kazał sobie włosy ostrzydz i brodę zapuścił. Wziął za to znaczną część sukcessyi, po nieboszczyku, i mnie się z tej puścizny dostał puhar złoty za to, żem rejestr ruchomości z rozkazu pańskiego pisał.
Nastąpił wkrótce powrót i wjazd Alexandra do Babilonu. Rządca tamtejszy, który obywatelów krzywdził, i jak mówiono znaczną część skarbów zostawionych, na swój pożytek obrócił, bojąc się, aby w jego sprawy nie wejrzano, przekupił wieszczków, aby królów i śmiercią pogrozili, jeżeli do Babilonu wjedzie. Stało się tak: ale Ptolemeusz, który chciał na tem miejscu brata swego osadzić, dał znaczną summę Bogoasowi, który naówczas w wielkiej był łasce, ażeby wybił z głowy królowi te płonne przestrachy. Jakoż mimo przestrogi, wieszczby i prośby, Alexander wjechał z tryumfem do Babilonu. Rządca jednak miejsca nie stracił dla wkrótce nadeszłej śmierci tego monarchy, której okoliczność Plutarch w xięgach swoich wyraził dość obszernie, mniej jednak rzetelnie, co się tamtemu zbyt łatwemu do wierzenia autorowi częstokroć przytrafiło.
Zwyczaj prawie powszechny zawsze jakowe niezwyczajne okoliczności śmierciom wielkich monarchów i wodzów oznaczył i przydawał. Nadto był sławnym Alexander, żeby go w tym poczcie nie umieszczono. Stąd owa bajka o truciznie w kopycie mulim do Babilonu przywiezionej; stąd porozumienie o Antypatrze, Arystotelesie, a co większa o samejże matce Alexandra. Żałowałem, jak inni, tego wielkiego człowieka; nie znałem jego matki i nauczyciela, ztem wszystkiem śmiele upewnić mogę, iż nie był otruty.
Skorośmy wjechali do Babilonu, moda do dworu weszła, pić jak najwięcej. Dworzanie, którzy dla przypodobania się panu karków sobie byli ponadkręcali, widząc, że mógł wiele wina w dobrej ochocie znosić, poczęli wielbić w nim ten nadzwyczajny przymiot szczęśliwego przyrodzenia. Stąd emulacya, kto lepiej pana naśladować potrafi. Jeden dla tej przyczyny wypiwszy duszkiem półtora garnca starego wina, umarł na placu, drugi dla zakładu oszalał: ja sam upiwszy się wielokrotnie, dostałem febry kwartannej, byłbym może maligną przypłacił tej niewczesnej ochoty, gdybyśmy w domu dobrego lekarza nie mieli.
Alexander zwyciężca narodów, przyzwyczajony w każdym punkcie do pierwszości, mniemał, iż wielkość jego rozciągała się nawet do pijaństwa. Filip lekarz ten, który go po owej kąpieli w Cidnie do zdrowia przyprowadził, wszedł raz do sali bankietowej, i zaczął nawracać do wstrzemięźliwości Alexandra: ten trzymając w ręku kielich wybornego wina, przedsięwziął nawrócić Filipa; skończyło się na tem, iż i króla i doktora od stołu wyniesiono: nazajutrz legli obadwa. Doktor nieprzyzwyczajony leżał dwa dni bez pamięci, Alexander wyszumiawszy się nieco, zaczął pić w najlepszą, i tak dobrze, iż powtórnie zaniesiony na łóżko, już z niego nie wstał. Czynił Filip, co mógł, ale przesilony temperament starania jego uczynił płonne. Umarł więc Alexander, strawiony maligną, następcy wyznaczyć nie mógł, bo przez cały czas choroby był bez zmysłów i przytomności.
IV. Nad tem się zastanawiać zwykli prawi kronikarze, ażeby opisawszy dzieje zacnych ludzi, ich charakteru, sposobu działania i myślenia określili wyobrażenie. Tym sposobem oświecony czytelnik poznaje doskonale osobę, której dzieje czyta, wchodzi w najskrytsze jej wzruszenia, a jąwszy się tego pasma, docieka łatwo, jakie być mogły pobudki czynów, nad któremi się zastanawiał. Historya tym sposobem uważana, nauką jest obyczajów.
Jeżeli kto, zapewne Alexander godzien ze wszech miar zastanowienia się czytelników uważnych i bacznych. Oprócz tych, którzy do wiadomości tego wieku doszli, miał wielu innych historyków, jedni go nad ludzi wynieśli, drudzy zbyt ostrzy ledwo go w ten poczet kładą. Zbytek chwalby i nagany podejrzany jest; temu, co widział i słyszał, najbezpieczniej wierzyć można.
Mijam cuda poprzedzające urodzenie tego bohatyra. Lekkowierny Plutarch obficie niemi obdarzył czytelników, a kiedy chciał zażartować z prognostyku zgorzenia tejże nocy, w której się Alexander urodził, kościoła Dyany w Efezie, żart mu się nie udał. Olympias była piękna i młoda, Filip letni i kulawy: z tych powodów złożyli może Macedończykowie na węża dzieło którego z dworzan. Cokolwiek bądź, pierworodnym był synem i następcą Filipa. Ten ze wszech miar znakomity monarcha, lubo nie był zwyciężcą Azyi, jemu przecie najlepszą część powodzenia Alexandrowego przypisać należy; on albowiem postawił naród i syna w stanie sposobnym do przedsięwzięcia takowego.
Wychowanie Alexandra takowe było, jakie zwyczajnie dzieci królewskich. Sprowadzony Arystoteles, lepiej się jeszcze znał na dworszczyznie, niż na Filozofji. Uczeń z wiadomością niektórych terminów uczonych, zyskał wielką o sobie opiniją, mistrz fawor u dworu. Ow sławny list Filipa do Arystotelesa, w którym bardziej się cieszy z przyszłego mistrzostwa tego mędrca, niż z urodzenia syna, dziełem był płodnej imaginacyi uczniów Arystotelesowych.
Między innemi korrespondencyami kancelaryi królewskiej, znalazłem był w archiwum Ptolemeusza, mojego pana, list, za którym Arystoteles do dworu Filipa był sprowadzony : pisał go Pauzaniasz podkomorzy : był zaś takowy : « Ze zlecenia królewskiego donoszę ci,
« iż jesteś wyznaczony nauczycielem młodego królewica.
« Jurgieltu będziesz miał dwa talenty, stół u dworu,
« mieszkanie, i oprócz tego wszystkie inne wygody. Win-
« szuję ci łaskawych względów pana mego : oddawca,
« co potrzeba będzie na drogę, zapłaci. Bądź zdrów. »
Pensya dobra więcej ucieszyła Arystotelesa, niżby był ukontentował czczy komplement. Już i tamtego wieku filozofowie zaczynali nie gardzić bogactwy.
Dalsza historya Alexandra wiele podobnych fałszywych zamyka w sobie okoliczności. Zastanawiać się nad wszystkiemi, wieleby czasu zabrało; niektórych więc tylko, lub fałsz, lub niedostateczne opisanie wyrażę. Po zburzeniu Thebów, że dóm Pindara ocalony został, Plutarch tego poety sprawiedliwy wielbiciel przyświadcza. I wprawdzie, gdyby tak było, akcya ta umniejszyłaby nieco dzikości postępku Alexandrowego : ale rycerz ów młody i popędliwy dobywając tak sławnego miasta, nie miał czasu myślić o odach Pindarowych których po większej części może tak nie rozumiał, jako my teraz, a podobno i wszyscy Grecy. Opłonąwszy nieco, prawda, że w dalszym czasie kazał mieć wzgląd na jego potomków; ale dóm Pindara tak zgorzał, jak i drugie. Choćby albowiem chciano go utrzymać, byłaby rzecz niepodobna w powszechnem pogorzelisku. Był chwalony za to od Greków szczerzej zapewne, niż za zwycięztwo pod Cheroneą.
Był z nim Ptolemeusz w Atenach, wziąłem więc jednego razu śmiałość, pytać się o okolicznościach rozmowy Alexandra z Dyngenesem. Gdyśmy byli w Atenach, rzekł, oglądał Alexander ciekawie wszystkie tameczne osobliwości. Naród Ateńczyków płochy nie mogąc się nad niczem trwale zastanowić, lubił rzeczy osobliwe : znajomi tej przywary ludu przedniejsi obywatele, starali się oto, aby go bawić nadzwyczajnemi widokami. Ich mędrcy, rodzaj zwyczajnie dumny, chcąc zyskać jak najlepszą o sobie opiniją, a przeto i poważenie; z swojej strony omamiali osobliwością te, że tak rzekę, dorosłe dzieci.
Dyogenes nie mogąc co innego wymyślić, wlazł w beczkę. Postrzegł go w tej postaci Alexander, i kazał go do siebie zawołać. Filozof kontent, że mu się dobra okazya do dystyngwowania od drugich zdarzyła, nie chciał wynijść. Gdy się o tem Alexander dowiedział, w pierwszym impecie popędliwości swojej, kazał mi pójść z kilkunastu żołnierzami, a zabiwszy dno u beczki, toczyć w niej Dyogenesa, aż na miejsce, gdzie miał jeść wieczerzą. Nie było bezpieczno czynić mu remonstracye, kiedy był w passyi : jużem więc był poszedł, gdy odpłonąwszy z passyi, kazał mi się nazad wrócić, a śmiejąc się z głupiej dumy mniemanego mędrca, rzekł : iż wzgarda takiego grubiaństwa największą jest karą. Kazał nam zatem wszystkim, żebyśmy się przechodzili koło beczki, a żaden żeby na nię nie spojrzał. Ten rodzaj kary tak rozgniewał filozofa, iż ku wieczorowi z beczki wylazł, i nieproszony do Alexandra przyszedł. Ale przestrzeżeni nie puścili go; tak się tem zmartwił, iż tegoż samego dnia zachorował na żółtaczkę, i leżał u jednego z admiratorów swoich kilka niedziel.
V. Grecy najpierwsi pisali wojny Alexandra; żeby się był tej pracy Pers, lub Indyanin podjął, nie takby się dobrze wydawała, a może obostronne pióro najlepiejby nam dało poznać, jako i on i jego koledzy szczęśliwym hazardom winni największą wdzięczność.
Batalija pod Granikiem decydowała o szczęściu i sławie Alexandra; gdyby ją był przegrał, byłby pierwszym w poczcie szalonych zuchwalców. Szła dalej pasmem jego pomyślność, najwięcej był winien gnuśności Persów. W Tyrze najpierwej znalazł ludzi; ale też ten, który przejazdem królestwa zabierał, pod jednem miastem siedem miesięcy strawił. Pielgrzymowanie do Jowisza Ammona było dziełem polityki tego monarchy. Śmiał się on pierwszy z swojej adopcyi, ale zamyślając o monarchji uniwersalnej, zdawało mu się, iż tym fortelem lepiej oczy gminu omami, i do siebie umysły zdziwione przyciągnie.
Pisał Ptolemeusz dyaryusz życia Alexandrowego, ale że był szczery, nie wyszedł na świat. Po śmierci jego dostałem kopią, i stąd najwięcej powziąłem wiadomości, i lepiej, niżeli gdym na żywego patrzył poznałem Alexandra. Batalija pod Arbellą od Kurcyusza i Plutarcha inaczej jest opisana, niż w tym manuskrypcie. Według ich powieści siedział Daryusz na wozie złotym, stały posągi z drogich kruszców w kraju, gdzie przez religią Magów reprezentacye takowe były zakazane : zobaczył unoszącego się orła nad Alexandrem wieszczek, klóry był na odwodzie.
Alexander nie był nabożny, wieszczkowie tamtejszych wieków zwyczajnym duchowieństwa trybem nie byli odważni. Kto widział batalie, wie dobrze, iż w kurzu i zamięszaniu nie tylko jednego, ale całego stada orłów postrzedzby trudno. Ptactwo każdy zgiełk i wrzawa straszy. Orzeł, choć go królem innych nazywają, tak wtenczas ucieka, jako i wrona. Wszystkie te złączone razem okoliczności, sprzeciwiają się bajce, prawda, że zabawnej, ale nie dobrze wymyślonej.
Nad ciałem Daryusza, którego Bessus zabił, płakał Alexander według powieści swoich kronikarzów : toż samo miał uczynić Cezar, gdy mu głowę Pompejuszową przyniesiono. Takowe płacze albo nieszczere, albo nierozsądne. W mocy było płaczących nie dawać sobie okazyi do żalu, a jeżeli czynili dla ostentacyi, grzeszyli nieludzkością we dwójnasób.
Miał Alexander wielkie przymioty, ale passye zbyt porywcze i żywe. Wielkość jego była rodzajowi ludzkiemu szkodliwa, przykład fatalny, dzieła, które czynił, dziwią i dziwić będą potomność : ale zawieszone na szali zdrowego rozsądku, podobno uczynią go bardziej godnym szpitala szalonych, niżeli tronu całego świata.
VI. Jakie były skutki niewczesnej śmierci Alexandra, historye tamtego wieku dość dokładnie opisują. Ptolemeusz mój pan, jeden z najpierwszych wodzów pozostałego wojska, nie zapomniał o sobie w takowym razie. Charakter jego powolny i dobroczynny zjednał mu wiele przyjaciół : z tych przywiązania ku sobie tak dalece korzystać umiał, iż uczyniwszy sobie znaczną partyą w podziale sukcessyi Alexandra, zyskał Egipt.
Kilka lat przeszło w ustawicznem zamięszaniu, nim spokojnie odzierżał to królestwo. Przyszła nakoniec tu dla nas szczęśliwa pora; osiadł tron zasłużony, i stał się wzorem prawych monarchów. My wszyscy słudzy, przyjaciele, krewni, staliśmy się uczestnikami szczęścia jego. Co się mnie w szczególności tycze, do pisania listów i aktów publicznych wezwany byłem; jedenastego zaś roku panowania Ptolemeusza zostałem najwyższym rządcą i dyrektorem ceł Alexandryi. To miasto szczęśliwem swojem położeniem, a bardziej jeszcze staraniem monarchy, który w niem rezydencyą swoję założył, stało się wielce handlownem, a przeto mój urząd, jeżeli miał wiele pracy i zatrudnienia, z drugiej strony przyniósł znaczne korzyści. Żebym był chciał iść zwyczajnym torem celników, byłbym może stokrotnie więcej na tym urzędzie zyskał; ale kontent ze znacznej pensyi i zarobków godziwych, aprobacyą pana mojego , szacunek obywatelów przeniosłem nad nieprawe dostatki.
Czyniąc zadosyć obowiązkom urzędu mojego wielokrotnie objechałem cały Egipt, i jeszcze naówczas nie były zrujnowane zupełnie owe gmachy, które cudami świata zwano. Jednego razu uprosiłem sobie w towarzystwo podróży poufałego mojego przyjaciela, byłto kapłan bałwochwalnicy Serapisa nazwiskiem Harmon. Lubo naówczas nie był Egipt w takowym stanie, jak pod dawnemi królami, a przeto i nauki nie tak kwitnęły, przecież ten zacny mąż godzien był żyć pod panowaniem Sezostra. Wiedział on klucz Hieroglifików, i bardzo mi wiele napisów wyrytych na piramidach, obeliskach, i innych gmachach publicznych wytłumaczył. Zapisywałem je pilnie, i całą relacyą tej podróży mam jeszcze dotąd przy sobie. Wydam ją zczasem na świat, abym nie tylko dogodził ciekawości publicznej, ale odkrył wiele pożytecznych nauk, wryna1azków, i czegośmy dotąd nie mieli, dokładną chronologią i kronikę Egiptu od czasów Menesa, pierwszego króla, aż do Apriesa, którego Kambyzes zwyciężył.
