Przejdź do zawartości

Balladyna/Akt pierwszy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Balladyna
Rozdział Akt pierwszy
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego tom II
Redaktor Henryk Biegeleisen
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Drukarnia i litografia Pillera i Spółki
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cały tom II
Indeks stron
AKT PIERWSZY.

SCENA PIERWSZA.
Las blisko jeziora Gopła — chata pustelnika ustrojona kwiatami bluszczem. KIRKOR wchodzi w Saraceńskiej zbroi — bogato ubrany, z orlemi skrzydłami...
KIRKOR (sam.)

Rady zasięgnąć warto u człowieka
Który się kryje w téj zaciszy leśnéj;
Pobożny starzec — ma jednak w rozumie
Nieco szaleństwa: ilekroć mu prawisz
       5 O zamkach, królach, o królewskich dworach,
To jak szalony od rozumu błądzi,
Miota przekleństwa, pieni się, narzeka;
Musiał od królów doznać wiele złego,
Więc teraz został przyjacielem gminu.

(stuka do celi.)

Puk! puk! puk!

GŁOS Z CELI.

Kto tam?

KIRKOR.

Kirkor.

PUSTELNIK (wychodząc z celi.)

       10 Witaj synu...
Czego chcesz?

KIRKOR.

Rady.

PUSTELNIK.

Zostań pustelnikiem.

KIRKOR.

Gdybym podstarzał dziesiątym krzyżykiem,
Możebym w smutne schronił się dąbrowy;
Ale ja młody, pan czterowieżowy,
       15 Przemyślam dzisiaj jakby się ożenić...
Poradź mi starcze?

PUSTELNIK.

Lat dwadzieścia z górą
Jak żyję w puszczy...

KIRKOR.

Cóż stąd?

PUSTELNIK.

Więc ocenić
Ludzi nie mogę — ani wskazać którą
Weźmiesz dziewicę.

KIRKOR.

Te co rozkwitały
       20 Z dzieciństwa pączków, gdyś ty żył na świecie,
Są dziś pannami... czerwony li biały
Pączek na róży, taka będzie róża...
Przypomnij niegdyś najpiękniejsze dziecie,
Białą jak w ręku anielskiego stróża
       25 Kwiat lilijowy — niech jéj słowik śpiewny
Zazdrości głosu, a synogarlica
Wiernością zrówna... gdzie taka dziewica
Wskaż mi o starcze? Mówią że królewny
Słyną wdziękami?

PUSTELNIK.

Nieba! to ród węża,
       30 Żona zbrodniami podobna do męża,
Córki do ojca, a do matek syny;
Jak w jedném gnieździe skłębione gadziny.
O bogdaj piorun!...

KIRKOR.

Nieprzeklinaj.

PUSTELNIK.

Młody
Przeklinaj ze mną — oni klątwy warci.
       35 Bogdaj doznali co pomor i głody!
Bogdaj piorunem napoły pożarci,
Padając w ziemi paszczą rozdziawioną
Proch mieli płaszczem, a węża koroną.
Bogdaj! — Klnąc zbójce potargałem siły,
       40 Wściekłem się jako brytan uwiązany.
Bo też ja kiedyś byłem pan nad pany,
Statysięcznemu narodowi miły,
Żyłem w purpurze, dziś noszę łachmany;
Muszę przeklinać. Miałem dziatek troje,
       45 Nocą do komnat weszli brata zboje,
Różyczki moje trzy z łodyki ścięto!
Dziecinki moje w kołyskach zarżnięto!
Aniołki moje!... wszystkie moje dzieci!

KIRKOR.

Któż jesteś starcze?

PUSTELNIK.

Ja... Król Popiel trzeci...

KIRKOR. (schyla kolano.)

Królu mój!

PUSTELNIK.

       50 Któż mię z żebraki rozezna?...

KIRKOR.

Uzbrajam chamy, i lecę do Gniezna
Mścić się za ciebie...

PUSTELNIK.

Młodzieńcze, rozwagi!

KIRKOR.

Bezprawie gorzéj od Mojżesza plagi
Kala te ziemie i prędzej się szerzy;
       55 Popiel skalany dzieci krwią niewinną,

Niegodny rządzić tłumowi rycerzy.
Niech więc się stanie co się stać powinno
Pod okiem Boga, na téj biednéj ziemi.

PUSTELNIK.

Czy ty skrzydłami anioła złotemi
Z nieba zleciałeś?

KIRKOR.

       60 Na barkach orlicy
Para tych białych skrzydeł wyrastała;
Gdy na rycerskiéj są naramiennicy,
Będziesz li rycerz mniéj niż owa biała
Ptaszyna ludziom użyteczny? ma-li
       65 Gadom przepuszczać rycerz uskrzydlony
Orła piórami?

PUSTELNIK.

O mężu ze stali!
Ty jesteś z owych którzy walą trony.

KIRKOR.

Ty wiesz jak nasza ziemia wszeteczeństwem
Króla skalana. Wiesz jak Popiel krwawy
       70 Pastwi się coraz nowém okrócieństwem...
Zaczerwienione krwią widziałem stawy:
Król żywi karpie ciałem niewolników.
Nieraz wybiera dzięsiątego z szyków
I tnąc w kawały, ulubionym rybom
       75 Na żer wyrzuca; resztę ciał wymiata
Na dworskie pola i czerwonym skibom
Ziarno powierza. Sąsiad ziemię kata
Na pośmiewisko zwie Rusią czerwoną.
Dotąd żyjącym pod Lecha koroną
       80 Bóg dawał żniwo szczęścia nie zasiane,
Lud żył szczęśliwy; dzisiaj niesłychane
Pomory, głody sypie Boża ręka.
Ziemia upałem wysuszona pęka;
Wiosenne runa złocą się, nim ziarno
       85 Czoła pochyli, a wieśniacy garną
Sierpami próżne tylko włosy żyta.
Ta sama Polska niegdyś tak obfita,

Staje się co rok szarańczy szpichlerzem;
Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem
       90 Z głodami walczy i z widmem zarazy.

PUSTELNIK.

Ach jam przeklęty! przeklęty! trzy razy
Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu.

KIRKOR.

Jako, ty winien?...

PUSTELNIK.

Z rozlicznego cudu
Korona Lecha sławną niegdyś była,
       95 W niéj szczęście ludu, w niej krainy siła
Cudem zamknięta... oto ja wygnany,
Lud pozbawiłem téj korony.

