Przysłowia i mowy potoczne ludu polskiego w Szlązku

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Józef Lompa
Tytuł Przysłowia i mowy potoczne ludu polskiego w Szlązku
Wydawca Wawrzyniec Pisz
Data wyd. 1858
Druk Wawrzyniec Pisz
Miejsce wyd. Bochnia
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

Przysłowia
I
MOWY POTOCZNE
LUDU POLSKIEGO
w
SZLĄZKU,
ZEBRAŁ
Józef Lompa.


PRZYSŁOWIA

i

MOWY POTOCZNE

LUDU POLSKIEGO

w

SZLĄZKU,

ZEBRAŁ

Józef Lompa.

GODŁO:
Cudze chwalicie,
Swego nie znacie;
Sami nie wiécie,
Co posiadacie.

St. Jachowicz.

W BOCHNI.

Nakładem i drukiem Wawrzyńca Pisza.

1858.




WSTĘP.

Przedmową do niniejszego dziełka, godziłoby się choćby tylko częściowo wziąść z dzieła „Przysłowia Narodowe Kazimierza Wład. Wojcickiego, Tomów trzy.“ Lub z broszury: Pieśni gminne ludu polskiego w Prusach zachodnich, zebrane przez Ignacego Łyskowskiego; niechcąc się jednak czyjemi piórami zdobić, przytaczam przynajmniej, że mi właśnie zdanie ostatniego autora powodem do przedsięwziętéj pracy się stało. Jako bowiem w Prusach zachodnich, tak téż i w naszym Szlązku, żywioł niemiecki wywiera coraz silniéj swój wpływ na wytępienie pieśni gminnych i przysłowiów ludu polskiego. Chcąc więc przysłowia nasze, jako zabytki zdań upowszechnionych, czyli prawd porównanych, doświadczeniem zatwierdzonych i za stałe prawidła przyjętych, te to kwiaty, czyli perły macierzystego języka, niby w jednéj skarbniczce, potomności i literaturze polskiéj zachować, jąłem się téj mozolnéj pracy. Zabezpieczając się przeciw wszelkiem zarzutom, jakobym z pomienionych dzieł, lub „z Dykcyonarza Michała A. Troca Warszawianina, Lipsk 1779“ wypisywał, nadmieniam: że tego pismokradztwa sumiennie się chroniłem. Jeżeli zaś w moim zbiorze i te przysłowia się znajdują, które mianowane dzieła podają, to ztąd pochodzi, że i te u nas się zagnieździły i od wieków unaturolizowały. Nie dziw temu, pomnąc na to, że kraj nasz dawniéj z Polską w bliższéj styczności zostawał. Inne zaś przysłowia i mowy potoczne są od pobratymców czeskich i Morawian — lub od Niemców przyjęte. Układ ich alfabetyczny, lubo nie ściśle w porządku słownika zachowany, mimo tego chaosem zwany być nie może, zwłaszcza że przegląd zbioru mego nikomu trudny nie będzie.
Jeżeli przysłowia któregokolwiek bądź narodu, nie są dziełem jednego człowieka, ale ogółu krajowców, zostawiam ten przedmiot do ziomków moich, z tém życzeniem: ażeby one w tém względzie co więcéj odemnie uczynili. Skazawszy trop, mniemam i tuszę sobie z pewnością, że inni w tém względzie i zawodzie snadnie na gościniec trafić i łatwiéj to uzupełnić zdołają, czego ja sam jeden wykonać niezdołałem. Co się znaczenia przezemnie zebranych przysłowiów tyczy i to później nastąpić może, jeżeli Bóg lata moje przedłużyć i położenie moje pełne goryczy ułagodzić raczy. Tem czasem zbiór mój niechaj za towarzysza: „Przysłowiów i mów potocznych Maksymiliana Fredra” uważany będzie, które to, lubo im znaczenia chybia — mimo tego zawsze klasycznemi zostaną.





PRZYSŁOWIA.

Aniby tego na byczej skórze nie spisał.
Albo chybi, albo trafi.
Ani do zwady, ani do rady.
Ani pies ogonem nie machnął, a już robota skończona.
Aż pod same łokcie w pismach grzebał.
Ani posła, ani osła.
Ani słychu, ani dychu.
Aniby tego pies nie powąchał.
Aniby pies kawałka chleba od niego nie wziął.
Aniby się to wszystko na byczej skórze spisać nie dało.
Ani warzony, ani pieczony.
Ani na słoną wodę nie zarobił.
Ani go zjadła ani go z niczego.
Ani złamanego szeląga nie godzien.
Ani mu w niebie lepiéj nie będzie.
Baba, jak żaba.
Bać się trzeba trzcinie, gdy dąb wiatr wywinie.
Bez ochoty nie spore roboty.
Biada temu dworowi, gdzie wybodzie krowa wołowi.
Bierz Michale, coć Bóg daje.
Bieży, jak szewc z butami na jarmak.

Bliższa koszula ciała.
Boli gardło, śpiéwać darmo.
Był to koń, ale się zjeździł.
Bez jednego wojaka wojna będzie.
Bez gwary nie będą czary.

