Kółka rolniczo-włościańskie i rozwój pracy około rolniczéj oświaty ludowéj w W. Ks. Poznańskiem i Prusach Zachodnich

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Władysław Łebiński
Tytuł Kółka rolniczo-włościańskie i rozwój pracy około rolniczéj oświaty ludowéj w W. Ks. Poznańskiem i Prusach Zachodnich
Data wyd. 1881
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
KÓŁKA
ROLNICZO-WŁOŚCIAŃSKIE
I ROZWÓJ PRACY
OKOŁO ROLNICZÉJ OŚWIATY LUDOWÉJ
w W. Ks. Poznańskiem i Prusach Zachodnich
PRZEZ
D-ra Władysława Łebińskiego.

Odbitka z Ateneum r. 1881.

WARSZAWA.
Druk K. Kowalewskiego, Królewska Nr. 23.

1881.


Дозволено Цензурою
Варшава, 15 Іюля 1881 года.



Czyliż się to zdarzyło kiedy w dziejach
świata, aby cała masa ludu istotnie zasa-
dy dobra swego pojmowała?

Skarbek, Dzieje Ks. Warsz.

Włościanin wielkopolski[1] stoi dziś niewątpliwie na wyższym stopniu oświaty, niż kmieć którejkolwiek innéj części kraju naszego. Przypisać to należy po części położeniu geograficznemu, zbliżonemu ku starszéj, wzorowéj cywilizacji zachodu, daléj zewnętrznym okolicznościom prawodawczym, w przeważnéj jednak mierze jest to zasługą starszéj braci tegoż włościanina a ostatecznie zasługą jego samego.
Oświata wyższa naszego włościanina nie tylko się objawia w bezpośrednich wynikach i następstwach, jak raczéj dopiéro w téj okoliczności, że po długiéj walce z ciemnotą i obojętnością, stał się kmieć nasz przystępnym dla nowożytnych środków cywilizacyjnych, a mianowicie, że chętnie i ze zrozumieniem poddaje się idei i prawu stowarzyszenia. Na obszarze W. Ks. Poznańskiego istnieje obecnie już przeszło 100 towarzystw rolniczych, złożonych z samych włościan. Towarzystwa te nadzwyczaj błogo oddziaływają nie tylko na kulturę krajową, ale i na moralny stan włościan. Przysparzają mu one dobrobytu a budzą w nim samowiedzę i uspasabiają go do samopomocy.
W małéj części towarzystw tych czyli Kółek rolniczo-włościańskich, nawet zarządy już się składają z włościan; w większéj części jednakże przewodnictwo spoczywać jeszcze musi w ręku starszéj braci, mianowicie duchownych, dzierżawców lub oficyalistów dworskich.
Towarzystwa te zostają pod opieką tak nazwanego Patrona, t. j. delegata Towarzystwa Centralnego Agronomicznego. Patron stara się o rozwój, ożywienie istniejących kółek, zakłada nowe, nadaje mu kierunek właściwy i kontroluje prawidłowe postępowanie.
Wszystkie kółka rządzą się jednym statutem czyli programem, którego osnowa najlepiéj objaśni czytelnika o celu i zakresie działania tych stowarzyszeń. Program[2] ten bardzo niedługi brzmi jak następuje:
§ I. Zebrania Kółek rolniczo-włościańskich odbywają się co miesiąc, w dniu przez pierwsze zebranie Kółka w ustawach oznaczonym.
§ II. Zadaniem Kółka jest, pouczać członków na zebraniach we wszystkich działach gospodarstwa wiejskiego, która to nauka, ażeby nieprzywykłe do niéj umysły zająć i uwagę ich przez dłuższy czas do przedmiotu przywiązać mogła, ma być w sposób jasny, zrozumiały udzielaną i podnosić się stopniowo. Początkowo wystarczy, jeżeli na posiedzeniach przypomną się członkom prace gospodarcze w porze zebrania przypadające i poda odpowiednie wskazówki do ich łatwiejszego i doskonalszego wykonania służące. I tak weźmy na przykład:

1. Podwórze.
a) jego urządzenie, aby każda rzecz miała oznaczone miejsce i pewne schronienie przed słońcem i słotą;
b) obejście się z mierzwą i podanie sposobu jéj przysparzania, przez utrzymanie porządku w podwórzu i usuwanie nieczystości zarażających powietrze;
c) utrzymanie zboża na śpichlerzu czy sypaniu, jego czyszczenie do siewu, na sprzedaż i t. p.
2. Rola.
a) jéj uprawa;
b) różne rodzaje mierzwy i właściwe jéj użycie;
c) wszelkie rodzaje zbóż, traw pastewnych, okopowin, oraz ich zastosowanie do właściwego składu ziemi.
3. Inwentarz.
a) rozmaite jego rasy;
b) żywienie latem i zimą;
c) sposób hodowania.
4. Gospodarstwo domowe.
a) urządzenie domowe;
b) wyrabianie nabiału;
c) drób w rozmaitych rodzajach.
5. Działy gospodarstwa dotąd zaniedbane.
a) pszczelnictwo;
b) sadownictwo i ogrodownictwo.
§ III.Daléj zadaniem Kółek jest obeznawać członków z ulepszonemi, a wypróbowanemi narzędziami rolniczemi i dawać praktyczne wskazówki co do zastosowania ich w wykonaniu.
§ IV.W zakresie tegoż zadania wchodzi wyjaśnianie kwestyi ekonomicznych, a mianowicie dwóch najgłówniejszych, pracy i oszczędności, potém poznajamianie członków ze stosunkami handlowemi a mianowicie sprzedażą zboża podług wagi, czy to na kontrakt, czy też na targu, daléj z kwestyami kredytowemi, prawniczo-hypotecznemi o tyle, o ile znać je leży w interesie gospodarza.
§ V.Pożądaném jest zwracanie uwagi członków na drobne źródła dochodu, jako to:z nabiału, ogrodowin, maku i. t. p.
§ VI.Dla nabycia dobrych wzorów i praktycznych poglądów, mają Kółka zwiedzać dobrze urządzone gospodarstwa posiedzicieli większych.
§ VII.Dla przekonania się o ile członkowie korzystają z udzielanych na zebraniach nauk, i starają się takowe w swych gospodarstwach zastosować, mają od czasu do czasu zwiedzać wybrane z grona Kółka komisye gospodarstwa członków, oraz mają być urządzane wystawy inwentarzy, płodów, narzędzi rolniczych, jako też próby orki.
§ VIII.Kółka rolnicze mają nietylko oświecać członków nauką, ale i w każdym razie wspierać ich zdrową radą, czy to w urządzaniu gospodarstwa, zaprowadzaniu płodozmianu, w zabezpieczaniu od ognia i gradu, pozyskaniu kredytu, czy téż wreszcie w regulowaniu stosunków majątkowych.
§ IX.Przy końcu każdego zebrania oznajmia przewodniczący przedmioty, o jakich będzie mowa na przyszłém zebraniu.
§ X.Skrzynka w miejscu posiedzeń do składania pytań, poleca się, jako odpowiedni środek do zaspokojenie życzeń członków, nie usposobionych od wysłowienia się ustnie.
§ XI.W zakres programu wreszcie wchodzi, pośredniczenie w zakupnie dla członków wszelkich nasion i narzędzi gospodarczych, nawozów sztucznych, węgli, soli, żelaza, wszelkich zgoła przedmiotów dla gospodarza przydatnych.
§ XII.Lubo z natury rzeczy wynika, że na zebraniu Kółka rolniczego, tylko gospodarstwo wiejskie i zbliżone doń sprawy rozbierane być mogą, to jednakże dla tém wybitniejszego uwydatnienia celu, orzeka się wyraźnie, że sprawy kościelne i polityczne stoją po za obrębem Kółka i takowe na zebrania wprowadzać nie jest dozwoloném.

