Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród!/Część I/Rozdział drugi

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Włodzimierz Bzowski
Tytuł „Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród!“
Podtytuł Pogadanki o społecznych stowarzyszeniach gospodarczych
Wydawca Komisja Hodowlana Centralnego Towarzystwa Organizacji i Kółek Rolniczych
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia Polska
Miejsce wyd. Moskwa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ DRUGI.
Społem.

Naród polski ma jeszcze z czasów swego państwowego bytu wspaniałe dorobki duchowe — i przyjdzie czas, że świat należycie je oceni, głowę swoją przed nimi pochyli i po wzory z naszej przeszłości sięgnie.
To nie są samochwalcze słowa. Najświatlejsi badacze dziejów dziś, kiedy imię Polski wypłynęło z całą siłą na widownię świata, przyznają nam to, bo już nietylko wolno, ale i trzeba mówić o Polsce głośno i sprawiedliwie.
Przodując niejednokrotnie dawniej, w ostatniem stuleciu pod wielu względami zostaliśmy w tyle. Już na to sobie poprzez nasze głowy podano dłonie, radaby dusza do raju, cóż robić, nie puszczają. W drugiej połowie ubiegłego stulecia, wskutek rozmaitych wynalazków i postępu nauk, ogromnie rozwinęło się życie gospodarcze narodów—przemysł, rolnictwo i handel. Nam na drodze rozwoju stawały różne przeszkody—i wynik był ten, że zostaliśmy bardzo w tyle poza innymi narodami. Będziemy musieli wiele odrobić.
Ludność Polski wzrasta szybko, prędzej niż w innych krajach; „polskie króliki” tak się mnożyły w zaborze pruskim, że sobie Niemcy rady dać nie mogli. I w Królestwie, w ciągu stulecia, gdzie był jeden mieszkaniec, znalazło się „prawie” czterech. Warszawa przed 80 laty miała zaledwie siódmą część tej ludności, co obecnie; w tym samym czasie zaledwie dziesiąta część ludności mieszkała w miastach: obecnie już w Królestwie trzecia część ludności mieszka w miastach. Wszyscy muszą znaleźć robotę i wyżyć—i czemś się przyczynić do ogólnej pracy narodowej. Rozwój pracy gospodarczej będzie dla Polski koniecznością. Dość tułactwa po cudzym chlebie, często jakże gorzkim Polska niegdyś była „śpichlerzem Europy” i do dziś dnia pozostała krajem o rolniczej przedewszystkiem wytwórczości, pomimo dość znacznego rozwoju przemysłu w ostatnich dziesiątkach lat. W dobie gospodarczego odradzania się Polski będzie rzeczą niesłychanej ważności to, czy rolnicy będą w stanie jak najwięcej i jak najlepiej wytwarzać, czy też w swej pracy będą nieudolni i plony ich zabiegów będą nikłe.
Nauka, która zwie się statystyką, a zajmuje się zestawieniem ścisłych obliczeń, dotyczących wszelkich zjawisk życia w rozmaitych krajach, powiada nam niezbicie, że nasze plony w rolnictwie były dotychczas o wiele niższe, niż w niektórych krajach, powiada także, że są kraje, gdzie plony są jeszcze niższe, niż w Polsce. Bliższe badanie przyczyn tych różnic między różnymi krajami wskazuje, że bynajmniej nie jakość gleby jest najważniejszą rzeczą. Można wymienić przykłady, że w niektórych krajach piasczyste gleby doprowadzone zostały do wysokiej urodzajności, i przeciwnie — można wskazać wielkie zachwaszczone przestrzenie żyznych ziem w innych stronach świata.
To nie tu przyczyna. Rezultat z pracy rolników zależy przedewszystkiem od stopnia oświaty, ogólnej i zawodowej rolniczej, oraz od chęci i zdolności rolników do pracy w stowarzyszeniach rolniczych. Jak wiadomo, wskutek długotrwałej niewoli, ani jedno, ani drugie nie było jeszcze w Królestwie daleko posunięte. Z oświatą szło nam zdawna, jak po grudzie, ze stowarzyszeniami do lat niemal ostatnich wcale nie szło, bo przecież dopiero od lat dziesięciu mogliśmy je zakładać.
Oto więc przyczyny istotne niedoskonałych rezultatów dotychczasowej pracy naszych rolników. Oczywiście, że po wojnie, gdy zarząd Krajem znajdzie się w naszym ręku, sprawie zakładania szkół rolniczych poświęcona będzie wielka uwaga.