Będzie tam uczta, bo już stoły ławami ponakrywane (znaczy: że tam chudobnie będzie.)
Czyja łąka, tego siano.
Chłopiec za pługiem chodzi, dziewczyna się rodzi, zań wydać się godzi.
Co ma być komu, tego nie minie.
Choćby się w żydy zastawić, strój być musi.
Co było i nie jest, niepisze się w rejestr.
Chleb trawa, mięso potrawa.
Choćby był ksiądz wlesie, to mu każdy niesie.
Ciche wody brzegi podmywają.
Cieszy się, jak nagi w pokrzywach.

Co kraj to obyczaj.
Co głowa to rozum.

Co chcesz mieć tajemnego, miéj u siebie samego.
Co chłopu po zegarku, kiedy go nieumié naciągnąć.

Co nagle, to po djable.
Co się odwlecze, to nieuciecze.
Co się ślepo rodzi, ślepo ginie.
Co ma na sercu, to i na języku.
Co mnie dziś, to tobie jutro.
Co z oczu, to i z myśli.

Co tobie nie miło, tego drugiemu nie czyń.
Co się prędko wznieci, nie długo się świéci.
Co po psie w kościele, kiedy się nie modli.
Co ten baja gada, to się ani psu na budę nie zda.
Choć najmniejsza wioska, to ma swój kiermasz.
Co komu miłe, to mu miłe, choćby na pół zgniłe.
Choćby w domu trzy dni wróblem krasić (maścić) to się za domem postawić trzeba.
Cudze kraje chwalmy a swoich nie opuszczajmy.

Co z oczu to i z myśli.
Co w świątki, to i w Piątki.

Chodzi spać razem z kurami, a wstaje — jak z piątej wsi dziad idzie.

Ciemny jak tabaka w rogu.
Co raz to nie zawsze.
Co kto lubi, a ja ucho.
Co się łyso zrodzi, łyso ginie. Co wilk ocharknie, to już na nic wyjdzie.

Chodzi, jak pies oparzony.
Choroba centnarem się zwali, a łótami odchodzi.
Ciemno (ćma) jak w miechu.
Cudze wady widziemy, swe na plecach nosimy.
Czego kto godzien, tego mu życzyć.
Czém daléj w las, tém więcéj drzewa.
Czém bardziéj łajno depczesz, tém bardziéj śmierdzi.
Człowiek myśli, a Bóg kreśli.
Czas płaci, czas traci.
Co się dziś opuści, tego trudno jutro dogonić.
Czém rzadsze, tém słodsze używanie.
Cudze ręce lekkie ale niepożyteczne.
Czyń co chcesz, a patrz końca.
Czem kozieł starszy, tém róg twardszy.
Czeka, jak kania dészczu.
Czai się jak czajka.
Co głupiemu po rozumie, kiedy go użyć nie umié?

Co ludzie gadaj to wygadają.
Czekaj, aż kasza uwre.
Choćby za skórą miał, toby dał.
Co wczoraj było, to nie dzisiaj.
Chcesz to szybki z okna.

Czem skorupa nawre, tém zawsze trąci.
Choremu a staremu byle (lada) czego się zachce.
Co się zda a mignie, to wszystko figle.
Co się prędko wznieci, niedługo się świéci.
Chce głową, mur przebić.
Cena do worka nie idzie.
Co utargujesz pyskiem, nie zapłacisz mieszkiem.
Czego Bóg nie dał, tego i kowal nie ukuje.
Czysta suknia, choć nie wiele warta, odświętna jest, gdy niepodarta.
Choć najlichsze miasteczka, lepsze przecie, jak najlepsza wieś.
Co się czynić nie godzi, to też mówić szkodzi.
Czego się uczy młody, wykonywa stary.
Czcij starszych, bo i ty zestarzeć się możesz.
Dał ci Bóg dary, zażywaj miary.
Darowanemu koniowi nie trzeba w zęby zaglądać.
Dano mu mały palec, a on pod pachę sięga.
Dano kurom grzędę, a one jeszcze wyżéj chcą.
Dałem mu takiéj mięty, co mu poszła w pięty.
Dasz pokj, masz pokój.
Dla przyjaciela nowego, nieopuszczaj starego.
Długi sen, krótkie życie.
Doczeka się świeca wieczora.
Dopóki go widzisz, tak długo mu wierz.
Dobry choć mały, kiedy częsty zarobek.
Dobry sąsiad za najlepszego brata lub przyjaciela obstoi.
Dobrze, gdzie szkoda w użytek idzie.
Dobry chléb ze solą, byle z dobrą wolą.
Dobry chléb, gdy kołacza nie masz.
Daleko noga od ręki.
Długo czekane – nie darowane.
Dobry z dobrym a zły sam.
Dobra wola za uczynek obstoi.
Domowego złodzieja nikt nie ustrzeże.
Drży jak osika.
Dziś kwitniemy, jutro gnijemy.
Dobra żona, domu korona.
Dobra woźnica potrafi i drewnianym koniem ujechać.
Dzień wesela a do śmierci płacz.
Dziecińskie lata mu się wracają.
Dzieci mają płacz i śmiech w jednéj torebce.
Dobrze z cudzego rzemienia pasy krajać.
Dobrze przy mędelu kłóski zbierać.
Dobrze temu, kto umié piórem orać.
Dobry żur, kiej w niem szczcur (kiełbasa i t.p.)
Do czasu dzban wodę nosi, aż się ucho urwie.
Do świętego Ducha, nie wdziéwaj kożucha, a po świętym Duchu, chodź w kożuchu.
Dla kompanii da się cygan powiesić.
Dopóki dziewczyna młoda, to ją czesz, jak większa, to ją strzeż, a jak dorośnie, zapłać komu co ją weźmie z domu.
Drzewko póki młode naginać trzeba, bo się potem nagiąć nie da.
Droży się, i da się jak panna prosić.
Dostał ćwika za nieboszczyka.
Dopiéro znamy, co mamy, jak postradamy.
Dobrze temu, co nie musi pańskiéj trąby słuchać.
Dobrze tém co do gotowéj miski przychodzą.
Dészczyk pada słońce świéci, czarownica masło kléci.
Dla staruszki dobry piec i garnuszki.
Dzieci płacz i śmiech w jednym worku przechowują.
Fabiana, Sebastyana, nie żałuj dla bydła siana.