KIRKOR.

Starcze?...

PUSTELNIK.

Korona brata mego jak liczmany
Fałszywa... moja pod spruchniałe karcze
       100 Lasu wkopana... miałem ją do grobu
Ponieść za sobą.

KIRKOR.

Skądże téj koronie
Cudowna władza?

PUSTELNIK.

Ku ojczystéj stronie,
Wracali niegdyś od Betleem żłobu,
Swięci królowie — dwóch Magów, i Scyta.
       105 Ów król północny zaszedł w nasze żyta,
Zabłądził w zbożu jak w lesie bo zboże
Rosło wysokie jak las w kraju Lecha;
Więc zabłądziwszy rzekł... „wyprowadź Boże!“
Aż oto przed nim odkrywa się strzecha
       110 Królewskiéj chaty — bo Lech mieszkał w chacie —
Wszedł do niéj Scyta i rzekł: „Królu! bracie!
Idę z Betleem, a gwiazda błękitna
Twoich bławatków ciągle szła przedemną,

Aż tu zawiodła.“ — Lech rzekł: „zostań ze mną.
       115 Kraina moja szczęśliwa i bitna,
Jeśli chcesz to się tą ziemicą z tobą
Dzielę na poły“ — Scyta rzekł: „zostanę,
Lecz kraju nie chcę, bo ziemie złamane,
Rozgraniczają się krwią i żałobą
       120 Dzieci i matek.“ Więc razem zostali,
Ale to długa powieść...

KIRKOR.

Mów! mów daléj!

PUSTELNIK.

Więc jako dawniéj czynili mocarze,
Z Lechem się mieniał Scyta na obrączki;
A pokochawszy mocniéj sercem, w darze
       125 Dał mu koronę... stąd nasza korona.
Zbawiciel niegdyś wyciągając rączki,
Szedł do niéj z matki zadumanéj łona;
I ku rubinom podawał się cały
Jako różyczka z liści wychylona,
       130 I wołał caca! i na brylant biały
Różannych ustek perełkami świecił.

KIRKOR.

O! biedny kwiatku! na tóż ty się kwiecił,
By cię na krzyżu ćwiekami przybito?
Czemuż nie było mnie tam na Golgocie,
       135 Na czarnym koniu, z uzbrojoną świtą,
Zbawiłbym Zbawcę lub wyrąbał krocie
Zbójców na zemstę umarłemu.

PUSTELNIK.

Synu!
Bóg weźmie twoją pochopność do czynu
Za czyn spełniony. Wróćmy w nasze czasy.
       140 Gdy mię brat wygnał, uniosłem w te lasy
Świętą koronę...

KIRKOR.

Wróci ona! wróci!
Przysięgam tobie... Lecz...

PUSTELNIK.

Co chcesz powiadać?

KIRKOR.

Nim Kirkor w przepaść okropną się rzuci.
Szukając zemsty — chcę chciałbym cię badać
       145 Na jakim pieńku zaszczepić rodowe
Drzewo Kirkorów, aby kiedyś nowe
Plemię rycerzy tronu twego strzegło?
Kogo wprowadzić w podwoje zamkowe,
Z żony imieniem?

PUSTELNIK.

Tylu ludzi biegło
       150 Z pierścionkiem ślubnym za marą wielkości,
A prawie wszyscy wzięli kość niezgody,
Zamiast straconéj z żebra swego kości.
Postąp inaczéj — ty szlachetny, młody:
Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże
       155 Pod jaką belką gniazdo ulepiła;
Gdzie okienkami błysną dziewic twarze,
A dach słomiany, tam jest twoja miła.
Ani się wahaj, weź pannę ubogą,
Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo
I lepiéj będzie, niżbyś miał z królewną...

KIRKOR.

Tak radzisz starcze?

PUSTELNIK.

       160 Idź synu na pewno
Do biednéj chaty — niechaj żona karna,
Miła, niwinna...

KIRKOR.

Jaskółeczko czarna!
Ptaszyno moja, gdzie mię zaprowadzisz?...

PUSTELNIK.

Słuchaj mię synu...

KIRKOR.

Starcze, dobrze radzisz...
Prowadź jaskółko!

(Odchodzi Kirkor.)
PUSTELNIK (sam.)

       165 O! ci młodzi ludzie,
Odchodzą od nas i wołają głośno:
Idziemy szukać szczęścia. Więc my starce
Cośmy przebiegli po téj biednéj ziemi,
A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali,
       170 Możeśmy tylko szukać nie umieli...
Idź! idź! idź starcze do pustelnéj celi...

(chce wchodzić do celi — i zatrzymuje się na progu.)
(Wchodzi Filon, pasterz zamyślony — fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany.)
FILON (z exaltacyą.)

O złote słońce! drzewa ukochane!
O! ty strumieniu, który po kamykach
Z płaczącym szumem toczysz fale śklane!
       175 Rozmiłowane w jęczących słowikach
Róże wiosenne! z wami Filon skona!
Bo Filon marzył los Endymijona,
Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca
Biała Bogini, różami wieńczona,
       180 Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca
Czoło pochyli, a koralowemi
Ustami usta moje rozpłomieni.
Ach! tak marzyłem! ale na téj ziemi
Nie ma Dyanny. Samotny uwiędnę,
       185 Jako fijołek — albo kwiat jesieni.

PUSTELNIK.

Co znaczą owe narzekania zrzędne?
Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek?
Wywracasz świata Boskiego porządek,
A że ty chciwy Akteona wanien,
       190 Czekasz na ziemi anielskiego Bóstwa:
Dla tego tyle zestarzałych panien,
Dotąd się mężów swych nie doczekały;
Szukaj kochanki na ziemi.

FILON.

Świat cały
Napróżno zbiegłem, przeglądając mnóstwa

       195 Dziewic śmiertelnych. Nieraz wzrok łakomy
Śledził z pod złotéj kapeluszów słomy
Żniwiarek twarze podobne czerwienią
Makom zbożowym. Nieraz poglądałem
Na białe płótna, łąk jasną zielenią
       200 Słońcu podane; rojąc serca szałem
Że z bieli płócien, jako z morskiej piany,
Alabastrowa miłości Bogini
Wyjdzie na słońce. Ach! tak obłąkany,
Żyłem na świecie, jako na pustyni;
       205 Nienasycony, dumający, rzewny.
Byłem na dworach, widziałem królewny,
Podobne gwiaździe Wenus co wynika
Wieczorem, z nieba różowego zorzą,
Zaczerwieniona ale bez promyka.
       210 Serca nie mają, a sercem się drożą
Więcéj niż koron brylantami.

