Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród!/Część II/Rozdział jedenasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Włodzimierz Bzowski
Tytuł „Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród!“
Podtytuł Pogadanki o społecznych stowarzyszeniach gospodarczych
Wydawca Komisja Hodowlana Centralnego Towarzystwa Organizacji i Kółek Rolniczych
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia Polska
Miejsce wyd. Moskwa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ JEDENASTY.
Jak rolnicy w Danji doszli do zamożności.

Danja jest przeszło trzy razy mniejszą od Królestwa Kongresowego, a dwa razy mniejszą od Galicji. W 1911 roku miała ludności 2 miljony i 757 tysięcy. Jest to więc kraik zupełnie mały. Powiedziano o Danji, że jej chlubą są drobni rolnicy. Zobaczmy pokrótce, czego oni dokonali.
Przed czterdziestu kilku laty rolnictwo duńskie wytwarzało jeszcze przeważnie zboże i dostarczało je okrętami do Anglji. Po roku 1870 kiedy zboże amerykańskie zalało Europę, w trudnem położeniu znalazło się rolnictwo duńskie. Rolnicy tamtejsi połapali się doskonale w położeniu. Widząc, że zboże nie popłaca, skierowali całą swoją wytwórczość rolną w stronę hodowli, co było tembardziej słuszne, że wobec szybkiego wzrostu przemysłu wzmagało się ogromnie zapotrzebowanie za produkty zwierzęce. Wkrótce Danja zaczęła sprowadzać do siebie zboże, pasze treściwe, nawozy sztuczne, nawet tańsze masło z innych krajów, wywozić natomiast zaczęła do Anglji w ogromnych w stosunku do przestrzeni Danji ilościach i w pierwszorzędnym gatunku — masło, słoninę, mięso, jaja i drób. Zmarniałaby Danja zupełnie, gdyby tego przewrotu w swojej rolnictwie nie dokonała. Dziś jest ona jednym z najzamożniejszych krajów w świecie. Możnaby przytoczyć wiele liczb, świadczących o ogromnym wzroście wywozy wytworów hodowli z Danji. Tak, naprzykład, przed trzydziestu laty zwyżka wartości wywozu wytworów zwierzęcych nad przywozem wynosiła około 16 miljonów rubli. W roku 1910 ta zwyżka wynosiła około 150 miljonów. Pięćdziesiąt lat temu było w Danji bydła 1 miljon i 120 tysięcy, w 1910 roku dwa razy tyle. Na stu mieszkańców wypadało przed kilku laty 82 sztuki bydła, 54 świń, 27 owiec, 437 kur. U nas w Królestwie w tym samym czasie na stu mieszkańców wypadało mniej więcej 20 krów, 5 świń i 10 owiec, a w Poznańskiem — 44 krowy, 53 świnie i 20 owiec.
Widzimy więc z tych kilku liczb, jak nam daleko jeszcze do Danji, a zwłaszcza po wojnie ile wysiłku trzeba będzie, by jej dorównać co do ilości inwentarza. Rolnicy duńscy wytwarzają każdy w swem gospodarstwie jak najwięcej i jak najlepiej, a wszystko prawie przerabiają wspólnie i sprzedają wspólnie. Tą właśnie drogą osiągają świetne wyniki. Danja miała około 1910 roku — tysiąc i 180 maślarni spółkowych, przeszło tysiąc i 100 stowarzyszeń, popierających hodowlę bydła, kilkadziesiąt rzeźni spółkowych, kilkaset jajczarni i wiele innych stowarzyszeń, o których dalej mowa. Można powiedzieć, że prawie wszystko wytwarzane mleko przerabiane było w spółkowych maślarniach, bo obliczają, że z pośród każdych 100 krów — od 83 szło mleko do maślarni wspólnych, a tylko 14 gospodarstw na każde sto nie miało nic do czynienia z maślarniami współdzielczemi.
