Historya (Krasicki, 1830)/Xięga II
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Historya (Krasicki, 1830) |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym |
Wydawca | U Barbezata |
Data wyd. | 1830 |
Miejsce wyd. | Paryż |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
I. Po śmierci Augusta zostawaliśmy przez czas niejaki w niepewności, kto, czy Tyberyusz, czy Germanikus miejsce jego odzierży. Wyprowadził nas z niej obrotny umysł Liwji. Tyle u przedniejszych, w wojsku i senacie wymogła, iż się Tyberyusz utrzymał. Germanikus, naturalny sukcessor, przenosząc dobro państwa nad własne, wolał krzywdę ponieść, niż być przyczyną domowej wojny.
Gdyby najwyższa godność od wyboru pospólstwa naówczas była zawisła, nie byłby cesarzem Tyberyusz. Sztucznem matki podejściem on zyskał tron, Germanikus cnotą serca Rzymianów.
Tyberyusz był takim właśnie, jakim go opisał Tacyt, najwyborniejszy serc i charakterów ludzkich wybadacz. Pod pozorem skromniejszej jeszcze od Augusta postaci, taił ambicyą, nienasyconą, serce dzikie, umysł zazdrosny. Żeby dogodził ponurości swojej, wmawiał w Rzymiany powagę przodków i wstrzemięźliwość. Małomówność udawał za ustawiczne nad dobrem publicznem rozmyślanie, chrzcił zemstę bezwzględną sprawiedliwością, nienawidząc ludzi, krył się przed wszystkimi, zbytecznie niby interesami zatrudniony. Tyran ten przemyślny omamiał dość długo patrzących na siebie, aż nakoniec sprzykrzywszy sobie nieznośną dyssymulacyą, w zakącie Kaprei wynurzył dla ambicyi i bojaźni poskramiane na oko passye.
Bojąc się lud obrazić, czynił największe dystynkcye Germanikowi, ale, ile możności, oddalał go od stołecznego miasta.
Przykład monarchów nader dzielny jest : Rzym za Augusta ozdobny, wesoły, stał się pod Tyberyuszem posępnym i smutnym. Bojaźń szpiegów nauczyła wszystkich ostrożności : najpoufalsi przyjaciele bali się wzajemnego podejścia, ci zaś, którzy się chcieli przypodobać panującemu, wtrącali się w posiedzenia, na to czuwając, jak słowo nieostrożne podchwycić, albo sztucznem wybadaniem przymusić do niedyskretnej odpowiedzi. Nauki, nienawidzące jarzma wyniosły się z upodobanego niegdyś siedliska, i jeżeli w tym czasie wyszły na świat jakowe xięgi, znać było, że wiek złoty upłynął. Wellejus Paterculus, Maximus, Pomponius Mela, Votienus, Gratius, nadto byli słabi następcy Liwiuszów, Horacyuszów, Fedrów, Wirgiliuszów.
Domy Lukulla spustoszałe, zarosłe jego rozkoszne ogrody; mniej przyjaznych niegdyś Tyberyuszowi, Agryppy i Mecenasa zelżona pamięć, Sejan nieprawy na najwyższe godności wyniesiony, wszystko wypędziło mnie nakoniec z Rzymu. Osiadłem więc na wsi nie daleko brzegów rozkosznych Miseny i Bejów. Tam spokojne w zaciszu życie prowadząc, syt aż nadto miejskiego życia stałem się rolnikiem.
Lubo miałem przedtem tak blizko Efezu, jako i niedaleko Rzymu folwarki, używałem ich tylko dla mojej wygody, a zaprzątniony innemi zabawami, mniemałem podłością myśl o uprawie roli, stodołach i szpichlerzu. Wywiodła mnie z błędu moja naówczas sytuacja : uznałem rolnictwo niesłusznie wzgardzone najprzyzwoitszą człowieka zabawą. Lemiesz, pług, brona, straciły w oczach moich niesprawiedliwą odrazę.
Kupiłem potem folwark nad brzegiem morskim, tento był właśnie, w którym niegdyś wielki ów Scypion Afrykański daleki od zgiełku, resztę życia swojego przepędził, późniejszemi czasy drugi tegoż nazwiska zburzyciel Kartaginy tam przemieszkiwał. Pamięć tak wielkich ludzi przymilała mi to miejsce : z siebie oprócz rozkosznej sytuacyi żadnej inszej ponęty nie miało.
Jeszcze stał domek, w którym ci przezacni mężowie mieszkali, nie śmiałem go przyczyniać, ani żadnej czynić odmiany, zreparowałem tylko mury, i wyczyściłem przyległą winnicę. Stał nie daleko budynku wybujały kasztan, pod jego cieniem, jak tradycya niosła, najczęściej Scypio spoczywał : ogrodziłem go naokoło, żeby od przechodzących szkody nie poniósł. Łazienka była na ustroniu, już wcale zrujnowana, tę podźwignąłem, i do pierwszej pory przyprowadziłem; statki jeszcze niektóre do kąpieli służące, pod gruzem się znalazły, te kazałem, zreparować, i ze czcią na dawnem miejscu postawiłem, przydawszy inskrypcją na marmurze : « Dla wiecznej pamiątki. »
W kącie raz domu, gdym go reparował, postrzegłem szaleczkę skrytą, klucza do niej nie było, a zamek zupełnie zardzewiały oznaczał, iż od dawnych czasów nie była otwierana. Gdym więc otworzyć ją kazał, znalazłem w niej niektóre xięgi, a między inszemi komedye Terencyusza. Znać było, iż manuskrypt ich był oryginalny, a gdym go w Rzymie produkował, pokazało się, iż był pisany ręką samego Terencyusza, ale z wielą i dodatkami i poprawami, tak Scypiona, jako i Leliusza jego przyjaciela. Potwierdziło to więc i mnie, i innych w tem, o czem tylko wieść była przedtem, że komedyj tych, nie sam tylko Terencyusz był autorem.
Czas, który zbywał od zabaw gospodarskich, łożyłem na roztrząśnienie przedziwnych dzieł przyrodzenia. Stąd wzbijając myśl wdzięczną do najwyższego wszech rzeczy sprawcy, wielbiłem Opatrzność, a w uczciwej mierności niezazdroszczący, niezazdroszczony, byłem szczęśliwym.
Nie raz w chłodzie rozłożystych drzew gaiku mojego siedząc na miękkiej murawie, przebiegałem myślą wszystkie życia mojego okoliczności; żołnierz, celnik, dworak, mieszczanin, filozof, poznałem, iż szczęśliwość nie od powierzchownej sytuacyi, ale od sposobu myślenia naszego zawisła. Poznałem, iż rozum zacieczony w zbyt głębokie spekulacye, nadto się daleko zapędza, a chcąc przejść zamierzone sobie granice, im więcej się sili, tym mniej poznaje. Poznałem, iż kto się zbytecznie na własnem mniemaniu zasadza, i innych zwodzi, i siebie nie uszczęśliwia.
Umarł Tyberyusz. Rzym oswobodzony z ciężkiego jarzma, w gorszą jeszcze wpadł niewolą. Monstrum natury Kaligula pamięć przodka uczynił słodką. Zdało się, iż niebios wyroki udzielając Rzymianom nieprawych monarchów, mściły się za świat. Ja wieśniak z powieści tylko dowiadywałem się o okrucieństwie Kaliguli, o niedołężnosci następcy jego Klaudyusza.
Dopiero gdy Neron na tron wstąpił, lud nowości chciwy, powabnemi ujęty pierwiastkami świeżego panowania, cieszył się słodką nadzieją dalszych rządów, ile, że widział w największym kredycie u nowego monarchy Senekę filozofa, niegdyś nauczyciela jego. Zdjęty ciekawością poszedłem z innymi do Rzymu, abym poznał, coto był za monarcha, wychowaniec filozofa, który miał świat uszczęśliwić.
Najpierwszy raz przyszło mi widzieć Nerona, kiedy wpośród senatu, dworzan, gwardyi, szedł do Kapitolu oddawać bogom ofiary. Szedł około niego z jednej strony Seneka, z drugiej Burrhus wódz Pretoryanów; Agryppina, jechała zdaleka w złocistym wozie, niezliczonym wszelkiego rodzaju i kondycyi ludzi orszakiem zewsząd otoczona. Znać było na jej twarzy niezwyczajną radość z wyniesienia syna; ale choć się przymuszała do tego, aby się pokazać łagodną i przystępną, można było przecie niekiedy poznać, iż gwałt czyniła naturze swojej hardej i wyniosłej.
Postać Nerona wcale mnie przeraziła. Oczy jaskrawe, powieki zapuchłe, postać surowa oznaczała zawczasu, czem miał być potem. Seneka chciał w reprezentacyi swojej zgodzić dworaka z filozofem, ale i tego zdradzała powierzchowność. Sam tylko w owej zgrai Borrhus okazywał jeszcze postać prawego Rzymianina. Zdało mi się w nim widzieć jednego z owych wielkich mężów, których cnocie i męztwu świat się poddał.
Krzyczał lud płochy, a Seneka nieznacznie trącał Nerona, żeby oświadczał wdzięczność za okrzyki: znać, iż ta nieludzka dusza nie miała czułości : a polityk nauczyciel dobrze go znający, omamiał lud próżną nadzieją. Gdym się badał o przyczynę nadzwyczajnych aplauzów, dowiedziałem się, iż stąd pochodziły, że Agryppina z Seneką prześladowaniem swojem przynaglili do tego Narcyssa, wyzwoleńca Klaudyuszowego, iż się sam zabił. Wielbił lud tak wielką akcyą, ile że ten Narcys skarb publiczny okradł; ale gdy się dowiedziano potem, iż jego bogactwy Agryppina z Seneką podzielili się, a do skarbu nic się nie wróciło, przestały aplauzy. Seneka filozof gardzący zdaniem podłego gminu, dał pieniądze w lichwę po piętnaście od sta, rachując rok na dziesięć miesięcy.
Do jakich bogactw ów mniemany gardziciel dobrego mienia przyszedł? jak się w życiu sprawował? jeżeliby rzetelnej mojej powieści nie chcieli wierzyć czytelnicy, niech patrzą w rocznych dziejach Tacyta w rozdziale 42 księgi 13, co ten w ustach Suiliusza, na którego Seneka instygował, kładzie : Nec Suilius questu aut exprobratione abstinebat; præter ferociam animi extrema senecta liber et Senecam inerepans : Infensum amicis Claudii, sub quo justissimum exilium pertulisset. Simul studiis inertibus, et juvenum imperitiæ suetum, invidere his, qui vividum et incorruptam eloquentiam tuendis civibus exercerent. Se Quæstorem Germanici, illum domum ejus adulterum fuisse, Qua sapientia, quibus philosophorum præceptis, intra quadriennium regice amicitiæ ter millies sestertium paravisset[1]? Romæ testamenta et orbos velut indagine ejus capi. Italiam et provincias immenso fænore hauriri, etc.
II. Zjściło się moje przewidzenie, kunszt nie długo trwał, a przewrotna Nerona natura zrzuciwszy założone tamy, tym sroższą się wydała, im dłużej gwałtownie w zapędach swoich wstrzymana była. Agryppina, która tylą niezbożnościami usłała synowi drogę do tronu; godną od tegoż syna odebrała nagrodę. Seneka filozof, który tyle pisał o wzgardzie śmierci, zląkł się jej, gdy na śmierć był skazany; zdrętwiałe od strachu żyły musiano w wannie rozgrzać, żeby krew poszła. Reszta konjuratów, a między nimi Pison i Lukan, synowiec Seneki, przypłacili życiem nie dobrze ułożoną z tym filozofem konspiracyą.
Uciekłem z Rzymu do mojej wioski, nie mogąc znieść tylu okrucieństw. Już mnie brała myśl zabić Nerona, ale nie byłem filozofem, jak Brutus, albo Seneka. Prostota moja mówiła mi, iż dla jakiegożkolwiek, choćby i najpozorniejszego pretextu, monarchów zabijać się nie godzi: iż ten tylko nad cudzem życiem ma władzę, któremu ją prawo w potrzebie nadaje, iż prywatnym perswadować, przestrzedz, prosić można, ale się nie godzi zabijać. Powróciłem więc do mojego spokojnego kącika, i płakałem nad nieszczęściem rodzaju ludzkiego, płakać albowiem godziło się.
Po lat kilku nastąpił bunt Windeja i Galby. Neron w szczęściu nieznośny, w przygodzie podły, doznał, czego są warte gminu odgłosy. Skoro wieść przyszła o zbliżających się buntownikach, pochlebcy go odstąpili, domownicy odbiegli, senat potępił. Nie znalazł nawet takiego, któryby go zabić chciał, gdy o to prosił. Odważył się przecie na samobójstwo, ale żeby miał w tym punkcie mówić : quantus artifex pereo, zbytek ten szaleństwa podobno skomponowali historycy, chcąc jeszcze bardziej oczernić pamięć jego.
Tejże fabryki dzieło, Rzym umyślnie przez niego zapalony, żeby go kształtniej odnowił. Byłem ja jeszcze w Rzymie podczas tego pożaru, i widziałem na swoje oczy, że nie grał naówczas na lutni, ale sam był wszędzie przytomny, i dawał rozkazy do ugaszenia. Jak zaś pokazał się być czułym w tej okazyi, tak można mówić, iż z jego szczodrobliwości Rzym się odnowił i powstał; a że był wybornego gustu, i w architekturze biegły, budynki nowe, ułożenie ulic wygodne i proste, Rzym nierównie okazalszym uczynił, niż był przedtem.