Gada, co mu ślina przynosi.
Gada, ale sam nie wié: co.
Grozi pięścią w kieszeni.
Gałkę na wieży mu obiecuję.

Gospodarz bez kapusty, miéwa brzuch pusty.
Gdy kota myszy nie czują, śmiało sobie tańcują.
Gdyby nie przygody, byłby świat jak gody.
Gdzie djabeł sam nie może, tam starą babę posyła.
Gdzie kogo nie proszą, kijem go wynoszą.
Gdzie drwa rąbią, tam trzaski lecą.
Gdyś na swobodzie, myśl o przygodzie.
Gdzie ogon rządzi, tam głowa błądzi.
Głowa siwieje, a tył szaleje.
Gdy trwoga, najbliżéj do Boga.
Gdyby ten tak miał, jak niema, toby go i djabeł na dzikiéj świni nie dogonił.
Gdzie niema karności, tam niema bojaźni.
Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem się zejść może.
Gorszy niedbalec, jak ożralec.
Gdzie P. Bóg ma kościół, tam téż i djabeł swoję kaplicę (karczmę.)
Gdzieś winien, albo płać, albo proś.
Głupi jak sadło.
Gdzie się mąż ze żoną kłóci, niech trzeci palec między nich nie wtyka.
Gdyby miał, toby dał, choćby za skórą miał.
I robak piśnie, gdy go kto przyciśnie.
Idzie mu ślinka na to.
I za najmniejszym krzykiem ciszej bywa.
I w studni się wody przebierze.
Igły szukał świéce spalił.
Jaki rozum taka gwara.
Jest on stary, ale jary.
Jak ma zaprzęgać, dopiéro konia szuka.
Jak miał tak dał.
Jak dudy nadmiesz tak grają.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Jaka gwara, tak wiara.
Jaką miarą mierzymy, taką odbierzemy.
Jak mać, taka nać.
Jakie nabycie, takie pozbycie.
Jak mnie widzisz, tak mnie pisz.
Jaka woda, taki młyn, jaki ojciec, taki syn.
Jakie drzewo, taki owoc.
Jak się pod kim noga podwinie, to wszyscy na niego: bij, zabij!
Jaka sprawa, taka odprawa.
Jakie pozdrowienie, taka odpowiedź.
Jak się kto nauczył, tak Boga chwali.
Jaki djabeł warzony, taki i pieczony.
Jajo chce być mądrzejsze jak kura.
Jaki głos do lasu, taki nazad.
Jak sobie kto pościele tak się wyleży.
Jakie życie, taka śmierć.
Jaki Pan, taki kram.
Jeden ma za nadto, a drugi za mało.
Jeden rożen trzyma, a drugi pieczenię.
Jednemu szydła golą, drugiemu brzytwy niechcą.
Jednemu się samo leje, a drugiemu kapać niechce.
Jest to cnota nad cnotami, trzymać język za zębami.
Jeszcze się ten nie urodził, coby wszystkiem wygodził.
Jest to święty, ale nie pojęty.
Język nie ma kości, jak się skrzywi tak się sprości, ale czyni wiele złości.
Jest! zjé się, niemasz, obejdzie się.
Jest on na to, jak na lato.
Jeszcze Pan Bóg więcéj ma, jak rozdał.
Jeżeli chcesz mieć przyjaciela dobrego, nie chodź często do niego.
Jednym uchem mu wchodzi, a drugiem wychodzi.
Jeżeli nie kijem, to pałką.
Jeszcze mu czarna krowa nie wybodła.
Jakoby to było: w Rzymie być, a Papierza nie widzieć.
Już dzień jak ruski.
Jedzie jak smolarz ze smołą.
Jest on na wszystkie cztéry nogi kuty.
Kłania się aż do samych stóp, a stoi jak kół.
Konia szuka a siedzi na nim.
Każdy tam ciągnie, gdzie się ulągnie.
Każdy człowiek niecnotliwy, jest złym i dobrym obrzydliwy.
Każdy może chędożne, nie każdy piękne szaty nosić.
Każdy na sposobnego z szacunkiem pogląda, ale niesposobnego nikt sobie nie żąda.
Kijem tego, co nie pilnuje swego.
Kot niełowny mąż niemowny, jednako się mają.
Kup sobie grzybowego nasienia.
Komu dobrze, a sobie źle.
Kradnij, zbijaj, siewierz mijaj.
Komu Bóg pomaga, ten wszystko przemaga.
Kłania się jak drąg, a stoi jak widły.
Każdego szelmę, Pan Bóg nacéchuje.
Każda kość, ma swą złość.
Każdy początek trudny.
Każdy rad ku sobie, a nie od siebie.
Każdy sobie najbliższy.
Każda kurka grzebie, żeby co wygrzebała.
Każda liszka swój ogon chwali.
Każdy kokot (kogut) na swych śmieciach śmiały.
Każdy dudek, ma swój czubek.
Każdy ma swego mola, co go gryzie.
Każdy na swój młynek wodę obraca.
Kazał Pan, musiał sam.