Roku 2go Olympiady CXXIV. 27go Marca o godzinie dziewiątej zrana Ptolemeusz pierwszy król Egiptu, panowawszy lat przeszło czterdzieści nad Egiptem sprawiedliwie, bogobojnie i łaskawie, syt sławy i wieku umarł. Śmierć jego zostawiła nas starych i wiernych sług w niezmiernym żalu. Przyzwyczajeni do słodkiego obcowania z tym nie tak panem, jak ojcem i przyjacielem naszym, równi mu wiekiem, obawialiśmy się nowych rządów. Bojaźń ta naturalna, powiększona jeszcze była zwyczajną troskliwością i niespokojnością podeszłego wieku, którego przywary jużem poniekąd czuć zaczynał, a nie byłem jeszcze u siebie zupełnie przekonany, czyli ów balsam podobny skutek pierwszemu uczyni. W tych i innych passyach zostając, postanowiłem cierpliwie czekać, co mi los zdarzy.
VII. Stan dziedziców tronu, jeżeli jest pożądany dla słodkiej nadziei panowania, nader jest przykry z wielorakich innych przyczyn. Oczekiwać, a skutku nie widzieć, czynić ustawnie planty między nadzieją a bojaźnią, znosić ciężar podległości, będąc urodzonym do rozkazywania, ukrywać niecierpliwość, a mieć ją w najwyższem uczuciu, być przymuszonym żądać tych śmierci, do których przyrodzenie serce skłania, i których wdzięczność kochać każe; wszystko to złączone razem uśmierzaćby powinno zazdrość zbyt wyniosłych sytuacyj. Taka była następcy pana mojego, który toż nazwisko, co i ojciec nosił.
W odmęcie pierwiastków nowego panowania, dla poddanych częstokroć niebezpiecznem; szły łaski, kary, wyroki bez porządku, bez uwagi, bez braku. Dawni i słudzy nowego monarchy chcąc korzystać z dobrej chwili, nim się lepiej panu oczy otworzą, wydzierali mu z rąk łaski. Urząd przełożonego nad cłami Alexandryi dostał się jednemu, drugi dóm mój zyskał, trzeci pensyą : nawet mały folwarczek, którym był za własne pieniądze nad brzegami Nilu kupił, odmienił pana, a mój następca był śpiewak Aretas. Ogołocony ze wszystkiego bez pozwu, bez sądu, bez dekretu, udałem się do mego dawnego przyjaciela Eurylocha, który wraz zemną przeszło trzydzieści lat nieboszczykowi służył, był on strażnikiem portu Alexandryi. Przyszedłszy do jego pałacu, gdym o pana pytał, nowy odźwierny rzekł : iż pan pojechał tańcować. Zadziwiony tą odpowiedzią, gdyż Euryloch był kulawy, gdym odźwiernemu przyczynę zadziwienia mojego wyjawił, rozśmiał się ten, i w krótkich słowach wywiódł mię z błędu, oznajmując, iż pałac ten był Euphara tancmistrza. Zapłakałem nad takową odmianą, i udałem się po radę, co mam czynić, do kapłana Izydy. Ten przeciągłą dyssertacyą przedsięwziął mi probować, żem zasłużył na nieszczęście; że nowy pan nadto był oświecony, nadto pobożny, właśnie mu był sto wołów na ofiarę posłał, żeby nawet śmieć wątpić o sprawiedliwości czynów jego. Skończył dyskurs pobożnem westchnieniem, i dał na drogę kwiatek z wieńca swojej bogini.
Bez domu, sprzętów, pieniędzy i usłużenia, mając w zanadrzu puszkę z balsamem, w ręku ów kwiatek, siadłem w przysionku kościoła Izydy, i własnym nauczony przykładem, zacząłem myślić o niestateczności fortuny, która jakby na igrzysko, zda się dla tego sadzać ludzi na wierzchołki, żeby je stamtąd tym większym szwankiem na dół spychała. Świątnica owa Izydy, jedna z najcelniejszych całego Egiptu, ustawicznie bywała uczęszczana. Z miejsca, gdziem siedział, miałem sposobność widzieć wielką część nie tylko ludu, ale dystyngwowanych osób; jak tylko się albowiem rozeszła wieść po mieście, iż król sto wołów tam na ofiarę posłał, wszyscy hurmem garnęli się na miejsce uprzywilejowane. Widok faworyta nieboszczykowskiego jeszcze więcej ludu gromadził. Przeświadczony o niewinności mojej, siedziałem bez wstydu, i z niemałą satysfakcyą czułem naówczas, iż zły los poczciwego człowieka nie upadla. Ci, którzy mieli nadzieję promocyi u nowego dworu, szli drugą stroną schodów, lud szedł środkiem, dawni moi przyjaciele obstąpili mnie naokoło.
Niechaj mówią, co chcą, nieprzyjaciele rodzaju ludzkiego, w każdym kącie świata ma cnota swoich i wielbicielów. Nie tylko poufalsi przyjaciele, ale ci, z którymi małoco miałem zachowania, nieznajomi nawet, a co najciekawsza, damy napozór w samych tylko fraszkach zatopione, oprócz wyrażeń politowania, ratowały mnie w tym razie skutecznem wsparciem. Byli tacy, a między innemi Podkomorzy wielki i wódz straży królewskiej, którzy przyszedłszy do mnie, brali to na siebie, iż się ośmielą oczy otworzyć królowi, choćby z hazardem fortuny, a może i życia swojego. Ale powziąwszy rezolucyą porzucić kraj, który niewdzięcznością usługi płacił, podziękowałem im za tak dobroczynne względy, i tegoż samego dnia wyszedłem z Alexandryi.
VIII. Nie wiedziałem z początku, gdzie się udać, poleciwszy się jednak najwyższej Opatrzności, szedłem ku zachodowi przez piaski Libji, szukając jedynie takowego miejsca, gdziebym odłączony od towarzystwa ludzkiego, resztę wieku spokojnie strawił dotąd, pókiby ostatnia zgrzybiałość nie przymusiła mnie do odmłodnienia; trwożny jednak, jakem wyżej wspomniał, czyli balsam taką, jak pierwej będzie miał dzielność.
Gdym już był granice Libji minął, wszedłem w kraje nadmorskie pod panowaniem Rzeczypospolitej Kartagińskiej zostające. Wsi osiadłe, grunta dobrze uprawne, rolnicy majętni, miasta budowana, wszystko mi to dało uczuć i poznać, jakie pożytki handel za sobą prowadzi, i jak szczęśliwe są państwa, których rządcy nieomamieni próżnej chwały chciwością, porządkiem, pracą, przemysłem uszczęśliwiają poddanych i siebie. Handel Kartagińczyków z Alexandryą przymusił mnie był do nauczenia się języka punickiego; mogłem się przeto doskonale wywiedzieć o tamecznym rządzie, zwyczajach, prawach. Nie bez przyczyny mówię : wiadomość tę albowiem, której nabrałem, obracam na usprawiedliwienie Kartagińczyków, zbyt oczernionych nieprzyjaznem piórem pisarzów rzymskich.
Przysłowie, fides Punica, stawia ten lud w oczach potomności w postaci chytrych, zdradliwych, i słowa danego nie dotrzymujących. Kto tylko uważyć raczy, iż handel Kartagińczyków rozciągał się na wszystkie świata części, a duszą handlu jest rzetelność; kto zważyć raczy, iż ten naród ze swego kontent, ducha wojowniczego nie znał, i spokojne osady po różnych krajach stanowił; kto zważy, iż po wszystkie czasy miał sobie wiernie sprzymierzone sąsiedzkie narody : przyznać musi, iż ich niesłusznie osławili Rzymianie. Żałuję tego bardzo, iż mi zginęła historya Rzymska, pisana przez niejakiego Magona Kartagińczyka w czasie drugiej wojny Punickiej : dowiedzieliby się z niej czytelnicy, jako w dalszym czasie Liwiusz, Salustyusz, Varro, Korneliusz, bardziej byli panegirystami, niżli historykami ojczyzny swojej.
Gdym się zbliżał ku Kartaginie, spotkałem się z Hannonem, dobrym niegdyś przyjacielem moim : ten mnie do razu poznał, a widząc pieszo idącego, skoczył z woza i przywitawszy mile, koło siebie w pojezdzie posadził. Był ten Hannon jeden z najcelniejszych obywatelów Rzeczypospolitej, od dawnego czasu zasiadał w senacie, a przed czterema laty był Suffetem, która godność w Kartaginie, tak, jak Konsulów w Rzymie, była najpierwsza i równie doroczna. Dobry ten Kartagińczyk poznał zaraz po sposobie pielgrzymowania mojego, żem był dyzgracyowany u nowego dworu; nie śmiał zrazu rozrzewniać mnie wypytywaniem o przyczynach i okolicznościach. To gdy postrzegłem, opowiedziałem szczerze, co się zemną stało; zaczął mnie więc cieszyć, nakoniec ofiarował wszelkie usługi, i skutecznie.
Skoro albowiem stanęliśmy w Kartaginie, przyjęty do jego domu zastałem gotowe wszystkie sprzęty, których mi tylko do uczciwego obchodzenia się potrzeba było, nadto w skrytej szufladzie stolika mojego sześć grzywien złota z tą kartką : « Ten, który tak mały upominek ofiaruje, czci cnotę nieszczęśliwą. » Jeżeli kiedy są łzy słodkie, te były pewnie, które mi natychmiast z oczu wypadły. Pobiegłem do Hannona, i w pierwszym impecie czułości mojej ściskając go serdecznie, nie mogłem się zdobyć na dostateczne słowa do uwielbienia ludzkości jego; on zapalony tym rumieńcem, który poczciwe tylko czoła zdobi, płakał wraz zemną. Lubom nie był potrzebien datku, znając i ludzkość i delikatność Hannona, zatrzymałem u siebie jego dary; a gdy w potocznym dyskursie wspomniałem o wdzięczności, obruszył się tem słowem właśnie, jak gdybym mu co najprzykrzejszego powiedział : modelusz prawy dobrze czyniących nie tylko dawał, ale umiał dawać.
Dobrze mi było w domu mojego przyjaciela, gdy zaś postrzegłem, iż bez naprzykrzenia osieść tam i przebywać mogłem, postanowiłem resztę dni starości mojej u niego przepędzić.
Handel Hannona był niezmierny; każdy prawie wiatr okręty jego do portu Kartaginy przypędzał. Darzyło mu się wszystko, a tak bogactwy szafować umiał, iż mu nikt szczęścia nie zazdrościł. W młodym wieku zwiedził był rozmaite kraje, odwiedzał je zaś nie tylko jak kupiec, ale jako obywatel celniejszy wolnego państwa, wszędzie uważając z pilnością naturę rządu, prawne ustawy, zwyczaje narodów; jako filozof rozmaitość charakterów ludzkich roztrząsał, zgoła, ten zacny i chwalebny mąż, tak umiał korzystać ze wszystkich okoliczności życia swojego, iż się stał ojczyznie pożytecznym, familji zdatnym, przyjaciołom szacownym, współobywatelom miłym. W jego domu przepędzone lat 23 dotąd są najsłodszą epoką życia mojego. Przyszedł nakoniec termin życia jego, ludzkości konieczny, mnie i wszystkim, którzy go znali, fatalny.
Nie mogąc wytrwać w tem miejscu, gdzie mi wszystko stratę przyjaciela mojego przypominało, zabrawszy znaczną summę pieniędzy, szedłem do portu, wsiadłem w pierwszy okręt, który z niego wychodził, nie pytając się nawet, gdzieśmy żeglować mieli.
IX. Jużeśmy bardzo daleko od brzegów byli, gdym się dowiedział, że okręt na który wsiadłem, płynął do Hiszpanji, gdzie w południowej tego kraju części Besyce mieli Kartagińczykowie osady swoje. Ucieszyłem się z tego, iż mi się zdarzyła sposobnosć poznać kraj, nie tylko naówczas kruszcami złotemi, ale łagodnością powietrza i obfitością ziemi sławny i znakomity. Że zaś nie byłem tam znajomy, obrałem sobie porę tamtejszego przemieszkiwania do zażycia mojego balsamu, ile że już zbliżałem się do lat ośmdziesiąt.
Przebywszy cieśninę Herkulesową, stanęliśmy u portu Gades, który teraz Kadyx zowią. Nie długo w tem miejscu bawiąc, kupiwszy konia, jechałem w głąb kraju szukając miejsca odludnego, gdziebym albo odmłodniał, albo życia dokonał. Po kilkudniowej podróży, wjechałem między góry, które naówczas zwano Orospeda, teraz Siera Morena. Przez dni kilka szukałem jak najskrytszego miejsca, znalazłem podobne nieco do owego, gdziem pierwszy raz odmłodniał. Opisawszy więc przypadki życia, dzielność balsamu, czyniąc tego, któryby ciało moje znalazł, dziedzicem wszystkich dostatków, 25go dnia Lipca, roku przed narodzeniem Pańskiem 254 Olympiady 131, właśnie o samym zachodzie słońca między bojaźnią a nadzieją, podobnąż, ile mogłem miarkować cząstkę owego balsamu włożyłem w usta i połknąłem. Smak niewymowny, którym uczuł, uczynił mi nadzieję, że balsam dzielności swojej bynajmniej nie stracił.
Gdym po śnie twardym, albo raczej zamarciu, pierwszy raz oczy otworzył, wstałem lekki i rzeźwy, a pobiegłszy do wody, zobaczyłem się w porze wieku piętnastoletniego, że zaś właśnie słońce naówczas zachodziło, wniosłem sobie stąd, iż pora odmiany przez godzin dwadzieścia cztery trwać mogła. Podziękowawszy z najżywszem serca wynurzeniem Opatrzności bozkiej za tak wielkie dobrodziejstwo, zastanowiłem się myślą nad dalszym sposobem życia, a żem się przedtem zwał Orospes, postanowiłem odmienić przezwisko i zwać się Eulamidas.
W tej nowej sytuacyi udałem się w głąb kraju, który, lubo od brzegów zdawał się być poddany Kartagińczykom, przecież i tam bardzo lekkie ciężary znosił; wreszcie rozmaite były narody, wszystkie wolne, i choć miały rządców, nie mieli ci nadanego sobie, a bardziej przywłaszczonego prawa czynić innych nieszczęśliwymi. Starszeństwo było dobrowolnem jarzmem, jarzmo nie było ciężarem.
Szczęśliwe te narody nie znały szacunku kruszców, i gdy obfite w złoto i srebro ich góry, Kartagińczykowie otwierać poczęli, nie tylko im zysku takiego nie bronili, ale nawet dopomagali pracy. Patrzali z politowaniem na chciwość przychodniów, szukającą w wnętrznościach ziemi tych korzyści, które w roli łatwiejby znaleźć mogli. Śmieli się Kartagińczykowie z ich prostoty, a jakby za wspólną umową obie strony były wewnętrznie przeświadczone o sprawiedliwości sposobu myślenia i czynów swoich. To jednak przeświadczenie nie pobudzało Hiszpanów do nienawiści przeciw Kartagińczykom; Kartagińczykowie zaś z swojej strony szanowali cnotliwą prostotę rodaków tamtejszej ziemi; mniej dbali o rozszerzenie granic, byleby handlownemi przemysły mogli zyskać jak najwięcej.