Po śmierci tego tyrana, za Galby, Ottona i Witelliusza krótkich rządców, Rzym był w ustawicznem zamięszaniu, odetchnął dopiero pod Wespazyanem. Sława sprawiedliwie nabyta poprzedziła go. Gdy się ku Rzymowi zbliżał, zaszedłem mu drogę z innymi, i z niezmiernym całego prawie ludu rzymskiego orszakiem wszedł do stołecznego miasta. Mąż już letni, ale jeszcze czerstwy, przystępny, ludzki, modestyi pełen. Wydawały się ze wszystkich stron okrzyki, nie owe przymuszone, jak za jego poprzedników, ale uprzejme i z serca pochodzące.
Przecież i ten wielki mąż, że na wzór Nerona ustawicznemi igrzyskami ludu nie pieścił, gdy nie mogli innej w nim wady znaleźć, nazwali go łakomym i skąpym. Pisarze historyj rzymskich poszli ślepo za tą powieścią, i nie uważając, iż skarb publiczny rozrzutnością Nerona, odmianą następców, domowemi wojnami był wyniszczony, obywatele podatkami uciśnieni, wojsko niepłatne, a do buntów skłonne. Trzeba było oszczędnością potrzebom nagłym całego państwa dogodzić, trzeba było i przyszłym potrzebom zabiegać. Czuł to Wespazyan, i nie oglądając się na płoche wieści, ujmował sobie, żeby poddanych uczynił szczęśliwymi. Panem et circenses, wołał lud rzymski, który tego nie czuł, iż ich chleb i igrzyska prowincje opłacać musiały.
Odżyłem z Rzymianami pod dobrym rządem, i lubo sam niegdyś byłem filozofem, nie miałem przecie za złe Wespazyanowi, iż filozofów z Rzymu wypędził. Pod pretextem rozpostarcia rozumu ludzkiego, mniemani ci mędrcowie rzucali się zuchwale na wszystkie religji i prawa obowiązki. Wespazyan nieczytelnik trzymał się dawnego toru, a reformatorowie narodu ludzkiego, z wielkim żalem uczniów swoich, musieli pójść precz.
Że się jednak znał Wespazyan na prawej Filozofji, dał tego dowód, wyłączając z liczby wygnańców Musoniusza. Chodził ten filozof w długim płaszczu, jako i inni, ale czytał wiele, pisał mało, mówił jeszcze mniej, a to co mówił, zmierzało ku zamiłowaniu cnoty, zachowaniu prawa, zadosyć uczynieniu obowiązkom religji. Mówił mało a skromnie, nie znieważał tych, którzy byli przeciwnego zdania, nie gardził tymi, co mniej od niego umieli, nie definiował tego, o czem nie wiedział, ani powiadał, że wszystko wie.
Przez lat kilkanaście uszczęśliwiał Rzym panowaniem swojem dobry cesarz Wespazyan; śmierć jego była okazyą powszechnej żałoby, i ta byłaby dłużej trwała, gdyby syn i następca Tytus, słodszemi jeszcze rządy Rzymian nie pocieszył. Przez półtrzecia roku panowania, wylany na dobro rodzaju ludzkiego, nie przestał dobrze czynić, i wtenczas nawet, gdy mówił, że dzień stracił, nie stracił go; zostawił albowiem w tych heroicznych słowach wiekopomną monarchom naukę.
III. Nie godzien był świat Tytusa. Następca i brat jego Domicyan, o którym już dawniej wszyscy złą mieli opinią, sprawdził swojemi postępkami powszechną wróżbę. Widząc na co się zanosiło, wiekiem też zwątlony umyśliłem odmłodnieć, co się stało tamże, gdzie i przedtem, dnia 22go Listopada, roku po Narodzeniu Pańskim 81go. Tą razą nie czując przywar starości, przedłużyłem nad zwyczaj odmłodnienie moje : nie inszą takowej czerstwości mojej przyczynę kładę, nad spokojne życie i pracę około rolnictwa.
Wprzód niż nowy wiek zaczynać miałem, przedałem mój folwark, i wszystkie sprzęty spieniężyłem, oprócz biblioteki, którą w pewnem miejscu na ustroniu złożyłem. Nazwisko wziąłem Lucius Agalho, i zaszedłszy do Rzymu, świadek okrucieństw Domicyana, takem go sobie obrzydził, iż po kilkoletniem mieszkaniu, postanowiłem nakoniec nie tylko Włochy, ale całe państwo Rzymskie opuścić.
Właśnie przed mojem z Rzymu wyjściem przybył tam ów sławny Apoloniusz z Tyanu, ażeby i siebie i filozofów wywołanych przed Domicyanem bronił. Zatrzymałem się umyślnie, żebym go poznał, i był świadkiem jego akcyj, jak powieść niosła, nadzwyczajnych.
Autor życia jego Philostrat czyni go cudotworcą : jakoż do Rzymu od Domicyana był sprowadzony, ażeby dał sprawę tych czynów cudownych, a oprócz tego, było na niego porozumienie, iż się znosił z Nerwą skazanym na wygnanie, i cesarzowi o bunt podejrzanym.
Postać Apoloniusza była przystojna, i znać, że w młodym wieku musiał być urodziwym. Używał stroju, zwyczajnego Sofistom albo filozofom, ale z niejaką różnicą. We wszystkich i potocznych nawet dziełach osobliwość jakowąś oznaczał. Zdawał się być pełen modestyi, znać jednak było i w tem affektacyą. Miał wielu w Rzymie przyjaciół, uczniów, admiratorów, którzy go albo w Grecyi widzieli, albo w Alexandryi, gdy się przed Wespazyanem stawił. Z tymi wszystkimi sprawował się, jak mistrz, a na fundamencie jakowegoś z bóztwem ściślejszego złączenia, dyskursa jego były nakształt wyroków, i niecierpiał, ani zarzutu, ani nawet odpowiedzi.
Byłem przytomny, gdy go przed Domicyanem stawiono. Mimo powieść Philostrata, który twierdzi, iż i cesarz nadzwyczajnem był podziwieniem i strachem zdjęty, i który nakoniec śmie mówić, iż Apolloniusz z pośrodka zgromadzenia zniknął, i tegoż prawie czasu w Puteolach Damisa swego ucznia nawiedził; mimo więc tę bajeczną powieść, powiem rzecz tak, jakem widział i słyszał.
Wszedł Apolloniusz wybladły, drżący, bojąc się, aby tyran albo mu życia nie wydarł, albo go przynajmniej na wygnanie, lub męki nie skazał. Domicyan szczęściem dobrego był naówczas humoru; gdy więc Apolloniusza postrzegł, począł się śmiać, za nim dworscy, a nakoniec, całe zgromadzenie. Zmięszany takowem przyjęciem filozof, chciał mówić, ale mu Domicyan nie dał dokończyć, i kazał iść precz.
Przytomność jego w Rzymie wielu oczy otworzyła, którzy na domysł wierząc, szarlatana uczynili byli cudotworcą.
Najpierwsze miejsce gdziem się zastanowił wyszedłszy z Rzymu, było miasto Bononia. Nie było naówczas okazałe i zbyt ludne, przecież mi się sytuacya jego podobała. Kupiłem więc winnicę na przedmieściu, i tam przez niejaki czas przemieszkiwałem; a chcąc sytuacyi mojej nadzwyczajnej zostawić potomności pamięć, albo raczej aenigma, pod tytułem niby AElii, sam sobie położyłem nagrobek.
Com powiedział, stało się, iż potomność nigdy prawdziwego tej inskrypcyi tłumaczenia nie znajdzie. Żeby zaś uspokoić ciekawość mędrców, a razem do badania potrzebniejszych wiadomości nakłonić, tę życia mojego okoliczność umyślnie kładę.
Trwałość moja nadzwyczajna wyłączyła mnie prawie z liczby ludzi, do czego więc zmierza, nec vir, nec mulier, etc.
Że zaś w czasie odmłodnienia i kończyłem życie, i razem zaczynałem dzielnością mojego balsamu, wyrazić to chciałem temi słowy —
To się reguluje do sposobu mojego życia, nie zastanawiającego się na jednem miejscu.
Reszta inskrypcyi moje nazwisko, naówczas oznacza.
Przeszedłszy góry Liguryi udałem się ku Marsylji, gdzie naówczas i handel wzrastał, i nauki kwitnęły. Osiadłem w tem mieście, a chcąc sprobować sposobu nowego życia, chwyciłem się handlu. Nie były naówczas odkryte jeszcze wszystkie te kraje, które nam teraz do zbytków służą, przecież lubo w mniejszych granicach, był zbytek. Summę przy sobie miałem znaczną, postanowiłem więc puścić się morzem do Alexandryi, i tam towarów zakupić. Wypełniłem to, i dostawszy wiele aromatów azyatyckich założyłem sklep korzenny. Chcąc nie tak na wysokiej cenie, jak na częstem sprzedaniu zyskać, taniej przedawałem od drugich kupców, i dla tego odbyt miałem większy, i prędko zpieniężyłem wszystek mój towar.
Starzy korzenno przyprawiali potrawy, jako to można poznać z xiąg Apicyusza de re Culinaria, dla tej przyczyny handel korzenny bardzo był zyskowny. Aromata arabskie służyły na kadzidła, których wiele używano nie tylko do ofiar w bałwochwalnicach, ale i w domach partykularnych. Koledzy moi widząc tak nagły mój odbyt, poczęli mi go zazdrościć, i idąc raz przez ulicę bez światła, wziąłem w łeb kamieniem, który mi ranę dość szkodliwą pod okiem zadał, czego dotąd bliznę noszę.
W czasie konwalescencyi myśliłem, jak się ustrzedz szkodliwych razów : postanowiłem więc przyjąć do współki tego z korzeniarzów, który najgorzej na mnie patrzył. Byłto jeden z najznaczniejszych Marsylji kupców, niezmiernie chciwy i zazdrosny. Skorom ten krok względem niego uczynił, stał się moim żarliwym przyjacielem, i odtąd już śmiało w nocy bez latarni chodziłem po mieście.
Były ustanowione w porcie Marsylji cła od wszystkich przychodzących z zagranicy towarów. Gdyśmy razu jednego powracali z Alexandryi na własnym naszym okręcie, rzekł mi wspólnik, żebyśmy daleko od portu zawinęli, a tam złożywszy droższe towary, z resztą powrócili do portu : tamte ofiarował się tak sekretnie sprowadzić, iż celnicy przemycenia naszego nie, postrzegą. Zdziwiła mnie nieprawość wspólnika mojego, on równie zdziwiony śmiał się z mojej prostoty, przecież nie mógł na mnie wymódz tego, żebym mu w oszukaniu komory towarzyszył. Oddzielił więc swoję część od mojej, i zachowawszy na ustroniu, przyjechał zemną do Marsylji.
Tam rozłączyliśmy się zupełnie, a jam pod mojem i tylko imieniem tak, jak pierwej sklep korzenny założył. W kilka niedziel potem, gdy ów mój dawny kolega towar swój kryjomo do miasta wprowadzić chciał, postrzegli to celnicy, i odkrywszy, wszystko donieśli do zwierzchności, która na fundamencie praw krajowych wydała dekret konfiskacyi. Przyszedł ów nędzny do mnie z płaczem, jam nie chciał wymówkami przymnażać dolegliwości jego, alem się utwierdził wtem zdaniu, iż poczciwość w jakiejkolwiek bądź życia sytuacyi przecież na dobre wyjść musi.
Marsylija zostawała pod protekcyą rzymską, rządziła i się swojemi prawami, i była niby wolna: ta jednak protekcya bardzo była kosztowna tak, jakem jej w Rodzie niegdyś doświadczył. Podarunki dobrowolne więcej wynosiły, niż kontrybucje, a panowie burmistrze i radni umieli z siebie zwalać takowe ciężary, według zwyczaju dotąd trwającego : co starszyzna ułożyła, to lud zapłacił.
Stan kupca jest dość szczęśliwy, ale według mojego zdania, nie może się równać z rolnictwem. Ustawiczny przemysł imaginacyą natęża, bojaźń straty czyni niespokojnym. Ilem razy wysyłał okręty na morze, lubom się przeciwko nieprzewidzianym przjpadkom, ile możności, uzbrajał, przecież trwożliwosć moja przezwyciężała uwagę i najmniejsze opóźnienie powrotu okrętów odbierało mi sen i apetyt. Przemogłem zczasem tę niewygodną skrzętność : żebym jednak mógł gruntowniej jej zabieżeć, część tylko jednę majętności mojej dość znacznej powierzyłem hazardowi handlu, dwie inne lokowałem bezpiecznie, a za resztę kupiłem nie daleko miasta piękną majętność, i odtąd zacząłem przeplatać rolnictwem miejskie zabawy.
IV. Ciekawość widzenia krajów, i poznania ludzi zapędziła mnie w głąb Gallji. Jechałem ponad brzegi Rodanu uważając z ukontentowaniem piękne jego brzegi i żyżne okolice. Znalazłem się jednego czasu na temże samem miejscu, gdziem niegdyś z Annibalem tę rzekę przebywał. Słodka pamięć wielkiego owego bohatyra zatrzymała mnie tam przez czas niejaki; jużem miał dalej jechać, gdym się dowiedział, iż w pobliższym gaju miał się odprawować doroczny obrządek zebrania z dębu jemioły poświęconej.
Skoro nazajutrz świtać poczynało, udałem się do owego gaju, i zastałem wielką gromadę ludzi rozmaitego stanu. Przed samym wschodem słońca zaczęły się processye; szły naprzód w białych szatach panny parami, i dalej tymże porządkiem młodzieńcy, za nimi niewiasty zamężne, następowali po nich mężczyzni; prowadzono zatem bydlęta do ofiar, szli dalej Druidowie śpiewając pieśni na cześć bogów : kończył processyą starzec poważny, przybrany w białe szaty, i niósł w ręku sierp złoty. Byłto najwyższy kapłan, i zwał się Astyorynx.