Każdy za chlebem idzie.
Każdy skrzeczy o swe rzeczy.
Kiedy o wilku mowa, wilk przychodzi.
Każdy rad ku sobie, a nie od siebie grabi.
Kiedy biéda, to do żyda; kiedy nędza, to do księdza; kiedy trwoga to do Boga.
Kiedy kiermasz, daj babo maślanki.
Król daleko, Pan Bóg wysoko.
Klin klinem wybijają.
Klnie jak furman.
Kto ma wszystkiego dość, jeszcze więcéj chce.
Kto się żeni, ten się mieni.
Kto ma za jednę rękę wisieć, niech za dwie wisi.
Kto długo léga, tego chléb odbiega.
Kto rano wstaje, temu Bóg daje.
Kto komu dół kopie, sam do niego wpadnie.
Kto kadzi, nie zawadzi, a kto kropi, nie utopi.
Kto leje niech nie dzieje.
Kto ma księdza w rodzie, temu biéda nie dobodzie.
Kto smaruje to jedzie.
Kto jada flaki, myśli że każdy taki.
Kto rad Pana widzi, to i psa jego.
Kto przyjdzie między wrony, musi krakać jako ony. (Ma się tylko w dobrych rzeczach rozumieć.)
Kto między wilki przyjdzie, wyć się nauczy.
Kto niema prawéj chęci, byle jak się wykręci.
Kto chce co sprawić musi się zabawić.
Kto nie może przeskoczyć, musi podléść.
Kto chodzi po nocy, szuka kijowéj niemocy.
Kto ma chléb, znajdzie i nóż do niego.
Kto zjadł mięso, niech zjé i kości.
Kto ma wisieć, ten nie utonie.
Kto rozumu niema, i kowal mu go nie ukuje.
Kto chce mieć błazna, musi go sobie na jarmarku kupić.
Kto chce mieć zegarki, musi mieć folwarki.
Kto się raz sparzy, i na zimne potem dmucha.
Kto małemi rzeczami gardzi, nie godzien niczego.
Kto z kim nakłada, w równą karę wpada.
Kto za kogo ręczy, tego djabeł męczy.
Kto się sam chwali, chwały nie godzien.
Kto nie chce słuchać, niechże czuje.
Kto nie słucha ojca, matki, niech słucha psiéj skóry.
Kto się z nieszczęścia swego bliźniego cieszy, niema serca dobrego.
Kto jeden raz skłamał, temu rzadko wierzą, chociażby przysięgał.
Kto się raz przeniewierzy, temu już nikt niewierzy.
Kto niema w głowie, musi mieć w nogach.
Kto wiele zaczyna, mało kończy.
Kto kradzież tai, nie jest lepszy jak ten co kradnie.
Kto zbyt jé, zbyt pije, ten w rozum nie tyje.
Kto czego nie wdzięczen, ten tego nie godzien.
Kto co dobrze umié, tego się niech ujmie.
Kto z Bogiem poczyna rzeczy, u niego bywa na pieczy.
Kto niedba na grosze, niegodzien talara.
Kto nieskoro przychodzi, sam sobie szkodzi.
Kto grywa w karty, ma łeb obdarty.
Kto się obwiesi, dwa razy karany bywa.
Kto dwóch zająców wraz goni, żadnego nie ułowi.
Kto swojéj gębie za nadto pozwoli, musi pośladek goły nosić.
Kto da starę suknię nicować, musi na nową grosz gotować.
Kto zjadł obiad, niech wieczerzy nie czeka.
Kościół obdziéra a dzwonicę przykrywa.
Kogo Bóg zasmuci, tego téż pocieszy.
Kogo Bóg stworzy, tego nie umorzy.
Kogo Bóg kocha, to go téż i nawiédza.
Kogo na ryby stać to i na pieprz.
Komu Pan Bóg to i wszyscy Święci.
Kochajmy się jak bracia, a drzyjmy się jak żydzi.
Kto wcześniéj w młynie, prędzéj miele.
Kto drugich chce oszukać, bywa często najbardziéj oszukany.
Kto cnotliwie i prawie żył, dość długo żył.
Kto się zna z furtyanem, snadno stanie przed Panem.
Kto liczy, ten dziedziczy.
Kto ma piéniądze, ma i rozum.
Kurki szukał, gąskę stracił.
Kto czuje, ten suje.
Kto siedzi w gminie, musi pasać świnie (przykładać się do wszelkich ciężarów gminy.)
Kto się miesza między plewy, tego świnie zjedzą.
Łagodność uśmiérza gniéw.
Lekce sobie szacujemy, czego łatwo dostajemy.
Lepiéj chléb ze sobą nosić, jak się oń prosić.
Lepiéj mieć dziesięć przyjacieli, jak jednego nieprzyjaciela.
Lepiéj źle jechać, jak dobrze iść.
Lepszy jeden wróbel w garści jak dziesięci na dachu.
Lepszy funt złota, niż cetnar ołowiu.
Lepsza chuda zgoda, niż tłusty proces.
Lepsza cnota w błocie, niż niecnota w złocie.
Lepsze szczęście, niż piéniądze.
Lepsza porada, jak parada.