PUSTELNIK.

Głupcze!
Niedoścignionych gwiazd szalony kupcze!
Ty co na dworach szukałeś kochanki:
Precz! precz ode mnie kwiecie beznasienny,
       215 Studniom niezdatny jak stłuczone dzbanki,
Światowi, jako słońca blask jesienny
Bezużyteczny. Skoro na tron wrócę,
Zamknę cię w szpital szalonych, lub rzucę
Na bakalarską ławę między dzieci.

FILON.

       220 Mój dobry ojcze! niechaj ci Bóg świeci!
Musisz być chory, gadasz nieprzytomnie.

PUSTELNIK.

Wszyscy szaleńcy zlatują się do mnie,
A wszyscy marzą o królewskich dworach,
Myślą o królach, a kryją się w borach,
       225 I jęczą, jęczą jak oślepłe sowy.

FILON.

Wsadź starcze głowę w strumień kryształowy,
Może ochłonie.

PUSTELNIK.

Woda nie obmyje
Na mojém czole czerwonego pasu.
Widzisz! czy widzisz jak korona ryje?
       230 Dwudziestoletnie życie w głębi lasu
Nie zagoiło rany. Pas na czole,
A drugi taki pas mi serce płata;
Ten od korony

(pokazując na serce.)

Ten od mieczów kata.
O! moje dzieci! o! sieroctwa bole!
O! moja przeszłość!

FILON.

       235 Nudzi mię ten stary,
W głowie ma jakieś bezcielesne mary;
Pewnie oszalał samotnością, postem.

PUSTELNIK.

Cierpienie myśli jest kolącym ostem,
Lecz rzeczywistość... O! ta jak żelazo
Rani, zabija...

FILON.

       240 O tém inną razą
Mówić będziemy, a przekonam ciebie
Że smutek serca...

PUSTELNIK.

Niechaj cię pogrzebie
Mdława istoto. Nic niech nic zabije;
A twój grobowiec zamknie nic.

FILON.

O luba!
Nieznaleziony twój obraz

(pokazując na serce.)

       245 tu żyje!
Nieznalezienie, gorsze niźli zguba;
Jam cię nie znalazł a widzę przed sobą!
Idę do lasu, gdzie będę sam... z tobą...

Błogosławiony wyobraźni cudzie
Ty mnie ocalasz!

(odchodzi w las.)
PUSTELNIK.

       250 Jak szaleją ludzie!

(wchodzi do celi.)



SCENA DRUGA.
Inna część lasu — widać jezioro Gopło.
SKIERKA I CHOCHLIK (wchodzą.)
SKIERKA.

Gdzie jest Goplana, nasza królowa?

CHOCHLIK.

Spi jeszcze w Gople.

SKIERKA.

I woń sosnowa,
I woń wiosenna nie obudziła
Królowej naszéj! woń taka miła!
       5 Czyliż nie słyszy jak skrzydełkami
Czarne jaskółki biją w jezioro.
Tak że się całe zwierciadło plami
W tysiące krążków.

CHOCHLIK.

Za nadto skoro
Zbudzi się jędza, i będzie
       10 Do pracy nas zaprzęgać. To w puste żołędzie
Wkładać jaja motylic — to pomagać mrówkom
Budującym stolice, drogi umiatać
Do mrownika wiodące... to majowym krówkom
Rozwiązywać pancerze aby mogły latać,
       15 To zwiedzać pszczelne ule i z otwartéj xięgi
Czytać prawa ulowe, lub rotę przysięgi
Na wierność matce pszczelnéj, od zrodzonej pszczółki;

To na trzcinę jeziora zwoływać jaskółki,
I uczyć budownictwa pierworoczne matki.
       20 Już zamykać stawiane na ptaszęta klatki,
Nim jaki biedny ptaszek uwięźnie w zapadni,
Na przekor ptasznikowi; już to pani sroce
Ciągle trąbić do ucha naukę: nie kradnij;
Albo wróblowi wmawiać że pięknie świegoce,
       25 Aby ciągle świegotał nad wieśniaczą chatą...
Pracuj jak koń pogański, pracuj całe lato,
A zimą spij u chłopa za brudnym przypieckiem,
Między garnkami, babą szczerbatą i dzieckiem.

SKIERKA.

Bo też ty jesteś leniwy Chochliku!

(patrzy na jezioro.)

       30 Ach patrz na słońca promyku
Wytryska z wody Goplana;
Jak powiewny liść ajeru,
Lekko wiatrem kołysana;
Jak łabędź kiedy rozwinie
       35 Uśnieżony żagiel steru,
Kołysze się — waha — płynie.
I patrz patrz! lekka i gibka
Skoczyła z wody jak rybka,
Na niezabudek warkoczu
       40 Wiesza się za białe rączki,
A stopą po fal przezroczu
Brylantowe iskry skrzesza.
Ach czarowna! któż odgadnie
Czy się trzyma fal obrączki?
       45 Czy się na powietrzu kładnie?
Czy dłonią na kwiatach się wiesza?

CHOCHLIK.

Ona ma wianek na głowie...
Czy to kwiaty? czy sitowie?

SKIERKA.

O nie... to na włosach wróżki,
       50 Uspione leżą jaskółki.

Tak powiązane za nóżki,
Kiedyś, w jesienny poranek,
Upadły na dno rzeczułki:
Rzeczułka rzuciła wianek,
       55 Wianek czarny jak hebany
Na złote włosy Goplany.

CHOCHLIK.

Radzę ci uciekajmy mój Skierko kochany,
Wiedźma gotowa zaraz nową pracę zadać.
Albo obracać młyny skąd woda uciekła
       60 Biednemu młynarzowi, lub każe spowiadać
Leniwego szerszenia nim pójdzie do piekła
Za kradzież słodkich miodów... lub malować pawie.

SKIERKA.