Nie trudno sobie wyobrazić, że przeszło 100 instytucyj, działających w rozproszeniu, ale w jednym kierunku, muszą wywierać stanowczy i błogosławiony wpływ na byt włościan. Przyznają to wszyscy, z bliska działaniu kółek się przypatrujący. Gospodarstwa członków kółek odznaczają się porządkiem, wzrastającym dobrobytem, a stolica nasza, do któréj corocznie raz zjeżdżają na walne zebranie delegaci kółek, w liczbie kilkuset włościan, wydziwić się nie może składnéj i poważnéj fizyonomii tych zebrań, w których nie wiedziéć co więcéj podziwiać: czy takt siermięgowych uczestników, czy ich zajęcie się owemi drobiazgowemi na pozór, a jednak w położeniu naszém tak żywotnemi, sprawami rolnictwa i gospodarstwa domowego.

Zkąd się wzięło, że u nas powstało naraz tyle włościańskich towarzystw rolniczych? Patrząc na fakt dokonany i okoliczności towarzyszące, zdawać by się mogło, że ruch ten społeczny jest owocem i wyłączną zasługą działań obywatelskich w ostatnich dwóch dziesiątkach lat; że daléj rezultat ruchu tego nie przedstawia osobliwości nadzwyczajnéj, gdyż towarzystwa podobne istnieją w Anglii i Niemczech, a nie przypisuje im się tamże tylko skromne znaczenie prostego narzędzia oświaty i postępu w kulturze rolniczej.
I u nas zresztą nie inaczéj. Ale naszym towarzystwom włościańskim nadaje znaczenie, nie ich istota sama, lecz ogólne nasze okoliczności bytu, nie tylko nie sprzyjające, ale wręcz nieprzyjazne rolniczéj oświacie ludu. Społeczeństwa szczęśliwsze, korzystające swobodnie ze wszystkich czynników rodziméj oświaty, dawno używały z najlepszym powodzeniem téj właśnie formy szerzenia światła i nauki; myśmy po długiém błąkaniu się i wielu zboczeniach, dopiero w ostatnim czasie dobić mogli do takowéj. Dziś stoi ona przed nami jak owe jajko Kolumba, ale zajrzeć do historyi oświaty i rozwoju stosunków społecznych w W. Ks. Poznańskiem i Prusach Zachodnich,—to nabierze się wyobrażenia, jak nieledwie od 100 lat, niesłychanie wiele trudów i przygotowań, społeczeństwo przebyło,–jak nieustannie, z stanowczością podziwienia godną, raz robiło postępy, to znów w ruchu zahamować i nieledwie cofać się musiało, jak idea oświaty ludu najrozliczniejszych szukała dróg i kształtów i jak wolnym krokiem zbliżyć się mogła do pierwszéj mety na drodze postępu, tj. do pobudzenia ludu, żeby samodzielnie najpotrzebniejszéj oświaty zapragnął, własnemi siłami jéj się dorabiał. A to właśnie ziszcza się obecnie w towarzystwach czyli kółkach rolniczo-włościańskich.
Kółka te nie są oderwanym objawem ducha czasu. Jak to poniżéj wykażemy, są one właśnie tylko tegoczesném ogniwem w nieprzerwanym łańcuchu obywatelskich działań ostatniego pół wieku, w którym inteligencya kraju nieustawała nigdy w usiłowaniach około oświecania ludu, mianowicie pod względem rolnictwa postępowego.
Jakkolwiek w ciągu czasu tego spółcześni nieustanne zawodzą żale na zbyt wolny postęp, zbyt leniwą dbałość o dobro i naukę ludu, historya, mniéj surowa w sądach, wyda niewątpliwie świadectwo świetne i chlubne, że inteligencya kraju w najtrudniejszych warunkach w pracy téj nie ustawała.
A praca ta padła na urodzajną glebę. Owoce jéj już dziś są widoczne, ale daleko obfitszych spodziewać się należy, skoro się zważy, że kmieć wielkopolski[3] w żyłach swych przechowuje krew owych przodków, którzy już przed wiekami stoczyli śmiertelną, chwalebną a zwycięzką walkę z żywiołami, wypierającemi go z nim ojczystych.

