Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

padłem na twarz, i adorując najwyższą Opatrzność, dziękowałem za tak wielkie dobrodziejstwo. Udałem się natychmiast do owego szczęśliwego drzewa. Z wielkiem staraniem zebrałem wszystek ten zsiadły sok, i napełniłem nim dość sporą puszkę, w tej nadziei, że gdy do sędziwych lat przyjdę, tym sposobem znowu może będę mógł odmłodnieć. Patrzałem, czyli podobnego drzewka w blizkości nie znajdę, ale zabiegi moje były próżne.
Chęć powrócenia do ludzi opanowała natychmiast serce moje; udałem się więc w tęż stronę, jak mi się zdawało, z której przyszedłem: ale po trzymiesięcznej podróży żadnego człeka nie znalazłszy, resztę drogi odprawiałem już na domysł, i po bardzo długiem pielgrzymowaniu, poznałem nakoniec, żem zaszedł do kraju mieszkalnego.
II. Widok kraju mieszkalnego osobliwą we mnie sprawił czułość. Przez lat kilka od towarzystwa ludzkiego oddalony, z jednej strony pragnąłem mój rodzaj nanowo poznać: z drugiej, obawiałem się dawniej spróbowanych niesmaków; a dotego nie wiedząc w jaki kraj i do jakich ludzi przyszedłem, byłem razem ciekawym i niespokojnym.
Z pierwszego wejrzenia kraj się wydawał piękny i ludny, role były dobrze uprawne, a zdaleka widać było miasto, którego gmachy wyniosłe i okazałe, utwierdzały mnie w zdaniu, żem do narodu ćwiczonego, znającego się na rolnictwie i kunsztach trafił. O kilkanaście staj od miasta postrzegłem na boku kilka domów nizkich mniej ozdobnych, wniosłem sobie, iż to były mieszkania rolnicze, udałem się tam.
Odzież moja niezwyczajna zadziwiła mieszkańców, dzieci przestraszone z krzykiem uciekły i pochowały się; a tymczasem zbliżywszy się ku mnie człowiek jeden sędziwy, dał mi rękę na znak dobrego przyjęcia: mówił do mnie, ale ani ja jego języka, ani on mego zrozumieć nie mógł. Wszedłem do domu porządnego z owym gospodarzem, przyjął mnie z wszelką ludzkością, i do stołu, z sobą zaprosił. Gdy się uczta skończyła, domyśliłem się z giestów jego iż mnie prosił, abym się póty w domu jego zatrzymał, póki z miasta nie powróci; przestałem na jego żądaniu, on zatem poszedł. Około zachodu słońca powrócił i z nim pięciu innych: z tych czterech musieli być żołnierze, mieli albowiem łuki w ręku i strzały w kołczanach; piąty zapewne ich wódz, dał mi znać przez giesta, iż potrzeba, abym szedł z niemi do miasta, dodał i to giestami, iż mnie bierze na swoję rękę, i nie mam się niczego obawiać. Szedłem natychmiast z nimi ochotnie.
Miasto było dość ozdobne, porządne i ładne; domy inakszym prawda kształtem budowane, niżeli u nas, przystojne jednak i wygodne. Zaprowadzono mnie do gmachu obszerniejszego nad inne, domyśliłem się, iżto było mieszkanie króla albo rządzcy tego miasta. Nie byłem zaraz przypuszczony do audyencyi, ale zaprowadzono mnie do jednej izby na ustroniu; stanął u drzwi na warcie jeden z tych żołnierzy, którzy mnie przyprowadzili. Wkrótce potem wszedł do mnie człowiek sędziwy, który przez giesta pokazywał, iż mnie będzie uczył języka tamtejszego: chętnie na tem przestałem, i pokazałem, iż mam wielką do tego ochotę.