Taki był stan Hiszpanji za mojem w tamtejszy kraj przybyciem. Wiele krajów i narodów odwiedziłem, bezpieczen wśród cnotliwego, i jakby świeżo z rąk natury wyszłego ludu. Po dwuletniem pielgrzymowaniu zbliżyłem się ku brzegom nadmorskim, tam gdym w rozmaitych miejscach lat kilka przemieszkał, słysząc rozmaite pochwały rządcy Kartagińskiego, umyślnie, żeby go poznać, wróciłem się do miasta Gades. Byłto ów Amilkar z przydomku Barkas, ojciec sławnego Annibala. Rzadkim przykładem zgodził ten wielki człowiek w osobie swojej wszystkie cnoty prawego obywatela z przymiotami wielkiego wodza.
Już duch ambicyi rzymskiej wkradł się był w spokojne Hiszpanów osady. Skończywszy nie dawno pierwszą wojnę z Kartagińczykami, nie mogli tego znieść, żeby się wzmagały siły tej Rzeczypospolitej; rozmaitemi więc sposoby waśnili przeciw nim sprzymierzone zdawna narody. Łatwo dała się usidlić prostota Hiszpanów, w chytrości rzymskiej upatrująca heroiczną jakowąś ludzkość. Zastraszeni utratą wolności, wypowiedzieli wojnę Kartagińczykom.
Amilkar chcąc odwrócić od ojczyzny tak szkodliwą burzę, musiał nakoniec, gdy łagodne sposoby nie pomogły, udać się do oręża. Z żalem został zwyciężcą, a poznawszy doskonale rzymskie podejście, tak dalece do dawnej nienawiści przydał wzgardę, iż młodemu Annibalowi rozkazał przysiądz wieczną nienawiść tym ludziom, którzy najistotniejsze obowiązki śmieli gwałcić, byleby ambicyi swojej dogodzić mogli.
Właśnie natenczas, gdy byłem w Gades, umarł Amilkarowi sekretarz od expedycyj greckich : świadom tego języka, udałem się za Greka pod mojem nowem nazwiskiem, i skorom dał próbę zdatności mojej, dostąpiłem łatwo tego miejsca.
X. Amilkar wojnami zatrudniony, nie opuszczał jednak obowiązków cywilnych. Czas dobrze oszczędzony wystarczał mu do wszystkiego, tak dalece, iż wojowanie szło dobrym trybem, prowincya należyte miała opatrzenie, sprawiedliwość ani była zwleczona, ani źle administrowana, handel kwitnął.
Napisał późniejszemi czasy Tacyt o wyniesionych urzędem, lub urodzeniem ludziach, iż się nadal lepiej wydają[4]. Toż ja mniemałem o Amilkarze; ale gdym się do niego dostał, poznałem własnem doświadczeniem, że w tym wielkim człowieku można było osobę oddzielić od rządu, a w tem oddzieleniu sam przez się uważany nieskończenie zyskał. Rzadkim naówczas przykładem dla tego, iż był panem, nie gardził nauką, owszem lepiej pojmując, niżeli drudzy, jak wiele na niej zależy, co mu tylko czasu zbywać mogło od interesów publicznych, łożył go chętnie na czytanie, lub pismo. Nie spuszczając się na mistrzów, których przy dzieciach chował, sam częstokroć zastępował ich miejsce.
Dzielność tego wielkiego męża wydawała się w każdej i sprawie, czas ani okoliczność odmieniać go nie mogły : i szczęściem nie wyniesiony, w złej doli mężny i stały, w każdej okoliczności, roztropność jednostajną zachował.
Zczasem lepiej się w nim rozpatrzywszy, poznałem, jaka była dzielność tej wielkiej duszy. Zwojował on nieprzyjaciół ojczyzny za granicą, ale nierównie cięższą musiał wieść wojnę z nieprzyjaciołami swoimi w Kartaginie. Senat tamtejszy podzielony był na różne partye : jemu przeciwna, gdy nie mogła zatłumić wielkości dzieł jego, starała się przynajmniej zmniejszać je w oczach pospólstwa, i wynajdować takowe przeszkody, dla których kiedykolwiek szwankowaćby musiał, pewni naówczas, iż najmniejsza niepomyślność zmazałaby w oczach niewdzięcznego gminu przeciąg dawniejszych zasług Amilkara.
Stąd pochodziło, iż mimo publiczne ustawy, posiłki z Kartaginy przychodziły późno : kiedy zaś w czasie, natenczas i liczba żołnierzy była zmniejszona, rotmistrze i urzędnicy mniej życzliwi, młodzież krnąbrna, nie cierpiąca subordynacyi, rynsztunki do wojny mniej zdatne. Te i tysiączne inne, mniej czasem widoczne, niemniej jednak dotkliwe okoliczności, zazdrość, nienawiść, ambicya, zrządzały temu wielkiemu człowiekowi. On cnotą swoją uzbrojony umiał to wszystko przezwyciężyć, i tak niewdzięcznej ojczyznie służyć, jakby się znała na jego cnocie.
Uszczęśliwiony zczasem poufałością tego zacnego męża, sam tylko prawie wiedziałem wewnętrzną umysłu jego sytuacyą. Czuł on i znał doskonale wszystkie nieprzyjaciół swoich zamachy, ale wspaniałość wrodzona wielkim duszom tłumiła porywczość passyj jego. Mając sobie powierzone losy ojczyzny, zbyt się tą sytuacyą uznawał wywyższonym, żeby się miał kiedyżkolwiek do zemsty zniżać. Ktokolwiek więc widział powierzchowność jego, dociecby tego nigdy nie mógł, wiele ten przezacny mąż miał zgryzot do umorzenia, wiele musiał, że tak rzekę, z siebie nadstawiać tego, co mu ze źródła publicznego brakło.
Może potomność szczere serca mojego wynurzenie osądzi panegirykiem : źle osądzi. Uprzywilejowany nad innych długoletnością moją, nie wchodzę w bite ślady dziejopisów, a ten sam przywilej każe bez wstrętu chwalić cnotę, choć i w najmniejszym człowieku, ganić występki tam, gdzie je znajdę.
XI. Po śmierci Amilkara zostałem przy jego synu Annibalu. Po kilku czasach sprawiedliwej żałości, obchodom pogrzebowym i podzieleniu dóbr oddanych, ruszyliśmy się do Kartaginy, gdzie Annibal, lubo młody w poczet senatu, dla zasług ojca i już wydawających się wielkich przymiotów, był policzony. Nie długo się tam zabawił, wyprawiono go z posiłkami wojennemi do Hiszpanji, gdzie Azdrubal szwagier jego najwyższe rządy sprawował. Przez lat kilka do najcelniejszych spraw użyty był, w każdym zaś kroku pokazał się być godnym synem Amilkara; nakoniec po gwałtownej śmierci Azdrubala za wolą senatu rządy najwyższe kraju objął z władzą zupełną postępowania, jak mu się będzie zdawało z najlepszem dobrem Rzeczypospolitej.
Przypomniał sobie naówczas przysięgę swoję Annibal, że zaś wojna z Rzymiany wielkiego przygotowania potrzebowała, mimo żywość wieku, a bardziej jeszcze zawziętość ku temu narodowi, powoli z rozwagą wielką i niemniejszą usilnością zaczął się gotować na wojnę, tak ostrożnie jednak wszystkie swoje kroki kierował, iż się trudno domyślić było można, do czego zmierzał. Jakoż już był Sagunt obległ miasto Rzymianom sprzymierzone, gdy ci jeszcze najmniejszego kroku ku zabieżeniu nie uczynili.
Przyzwyczajony ten hardy naród do rozkazywania wysłał natychmiast posły swoje grożąc zemstą; odgroził im Annibal, i postrzegli naówczas, iż Pyrrhus znalazł następcę. Oblężenie to sławne dostatecznie, ale nie rzetelnie opisał Liwiusz; prawda, że głód wielki cierpieli oblężeni, ale żeby w zapalony stós mieli wszyscy wskoczyć, pierwej tam bogactwa swoje zniósłszy, to się z prawdą nie zgadza. Byłem przytomny wzięciu Suguntu, dostały mi się w podziale dwie piękne misy srebrne pozłacane; na jednej, jako mogę pamiętać, była osoba zbrojna, na drugiej Herkules zwyciężający Anteusza.
Wzięte było to miasto szturmem, wielka część budynków spaliła się, resztę ugaszono. Ktokolwiek zna ludzi, łatwo wnieść sobie może, iż nie są skorzy do samobójstwa. Byli tacy, którzy w tej okazyi śmierć dobrowolną ponieśli, ale ci mężni ludzie zakończyli chwalebne życie swoje śmiercią uczciwą, broniąc do reszty ostatków swojej ojczyzny.
Przechód Annibala przez Hiszpanią i Francyą, i przezwyciężone niezmierne trudności nie są dostatecznie opisane w kronikach rzymskich. Przebycie gór Alp było najcięższe : ale żeby tam skały miał octem miękczyć, tę powieść w liczbę zawołanych bajek kłaść należy.
Batalija pod Trebią decydowała poniekąd o dalszej pomyślności wojny Annibalowej. Pokonani w swoim kraju Rzymianie stracili w oczach sąsiedzkich opinią niezwyciężoności swojej. Niespodziewane Kartagińczyków przyjście, ich ubiór, mowa, postać, sposób życia i wojowania, trwożyły lud; a nadewszystko reputacya wodza słała Kartaginie drogę do dalszych tryumfów.
Bitwa pod Trazymeną była nader żwawa, ale żeby żołnierze trzęsienia ziemi wielkiego naówczas nie czuli, to fałsz[5]. Naprzód pod Trazymeną to trzęsienie ziemi nie było znaczne, i jeżeli gdzieindziej wywróciło miasta, trzeba było napisać, jakie te miasta były. W batalji nie wszystkie się razem wojsko potyka, ci, którzy się nie biją, czuć mogą i postrzedz osobliwe przypadki, w tej zaś osobliwie być to mogło, gdzie w ciaśninie między jeziorem a górami Annibal Rzymiany przyparł. Ci, którzy się aktualnie potykali, mogli trzęsienia ziemi nie czuć, osobliwie Rzymianie, którym szło o życie, ale większa część Annibalowego wojska stojąca na górach, zdaleka tylko procami raziła Rzymiany bez żadnego swojego niebezpieczeństwa; ja sam wedle mojego zwyczaju będący na odwodzie z znaczną częścią posiłkowych półków, mieliśmy i czas i sposobność czuć to ziemi wzruszenie.
Po porażce w Kannach, trzy beczki pierścieni kawalerów rzymskich przyniesiono prawda do senatu w Kartaginie, ale żeby te były ściągane z palców poległych Rzymian, nie byłoby ich było i dziesiątej części. We trzy beczki więcej jak sto tysięcy pierścieni włożyćby można, nie zginęło zaś szlachty rzymskiey i dziesięć tysięcy. Powtóre każdy wie, iż ledwo się batalia skończy, wojskowa czeladź pobitych obnaża i zdziera; odkupił Annibal wielką liczbę tych pierścieni, a że chciał senat okazałością tryumfu swojego wzbudzić do przysłania posiłków, zlecił mi pod sekretem, abym jak najwięcej pierścieni ze złota zrobić kazał. Łożyliśmi na to więcej jak dwanaście tac i kubków, a gdy były gotowe, posłał je po Kartaginy, nie mając za zdradę takowego przemysłu, który dobru publicznemu bez cudzej krzywdy służył.
XII. Każde państwo ma swoje epoki nieszczęśliwe. Taka była Rzymian za wtargnieniem w ich kraj Annibala. Jego przemysł, jego odwaga nie byłyby zdolne do przemożenia tych sławnych wojowników, gdyby się byli jęli z samego początku rady Fabiusza, który nakoniec zwłoką Rzym zbawił. Dalsze złe sukcessa Annibalowe przypisywać pieszczotom Kapuańskim, albo zatrwożeniu jakiemuś, gdy pod Rzym podstąpił, ten chyba może, który nie znał tak, jak ja, tego wielkiego bohatyra. Delicye Kartaginy, lub Hiszpanji, większe były od Kapuańskich, a przecież się niemi nie rozpieścił. Rzym attakować, mający w dwójnasób więcej broniących, niżeli naszego wojska było, rzeczby była nieroztropna i zuchwała.
Nie należy się zastanawiać nad tem, iż szczęśliwe pierwiastki Annibala zły skutek wzięły : temu się bardziej dziwować należy, żeśmy mogli mieć takowe pierwiastki z garstką niewielką wojska, rozmaitych narodów, obyczajów, z małemi posiłkami, w kraju nieznajomym, wśród ludzi nieprzyjaznych i zdradzieckich. Że mimo te wszystkie przeszkody, więcej jeszcze jak lat dziesięć utrzymał się Annibal we Włoszech, więcej mu to sławy przyniosło, niżeli wygrane batalie.
Wiadomi trybu wojennego nie na samych bitwach wygranych zasadzają umiejętność wodzów; te przypadek częstokroć zdarza : ale rozporządzenie całej kampanji, opatrzenie wojska w dostateczną żywność, marsze wczesne, pozycye dobrze obrane, porządek wewnętrzny i karność obozowa; zgoła, co do wygrania batalji bez dodatku przypadkowego służy, to wodzów zaszczyca; i w tem właśnie celował innych Annibal, tak dalece, iż gdy w rozmowie ze Scypionem jego nad siebie przeniósł, bardziej to było skutkiem modestyi, lub polityki, niżeli prawdą rzeczywistą.
Wyszliśmy z Włoch z żalem niezmiernym Annibala, który w tamtych krajach zasiedziały, jeszczeby się był dłużej trzymał, gdyby go powtórzone rozkazy nie zaszły, żeby szedł na obronę ojczyzny. Nie tak bojaźń Rzymian, jak od nich przekupieni nieprzyjaciele Annibala, wyrwali mu z rąk tak długo trzymaną zdobycz. Od tego czasu zwątpił on zupełnie o stanie i trwałości ojczyzny swojej, i widząc przemoc zawistnych sobie, a przeto pewne projektom swoim przeszkody, do tego jedynie celu zmierzał, żeby wojnę chwalebną uczciwym sposobem zakończyć.
Dociekli tego Rzymianie, którzy już naówczas w przemysłach polityki biegli, mieli w Kartaginie szpiegów i partyzantów. Ci lud wzburzyli przeciw Annibalowi, jakoby swojej tylko sławy, nie dobra ojczyzny szukał; przeto odrzuciwszy traktowanie o pokój, postanowili w kraju u bram prawie swoich nowem wojskiem losu fortuny tentować. O jednę tylko kreskę szło, żeby komu innemu nie Annibalowi dana była komenda nad wojskiem; ale ci, którzy półki powadzili, po większej części byli mu nieprzyjazni, albo młodzież w rozkoszach rozpieszczona, do boju niezdatna. To było najpryncypalniejszą przyczyną klęski pod Zamą. Otworzyły się dopiero naówczas oczy Kartagińczykom, pokój, któryby mogli mieć uczciwy, przyjąć musieli z niesławą i stratą. Annibal po niewczasie zaczął być szanowanym, i wkrótce zgodnemi głosy obrany był Sulfetem, co była, jakem już wyżej namienił, najwyższa godność Rzeczypospolitej.
W tym urzędzie dał dowody wielkiej doskonałości swojej : Prawa, które ustanowił, były zbawienne i do aktualnej sytuacyi przystosowane. Skoro postrzegli Rzymianie, iż dobry porządek wzmaga siły Kartaginy, tyle wymogli, iż chwała narodu, obrońca ojczyzny w ucieczce ocalenia własnego szukać musiał. Porzucił niewdzięczną ojczyznę Annibal, jak mówi Liwiusz : sæpius patriæ, quam suos eventus miseratus.