Co umożliwiło ten rozsądny, a tak umiejętnie przeprowadzony przewrót w rolnictwie duńskiem? Na to jest odpowiedź tylko jedna, szeroko rozpowszechniona oświata, i zdolność ludzi do samorządu, do ujmowania swoich spraw w swoje wspólne ręce, doskonałe zużytkowanie w praktyce wskazań idei współdzielczej, przejętej od Anglików. Obowiązkowe nauczanie wszystkich wprowadzone zostało w Danji już przed 100 laty! Przeszło pół wieku temu zaczęły powstawać w Danji szkoły dla dorosłych, tak zwane uniwersytety ludowe. Zwłaszcza powstało ich więcej po nieszczęśliwej wojnie w 1864 roku, kiedy odebrano Danji kraj zwany Szlezwigiem. Wówczas to, w nieszczęściu, wzmogła się bardzo w narodzie duńskim miłość ojczyzny i porwali się wszyscy z wielkim zapałem do pracy społecznej, jakby chcieli powiedzieć przez to: wara od kraju, gdzie ludzie tak pracować umieją! W przeciągu 6 lat po wojnie powstało przeszło 50 takich szkół, większość z nich założona była z zasobów prywatnych, dopiero przed dwudziestu mniej więcej laty rząd zabezpieczył ich byt. Obecnie jest w Danji około 80 wyższych szkół ludowych, niektóre z nich prowadzą i naukę rolnictwa, a prócz tego jest 19 osobnych szkół rolniczych. Celem wyższych szkół ludowych jest głównie wychowanie dzielnych ludzi. Poza nauką rozmaitych przedmiotów, rozszerzającą widnokręgi umysłowe, wzbogacającą człowieka w pewną sumę wiedzy faktycznej, — bardzo ważnym środkiem osiągnięcia wyższego typu charakterów jest ze specjalną miłością traktowany w tych zakładach wykład, uprzytomniający najwybitniejsze cechy sławnych ludzi w historji ojczystej, i to nietylko w zwykłem pojęciu, a więc działaczy politycznych, ale bodaj głównie ludzi zasłużonych kulturze rodzimej, a szczególniej znanych z cnót moralnych. Te przykłady brane z przeszłości kraju, z życia, działają najskuteczniej na wyobraźnię słuchaczy i urabiają ich charakter, wychowując w nich dzielność. Nauka odbywa się przeważnie w przeciągu kilku miesięcy zimowych, uczęszczać mogą i kobiety i mężczyźni. Widuje się na kursach nierzadko i ludzi podstarzałych. Jak te szkoły potrafią budzić myśl w ludziach, rozwijać uczucia społeczne — świadczy o tem całe życie w Danji.
Własność rolna w Danji jest znacznie rozdrobniona, najwięcej jest gospodarstw poniżej 10 morgów, ziemia naogół gorsza niż u nas. Ale nad wszystkiem góruje światła myśl ogółu i umiejętność pracy w zrzeszeniach.
Rolnicy duńscy, gdy przekonali się, że wskutek zamorskiego dopływu zboża, nie może być dalej prowadzona gospodarka o przewadze wytwórczości zbożowej, pomyśleli przedewszystkiem o rozwoju hodowli bydła. Przed kilkudziesięciu laty patrzono tam na krowę tak, jak u nas dziś jeszcze często robi się — uważano ją tylko za dostarczycielkę koniecznego nawozu, mało natomiast wiedziano jeszcze o tem, że krowa dobrego pochodzenia, odpowiednio wychowana i umiejętnie żywiona, może zapewnić duży dochód, o ile można wytworzyć sobie zbyt na wytwory mleczne. Taki zbyt rolnicy duńscy widzieli w Anglji. Chodziło więc teraz o to, żeby drogą umiejętnej hodowli dojść do większej ilości mlecznych krów.
Z jakim rozmachem zabrali się do pracy, którą uznali za pożyteczną, świadczy to, że w krótkim czasie założono setki stowarzyszeń hodowli bydła. Około roku 1890-go było ich 110, a w roku 1911 blizko tysiąc i dwieście! W takim małym kraju!