Więc uciekaj... ja się bawię...
Promienie słońca przenikły
       65 Jaskółeczek mokre piórka...
Ożyły — pierszchły — i znikły,
Jak spłoszonych wróbli chmurka.
Królowa nasza bez ducha,
Zadziwiona stoi, słucha;
       70 Nie śmie wiązać i zaplatać
Kos rozwianych, nie wié czemu
Wianeczkowi uwiędłemu
Przyszło ożyć? skąd mu latać?
Goplano! Goplano! Goplano!

(Wchodzi Goplana.)
GOPLANA.

       75 Narwij mi róż Chochliku! poleciał mi mój wianek.

CHOCHLIK.

Już się zaczyna praca.

(Chochlik odchodzi mrucząc.)
GOPLANA.

Czy to jeszcze rano?

SKIERKA.

Pierwsza wiosny godzina.

GOPLANA.

Ach! gdzież mój kochanek?

SKIERKA.

Co mi roskażesz królowo?
Zadaj piękną jaką pracę.
       80 Winąć tęczę kolorową,
Albo budować pałace,
Powojami wiązać dachy,
I opierać kwiatów gmachy
Na kolumnach malw i dzwonów
Lazurowych.

GOPLANA (zamyślona.)

Nie!

SKIERKA.

       85 Chcesz tronów
Z wypłakanych nieba chmurek?
Czy ci przynieść pereł sznurek,
Z owych pereł które dają
Lep na ptaszki, ale mają
       90 Takie blaski, takie wody,
Jak kałakuckie jagody.
Chcesz? lecę na trzęsawice,
Dojrzę — dogonię — pochwycę —
Błędnego moczar ognika;
       95 I zaraz w lilijkę białą,
Oprawię jak do świecznika,
I nakryję białym dzwonkiem
By ci świecił... Czy to mało?
Roskaż pani! co pod słonkiem,
       100 Co na ziemi, wszystko zniosę.
Drzewa, kwiaty, światło, rosę.
Co nad ziemią, w ziemi łonie,
Dźwięki, echa, barwy, wonie,
Wszystko, o czém kiedy śniły
       105 Myśli twoje w jezior burzy
Kołysane.

GOPLANA.

Skierko miły
Ja się kocham.

SKIERKA.

W czém? czy w róży
Bezcierniowej? czy w kalinie?
W cztero listnéj koniczynie?
       110 Może w kwiatku: Niech Bóg świeci,
Który posadzi macocha
Na grobie mężowskich dzieci?
Może w Magdaleny nitce
Co bez wiatru leci płocha?
       115 Może w białéj margieritce.
Co piątym listkiem: nie kocha
Zabiła młodą pasterkę?
W czém się kochasz? poszlij Skierkę!
A przyniesie ci kochanka,
       120 I wplecie do twego wianka,
I będziesz go wiecznie miała,
Pieściła i całowała
Do przyszłej wiosny poranka,
Do drugiego kwiatów wieku.

GOPLANA.

       125 Ach! ja się kocham, kocham się w człowieku.

SKIERKA.

To ludzkie czary.

GOPLANA.

Téj zimy, gdym usnęła
Na skrysztaloném łożu, światło mię jakieś
Z głuchego snu gwałtownie ocuciło.
Otwieram oczy — patrzę... płomień czerwony
       130 Jako pożaru łuna bije przez lody,
I słychać głuchy huk. Rybacy to rąbali
Przełomkę biednym rybkom zdradliwę... Nagle
Okropny krzyk — w przełomkę człowiek pada.
Na moje upadł łoże; a czy to światło
       135 Podobne barwie róż które świeciło
W moim pałacu szklistym? czy też prawdziwe
Róże na jego licach śmiercią mdlejące;
Ale się piękny wydał — ach! piękny tak, że chciałam
Zatrzymać go na wieki w zimnych pałacach,

       140 I nie rozwiązać z wieńca ramion, i przykuć
Łańcuchem pocałunków. W tém zaczął konać...
Musiałam wtenczas, ach! musiałam go wypuścić!
Gdybym przynajmniej mogła była go wynieść
Z wody na rękach moich, usta z ustami
       145 Spoić, i życie wlać w ostygłe jego piersi;
Ale ty wiesz co to za męka dla nas,
Kiedy podobne kwiatom, musiemy składać
Rumieniec nasz, i piękne barwy wiosny,
I do kamieni białych podobne leżyć
       150 W głębiach jeziora. Taką ja wtenczas byłam.
Musiałam leżyć na dnie, ani się płocho
Na światło dnia wyrywać. Napół martwego
Wyniosłam drzącą ręką, i przez otwory
W lodzie wybite rzucam: sama boleśnie
       155 Wracam na puste łoże, na zimne łoże;
A serce moje rozdarł okrzyk rybaków,
Którzy witali wtenczas gdy ja żegnałam.
Jakżem czekała wiosny, przyszła nareszcie.
Z miłością w mojém sercu budzę się... kwiaty
       160 To nie przy jego licach — gwiazdy gasną
Przy jego jasnych oczach... Ah! kocham! kocham!

SKIERKA.

Ktoś idzie tutaj lasem.

GOPLANA.

To on! to on! mój miły.
Bądź niewidomym Skierko.

(Skierka odchodzi.)
(Wchodzi na scenę Grabiec — rumiany — w ubiorze wieśniaka.)
GRABIEC.

Ach cóż to za panna?
Ma twarz, nogi, żołądek — lecz cóś niby szklanna.
       165 Co za dziwne stworzenie z mgły i galarety!
Są ludzie co smak czują do takiéj kobiety;
Ja widzę cóś rybiego w téj dziwnéj osobie.

GOPLANA.

Jak się nazywasz piękny młodzieńcze?

GRABIEC.

Nic sobie...

GOPLANA.

Miły! nic sobie!

GRABIEC.

Jakżeś głupia mościa pani —
       170 Nic sobie, to się znaczy, że nic nie przygani
Mojéj piękności... to jest żem piękny. A zwę się
Grabiec.

GOPLANA.

Cóż cię za anioł obłąkał w tym lesie?

GRABIEC.

Proszę co za ciekawość w tym wywiędłym schabku?

GOPLANA.

Proszę cię panie Grabiec!

GRABIEC.

Wolno mówić: Grabku!
Panie Grabku!

GOPLANA.

Któż jesteś...

GRABIEC.