XIII. Takie było przeznaczenie Annibala, żeby wszystkich rodzajów życia probował : z młodości żołnierz, wódz i zwyciężca, dalej urzędnik i prawodawca, na starość los go do dworu zapędził. W Efezie zastaliśmy Antyocha króla; ten dowiedziawszy się o przyjezdzie Annibalowym, wysłał kilku z przedniejszych dworzan zapraszając go do siebie. Ci posłowie wziąwszy go wprzód na stronę, nibyto od siebie, ale znać z instynktu królewskiego, dali mu do wyrozumienia, jak się miał sprawować podczas audyencyi.
Gdy odeszli, przywołał mnie do siebie, a śmiejąc się z płochej dumy Antyochowej, rzekł z westchnieniem, iż ten pierwszy krok nie dawał mu dobrej o tym monarsze opinji. Rzekł dalej, znać, iż przeznaczenie najwyższych losów Rzymianom sprzyja, kiedy tak nikczemnych daje im sąsiadów i przeciwników. Przypuszczony do audyencyi tak umiał zgodzić powagę osoby swojej z uszanowaniem króla, iż w krótkim czasie serce jego zupełnie pozyskał. Korzystając z dobrej pory w pośrodku uczt i biesiad, zachęcał go do wojny Rzymskiej; a poznawszy w nim humor ambicyi i zazdrości pełny, stawiał ustawicznie w oczach jego Rzymiany, jako największe nieprzyjacioły królów.
Bierz przykład ich sposobu działania, mówił Antyochowi, z tego, co względem Kartaginy uczynili. Nie mogąc się nam wstępnym bojem oprzeć, udali się do innych skrytych, ale dzielnych, osobliwie w stanach wolnych sposobów. Wzburzyli przeciw mnie fakcyą, zdawna domowi mojemu przeciwną : ci w oczach pospólstwa zmniejszali zasługi moje, czernili charakter, trwożyli lud tym pretextem, iż zaufany w dzieła i przyjacioły, mogę użyć wojska życzliwego na zgubienie wolności. Nie kontenci jeszcze z tego, przez fałszywe skargi i sztuczne podejścia, oddalili z Kartaginy mężów rady i mocy; i tak czego ich Marcellus bojem, Fabius zwłoką dokazać nie mogli, sztuki Rzymskie dokazały. Wydarto mi z ręku korzyść kilkunastoletniej pracy, gwałtem prawie pod pretextem bronienia ojczyzny wyciągniony byłem z Włoch. A gdym ostatki sił kraju mojego krzepił, nie pozwolili starganemu laty i pracą starcowi, na łonie ojczyzny życia dokonać. Zapalał dzielnie zazdrość monarchy wyliczaniem krajów, które posiedli, wojsk na morzu i lądzie, któremi straszyli inne narody; sądził więc za rzecz przyzwoitą, aby najcelniejszy z następców Alexandra zgnębił i przytłumił naród zuchwały, i całemu światu zgubą grożący.
Te i inne dyskursa zapalały gniew Antyocha, ale się ten po większej części z wytrawionemi trunki kończył, a natychmiast inni faworyci, których było dostatkiem, psuli to, co Annibal rozpoczął. Przemógł on nakoniec, i wojnę Rzymianom wypowiedziano; ale przez sztuczne podejścia dworzan, Annibal od rządów najwyższych oddalony, był tylko smutnym świadkiem tryumfów rzymskich, a w następującem przymierzu podłości Antyocha. Wydanie Annibala tajemnym było tego przymierza artykułem. Domyślił się on tego, i tak jakeśmy sztucznie uszli z Kartaginy, równym kunsztem wydostaliśmy się od dworu Antyocha.
Zapędził nas los do drugiego, a Pruzyasz król Bitynji przyjął nas mile. Zrazu rozumiał Annibal, iż sława jego sprawiła mu ten dobry przystęp : wywiódł go z błędu jeden stary dworzanin, i nauczył, iż winien był przytulenie swoje nienawiści, która trwała między Antyochem i Prusyaszem. Niech cię tylko, rzekł, mój pan od dworu swego wypędzi, zostaniesz znowu u Antyocha faworytem. Śmiał się ten wielki mąż z takowych słabości, i poznał naówczas dowodnie, czem się zwyczajnie dwory rządzą, i jak niebacznie gmin zdziwiony przypisuje częstokroć doskonałości rządców to, co jest po większej części skutkiem dziwactwa i lekkomyślności.
Byłby żył dłużej, byłby może jeszcze straszny nieprzyjaciołom swoim Annibal, gdyby go zawziętość rzymska i wtem schronieniu nie znalazła, gdyby się do najpodlejszych sposobów nie udała, aby tylko przywieść Prusyasza do wydania w ich ręce tego, i w sędziwości strasznego im jeszcze bohatyra. Czego obietnice rozszerzenia kraju, nadania przywilejów, podzielenie Antyochowych łupów, groźby wojny nie wymogły, potrafiła piękna jedna tanecznica, w której się kochał Eutymus pierwszy naówczas minister Prusyasza. Ta przekupiona od posłów rzymskich przywiodła ministra do radzenia tej zdrady. Na połowę już nakłoniony Prusyasz, gdy się jeszcze nieco ociągał, przekupiono lutnistę Stratona, ten nakłonił Polymnią aktorkę, ta pisarza Eutymiusza, ten odźwiernego Eutropa, ten mamkę Apamei pierwszej z nałożnic królewskich. We trzy dni potem zdradzony Annibal trucizną życie skończył. Powtarzał nie raz to, co w usta jego kładzie Liwiusz[6], i wyrzucając Rzymianom podłość, nieludzkość i zdradę.
Annibal tak, jak i inni wielcy ludzie, miał panegirystów, miał kalumniatorów; że zaś najwięcej przez Rzymiany doszła wieść o jego czynach, oddawać prawda musieli niekiedy hołd prawdzie tam, gdzie była oczywista, ale też gdzie go oczernić mogli, nie żałowali czernidła.
Liwiusz tak o nim mówi: inhumana crudelitas, perfidia plus quam Punica, nihil veri, nihil sancti, nullus deorum metus, nullum jusjurandum, nulla religio. Polybiusz nazywa go okrutnym i skąpym; do tego nawet przyszło, iż mu zadawali, jakoby ciała pobitych Rzymian jeść wojsku swojemu kazał. Nie dał on pewnie dowodów okrucieństwa, gdy ciało Semproniusza z uczciwością Rzymianom odesłał, gdy nad zabitym Marcellem płakał; przysięgi też umiał chować, gdy pamiętny w młodości uczynionej, do śmierci był Rzymian nieprzyjacielem; będąc w Kartaginie oparł się tym, którzy przymierze z Rzymianami zerwać chcieli. Możnaby podobnym sposobem znieść wszystkie inne zarzuty, ale sprawiedliwa potomność najlepiej tę sprawę osądziła, kładąc Annibala w poczet tych ludzi, którzy są zaszczytem swojego wieku, przykładem następujących.
XIV. Śmierć Annibala w siedmdziesiątym prawie roku nastąpiła po mojej odmianie w Hiszpanji: lubom dotąd mało co przywar starości uczuł, ta przecie niespodziewana strata tak mnie osłabiła, iż przedsięwziąłem nieodwłocznie zażyć mojego balsamu. Dla tej przyczyny sprzedawszy niektóre sprzęty, znaczną summę zakopałem na ustroniu, sam zaś udałem się w góry Cylicyi. Tam zwykłym sposobem młodość mi się wróciła dnia 21go Września roku przed narodzeniem Pańskiem 183. Olympiady 149. drugiego roku.
Powróciłem natychmiast do zakopanych skarbów, i wydobywszy je, pod imieniem Stratona osiadłem w Efezie. To miasto owych czasów jedno z najludniejszych całej Azyi, w położeniu bardzo wdzięcznem, miało powietrze zdrowe, i wszystkie nie tylko do potrzeb, ale i zbytków wygody. Uprzykrzywszy sobie ustawiczne włóczęgi i dworskie życie, postanowiłem być sam swoim panem, i na tym fundamencie ułożyłem sobie takową plantę życia, żebym na miejscu siedząc bieg wieku mojego spokojnie i uczciwie przepędził.
Dostatki, którem miał, były znaczne. Kupiłem więc o milę od Efezu wieś bardzo piękną, która się zwała Eubojum. Oprócz tego w najpiękniejszej pozycyi przedmieścia jednego kupiłem plac obszerny, tam wybudowałem dóm piękny, strzegąc się jednak zbytniej wspaniałości w architekturze, żebym oczu współmieszkańców nie obraził. Tuż za miastem miałem piękną winnicę, i przy niej domek gustowny, ale nie wielki z łaźniami, tak dla mojej wygody, jako i nawiedzających mnie gości i przyjaciół. Przy pałacu miejskim założyłem ogród piękny i bardzo obszerny; a że wrota były zawsze otworem, stał się zczasem publiczną przechadzką.
Stół mój był wyborny, ale bez zbytków : starałem się codzień mieć u siebie kilku z tamtejszych obywatelów oprócz przychodniów, dla których wrota domu mojego nie były nigdy zamknięte. Ten sposób życia zdarzył mi kilka bardzo miłych i przyjemnych znajomości, nie śmiem mówić przyjaciół, wiadomy tego, jak są wielkie, jak obszerne, i jak trudne do wykonania prawdziwej przyjaźni obowiązki. Zostawowałem czasowi tak pożądane dla mnie zdarzenie, sam zaś wolny od innych obowiązków starałem się jedynie poznawać charaktery rozmaite ludzi, z którymi przestawałem, a dopiero na fundamencie tej znajomości ośmielić się na obranie przyjaciela.
Umysł mój ustawicznemi niegdyś wzruszeniami skołotany, dopiero naówczas w pożądanem uspokojeniu odetchnął. Podobien do owego, który u portu siedzi, zapatrywałem się z politowaniem, jak drugimi fala rzuca; a gdy zmordowanych i napoły żywych niedaleko brzegu widziałem, podawałem rękę tonącym, tak jednak ostrożnie, żeby mnie z sobą nazad nie wciągnęli.
Niech mówią, co chcą, mizantropi, może być człowiek w tem życiu szczęśliwym, ja się im naówczas oprę, i śmiało powiem, iż w ręku każdego jest szczęście, byleby się nadto w żądaniach swoich nie zaciekał. Sposobu życia mojego w Efezie czułem coraz żywiej korzyści : temi, które wyżej wyraziłem, maxymami uzbrojony i wsparły, wystrzegałem się wszelkiemi sposobami być przykrym moim współobywatelom, do usług każdego byłem ochoczy i skory, zyskałem przeto powszechną aprobacyą, a co najpożądańsza, znalazłem dwóch przyjaciół Arystona i Neoklesa.
Równy wiek, sytuacya, podobieństwo humorów, charaktery jednakie, nieznacznie nas przyswoiły; z czasem rozpatrzywszy się w sobie, powzięliśmy przyjaźń wzajemną, trwałą, bo wspartą na zobopólnym szacunku. Tego stopnia szczęśliwości gdym doszedł, nie zazdrościłem Rzymianom tryumfów, królom rozkoszy i wspaniałości. Jednegoż zdania ze mną byli moi przyjaciele, i choć drudzy nie tak, jak my o rzeczach sądzili, nie było nam to odrazą od ich towarzystwa.
Zdarzył los, iż Neokles doznawszy w handlu wiele przeciwności do tego stanu przyszedł, iż zaczynał wątpić o utrzymaniu kredytu swego. Zrazu przez delikatność nie śmiał się z tem przed nami otworzyć, gdy zaś go okoliczności przyparły, uczynił to bez płochych narzekań, bez podłości. Podziękowaliśmy Bogu z Arystonem, że nam zdarzył porę dobrego zażycia bogactw, które przyjaźń wspólne czyniła między nami. Przyjął dary nasze Neokles bez wykwintnych oświadczeń, wstrzemięźliwe jego milczenie mówiło do serc naszych. Temi posiłkami wsparty przyszedł wkrótce do przeszłego stanu. Za wspólnem zaś zezwoleniem, to, co był od nas wziął, obrócił na poratowanie wielu podupadłych familij w Efezie i okolicach.
Jeżeli co zmniejszało szczęśliwość moję, było natenczas to, co najosobliwszym losu, a bardziej Opatrzności bozkiej uznawam przywilejem, moja nadzwyczajna trwałość. Myśl, że kochanych przyjaciół przeżyję, zaprawiała niekiedy goryczą dni moje słodkie. Zdawało mi się podczas, żem wykraczał przeciwko obowiązkom przyjaźni tając przed nimi sekret balsamu mojego; z drugiej strony bałem się, aby takowe wyjawienie nie uczyniło w nich jakowej prewencji, lub zazdrości, o co w ludzkiej naturze nie trudno.
Po wielu rozmysłach postanowiłem u siebie nie wyjawiać przymiotu tej maści, ale czekać lat dalszych, a dopiero, gdyby który z nich śmiertelnie zachorował, natenczas odważyłbym się ratować go tym ostatnim sposobem.
XV. Życie spokojne jest jednostajne i szczęśliwe, nie zamyka przeto w sobie nadzwyczajnych okoliczności, którychby opisanie bawiło czytelnika. Takie było moje w Efezie. Zestarzeliśmy się z moimi dwóma przyjaciołmi w pokoju i w zgodzie. Już mijał pięćdziesiąty szósty rok po mojem odmłodnieniu, gdy Neokles rachując lat siedemdziesiąt trzy nagle zachorował. Udaliśmy się natychmiast do jego domu z Arystonem, sprowadziliśmy najprzedniejszych lekarzów : ale ich wszyskie zabiegi były próżne, choroba górę brała; Neokles przeświadczeniem własnego sumienia niestrwożony spokojnie czekał zejścia swego.
W tym stanie gdy coraz bardziej słabiał, a lekarze upewniali nas, iż już tylko kilka godzin miał do życia, przyniosłem balsam, i włożyłem tyle w usta Neoklesa, ile sam brać zwykłem. Zasnął snem twardym tegoż momentu. Znać było ostatnie natury wysilenia : po sześciu godzinach snu smacznego przebudził się, ale skutku odmłodnienia znać po nim nie było, przyszedł jednak do sił czerstwiejszych. Lekarze uznawszy nadzwyczajną dzielność balsamu, radzili, żeby, gdy znowu słabieć zacznie, dać mu go cokolwiek. W dni piętnaście, gdy znowu zaczął dogorywać, zasiliłem go na nowo : skutek był prędki, ale spał tylko godzin trzy; polepszenie trwało dni siedm; dalszy balsamu skutek coraz się zmniejszał, nakoniec przezwyciężyła natura, a my z niezmiernym żalem straciliśmy przyjaciela.
W sześć lat potem Aryston podobnież odemnie leczony i rzeźwiony poszedł za Neoklesem; ja zaś żalem i wiekiem przyciśniony począłem myślić o nowem odmłodnieniu. Że zaś mi się najbardziej podobał sposób życia w Efezie, postanowiłem tam znowu podobne pierwszemu życie prowadzić. Żeby więc odmłodnienia mego obywatele tamtejsi nie postrzegli, poszedłem do magistratu opowiadając im, iż się chcę wrócić do mojej ojczyzny bardzo dalekiej, bo w Indyach za rzeką Ganges; że zaś tam mam młodego synowca, powiedziałem, iż przyszlę go na objęcia dóbr moich.