Gdy się zbliżyli do najokazalszego dębu, zaczęto bić bydlęta, odezwała się muzyka krajowa, Druidy zaczęli pieśń, którą powtarzały na przemiany chóry panien i młodzieńców, przybranych w wieńce; na końcu kapłan najwyższy uczyniwszy pokłon bogom: trzy razy kadząc obszedł drzewo, wstąpił na schody przystawione, i doszedłszy wierzchołka, zerżnął owym złotym sierpem jemiołę i obwinioną w jedwabną tuwalnią zniósł z uszanowaniem, i na ołtarzu położył. Część jej spalono bogom na ofiarę, inne udzielał niektórym z przytomnych, resztę oddał Druidom do schowania.
Gdy się kończyły obrządki, zaczęła się uczta publiczna na stołach z darnia poświęconych. Astyorynx zaprosił mnie do swojego; a gdy potrawy zebrano, zaczęli Druidowie śpiewać dzieła przodków, cała albowiem historya narodu w pieśniach zawarta była. Słuchali tych pieśni wszyscy z wielką attencyą, osobliwie młodzież, na której znać było impressye powzięte z tych szacownych powieści. Gdy się pieśni skończyły, zaczęła młodzież tańce; starsi zaś okazywali w rozmaitych igrzyskach rycerskie sztuki. Przepędziliśmy dzień cały w wesołości, w tych zaś biesiadach nie mogłem się wydziwić modestyi, ludzkości, wstrzemięźliwości i porządkowi.
Zapatrując się na ich uczciwe i niewinne rozrywki, nie mogłem zgodzić tego widoku z ideą, którą miałem o okrucieństwie, zabobonach i dzikości tego narodu. Spodziewałem się zamiast bydląt, ludzi prowadzonych na rzeź : mniemałem, iż koniec tego obrządku będzie w zgiełku, rozpuście i zbytkach, sądziłem, iż sierp ów złoty oprze się na karku jakiego Rzymianina. Te i inne myśli zabawiały innie podczas biesiady, zapominałem się przeto, i nie wiedziałem, jak mam sądzić o tem, co się przedemną działo. Postrzegł to Astyorynx, i gdy jemiołę w zwykłem miejscu złożono, zaprowadził mnie do swojego domu. Był on nie daleko w pięknej dolinie. Weszliśmy w zasadzone za domem chłodniki, i gdyśmy usiedli nad rzeczką w cieniu wyniosłej topoli, tak do mnie mówić zaczął :
Domyślam się, co było dotąd przyczyną twojego zamyślenia. Zrazu rozumiałeś, iż ołtarze bogów zakrwawimy krwią ludzką, i ciągnąc dalej podobnymże sposobem obrządki, uczynimy cię świadkiem dzikości naszej. Zamiast takowych obrzydliwości, widziałeś pobożność przykładną, radość niewinną, prostotę uczciwą. Juliusz Cezar chcąc może usprawiedliwić niesłuszne, które nam czynił, prześladowania, opisał nas w komentaryuszach swoich, jako ludzi okrutnych, nieludzkich i dzikich. Nie ujął nam odwagi dla tego tylko podobno, żeby swojej sławie dogodził, resztę najniegodziwszych przymiotów zyskaliśmy z łaski jego i jemu podobnych. Nie szkodzi osławienie istotnej cnocie, ale bolesna rzecz jest, widzieć się być niesłusznie oczernionym. Żebym cię ze złej, którąś powziął o nas, opinji wyprowadził, wzywam największego u nas zaklęcia na dowód, że szczerze mówię : dotknij się siwych włosów moich.
Wyperswadowany o rzetelności jego, nie chciałem tej próby; lecz gdy mnie naglił, uczyniłem z respektem to, czego odemnie żądał. On zaś tak dalej mówił : Duma Greków, przemoc Rzymianów przyznały dzikość narodom, i jakby w darach swoich dla nich się tylko wysiliła natura, ledwo nas raczą ludźmi nazywać. Stąd tysiączne uprzedzenia bardziej krzywdzące ich niebaczność, niż naszę reputacyą. Gdyby ci niesprawiedliwi obyczajów naszych wybadacze, chcieli się zastanowić nad tem, co w istotnem tłumaczeniu swojem to słowo dzikość znaczy, nie szafowaliby nazwiskiem, które im bardziej, niżeli nam służy. Mają oni nauki i kunszta, ale nie na tem obowiązki prawego człowieka są zasadzone; mędrzec nieludzki dzikim jest, a ten, i który mocą i przemysłem niewinnych zgnębił dla tego, i że jest wielkim bohatyrem, nie został prawym człowiekiem : choćby dzikich ludzi pokonał, gdy ich pokonał niesprawiedliwie, dzikszym jest, niż oni.
« Takim sposobem zapatrujemy się na Rzymian : ich Juliusz, nieprawy nas zwyciężca, położony jest u nas i w liczbie barbarzyńców nie dla tego, że nas zwyciężył, byłbyto skutek prywatnej zemsty; ale dla tego, iż niewinnych ludzi zaczepił, a w krzywdzie cudzej zasadzając sławę swoję, dla próżnego dobra czynił złość istotną. Na cóż się Rzymianom zdały nieprawe zwycięztwa? Wierz mi, gmach ten źle sklejony, samą się swoją ogromnością zniszczy, i własnym ciężarem nadwątlony upadnie. Ci dumni a okrutni ludzie najechali naszę własność; żeśmy się bronili mężnie, nazwali nas dzikimi, nieludzkimi, okrutnymi. Że rozpacz nasza w zemście nad ich niewolnikami szukała folgi, zmyślali, iż wszystkich, którzy w ręce nasze wpadną, męczymy bez litości, iż czynimy z nich ofiary bogom. Nie usprawiedliwiam ja tej naszej, która się niekiedy mogła trafić, zemsty; ale z nich wzięliśmy przykład. Naznaczyli oni tryumf Juliuszowi, że nas blizko miliona wygubił, myśmy ich i setnej części nie umorzyli. Znosimy teraz po części ciężar ich niewoli, byłby nieznośny, gdyby się naszej rozpaczy nie bali. Zlecamy bogom zemstę naszę; jest jeszcze Opatrzność, która tylko do czasu gwałcicielów ludzkości cierpi.
Prosiłem go razu jednego, aby mi chciał wyłuszczyć, jakim sposobom wolność utracili, i stali się łupem Rzymianów? Tak mi na to odpowiedział : Każde państwo ma swój kres, i rozmaitemi sposobami do niego zmierza. Nasze niegdyś szczęśliwe i wolne, przez wiele wieków miejsce nie poślednie trzymało między innemi narodami. Żyliśmy w kunszta i nauki, prawda, nie zbyt zamożni; aleśmy mieli wolność i bezpieczeństwo, a nadewszystko cnotę nienadwerężoną.
Męztwo Gallów sławne było przed wieki, i ten Rzym, który nas teraz gnębi, sprobował niegdyś waleczności naszej, i gęsiom winien swoję całość. Byliśmy panami ich stolicy, a wojska nasze zwycięzkie dalej się jeszcze oparły, czego świadkiem Gallacya, osada nasza w Azyi. Rzymska potęga coraz rosła, przysunęli się nakoniec w nasze sąsiedztwo podbiwszy Liguryą. Byliśmy natenczas w stanie nader niebezpiecznym, bo między dwóma zbyt potężnemi sąsiadami, Kartagińczykami i Rzymiany. W okolicznościach takowych nieczuli na naszę sytuacyą, zamiast tego, cobyśmy się mieli wzajemnie coraz bardziej jednoczyć i wzmacniać, pod różnemi, a płochemi zawsze pretextami, wadziliśmy się ustawicznie. Każdy miał w ustach dobro publiczne, żarliwość o religią, a żaden szczerze, ani o religji, ani o ojczyznie nie myślał. Mamy na wzór sąsiadów naszych Niemców, prorokinie, te się w sprawy publiczne wdały, a niosąc wśród obrad kobiecą popędliwość, zajątrzyły umysły jeszcze bardziej.
Obywatele nasi przez różne, a po większej części mniej godziwe sposoby przyszli do wielkiej możności. Nierówność kondycyj Rzeczompospolitym zawsze fatalna, bogatych uczyniła tyranami ubogich, ci zaś tyranowie jedni drugim przemożności zazdroszcząc, zaufani w podlej kupie jurgieltników swoich, ustawicznie walczyli o pierwszeństwo, a interes publiczny odłogiem leżał. Uchodziło nam to przez czas długi, nakoniec postrzegli sąsiedzi niebaczność naszę, zrazu i Rzymianie, i Kartagińczykówie z niej korzystali, nakoniec Rzym przemógł Kartaginę, a nas jak łup gotowy pochłonął.
Bawiłem się czas nie jaki u tego zacnego starca, i wiele się od niego nauczyłem względem ich obrządków, praw, obyczajów, historyi; pożegnawszy go nakoniec nawiedziłem pobliższe osady, i po kilkumiesięcznej podróży, wróciłem się do Marsylji.
V. Będąc na wsi, gdym raz ku wieczorowi u brzegu morskiego siedział, a nagła burza pieniste coraz bardziej wznosiła bałwany, postrzegłem zdaleka okręt, który straciwszy maszty i żagle, igrzysko wiatrów, niemi na wszystkie strony rzucany, w oczywistem był niebezpieczeństwie zatonienia. Brzeg był wysoki i skalisty, że zaś wiatr ku niemu ów okręt skołatany pędził, rzecz była prawie niepodobna ustrzedz się rozbicia.
Pobiegłem czemprędzej ku domowi, i zawołałem na czeladź, żebyśmy, ile możności, tonących ratować mogli. Ledwo ci z osękami i sznurami przybiegli, okręt uderzony o skałę z wielkim się trzaskiem rozbił. Ci, którzy na nim byli falami w oka mgnieniu zostali zalani, jeden uchwyciwszy się deski, pasował się. jak mógł z impetem rozjuszonych wałów, szczęściem postrzegłszy nas u brzegu, dorwał się rzuconego powroza, i z wielką pracą naszą na brzeg przecież wyciągniony został. Padł bez zmysłów, myśmy wszystkich zażywali sposobów, żeby go otrzeźwić : gdy jednak nie pomogły, wpół żywego kazałem do domu zanieść, i na mojem łóżku w ciepłej izbie położyć. Przyszedł do siebie po niejakiej chwili, ale wcale nie wiedział, co się z nim stało; i przez kilka dni zdał nam się, że z żalu straty, lub przestrachu, od zmysłów odszedł.
Gdy się mieć lepiej poczynał, i już z łóżka wstać mógł, przyszedłem do niego, a nie chcąc żalu straty rozrzewniać, bawiłem go potocznemi dyskursami : on wysłuchawszy mnie cierpliwie, począł naprzód wielbić moję ludzkość, i wdzięczność wieczystą zaprzysiągł. Spytany o ojczyznę, gdy powiedział, iż był z Efezu, wzbudził we mnie ciekawość dalszego badania. Gdym go o nazwisko pytał, rzekł : iż był panem rozbitego okrętu, i zwał się Neokles. Słodkie to imię wzbudziło bardziej jeszcze ciekawość moję : doszedłem z nieskończoną pociechą, iż to był prawnuk syna owego przyjaciela mojego Neoklesa, który mnie z więzienia wyprowadził, i tak szczodrze na drogę opatrzył.
W dalszych dyskursach z Neoklesem nieznacznie zmierzałem do tego, aby mnie uwiadomił o historyi Stratona : tę gdy opowiedział, pytałem go, co się po odejściu Stratona w Efezie działo, i dowiedziałem się, iż ów Prosagoras synowiec niesprawiedliwie był z dóbr wyzuty przez rządzących naówczas burmistrzów. Nie pozwoliły jednak niebieskie wyroki, żeby się owi złoczyńcy cudzą majętnością cieszyli. Jeden z nich wkrótce umarł, drugi w lat kilka za złą administracyą dochodów publicznych na śmierć skazany, gdy już szedł pod miecz katowski, prosił, żeby mu do ludu mówić pozwolono. Tam dopiero uznawszy, jak się niecnota przed karą niebios utaić nie może, obszernie opowiedział, jakim sposobem, mimo autentyczny list Stratona, jego synowca Prosagorę z dóbr na niego spadłych, wraz z kolegą wyzuli, jak udając go za oszusta osadzili w publicznem więzieniu, i już mu życie odjąć zamyślali, gdyby był dniem przed exekucyą z kajdan nie uciekł. Skończył mowę uznając nad sobą sprawiedliwość wyroków bozkich, a prosząc współobywatelów, żeby dobra Prosagory dopóty były przez rząd publiczny administrowane, póki się on sam, albo który z sukcessorów jego nie znajdzie. To gdy skończył, odebrał zapłatę nieprawości swojej.
Dobra i sprzęty wzięło miasto w administracyą, tymczasem po wszystkich i pobliższych i dalszych miastach i krainach, czynili Efezyanie pilne rekwizycye, czyliby Prosagorę lub krewnych jego znaleźć nie można. Posłano nawet do Indyj, a gdy wszystkie starania były nadaremne, po wyszłych pięćdziesiąt latach, ogród i dóm na publiczne szkoły obrócono, resztę majętności na zapłatę professorów. Dla wiecznej zaś pamiątki w przysionku szkół publicznych postawiono statuy Stratona i Prosagory, i cała ich historya w miejscu wydatnem została wyryta na marmurze.