Głównem zadaniem tych stowarzyszeń jest wychowanie dobrych sztuk zarodowych, co osiągnąć można przedewszystkiem przez dobór najlepszych sztuk obojga płci do chowu. Członkiem stowarzyszenia może być każdy gospodarz, choćby z jedną krową, uznaną za odpowiednią na dobrą matkę.
Wybór rozpłodników odbywa się przy pomocy znawców. Każda krowa zapisana jest do odpowiedniej księgi pod swoim numerem, i tam wpisuje się wszystko, co dotyczy potomstwa. Co rok urządzane są wystawy, na których odbywa się przegląd wszystkich krów, a zwłaszcza przychówku.
Małe stowarzyszenia miejscowe łączą się w Związki większe, aby w całej robocie był ogólny plan.
Drugim rodzajem stowarzyszeń hodowlanych są tak zwane Związki kontroli mleczności. Mają one na celu dokładne zbadanie rzeczywistej wartości krowy, jako wytwórczyni mleka. O wartości krowy wiele mówi pochodzenie jej, o którem można mieć dane z wspomnianych ksiąg rodowych, wiadomem jest jednak z drugiej strony, że krowy posiadają niejednakową zdolność przerabiania paszy na mleko — i ztąd określenie tej zdolności do oceny krowy jest bardzo ważne. To robią właśnie Związki kontroli, których w 1911 roku było już więcej niż pięćset. Praca Związków polega na tem, że zapisuje się, ile paszy która krowa zjadła, i sprawdza się co jakiś czas, ile mleka która dała, — w ten sposób dochodzi się do wiadomości, która krowa lepiej paszę opłaca. Zauważono, naprzykład, wypadki, że krowa, jednakowo z innemi żywiona, dawała o połowę mniej mleka. Oczywiście takiej krowy trzymać nie warto i nie należy używać jej do hodowli. Urządzenie takiej kontroli jest nietrudne, a wiadomości do oceny krów z niej otrzymane, są bardzo cenne.
Istnieją także w Danji stowarzyszenia do zakupu pasz dla bydła. Obecnie znacznie większa niż dawniej przestrzeń ziemi ornej przeznaczona jest pod pastewne rośliny, ale wiadomo, że wysokiej mleczności nie można otrzymać bez stosowania pasz tak zwanych treściwych, to jest, zawierających dużo pożywnych części w małej objętości, naprzykład otrąb albo makuchów, czyli odpadków z olejarni. Te pasze Danja po części musi sprowadzać z innych krajów i tem zajmują się przeważnie stowarzyszenia zakupu pasz.
Te wszystkie zbiorowe starania rolników duńskich doprowadziły w przeciągu krótkiego czasu do doskonałych wyników. Wytworzono własną rasę bydła o wysokiej mleczności. W miarę rozwoju tych prac trzeba było przystąpić i do właściwego urządzenia mleczarstwa. Pierwsza maślarnia spółkowa powstała w 1882 roku, to jest 35 lat temu, obecnie jest ich przeszło tysiąc i dwieście. Przeważnie poruszane są za pomocą maszyn parowych. Obliczono, że Danja przed kilku laty wytwarzała 115 miljonów kilogramów masła (1 kilogram równa się prawie 2 i pół funtom), z czego prawie sto miljonów wyrabia się w stowarzyszeniach mleczarskich.