Żeby zaś w czasie oddalenia mojego, awanturnik jakowy udawając synowca mojego, majętności jemu należącej nie posiadł, uczyniłem akt grodowy, w którym wyrażono było, po jakich znakach prawego mojego następcę poznać mogli. Dodałem jeszcze i to dla większego bezpieczeństwa, iż ten synowiec przyniesie do magistratu list własną ręką moją pisany, którego exemplarz i drugi zapieczętowany złożyłem na ratuszu, żeby, gdy zupełnie zgadzający się z oddanym znajdą, dopiero synowcowi oddali majętność. Zostawiłem, jak każdy domyślić się może drugą kopią tego listu u siebie.
Ubezpieczony więc zupełnie, wybierać się począłem w drogę; żeby zaś tym większy dać pozor prawdy przyjazdowi mojemu pod imieniem synowca, umyśliłem aż w rok po odmłodnieniu wrócić się do Efezu, i wtenczas list mój własny, niby stryjowski, oddać magistratowi, zwalając roczny przeciąg na przewlekłą podróż z Indyi. Ułatwiwszy wszystkie inne okoliczności, udałem się do gór Cylicyi, i tam zwykłym sposobem stało się odmłodnienie moje roku przed narodzeniem Pańskiem 118 Olympiady CLXV. trzeciego, dnia 18. Sierpnia.
XVI. Nazwałem był dawniej mniemanego synowca Prosagorą, na tym więc fundamencie, już nie Straton, ale Prosagoras przez rok, który mi do powrotu zbywał objeżdżałem przyległe Cylicyi kraje, tęskniąc do Efezu, gdziem znowu miał zażywać szczęśliwego życia. Przyszedł ten czas pożądany, jam stanął na terminie. Żem od nikogo poznany nie był, sprawiła to różnica młodego wieku od zgrzybiałości; byli jednak takowi, którzy wielkie uznawali we mnie podobieństwo do mego stryja Stratona. Nazajutrz po moim przyjezdzie poszedłem do starszyzny miejskiej, bardziej mi znajomej, niżli się zapewne spodziewała; oddałem exemplarz moją ręką pisany tego listu, którym był przed rokiem na ratuszu złożył, i na tym fundamencie żądałem, abym do objęcia stryjowskich majętności był przypuszczony. Zamknęli się w sądowej izbie dwaj tegoroczni burmistrze, i byli tam więcej niż przez dwie godziny. Po tych wyszłych, przywołano starszego nad miejską milicyą : ten gdy wyszedł z ratusza, po małej chwili wrócił się z dwunastą żołnierzami, i mnie natychmiast łańcuchami skrępowanego, i w kajdany okutego do publicznego więzienia zaprowadził.
Niech sobie każdy imaginuje, w jakiej naówczas zostawałem sytuacyi, szczęściem miałem na sobie puszkę z balsamem, zagrzebałem ją, jakem mógł, w kącie mojej ciemnicy, i na dobro mi wyszła ta moja ostrożność. Tegoż albowiem prawie momentu wszedł jakiś suchy dzikiego wzrostu człowiek : ten wszystko, co miałem przy sobie, zabrał, i położywszy przy barłogu kusz wody i kawał chleba, wychodząc drzwi z wielkim trzaskiem za sobą zamknął. Straciłem naówczas nieoszacowanego waloru klejnoty, które mi się były dostały po śmierci Annibalowej : zapewne zostały łupem owego człowieka.
Siedziałem w owej ciemnej katuszy dwa miesiące; na początku trzeciego wśród nocy, wszedł do mnie inny człowiek, i rozkuwszy z kajdan w jak największej cichości z więzienia wyprowadził. Szedłem, wziąwszy puszkę z balsamem, za nim, nie wiedząc, co się zemną dzieje. Wyszliśmy z więzienia, i idąc pobocznemi ulicami przyszliśmy do jednej na ustroniu fórtki miejskiej, niedaleko ogrodu mojego na przedmieściu; tę ów mój przewodnik otworzył, i przebywszy przedmieścia, wyszliśmy w pole.
Gdyśmy uszli kilka staj, i przyszli do gaju poświęconego Dyanie, ów mój wybawiciel stanął, a zbliżywszy się ku mnie, te tylko słowa napół z płaczem przemówił : « Są jeszcze w Efezie poczciwi ludzie. » Dał mi zatem spory worek z pieniędzmi i kartę, i rzekł: uciekaj jak najprędzej, taj się, zaczyna świtać, ja wrócić muszę. Nie dał mi czasu do odpowiedzi prędkim krokiem wracając się ku miastu. Zadziwiony taką w jednymże czasie nieprawością i cnotą, podziękowałem Bogu za moje wybawienie : a gdy się nieco rozjaśniać poczynało, otworzyłem list, był zaś takowy:
» Ten, który szacował cnotę stryja twego, syn Neo
» -klesa, Leander, dociekł, że list, któryś przywiózł,
» zupełnie się zgadzał z exemplarzem Stratona zostawio-
» nym na ratuszu. Łakomstwo niegodziwe starszych
» chcąc z twojej majętności korzystać, nie tylko cię z
» nich wyzuło, ale nawet chciało cię z świata zgładzić.
» Dnia jutrzejszego miałeś być w więzieniu uduszony.
» Bądź zdrów. »
Tysiąckroć ucałowałem charakter poczciwej ręki. W worku znaczna była summa złota, i klejnoty wielkiego szacunku.
Nowym tym a niespodziewanym posiłkiem wsparty, jak najspieszniej oddalałem się od owego miasta, w którem niegdyś życie tak szczęśliwe wiodłem.
Świeże doświadczenie dało mi uczuć, jak mało ubezpieczać się można na darach fortuny, jak mniej jeszcze na ludziach. Postanowiłem więc u siebie w rozmaitych naukach, a osobliwie w Filozofji wsparcia gruntowniejszego szukać.
Lubo naówczas Ateny nie w tej, co przedtem, byty porze, nie straciły jednak zupełnie reputacyi, którą niegdyś ze szkół licznych i mistrzów wybornych miały. Następcy Platona, Arystotelesa, Dyogenesa, Zenona i Epikura, na sekty podzieleni, pod różnemi nazwiskami czynili osobne towarzystwa, każdy według własnego przeświadczenia żyjąc i ucząc.
Chcąc doskonałości w samem źródle czerpać, udałem się do Aten; że zaś nadto rozdrażniony byłem nieprawościami ludzkiemi, mniemając, iż reszta ludzi podobna była do Efezyanów, zostałem Cynikiem, i w pierwszym zapale popędliwości mojej heroicznej wrzuciłem w morze resztę pieniędzy, klejnoty zaś oddałem ziemi. Wziąłem kij w rękę, i wpół nagi udałem się pod ćwiczenie jednego mistrza tej sekty. Jużem był na wzór Dyogenesa chciał w beczce osiąść; ale mój mistrz większy jeszcze skrupulat od swego patryarchy, zabronił i tej, jak on nazywał, własności. Zacząłem więc filozofować wbrew wszystkim zwyczajom towarzystwa ludzkiego. Wielbił nas gmin, słuchały niewiasty; aleśmy w zepsowanym wieku nie wiele uczniów mogli zebrać.
Przyszedłszy do Tessaloniki zaczęliśmy filozofować, a że tamtejszy rządca Kwestor rzymski, ani nas uczcił, ani na słuchanie dysput naszych nie przyszedł, zaczęliśmy więc mówić przeciw cywilnej zwierzchności; oświecaliśmy lud, ażeby samem się tylko światłem natury rządząc, zrzucił jarzmo upadlające. Dowiedział się o tem ów Kwestor, i przez Liktora kazał nam z miasta wynijść; nie usłuchaliśmy tak, jak przystało filozofom, tych rozkazów. Przysłał więc nazajutrz sekretarza swojego, który imieniem Kwestora opowiedział nam wręcz : iż prawa rzymskie próżniaków i włóczęgów nie cierpią. Rozgniewany mój mistrz Dyokles, że ten barbarzyniec śmiał nazwać filozofa próżniakiem i włóczęgą, rzekł mu śmiele :
« Powiedz temu, któremuś wolność przedał, że filozof
« jest więcej, niż rządca, więcej niż monarcha, więcej
« niż człowiek : powiedz, że nasza doskonałość, gardzi
« prawami, które tylko dla omamienia gminu przemoc
« tyranów wymyśliła : powiedz, że filozof, gdy się zniżyć
« raczy do tego punktu, iż towarzystwo ludzi w osa-
« dach miejskich zamknięte odwiedza, większego tryum
« fu godzien niż jego konsulowie, którzy kradzież na-
« rodów i lepszych od siebie więźniów do Rzymu
« gromadzą. »
Rozśmiał się i ramionami wzruszył ów sekretarz z wielkiem naszem zgorszeniem : aleśmy się bardziej zgorszyli, gdy sześciu pleczystych Liktorów, mimo nasze krzyki, wypchnęli nas z Tessaloniki. Gdzie się mój mistrz podział, nie wiem, to wiem, iż uciekłszy z miasta odarty i bosy, w najpierwszym domku, którym przy drodze znalazł, zrzuciłem filozofskie gałgany, przeklinając nie tak ludzi, którzy mnie znieważyli, jak professyą, która mnie i wstydu i bolu nabawiła.
XVII. Lubom był sobie sektę Cyników zmierził, przecież nie traciłem gustu do Filozofji, a ochłodłszy trochę w pierwszych nadto porywczych do doskonałości zapędach, zostałem przeświadczony, iż prawdziwa mądrość nie na powierzchowności i dziwactwie, ale na zadość uczynieniu obowiązkom każdemu stanowi właściwym jest zasadzona. Z kosturem filozofskim porzuciłem krnąbrność, i zbyt wysokie o sobie rozumienie.
W tych zbawiennych zostawałem dyspozycjach, gdy mię tułactwo moje przypędziło znowu do Aten. Szczęściem, nie długom się tam pierwszy raz bawił, nikł mnie przeto nie znał, a choćbym był znajomy, lud ten płochy zbyt był w rozkoszach zatopiony, żeby miały trwać w umysłach świeżo powzięte impressye. Chcąc wybrać jednę z sekt filozofskich, kolejno przysłuchiwałem się różnym zawołanym mistrzom.
Epikureizm dość mi się podobał, ile że poznałem, iż rozkosz cel ich zabiegów i starań nie na zmyślności, jak niektórzy twierdzą niebacznie, lecz na wewnętrznem ukontentowaniu z cnoty i dobrego sprawowania się, jest zasadzona. Znalazłem z podziwieniem mojem w tej sekcie ludzi wstrzemięźliwych, poważnych, gardzących i niewinnemi częstokroć zabawami. Ale gdym się w ich maxymach lepiej rozpatrzył, zraziła mnie bezbożność przyznawająca prawda bóztwo, ale niegodnym bóztwa sposobem. Odjąć, zaprawdę, najwyższej Istnosci czułość i względną stworzenia swojego opiekę, jest uwłoczyć najistotniejszym jej przymiotom. Tyle razy sam na sobie doznawszy, jaką ma litość Stwórca nad stworzeniem, uczułem wstręt od tak szkaradnej nauki.
W sekcie Stoików znalazłem nadto wielką zuchwałość, i większe jeszcze, niż natura ludzka znieść może, w własnych siłach zaufanie.
Pyrrhonizm o wszystkiem wątpiący, nie zgadzał się z moim sposobem myślenia. Wykwintne Arystotelesa dystynkcye, i ciężkie do pojęcia, a może i od niego niepojęte tajemnice, postać miały odrażającą.
Akademików zdania zdały mi się najznośniejsze. Zysk, który z tych uwag odniosłem był ten, iż nie przywiązując się ślepo do żadnego zdania, starałem się korzystać z tego wszystkiego, cokolwiek która sekta najlepszego w sobie mieć mogła. Że zaś nie na odzieży zawisła doskonałość, a powierzchowne dystynkcye są po większej części znamieniem wewnętrznej dumy; takiego ubioru i sposobu życia używać przedsięwziąłem, któryby mnie w najmniejszej rzeczy od innych nieróżnił.
W tym stanie zostając żałowałem owego niewczesnego heroizmu, gdym pieniądze utopił. Rzekłem sobie, iż lepiej je było potrzebnemu użyczyć, gdym ich sam używać nie chciał. Dalej się nad tą okolicznością mojego życia zastanawiając, uznałem, iż wzgarda bogactw nie na tem zawisła, żeby pieniądze w morze rzucać, lub w ziemi zakopywać; ale tak się z niemi obchodzić, iżby my niemi, nie one nami rządziły. Szczęściem pamiętałem miejsce, gdziem niegdyś klejnoty moje zakopał : znalazłem je w całości, a zpieniężywszy znaczną część, porzuciłem Ateny, gdzie płochość ludu i bałamuctwa Solistów stały mi się nieznośne.
Miejsce mojego nowego siedliska było miasto Rhodus. Tam przypadek zdarzył mi przyjaźń szacownego człowieka. Jednego czasu powracając z winnic, gdy mnie w gaju niedalekim miasta noc ciemna zaskoczyła, szedłem pomału drogą, wtem usłyszałem jęczenie. Udałem się w tę stronę, i znalazłem człowieka w krwi zbroczonego; dałem, ile możności, opatrzenie, zatrzymałem się przy nim aż do świtu; dopiero w tenczas sprowadziwszy powóz, zawiozłem go do jego domu.
Dowiedziałem się od niego, gdy nieco do sił przyszedł, iż zabłądziwszy w tym gaju, od ludzi nieznajomych był obskoczony, ranny i obdarty. Byłto człowiek wieku średniego, wdowiec, mający córkę jedyną, na której wychowanie całą swoję usilność łożył. Dóm jego był przystojny, bardziej porządkiem i ochędóztwem znakomity, niż wspaniałością. Nie odstępowałem go przez cały czas słabości, gdy zaś do sił zupełnych przyszedł, poszliśmy do jego winnicy, tam gdyśmy w chłodniku usiedli, tak do mnie mówić począł:
« Zdarzenie najwyższe uczyniło cię wybawicielem
« moim, tobie winien jestem, że żyję. Znając sentymenta
« twoje od tego czasu, jak u mnie przebywasz, nie obra-
« żam delikatności twojej ofiarowaniem nagrody. Jeżeli jej żądasz, wybierz : jeżeli być zięciem moim nie gar-
« dzisz, uczynisz i dla mnie i dla córki mojej rzecz nader
« pożądaną. »
Zmieszałem się tem niespodziewanem zagadnieniem; a zastanowiwszy się nieco, takem mu odpowiedział :
« Znać żeś mię poznał, kiedy mniemasz, iżby mię na-
« groda obrażała. Jeżeli przysługą zyskałem przyjaciela,
« mam taką nagrodę, jakiej tylko serce moje pragnąć
« może. Być twoim zięciem, byłoby dla mnie szczęście,
« ale od stanu małżeńskiego mam odrazę nieprzezwy-
« ciężoną; choćby zaś przezwyciężoną być mogła,
« wdzięki i przymioty córki twojej lepszego odemnie
« godne są męża. »
Zostawiliśmy czasowi rozmysł dalszy; jam się coraz bardziej do mojego nowego przyjaciela przywiązał, i z własnych jego dyskursów tryb jego życia i sposób myślenia opiszę.
Urodził się on z rodziców bardzo ubogich, i pierwsze lata w wielkiej nędzy i niedostatku przepędził. Pamięć tak przykrej pory, zapatrywanie się na szczęśliwą kondycją dostatnich, w zbudziło w nim chęć niezmierną do szukania sposobów, przez któreby mógł przyjść do dobrego mienia. Kupiectwo zdało mu się być do tego najsposobniejsze, udał się więc do Smirny. Miasto to przez szczęśliwe położenie swojego portu, handel wielki i zyskowny prowadziło. Przystał do kupca, rozmaite podróże, tak morzem, jako i lądem w najdalsze kraje odprawił, i po kilkonastoletniej wiernej panu usłudze, przyszedł do tego stanu, iż sam na siebie kupczyć począł.