Wiadoma to rzecz, jak od niepamiętnych czasów, wślad za organizacyą kościelną, szerokim strumieniem lała się do Polski powódź obcych żywiołów. List arcybiskupa Jakuba w r. 1285 do kardynalskiego kolegium pisany[4], powiada nam, że „naród niemiecki nawiedził Polskę i miejscami szeroko ją zajął” „tak rycerze jak wieśniacy (rustici) zajmują wsie, które przedtem Polacy dzierżyli” „a różne nieszczęścia z przyjścia narodu tego rozmnożyły się, gdyż oni ród polski uciskają, gardzą nim, bójkami go trapią, wydzierają mu sławetne ojczyzny prawa i obyczaje, w cichościach nocy z własnych jego użytków go wypędzają itd.”
Nawałnicy téj wskazało do Polski drogę chrześciaństwo, a prąd jéj przez kilka wieków utrzymywała w ruchu chciwość gotowego grosza, który z osad na prawie niemieckiém osiadłych i niemieckich, płynął do rąk dziedziców duchownych i świeckich, podczas, gdy wsie polskie, wedle obyczaju dawały tylko zsepy i rozliczne posługi, roboty, daniny.
A gdzież się ostatecznie podziała ta nawała ojczyzny? Zapewne że jéj tamę poniekąd położyły patryotyczne idee i działalność takich mężów jak arcybiskup Jakub, Jan Ostroróg i i., ale idee te niemogłyby były znaleźć gruntu i znaleść urzeczywistnienia, gdyby kmieć wielkopolski nie był podjął ekonomicznéj walki z obcym żywiołem napływowym i kolonizatorskim. Przywilej lokacyi niemieckiéj klinem rozsadzał całą organizacyą polskiego opola. Tak samo był on zabójczym i dla bytu jednostki włościańskiéj w „polskich” wsiach gdyż stawił sąsiada niemieckiego, czynszownika, w nader korzystném obok polskiego kmiecia położeniu. Im więcéj było wsi niemieckich, tém duszniéj było w opolach kmieciowi polskiemu. W zmniejszonéj liczbie, musiał on te same co dawniéj ponosić ciężary. Ale kmieć polski nie uląkł się walki. Nie zasklepił się w przekazanym po ojcach sposobie życia i pracy. Już w 13 wieku widzimy, że i on ciśnie się do osad na prawie niemieckiém fundowanych. Osiadają w nich wspólnie Theutonici et Polonicae gentis ludzie, a kmieć polski zwolna zyskuje przewagę, wypiera Niemca albo go polszczy. W „Liber Beneficiorum” Łaskiego, który po wsiach wymienia mnóstwo kmieci po nazwisku, zaledwie kilka spotyka się, które mają brzmienie wątpliwe, a więc może wskazują na pochodzenie niemieckie. Kmieć polski ze wsi i małych miasteczek wyparł obczyznę co do nogi.
Kmieć wielkopolski dumnym być może z dziejów swoich. On to, ujęty w przedziwnie ścisłą i organiczną spójnię polskiego opola, stanowił podwalinę potężnéj Polski Bolesławów, on w wiekach średnich pracą i znojem wyparł obczyznę z rodzinnego kraju. Intensywnie i ekstensywnie był silnym i rokował najlepsze nadzieje. Cóż tedy na całe wieki złamało jego wypróbowaną siłę?!