Że mój pradziad Neokles, rzekł dalej, wyzwolił Prosagorę od śmierci, nikt o tem za życia jego nie wiedział, dopiero po śmierci znaleźliśmy całą tę historyą ręką jego własną napisaną. A że Stratonowi dóm nasz cały swoję winien szczęśliwość, corocznie odkładaliśmy na bok pewną summę, aby gdy kiedykolwiek którego z jego następców znajdziemy, mogliśmy tym sposobem dobroczynność przodka jego zawdzięczyć. Nie trzeba, rzekłem, tego wydatku : więcej wam Prosagoras, bo życie był winien, ale się wypłacił poniekąd z obowiązków swoich, gdy krew jego miała szczęście zachować potomka Neoklesa. Stanął jak wryty na te moje słowa, a gdym się jedynym potomkiem Stratona i Prosagory mianował, począł mnie serdecznie całować i ściskać. Rozpływaliśmy się w wspólnej radości nad tak szczęśliwem zdarzeniem, wielbiliśmy Opatrzność karzącą niezbożność, nadgradzajacą cnotę.
Strata Neoklesa była znaczna, cały albowiem okręt do niego należał; a towarami dość drogiemi był naładowany. Kazałem mu być dobrej myśli, a widząc się już w wieku podeszłym, w kilka czasów potem przed magistratem Marsylji urzędownie przysposobiłem go i sobie za sukcessora.
Czegom przez długi przeciąg wieku mojego nie doznał, pierwszy raz zdarzyło mi się naówczas oglądać syna, choć nie ze mnie zrodzonego, równego jednak szacunku, jak gdyby był moim własnym przez prawo natury. Wydawała się w nim cnota owego Neoklesa, mojego przyjaciela; co mi go zaś jeszcze bardziej czyniło miłym, była taż sama postać i ułożenie, ton nawet głosu. Zdałem mu zaraz administracyą dóbr moich; a gdy w kilka czasów potem do Efezu pojechał, żeby żonę i dzieci do mnie sprowadził, dowiedziawszy się od niego Efezyanie, wyprawili do mnie poselstwo, ofiarując sto talentów srebra, co przenosiło sukcessyą moję pod imieniem Stratona; oprócz tego oddali mi posłowie tacę wielką srebrną, na której postać Stratona wyryta była, a pod nią dekret, którym mnie prawym być jego następcą uznali. Rozrzewniony takowym postępkiem, wystawiłem i znacznemi dochodami opatrzyłem dóm w Marsylji, ażeby w nim przybywający Efezyanie i pomieszkanie, i wszelką wygodę przez cały czas bawienia tam swego mieli.
Wiodłem szczęśliwy wiek na łonie Neoklesa; i gdym już do lat siedmiudziesiąt po pierwszem odmłodnieniu dochodził, z niezmiernym żalem dowiedziałem się, iż syn mój w Tyrze, gdzie dla handlu był pojechał, po krótkiej chorobie życie zakończył. Uczułem tę stratę z niezmiernem umartwieniem, a oddawszy wszystkie dobra pozostałym dzieciom, wziąłem z sobą znaczną summę pieniędzy, i puściłem się do Tyru. Tam gdym przypłynął, sprawiłem wspaniały pogrzeb Neoklesowi. Żebym zaś odmłodnienie moje przyszłe tym lepiej utaił, wsiadłem sam jeden w łódkę u portu, i puściłem się na morze; przybywszy do lądu w miejscu ukrytem, puściłem łódkę nazad, żeby rozumiano, iżem utonął; sam zaś udawszy się między góry, gdziem był pierwej skarby moje złożył, zażyłem mojego balsamu roku pańskiego 152 dnia 29 Marca.
VI. Possessor znacznych skarbów myślałem, jaki sposób nowego życia zacząć, a tyle już innych spróbowawszy, im bardziej determinować się nie mogłem, tym moja sytuacya była przykrzejsza. Wtem odezwała się miłość własnego kraju; powziąłem więc rezolucją dawnej ojczyzny szukać. Zostałem tą razą przy dawnem nazwisku Grumdrypp, co w języku Lugnagianów znaczy kwiat piwonji, i puściłem się na wschód zmierzając ku Hydaspowi, tam gdzie niegdyś wojsko Porusa obozowało. Po drodze dziwiła mnie niezmiernie odmiana widoków. Gdzie były ludne miasta, znalazłem puszcze i stepy, w miejscach niegdyś pustych miasta i wsi. Nie zyskały, jakem mógł miarkować, na tej odmianie azyatyckie kraje : w lepszym daleko były stanie, gdym je pierwszy raz oglądał.
Pielgrzymowanie moje nie było śpieszne, zwracałem się często z drogi dla nasycenia ciekawości mojej. Gdym zaszedł do Indyj, chciałem nawiedzić owych sławnych Brachmanów, u których, jak mówią, Pitagoras oświecenia i nauki szukał. Zastałem ludzi uczciwych, ludzkich, przystojnych, ale ich mądrość nie wyrównywała tej, którą mieli nadal z reputacyi. Wypytywałem się o sławną ich xięgę Zenda-Westa, ale mi z wielką modestyą odpowiedzieli, iż tak wysokie tajemnice lada przychodniom użyczone być nie mogą, i obraziłby się tem Brama, gdyby jego wyroki były wszystkim jawne. Zostawiłem tych mniemanych mędrców w tej dobrej o sobie opinji, i przyszedłem do państw Porusa. Temi naówczas jeden z jego następców rządził.
Stamtąd wyszedłszy, iść chciałem tą, co pierwej drogą, prosto do Lugnag; jakoż wszedłem w nierzmierne stepy, dalej góry, przez kilka czasów błąkałem się idąc zawsze ku wschodowi. Po kilku miesiącach, gdym był na wierzchołku jednej z najwyższych gór, postrzegłem zdaleka równiny wielkie, kraj piękny i mieszkalny. Lubom poznał, żem błądził, przecież zszedłem nadół, i znalazłem kraj porządny, osadny i żyżny.
Przerżnięty był wielą bardzo kanałami, tych brzegi ciosowym kamieniem z obu strou obłożone, mosty na nich wygodne, ale domy i strój mieszkańców, budynki publiczne, ogrody zupełnie odmienne od tego wszystkiego, com dotąd widział. Różnemi, które umiałem językami, pytałem się mieszkańców tamecznych o nazwisko ich kraju. Jeden odpowiedział mi językiem nieco podobnym do mojego w Lugnag : nie mogłem jednak dobrze zrozumieć, co mówił.
Zaprowadzono mnie do pobliższego miasta : tam rządca nie mogąc się odemnie dowiedzieć, com był za człowiek? i skądem przyszedł? wyznaczył mi dóm do mieszkania, gdziem był wszelkiemi wygodami opatrzony, a tymczasem brałem lekcye języka krajowego. Nauczyłem się go tyle, iż mogłem się nieco rozmawiać, i naówczas dowiedziałem się, iż byłem w państwie, które pospolicie Chińskiem zowiemy, w prowincji Qvang-si, w mieście Chang-hia-tong. Rządca tamtejszy, Mandaryn trzeciej klassy, zwał się Langhau. Panował naonczas Houan-ti dwudziesty trzeci cesarz z pokolenia Han.
Gdy mijał szósty miesiąc mieszkania mojego w mieście Chang-hia-tong, przyszedł do mojego domu rządca miasta, i położywszy na stole pudełko w żółty atłas uwinione, ze wszystką swoją assystencyą klęknął przed stołem, i dziewięć razy czołem o ziemię uderzył; patrzałem z zadziwieniem na tę ceremonią, a gdy się skończyła, kazano mi klęknąć przed tem pudełkiem, i tak, jak drudzy dziewięć razy czołem o ziemię uderzyć. Czułem wstręt od tej podłości; postanowiwszy jednak dawniej u siebie żyć tak, jak ci ludzie, w którychbym się kraju znajdował, klęknąłem przed owem pudełkiem, i uderzyłem dziewięć razy czołem o ziemię; dopiero Mandaryn po nowych ukłonach, które ja z nim czynić musiałem, wyjął z owego pudełka rozkaz cesarski, ażebym się w stolicy stawił.
Dano mi natychmiast konie i wozy, i pierwszy raz naówczas poznałem wygodę poczty wozowej i konnej, w kilkaset lat potem w Europie ustanowionej. Każdy krok drogi mojej wznawiał we mnie podziwienie. Właśnie natenczas przypadało święto Lataru; ten mnie widok nieskończenie bawił, gdym obaczył niezmierzone okiem całego kraju illuminacye. Na początku owego święta byłem na wieczerzy u Mandaryna King-hao w mieście Lingkiang.
Po solennej uczcie zaprowadził mnie do galeryi pałacu swego, ku kanałowi wielkiemu obróconej. Tam gdyśmy stanęli w ciemności, nie mogłem pojąć, co to znaczy: w tych właśnie myślach byłem, gdy ogień nakształt pioruna nagle wzniósł się ku górze, a po roztrzaśnieniu jego na powietrzu pokazały się nadzwyczaj śklniące gwiazdy. Zadrżałem patrząc na tak niespodziewane widowisko, w tem gdy kilkadziesiąt podobnych piorunów razem się ku górze z trzaskiem wielkim wzniosło, odszedłszy pranie od siebie, począłem ze strachu krzyczeć i uciekać. Śmiech nastał powszechny.
Mandaryn dogoniwszy mnie jeszcze drżącego w pokojach swoich, zaczął mi tłumaczyć przymioty prochu, sposób robienia rac i fajerwerków. Lubom na jego słowo przestał się bać, tłumaczenia jego były przecie dla mnie niepojętą tajemnicą. Wróciłem się nazad, a oznajmiwszy całemu zgromadzeniu, iż bojaźń moja pochodziła z niewiadomości, uśmierzyłem tym sposobem zgiełk, który mnie martwił. Gospodarz i cała kompania przepraszali mnie za śmiech niedobrowolny : wtem samem jednak przepraszaniu, gdym widział, że gwałt sobie czynili, począłem się sam najpierwszy z siebie śmiać, oni mi dopomogli sowicie.
VII. Po dość przeciągłej podróży stanąłem nakoniec w stołecznem mieście naówczas Nan-king 26go Maja o godzinie drugiej po południu. U bramy urzędnik wojskowy mający straż, wyszedł ku mnie pytając się, kto jestem? i skąd przychodzę? Pokazałem list cesarski, przed którym znowu i ja, i officer i cała warta biliśmy czołem o ziemię dziewięć razy. Jak się te obrządki skończyły, przyszedł zawołany drugi urzędnik, biliśmy znowu czołem o ziemię, na końcu powiedział, iż mnie zaprowadzi do domu dla mnie wyznaczonego.
Nim tam stanąłem, jechaliśmy przez miasto, zawsze w niezmiernym tłoku pospólstwa, więcej jak godzin cztery. Domy nie były tak wspaniałe i wyniosłe, jak miast europejskich, ale ochędóztwo wydawało się nawet powierzchowne : lubo wszystkie prawie były z drzewa, miały przecie okazałość zewnętrzną. Gdym był w gospodzie wyznaczonej, zastałem tam dwóch ludzi do posługi, i wszelką wygodę, żem zaś był ubrany po chińsku, uniknąłem subiekcyi z ciekawości ludowi zwyczajnej, gdy pierwszy raz cudzoziemca widzą; przecież fizyonomia moja zdarzyła mi kilku natrętów, których ledwom się mógł pozbyć.
Przez dwa dni nikt mię nie nawiedził; urzędnik zaś ów, który mnie osadził w tym domu, ostrzegł przy odejściu, żebym póty nie wychodził, póki mnie nie nawiedzi, i powtórnych rozkazów z sobą nie przyniesie. Przyszedł trzeciego dnia rano, i wsiedliśmy na konie mając jechać, jak mi mówił, do rządcy najwyższego miasta, zwanego po tamtejszemu Tchi-Fou. Dóm jego był obszerny i wspaniały, nimeśmy przyszli do sali audyencyonalnej, trzeba było przejść pierwej przez dwa podwórza drzewami wkoło obsadzone, w obudwóch wielkie było mnóztwo, tak domowników, jako i tych, którzy się tam dla interesów swoich udawali.
Gdyśmy się ku sali zbliżyli, ostrzegł mnie mój przywódca, żebym się trzy razy do samej ziemi schylił, po każdym ukłonie rękę prawą na głowie położył, a lewą do góry podniósł. Uczyniłem tak, postrzegłszy rządcę. Był to starzec poważny, ubrany w długie suknie z rękawami do samej ziemi. Materya sukien była jedwabna w kwiaty, na piersiach miał jak tablicę, na której był smok haftowany bez pazurów, ta bowiem dystynkcja samemu cesarzowi służy. Wstał z krzesła, gdy nas obaczył, i przybliżywszy się ku mnie, położył rękę na piersiach. Kazał mi zatem siąść wedle siebie, i z wielką ludzkością zaczął się wypytywać o moim kraju, i przyczynie podróży do państwa Chińskiego. Jestem Rzymianin, rzekłem; i z niezmiernem podziwieniem usłyszałem drugą kwestyą : co to za naród Rzymianie? i w których stronach ich kraj? Nie chcąc ujść za fałszerza, odpowiedziałem, iż kraj Rzymski był ku zachodowi, rząd monarchiczny, obszerność znaczna. Spytał mnie zatem, czy ten kraj tak rozciągły, jak prowincya Kiang-nau? Rzekłem, iż rozciągłości tej prowincyi dobrze nie wiem, ale rozumiem, iż jest większy. Wiele innych było jeszcze pytań jego, na niektóre odpowiedzieć przyzwoicie nie mogłem, ile niewiadomy zwyczajów i historyi Chińskiej.
Przez cały czas rozmowy, sekretarz przy stoliku siedzący odpowiedzi moje notował, co mnie do tym większej ostrożności w odpowiadaniu przywiodło. Ostatnie było pytanie: co mnie za interes do ich kraju przywiódł? Rzekłem : hazard; ale mam go za szczęśliwą życia mojego okoliczność, żem naród tak liczny, możny, ludzki, rządny i doskonały obaczył. Postrzegłem, że ta odpowiedź ukontentowała staruszka; sekretarz ją zapisał; mnie Tchi-fou na obiad zaprosił.