Rozmaite przygody nie zaraz go przywiodły do tej pory, jakiej żądał, przecież nie tracąc serca, tyle przez statek i cierpliwość zyskał, iż nakoniec wyrównał dostatnim. Że czynnością jego nie rządziło łakomstwo, skoro tylko tyle dobrego mienia zebrał, iż mógł uczciwie resztę wieku przepędzić, skończył handel, i osiadł w Rbodzie. Tam upatrzywszy sobie nieposażną, ani piękną, ale dobrych obyczajów panienkę, wziął ją za żonę. Szczęśliwym był mężem, ale szacowną ze wszech miar małżonkę przy pierwszym połogu utracił. Pozostałą więc córkę uczynił jedynym celem starań swoich, a zrzekłszy się powtórnych związków, czas trawił na aplikacji do nauk i dobrze czynieniu.
Prosiłem go razu jednego, żeby mnie zaprowadził do swojej biblioteki; otworzył okno, i na miasto pokazał, mówiąc : To moja biblioteka, z tego źródła reguły obyczajności czerpam. Źli ludzi wzmagają we mnie wstręt od występków, dobrzy wiodą do zamiłowania cnoty. Widok natury wznosi mnie do wszech rzeczy Stwórcy. A jeżeli kiedy do xiążek się udam, takich tylko szukam, któreby mnie lepszym uczynić mogły. Zarzuceni jesteśmy mnóztwem xiąg, ale ich pisarze po większej części siebie, nie czytelników, brali za cel. Na tem zasadzeni, żeby biegłość swoję objawić, zaciekają się w kwestye czcze, nadymają brzmiącemi słowy dzieła swoje, więcej bawią, niż uczą: a choć i uczą, nauka ta na niepotrzebnych zasadzona spekulacjach, trudni częstokroć to, co łatwe jest do pojęcia, byleśmy się szczerze i bez uprzedzenia do szukania istotnych źródeł udali.
Pełna jest Grecya sekt filozofskich : wadzą się, nienawidzą, jedni drugim uwłóczą, a tą ustawiczną wojną tyle wskórali, iż ich professya poszła w wzgardę i pośmiewisko, a lud niebaczny gardząc mędrkami, od prawdziwej się mądrości odstręcza.
Z tych powodów, mówił dalej, lubo nie chcę się czynić nowej Filozofji hersztem, uczyniłem sobie plantę życia, zgadzającą się ze sposobem myślenia mojego.
Naprzód kładę za fundament wszystkiego Istność wszechmocną, nieograniczoną, pełną dobroci. Skutek tej dobroci Opatrzność, liche i niedoskonałe z natury swojej stworzenia strzegąca, pielęgnująca, utrzymująca. Mimo powierzchowną niedołężność czuję w sobie coś takowego, co mnie nad lichą i określoną sferę skazitelności wznosi; o definicyą tego, co czuję, nie dbam, ale mnie to uczucie w przyszłość zapędza, i słodką nadzieją zasila, że się kiedyżkolwiek ten strumyczek do źródła, z którego wyszedł, powróci.
Reguła obyczajności ta u mnie najcelniejsza, być użytecznym. Jestem częścią, trzeba żebym się według przemożenia mojego, do działania powszechności przykładał. Ile ojciec, staram się jak najlepsze dać wychowanie dziecięciu mojemu; ile obywatel tutejszego miasta, z chęcią podatki daję, do rad, gdy mnie zawołają, uczęszczam; urzędów się nie wzbraniam : ile majętny, staram się uboższych wspierać, jeżeli nie mogę datkiem, natenczas perswazyą, radą, wszelkiemi nakoniec, na które zdobyć się mogę sposoby, cieszę i zapomagam.
Ust strzegę, ile możności. Dobry jest dar wymowy, ale pamiętam na to, iż częściej żałujemy mowy, niż milczenia. W zapale dyskursu zaciekamy się częstokroć nad miarę; a słowa wyrzeczonego wrócić nie można. Żarty uczciwe przyprawą są posiedzenia, ale zbyt delikatny jest przedział między żartem a obmową : nie nagrodzi wiek śmiechu łzy jednej ukrzywdzonego.
Kłamstwa w oczach moich nic nie usprawiedliwi; okoliczności ważne, lub potoczne umniejszają jadu, zawsze jednak w nim jest jadowitość.
Chronię się osobliwości. Nie chcieć iść torem drugich, w rzeczach osobliwie obojętnych, jestto skutek głęboko w umysł wkorzenionej ambicyi. Nie są tak źli ludzie, żeby nie tak czynić, jak drudzy, miało być cnotą. Są prawda excepcye od tej reguły powszechnej, ale niemi bardzo delikatnie roztropność rządzić powinna.
Zbytby była pochlebna ta sposobu myślenia mojego definicyą, gdybym dodał, że to czynię, com sobie przepisał. Jestem człowiek, niedoskonałość jest moim podziałem. Nie będą mi mieli za złe czytelnicy, że sposób myślenia przyjaciela mego przytaczam : zdał mi się zawierać proste, ale zbawienne i pożyteczne reguły.
XVIII. Przebywanie moje w Rhodzie podobne było do życia w Efezie, z tą jednak różnicą, iż tam żyłem wspaniale i kosztownie, tu miernie, ale uczciwie. Miasto to zaszczycało się wprawdzie wolnością, ale ta nie była tak mocno ugruntowana, żeby się potęgi rzymskiej, już naówczas całemu światu grożącej, nieobawiali. Dla tej więc przyczyny czczono niemiernie Rzymiany, i nie jeden Kwestor, Pretor, Prokonsul, niby nas dla ciekawości odwiedzał, a te nawiedziny wiedzieli Rhodyanie jak nagradzać; mieli przeto wielu protektorów w Rzymie, i pod cieniem tej niezmiernie szacownej opieki spoczywali bez trwogi.
Już mijał rok dwudziesty siódmy mego tam przemieszkiwania, gdy przybył do Rhodyanów od Sylli przysłany Lukullus. Wieść zburzenia prawie Aten od Sylli, przeraziła tamecznych obywalelów; rozumieli wszyscy, iż na fundamencie rozkazów wodza, Lukullus albo ich miasto zburzy, albo ze wszystkiego ogołoci.
Nim przyjechał, zebrała się starszyzna, a wiedząc, że się Lukullus w uczonych ludziach kochał, posłali po mnie, żebym z innymi trzema podjął się poselstwa do niego. Instrukcya nie była długa, ani trudna do zrozumienia. Mieliśmy ofiarować Sylli talentów sto, Lukullowi dwadzieścia pięć, prosząc żeby był łaskaw na Rhodyanów. Lubo mi się takowa komissya nie nader zdała powabna, dla miłości jednak tego dobrego ludu podjąłem się poselstwa; i skoro przyjechał Lukullus, poszedłem do niego przed drugimi, prosząc o sekretną audyencyą. Zasiałem go nad xiążką; to mi dało wstęp do dyskursu, że sprawiedliwą mają otuchę Rhodyanie, miasto naukami zaszczycone, w takim protektorze, który naukami nie gardzi.
Słuchał mnie cierpliwie, lecz gdy przyszło do pieniędzy przerwał mowę, i uśmiechnąwszy się, rzekł :
« Znać, że was wprawili w ten rodzaj przywitania po-
« przednicy moi. Że mnie nie znasz, nie mam ci za złe,
« iż mnie zlotem probujesz : ale to mnie obchodzi, że
« mię Rhodyanie w poczet publicznych złodziejów
« kładą. Powiedz tym, co cię posłali, iż wola Sylli jest,
« aby jako sprzymierzeni z narodem Rzymskim przyłą-
« czyli do floty naszej swoje okręty; liczby nie przepi-
« suję. Rzym się obejdzie bez cudzej pomocy; a gdy ją
« chce przyjąć, czyni honor przyjaciołom, przypu-
« szczając ich niekiedy do społecznictwa swojej sławy. »
Odebrawszy taka odpowiedź, chciałem odejść, abym się przed starszyzną sprawił z mego poselstwa, ale mnie zatrzymał Lukullus prosząc, żebym sobie w posiedzeniu jego nie przykrzył. Uczyniłem zadosyć woli jego, i mimo wstręt mój ku Rzymianom, sposobem jego mówienia i poczynania takem zniewolony został, iż gdy mnie w dalsze towarzystwo podróży swoich zaprosił, i chcąc mnie mieć zawsze przy sobie; ja, którym się uroczyście życia dworskiego zarzekł, omamiony, że tak rzekę ludzkością jego, nie miałem mocy wymówić mu się. Porzuciłem więc nie bez żalu ulubione siedlisko moje, alem też za to zyskał najprzyjemniejsze w życiu towarzystwo tego godnego, i ze wszech miar znamienitego człowieka.
Najpierwsza podróż nasza była do Alesandryi, tam jadąc odwiedziliśmy Kretę. Ten naród Lukullus dobremi sposobami do dania Rzymianom pomocy na wojnę z Mitrydatem nakłonił. Cyrenejczyków wewnętrzną niezgodą uciśnionych pogodził, prawa im przepisał, i czego niegdyś, jako Plutarch wspomina, Platon się podjąć nie chciał, on wykonał.
Gdyśmy do Alexandryi przypłynęli, z wielkim moim żalem uznałem, iż prawa i ustawy dawnego mojego pana nie były zachowane. Wstrzemięźliwość uczciwa ustąpiła miejsca zbytkom, z złym przykładem monarchów wszystkie się tam niecnoty wkradły. Wspaniałość budynków, postać miasta czyniła okazalszą niż przedtem; owa latarnia Pharos, między cuda świata policzona, sprawiedliwie zadziwiała przychodniów; ale najbardziej i Lukulla i mnie ukontentowała biblioteka najliczniejsza naówczas w świecie.
Do śmierci Sylli zabawny był Lukullus publiczną usługą : oddalenie jego od Rzymu było, jak mówi Plutarch, osobliwym i względnym dla niego wyrokiem i przeznaczeniem Opatrzności. Uniknął widowiska okrutnych proskrypcyj Sylli i Maryusza. Zachował w tak delikatnym punkcie czułość reputacyi swojej, zyskał własne bezpieczeństwo.
Gdyśmy do Rzymu przyjechali, już był naówczas Sylla umarł; żałowałem wielce, żem nie mógł widzieć i poznać tego bardziej sławnego, niż znakomitego męża.
Jużem był Rzym przedtem widział, ale zdaleka gdyśmy byli z Annibalem pod jego mury przybliżyli. Ilem mógł miarkować, nierównie był i obszerniejszy i okazalszy; ale co zyskał w gmachach, stracił w mieszkańcach.
Gdyśmy się więc nad tą żałosną epoką jednego razu z Lukullem zastanowili, rzekł do mnie : Rozszerzenie granic nie jest państw szczęściem; cnota je uszczęśliwia. Pókiśmy w ścisłych zostawali granicach, senat nasz był zbiorem najwyborniejszych mężów, stan rycerski o usłudze publicznej tylko myślał, a pospólstwo przykładało się z ochotą do tego, co starsi postanowili. Teraz do najwyższych dostojeństw nie zasługi, ale fakcye drogę ścielą; stan rycerski prywatnym zyskiem zaprzątniony, a pospólstwo za złemi przywódcami oślep idzie. Nieprzyjaźń Sylli z Maryuszem zakrwawiła Rzym, zły ten przykład gorsze za sobą skutki pociągnie, a daj Boże! żeby nie z naszą zgubą.
Wkrótce potem wszczęła się powtórna wojna z Mitrydatem; tę gdy zlecono Lukullowi; jechałem z nim do Azyi, i byłem świadkiem wielkich dzieł jego. Pompejusz nie syt jeszcze tryumfów, wyrwał mu gwałtem z rąk sławę dokończenia wojny Mitrydatowej. Zrazu tą krzywdą niezmiernie był zmartwiony Lukullus : dobrze jednak świadom charakterów ludzkich, zostawił Pompejuszowi łatwe zwycięztwo, sam zaś wiedząc, na co się zanosiło, postanowił uchylić się od interesów publicznych. Wrócił się z niezmiernemi bogactwami do Rzymu, a wolen od ambicyi, w swobodnem życiu resztę wieku szczęśliwie dokonał.
XIX. Wspaniałość Lukulla poszła w przysłowie, i nie bez racyi; ja, którym do samej jego śmierci z nim i w jego domu przemieszkał, śmiało twierdzić mogę, iż cokolwiek przedtem widziałem, cokolwiek potem zdarzyło mi się widzieć, nic wyrównać nie mogło wspaniałością bardziej jeszcze rozrządzeniu i dobremu gustowi Lukulla. Krassus, Pompejusz, i wielu innych celowali go bogactwy, on wszystkich przechodził dobrem ich użyciem.
Lekkowierny Plutarch szedł za płochym odgłosem, gdy ostatnie lata Lukulla, mniej godnemi pierwszych mieni, i śmie przyrównywać życie tego zacnego męża do dawnych komedyj, które z początku poważne, kończyły się na fraszkach. Iść ślepo za zdaniem tego uprzedzonego autora nie należy : kto zaś tak, jak ja był w poufałości Lukulla, kto był świadkiem jego czynów, i wiadomym najskrytszych myśli, łatwo pozna, iż jego roskoszne próżnowanie było skutkiem gruntownej znajomości stanu Rzeczypospolitej, i osób naówczas żyjących.
Amhicya Pompejusza tak była wielka, lubo ją pilnie i dość kunsztownie ukrywał, iż w porównaniu z nim Juliusz, który nakoniec wolność ojczyznie odebrał, mógł się był nazwać pokornym i wstrzemięźliwym. Przewidział Lukullus, iż ta ambieya słodząc jarzmo ludzkością i pozorem miłości ojczyzny, do naśladowania przykładu Sylli skrytemi drogami zmierza; poznał, iż znajdą się tacy, którym jarzmo Pompejusza stanie się nieznośne, poznał, iż pierwszy, który je zrzuci, swoje własne na karki już do niewoli przygotowane włoży, a wpatrzywszy się dobrze w charakter Cezara, powtarzał nie raz to, co o nim Sylla niegdyś przepowiedział, iż nie tylko krwią, ale czynami godnym się stanie następcą Maryusza.
Z tych powodów widząc umysły ambicyą, chciwością, i innemi namiętnościami skażone, zbyt rozszerzone granice państwa, obywatelów nad zamiar potężnych i majętnych, zwątpił o stanie i trwałości Rzeczypospolitej. A widząc, iżby największe usilności jego były próżne, na brzeg, jak mówią, łódkę wyciągnął.
Dwór jego był liczny i okazały, ale wybór osób czynił największy honor panu. Cokolwiek najcelniejszych w każdym kunszcie znaleźć się mogło rzemieślników, wszyscy się garnęli do niego, wszyscy się doskonalili pod jego okiem przezornem i bystrem; stąd większą uczynił przysługę ojczyznie, niż kiedy jej granice do Tauru i Kaukazu pomknął. On prawie pierwszy wprowadził do Rzymu kunszta wyborne, nauki wyzwolone; jego wspaniale na drogich kolumnach wsparte przysionki, każdej prawie godziny napełnione były uczonymi we wszystkich rodzajach nauk ludźmi, stały otworem biblioteki w najszacowniejsze xięgi obfite. Z tych nieoszacowanych skarbów czerpali wszyscy : on każdemu ludzki, wszystkim przystępny, zdawał się być świadkiem bardziej, niż sprawcą dobra, które czynił.
