kretnie sprowadzić, iż celnicy przemycenia naszego nie, postrzegą. Zdziwiła mnie nieprawość wspólnika mojego, on równie zdziwiony śmiał się z mojej prostoty, przecież nie mógł na mnie wymódz tego, żebym mu w oszukaniu komory towarzyszył. Oddzielił więc swoję część od mojej, i zachowawszy na ustroniu, przyjechał zemną do Marsylji.
Tam rozłączyliśmy się zupełnie, a jam pod mojem i tylko imieniem tak, jak pierwej sklep korzenny założył. W kilka niedziel potem, gdy ów mój dawny kolega towar swój kryjomo do miasta wprowadzić chciał, postrzegli to celnicy, i odkrywszy, wszystko donieśli do zwierzchności, która na fundamencie praw krajowych wydała dekret konfiskacyi. Przyszedł ów nędzny do mnie z płaczem, jam nie chciał wymówkami przymnażać dolegliwości jego, alem się utwierdził wtem zdaniu, iż poczciwość w jakiejkolwiek bądź życia sytuacyi przecież na dobre wyjść musi.
Marsylija zostawała pod protekcyą rzymską, rządziła i się swojemi prawami, i była niby wolna: ta jednak protekcya bardzo była kosztowna tak, jakem jej w Rodzie niegdyś doświadczył. Podarunki dobrowolne więcej wynosiły, niż kontrybucje, a panowie burmistrze i radni umieli z siebie zwalać takowe ciężary, według zwyczaju dotąd trwającego : co starszyzna ułożyła, to lud zapłacił.
Stan kupca jest dość szczęśliwy, ale według mojego zdania, nie może się równać z rolnictwem. Ustawiczny przemysł imaginacyą natęża, bojaźń straty czyni niespokojnym. Ilem razy wysyłał okręty na morze, lubom się przeciwko nieprzewidzianym przjpadkom, ile możności, uzbrajał, przecież trwożliwosć moja przezwyciężała uwagę i najmniejsze opóźnienie powrotu okrętów odbierało mi sen i apetyt. Przemogłem zczasem tę niewygodną skrzętność : żebym jednak mógł gruntowniej jej zabieżeć, część tylko jednę majętności mojej dość znacznej powierzyłem hazardowi handlu, dwie inne lokowałem bezpiecznie, a za resztę kupiłem nie daleko miasta piękną majętność, i odtąd zacząłem przeplatać rolnictwem miejskie zabawy.
IV. Ciekawość widzenia krajów, i poznania ludzi zapędziła mnie w głąb Gallji. Jechałem ponad brzegi Rodanu uważając z ukontentowaniem piękne jego brzegi i żyżne okolice. Znalazłem się jednego czasu na temże samem miejscu, gdziem niegdyś z Annibalem tę rzekę przebywał. Słodka pamięć wielkiego owego bohatyra zatrzymała mnie tam przez czas niejaki; jużem miał dalej jechać, gdym się dowiedział, iż w pobliższym gaju miał się odprawować doroczny obrządek zebrania z dębu jemioły poświęconej.
Skoro nazajutrz świtać poczynało, udałem się do owego gaju, i zastałem wielką gromadę ludzi rozmaitego stanu. Przed samym wschodem słońca zaczęły się processye; szły naprzód w białych szatach panny parami, i dalej tymże porządkiem młodzieńcy, za nimi niewiasty zamężne, następowali po nich mężczyzni; prowadzono zatem bydlęta do ofiar, szli dalej Druidowie śpiewając pieśni na cześć bogów : kończył processyą starzec poważny, przybrany w białe szaty, i niósł w ręku sierp złoty. Byłto najwyższy kapłan, i zwał się Astyorynx.