Ruch stowarzyszeniowy, pomimo trudnych warunków, w ostatniem dziesięcioleciu rozwijał się już niezgorzej. Świadczą o tem setki kółek rolniczych, stowarzyszeń spożywczych, mleczarskich, pieniężnych, działających już przed wojną. Ta praca jednoczenia się rolników dla celów gospodarczych nabierała nawet już pewnego rozpędu, płynącego zarówno z zapału kierowników tych prac, jak i z wzrastającego przekonania drobnych gospodarzy do przeróżnych stowarzyszeń rolniczych. Pierwsze stowarzyszenia rolników — gubernjalne Towarzystwa rolnicze z oddziałami handlowymi, lub tak zwane Syndykaty rolnicze — gromadziły przedewszystkiem większych posiadaczy rolnych, jako lepiej rozumiejących korzyści jednoczenia się i mających łatwiejszą możność docierania na zebrania Towarzystw do miast gubernjalnych.
Po roku 1906, gdy powstało naczelne Towarzystwo w Warszawie, dziesiątki Towarzystw okręgowych po większych miastach i setki kółek rolniczych po wsiach, — każdy rolnik miał już możność poznać robotę w zjednoczeniu i do niej, w razie zrozumienia korzyści — przystąpić. I dziesiątki tysięcy drobnych rolników już przed wojną należało do rozmaitych stowarzyszeń. Widocznie przekonali się, że to „coś warte”. Jeżeli jest stwierdzonem przez świat cały, że wyniki pracy w rolnictwie zależne są bardzo od umiejętności rolników pracowania w stowarzyszeniach—to czyż my, z utęsknieniem, ale nieraz może i z pewnym lękiem myślący o trudnościach pierwszych lat pracy po powrocie, mamy się wyrzec tej potężnej siły, która nam wiele dopomoże, gdy ją poznamy i należycie wykorzystamy? Rząd polski z pewnością poczyni wszelkie zarządzenia, aby rolnikom ułatwić zrzeszanie się, czyż tylko nasza nieświadomość i nieumiejętność ma stanąć na zawadzie ku wykorzystaniu potężnej dźwigni odrodzenia placówek pracy i gospodarczego stanu kraju całego? Rozważajmy tedy tę ważną dziedzinę wysiłków ludzkich, z tą myślą, że przygotowujemy się do pracy w odrodzonej Ojczyźnie.
Od paru dziesiątków lat zmieniły się bardzo warunki gospodarowania na roli. Naogół zadanie rolnika stało się trudniejszem — wymaga ono dziś większej nauki, większej obrotności handlowej—i koniecznie umiejętności działania społem.
Jeszcze przed kilkudziesięciu laty rolnicy w naszej części świata, niewiele wiedząc zgoła z dziedziny tak dziś rozwiniętej nauki rolniczej, ani się interesując tak bardzo tem, co się z rolnictwem dzieje po innych krajach, chyba z najbliższego jakiego Pacanowa dowiadując się o widokach na ceny wytworów rolnych, trwali sobie spokojnie w dosyć prostej pracy, tu i owdzie zaledwie jednocząc się dla wspólnych narad w Towarzystwa Rolnicze. Zasiewano, gdzie były odpowiednie warunki, najwięcej zboża, ceny były niezgorsze, nie potrzeba było wysilać głowy ani na głębszą naukę rolniczą, ani na rozmaite przemyślności handlowe, nie było też jeszcze konieczności organizowania rolników w stowarzyszenia. Aż oto z czasem przyszła owa zmiana warunków.