Wiedział dobrze zacny ten mąż, na czem prawdziwa wspaniałość zawisła. Dla równych były owe zawołane uczty, były królewskie prawie igrzyska, były ogrody, gmachy, azyatycką pompę przechodzące : ale ta hojność zlewała się i na uboższych. Wielbił dobroczyńcę swego lud rzymski, a ta dobroczynność tak była powszechna, iż nikt smutny z domu jego nie odszedł. Zgoła, żebym się zbyt nie rozszerzał, sprawiedliwie rzec mogę, iż Lukullus stał sie potomności przykładem, jak bogactw używać należy.
Kończy życie Lukulla Plutarch, przytaczając o nim ów bardziej sławny, niż dowcipny, Solisty Tuberona wyrok : Xerxes togatus. Ow Perski monarcha, oprócz wspaniałości stanowi swojemu właściwej, żadnej wieści cnot i dzieł swoich nie zostawił; Lukullusa zaś zawsze kłaść będzie potomność w liczbie wielkich ludzi. Ciekawość moja poznania charakterów rozmaitych, obszerne znalazła pole w domu Lukulla; wkrótce po naszym przyjezdzie nawiedził go Cycero. Sława tego krasomowcy była powszechna. Gdym mu był prezentowany, zaraz na pierwszym wstępie poznałem, iż próżna chwała była namiętnością jego panującą.
Dyskurs, który wiódł zemną, tak był ozdobny, tak ułożony, jak jego oracye; przytaczał gdzieniegdzie testy autorów greckich. Ja poznawszy, czego odemnie wyciąga, odchodziłem prawie od siebie, wynosiłem pod nieba wielką jego sławę, pamięć nadzwyczajną, wyborną naukę, sposób mowy i pisania, ton nawet głosu. Łatwo tym sposobem zyskałem jego przyjaźń; nazajutrz zaprosił nas z Lukullem na wieczerzą. Zaprowadziwszy zaś do biblioteki, tak nią dyrygował, iż najpierwszy manuskrypt, który mi wpadł pod rękę, były jego mowy przeciw Werresowi. Świeżo je czytałem u Lukulla, kilka więc peryodów początkowych powiedziałem mu na pamięć; czem takem go sobie zniewolił, iż odtąd zyskałem jego przyjaźń, i najsekretniejszych myśli mi swoich powierzał.
Katon nie tak wymówny, nie tak gadatliwy, jak Cycero, kiedy chciał na moment zaniechać ponurej swojej reprezentacyi, miłym był w posiedzeniu, ale ta szczęśliwa chwila nie długo trwała. Za pierwszem na siebie samego spojrzeniem wracał się do swojej powagi, a natenczas cenzor ostry, krytyk niebaczny, ganił to wszystko, co mu się nie podobało, nie podobało mu się zaś to wszystko, co nie on czynił. Te były przywary sławnego owego republikanina, ale je sowicie nagradzał cnotą mężną i umysłem niezwyciężonym. Przykład prawych obywatelów, tchnął jedynie miłością ojczyzny. Jakoż broniąc jej do ostatka, gdy losu przeprzeć nie mógł, padł ofiarą heroiczną, i z tym ostatnim Rzymianinem wolność Rzymu zginęła.
Pompejusza i Cezara najmniejsze życia okoliczności są wiadome. Najdokładniej jednak Cycero w listach swoich charakter obudwóch wyraził; znać jednak niekiedy, że nie chciał narazić sobie Pompejusza, a bał się Cezara. Mnie się zdało, iż ambicya jedyną była obudwóch passyą. Pompejusz okrywał ją pozorem obywatelstwa, Cezar ludzkości. Ująć nie można tym wielkim ludziom nadzwyczajnych przymiotów; i jeżeli obadwa przybrali na siebie fałszywe postaci, lepiej udawał Cezar, niż Pompejusz.
W posiedzeniu ustawicznie zamyślony, ponury, dotkliwy Pompejusz, mało mówił, ale roztropnie : Cezar miły, uprzejmy, towarzyski, dobrze mówił, i to co mówił, z ust jego wychodziło z niezwyczajną jakowąś przyjemnością. Wódz, polityk, dworak i mędrzec, najosobliwszemi obdarzony darami natury, zdawał się wychodzić z obrębów i granic, któremi innych określa.
Gdyby był tak wielkich przymiotów na dobre używał Cezar, byłby potomności równym celem, jak zadziwienia, tak i szacunku. Ale młodość rozpustna, przyjaźń z Katyliną, zbytki rozrzutne, ambicya nienasycona, chęć wojny, tryumwirat okrutny, jarzmo nakoniec włożone na ojczyznę, w tym go poczcie kładzie, gdzie się mieszczą ci, których wielkość nieszczęściem była rodzaju ludzkiego.
Ten, który nader często w domu Lukulla gościł, najroztropniejszy z Rzymian był ów Pomponius Atticus. Jego sposób postępowania był takowy, iż wszystkim dogadzając, nikogo nie uraził; rzadkim a może niepraktykowanym przykładem w owych czasach, gdzie duch partyj wszystkiem rządził, a nienawiść zacięta między najcelniejszymi Rzymianami wrzała, on tego dokazał, iż żyjąc poufale z Pompejuszem, miał przyjacielem Cezara.
Dobrą rzadkiego tego człowieka uczynił definicyą pisarz życia jego Cornelius Nepos, gdy o nim tak mówi: humanitatis vero nullum afferre majus testimonium possum, quam quod adolescens seni Sullæ fuerit jucundissimus, idem senex adolescenti M. Bruto; cum æqalibus autem suis, Q. Hortensio, et M. Cicerone sic vixerit, ut judicari difficile sit cui ætati fuerit aptissimus.
Przyjaźń ich z Lukullem najbardziej pochodziła z podobieństwa charakterów, z tą tylko różnicą iż Lukullus już letni interesa publiczne porzucił; ten przenosząc spokojność nad wszystkie ponęty ambicyi, życie całe w szczęśliwej swobodzie przepędził, wszystkim miły, nikomu nieprzykry, wielu pożyteczny.
XX. Im się bardziej Rzymowi na złe zanosiło, tym usilniej unikał Lukullus mieszać się w intrygi. Wiek też już podeszły był mu pretextem takowego unikania. Na lat kilka przed śmiercią umknął się z miasta, a chcąc tylko żyć samemu sobie i dobranym przyjaciołom, puścił wieść o zbyt osłabionych siłach, nawet rozumie. Dla większego pozoru prawdy, zdał powierzchownie bratu rząd całej majętności. Stąd Plutarch wieści publicznych wierny opowiadacz, szeroko opisuje tę ostatnią życia Lukullowego okoliczność, i jakby nie dość na tem było, szpera w przyczynach tego mniemanego zdziecinienia, powiadając : iż jedna z kochanek, chcąc go nadzwyczajnemi sposobami do siebie przywiązać, dała mu filtrum w napoju, które potem stało się przyczyną pomięszania rozumu.
Rzecz dziwna : że człowiek roztropny, pisarz znamienity, a do tego filozof, takowe baśnie plecie. Siedemdziesiątoletni starzec nie myśli o kochankach, a gdyby je był miał, naówczas gust jego wyborny nie takieby wybierał, któreby do przypodobania się musiały czarów zażywać. Nadto był za owych czasów Rzym oświecony, żeby w gusła wierzył, i jeżeli była kiedy o nich wzmianka, działo się to, albo w posiedzeniach najostatniejszego gminu, albo marzyło w bujnej imaginacyi poetów, którzy na wzór Horacyusza, dla zabawy czytelników stwarzali Kanidye.
Rzadko bardzo, jakem wyżej wspomniał, przyjeżdżał ku końcu wieku swego do Rzymu Lukullus, ale natomiast w pałacach swoich rozkosznych przepędzał dni szczęśliwe, bo spokojne. Śmierć jego była lekka, nie chorując prawie pomału gasnął, aż też na ręku przyjaciół z rzewnym wszystkich płaczem dopełnił kresu dni swoich szczęśliwych.
Gdy testament jego otworzono, odnowiła się czułość wszystkich; nikogo z sług, krewnych, przyjaciół, nie zapomniał. Mnie się dostał folwark dobry z pięknym ogrodem i pałacykiem o milę tylko drogi od Rzymu, i smaragd bardzo szacowny z portretem króla Egiptu Ptolemeusza, o którym Plutarch wspomina, iż mu był darowany od tegoż króla.
Strata Lukulla uczyniła mi życie nieznośne, byłbym zapewne nowe zaczął, ale nie chcąc bez przynaglającej jeszcze potrzeby używać skuteczności balsamu mojego, postanowiłem wrócić się do Rzymu, i w tem wielkiem mieście być świadkiem niezwyczajnych rewolucyj, na które się zanosiło.
Lat kilka przeżyłem w spokojności przeplatając mieszkanie na wsi i w mieście. Te lat kilka obfitowały w najosobliwsze okoliczności : nakoniec Cezar zwyciężca Pompejusza, mniemaną ojczyzny swojej wolność do reszty przytłumił. Bez powierzchownych królestwa znaków więcej był niż królem, i już wzburzone zrazu przeciw siebie umysły Rzymian ugłaskiwać poczynał, gdy od Bruta, Kassyusza, i innych sprzysiężonych zabity został w senacie.
Czyn tych republikanów wielbi potomność, ja nie oczerniam; ale będąc okoliczności naówczas rzymskich świadom, przyznać muszę, iż ten czyn z dobrego wprawdzie źródła pochodzący, fatalniejszy nierównie był rzymskiemu państwu, niżeli Cezara tyrania. Pokazał to skutek, gdy coraz nowe a gorsze nierównie od przeszłych nastąpiły odmiany i rewolucje. Brutus i Kassyusz odważni na zabójstwo, nie umieli dotrzymać kroku mścicielowi zabójstwa tego. Pod różnemi pretextami do prowincyj swoich udali się.
Antoniusz zwyciężony pod Modeną, złączył się z Lepidem, z temi Oktawiusz siostrzeniec i dziedzic Cezara. Ich złączenie było epoką sławnego tryumwiratu. Nastąpiły polem proskrypcye, w których najcelniejsi Rzymianie, a między nimi Cycero przypłacili życiem cnoty, zasługi, i żarliwość swoję. Gdy tryumwirowie Rzym opanowali, codzień inne imiona stawiano na tablicach : kto na nich został umieszczony, pewen był śmierci. Z początku nieprzyjaciele tryumwirów ten los ponieśli, dalej dla sukcessyi pisano tych, którzy mieli znaczne dobra, kosztowne domy, blizkie Rzymu ogrody i folwarki; mój był o milę. Gdy więc jednego rana wystawioną tablicę czytam, z niezmiernem podziwieniem znalazłem się na rejestrze. Uciekłem więc tegoż dnia z Rzymu.
XXI. Mimo wiek podeszły, strach dodawał mi sił, tak dalece, iż coraz oglądając się za siebie, czy mnie kto nie goni, bez oddechu ubiegłem mil trzy : odpocząwszy nieco, prosto udałem się ku górom Apenninu. Tani pomiędzy skałami tułałem się czas niejaki, znalazłem nakoniec skrytą pieczarę, i w niej stało się odmłodnienie moje w lat siedemdziesiąt pięć po pierwszem, roku przed Narodzeniem Pańskiem 42go, Oljmpiady 184. trzeciego.
Chcąc w ukrytem życiu wolen od niebezpieczeństwa świadkiem być tego, co dalej będzie się w Rzymie działo, powróciłem nazad wziąwszy greckie nazwisko Eumenes. Ledwo rzecz podobna do wierzenia, w jakim stanie znalazłem to miasto. Sprawiedliwość ustała, gwałty straszyły mieszkańców : i lubo już tablic z proskrypcyami nie wieszano, niesyci przecież jeszcze tyrani, codzień nowe dawali dowody swojego okrucieństwa. Ciekawy, komu się mój folwark dostał, dowiedziałem się, iż był dany zabójcy stryja Antoniuszowego, a dóm mój w Rzymie dostał się mamce dzieci Lepida.
Po lat kilku, gdy już nieco był Rzym odetchnął, i Antoniusz pojąwszy Oktawią siostrę Augusta wyjechał do Azyi, spokojny władzy najwyższej w podziale swoim possessor August, nie tak z domysłu swojego, jak za radą Agryppy i Mecenasa, odmienił zupełnie sposób postępowania. Im bardziej pierwiastki rządów jego były okrutne i gwałtowne, tym usilniej starał się skromnością, ludzkością, łaskawością pozyskać serca, które zrazu od siebie oddalił.
Wyperswadowani już byli Rzymianie, iż się do dawnej wolności wrócić rzecz była niepodobna : i lubo powierzchowność dawnych rządów zdawał się August utrzymywać, widoczna jego była polityka, cień powagi zostawująca senatowi, wtenczas, gdy on sam jeden wodze państwa w ręku swoich trzymał. Co lat dziesięć zdawał jurysdykcyą swoję w ręce ludu i senatu, jakby przy nich najwyższa była władza. Lud i senat wiedzieli, co ta grzeczność znaczy : i jakby nie dość było być niewolnikami, musieli jeszcze prosić o niewolą. Tym sposobem August do samej śmierci co lat dziesięć otrzymywał prorogacyą władzy swojej udzielnej.
Słodkością rządów ubezpieczeni Rzymianie wracali się z kryjówek swoich; między innemi ów sławny Pomponius Atticus przyjaciel Lukulla i Cycerona. Wezwał go do siebie August, przyjął mile, i w liczbie przyjaciół pomieścił; a gdy Agryppa córkę jego za żonę pojął, kredyt Attyka wsparty powagą zięcia, stawił go w lepszej jeszcze, niż przedtem sytuacyi. Mąż ten równie roztropny, jako i uczynny, na to tylko kredytu swojego używał, żeby mógł, ile możności, ratować, wspierać i zapomagać tych, których dawniejsze rewolucye ze wszystkiego wyzuły. Stał dóm jego otworem : niespracowany w służeniu, powagą, radą, pieniędzmi, jak tylko mógł, zasilał wszystkich.
Udałem się i ja do niego, nie dla pieniędzy, lub innego wsparcia, jak dla tego, ażebym się mógł znowu w jego towarzystwie pomieścić. Ledwo się można było do niego przecisnąć, gdy jednak przyszła kolej mojej audyencyi, rzekłem, iż nie tak potrzeba, jak ciekawość poznania tak zacnego męża przywiodła mnie do niego. Wdzięczne mu było to oświadczenie, i podziękowawszy mi za tak dobrą o sobie opiniją, starzec poważny nie wzgardził rozmową młodego człowieka. Poznałem po jego pytaniach, iż mnie chciał wskróś przeniknąć, były zaś takie, iż ledwom się z sekretem trwałości mojej nie wydał, gdym nieostrożnie kilka rzeczy takowych powiedział, które nie mogły być skutkiem, tylko długiego wieku, i bardzo wielkiego doświadczenia. Postrzegłem, iż go to zdziwiło, prosił mnie zatem, żebym drugiego dnia o godzinie wyznaczonej do niego przyszedł.
Stawiłem się w słowie, ale po wczorajszej próbie ostróżniejszy, złożyłem to na ciekawość, co było skutkiem doświadczenia. Przy końcu tej drugiej audyencyi rzekł Atticus : gdyby mógł być w naturze sposób odmłodnienia, sądziłbym, żes go odkrył, tak są wiekowi twojemu nadzwyczajne wiadomości, z któremiś się wczoraj odezwał. Wierzyć możesz, że od lat przeszło pięćdziesiąt ucząc się charakterów ludzkich, pierwszy przykład znajduję tego, com w tobie odkrył. Ciekawość największa złączona z najszczęśliwszą pamięcią, nie może dójść tego stopnia wiadomości rzeczy, jaki jest w tobie : ale jak w regułach powszechnych znajdują się częstokroć szczególne excepcye, tak sądzić inaczej nie mogę, iż ty nią w naturze jesteś.