Widać ztąd, że prawie cały kraj pracuje w rzeczywistem zjednoczeniu. Przed 40 laty wywożono do innych krajów zaledwie 4 miljony masła, kilka lat temu wywożono już przeszło 80 miljonów. Do stowarzyszeń maślarskich należą i mniejsze i większe gospodarstwa. Maślarnie łączą się w związki, a te znowu jednoczą się w wielki Związek, który prowadzi prace sprzyjające doskonaleniu się wytwórczości w tej dziedzinie. Wydaje on gazetę, gdzie mleczarnie dzielą się wzajemnie zdobytem doświadczeniem, urządza wystawy, gdzie odbywa się ocena wyrobionego masła, i udzielane bywają nagrody, co jest zachętą do staranniejszego wyrobu, zwołuje zjazdy, na których naradzają się nad doskonaleniem wytwórczości. Każda mleczarnia na prowadzenie Związku opłaca pewną sumę, zależnie od ilości wyrabianego masła, i wybiera z pośród członków swego pełnomocnika, a wszyscy pełnomocnicy wybierają z pośród siebie zarząd związku. Podziwiać i tu możemy budowę tego zjednoczenia: Zarząd w ten sposób składa się z najdzielniejszych ludzi, z pośród biorących udział w tej pracy. Mleczarnie łączą się również do wspólnej sprzedaży masła i do wspólnego zakupu maszyn i innych przedmiotów potrzebnych i oczywiście nabywają je w ten sposób taniej. Do podniesienia jakości masła bardzo przyczyniają się tak zwane konkursy, czyli publiczne sprawdzanie, które mleczarnie wyrabiają najlepsze masło. Odbywa się to 3 razy do roku. Która mleczarnia w 21 konkursach, czyli w przeciągu 7 lat, zostanie wyróżniona, otrzymuje specjalne odznaczenie. Anglicy już obecnie wiedzą, że za odznaczone duńskie masło można „na ślepo” dobrą cenę płacić. Tak więc rozwój hodowli bydła i rozwój współdzielczych maślarni jest jedną z podstaw zamożności Danji.
Bardzo ważną gałęzią pracy gospodarczej duńskiego rolnika jest także hodowla trzody chlewnej. Przed 50-ciu laty Danja miała świń nieco powyżej 300 tysięcy. Zaś przed 6 laty miała ich półtora miljona, to znaczy 5 razy tyle. Widzimy więc z jakim rozmachem zabrano się do pracy i w tym kierunku. Naturalnie i tu wysiłki były zbiorowe. Powstało wiele stowarzyszeń dla podniesienia hodowli trzody. Danja wie, jakiego rodzaju mięsa potrzebuje rynek angielski i zadaniem stowarzyszeń jest wychowanie takich sztuk, któreby tym wymaganiom odpowiadały. Przed 30 jeszcze laty wywożono żywą trzodę do Niemiec — i tam w wielkiem mieście portowem Hamburgu bito ją i wywożono do Anglji. W 1887 roku zakazano przywozu żywych świń do Niemiec — i w tym samym roku powstała pierwsza rzeźnia współdzielcza w Danji: tak rolnicy duńscy umieli pokonywać zbiorowemi siłami trudności, wysuwane przez zmienione warunki gospodarcze. W następnym roku powstało jeszcze 7 rzeźni współdzielczych, które, łącznie z pierwszą, postawiły sobie za cel — wywóz świniny wprost do Anglji. Prywatne rzeźnie, będące przedsiębiorstwem pojedyńczych przemysłowców, usiłowały ten nowy dział pracy współdzielczej zdusić w zarodku, ale im się to nie udało; wiara wśród ogółu rolników w siłę dobrze prowadzonego społecznego działania — wszystkie trudności przezwyciężyła. Powstawało coraz więcej rzeźni, będących własnością wspólną samych dostawców trzody. Przed 25 laty było 10 takich rzeźni, które w przeciągu roku ubiły 147 tysięcy sztuk wartości około 4 i pół miljona rubli. Przed kilku laty było 35 rzeźni, ubój wynosił 1 miljon i 725 tysięcy sztuk, wartości około 56 miljonów rubli. Ilość dostawców a zarazem współwłaścicieli wynosiła wtedy blisko 100 tysięcy. Przeciętnie w jednej rzeźni było 2 tysiące i 300 członków, przeciętny roczny ubój świń w jednej rzeźni—42 tysiące sztuk. — Przy zakładaniu rzeźni każdy uczestnik zobowiązuje się w ciągu pewnej ilości