Lepszy rydz, jak nic.
Lepsza kopa za żywota, jak po śmierci dwie.
Lepsza świéca przed sobą, jak dwie za sobą.
Lepiéj w przód upatrować, niż potym żałować.
Lenistwo jest szkodliwy nałóg.
Leniwość jest najbliższą drogą do niesławy.
Licha fara, gdzie ksiądz sam dzwonić musi.
Lepiéj być przy tkaczu, jak przy rąbaczu.
Lepiéj dać piekarzowi, niż doktorowi.
Lepiéj mieć po trosze a zawsze, niżeli razem dużo.
Lubieniec, chleba koniec.
Łże, aż mu się z głowy kurzy.
Milczy, jak kamień do wody wrzucony.
Ma on pychy na dwa sztychy.
Maciek zrobił, Maciek zjadł.
Ma długów jak włosów na głowie.
Mając Boga, rzeknę śmiele: niedbam nic o przyjaciele.
Ma się jak groch przy drodze.
Mądra głowa ma dość dwa słowa.
Mądra kaśka, gdy pełna faska.
Ma jéża w kieszeni.
Milej duszy, gdy jedna drugiej ruszy.
Mróz się poprawił, Polak wąsa zakręcił.
Mądrość największa każdego, znać dobrze siebie samego.
Ma on gębę na urząd robioną.
Miłuje bliźni bliźniego a bierze kij i liże go.
Młodość płochość, starość nie radość.
Mów mu co chcesz, jakbyś na ścianę groch rzucał.
Musiała mu mucha siąść na nosie.
Myj jak chcesz kruka, on jednak czarny zostanie.
Ma sieczkę w głowie.
Myśl w niebie gniazdo ściele, a nogi w popiele.
Myślał: że ujął żyda za nogi, a on chwycił djabła za roki.
Mokre gody, mało urody.
Moja gęba nie cholewa.
Masz wóz i przewóz.
Na słówka by mu usnął.
Na ubogiego wszędzie kapie.
Nalał sobie za kark ługu.
Na pochyłą brzozę wszystkie kozy włażą.
Na to ma kowal klészcze, żeby go nie parzało.
Nałog staje się drugą naturą.
Najgorszy z chłopa Pan.
Na Szymona Judy, spodziéwają się śniégu, albo grudy.
Najlepiéj z rączki do rączki, nie będzie mierzączki.
Na jedno kopyto wszyscy robieni.
Najprzód Boskie a potém nasze.
Niech się zwał, jak sie chciał, byle by się jeno dobrze miał.
Nie do korda, Panie Horda.
Nie sięgaj przez krupy do jagieł.
Nie tak srogo, świnia nogą.
Nie chodzi nieszczęście po ziemi, jeno po ludziach.
Nie staraj się o cudze rzeczy, miéj raczéj swoje na pieczy.
Nie trzymaj mytko, jeno korytko.
Nie ma chléb ości, gdy się kto przepości.
Nie masz mięsa bez kości, ani człowieka bez złości.
Nie szkoda psa, kiedy go muchy żrą.
Nie to piękne, co piękne, ale co się komu podoba.
Nie jeden obiecuje złote góry a ołowianych niema.
Nie wart, że go święta ziemia nosi. (Schnie pod nim ziemia.)
Nie jednemu psu burek.
Nie dobrze tam, gdzie mąż żonie w garki zagląda.
Nie dobrze tam, gdzie mąż w spodnicy a żona w gatkach chodzi.
Nie trzeba do studni wody lać, kiedy jéj tam dosyć.
Nie trzeba nigdy przed sakiem ryb łowić.
Nauczę ja go po kościele gwizdać.
Nie wyrzuci on za psem mięsa, ledwie kość.
Nie pij wina, boś chudzina.
Nie pachnie, nie śmierdzi.
Na upór lékarstwa niema.
Nieskoro na starość wędrować.
Nie dobrze wilkiem orać.
Nie mów: chop! aże przeskoczysz.
Nie bądź taki! daj tabaki.
Nie da sobie rękawa urwać.
Nie masz róży bez ciernia.
Na złodzieju zawsze czapka gorę.
Nie ta matka, co porodziła, ale ta, co wychowała.
Nie ten złodziéj, co kradnie, ale ten, co kradzione rzeczy tai.
Nieskoro do pokuty, gdy już śmierć studzi krupy.
Nie bierze djabeł złego, bo pewny, że jest jego.
Nie każdy śpi: co chrapi.
Nieproszonych gości pod stół wsadzają.
Nie namawiaj komu żony, bo to towar uprzykrzony.
Nie ciągnij psa za ogon, to nie ugryzie cię.
Nie trzeba maku drobić, bo już przedtem drobny jest.
Nie trzeba głupców siać, bo się sami rodzą.
Na śmierć nie urosło ziele, choć go wiele.
Na szczęście wszelakie, miej serce jednakie.
Nosi czapkę na bakier, choć w kieszeni ani grosza niema.
Na trzech króli, dnia na kurzą stopę przybywa.
Nie zaśpi on gruszek w popiele.
Nie jest on w ciemię bity.
Na głupie pytanie niema odpowiedzi.