Dyskursa u stołu były poważne i uczciwe, zmierzały najbardziej do obyczajności i rządów; wydawała się tak w gospodarzu, jako i stołownikach wielka modestya, znać jednak było mimo tę powierzchowną skromność, nader wielką o sobie opinią. Dziwowali się naprzykład, iż nie będąc Chińczykiem, mogłem przecie na ich pytania odpowiadać, i do powszechnego ich dyskursu przykładać się niekiedy mojem zdaniem. Skończyła się uczta, a po dość długiej konwersacyi, że czas dania audyencyi publicznej następował, pożegnał mnie rządca, i przykazał mojemu przystawcy, żeby mi na niczem nie schodziło, gdyż taka jest wola cesarska.
Po kilku dniach przyjechał do mnie jeden z Mandarynów, i wraz z nim jechałem do pałacu cesarskiego. Ten w ohszerności swojej równać się mógł największym miastom, podwórz sześć przeszliśmy, otoczonych galeryami i przystankami według tamtejszego zwyczaju, w siódmym staliśmy więcej, niż dwie godziny. Wtem dał się słyszeć odgłos muzycznych instrumentów, i zaraz wszyscy padli na kolana. Gdy się coraz zbliżała muzyka, schylili głowy, a skoro cesarz na tronie usiadł, za daniem znaków, biliśmy dziewięć razy o ziemię czołem. Szli przedemną posłowie koreanów, Tunkina i Miaossy. Przyszła na mnie kolej, wziął mnie zatem pod rękę jeden z Mandarynów, i zaprowadził do sali wspartej na kolumnach, gdzie cesarz siedział.
Byłto człowiek młody, i ile mogłem miarkować, nie oznaczał więcej nad lat 24. Twarz jego była wdzięczna, suknie długie, ale osobliwym krojem, kolor ich żółty, który samej tylko familji cesarskiej nosić się godzi. Stało około tronu kilka przedniejszych Mandarynów, z tych jeden do mnie przystąpił, mówiąc : żebym się wraz z nim ku tronowi zbliżył. Uczyniłem to, a cesarz pilnie się mojej twarzy i całej postaci wprzód przypatrzywszy, rzekł : człowiek, bo gada; ale musi być rodzaj inszy. Pytał mnie zatem, jeżelim umiał język jakowy, niżelim się nauczył gadać w Chinach? Powiedziałem, że umiem język mój własny, kazał mi nim mówić; zacząłem więc życzyć mu zdrowia, lat długich, szczęśliwego panowania; nie dał mi dokończyć, tak się zaczął wielce śmiać, ja zmięszany umilkłem.
Postrzegł to, i rzekł : nie godzi się naśmiewać z cudzych przywar. Ojcowie nasi kazali mieć w uczciwości przychodniów. Zaczął potem wypytywać się o Rzymianach, znać już informowany z indagacyi u rządcy. Odpowiedziałem skromnie na pytania. Gdy muzyka grać zaczynała, pytał, jeżeli mi się podoba? rzekłem : wielce; czy mają Rzymianie? rzekłem : wcale inszą, nie tak przecie wdzięczną. Przy odejściu obrócił się ku mnie, mówiąc : że o woli jego przez Tchi-fou będę informowanym. Ruszył się z tronu, my padłszy na kolana uderzyliśmy według zwyczaju dziewięć razy czołem o ziemię. A gdy się ta ceremonia skończyła, przyniesiono mi od cesarza suknią jedwabną, w którą mnie obleczono, i tak powróciłem do domu.
VIII. Zawołany do rządcy miasta, dowiedziałem się od niego, że cesarz chce, abym mu się prezentował w tym stroju, w którym do państw jego przyszedłem. Uczyniłem zadość rozkazowi, i tegoż samego dnia jechawszy na pałac, byłem stawiony przed cesarzem, który pilnie odzież moję uważając kroju nie zganił, ale materya, że była z wełny zdała mu się zbyt podła. Jakoż nie można było równać fabryk naszych z tamtejszemi osobliwie, co do gatunków i delikatności roboty. Pytał mnie się, czy mam ochotę w Chinach bawić? oświadczyłem wolą moję. A gdy powróciłem do Tchi-fou, ten mi powiedział, iż jestem zapisany w liczbę tych, którzy od dworu mają pożywienie; stancyą i pewną kwotę pieniędzy corocznie sobie miałem wyznaczoną.
Osiadłem więc w Nan-king, a wołany niekiedy do zamku, bawiłem cesarza i dwór cały powieścią zwyczajów europejskich; miałem jednak ostróżność tak o wszystkiem mówić, żeby w porównaniu zawsze przy Chińczykach została preferencya. Miłość własna tak ten naród zaślepiła, iż mieniąc się być najcelniejszą świata częścią, a czyniąc go czworograniastym, centrum zabierają dla siebie, resztę narodów mieszczą po kątach.
Wolny od zabaw, zacząłem opisywać to wszystko, com tam widział, i czegom się mógł nauczyć z ich xiążek i rozmów. Nazwisko Tsin albo Chin, któreśmy im nadali, nie jest im właściwe, poszło zapewne stąd iż pod panowaniem Dynastyi Tsin zaczęli być znajomemi europejskim narodom. Sąsiedzi ich Mongołowie od najdawniejszych czasów zwali to państwo swoim językiem Kataj; Tatarzy, dawniej Hunni Scytowie, mianowali Nikankoru, sami zaś zowią się Tszong-hue, i to jest właściwe tej wielkiej monarchji nazwisko.
Późniejszemi czasy najpierwszy z Europeanów Marcus Paulus Wenecyanin dostawszy się tam, a mieszkając w Pekinie, znalazł mój manuskrypt szacownie konserwowany w bibliotece cesarskiej. Że był pisany po łacinie, trybunał nauk wezwał go, i gdy poznali, że język, którym była xięga pisana, rozumiał, kazali mu przetłumaczyć xięgę po chińsku, dla czego wyznaczali mu mistrzów, żeby się Chińskiego języka uczył. Dość wiele czasu na to łożył, i tyle dokazał, iż mógł być od nich zrozumianym; z tego więc, co im lubo niedoskonale namieniał, domyślając się reszty, własnym językiem xięgi mojej uczynili przetłumaczenie.
Tych wszystkich okoliczności dowiedziałem się od samegoż Marka Pawła, gdym go za jego z Chin powrotem w Europie widział.
Chronologia ich bajeczniejsza jeszcze, niż innych narodów, które mniemając, że na starożytności sława państwa zawisła, ile możności, oddalają pierwiastki swoje. Późniejsze dzieje rzetelne, ile że jest umyślnie na to wysadzone zgromadzenie uczonych, a bezwzględnych Mandarynów, którzy kronikę państwa piszą.
Nauki zastałem kwitnące, nie w takim jednak stopniu, jak u Rzymian i Greków. Kunszta niektóre nieznajome jeszcze naówczas w Europie, dziwiły mnie; w tych jednak, które miały europejskie narody, po większej części celowały Chińczyków. Naród ten ma sposobność do wynalezienia, ale gdy do pewnego kresu, tak w kunsztach, jako jako i naukach przyjdzie, dalej nie postępuje. Co się tycze obyczajności, xięgi ich i ustawy są przedziwne. Konfu-tze, albo jak go pospolicie zowiemy Konfucyusz ich prawodawca, zostawił im takowe przepisy, które najwyborniejszym naszym wyrównywają. W kilka miesięcy po mojem przybyciu byłem świadkiem obrządku tego, gdy cesarz, jako najpierwszy rolnik, własnemi rękami znaczną część roli umyślnie na to odłożonej orze. Wyjechał z wielką wspaniałością, i oddawszy pokłon Tien, tak zowią najwyższą Istność, stanął u pługa, i orał. Inne sztuki pola orały po nim osoby jego familji, i najprzedniejsi Mandarynowie. Tak przykładny obrządek wycisnął łzy z oczu moich. Życzyłbym z serca, żeby monarchowie nasi naśladowali w tej mierze Chińskich, i jak najczęściej przypominali sobie, iż są cząstką zgromadzenia : iż im żywić, cieszyć, uszczęśliwiać, nie gnębić i gubić poddanych należy.
IX. Po dwudziestu i jeden lat panowania, umarł Houan-ti nie mając więcej nad lat trzydzieści sześć. Monarcha przymiotów nienadzwyczajnych, leniwy, dający się rządzić Ministrom i Eunuchom dworskim, przez co wiele się niesprawiedliwości w kraju działo. Ja sam dla tego, żem się był jednemu urzędnikowi dworskiemu Tchang-ti, nie wiem dla jakiej przyczyny, nie podobał, miałem zamknięte wrota pałacu cesarskiego przez ośm miesięcy, ledwom go ubłagał prośbą i podarunkiem, i tak dopiero mi pensyą i inne wygody przywrócono.
Następca tronu tejże, co i przeszły dynastyi, nazywał się Ling-ti, jeszcze gorszy, i nikczemniejszy od przeszłego. Ten, lubo mnie do dworu nie kazał wzywać, wszystko mnie jednak dochodziło punktualnie. Panowanie jego przez lat 21 było takie, jakiego się spodziewać należy pod monarchą, który rządzić nie umie. Pod jego następcą dziecięciem Hien-ti, jeszcze nieszczęśliwsze było państwo; nakoniec Tong-tcho wódz najwyższy bunt podniósł, cesarza zabił, pałac spalił, miasto i wszystkie okolice zrabował. Wtem zamięszaniu straciłem wszystko, a uciekłszy z miasta, skryłem się w jednej małej wiosce, tam kupiwszy mały domek, resztę majętności w gotowiznie zakopałem dla bezpieczeństwa w ogródku moim.
Po wielu rewolucyach Tchao-lie-wang pochodzący z familji dawniejszych cesarzów, zaczął nową dynastyą, którą kronikarze Chińscy zowią Han. Byłto monarcha wojenny, i lubo się w rycerskiem rzemieśle kochał, nie zaczynał przecie wojny dla swojej zabawy. Powiadał on nie raz, iż zwycięztwo monarchę zdobi, ale pokój uszczęśliwia poddanych. Błogosławił go lud za życia, po śmierci płakał. Trzy niespełna lat panował. Przed samą śmiercią mówił do przytomnych : kto doszedł lat pięćdziesiąt, nie powinien sie skarżyć na krótkość życia, grzeszyłbym ja, gdybym to czynił będąc sześćdziesiątletni.
Kazał się potem zbliżyć synowi, który miał być jego następcą, a wziąwszy za rękę pierwszego ministra swego nazwiskiem Ko-leang, rzekł : « Jeżeli mój syn nie
« będzie słuchał rad twoich zbawiennych, zrzuć go z
« tronu, a sam nań wstąp. » Do syna obrócił dalszą mówę : « Choćby ci się, rzekł, zdrożność jakowa najmniejszą być zdała, skoro ją postrzeżesz, nie czyń
« jej działania dobrego, choćby ci się najpospolitsze i
« małej wagi zdało, nie opuszczaj. Cnota tylko sama
« godna jest naszej usilności; nie miałem jej tyle, żebyś
« ze mnie brał przykład, bądź powolny ministrowi Ko-
« leang, znajdziesz w nim drugiego ojca. »
Odmiana moja stała się siódmego roku panowania Hien-ti, dnia 18 Kwietnia roku pańskiego 230. W Rzymie panował naówczas Alexander Severus, następca Heliogabala.
Przyzwyczajony zupełnie do obyczajów kraju, w którym zostawałem, język doskonale umiejąc, w tej nowej sytuacyi postanowiłem ujść za Chińczyka, i nazwałem się Lin-tscheu. Przyszedłem do wsi, z której nie dawno wyszedłem, i pokazawszy urzędnikowi list przedajny z podpisem ręki mojej dawnej, wyperswadowałem łatwo całej okolicy, iż cudzoziemiec z kraju wyszedł, i mnie possessyą swoję sprzedał; do czego jeszcze służył list moją ręką pisany do tegoż znajomego charakteru mojego przedtem urzędnika.
Małoletnosć cesarza Hien-ti wieleby była nieszczęść przyniosła krajowi, gdyby ów wierny i cnotliwy minister Ko-leang wszystkiemi interesami nie zawiadywał. Młody monarcha pamiętny rozkazów ojca dał mu się we wszystkiem powodować, i na dobro to kraju wyszło póty, póki Ko-leang u dworu mieszkał. Ale oddaliwszy się nieco dla odparcia nieprzyjaciół, zostawił miejsce zwyczajnej dworów truciznie, pochlebcom. Ci korzystając z dobrej pory zaczęli nieznacznie dawać młodemu panu do wyrozumienia, iż już czas przyszedł, żeby wyszedł z opieki, i pokazał całemu światu, iż mu na potrzebnych do rządu przymiotach bynajmniej nie schodzi.
Proste jest, ale prawdziwe przysłowie, iż złe ziele najlepiej się krzewi. Ko-leang powróciwszy do dworu, postrzegł niespodziewaną odmianę, jako jednak był człowiek wielce roztropny, nie dał poznać cesarzowi, iż jego odmienny sposób myślenia nie był mu tajny. Cesarz z swojej strony mimo usilne nalegania pochlebców, nie mógł się w tym punkcie przezwyciężyć, żeby wiernego sługę, oddalił; przecież mimo powierzchowne oświadczenia, zdrowe rady ministra po większej części były zaniedbane. Ci, których dla cnoty i zasług na urzędach poosadzał, pod różnemi pretextami oddaleni, a na ich miejscu osadzeni ludzie młodzi bez wiadomości, bez cnoty, bez doświadczenia.