lat, naprzykład 5 do 10, dostarczać do rzeźni albo określoną liczbę świń, albo wszystkie wyhodowane przez siebie sztuki, i wpłaca 5 do 8 rubli od świni na kapitał zakładowy i obrotowy. Budowa rzeźni wykonana jest po części za pieniądze pożyczone na dogodnych warunkach w społecznych stowarzyszeniach pożyczkowych. Termin spłaty wyznaczony bywa zazwyczaj na 10 do 28 lat. Ilość członków zarządu odpowiada zwykle ilości wsi, z których są dostawcy. Pracą w rzeźni i stroną handlową zazwyczaj zarządza bezpośrednio dyrektor. Do rzeźni przyjmowane są sztuki młode, wagi nie mniejszej jak 150 do 200 funtów. Wypłata odbywa się zwykle na drugi dzień po dostarczeniu trzody. Przy wypłacie odliczają jeden grosz od funta mięsa aż do ogólnego rocznego obrachunku, na wypadek, gdyby zysków nie wystarczyło na opłatę zarządu, procentów od zobowiązań, spłatę części długu, oraz na powiększenie kapitału zapasowego, który w takiem stowarzyszeniu powinien być zawsze tworzony. Zazwyczaj jednak ten grosz bywa w całości zwracany i jeszcze po opłaceniu wszystkich wydatków każdy uczestnik otrzymuje dodatkową zapłatę obliczoną w stosunku do ilości funtów dostarczonego mięsa. Często jeszcze dodatkowo dostaje hodowca 2 do 3 rubli od sztuki. W miarę spłaty ciężarów rzeźnia staje się w całości własnością uczestników—i to w stosunku dostarczonej ilości świń. Niektóre rzeźnie, chcąc w pewnych porach roku, naprzykład na wiosnę, wykorzystać pracę nieczynnych robotników, trudnią się opakowaniem, przechowaniem i wywozem jaj. Większość rzeźni ma w pobliskich miastach własne sklepy do sprzedaży kiełbas i innych ubocznych wytworów. Wszystkie rzeźnie należą do wzajemnego ubezpieczenia świniny, na wypadek nieszczęścia przy przewozie; tak więc jakaś niespodziewana strata rozkłada się w ten sposób na wszystkie rzeźnie. Rzeźnie łączą się w Związek, który utrzymuje główne Biuro. Zbiera ono wszelkie wiadomości potrzebne rzeźniom w ich działalności, bada rynek zbytu, ogłasza ceny na mięso i t. p. Rzeźnie mają swego naczelnego doradcę, połowę jego utrzymania opłaca rząd.
Podziwiać możemy całość tej organizacji, która pozwala rolnikom duńskim, z wielką dla nich korzyścią, ominąć zupełnie wszelkiego pośrednika.
Nie poprzestają przemyślni Duńczycy na rozwoju dwóch najważniejszych działów hodowli bydła i trzody chlewnej, baczną uwagę poświęcają i hodowli drobiu, z której otrzymują także pokaźne dochody. Przed 35 laty Danja sprzedawała jaj za pół miljona rubli, przed 20 laty za 3 i pół miljona, a przed 5 laty za 13 miljonów rubli. Ilość kur powiększono oczywiście bardzo znacznie. W 1893 r. na 100 ludności wypadało 263 kury, a w sześć zaledwie lat później 437. Co za szybki wzrost! I w tym dziale pracy gospodarczej doszli Duńczycy do świetnych wyników drogą stowarzyszeń społecznych. Powstało mianowicie w kraju sporo stowarzyszeń do poprawy hodowli ptactwa domowego, które łącznie ze stowarzyszeniami rolniczemi urządzają tak zwane stacje poprawy hodowli drobiu, zkąd rozpowszechniane są dobre jaja i ulepszone sztuki drobiu. Na taką stację wybiera się starannie prowadzone gospodarstwo, przyczem właściciel za swoje trudy otrzymuje zasiłek od stowarzyszenia. Prowadzący stację zapisuje skrzętnie wszystkie te dane, które są potrzebne do oceny każdej sztuki drobiu, naprzykład koszt pożywienia, ilość i wagę jaj, potem drogą doboru najlepszych sztuk dochodzi się do ulepszenia rasy. W pracy tej pomaga rolnikom rząd, wyznaczający fundusze na utrzymanie wędrownych znawców hodowli, którzy objeżdżają stowarzyszenia i udzielają wskazówek. Największe stowarzyszenie, założone jeszcze w 1878 roku, ma 20 oddziałów, liczy trzy tysiące i 900 członków.