Na twardy sęk, twardego klina potrzeba.
Narobił sobie tyle garusu, co go ani zjeść nie potrafi.
Na jarmark bez piéniędzy, bez towaru do domu.
Niech każdy siebie patrzy.
Noga nogę wspiéra.
Ni z tąd, ni z owąd. (Ni sak, ni tak.)
Nie daleko jabłoni jabłko upada.
Nie sądź, a nie będziesz sądzony.
Nie tędy go wiedli.
Nie taki djabeł szpetny, jak go malują.
Nie naraz Kraków zbudowany.
Nie będzie z téj mąki chléb.
Nie daj na sobie drew rąbać.
Nie trzeba djabła wołać, bo on sam przyjdzie.
Nie budź djabła, kiedy śpi.
Nie draźnij czarta, bo przedtem zły.
Nic mi po honorze, kiéj pustki w kómorze.
Nie z jednego pieca już ten człowiek chléb jadł.
Nie weźmie nic ciućka, (piesek) gdy nie zrobi mruczka.
Nieprzepieprzaj Piotrze wieprza pieprzem, byś go nie przepieprzył.
Nie jednę tylko królik ma dziurę do jamy.
Na obóch ramionach płaszcz nosi.
Na saniach anielskie wożenie, ale djabelskie wywrócenie.
Najemnicy jako wilcy.
Natura wilka do lasa ciągnie.
Nigdy na jednym nieszczęściu nie stanie.
Nie składnie to: świnia zarówno z pastuchem.
Niech każdy swego kopyta pilnuje.
Nie jeden w oknie z zębów wykłówa mięso, a poléwki nie widział.
Napij się gęsiego wina.
Nie wypadł on sroce z pod ogona.
Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie prosię.
Nie dał Pan Bóg świni rogów, boby niemi bardzo bodła.
Nie tego ptaka co go wié, ale tego, co go zjé.
Nie każdego dnia wigilia Sw. Jana.
Nie pragnij czyjego, a nie opuszczaj swojego.
Nie wszystko złoto co się świéci.
Nie urodzi sowa sokoła.
Nie płaci bogaty, jeno powinowaty (dłużnik.)
Nowe sitko na kołku wiészają, a starem byle gdzie poniewiérają.
Nic mi po tytule, kiedy próżno w szkatule.
Niechże tak będzie, jak pańskie woły raczą.
Nowa miotła dobrze zamiata.
Nie powiedział żadnemu, jeno wrótnemu a wrótny każdemu.
Na to daje swéj gębie papać, żeby umiał nią dobrze kłapać.
Nie da sobie po nosie brzdąkać.
Nie trzebaby było jemu, ani téż psu drogi pokazać.
Nie ma czem psa z domu wygnać.
Nie ma tam nic, jako cztery kąty a piec piąty.
Nie rządna kaśka, kiedy próżna faska.
Obietnica niepewnica a głupiemu radość.
Oczy więcéj widzą, niźli oko.
Odwaga pół gry.
Od złego dłużnika na grzebieniu liczyć można.
Od złego dłużnika i plewy brać trzeba.
Odmawiać nieprzytomnego, równie jak bić umarłego.
Obejdzie się cygańskie wesele bez muzyki.
Od Swiętéj Anki, zimne poranki.
Ostatni to ptak, co w swe gniazdo łajni.
Oko Pańskie konia tuczy.
Ojcze nasz w niebie! patrz każdy siebie.
Obiecawszy dotrzymaj obietnice.
Obcowanie snadnie daje, złe lub dobre obyczaje.
Ogolił go bez mydła.
Ostatni ten kot, co przy jednéj dziurze siedzi.
Od kapusty, brzuch tłusty.
Orzenił się biedak z biedą.
Pan Bóg nierychliwy ale pamiętliwy.
Patrzy jak wrona w kość.
Patrzy, jakby sto wsi zapalił.
Po szkodzie polak mądry.
Powiada S. Ignacy, iżeśmy nie wszyscy jednacy.
Patrzy jak smok.
Piękne za piniądze a za darmo nic.
Patrz kożucha swego, nie cudzego.
Pańska łaska na zającu jeździ.
Po śmierć by go posłać.
Poznać wilka w baraniéj skórze.
Poczciwość trwa najdłużéj.
Po śmiéchu poznaje jeden błazen drugiego.
Prawda każdego w oczy kole.
Przepadło klepadło.
Przez świętych do nieba, przez dobrych ludzi do chleba.
Przed złodziejem zamku niema.
Przez posła wilk nie tyje, jeno jak sam zawyje.
Przymówiała graca gracy, a oba jednacy.
Przyjdzie kréska na Matyska.
Przyjdzie ściészka do drógi.
Pies psu ogona nie ugryzie.
Pies zdechły nikogo nie ukąsi.
Psie głosy nie idą pod niebiosy.
Przyjdzie czas, przyjdzie rada.
Pij piwo jakiegoś sobie uwarzył.
Pycha przed upadkiem idzie.
Pochlébnicy obłudnicy.
Póki świat światem, nie będzie polak z turkiem bratem.
Pilnujże sam zawsze swego, nie opuszczaj się na drugiego.