       175 Aśćki panny sługa...
A pytasz kto ja jestem?... to historja długa.
W naszym kościołku stały ogromne organy,
Mój tata grał na dudach: pięknie grywał pjany,
Ale kiedy na trzeźwo, okropnie rzępolił;
       180 Do tego był balwierzem i wieś całą golił,
Golił i grał na dudach, bo golił w Sobotę,
Na dudach grał w Niedzielę; a miał taką cnotę,
Że nie pił kiedy golił, a pił kiedy grywał.
I wszystko szło jak z płatka. Wtém kogut zaśpiewał,
       185 I mój ojciec małżeństwem z żoną los zespolił.
Panna młoda wąs miała, ojciec wąs ogolił,
I wszystko szło jak z płatka. Lecz tu nowe cuda!
Żona grała na dudach, a tatuś był duda;
Grała więc po tatusiu, dopóty grała,
       190 Aż go na cmentarzyku wiejskim pogrzebała.
Ja zaś pośmiertne dzieło pana organisty,
Jestem, jak mówią, ojca wizerunek czysty,

Bo lubię stary miodek i kocham gorzonnę,
I uciekam od matki...

GOPLANA.

Słowa jego wonne
       195 Przynosi wiatr wiosenny do mojego ucha...
O luby! ja cię kocham...

GRABIEC.

Coż to za dziewucha?
Obcessowo zaczyna. Wprawdzie to nie dziwy.
Ilekroć przez wieś idę, to serca jak śliwy
Lecę pod moje nogi... wołają dziewczęta:
       200 Panie Grabku! Grabiątko, niech Grabiec pamięta
Że jutro grabim siano — pomóż Grabku grabić.
A to znaczy że za mnie dala by się zabić,
I to że się na sienie dadzą pocałować.

GOPLANA.

Czy mię kochasz mój miły...?

GRABIEC.

Ha?... trzeba skosztować...
Naprzykład... daj całusa...

GOPLANA.

       205 Stój!... pocałowanie
To ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczém wianie,
Za każdym pocałunkiem jeden listek spada.
Nieraz dziewica czysta i smutkami blada,
Dla tego że spadł jeden liść u serca kwiatu,
       210 Nie śmie kochać i daje pożegnanie światu,
I do mogiły idzie nigdy nie kochana.

GRABIEC.

Coś Waćpanna jak mniszka.

GOPLANA.

Raz pocałowana
Będę twoją na wieki — i ty mój na wieki...

GRABIEC.

Ha pocałunek bliski a ten mój daleki.

(całuje.)
GOPLANA.

O mój luby!...

GRABIEC.

       215 Dalibóg... pfu!... pocałowałem
Niby w pachnącą różę... pfu... róża jest ciałem,
Ciało jest niby różą... niesmaczno!...

GOPLANA.

Mój drogi!
Więc teraz co wieczora na leśne rozłogi
Musisz do mnie przychodzić. Będziemy błądzili
       220 Kiedy xiężyc przyświeca, kiedy słowik kwili,
Nad fala szklistych jezior, pod wielkim modrzewiem
Będziemy razem marzyć przy xiężycu...

GRABIEC (do siebie.)

Nie wiem
Co odpowiedzieć babie...

GOPLANA.

Ty smutny? ty niemy?
O! my z sobą będziemy szczęśliwi!

GRABIEC.

Będziemy,
Lecz nie wieczorem — i nie przy jeziorze...

GOPLANA.

       225 Czemu?

GRABIEC.

Bo ja nie lubię wody jak wściekły.

GOPLANA.

Mojemu
Kochankowi rwać będę poziomki, maliny.

GRABIEC.

Lecz ja nie lubię malin... a kiedy dziewczyny
Niosą dzbanek na głowie, nieraz zrzucam dzbanek,
Ale to nie dla malin.

GOPLANA.

       230 Lecz ty mój kochanek...
Ty musisz lubić kwiaty... Więc przyjdź co wieczora

GRABIEC.

A to już tego nadto!... co za nudna zmora!
Nie przyjdę w żaden wieczór...

GOPLANA.

Dla czego?

GRABIEC.

Za borem
Pewna dziewczyna czeka na Grabka wieczorem.

GOPLANA.

Dziewczyna?

GRABIEC.

Tak... dziewczyna...

GOPLANA.

       235 Czy piękna dziewczyna?

GRABIEC.

Ha?... co pannie do tego?... zwie się Balladyna.

GOPLANA.

Siostra Aliny?... córka wdowy?... ale ona
Złe ma serce...

GRABIEC.

Waćpanna widzę coś szalona...
Nie wierzę w babskie dziwy, sądy i przestróżki.
       240 Wszystkie dziewczęta które mają małe nóżki
To mają piękne usta i serca — a właśnie
Ona piękną ma nóżkę...

GOPLANA. (zapalając się.)

Niech słońce zagaśnie
Jeśli mi ciebie kto wydrze kochanku.
Ty jesteś moim! moim! moim wiecznie!
       245 Choćbyś miał xiężyc za ślubny pierścionek,
Choćbyś miał xiężyc, to ja go rozłamię,
Zagaszę xiężyc który cię prowadzi
Do pocałunków, do kochanki domu.
Ach bądź mi wiernym! błagam cię! zaklinam!
       250 Na twoje własne szczęście. Ach! zaklinam!

Bo zginiesz luby... nie... razem zginiemy,
Ale ty zginiesz także gdy ja zginę...
Więc nie chcę zginąć, abyś ty nie zginął.
Przynajmniéj dzisiaj nie chodź tam wieczorem,
       255 Przynajmniéj dzisiaj nie chodź tam... ja każę...

GRABIEC.

A któż ty jesteś co każesz?

GOPLANA.

Królowa!
Królowa fali Goplana.

GRABIEC.

Ej!... w nogi!
Jezus Marya! a tom popadł w biedę,
Szatana żona chce być moją żoną.

(Grabiec ucieka.)
GOPLANA. (sama.)

       260 Niech słońce gaśnie! niechaj gwiazdy toną,
W bezdrożne niebo! niechaj róże więdną!
Co mi po słońcu, po gwiazdach, po kwiatach.
Wolę je stracić niż kochanka stracić.
Co mam potęgi, co nadprzyrodzonéj
Siły nad światem; to obrócę na to
       265 Aby to serce podbić i mieć mojém...
Skierko! Chochliku!....

(Skierka przybiega.)

Czy słyszałeś Skierko
Moją rozmowę z kochankiem? aniołem?

SKIERKA.