Do sprzedaży jaj rolnicy duńscy wytworzyli doskonale obmyślaną i sprawnie działającą własną organizację. Skłonny do wyzysku pośrednik i tu nie ma miejsca dla nic nie wytwarzającej, a więc dla ogółu bezwartościowej pracy. I z tej gałęzi gospodarstwa wiejskiego cały dochód spływa do kieszeni rolników — wytwórców. A stało się to dzięki pracy zbiorowej lat ostatnich — pierwsze stowarzyszenie w celu wywozu jaj powstało w Danji zaledwie przed 20 laty. Dawniej małe i nierówne jaja duńskie niechętnie były kupowane w Anglji. Organizacja Duńczyków w tej dziedzinie polega na tworzeniu miejscowych kółek zbytu jaj — i połączeniu tych małych stowarzyszeń w duże związki. Dla przykładu podaję liczby z rozwoju głównego stowarzyszenia: przed dwudziestu laty, to jest w roku założenia, stowarzyszenie to składało się z 6-ciu miejscowych kółek, liczących ogółem 2 tysiące członków. Przed pięciu laty to samo stowarzyszenie miało 45 tysięcy członków, zjednoczonych w tej pracy przez 550 kółek. Obliczają, że obecnie już przeszło trzecia część wszystkich jaj duńskich sprzedawaną jest przez stowarzyszenia. Członkowie miejscowego kółka opłacają małe wpisowe do głównego stowarzyszenia, i pewną kwotę od każdej swej kury do miejscowego kółka — i zobowiązują się dostarczać do wspólnej sprzedaży wszystkie jaja, z wyjątkiem tylko zatrzymanych na domowy swój użytek, albo na hodowlę. Jaja mają być nie starsze jak siedmiodniowe. W takiej wspólnej sprzedaży jaj, gdzie tysiące drobnych właścicieli ziemskich dostarczają jaja do masowego wywozu, musi być zachowany wzorowy porządek i obowiązkowość: w przeciwnym wypadku, nie byłoby pewności, że jaja są świeże—i Anglja nie płaciłaby dobrych cen, gdyby się kiedykolwiek przekonała, że jaja duńskie zawiodły oczekiwania. Dlatego to rolnicy duńscy postanowili karać tych członków stowarzyszenia, którzy przez swoje niedbalstwo mogą się przyczynić do szkody ogółu. Muszą więc członkowie bacznie przestrzegać zwłaszcza tego, żeby starych jaj nie dostarczać, niewolno też dostarczać jaj znalezionych, lub od kur obcych—wogóle członek stowarzyszenia powinien mieć pewność, że dostarcza dobre jaja. Kary pieniężne wpłacane bywają w połowie na miejscowe kółko w połowie na Związek. Kółko opłaca tak zwanego zbieracza, który zbiera od gospodarzy jaja codzień, a w upały dwa razy na dzień, sprawdza ich czystość — i znak, odbity na jaju przez właściciela, żeby wiadomo było z jakiego dnia jajo pochodzi i czyje jest. Potem jaja ważą, pakują i odwożą do składu związkowego, gdzie są powtórnie ważone, pogatunkowane na ramach z otworami różnej wielkości i zbadane za pomocą silnego światła, czy które nie zepsute. Po tych czynnościach wypisują dla kółka odpowiednie zaświadczenie o odbiorze, stawiają na rozgatunkowane już jaja pieczęć Związku — i pakują w celu odstawy do miejsc zbytu. Wypłata za jaja odbywa się na wagę.
Ta skrzętna praca zbiorowa, tak umiejętnie prowadzona, sprawia, że w Londynie jajko z pieczątkami Związku rolników duńskich osiąga zawsze najwyższe ceny; wyrobili sobie Duńczycy zaufanie do swych wytworów.