Gdy się zbliżyli do najokazalszego dębu, zaczęto bić bydlęta, odezwała się muzyka krajowa, Druidy zaczęli pieśń, którą powtarzały na przemiany chóry panien i młodzieńców, przybranych w wieńce; na końcu kapłan najwyższy uczyniwszy pokłon bogom: trzy razy kadząc obszedł drzewo, wstąpił na schody przystawione, i doszedłszy wierzchołka, zerżnął owym złotym sierpem jemiołę i obwinioną w jedwabną tuwalnią zniósł z uszanowaniem, i na ołtarzu położył. Część jej spalono bogom na ofiarę, inne udzielał niektórym z przytomnych, resztę oddał Druidom do schowania.
Gdy się kończyły obrządki, zaczęła się uczta publiczna na stołach z darnia poświęconych. Astyorynx zaprosił mnie do swojego; a gdy potrawy zebrano, zaczęli Druidowie śpiewać dzieła przodków, cała albowiem historya narodu w pieśniach zawarta była. Słuchali tych pieśni wszyscy z wielką attencyą, osobliwie młodzież, na której znać było impressye powzięte z tych szacownych powieści. Gdy się pieśni skończyły, zaczęła młodzież tańce; starsi zaś okazywali w rozmaitych igrzyskach rycerskie sztuki. Przepędziliśmy dzień cały w wesołości, w tych zaś biesiadach nie mogłem się wydziwić modestyi, ludzkości, wstrzemięźliwości i porządkowi.
Zapatrując się na ich uczciwe i niewinne rozrywki, nie mogłem zgodzić tego widoku z ideą, którą miałem o okrucieństwie, zabobonach i dzikości tego narodu. Spodziewałem się zamiast bydląt, ludzi prowadzonych na rzeź : mniemałem, iż koniec tego obrządku będzie w zgiełku, rozpuście i zbytkach, sądziłem, iż sierp ów złoty oprze się na karku jakiego Rzymianina. Te i inne myśli zabawiały innie podczas biesiady, zapominałem się przeto, i nie wiedziałem, jak mam sądzić o tem, co się przedemną działo. Postrzegł to Astyorynx, i gdy jemiołę w zwykłem miejscu złożono, zaprowadził mnie do swojego domu. Był on nie daleko w pięknej dolinie. Weszliśmy w zasadzone za domem chłodniki, i gdyśmy usiedli nad rzeczką w cieniu wyniosłej topoli, tak do mnie mówić zaczął :
Domyślam się, co było dotąd przyczyną twojego zamyślenia. Zrazu rozumiałeś, iż ołtarze bogów zakrwawimy krwią ludzką, i ciągnąc dalej podobnymże sposobem obrządki, uczynimy cię świadkiem dzikości naszej. Zamiast takowych obrzydliwości, widziałeś pobożność przykładną, radość niewinną, prostotę uczciwą. Juliusz Cezar chcąc może usprawiedliwić niesłuszne, które nam czynił, prześladowania, opisał nas w komentaryuszach swoich, jako ludzi okrutnych, nieludzkich i dzikich. Nie ujął nam odwagi dla tego tylko podobno, żeby swojej sławie dogodził, resztę najniegodziwszych przymiotów zyskaliśmy z łaski jego i jemu podobnych. Nie szkodzi osławienie istotnej cnocie, ale bolesna rzecz jest, widzieć się być niesłusznie oczernionym. Żebym cię ze złej, którąś powziął o nas, opinji wyprowadził, wzywam największego u nas zaklęcia na dowód, że szczerze mówię : dotknij się siwych włosów moich.
Wyperswadowany o rzetelności jego, nie chciałem tej próby; lecz gdy mnie naglił, uczyniłem z respektem to, czego odemnie żądał. On zaś tak dalej mówił : Duma Greków, przemoc Rzymianów przyznały dzikość narodom, i jakby w darach swoich dla nich się tylko wysiliła natura, ledwo nas raczą ludźmi nazywać. Stąd tysiączne uprzedzenia bardziej krzywdzące ich niebaczność, niż naszę reputacyą. Gdyby ci niesprawiedliwi obyczajów naszych wybadacze, chcieli się zastanowić nad tem, co w istotnem tłumaczeniu swojem to słowo dzikość znaczy, nie szafowaliby nazwiskiem,
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/453
Wygląd
Ta strona została przepisana.