W rozwiązanie téj zagadki oczywiście tu wdawać się nie możemy. Stało się. Kmieć polski wieku XV, zamożny, pracowity, skrzętny, obowiązkowy, któremu dziedzice duchowni, obsadzając sałectwa swoje, tak chętnie dawali pierwszeństwo przed butną z karbów obowiązku wyłamującą się szlachtą, jakże korzystnie odbija od owego ledwie do człowieka podobnego jestestwa, które nam z ostatnich czasów Rzplitéj, ponuremi barwami, może trochę zbyt pessymistycznie, maluje Garczyński w swéj Anatomii Królestwa Polskiego. Stało się—a mimo wszelką lepszą wolę, świtającą w konstytucyi 3 maja, mimo pewność całą, że normlnie się rozwijająca i odmładzająca Rzplta, byłaby nie zapomniała o kmieciu, faktem jest, że wieśniak odzyskał prawa ludzkie i samowiedzę, początek wszelkiéj oświaty, dopiéro w bieżącym wieku. W ciemnocie chłop już ani nie czuł ucisku, ani wiedział, że inaczéj żyć można, że istocie ludzkiéj pracą lepszego bytu dorabiać się należy.
„Chłopi jako poddani, powiada Skarbek, pozbawieni wyobrażenia własności osobistéj i rzeczowéj, nawykli do tego przekonania, że ich zamożność stanie się tylko ponętą dla większych wymagań panów lub tych, którzy nimi rządzili i że każdy niedostatek, zapomogą ze strony pana zastąpiony zostanie, gospodarzyli na danych sobie rolach tak, aby jaknajmniéj pracować i jaknajwięcéj marnotrawić… Ztąd gnuśność, marnotrawstwo i brak niepotrzebnéj w takich razach przezorności, wady przeciwne, wszelkiemu przemysłowi, które nie dozwalały powstać i rozkrzewić się między chłopami polskimi téj rządnéj gospodarności i tym zabiegom gospodarskim, bez których rolnictwo kolebki swojéj opuścić nie mogło.”
Gdy historya wyrzekła brzemienne w następstwa słowo: własność, było ono dla chłopa polskiego niezrozumiałém. Źle zrozumiane stało się dla niego zatratą i upadku zupełnego przyczyną. Gdzie je lepiéj pojął, tam się bał tego zaczarowanergo słowa i w uczuciu dziecęcéj zależności, odpychał od siebie. Uwłaszcenie i separacya gospodarstwa w „kolebce” jeszcze będącego, spowodowały klęskę materyalną dla nowych właścicieli.
Co się tyczy chłopa wielkopolskiego zresztą, nawet rząd pruski nie śpieszył się z odmianą stosunków. Rząd ten, powiada Skarbek, nie nadał z razu osobistéj wolności chłopom polskim, bo ten krok byłby dla niego niebezpiecznym i niepotrzebnym. Niebezpiecznym ponieważby zniechęcił i podburzył przeciw rządowi wszystkich właścicieli ziemi i utrudnił utrzymanie w karbach uległości chłopów, którzy przez wolność osobistą, nic innego rozumiéć nie mogli, jak uwolnienie od osobistych posług i od wszelkich obowiązków, do ówczesnego powołania rolnika przywiązanych. Zapewnia więc chłopom ogólną opiekę rządową (jaką przecież już i konstytucya 3 maja poręczyła) i nie zmieniając zrazu w niczém ich stosunków z panami, zasłania ich tylko od samowolności i prześladowania tychże.”
Wszakże pierwsze ważniejsze prawo agraryjne pruskie, znoszące poddaństwo dziedziczne i nadające chłopom niemieckim osobistą wolność, wyszło dopiéro w czasie upokorzenia i trwogi, d. 9 paźdz. r. 1807, a więc w trzy miesiące po zawarciu pokoju tylżyckiego, kiedy nowa kreacya napoleońska nad Wisłą zagroziła Prusom, że przejmując ryczałtem nowe formy i instytucye francuskie, oskrzydli i ubiegnie je w opinii ze wschodu, jak się to równocześnie stało z zachodu w Królestwie Westfalskiém.