Około 1880 roku zwaliło się na kark rolnika europejskiego zamorskie zboże. Dziewicze stepy Ameryki, w miarę rozwoju kolonizacji, sypnęły zbożem z obfitością tembardziej niemiłą dla spokojnego rolnika europejskiego, że przysyłane zboże, jako taniej wytworzone, biło na rynku miejscowe ziarno. W tym też czasie i później nabudowano wiele kolei, co spowodowało możność szybkiego i taniego przewodu płodów rolnictwa z jednego kraju do drugiego i sprawiło, że ceny zrobiły się zależne od urodzaju w innych krajach. Miejscowe musiały zniknąć — powstawały natomiast ceny pod wpływem warunków rolniczych na całym niemal świecie. Już to jedno świadczy o tem jaką rolnik musiał zbudzić w sobie czujność handlową. W późniejszych latach przyszło znaczne podniesienie się cen na ziemię, spowodowane między innemi dużym wzrostem ludności i znacznym pokupem na rolę. Ażeby te ceny wytrzymać należało z całą umiejętnością i wysiłkiem dążyć do podniesienia dochodów z roli. Te rozmaite zmiany w warunkach gospodarowania sprawiły, że rządy różnych państw w Europie wzięły się do pomagania rolnikom na swój sposób, naprzykład przez zarządzenie ceł ochronnych, utrudniając przywóz płodów rolnych z innych krajów. Ale to nie poprawiło położenia rolników w dostatecznym stopniu. Trzeba było im samym obudzić się ze śpiączki, rozejrzeć się szerzej po świecie i iść po rozum do głowy. Potrzeba wywołana przez nowe warunki popchnęła tedy rolników do większej oświaty, rzutkości w gospodarowaniu, a zwłaszcza do jednoczenia się w stowarzyszenia. By wytrzymać zamorską konkurencję i inne utrudnione warunki, by ostać się przy ziemi należało koniecznie: 1) podnieść zbiory przez lepszą gospodarkę; 2) dopasować swoje gospodarstwa do potrzeb rynków zbytu, wzrastających wciąż wskutek przyrostu ludności w wielkich miastach i 3) nie dać się przy wszelkich zakupach i sprzedażach wyzyskiwać rozmaitym spekulantom rynkowym. Do podniesienia zbiorów pomocną jest przedewszystkiem oświata rolnicza, i szereg wynalazków i ulepszeń, umożliwiających dobrą uprawę gleby. W tym zakresie odpowiednie wiadomości zdobywać mogą rolnicy w szkołach rolniczych, lub też w stowarzyszeniach oświatowo-gospodarczych, jakiemi w pierwszym rzędzie są kółka rolnicze. Oczywiście szkoły przeznaczone są przedewszystkiem dla młodzieży, kółka rolnicze jednoczą gospodarzy pracujących już na roli, aczkolwiek i każdy dorastający chłopak wiele na zebraniach kółek skorzystać może.
Dopasowanie wytwórczości gospodarstw, zwłaszcza mniejszych, do potrzeb wielkich rynków zbytu i zatrzymanie w rękach gospodarza całkowitego zysku z tej wytwórczości daje się osiągnąć przez urządzanie społecznych fabryk przerabiających surowe płody rolnictwa. O ile wielkie gospodarstwo może się zdobyć samodzielnie na przeróbkę płodów, naprzykład w gorzelni, krochmalni, cukrowni, mleczarni, młynie i t. p. — o tyle drobny gospodarz w odosobnieniu — jest w tej sprawie zupełnie bezradnym. Kupiec z najbliższego miasteczka panuje nad nim niepodzielnie.
Ażeby założyć wspólne przedsiębiorstwo przemysłowe wiejskie — należy zdobyć zasoby pieniężne, no i wziąć się do rzeczy umiejętnie, z tem głębokiem przekonaniem, że rozumne i wytrwałe społeczne działanie to potęga, która potrafi przełamać wszelkie trudności.
Środki pieniężne na zbiorowe przedsięwzięcia mogą być w znacznej mierze dostarczane przez stowarzyszenia pieniężne, które gromadzą od ludzi bezczynnie leżące zasoby i kierują je w te właśnie miejsca, i do takich ludzi, gdzie mogą być pożytecznie na cele wytwórczości spożytkowane.
Tak więc społeczny pieniądz, odpowiednio przez myśl i działanie ogółu pokierowany, daje podstawę do organizacji wiejskich spółek wytwórczych, naprzykład mleczarni, rzeźni, młynów, piekarni i t. p.
Drobny rolnik, jeżeli sam na swoje gospodarskie potrzeby coś kupuje, lub też sprzedaje wytwory gospodarstwa — to, o ile nie ma do czynienia ze znanym z uczciwości kupcem, lub handlowem stowarzyszeniem rolników, zostanie prawie zawsze wyzyskany. Większe gospodarstwo rolne w swoich stosunkach z rynkiem o wiele łatwiej sobie radzi, gdyż się z niem więcej liczą. Wiadomo, koło tego tańcują kto dużo kupuje. Należy to zrozumieć dobrze, że drobny rolnik, w zjednoczeniu zakupujący, zdobywa sobie tę samą pozycję w stosunku do rynku — co największe gospodarstwo: może kupić wszystko taniej, a zwłaszcza w lepszym gatunku. Sprawy zakupów i sprzedaży najlepiej jest załatwiać także przez stowarzyszenia. Zazwyczaj z początku zbiorowe zakupy załatwia kółko rolnicze, lub też inne istniejące już w danej miejscowości stowarzyszenie, naprzykład stowarzyszenie pieniężne. Z chwilą jednak, gdy w okolicy wraz z podniesieniem rolnictwa rozwija się handel rolniczy — organizowane bywają osobne stowarzyszenia handlowo-rolnicze, obsługujące rolników wyłącznie pod względem zakupów i sprzedaży.