Mniejsze znaczenie ma dla Danji hodowla koni i owiec. Ilość owiec zwłaszcza zmniejsza się. I w tej dziedzinie jednak pracuje się przez stowarzyszenia.
Z tego, co dotychczas opisałem, widoczne jest, że prawdziwem bogactwem rolników w Danji jest rozwój najważniejszych działów hodowli zwierząt gospodarskich — i takie urządzenie sprzedaży wytworów zwierzęcych, które zupełnie usuwa najczęściej nieuczciwego pośrednika. Tysiące i dziesiątki tysięcy drobnych gospodarzy potrafią się stowarzyszyć do wspólnego celu.
Prócz wymienionych hodowlanych i handlowych stowarzyszeń jest jeszcze w Danji wiele innych stowarzyszeń, mających za zadanie porządne społeczne prowadzenie pracy gospodarczej. Wiele jest stowarzyszeń spożywczych — przeszło tysiąc i trzysta, z których większość pracuje po wsiach, blizko połowę członków stanowią drobni rolnicy. Stowarzyszenia te połączone są w 2 wielkie Związki, które nietylko przez swoje hurtownie dostarczają sklepom towarów z pierwszej ręki, ale także prowadzą własne fabryki niektórych wytworów codziennego użytku. Osobno działają związki handlowe rolników dla zakupu nasion, pasz treściwych, nawozów sztucznych i t. p. Wiadomo, że te wytwory podlegać mogą fałszowaniu, zwłaszcza nawozy. Odpowiednią kontrolę i zabezpieczenie od oszustwa jest w stanie przeprowadzić jedynie Związek rolników, — pojedyńczy gospodarz jest i w tym razie prawie bezsilny. Przed 5 laty do 15 takich Związków handlowych należało 70 tysięcy rolników.
Mniej niż w niektórych innych krajach rozwinęły się w Danji stowarzyszenia pieniężne. Tłómaczy się to tem, że w Danji dostępny jest dla ogółu rolników kredyt hipoteczny, a przytem rozpowszechnione są państwowe kasy oszczędności.
Wiele skrzętni Duńczycy poświęcili wysiłków, aby ulepszyć i do zdolności pod uprawę roli doprowadzić swoje ziemie nieurodzajne. A jest ich dużo, zwłaszcza w zachodniej części półwyspu zwanego Jutlandia. Były to bądź wrzosowiska, bądź nieurodzajna piasczysta pustynia, zasypująca urodzajne sąsiednie ziemie. Jeszce przed 50 laty założono stowarzyszenie, które postanowiło tę pustynię ulepszać. Towarzystwo to zakupywało ziemię i zakładało las, albo, gdzie można było, doprowadzało z rzek wodę do nawodnienia — i takimi sposobami sprawiło, że już po 25 latach połowa ziemi była zużytkowaną pożytecznie. Dziś są tam już liczne siedziby ludzkie, przeprowadzone koleje, szosy, — wytrwała i rozumna praca ludzka nie poszła na marne.
Oprócz tych wszystkich stowarzyszeń, mających określone specjalne zadania czynne są w Danji Towarzystwa rolnicze, które dostępnymi sposobami starają się wpłynąć wogóle na podniesienie rolnictwa. Najstarsze i największe z nich — to Królewskie Towarzystwo rolnicze, założone blizko 150 lat temu. Towarzystwa te urządzają rozmaite próby polowe, organizują wycieczki gospodarcze i t. p. — Warto wspomnieć jeszcze o osobnym stowarzyszeniu rolniczych robotników, do których mogą należeć bezrolni lub posiadający tylko mały kawałeczek ziemi. Główne stowarzyszenie składa się z małych kół miejscowych. W zimie stowarzyszenia te urządzają odczyty o ogrodnictwie, o hodowli ptactwa domowego, wogóle o tem, co zasługuje na szczególną uwagę najdrobniejszego rolnika. Stowarzyszenia dbają, aby członkowie mieli dobre miejsca.