Codziennie dwa razy przychodził do mnie nauczyciel, i w kilka niedziel już mogłem rozumieć gadających, zczasem sam mówić dość dobrze nauczyłem się. Po czterech miesiącach nauki zaprowadzono mnie do rządcy: odpowiedziałem, na jego pytanie dostatecznie tając jednak moję trwałość i przymiot balsamu. Pudełko, gdzie był zachowany, było złoto; bojąc się więc, żeby dla szacunku kruszcu obywatele tamtejsi nie wzięli mi go, kazałem podobne z blachy zrobić, a dawniejsze darowałem mistrzowi, wprzód pilnie z niego maść owę wyjąwszy.
Kraj ten nazywał się Poro-stan, monarcha Poo-roch, którego Grecy wredług zwyczaju swego, nazwali Porusem. Gotował się na wojnę: wieść się albowiem w okolicach rozeszła, iż lud jakiś od zachodu wojenny, pod wodzem bitnym, zuchwałym, wiele innych narodów zwojowawszy, zbliżał się ku Indyi,
Rozumiano zrazu, iż byłem szpiegiem tego wojska, i dla tego straż mi była przydana, gdy więc poznali, iż skądinąd przyszedłem, rządca posłał mnie do króla. Nie było go w stolicy, wyszedł był albowiem z wojskiem, chcąc nad brzegami Hidaspu bronić wnijścia tym zbójcom przychodniom i ich hersztowi, tak albowiem lud ten gruby nazywał Macedonów, i sławnego w Europie dotąd Alexandra.
Król, jakem był przed niego stawiony, nie czynił mi wiele kwestyj, ale kazawszy mnie zmierzyć, i widząc, żem miał wysokości stóp pięć i calów półjedenasta, wziął mnie do swojego półku. Dano mi łuk, strzały, dzidę jednę większą, drugą mniejszą; a żem się nie umiał z tą bronią obchodzić, setnik tak rzęsisto względem mnie używał kija, iż w kilka dni stałem się rycerzem ćwiczonym i w mojej professyi biegłym. W naszym kraju ten rodzaj nauki nie był używany, ale też nie było rycerzów.
Ruszyło się w kilka dni wojsko nasze, ile że wieści coraz świeższe przychodziły, iż ów Alexander zwyciężywszy króla Taxyla, ku nam się zbliżał. Część wojska była nad rzeką pod komendą brata Parocha Nazardynga. Król preświadczony o tem , iż przytomność monarchy w podobnych okolicznościach najwięcej dopomaga, śpieszył się, ile możności, ażeby całe wojsko zebrane razem, broniło przejścia rzeki. Niedostateczną czyni o tem wzmiankę Kurcyusz historyk Alexandra; a że bardzo wiele pobobnych omyłek znajduje się w jego xiędze, ja jako świadek oczywisty tych dziejów, mam to za powinność, ażebym, ile możności, czytelników z błędu wywiódł, powiadając szczerze, co się, jak i kiedy działo. Mniemam, iż może rzetelne powieści przywiodą uczonych do nowej edycyi tego autora: ręczę, że będzie najlepsza, bo prawdziwa.
Pisze Kurcyusz, iż wojska Porusowego było 30,000, pieszych; było nas tylko 22,000; słoniów 85, było tylko 32; o wozach wspomina, że było 300, tych liczby nie pamiętam, ale wtem nagany godzien, że o jezdzie nie czyni wzmianki, a było nas 6,000. Pisze o Porusie, że był postaci ogromnej, dodając te słowa: par animus robori corporis, et quanta inter rudes poterat esse sapientia. Kraj Indyjski nie był dziki, tenże sam autor zapomniał o tem, iż tamtejszych mędrców Brachmanów chwalił. A nakoniec, jeśli szło o dzikość, nie wiem, kto dzikszy; czy ten, co bez żadnego prawa spokojne narody wojował, czyli ten, który swojej własności bronił?
Pisze dalej Kurcyusz, iż Alexander fortelem Porusa zwyciężył, kazawszy rozbić namioty swoje nad brzegami Hidaspu, tam gdzie go przebywać nie miał. Attala podobnego do siebie, w własne swoje szaty ubranego tam osadził. Indyanie mniemając, ze sam Alexander przy-