Obawa jednak była płonną. Edyktu pruskiego, choć noszącego na sobie wszelkie cechy pośpiechu, nie przewyższyła jednak potém konstytucya nadwiślańskiego księztwa. I ona tak samo tylko w ogólnych wyrazach orzekła: znosi się niewola, wszyscy obywatele równi są w obliczu prawa. Zaraz potém (21 grudnia 1807) wydany dekret królewski, tak samo ogólnikowy tylko przyniósł włościanom zupełną wolność opuszczania gleby a w razie sporu odesłał ich na drogę prawną, która dawniéj nie była dla nich dostępną. „Tym sposobem nadana wolność chłopom, którzy nie mieli żadnego pojęcia o tém, na czém wolność obywatelska zależy, zamieniła tysiące pracowitych, do roli i siedzib swoich przywiązanych rolników, w włóczęgów i tułaczy, których próżniactwo i nędza na drogę występku wiodły. Tym to sposobem, owa tyle upragniona wolność chłopów, stała się źródłem ich ubóstwa i demoralizacyi.”
Sąd ten (Skarbka) jednakże nie zupełnie jest sprawiedliwy. Nie wolność była przyczyną téj demoralizacyi, tylko ogólne stosunki efemerycznego księstwa, którego rząd, w owéj epoce ciągłych przewrotów europejskich, nie znalazł dosyć spokoju, żeby rozpoczęte dzieło usamowolnienia rozwijać i przeprowadzić tak organicznie jak to w czasie długoletniego pokoju uskuteczniono w Prusach.
W Prusiech już w r. 1811 (14 wrześ.) wyszedł był ów głośny edykt dla kultury krajowéj, który się stał następnie podstawą całego prawodawstwa agraryjnego pruskiego, podstawą usamowolnienia, uwłaszczenia i separacyi gruntów. Prawie na pewno przypuszczać można, że opisane co tylko w agraryjnych stosunkach księstwa Warszawskiego zamieszanie, wynikłe z nieściłości prawa, zamieszanie o którém rząd pruski mógł mieć najlepsze relacye od pozostałych w księstwie byłych urzędników pruskich, wpłynęło tu właśnie na przyśpieszenie stanowczego edyktu. Jednakże i ten edykt orzekł tylko w pełnéj formie uwłaszczenie tj. nadanie wolnéj własności nieruchoméj poddanym rolnikom, ale zniesienie serwitutów i separacyą pozostawił wolnemu działaniu osobno wydać się mających praw i organicznych instytucyj.
Gdy następnie po zawarciu pokoju wiedeńskiego, znaczna część Wielkopolski i Prus królewskich znów się dostała pod panowanie pruskie, a konkurencya na polu praw humanitarnych z sąsiadem wschodnim przestała wywierać nacisk moralny, rząd pruski nie śpieszył się już zbytnio z zastosowaniem nowego prawodawstwa swego agraryjnego do W. ks. Poznańskiego i innych krain zabranych.
Okupacya nastąpiła w maju r. 1815 a wydane w Prusach w r. 1817 (20 czerwca) rozporządzenie o organizacyi i porządku pracy instytucyj regulujących, czyli tn. Komisyi generalnych, nie odnosi się jeszcze do nowonabytych krajów. Dopiero 8 kwietnia r. 1823 wydano prawo[5] organizujące takąż komisyą dla W. ks. Poznańskiego, okręgu miasta Torunia i Gdańska.
Komisya ta pracowała odtąd nieprzerwanie i ukończyła regulacyą dopiéro w r. 1845[6].
Umyślnie podałem cały szereg prawodawczych faktów, żeby wykazać: ile to czasu potrzebowało potężne państwo, żeby się załatwić w sposób normalny z elementarnemi podstawami uwłaszczonego stanu włościańskiego. Nie można się zatém dziwić, jeśli społeczeństwo, w najniekorzystniejszych warunkach się znajdujące, drugie tyle potrzebowało czasu, żeby z uwłaszczonego chłopa zrobić oświeconego, światłego włościanina.