W celu dostarczenia spożywcom (a spożywcami jesteśmy wszyscy) przedmiotów codziennego domowego użytku po cenach umiarkowanych i w doborowym gatunku, organizowane są osobne stowarzyszenia spożywcze. Miają one wielkie znaczenie nietylko dla mniej zamożnych mieszkańców miast, ale i dla wieśniaków.
Oto najważniejsze rodzaje stowarzyszeń, których cel, zakres i sposób działania powinien być znanym każdemu światłemu i ceniącemu dobro własne i ogólne gospodarzowi.
Oświata i stowarzyszenia — to niesłychanie ważne warunki rozwoju dobrobytu wśród drobnych rolników w Polsce! Rozwój rolnictwa w każdym kraju zależy oczywiście także od wielu innych warunków — charakteru państwowego lub gospodarczego, naprzykład od umów handlowych z sąsiednimi państwami, od rozwoju dróg kolejowych i wodnych, oraz opłat przemocowych, od możliwości prowadzenia samorządnej gospodarki w każdym żywotnym dla życia wsi kierunku i t. p. Wszystkie te warunki dotychczas dla rolników Królestwa Kongresowego były zupełnie niekorzystne. Handlowe umowy Rosji z Niemcami odbijały się bardzo źle na naszem rolnictwie; zaniedbanie budowy dróg kolejowych i wodnych, korzystne dla rosyjskiego rolnictwa opłaty taryfowe za przewód płodów do naszego kraju, brak samorządu (po za gminą wiejską, która w danych warunkach nie była żywotną) — wszystkie te ogólne warunki bynajmniej do wzrostu dobrobytu wsi polskiej nie przyczyniały się. Należy mieć nadzieję, że te najogólniejsze warunki rozwoju rolnictwa w przyszłej niepodległej Polsce będą jaknajbardziej korzystne.


∗             ∗

W niniejszej książeczce jest mowa tylko o najważniejszych rodzajach stowarzyszeń rolniczych. Trzeba nam tę dziedzinę pracy choć trochę poznać, zanim powrócimy do Polski. Jeżeli zrozumienie jakiejś sprawy i skorzystanie z tego zrozumienia jest prawdziwem dobrem dla nas samych, dla dzieci i całej rodziny naszej, dla wszystkich sąsiadów, wreszcie dla ogołu rodaków naszych, dla całej Polski — to czy nie jest to prawdziwy mus wewnętrzny taką dziedzinę pracy poznać i za jej wskazówkami pójść? Gdyby niezamożny człowiek, który ciężką pracą codzienną troskliwie zdobywa środki na zaspokojenie potrzeb rodziny i pomimo wysiłków nie jest wstanie poprawić jej bytu tak, jakby tego pragnął, usłyszał jakiś tajemniczy szept we śnie: „Bracie, słuchaj, za siódmą górą, za dziesiątą rzeką, tam a tam, pod dębem rozłożystym… leży skarb”… i tak dalej, i tak dalej, taki człowiek, jeżeliby dał wiarę temu, co sen-bajda prawi, nie szczędziłby wysiłków, by znaleźć to miejsce, nie skąpiłby potu, aby się dokopać, śpieszyłby się nieborak, by go kto nie ubiegł, oglądałby się wśród ciemnej nocy, czy kto nie nadchodzi, trwożyłby się myślą, czy tajemnica nie jest znaną wielu innym, którzy, tylko patrzeć, przyjdą i podział wymuszą… Ale oto twój skarb prawdziwy, mniej zamożny lub biedny pracowniku: droga pracy w stowarzyszeniach! Nie we śnie, nie za górami, bez lęku o podział z współbraćmi — dla wszystkich i na jawie!
Poznaj tę drogę, wytrwale i ze zrozumieniem idź po niej, a skarbem twoim stanie się nietylko możność stopniowego rozwoju twojej zamożności, ale i ta świadomość, że przyczyniasz się także do poprawy stosunków między współbraćmi, do powiększenia gospodarności ogółu — i wogóle do pomyślności Ojczyzny.
Hej! Byle nam corychlej wrócić do wolnej i zjednoczonej Polski, doczekać się wreszcie całkowitej swobody działania!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Włodzimierz Bzowski.