Z początku nie tak były znaczne złe skutki niedobrych rządów. Odkrył czas, jak wiele na tem straciło państwo : bunty domowe, wojny zagraniczne, panowanie to z pierwiastków szczęśliwe, przywiodły wraz z państwem do upadku. Umarł, nieszczęściem ojczyzny swojej zgryziony Ko-leang, a jakby z nim ostatni filar państwa upadł, od tego czasu zamięszania i wojny coraz się większe wzmogły. Song-tchao buntownik, zwyciężywszy wojska przez wodzów nieumiejętnych komenderowane, cesarza z tronu zrzucił, i na wygnanie do dalekich krajów posłał. Sam nie długo z szczęścia swojego korzystał, a syn jego Chi-tsuwaty osiadłszy tron, zaczął nową dynastyą nazwaną Tsin.
X. Publiczne nieszczęścia zwyczajnie najbardziej dają się czuć prywatnym ludziom. Mają możni swoje excepcye, i jużto musi być ostatnia klęska, kiedy i oni cierpią. Życie moje ukryte na wsi nie oszczędziło mi nieszczęścia powszechnego uczestnictwa. Dwa razy musiałem z całą gromadą wsi naszej w góry uciekać. Za każdym powrotem zastaliśmy domy spustoszałe, obory i gumna puste. Za trzecim razem, gdym nawet i znaku domu mojego nie zastał, porzuciłem kraj winą rządców zgubiony.
Przebywszy granice prowineyi Chen-si, znalazłem się w kraju zupełnie dzikim, błąkałem się przez kilka miesięcy między górami, wszedłem nakoniec w niziny, ale te piaszczyste żadnego nie mogły dać pożywienia. Zimno zaczęło mi dokuczać; chcąc więc przynajmniej znośniejszego powietrza szukać, udałem się ku zachodowi, w tej nadziei, iż przynajmniej kraj jaki mieszkalny znajdę. Daremne były przez długi czas usiłowania moje : zaszedłszy jednakże w kraj górzysty i leśny, znalazłem podobnąż wcale sytuacyą do owej, gdziem był pierwszy raz odmłodniał.
Osiadłem tam, chcąc w oddaleniu od towarzystwa ludzkiego, które mi się było sprzykrzyło, dni, jeżeli nie zupełnie szczęśliwe, przynajmniej spokojne pędzić. Żem miał drzewa dostatek, zbudowałem sobie dóm nie wspaniały, ale wygodny, uprawiłem znaczny kawał roli, gdzie zasiawszy, te, które mi się zdawały sposobne do wyżywienia, a dobre do smaku jarzyny i zioła, dostatecznie w tej mierze byłem uprowidowany.
Że wstrzemięźliwość i praca najlepszem jest dla człowieka lekarstwem, nauczyło mnie naówczas doświadczenie. Przez cały czas życia mojego na puszczy, najmniejszego nawet znaku choroby nie postrzegłem. Złapałem był w sidła kilkoro małych zwierząt nakształt sarn, takem je ułaskawił, iż mnie nigdy nie odstępowały : toż samo z wielorakiem ptastwem uczyniłem, które mnie wielce bawiło śpiewaniem swojem, jam im opatrywał żywność, o którą bardzo mi było łatwo, ziemia albowiem była żyżna.
Potrzeba, matka inwencji, nauczyła mnie zczasem wszystkich rzemiosł. Ja, który nie bywszy cieślą postawiłem dóm; gdy suknie starością zbótwiałe ze mnie spadły, z kory drzew, zrazu niewygodne, dalej znośniejsze, nakoniec wcale i wygodne i przystojne suknie sporządziłem sobie, instrumenta rolnicze mojej inwencyi, lubo bez żelaza, tak przecie służyły do uprawy ziemi, jak te, którem w ręku innych rolników widział. Na końcu do tegom stopnia inwencyi przyszedł, żem z kory i liści zrobił papier, atrament z wyciśnionych rozmaitego ziela soków, piór dodawały mi ptaki.
Obdarzony w te wynalazki jeszczem się bardziej w mojej pustyni zakochał, i postanowiłem u siebie, ile możności, jak najdłużej w niej mieszkać, a czas odmłodnienia jak najdalej przewlekać, żeby doznać do jakiego terminu w wstrzemięźliwości przepędzony dojść może.
Czas, który mi zbywał od pracy, zacząłem łożyć na pisanie : mając sposobność do wielorakich obserwacyj, opisałem naturę i przymioty wszystkich drzew i ziół, które tylko były w okolicach mieszkania mojego. Rozmaicie ich skutków próbując, dociekłem wiele sekretów, udzieliłem niektóre, i wiele jeszcze innych udzielę; lubo przyznać się muszę, iż są między niemi takowe, z któremi się taić muszę dla tego, żebym większej nie otworzył sposobności do złego nieprawym ludziom.
Oprócz tych xiąg wiele jeszcze pisałem w różnych materyach, najbardziej mi żal historyi od czasów Zoroastra, aż do Ptolemeusza, syna Lagowego; tam wszystkie dawnej Filozofji tajemnice były zawarte, i chronologia dokładna najdawniejszych monarchij. Zginęła mi ta xięga, jak niżej powiem, i mój herbarz we dwudziestu dziewięciu tomach in folio.
W tak słodkich zabawach przebyłem lat siedmdziesiąt dziewięć, gdy jednego razu wchodzą,......[2]
Gdyśmy się więc przeprawili przez tę rzekę, obróciwszy się Lech do swoich, a widząc strwożonych i zmordowanych przeciągiem drogi, pobudzał ich do odwagi i cierpliwości, obiecując wkrótce żyżne siedliska i zdobycz obfitą. Dzielniejsze te były obietnice nad układną przemowę, na którą człowiek prosty, żadnej nauki nie mający zdobyćby się zapewne nie mógł. Ruszyło więc ochotnie nie tak wojsko, jak bardziej tłum rozmaitego gatunku ludzi z żonami, dziećmi i bydłem. Tym sposobem, gdyśmy przebyli Odrę, a zaszliśmy w kraj pusty, lasami zarosły, i gdy Lech uznał, iż ziemia była dobra, rzeki i jeziora rybne, paszy dla koni i bydła dostatek, osiadł w miejscu od siebie upatrzonem; i jeżeli nazwać można miastem namioty i budy chróściane, powiem naówczas z Kadłubkiem i Długoszem, że miasto założył.
Chcąc pierwiastki swoje uszlachcić kronikarze narodu Polskiego, przyczynę nazwiska Gniezna, od znalezionego tam orlego gniazda dają; a ciągnąc jednę konsekwencją z drugiej, temuż szczęśliwemu znalezieniu przypisują herb polski orła białego. Nie przeczę ja temu, że Gniezna do gniazda jest podobieństwo, wiem, że Polska pieczętuje się orłem białym, i że ten herb wzięto, musiała być tego jakowa przyczyna. Ale miłość prawdy wymaga po mnie, abym szczerze i rzetelnie opisał, na com oczyma mojemi patrzał.
Lech, jakem wyżej namienił, nieuczony, prosty, nie tylko orła sobie za herb nie wziął, ale nawet nie wiedział co to jest herb; za jego czasów zwyczaj herbów nie był używany. Lubo Rzymianie na proporcach półków swoich mieli orły, akta cesarskie, a dawniej senatu nie znały pieczątek z tem piętnem. Używali w szczególności obywatele sygnetów do pieczętowania listów swoich, ale każdy brał do sygnetu takowe znamię, jakie się mu podobało. Plutarch twierdzi, iż na sygnecie Pompejusza wyryty był lew, nie można jednak stąd wnosić, że Pompejusz był herbu Prawdzic.
Orły gnieżdżą się na wierzchołkach skał, tych około Gniezna nie masz, a choćby i były, mogę śmiele upewnić czytelnika, że nam natenczas o większe rzeczy chodziło, niż o szukanie gniazd. Nie od orlich więc gniazd, ale od pierwszego w tem miejscu zagnieżdżenia się, osadę Lechową zczasem nazwano Gnieznem.
Dobrze jest mieć liczną koligacyą, ale żebyśmy z Czechami i Rusią byli bracią stryjecznorodzonymi, i to się z prawdą nie zgadza. Lech żadnego brata nie miał, tylko dwie siostry, tych mężowie osadzili Kalisz i Poznań, miasta dotąd stołeczne województw tegoż nazwiska.
XI. Wyżej namieniłem, skąd Lech przyszedł, jakie były przyczyny, i okoliczności przyjścia jego, jaka familia, z której pochodził. Zostaje mi teraz wyrazić, co czynił, osiadłszy w kraju wynalezionym. Dawni mieszkańcy kraju nie mieli ustanowionych osad; na wzór hord Tatarskich przenosili się z miejsca na miejsce. Gdy się o naszem przyjściu dowiedzieli, jedni poszli za Wisłę, i stąd naród Jaźdzwingów, drudzy udali się ku morzu, i stąd Prusacy, Pomorzanie i Kaszuby, potem się od nas wyłączyli, i nadmorską krainę osiedli.
Że kraj cały od Pannonji, aż do morza północnego zwał się Sarmacyą, prawda jest niezawodna. Żyli wszyscy dawniejsi mieszkańcy, jakem wyżej namienił, bez ustanowionych siedlisk. My przychodnie, na wzór ich z początku, poczynaliśmy sobie. Nie mieliśmy wojen, bo nie było z kim wojować; nie podbijaliśmy sąsiedzkich krain, bośmy więcej mieli ziemi, niż nam było potrzeba.
I w towarzystwie tak prostych ludzi zostawając; nie przykrzyłem sobie, byli albowiem uprzejmi, ludzcy, sprawiedliwi. Lech wódz, a bardziej gospodarz gromady naszej, dawał z siebie dobry przykład, a zestarzawszy się w pokoju, za zgodnem wszystkich osad zezwoleniem, gdy już się widział być blizkim śmierci, wyznaczył następcą swoim starszego syna Polacha, młodszemu Kruszwie dostały się osady nad Gopłem, tam miasto założył; i od swego imienia Kruszwicą nazwał. Umarł Lech roku 676, dnia 13go Października, mając lat 79. Panowanie Polacha podobne było do ojcowskiego, z tą tylko różnicą, iż za czasów jego zaczęliśmy domy budować, i osada Gniezno stała się prawdziwą stolicą państwa. Rachowano już w Gnieźnie naówczas domów trzysta siedmdziesiąt trzy, nie rachując browarów, gdzie miód sycono, a było ich dosyć. Pomału wznosiły się inne miasta, Kruszwica, Poznań, Kalisz, Łęczyca. Objeżdżał corok Polach nowe osady, ugodnym po większej części sposobem wykorzeniając wszczęte rozterki. Za jego czasów zaczęliśmy się nazywać Polachami, skąd potem nazwisko Polaków i Polski urosło. Umarł Polach roku 724 dnia 7go Września, mając lat 68. Z żony swojej Barwanny zostawił syna Wizimirza, albo Wizimira, który po ojcu rządy państwa objął. Za jego panowania stała się we mnie odmiana zwykła roku 756 dnia 14 miesiąca Maja.
Nie dość na tem, że starzy kronikarze w sosnowych puszczach znaleźli orły białe, na wzór owych niegdyś dwunastu Egipskich wodzów przed panowaniem Psammetyka, nadali Polakom po śmierci Lecha dwunastu wojewodów; wzmianki nawet o tem u nas nie było, nazwisko nawet wojewody nie było znajome.
Wizimir umarł bezpotomny; Wismaru i Gdańska nie fundował, morza nawet nie widział. Przyzwyczajeni Polacy do familji Lecha, po śmierci Wizimira wybrali Kroka, albo Krakusa, pochodzącego od siostry Lechowej. Ten sprzykrzywszy sobie kraj między Odrą a Wartą, udał się ku południowi, a mając ludu zbrojnego znaczną liczbę, opanował kraj tamtejszy, i założył miasto Kraków od swego nazwiska. Długosz nazywa go Grachem[3], trzebaby więc i miasto nazwać Grachowem. Daje mu korrelacyą z Grachami Rzymskiemi, i powiada, iż dla buntu przeciw owym sławnym trybunom podniesionego z kraju wyszedł. Defekt chronologji jest tylko na lat ośmset.
Że państwa, gdy mu go ofiarowano, przyjąć nie chciał Krakus, mówi Długosz[4]; ale ja byłem świadkiem, że się o nie usilnie starał, byli albowiem inni jeszcze od sióstr Lechowych potomkowie. Mnie samemu tą intencyą a nie inną ofiarował parę wołów i skórę niedźwiedzią, alem podarunku przyjąć nie chciał.
Wojna Gracha z Gallami, czyli Francuzami[5] równy ma fundament, jak i jego genealogia; szkoda, że nie wiemy miejsca, gdzie tak sławne zwycięztwo otrzymał. Umarł Krok albo Krakus roku 800, panował lat czterdzieści cztery, miesięcy siedm, dni pięć, pochowany tam, gdzie dotąd jego mogiła blizko Krakowa nad Wisłą. Z tej mogiły wnosi dowcipnie Kadłubek i Długosz, że musiał być Rzymianinem[6], ponieważ Romulus takąż samę miał z kamienia. Według powszechnej zgody wszystkich historyków, Romulusowego ciała po owej wielkiej, gdzie zginął, burzy, znaleźć nie można było, nie mając zatem co chować, nie usypali mu mogiły, ani na górze, ani na dole.
Czczono Romula za bożka pod nazwiskiem Quiryna, i miał swoję świątnicę, ale się tego honoru Krakusowi nie dostało. Córka jego Wenda albo Wanda, nie wzgardziła Rytygierem, bo go na świecie nie było. Nie skoczyła z mostu w Wisłę, bo pod Krakowem na łodziach się przewożono; że utonęła to prawda, ale nie ona temu była winna, lecz przewoźnik pijany. O jej śmierci powiedział Długosz : res apud posteros plus admirationis habitura, quam fidei. A choćby i prawda była, że skoczyła dobrowolnie w Wisłę, akcya takowa bardziej politowania godna, niż admiracyi.