Poznać ptaka po pierzu.
Po starszemu na gałęź.
Pozur często oszukuje.
Po skończonéj robocie dobrze odpoczywać.
Pod kordem a boso.
Po świętym Walku, nie ma pod lodem balku.
Pieczone gołąbki, nie przylecą do gąbki.
Przyjdzie głupi, co to kupi.
Przymuszony pacierz nie płatny.
Przed zawiści w niebie nie być.
Ranny dészcz a babski płaszcz nie długo trwają.
Ranne wstanie a młode wydanie nigdy nie zaszkodzi.
Ręka rękę myje.
Ręka zawiniła a pośladek biją.
Ryba woda, rybki grzybki.
Róbmy: żeby był wilk syty, a baran cały.
Rozum jest lepszy nad bogactwo.
Rusza rozumami, jak martwe ciele ogonem.
Rzuć jak chcesz kota, a on zawsze na nogi padnie.
Radziby go w łyżce wody utopili.
Starej babie, lada grabie.
Skąpy niechce ani muchy pożywić.
Siedzi jak opętany.
Siedzą jak żaby na rożnie.
Siedź w kącie bałamucie! jeźliś dobry znajdą cię.
Sen mara, Bóg wiara.
Snadniéj ganić, jak co lepiéj zrobić.
Snadniéj zepsuć, jak co naprawić.
Śmierć mu już z oczu wygląda.
Snadna wina, gdy Pan chce.
Spadł z dęba odpoczął sobie.
Swój swojemu rad.
Strzeż się złego, a złe cię nie spotka.
Spadł z pieca na łeb.
Szkoda szkodę w domu goni.
Szkatuła jego na suchoty choruje.
Stawia się jak chudy pies przez płot.
Szarpie się jak opołka za wozem.
Szata wydaje człeka obyczaje.
Szóste nie cudzołóż, siódme: gdzieś co wziął tam zaś połóż.
Słyszy dzwonić, ale nie wié w którym kościele.
Smaruj chłopa miodem, a on jeno chłopem czuchnąć będzie.
Strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Staremu mężczyźnie młoda żona, to konik, na którym on do piekła jedzie.
Swięty Jan jagód dzban.
Swięty Szczepan, każdy sobie Pan.
Sw. Agnieszka, wypuszcza skowronki z mieszka.
Swiętego Macieja, piérwsza lata nadzieja.
Swięty Wawrzyniec, pierwszy podziemiec.
Swięty Marcin rad na białym koniu jeździć.
Suchy Marzec, mokry Maj, czyni zboże jako gaj.
Szkoda: że ta dziewczyna psy pasie.
Styczeń pogodny, wróży rok płodny.
Sroka zawsze pstrą zostaje, w którekolwiek leci kraje.
Swoją się każdy mierz miarą.
Szczędzimucha żonie do garka krupy liczy.
Strzyże i goli a ostatek osmoli.
Siecze i grabi razem.
Smiele rozpocząć, jak na pół wykonać.
Stary wróbel nie da się na plewach złapać.
Szkło i fortuna jeden przymiot mają, świécą się w oczach, a nie długo trwają.
Śmierć zawsze jakiej przyczyny szuka.
Strzeże jak djabeł na duszę.
Stało się! miała baba dziecko śmiała się.
Swięta Jadwiga do kapusty miodu daje.
Swiętego Wojciecha lata pociecha.
Stare baby wiedzą, co w piekle warzą i jedzą.
Stary jak świat, a głupi jak sadło.
Taki chciwy na piéniądze, jak djabeł na duszę.
Tak to bywa na tém biednym świecie, że każdy o swojéj biédzie plecie.
Taka przyjaźń, jak żerdź po płocie.
Tak mu jest, jakby mu psi krupy zjedli.
Tak pisano, jakby kura pogrzebła.
Tak mądrze gada, aż mu się z głowy kurzy.
Tanie mięso psi jadają.
Ten się nie boi, co złego nie broi.
To są malowane jajka.
Tobie potém jak furmanowi po piątym kole.
To jego policzek lubi.
Toczą się piéniądze, bo okrągłe.
Trafiła kosa na kamień.
Trzeba chleba i nieba.
Trzy po trzy, a po żadnéj nic.
To takie, jak ciele nie oblizane.
Trudność ustąpi, gdy chęć przystąpi.
Tonący brzytwy się chwyta.
Trudno w przetaku wodę nosić.
Trudno jednemu na wszystkich kiermaszach być.
To taka prawda, jak gdyby kury szczały.
Trzeba używać świata, póki służą lata, (w dobrych sprawach.)
Ten niewart ani fajki tabaki.
U biédnego zawsze po obiedzie.
Ubostwo nie jest ochydą.
U gniéwliwego zawsze wre.
Ucha, pysku! stój bo tu pień.
Ubogiemu wszędzie ledwie się piskórz dostaje.
U niewiast długie włosy a krótki rozum.
U takiego pana, przyjdzie łaska sama.
U wdowy chléb gotowy.
Upił się jak cztery dziéwki.