Wypytując mnie o moim stanie, gdy się dowiedział, że jestem wolny, i niczego nie potrzebujący, prosił usilnie, żebym się nie wzdrygał być w liczbie jego przyjaciół i domowników; przestałem na jego woli z radością, i tegoż samego dnia przeniosłem się do jego domu. Tam dopiero zyskałem sposobność przypatrzenia się zblizka temu rzadkiemu mężowi. Byłto jeden z tych ludzi, który żadnym w szczególności nadzwyczajnym przymiotem nie dystyngwował się od innych, ale wszystkie razem w mierze niejakiej utrzymane czyniły go celniejszym od tych, którym przyrodzenie, jak gdyby się w hojności swojej wysiliło, ujmuje to z jednej strony, co z drugiej naddało.
Wyżej uczyniłem wzmiankę o Attyku, nie chcę powtórzeniem czytelnika zatrudniać : to tylko dodam, iż osiadłszy w domu jego, miałem szczęście poznać owych dwóch zawołanych mężów Agryppę i Mecenasa. Uznałem szczęśliwość Augusta, że w młodym wieku swoim takich przyjaciół znalazł. Wybór takowy dał mi dobrą opiniją o jego rozsądku; jakoż dał tego dowody znamienite w dalszem panowaniu swojem.
Charaktery tych dwóch przyjaciół Augusta, dość były sobie przeciwne : Agryppa poważny, mało mówiący, zdał się tchnąć jeszcze duchem dawnych Rzymian; Mecenas uprzejmy, ludzki, przystępny, za pierwszem wejrzeniem wszystkich serca do siebie pociągał. Oba, ludzie prawi, dobrzy obywatele, z tą jednak różnicą, iż Agryppa takim mieć chciał Rzym, jakim był dawniej, Mecenas takim go pragnął, jakim mógł być w terazniejszych okolicznościach. Stąd owa sławna sprzeczka między nimi, gdy August i ich i Rzym cały oszukując, z tym się był oświadczył, iż chciał z siebie ciężar najwyższej godności złożyć. Agryppa heroizm tylko w tej akcyi upatrując, wzbudzał go do wypełnienia tak chwalebnego dzieła : Mecenas równie, lecz rozsądnie ojczyznę kochający, przekonany, że się Rzym bez pana obejść nie mógł, z dwojga złego mniejsze wybierając, wolał te, które już były rządy, niż hazard gorszej może dla Rzymu tyranji.
Do śmierci Attyka bawiłem się w jego domu, że zaś ten uczynny człowiek, nie tylko czynił dobrze, ale i umiał dobrze czynić, dobrodziejstwy jego wsparty, sposobem dobrze czynienia, coraz mocniej do niego przywiązany byłem. Nie chwalę się, ale w tem miejscu muszę wyjawić, wiele mi potomność winna. Testamentem Attyka dostała mi się jego biblioteka. Szczęściem razem w niej złożone zastałem listy Cycerona : kazałem je wpisać w xięgę. A nie chcąc, aby taki skarb był zakopany, wiele kopij kazałem napisać : z tych Augustowi ofiarowałem jednę, drugą Agryppie, trzecią Mecenasowi, i tak nieznacznie po całym Rzymie rozeszły się; mój zaś manuskrypt oryginalny trwał długo u mnie, co się z nim potem stało, dalej opowiem. Była też w owej bibliotece kronika dziejów rzymskich spisana przez Attyka, wspomina o niej Cycero[7] : z żalem moim wielkim zginęła mi w dalszym czasie tak, jako i listy Attyka do Cycerona, i innych bardzo wiele ciekawych manuskryptów.
XXII. Za życia jeszcze Attyka będąc prezentowany Augustowi, wszedłem w poczet stołowników jego. Nazywał on nas przyjaciółmi. Byłto tytuł, jak zwyczajnie u monarchów, bardziej poważny, niż istotny. Nie wielu nas było, a wybór czynił honor gustowi tego monarchy. Nie rozumiał August, że się zniżał, gdy przestawał z uczonymi ludźmi, ci znali się na dystynkcyi, którą im czyniono, ale ich wdzięczność nie była podła. Uczynił ich August szczęśliwymi, oni go nieśmiertelnym.
Wirgiliusz wielki poeta, zły był dworak : zanurzony w myślach zapominał się ustawicznie, i częstokroć gdyśmy siedzieli u stołu Augusta, trzeba go było prawie budzić, żeby na pytania odpowiadał. Nieśmiały, mało o sobie, nad zwyczaj poetów, trzymający, tak był surowy krytyk wierszów swoich, iż musieliśmy czasem kraść jego pisma, żeby ich nie spalił. Gdyby byli exekutorowie testamentu zadość uczynili woli jego, nie miałby świat Enejdy.
Co się tycze charakteru, lepszego, otwartszego, uczynniejszego, trudno było znaleźć. Słudzy jego rządzili nim : szczęściem dobrał sobie był wstrzemięźliwych, dobrych, do siebie przywiązanych. Rzadkim i ledwo praktykowanym między rymotworcami przykładem, żył w najściślejszej przyjaźni z Horacyuszem; ale ten żywszy, obrotny, dworak wyborny, kierował nim i rządził, jak chciał. Rzecz była pocieszna patrzać na to, jakie mu w poufałości Horacyusz prześladowania czynił, i z jaką je on powolnością znosił. W każdej dyspucie wygrał Horacyusz, a gdy nie był o sprawiedliwem zwycięztwie przekonany Wirgiliusz, zwierzał się nam pocichu, w czem mu się zdawało, że jego adwersarz opacznie sądził, wręcz mu jednak mówić tej prawdy nie śmiał.
Gdy wiersze swoje czytał, czynił to zpoczątku drżącym głosem, dalej gdy się wzmógł, i z pierwszego zatrwożenia opłonął, natenczas jakoby wieszczym duchem przejęty, przerażał umysły słuchaczów. Byłem przytomny, gdy czyniąc wzmiankę o zeszłym niedawno Marcellu, Augusta i nas wszystkich do łez rzewnych pobudził, a Oktawią wpółmartwą z pokojów cesarskich wyniesiono.
Horacyusz był wzrostu średniego, postaci wdzięcznej, lubił ochędóztwo, i nawet dość był wykwintnym w ubiorze, u dam rzymskich w wielkiej był akceptacyi. Wiedziano po większej części, co znaczyły w jego pieśniach Lalagen, Glicera i t. d. W posiedzeniu bardzo był wesoły, wszędzie go też pragniono, bardziej dla rozmowy, niż czytania wierszów, co rzadko czynił, i chyba na najusilniejsze prośby poufałych przyjaciół : w reszcie był człowiek przyjacielski, dobry, szczery tak, jak tylko dworak być może. Dobrą kompanią nigdy nie wzgardził, i wiele jego pieśni wzięły początek u stołu, albo przy gotowalni. Dóm jego, czy w Rzymie, czy w Tyburze, napełniony był wyborem najlepszej kompanji; rad był gościom, a sposobem przyjęcia i obcowania bardziej kontentował, niż wspaniałością uczt swoich, w czem wyrównywał najbogatszym.
Agryppa bardziej sprzyjał Wirgiliuszowi, ale Horacyusz był faworytem Mecenasa, a co mu publiczną sprawiło estymacyą, umiał na dobre używać tych faworów. August, choć skąpy, nadzwyczaj był szczodry dla niego, on zaś, jeżeli umiał dobrze dziękować, umiał się jeszcze lepiej przymówić. W żartach czasem miary nie zachował, ale to pochodziło bardziej z rozżarzonej imaginacyi, niż ze złego serca : zaś w satyrach, albo pod zmyślonemi imionami defekta ścigał, albo jeżeli prawdziwe nazwiska kładł, takich były, o których cały Rzym wiedział. Współstołownik obudwóch, z Horacyuszem bawiłem się lepiej, alem bardziej kochał Wirgiliusza.
Nie rychło po nim nastąpił Owidyusz, osobliwemi od natury talentami do rymotworstwa obdarzony : znać z czytania pism jego, z jaką je łatwością pisał. Ja, który wielokrotnie byłem tego świadkiem, śmiele twierdzić mogę, iż gdy wiersze swoje komponował, zdawało się, iż przepisywał cudze. Dobrze urodzony, majętny, grzeczny, udatny i hoży, żył na wzór innych rozpustnych rowienników swoich. Łatwa w uprzejmościach swoich Julia, widywała go bez nienawiści, on umiał być wdzięcznym.
Przyczyna jego wygnania zatrudnia dotąd literatów; owe słowa w żałośnych jego trenach : Hei mihi! cur vidi? cur non mea lumina clausi? wielu pociągnęło do rozumienia, iż był świadkiem takowych spraw Augusta, do których świadków nie potrzebował. Okazya wygnania jego w samym Rzymie była utajona : wielu różnie domyślali się, byłem ja z liczby tych, którzy wiedzieli prawdę, ale żem przysiągł na sekret, wyjawić go nie mogę.
Dobrze to powiedziano, że najszczęśliwsze takie panowanie, o którem mało co mówić można. Takie było przez lat ostatnich więcej ich trzydzieści Augusta. Mimo zardzewiałe od wieków zawiasy, zamknął drzwi kościoła Janusowego. Płakali starcy na ten dla siebie nadzwyczajny widok, czuła młodzież wdzięki pokoju; August widząc się być celem błogosławieństw ludu rzymskiego, nie mógł wstrzymać łez radosnych. Poznali naówczas wszyscy, jak najwspanialsze tryumfy nie warte wchodzić w porównanie z tą szczęśliwością, którą pokój za sobą prowadzi.
XXIII. Ja niegdyś wychowaniec domu Annibala, który przeto największym byłem Rzymian nieprzyjacielem, nieznacznie przyzwyczaiłem się do nich, i już drugą porę wieku między nimi przepędzając, nie tylko straciłem powziętą odrazę; ale nawet pomimo zdrożności niezliczone, przeniosłem ich przecie nad Greków. Zawsze ten naród piętno chytrości na sobie nosił.
Ci, którzy znacznym przypadkom nadają zawsze jakoweś nadzwyczajne przyczyny, składają śmierć wnuków Augusta na Liwią jego małżonkę; matkę następcy Tyberyusza. Śmierci te usłały mu prawda drogę do tronu. Liwia była pełna ambicyi, kochała syna. Ale z drugiej strony pełna była roztropności, obyczajów niepodejrzanych, kochała męża. Te okoliczności na bezwzględnej położone szali, powinnyby usprawiedliwić Liwią. Moje za nią świadectwo nie powinno być podejrzane, nie tylko albowiem żadnej mi łaski nie wyświadczyła, ale owszem w pewnym interesie tak była na przeszkodzie, iż mimo obietnice Augusta, źle dla mnie poszedł. Ciężko wyniesionym ludziom utaić się przed bystrem okiem tych, którzy na nich z dołu patrzą: ztem wszystkiem reputacya tej pani tak bjła ugruntowana, iż w czasie śmierci Druza, Kajusa, Lucyusza, lubo każda z nich przybliżała jej syna do sukcessyi Augustowej, przecież żaden z Rzymian źle o niej sądzić nie śmiał. Może oszukiwała wszystkich zacząwszy od męża : ale gdy chcemy sądzić o wewnętrznych każdego wzruszeniach, lepiej jest omylić się w usprawiedliwieniu, niż potępiać, może, niewinnych.
Umarł August w Noli dnia dziewiętnastego Sierpnia, który miesiąc na jego cześć nazwano Augustem, zwał się przedtem Sextilis. Śmierć jego przypadła w roku czternastym po Narodzeniu Chrystusa Pana. Monarcha ten wielkie miał do rządów przymioty, i stał się wzorem co do polityki, nie tylko następców swoich, ale i wszystkich królów. Wyżej wspomniałem, jak przez cały czas panowania swojego łudził Rzymianów, i świat cały okazaniem modestyi i wstrzemięźliwości nadzwyczajnej. Scenę złożenia ciężaru rządów najwyższych co lat dziesięć punktualnie wyprawiał, pewien, że będzie proszony, aby wziął nazad, co oddawał; oddawał to niby z ochotą, co gwałtem był zabrał, a senatów mniemany, jakby się z nim zmówił, raz go prosił, drugi raz przymuszał, łajał i rozkazywał, żeby koniecznie to uczynił, czego on z duszy jedynie pragnął.
Śmieli się na ustroniu z tej komedyi przystojni ludzie, śmiał się zapewne i on sam; a widząc takową podłość, utwierdzał się w zdaniu, iż Rzymianom złotych kajdan potrzeba było. Jakoż, ile możności, dogadzał pospólstwu, i lubo z natury oszczędny, na igrzyska, drogi publiczne, struktury i inne powierzchowne ozdoby, niczego nie żałował. Znać to było po Rzymie za jego panowania zupełnie odnowionym, o którym umierając nie bez racyi powiedział, że ten, który ceglanym zastał, zostawiał marmurowym.
Z natury nie był samochwalcą, ale lubił, gdy go dowcipnie i delikatnie chwalono : do czego przyzwyczaili go nieznacznie Horacyusz z Wirgiliuszem. Owidyuszowe wymuszone i zbyteczne pochwały, że były skutkiem umysłu nieszczęściem upodlonego, żadnej korzyści autorowi nie przyniosły.
Byłem przy jego śmierci, a te mniemane słowa, gdzie życie swoje do komedyi przyrównał, w ustach tego poważnego monarchy nie postały. Mówił wiele przed śmiercią, ale ostatnie jego dyskursa ściągały się do rządów państwa, i innych podobnych okoliczności.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Przypadki i podróże Gulliwera opisane były przez sławnego Jonathana Swifta, Dziekana kollegiaty Sgo Patrycyusza w Dublinie.
  2. Hinc in regnum Sophitis perventum est. Gens, ut barbari sapientia excellit, bonisque moribus regitur.
  3. Munimenta quoque castrorum jussit extendi, cubiliaque amplioris formae, quam pro habitu corporum relinqui, ut speciem omnium augeret, posteritati fallax miraculum praeparandi.
  4. Major e longinquo reverentia.Tacit.
  5. Tantusque fuit ardor armorom, adeo intentus pugnae animus, ut eum motum terrae, qui multarum urbium Italiae magnas partes prostravit, avertitque cursu rapido amnes, mare fluminibus invexit, montes lapsu ingenti proruit, nemo pugnantium senserit. T. Liv. lib. XXII. c. v.
  6. Liberemus, inquit, diuturna cura populum Romanum, quando mortem senis expectare longum censent. Nec magnam, nec memorabilem ex inermi proditoque Flaminius victoriam feret. Mores quidem populi Romani quantum mutaverint, vel hic dies argumento erit. Horum patres Pyrrho regi, hosto armato, exercitum in Italia habenti, ut a veneno caveret, praedixerunt : hi legatum consulnarum, qui auctor esset Prussiae per scelus occidendi hospitis, miserunt. Liv. I. XXXIX. CLI.
  7. Cognoscat orator rerum gestarum et memoriae veteris ordinem, maxime scilicet nostrae civitatis sed et imperiosorum populorum, et regum illustrium : quem laborem nobis Attici nostri levavit labor; qui conservatis notatisque temporibus, nihil cum illustre praetermitteret, annorum septingentorum memoriam unico libro colligabit. Cic : cle Oruture.
    Pliniusz w księdze 35 wyraża : iż nie tylko kronikę według lat historyi Rzymskiej, ale życia wielu znacznych mężów Attykus opisał, z wielką pilnością i dokładnością.