Po śmierci Wandy było dwunastu rządców, i cito są dwunastu wojewodowie, których Kadłubek zwycięzcami Alexandra wielkiego uczynił[7].
Gdy umarł Przemysław, ubiegali się panowie Polscy do korony, ale nie po ćwiekach : ten który ją dostał Leszek, nie był żakiem, ale jeden z najgodniejszych. Obrany był za króla, i dalszym dobrym rządem usprawiedliwił wybór swój. Umarł roku 816.
Opisując dzieje monarchji, nie wspomniałem nic dotąd o sobie, żebym więc i w tej mierze ciekawość czytających uspokoił, krótko życia mojego okoliczności namienię.
Jakim sposobem dostałem się w towarzystwo Lecha, wyżej namieniłem; z nim zaszedłszy do Polski, wiodłem życie spokojne w osadzie Gnieźnieńskiej. Nie było u tego mniemanego dworu żadnych urzędów, i bogactwa też były przyzwoite stanowi naszemu.
Po odmianie mojej zwykłej, która, jak wyżej namieniłem, nastąpiła roku 756, udałem się za przychodnia, i policzony byłem w półk, który trzymał zawsze przy boku swoim Polach, tam idąc po stopniach zostałem rotmistrzem, i w nagrodę zasług dana mi była osada, którą nazwałem Koninem dla dobrej paszy i łąk rozległych. Miasto dotąd trwa, i wraz z okolicą jest starostwem.
W przeciągu dość długim nie dufając pamięci mojej, chciałem powierzyć xięgom okoliczności pierwiastków narodu Polskiego, a nie mając tej sposobności, którą miałem w Egipcie, Chinach, i na puszczy, na skórkach cienkich atramentem, a bardziej farbą umyślnie na ten koniec sporządzoną, opisałem w krótkich słowach historyą przyjścia naszego, panowania Lecha i Polacha, i pierwsze xięgi dedykowałem Wizimirowi, pod imieniem Nakorsa Warmisza, takem się albowiem zwał przyszedłszy do Polski. Co się dalej z tą historyą stało, odkrył niedawnemi czasy sławny literat Załuski Biskup Kijowski w xiędze swojej : Programma litterarium : kładę z niej excerpt mnie się tyczący, z niektóremi przy końcu objaśnieniami: « Nakorsa Warmisza, mówi ten autor, najdawniejsza kronika o początku narodu Polskiego, i o najpierwszych wodzach Sarmackich, tojest : Polachu, i sukcessorów po nim następujących dziejach dedykowana Wizimirowi xiążęciu Polskiemu, którą po nim panujący dwunastu wojewodowie wywołać,a drudzy po królewnie Wandzie spalić kazali. »
« Tej mając Wojnar Walkoszyn herbu lwia głowa, transkrypt, za życia swego kazał w słup grobowcowy za Gnieznem grzebiąc syna swego Zublina tajemnie zamurować. W siedmset siedmdziesiąt circiter leciech potem, tojest roku 1574, za króla Henryka Francuza, pisma te na skórkach znaleźli rolnicy w owym słupie za Gnieznem, i oddali Panu Szymonowi Kościeleckiemu, który nie mogąc owych charakterów zrozumieć, posłał je P. Krzysztofowi Proszewickiemu, prosząc, aby wziąwszy z sobą do Krakowa przy tamecznym zjeździe cudzoziemców postarał się o wyrozumienie.
« Lecz ten nie mogłszy nikogo świadomego tych charakterów znaleźć, odesłał nazad P. Kościeleckiemu, życząc, żeby się z niemi udał do Pana Samuela Zborowskiego w ziemi Siedmiogrodzkiej u Stefana Batorego zostającego; ten zażył do tego tłumaczów biegłych, Batoremu jeszcze naówczas wojewodzie zaleconych, a osobliwie Suliasta i Garyna, którzy tę kronikę należycie na łaciński język przetłumaczyli z wielu języków, gdyż, że Polacy nie byli pisma świadomi, zaciągnieni z obcych krajów pisarze, własnym każdy językiem i charakterem kombinowali dzieje wodzów Polskich, jako słyszeli, albo czytali. Ta kronika nie była nic nadpsowana; oprócz dziejów Litewskich, które od deszczu zaciekającego i robactwa, były nadwerężone. A ponieważ do roku tylko siedmsetnego terminowała się, więc Zborowski aż do Mieczysława, z kroniki Janicyusza Miolana, a odtąd, aż do Henryka króla z różnych autorów kontynuował, z łacińskiego tłumacząc.
« Po śmierci Samuela, snadź się dostała ta xięga Dawidowi Zborowskiemu, gdyż ją roku 1580 darował Adamowi Chojnickiemu. Przeczytał ją i pochwalił Alexander Tęczyński, zaś potem Xiądz Alexander Suchodolski Dominikan, pierwszą część darowaną sobie od Wojciecha Ciechanowskiego professora akademji Krakowskiej roku 1682, drugą zaś w pół roku, a trzecią w rok w Krakowie na tandecie dostał, i przepisać kazał, a autograf pożyczył Mikołajowi Ważyńskiemu, który, że go oddać nie chciał, uczynił X. Suchodolski protestacyą na niego in castro Luceoriensi anno 1701 die 27 Januarii; lecz, że wkrótce Ważyński umarł, przepadł sam oryginał, i tylko ten transumpt się został; » — dotąd słowa wspomnionego autora.
Że zaś o wszystkich okolicznościach tak, jak należy informowanym być nie mógł, przeto niektóre błędy relacyi jego tak poprawiam. Po Wizymirzu nie było wojewodów, a za Wandy, nikt jeszcze oprócz mnie, ani pisać, ani czytać nie umiał, palić więc xięgę moję, byłaby rzecz wcale niepotrzebna i próżna. Czytałem ją Wizimirowi, i on tylko sam o niej wiedział, a że był pan roztropny i ciekawy, sekret pisma tak mu się podobał, iż prosił mnie, żebym go czytać uczył, podjąłem się tej pracy, i już zaczynał nie źle sylabizować, gdy go śmierć zaszła.
Gdyby tę xięgę spalili wojewodowie, nie byłby jej mógł w słup zamurować Wojnar Walkoszyn, grzebiąc za Gnieznem syna swego Zublina. Jam ją kazał zamurować dla przyczyny, którą niżej powiem, a zwałem się naówczas nie Wojnarem Walkoszynem, anim miał herb lwia głowa, bo herbów naówczas nie było. Zamurowanie to stało się wkrótce po śmierci Popiela II xiążęcia od myszy zajedzionego; stało się zaś dla tego, żeby tych xiąg skórzanych zbyt rozmnożone naówczas myszy nie zjadły, a ja, który tę moję xięgę kazałem zamurować, zwałem się w te czasy Wojtasem z Pantalowic.
Data znalezienia roku 1574 prawdziwa; manuskrypt dostał się Samuelowi Zborowskiemu, o którym, gdy się potem dowiedział sławny ów Zamojski, naówczas kanclerz i hetman wielki koronny, prosił Zborowskiego, żeby go do biblioteki jego akademji oddał, albo przynajmniej ku przepisaniu pożyczył; nie dał się użyć Zborowski, i owszem jako był człowiek dumny, grubiańskim sposobem na prośby Zamojskiego odpowiedział; i to była jedna z skrytych przyczyn dalszych w Polszcze rewolucyi, i śmierci Zborowskiego.
XII. Za panowania Popiela pierwszego, którego Długosz, wielki imion rzymskich miłośnik, Pompiliuszem nazwał, a nie wiem dla jakiej przyczyny koligatem Numy Pompiliusza nie uczynił, za panowania, mówię, Popiela pierwszego, stała się odmiana moja zwykła w lasach pod Łęczycą roku 800 dnia 25. Kwietnia. A komodując się krajowym zwyczajom, nazwałem się Wojtaszem, a kupiwszy wieś, pisałem się z Panatlowic. Że ta wieś niedaleko rzeki Sanu, bardzo była daleka od Kruszwicy, a xiąże Popiel nie był przystępny, nie śpieszyłem się do dworu, i na dobre mi to wyszło, żem się nie znajdował w stołecznem mieście, gdyż jakem się wkrótce z gazet dowiedział, naszego xiążęcia Popiela II myszy zjadły.
Jakiś poeta opisał tę straszną awanturę : czytałem ją nie dawno, ale, że pełna bajek, ostrzegam, żeby mu nie wierzono.
Zjechałem do Kruszwicy na nową elekcyą, a żem wiele dopomógł Piastowi, nagradzając wierne moje usługi, uczynił mnie podczaszym małżonki swojej xiężnej Rzepichy. Miałem dość do czynienia na tym urzędzie; Xiężna jejmość była ochocza, a podobno zawdzięczając miodowi wyniesienie xiążęcia małżonka swego, zasilała się nim dość obficie. Czyniła to jednak z wielką powagą i niemniejszą uprzejmością. Świadom częstego pragnienia pani mojej, nosiłem u pasa klucze od piwnicy, co potem u następujących podczaszych w zwyczaj weszło, aż do czasów Bolesława Krzywoustego.
Faworem Xiężnej Jejmości wsparty, dostałem dwa wójtostwa niedaleko Kruszwicy. Pensya, a bardziej ordynarya moja była znaczna, alem na zdrowiu szwankować zaczął. Xiężna Jejmość albowiem obawiając się bardzo trucizny, nie tknęła się nigdy kufla, pókim ja wprzód z tejże konewki takiegoż drugiego nie wypił : a jak była pani wielkiej esperyencyi i przezorności, procederu swojego takową dawała przyczynę, iż mogą być trucizny, które w małej miarze nie szkodzą, a w większej stają się śmiertelne. Najbardziej baliśmy się trucizny podczas peregrynacji do Lelum Polelum bożyszcza w Gnieźnie, gdzie miód naówczas nierównie był lepszy, niż w Kruszwicy. Innego razu, gdyśmy tam byli nad zwyczaj nabożni, zaniesiono Xiężnę Jejmość na łóżko, i już więcej z niego nie wstała; doktorowie dworscy dali przyczynę śmierci, katar zaziębiony. Po śmierci Xiężnej jejmości pojechałem czem prędzej do Pantalowic z pedogrą, i początkami żółtaczki.
Reszta dni moich do zgrzybiałej starości przepędzona była w pokoju na wsi, którą przedałem; nakoniec czuć zacząłem zbliżający się czas odmiany, i ta przypadła roku 900 za panowania Leszka VIII.
Sprzykrzywszy sobie w Pantalowicach, udałem się ku Tatrom; a przeszedłszy Pannonią i Bulgaryą, zmierzałem ku Konstantynopolowi, gdzie byłem jeszcze przed czasami Konstantyna, gdy się to miasto zwało Bizantium. Ledwom mógł wierzyć oczom, patrząc na wspaniałość i ludność miasta tego. Tron cesarzów wschodnich posiadał naówczas Leon, ten po śmierci trzech żon, właśnie natenczas pojął był czwartą Zoe. Duchowieństwo i lud tem niepraktykowanem dotąd małżeństwem, mocno byli obrażeni. Obawiano się buntu, ale przezorność cesarza uspokoiła próżne gminu zamachy. Chciałem szukać następców owych dawnych mędrców, a spotkawszy na ulicy człowieka w jednej tylko odzieży z brodą długą, i kijem w ręku, mniemałem, że był ze szkoły Dyogenesa; wywiódł mnie z błędu, gdym się go o to pytał, powiadając, iż jest mnichem, a gdy mi obszerniej reguły swoje opowiedział, pierwszy raz poznałem naówczas ten rodzaj ludzi.
Szedłem do Aten; ale czas wszystko burzący, nie tylko okazałości miejsca tego, ale i ludzi zabrał. Illyria dawne tylko nazwisko nosiła, a zbliżając się coraz ku Włochom, mogę mówić, iż co krok prawie szedłem po ruinach państwa Rzymskiego. To, które niegdyś całemu światu dawało prawa, niezmierności swojej ciężarem upadło. Zniesione w jedno miejsce świata całego dostatki, stały się zdobyczą narodów, o których nawet nazwisku nie wiedziano. Kunszta przestały kwitnąć, architektura, którą dotąd zowiemy Gotską, straciła ozdobę swoję dawną, śmiałością niekiedy swoją dziwiła patrzących.
Wszedłem do Rzymu, gdzie już, ani cesarza, ani konsulów, ani też dawnej ludności, mocy i wspaniałości nie było. Owe rozkoszne Lukulla ogrody, jakem mógł jeszcze po biegu Tybru miarkować, polem były nie oranem, Kapitolium ledwie były znaki widzialne, rynek Rzymski gruzami zarzucony; stały jeszcze kolumny Trajana i Antonina : patrząc na nie zapłakałem.
Był naówczas Papieżem Jan X, a po zgasłej już linji Karola wielkiego, cesarzem zachodnim Konrad xiążę Frankonji.
XIII. Lubo widok Rzymu nie był mi tak miły, jak przedtem, zamieszkałem w nim przecie, nie tak z nowemi mieszkańcy przestając, jak przypominając sobie, jacy dawni byli. Kupiłem plac na gruncie ogrodów Lukulla, i tam wystawiłem sobie dóm, założyłem winnicę i ogród. Namieniłem wyżej, iż po śmierci Tytusa biorąc nową postać, zachowałem był w ukryciu gór Appenninu bibliotekę Attyka, i wiele innych, które naówczas zebrać mogłem manuskryptów. Ciekawość szukania tego skarbu, tym większa była we mnie naówczas, im bardziej ustawiczne rewolucye nauki i kunszta zupełnie przytłumiły. Nie mówiąc więc nic nikomu, puściłem się ku górom Appenninu, i niedaleko miasta Fulignum, znalazłem owę pożądaną pieczarę; ale wnijście do niej czylito spadkiem kamieni, czylito nagłem przez trzęsienie ziemi wzruszeniem, tak było zatarasowane, iż te przeszkody mocą, lub przemysłem uprzątnąć ledwo było podobna. Zwierzyć się mojej troskliwości nie mogłem, żeby nie rozumiano, iż skarbów szukam; naznaczywszy więc tylko to miejsce, wróciłem się smutny do Rzymu, myśląc, jakimby sposobem xiąg moich dostać.