Nie karz... ciekawość... szczera moja skrucha.
       270 Biały powoju kwiatek uszczyknąłem
I końcem różka włożywszy do ucha
Słyszałem... przez kwiat...

GOPLANA.

Gdzie Chochlik?

SKIERKA.

Leniwy
Ciągnie się z wiankiem...

(wchodzi Chochlik z wiankiem.)
GOPLANA.

A wstydź się Chochliku!
Patrz coś ty narwał chwastu i pokrzywy,
       275 Brzydkich piołunów, koniczyn, trawniku.

SKIERKA.

Pozwól mi Pani niech ja go wysiekę
Za taki wianek...

CHOCHLIK.

Ej!... ja cię urzekę...

GOPLANA.

Słuchajcie mię cicho djabliki...
Oto Chochło polecisz za moim kochankiem;
       280 Idź przy nim, przed nim, za nim, jak skoczne ogniki,
I błąkaj po murawach, tak, by przed porankiem
Nie trafił do mieszkania — ani do téj chaty
Gdzie mieszkają dwie piękne dziewczęta — dwa kwiaty,
Córki wdowy... Rozumiesz... a o wschodzie słońca
Tu miłego przyprowadź.

CHOCHLIK.

       285 Będę go bez końca
Błąkał i sadzał w błocie.... cha! cha! cha! cha! cha! cha!

(odchodzi Chochlik.)
GOPLANA.

A ty mój Skierko, leć na mały mostek
Gdzie jest mogiła samobójcy stracha.
Ukryj się w łozy zarostek.
       290 Za godzinę, przez ten mostek
Będzie jechał pan bogaty,
Ustrojony w złote szaty,
Jak do ślubu — bez oręży,
I kareta złotem błyska,
       295 I pięć rumaków w zaprzęży;

Cztery karych, i klacz biała
Przodem lecąc iskry ciska.
A na mostku wypróchniała
Leży belka drżąca, śliska.
Czy rozumiesz?

SKIERKA.

Wywrócić?

GOPLANA (skłaniając głowę.)

       300 Lecz nie szkodzić żywym
Ani ludziom ni koniom.

SKIERKA.

A potém?

GOPLANA.

Tego pana w płaszczu złotym,
Hymnem wiatru czułym, tkliwym,
Zaprowadzić aż do chaty
       305 Gdzie mieszka uboga wdowa,
I dwie młode córki chowa.
Uczyń tak, by pan bogaty
Wziął tam żonę i we dwoje
Odjechał złotą karetą.
       310 Luby Skierko! dziecie moje!

SKIERKA.

Dziewczyna będzie kobietą.
Nim dwa razy słońce zaśnie,
Nim dwa razy xiężyc zgaśnie.

(odlatuje.)
GOPLANA. (sama.)

Więc rozesłałam Sylfy; niechaj pracują
       315 Na moje szczęście. Teraz nie idzie o to
Aby wojskami kwiatów zdobywać niwy;
Nie kwiatów strzedz mi teraz, nie tęcze winąć,
Ani słowiki uczyć piosenek, ani
Budzić jaskółki wodne... kocham!... ginę!...
       320 A jeśli on mię kochać nie będzie? cała

W mgłę się rozpłynę białą, i spadnę łzami
Na jaki polny kwiat i z nim uwiędnę.

(Rozpływa się w powietrzu.)


SCENA TRZECIA.
Chata Wdowy.
WDOWA i córki jéj BALLADYNA i ALINA wchodzą z sierpami.
WDOWA.

Zakończony dzień pracy, moja Balladyno
Twoje rączki od słońca całe się rozpłyną
Jak lodu krysztaliki. Już my jutro rano
Z Alinką na poletku dożniemy ostatka;
       5 A ty moje dzieciątko siedź sobie za ścianą...

ALINA.

Nie! nie, nie, jutro odpoczywa matka,
A my z siostrzycą idziemy na żniwo.
Słoneczko lubi twoję główkę siwą
I leci na nią, by natrętna osa
       10 Do białych kwiatków; ani go od włosa
Liściem odpędzić; że też nigdy chmurki
Bóg nie nadwieje, aby cię zakryła
O! biedna matko!

WDOWA.

Dobre moje córki
Z wami to nawet ubożyzna miła,
       15 A kto posieje dla Boga nie straci.
Zawsze ja myślę, że wam Bóg zapłaci
Bogatym mężem... a kto wie? a może
Już o was słychać na królewskim dworze?
A my tu żniemy, aż tu nagle z boru
       20 Jaki królewic — niech i kuchta dworu
Albo koniuszy — zajeżdża karetą...
I mówi do mnie — podściwa kobieto
Daj mi za żonę jedną z córek — Panie!

Weź Balladynę, piękna jak dziewanna —
       25 Tobie się także Alino dostanie
Rycerz za męża... ale starsza panna
Powinna prędzéj zostać panną młodą.
W rzeczułkach woda goni się za wodą.
Mój królewicu żeń się z Balladyną.

BALLADYNA.

       30 Gdzie ty mój grzebień podziałaś Alino,
Co ty tam słuchasz jak się matce marzy.

ALINA.

Wiesz Balladyno że to jéj do twarzy
Kiedy śni głośno, kiedy się uśmiécha.

MATKA (do Balladyny.)

Dobrze ty mówisz! chata taka licha,
       35 A mnie się marzy Bóg wie nie co... Ale
Bogu się także w wiekuistéj chwale
Musi coś marzyć.. A gdyby też Bogu
Chciało się matce dać złotego zięcia...

BALLADYNA.

Ach! słychać jakiś turkot na rozłogu,
       40 Jedzie gościńcem dwór jakiegoś xięcia.
Pięć koni... złota kareta... ach kto to?...
Jedzie aleją.. Jak to pięknie złoto
Między drzewami błyska... Ach! mój Boże
Co im się stało?... śród naszego mostu
       45 Powóz prrr... stanął... i ruszyć nie może...

WDOWA.

Pewnie chcą konie napoić...

BALLADYNA.

Ot właśnie
Pan poi konie na drodze po prostu...

WDOWA.

Ha! jeśli pić chcą...

ALINA.

Już słoneczko gaśnie,
Trzeba zapalić sosnowe łuczywo....

BALLADYNA. (biegnąc od okna.)

       50 Ach lampę zaświeć... ach lampę... co żywo...
O gdzie mój grzebień?

(Słychać pukanie do drzwi.)
WDOWA.