— Dla każdego kraju o przewadze wytwórczości rolniczej Danja może dziś służyć za świetny przykład, jaką potężną siłą na rynku zbytu może być drobny rolnik, działający w zjednoczeniu z towarzyszami pracy. U nas w kraju przed wojną wiele o tem mówiono i pisano, zwłaszcza od czasu, jak powstały kółka rolnicze i można było społecznie nad rozwojem rolnictwa radzić. W 1914 roku, przed samą wojną, Wydział kółek rolniczych przy Centralnem Towarzystwie Rolniczem, będący zjednoczeniem większości działających w kraju kółek, powziął myśl pokazania owej Danji naszym gospodarzom „na własne oczy”. Niech-że się przekonają, że rzeczywiście tak jest w tym kraju, jak o tem pisze się i opowiada się. Dużo gospodarzy nie pojechało, bo choć pomoc była od Wydziału, koszt i tak był znaczny. Ale było w owej Danji kilkunastu naszych gospodarzy, a jeden z nich, Józef Lis, z ziemi Kaliskiej, zdążył nawet, pomimo wybuchu wojny, cośkolwiek opisać z tej wycieczki w jednej z warszawskich gazet. Mam możność na zakończenie tego pisania choć kilka zdań z jego opisu tu podać.
„Dawniej, czytając opisy o Danji — pisze Józef Lis, niebardzo wierzyłem, boć już taka nasza natura; lecz teraz się przekonałem — i wprost obawiam się, że nie potrafię tak wszystkiego opisać, jakby należało!
A oto jak pokrótce opisuje w innem miejscu wieś duńską:
„Droga do wsi to szosa, obsadzona żywopłotem. Nocą oświetlona elektrycznością. W każdej prawie wsi jest jeden lub kilka porządnych sklepów, najczęściej społecznych, nie podobnych do naszych nor żydowskich, dom ludowy, w którym mieści się jadłodajnia, sala teatralna, czytelnia. Każde mieszkanie obsadzone kwiatami: szczególnie Duńczycy lubią kwiaty; przy każdym domu róż pełno wszędzie, aż zazdrość bierze. A od zapachu truskawek w każdej wsi, to aż ślina się w ustach gromadzi. Żadnych opłotków ani podwórz u drobnych gospodarzy niema, cała zagroda obsadzona kwiatami i krzewami owocowymi, obawy, że kury lub świnie wyniszczą, niema, bo kury u każdego gospodarza mają swój ogródek siatką drucianą otoczony i poza jego granicę nigdzie nie wychodzą, świnie też mają takie ogródki.”
Dalej podziwia ulepszenia ziem lichych:
„Danja posiada ogromną puszczę piaszczystą, bezużyteczną, a obok torfowiska bagniste. Dopiero po przegranej wojnie z Niemcami pewien Duńczyk powiedział: „To cośmy utracili w obszarze, musimy wytworzyć na tem, co nam pozostało. I przyczynił się do tego, iż dzisiaj cała pustynia jest pokryta pięknymi lasami. A gdy spojrzymy na te torfowiska, w podziw wprowadzają zasiewy tam rosnące; widzieliśmy piękną pszenicę, żyto, owies, ziemniaki, wszelkie warzywa i trawy, jednem słowem jest dowód, że i na torfie wszystko się uda”.
Podziwia Józef Lis oświatę i stowarzyszenia Duńczyków, a kończy swój opis temi słowy:
„Powoli nasz okręt zaczął oddalać się od lądu, a ja raz jeszcze, zwróciwszy się, spojrzałem na piękne mury stolicy Danji, Kopenhagi, i okolicę, i pomimowoli wyrwało mi się westchnienie: „Żegnaj szczęśliwa Danjo!”
Kiedyż ze skołatanych dusz polskich będzie się mógł nareszcie wyrwać potężny okrzyk radosny:

Witaj szczęśliwa wolna Polsko”!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Włodzimierz Bzowski.