Po kilku czaszach, determinowałem się jechać do Fulignu, i tam osieść; jakoż wkrótce tam przybywszy nająłem dóm, a wypytując się do kogo grunt należy, gdzie owa skała znajdowała się, dowiedziałem się, iż to było dziedzictwo jednego z mieszkańców tamtejszych. Żeby ujść podejrzenia, w rok dopiero oświadczyłem się owemu obywatelowi, iż chciałbym winnicę jakową niedaleko miasta kupić, ofiarował się przedać jednę ze swoich, jam tę, gdzie była pieczara wybrał, i nie długo targując się zapłaciłem prawie we dwójnasób.
Gdym już był w possessyi, pod pretextem budowania nowego domu, kazałem około owej skały kopać, i gdy ziemię i kamienie odwalono, i już nie wiele trzeba było pracy do odkrycia samego wnijścia, obróciłem gdzieindziej rzemieślników, a sam tejże nocy tam zaszedłszy, odkryłem miejsce. Bojąc się jednakże zaraz wnijść, dla tak długo zamkniętego powietrza, przez dwadzieścia cztery godzin tam nie wchodziłem, ale te dwadzieścia cztery godzin stały mi się wiekiem. Wszedłem nakoniec, i zastałem skład mój nienaruszony, ale xięgi po większej części, tak były zbótwiałe, iż za dotknięciem, rozsypywały się na proch. Szczęściem były niektóre pisane na pargaminie, a między innemi owe kopie o których wyżej wspomniałem, listów Cycerona do Attyka, tegoż xięgi de officiis, de oratore, de finibus, oracyj kilkanaście; Wirgiliusza i Horacyusza poemata.
Oprócz tych rozumnych skarbów, były istotne w złocie i klejnotach. Zniosłem wszystko do blizkiego w winnicy domu, resztę nocy następującej. Aże pieniądze były dawne Rzymskie, nie mające już kursu, bojąc się wieści o znalezionym skarbie, zachowałem je znowu w owej skale; xięgi zaś, jako w owych czasach towar niełakomy, wziąłem z sobą do miasta. Tym sposobem winien mi świat uczony najwyborniejsze starożytności pisma, osobliwie Cyceronowe listy, które już były wcale zginęły. Żeby zaś drugi raz te drogie pisma nie były zatracone, samem je na nowo poprzepisywał, i dotąd wraz z innemi oryginalnemi u siebie mam.
XIV. Roku 951. Otton wielki cesarz z domu Xiążąt Saskich, przyszedł z wojskiem do Włoch, a zwyciężywszy Berengaryusza, kraje tamtejsze posiadł. Gdy się ku Rzymowi zbliżał, bali się wszyscy tak mocnego, a mniej spodziewanego gościa. Wieść sławy jego, i wielkich przymiotów, dawniej go już była poprzedziła. Gdy więc dochodził do Fulignu, wyszedłem z innymi obywatelami, naprzeciw niemu, nie tak dla tego, abym mu honory czynił, jako chcąc poznać tak znamienitego monarchę.
Trzeba go było witać, a że, lubo we Włoszech, mało kto u nas po łacinie dobrze mówił, przyszli do mnie starsi, prosząc, żebym się oracyi podjął. Nie mogłem im tego odmówić, i toż mi się natenczas stało, co w Rodzie, gdym do Lukulla był posłany. Przywitałem cesarza; kanclerz jego odpowiedział; sam zaś Otton znać ukontentowany oracyą, żądał tego po mnie, żebym mu ją dał na piśmie. Przepisałem jak najprędzej, i gdym mu ją nazajutrz przyniósł, darował mi łańcuch złoty, ważący grzywien dwie, i łótów trzynaście.
Po obiedzie kazał mnie do siebie zawołać kanclerz, i imieniem cesarskiem ofiarował mi sekretaryą do łacińskich listów. Żal mi było opuszczać miejsce, do którego jużem się był przyzwyczaił; ztem wszystkiem nieprzezwyciężona moja ciekawość widzenia rzeczy nowych, szacunek osoby Ottona, zniewoliły mnie zupełnie: dałem słowo, iż do Rzymu, gdzie cesarz jechał na koronacyą, przyjadę, ułatwiwszy jak najprędzej tylko będę mógł, domowe interesa. O pensyą i inne pożytki targować się nie chciałem, wszystko zdając na wolą cesarza. Poszedłem natychmiast do niego, i oświadczywszy wdzięczność za jego łaskawe względy, toż samo powtórzyłem, com był przedtem kanclerzowi powiedział.
Ruszył się nazajutrz cesarz ku Rzymowi, jam winnicę moję przez akt publiczny legował szpitalowi miejsca tamtejszego. Wiedząc zaś w jakiej byli wzgardzie ludzie uczeni, i w jakim przeto niedostatku, uczyniłem w tymże szpitalu osobny fundusz na dwóch starych poetów, którychby do śmierci żywiono i odziewano. Że zaś rodzaj takowych ludzi bez pisania obejść się nie może, wyznaczyłem corocznie dla każdego trzydzieści liber papieru, trzy garnce inkaustu, i piór tuzinów dwadzieścia cztery. Dotąd słyszę, jeżeli nie dwóch, zawsze jeden przynajmniej poeta w moim szpitalu siedzi. Skarżą się, jak mi powiadano, na małość papieru, niech szukają drugiego fundatora. Wracam się do mojej historyi.
W dni dwanaście po odjeździe cesarskim stanąłem w Rzymie, byłem świadkiem nadzwyczajnych wspaniałości : znać jednak było, iż nie byli Włosi Niemcowi radzi. Wkrótce różne okoliczności wyprowadziły cesarza z Rzymu, a potem i z Włoch. Pierwszy raz z nim zwiedziłem kraj Niemiecki, nie w takiej naówczas, jak teraz jest sytuacyi. Puszcze nieprzebyte, miasta niebudowne, wsi rzadkie, oznaczały jeszcze dzikość mieszkańców.
Wiernym zawsze byłem towarzyszem podróży i expedycyj Ottona. Pamiętny na moje wierne usługi, nadał mi znaczne dobra niedaleko Magdeburga. Umarł z niezmiernym moim żalem zacny ten Monarcha w Manslebji roku 973, panował lat 37.
Po jego śmierci lubom się od dworu wypraszał, nie chciał mnie jednak puścić syn jego Otton II. W kilka lat pod pretextem pielgrzymowania do grobu S. Jakóba w Kompostelli pożegnałem cesarza, i w kilka czasów puściwszy wieść, żem w drodze umarł, niedaleko Akwisgranu, użyłem zwyczajnego sposobu do odmłodnienia roku 980 dnia i 7 Września.
Wróciłem się do cesarskiego dworu, i niepoznany wpisany byłem w liczbę dworzan. W tej sytuacyi byłem do śmierci Ottona II, która przypadła, gdyśmy byli we Włoszech roku 983. Nastąpił po nim syn Otton III. Ten, że się w uczonych ludziach kochał, nie gardził moją rozmową. Nagradzając jego łaskawe względy, ofiarowałem mu przepisane Cyceronowe listy i manuskrypt komedyj Terencyusza.
W lat dwa potem, gdyśmy z Rzymu powrócili, przedsięwziął cesarz pielgrzymowanie do grobu Sgo Wojciecha w Gnieźnie. Pragnąc odwiedzić Polskie kraje, byłem rad tej okoliczności. Przyjął nas ludzko i wspaniale Bolesław zwany Chrobry, naówczas xiążę Polski, ale nie było tyle sukna w Gnieźnie, a może i w całej Polszcze, żeby na mil kilka drogę niem usłał. Stało nam to za sukno, że od samej granicy, drogi kazał naprawić, mosty ubezpieczyć, karczmy na trakcie porządne ustanowić.
Wdzięczen ludzkości Bolesławowej Otton, mianował go królem, ale Bolesław śmiało mu odpowiedział : iż w tem jego łaski nie potrzebuje, bo ani jego poddany, ani mu podległy. Kazał więc natychmiast dawniej już zrobioną koronę przynieść, i sam ją sobie na głowę włożył.
Lubo naród, nad którym Bolesław panował, w rycerskiem rzemiośle zupełnie zatopiony, nie miał tego poloru, który, zwyczajnie nauki i kunszta za sobą prowadzą; on mógł być wyłączonym od powszechnej, że tak rzekę, dzikości. Szczodra w darach swoich dla niego natura, obdarzyła go była tak dalece osobliwemi przymiotami, iż domyślał się przez bystrość rozumu swojego, o czem przez należyte wychowanie uwiadomionym być nie mógł. Stąd pochodziła nienasycona ciekawość, z którą się o każdą rzecz wypytywał.
Żem ja po słowiańsku mówić mógł, wdawał się częstokroć w rozmowę zemną. Uprosił nakoniec u cesarza, iż mi pozwolił zostać się przy nim. Nie zawiodłem się na mojej opinji o Bolesławie. Byłto monarcha, i w wojnie waleczny, i w pokoju rządny. Uczynił kraj szczęśliwym, ale słupów żelaznych po rzekach nie stawił, bramy w Kijowie nie rąbał, wojen nie wznawiał, państwa miał obszerne, ale do Dunaju, Ossy i Elby nie zaszedł.
XV. Po śmierci Bolesława Chrobrego, osiadł tron niegodny syn tak zacnego ojca, Mieszko albo Mieczysław. Królowa Ryxa rządziła wszystkiem, i chciała mnie mieć po swojej woli. Przyzwyczajony do usług wielkich ludzi, dwór porzuciłem. Gdym się przeprawił przez Wisłę pod Sandomirzem, udałem się ku Krakowu. Jużem tylko był o mil trzy od tego miasta, gdy.....
- ↑ Ter millies sestertium, wynosi złotych polskich pięćdziesiąt dziewięć milionów, trzykroć siedmdziesiąt i pięć tysięcy.
- ↑ Tu kilkadziesiąt kart z manuskryptu świeżo było wydartych, i mimo najusilniejsze starania moje znaleźć ich nie mogłem. Co więc na pierwszej karcie po wydartych następowało, wiernie kładę.
- ↑ Hunc Gracchum existimant nonnulli Romanum de stirpe et familia Gracchorum genus duxisse, et civili seditione duobus Gracchis, Tyberio videlicet et Gajo tribunitiam potestatem immoderate pro lege Agraria exercentibus, anno ab urbe condita sexingentesimo secundo factione principum occisis, Roma relicta ad Polonos quaesitum otia et latebras divertisse. Dług. lib 1.
- ↑ Ille diu cunctatus injicientium sibi fasces et purpuram manibus repugnabat, apud se quoque tacitus maxima perplexitate, satisne insanirent, quod quasi delirum majestatis simulacro delinirent. « Łatwo się z tego textu domyślić
« można, iż w tej elekeyi i wzbranianiu się Kraka, Kroka,
« czyli Gracha prostota kronikarzów dawnych naśladowała
« historyą Rzymską, o wybranym z narodu Sabinów po-
« niewolnie Numie Pompiliuszu. » - ↑ Cum itaque Galii caeteris provinciis peragratis etiam Pannoniam contigissent, et eam variis guerrarum turbinibus vaxassent, in Poloniam ingressuris, Gracchus Polonorum princeps occurrit, et pugna commissa insignem et memorabilem victoriam de Gallis cum robore veteranorum et exercitatorum militum, tum astu et arte militantium reportavit. Długosz lib. 1.
« Kommentator Kadłubka objaśnia ten punkt historyi « Polskiej : » Notandum est : Gallus est quidam fluvius Phrygiae, de quo homines potantes ebrii et vesani efficiuntur. Inde Gallica est regio. Et sunt tres Galliae : Comata, Togata et Barccata. Gallia togata est Burgundia, Gallia vero barccata est Theutonia a longis barccis. Et ideo per Gallos hic intelligentur Germani seu Theutones. Comm. Kadłub. lib. 1, Epist. 11. Matth. Episc. Crac. - ↑ Ad cujus exequias honestandas, primum Polonorum proceres caeterumque vulgus promiscuum accurrit, et juxta morem illius temporis cadaver suum in monte Lassotino, qui Cracoviensi urbi confrontatus est, jujusto honore et comploratione sepelivit. Quae etiam sepulchri editioris formatio, Romanum eum fuisse convincit, ut ea fabrica conditorem urbis Romulum sepulcrum in collis modum ex petra congestum habente pro viribus exprimeret. Dług. lib. 1.
- ↑ Post decessum Vandae multis annis fere centum Poloni rege caruerunt, sed tantum Wojewodam et duodecem gubernatores eligebant usque ad tempora regis Alexandri. Qui cum fere universum mundum sibi subjugasset, Poloniam sibi subjicere attentavit, et ipsam tributariam facere. Ejus Poloni nuntios occiderant, et ipsummet Alexandrum plus per industriam quam per fortidunem a finibus suis ignominiose ejecerunt : fic quod ipse cum paucis turpiter evasit.
« Korrespondencya Alexandra z Arystotelesem w tymże
« Kadłubku wyrażona bardzo ciekawa. Z niej się dowie-
« dzieć można, jako stołeczne Lechitów miasto nazywało się
« Caranthas : jako Alexander do nich takowy list pisał : Si
« sapitis, valebilis : sin autem non, non. Jako tych listów
« było więcej, niż dwieście. — żal się Boże, że zginęły ! »