Cóż to?... co?... ktoś puka...
Otwórz Balladyno...

BALLADYNA.

Niech siostra otworzy...

WDOWA.

Prędzéj otwórzcie... ktoś do chaty stuka.

ALINA.

Ach ja się boję...

WDOWA.

Niech wszelki duch Boży
       55 Boga wychwala... ja odemknę chatę...

(patrzy przez dziurkę od klucza.)

O jakie stroje złocisto bogate.

(otwiera.)

Czy w imie Boga?...

(Kirkor wchodzi.)
KIRKOR.

Tak, z Boga imieniem.
Proszę wybaczyć, ale nad strumieniem
Mostek pod mojém załamał się kołem,
Szukam schronienia...

WDOWA.

       60 Proszę po za stołem
Mój królewicu siadać — proszę siadać.
Chata uboga — raczyłeś powiadać
Że powóz... O! to nieszczęście! — Dziewczęta!
To moje córki jasny królewicu —
       65 A to już dawno człowiek nie pamięta
Takich przypadków, chyba przy xiężycu
Młynarz co jechał przeszłéj wiosny.

BALLADYNA.

Matko
Dosyć — daj panu mówić...

(Wchodzi Skierka niewidzialny dla Aktorów.)
KIRKOR.

Przed tą chatką
Słyszałem dźwięki luteń... czy to córki
Wasze grywają na lutni?

WDOWA.

       70 Przepraszam —
Nie... królewicu...

SKIERKA.

Z niewidzialnéj chmurki
Sympatycznemi kwiaty poukraszam
Obie dziewice, bo moja królowa
Nie powiedziała do któréj nakłonić
       75 Serce Kirkora... Muzyka echowa
Zacznie hymnami powietrznemi dzwonić;
A wieniec kwiatów taką woń rozleje,
Że serce tego człowieka omdleje,
Że jedném sercem dwa serca pokocha.

(Wkłada wieńce kwiatów na głowy dziewicom — słychać muzykę.)
WDOWA.

       80 Może królewic chce odpocząć trocha...

KIRKOR (z zadziwieniem i niespokojnością.)

Odpocząć, kiedy dźwięki takie cudne
Słyszę... Dziewice, wasze są to pieśni?...
Słyszę śpiewanie...

ALINA.

Czy się panu nie śni?
Tu w chacie... cicho...

KIRKOR.

Ach jakże mi nudne
Wspomnienie zamku pustego!...

SKIERKA (na stronie.)

       85 Czar działa...

KIRKOR.

Z jakich kadzideł ta woń się rozlała?...
To spewna wasze wieńce uroszone
Łzami wieczora, dają takie wonie?

BALLADYNA.

Lecz my nie mamy wieńców.

(Wchodzi sługa Kirkora bogato ubrany.)
SŁUGA.

Naprawione
Koło w powozie...

KIRKOR.

       90 Wyprządz z dyszla konie,
Ja tu zostanę...

(sługa odchodzi.)
WDOWA.

Cóż to za zjawienie?
Królewie w chacie! Na jakiém on sienie
Spać będzie?... Jemu listki róży cisną...

KIRKOR (do siebie.)

Prawdę wróżyłeś pustelniku stary!
       95 Gdzie okienkami dwie różyczki błysną,
Gdzie dach słomiany...

SKIERKA (do siebie.)

Zakończone czary...

KIRKOR (do Wdowy.)

Słuchajcie matko! na świat wyjechałem
Szukać ubogiéj i cnotliwéj żony;
Dalej nie jadę, bo tu napotkałem
       100 Cudowne bóstwa... O! gdybym dwa trony —
Ach powiem raczéj... gdybym miał dwa serca!
Lecz zdaje mi się że dwa serca noszę...
Dwóma sercami o dwie córki proszę;
Ale Bóg jedną tylko wziąść pozwala
       105 I do ślubnego prowadzić kobierca;
Więc trzeba wybrać... Czemuż losu fala
Rozbiła serce moje o dwie skały?

Ach czemu oczy moje nie wybrały
I nie powiodły czucia. Dziś nie umiem
Wybrać...

WDOWA.

       110 Ja ciebie panie nie rozumiem?...

KIRKOR.

Proszę o rękę jednéj z córek... może
Słyszałaś kiedy o hrabi Kirkorze,
Co ma ogromny zamek, cztery wieże,
Złocisty powóz, konie i rycerze
       115 Na swych usługach?... Otóż Kirkor... to ja...
Proszę o jedną z córek...

WDOWA.

Córka moja?...
Ja dwie mam córki — ale Balladyna...

KIRKOR.

Czy starsza?

WDOWA.

Tak jest... a młodsza Alina
Także jak anioł....

KIRKOR (do siebie.)

Jaki wybór trudny
       120 Starsza jak śniegi — u téj warkocz cudny
Niby listkami brzoza przyodziana;
Ta z alabastrów — a ta zaś różana —
Ta ma pod rzęsą węgle — ta fijołki —
Ta jako złote — na zorzy aniołki,
       125 A ta zaś jako noc biała nad rankiem.
Więc jednéj — mężem drugiéj być kochankiem;
Więc obie kochać, a jedną zaślubić?
Lecz którą kochać? którą tylko lubić?...
Niech się przynajmniéj z ust różanych dowiem
Która mnie kocha?...

(do dziewic.)

       130 Moje smugłe łanie
Czy mnie kochacie?

BALLADYNA.

Ach! ja ci nie powiém
Nie... ale nie śmiem wymówić — tak panie —
Ale ty zgadniesz choć będę milczała,
Zgadnij rycerzu.

KIRKOR (do Aliny.)

A ty różo biała?

ALINA.

Kocham...

KIRKOR.

Obiedwie kochają.

WDOWA.

       135 Zapewne
Że muszą kochać!... tożby to dopiéro
Gdyby nie kochać rycerza co szczerą
Mógłby za żonę wziąść sobie królewnę,
Piękny i śmiały.

KIRKOR.

Któraż z was dziewice
       140 Będzie mię więcej kochała po ślubie?
Jak będzie kochać? lubić co ja lubię?
Jak mi rozchmurzać gniewu nawałnice?

BALLADYNA.