Uznanie błędu jest pół poprawy.
Wychował sobie na swoję nożkę pieska.
Wygląda, jakoby trzech naliczyć nie umiał.
Wilk pacierza nie mówi, ani się nie myje, a téż żyje (mówią leniwcy.)
Wędrował daleko, bo był trzy mile za piecem.
Wara kocie, idzie o cię.
Według mocy, każdy skoczy.
Według stawu groble sypią.
Więcéj cieląt na rzeź idzie niżeli krów.
Wet za wet, za darmo nic.
Wieczerza hojna, noc niespokojna.
Wiele kucharzy, zła poléwka.
Wielka chmura, mały dészcz.
Wiele gadki, mało uczynku.
Wolałby wodny orzech połknąć, jak to uczynić.
Wolna żona od zagona.
Wilk i cechowane owce porwie.
Wtedy na grzéby chodzą, gdy się zbierać godzą.
Wtedy łyka drą, kiedy się drzéć dadzą.
Wszędzie trzeba śmierci czekać.
Wszystko to fraszki, te małe ptaszki, ale sowa to ptak.
Wstąpił do piekła po drodze mu było.
Wczorajszego dnia szuka.
W głowie mu się muchy roją.
Wraz siecze i grabi.
Wóz tam iść musi, gdzie go konie ciągną.
Wszystko dobrze, co Bóg czyni.
Wtedy wszyscy przyjaciele, kiedy worek jak ciele.
Wraca się na stare śmieci.
Wszyscy Swięci zima się kręci.
Wszystko mu z rąk leci.
W każdym kątku po dziéciątku a na przylepku dwa.
Wolę wieprza tłustego, niźli sąsiada złego.
Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi.
Wié każdy najlepiéj, gdzie go ból ciśnie.
W nocy każda krowa czarna.
Wóz tam musi, gdzie go konie ciągną.
W Boga wiérz, dobrze mierz, legnie zwiérz.
Wziął sobie pęto na kark.
Wyjdą szydła z miecha na wiérzch.
Wyszedł z dészcza pod rynnę.
Wyrwij mi włos z dłoni.
Wystrzegaj się zwodzicielów.
Wszędzie śmierci czekać.
Wszędzie dobrze a w domu najlepiéj.
Wszędzie w wodzie warzą.
Wszelki wielomowca jest wiele wiedzący, albo wielki kłamca.
W towarzystwie z wiernością cały świat przewędrujesz.
Wielbić Boga trzeba, to nabędziesz chleba.
Wygląda jak owsiane łajno.
Wypłynął oléj na wiérzch.
Wpuścił kozę do ogrodu.
Wielki maciek, zjé naraz cały placek.
Za głos Boski uznają, co wszyscy ludzie gadają.
Za byśka (cielca) będzie ciołyśka (krowa albo jałowica.)
Zaniedbanie nauki w młodości, pożałujesz w starości.
Za spiesznie, rzadko dobrze.
Za jedną jaskółką, lato nie przychodzi.
Zamknął stajnię, jak mu konia ukradli.
Zachciało mu się tego, jak kobyle maku.
Zapłaci on w dzień śmierci, albo w wigilią pogrzebu.
Zapalił mu rzepę na przypiecku.
Za pierdoły nie będą woły, jeno za pieniądze.
Za twoje myto, kijem ci dobito.
Zapłać twoje długi, będziesz jako drugi.
Zawsze sobek sobie pierwszy.
Zbiera się jak sojka do cieplic.
Zdarzyło mu się, jak ślepéj kurze ziarnko.
Zdybał go, jak czajkę na gniaździe.
Zdrowy jak ryba w wodzie.
Złem złe pozbywają.
Zjé wieprza bez pieprza.
Zdrowie tego co fundacya jego.
Zna się farbowanych lisów.
Znają go jak zły szeląg.
Ze dwojga złego najmniéjsze obieraj.
Zdrada rada w kącie siada.
Ziarnko do ziarnka, a będzie miarka.
Zna się na tem, jak kot na kwaśnem mleku.
Zna się na tem, jak ślepy na maści.
Zna się on na tem, jak bób na kwaśnem mléku.
Zjedzony chléb, bardzo ciężko odrabiać.
Z piasku bicza nie ukręcisz, ani z pléw powroza.
Z próżnej choć pięknéj miski, nikt się nie nasyci.
Z pnstej stodoły sowy wylatują.
Z roboty można rzemieślnika poznać.
Z próżnego naczynia i mądry Salamon nie naleje.
Z dobrych myśli rodzą się dobre uczynki.
Z kąd wziąść, z tąd wziąść, byle jeno było.
Zlazł innemu z konia i musi piechty iść.
Z graczki przyjdą płaczki.
Z człowiekiem bez sławy, nie ma żadnej sprawy.
Zesiadł z konia na osła.
„Z kądeście? z Toszka!“ Dajcież tabaczki z rożka.
Żaden kota w worku nie kupuje.
Żarłeś pysku, zapłać mieszku.
Żaden uczony z nieba nie spadnie.
Źle tam i psa wygnać.




Koniec.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Lompa.