O panie! jeśli w zamku są czeluście,
Z czeluści ogień bucha, a ty każesz
       145 Wskoczyć — to wskoczę. Jeśli na odpuście
Xiądz nie rozgrzeszy, to wezmę na siebie
Śmiertelne grzéchy któremi się zmażesz.
Jeżeli dzida będzie mierzyć w ciebie,
Stanę przed tobą, i za ciebie zginę...
Czegoż chcesz więcéj?...

WDOWA.

       150 Weź! weź Balladynę.
Szczera jak złoto.

KIRKOR (do Aliny.)

A ty młodsza dziewo
Co mi przyrzekasz?

ALINA.

Kochać i być wierną.

KIRKOR.

Ach nie wiém któréj oddać rękę lewą
Jako szwagierce — a któréj z pierścionkiem.
       155 O! gdybym ujrzał tę gwiazdę przedsterną
Co wiodła króle do dzieciątka żłobu,
Serce mam jedno a ciągnie do obu.
Którą odrzucić? któréj być małżonkiem?
Obie kochają, więc niesprawiedliwość
       160 Poniesie jedna, jeśli wezmę drugą.
W obojgu jedna prostota i tkliwość,
W obojgu miłość jednaką zasługą...
Którą tu wybrać?...

ALINA.

Jeśli mnie wybierzesz
Szlachetny panie, to musisz obiecać
       165 Że mię do zamku twojego zabierzesz
Z matką i siostrą... Bo któż będzie matce
Gotować garnek? kto ogień rozniecać?
Ona nie może zostać w biednéj chatce,
Kiedy ja będę w pałacach mieszkała.
       170 Patrz ona siwa jak różyczka biała.
O! widzisz panie... musisz także ze mną
I matkę zabrać...

KIRKOR.

O! jakąż tajemną
Roskoszą serce napełnia... o miła...

WDOWA.

Lecz Balladyna to samo mówiła
       175 W sercu i w myśli... Wierzaj mi rycerzu
I Balladyna kocha matkę starą.

KIRKOR.

Jużem był wybrał i znów mi w puklerzu
Dwa serca biją...

BALLADYNA.

Byłabym poczwarą,
Niegodną twojej ręki, ale piekła,

       180 Żebym się matki kochanéj wyrzekła.
Prócz matki, siostry, wszystko ci poświęcę.

KIRKOR.

Oślepionego chyba losu ręce
Wskażą mi żonę...

SKIERKA (śpiewa do ucha Wdowy.)

Matko w lesie są maliny,
       185 Niechaj idą w las dziewczyny.
Która więcéj malin zbierze,
Tę za żonę pan wybierze.

WDOWA.

Coś matce staruszce
Przyszło do głowy... Mój ty królewicu,
       190 Jeśli pozwolisz twéj pokornéj służce,
To ci poradzi piękny krasnolicu.
Oto niech rankiem idą w las dziewczyny,
A każda weźmie dzbanek z czarnéj gliny:
I niechaj malin szukają po lesie,
       195 A która pierwsza dzban pełny przyniesie
Świeżych malinek, tę weźmiesz za żonę.

KIRKOR.

Wyborna rada... O! złota prostoto!
Ty mi dasz szczęście niczém nieskłócone,
Dnié roskoszami przeplatane z cnotą.
       200 Tak moja matko... niech o słońca wschodzie
W las idą córki z dzbankami na głowie.
A my w lipowym usiądziemy chłodzie;
Która powróci pierwsza, ta się zowie
Hrabini Kirkor... Sądź sam wielki Boże.

WDOWA.

       205 Królewic znajdziesz w téj chateczce łoże,
Pachnące siano zakryte bielizną.
Wierzaj mi panie, żabki się nie wślizną
Do twego sianka... proszę do alkowy.

KIRKOR (klaszcze, wchodzi sługa.)

Przynieś z powozu puhar kryształowy,
       210 Wino i zimne żubrowe pieczywo...

(sługa odchodzi.)

Bądźcie mi zdrowe piękne narzeczone...

(odchodzi do alkowy poprzedzany przez Wdowę.)
ALINA.

Siostrzyco moja... o! jakież to dziwo,
O! jakie szczęście!

BALLADYNA.

Jeszcze nie złowione,
To szczęście siostro może nie dla ciebie...

ALINA.

       215 O! moja siostro... wszakże to na niebie
Jeśli nie słońce, to gwiazdy nad głową:
Jeśli nie będę panią Kirkorową,
To będę pani Kirkorowéj siostrą.
A tobie jutro trzeba wziąść się ostro
       220 Do tych malinek, bo wiész że ja zawsze
Uprzedzam ciebie i mam pełny dzbanek.
Nie wiem czy na mnie jagody łaskawsze
Same się tłoczą... czy tam... twój kochanek...

BALLADYNA.

Milcz!...

ALINA.

Ha siostrzyczko? a ja wiém dla czego
Malin nie zbierasz...

BALLADYNA.

       225 Co tobie do tego?

ALINA.

Nic... tylko mówię że jabym nie chciała
Rzucić kochanka ani dla rycerza,
Ani dla króla... a gdybym kochała,
Wzajem kochana, rolnika, pasterza,
To jużby żaden Kirkor...

BALLADYNA.

       230 Nie chcę rady
Od głupiéj siostry...

(słychać klaskanie za chatą — Balladyna zapala świéczkę i ukrywszy ją w dłoni wychodzi.)
ALINA.

Ha zaklaskał w borze —
Wyszła ze świeczką... O! mój wielki Boże
Co tam pan Grabek powié na te zdrady.
Bo też ta siostra chce iść za Kirkora,
       235 A jam widziała na kwiatkach ugora,
Ba! i pod naszą osiną słyszałam
Sto pocałunków... przebacz mi o! Chryste
Że sądzę miłość, któréj ach! nie znałam...

(klęka.)

Widzisz mój Boże! ja mam serce czyste,
       240 A przysięgając nie złamię przysięgi...
Boże! ptaszęta u twojéj potęgi,
Mogą uprosić o wiszeńkę czarną,
Jaskółkom w dziobek dajesz muszkę marną.
Jeśli ty zechcesz Boże mój jedyny,
       245 Gdzie stąpię... wszędzie czerwone maliny...

(Siada na ławie i usypia.)
SKIERKA (śpiewa.)

Niech sen szczęścia pozłacany
Zamyka oczy dziewczyny...
A ja lecę do Goplany...

(odchodzi.)
ALINA (przez sen.)

Wszędzie maliny! maliny! maliny...


KONIEC AKTU PIERWSZEGO.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.