Wspomnieliśmy już, że położenie uwłaszczonego kmiecia polskiego było arcy-smutne. Kraziewicz, ów patron ludu, którego późniéj poznamy, powiedział na sejmiku toruńskim r. 1868: „uwłaszczenie i seperacya przyczyniły się najniewątpliwiéj do wzrostu i wzmocnienia przybyłego, skąd inąd włościaństwa a niesłychanie osłabiły włościaństwo nasze… Włościanin nasz pracował od wieków pod komendą, pod komendą téż i dziś umie pracować lepiéj od włościan innych narodów, lecz na swojém i dla siebie gdy przyszło mu pracować, pokazało się, że pracować nie potrafił. I jakże miał umiéć pracować dla siebie, nie otrzymawszy do tego żadnéj wskazówki, żadnego pouczenia… Zdaje się jakoby włościanie nasi, przeczuwali swoję klęskę, jaką im seperacya sprawić miała i dla tego téż się jéj wykonaniu opierali jak mogli.” Obdarzeni mimo woli, w najlepszym razie popadali obok odzyskanych praw ludzkich, w jeszcze bardziéj nieludzką nędzę. Nieradni a śmielsi z natury, wyprzedawali łany swoje przybyszom za psie pieniądze.
Włościanin niemiecki usamowolniony, a zatém równocześnie pozbawiony patryarchalnéj opieki pana, oraz korzyści z używania własności pańskiéj (lasy i pastwiska), znajdował za to opiekę w państwie, w jego ogólném prawodawstwie i instytucyach, zastosowanych do nowego stanu rzeczy. Toż samo państwo nie wykluczało wprawdzie zasadniczo i bezwzględnie polskiego kmiecia od tych korzyści i dobrodziejstw, ale już sama różnica języka i obyczajów i brak serdecznéj spójni uniemożebnił korzystanie z nich.
Jeden z matadorów rolniczych niemieckich, oberamtman Koppe z Walup (w żuławach nadodrzańskich) zwiedzał w r. 1844, a więc już na ukończeniu seperacyi, całe nasze Księztwo w celu poznania kultury krajowéj. W sprawozdaniu swém przyznaje się sumiennie, że uwłaszczenie samo przez się chłopa wielkopolskiego niepodniosło[7]. Chłop ten, mówi on, nawet wyobrażenia nie ma o tém, że nadanie własności powołało go do nowego i lepszego bytu. Kłamliwemi są urzędowe sprawozdania o jego wdzięczności za uzyskaną własność, a wszelkie z urzędu podejmowane usiłowania, żeby go nauczyć lepszéj gospodarki i pobudzić w nim potrzebę wygodnego życia, porządku i oszczędności, spełznąć muszą na niczém, bo chłop nie ufa naukom i przykładom ludzi, których języka nie zna, którzy innéj są wiary i innych obyczajów. Włościanin polski dopiéro wtedy robić będzie sam postępy w gospodarstwie, skoro polacy właściciele większych gospodarstw i téj saméj co chłop wiary, jaśnieć będą gęstszemi przykładami poprawnych gospodarstw.
Istotnie gospodarstw wzorowych polskich było w r. 1844 jeszcze bardzo mało w W. ks. Poznańskiém. Ziemianie nie mogli przykładem ani słowem pouczać włościan, bo samym rolnictwo postępowe, w zastosowaniu do zmienionych stosunków roboczych, było jeszcze obce, a górował przesąd, że do rolnictwa nie potrzeba nauki, i myślenia, że ziemianin nie do pracy przeznaczony, lecz do odegrywania roli pana.
Tak tedy stwierdza się że ludność polska, zaraz po dokonanéj seperacyi, znalazła się w opłakanym stanie. Lichwa, korzystająca z wszelkiéj biedy, czepiła się nieporadnych i secinami dusiła ofiary. Sposoby zaradcze, których się chwytać mogła ludność niemiecka, dla chłopa polskiego nie istniały, lub były dlań niedostępne. Rząd późniéj wprawdzie niż gdzieindziéj, lecz i u nas popierał zakładanie towarzystw rolniczych, już w edykcie z r. 1811 zalecanych lecz zakładał towarzystwa niemieckie. Zakładał téż tu gospodarstwa wzorowe[8], szkoły włodarskie[9], ale wszystko to bez skutku dla włościan polskich. Na ziemi malborskiéj np. już po r. 1823 włościanie polscy należeli do zakładanych tamże z urzędu towarzystw rolniczych, ale z powodu że rozprawy odbywać się musiały w niezrozumiałym języku, powystępowali wnet i tylko w wystawach udział brali. Dawano tam także zadatki na nasiona okopowizn i traw. Tak samo i w W. ks. Poznańskiem, naczelny prezes na tenże cel dawał zapomogi — towarzystwu niemieckiemu (1852).
Mieli téż podczas trwania seperacyi, porozsadzeni po powiatach komisarze specyalni, dawać instrukcye prywatnie zgłaszającym się włościanom, jak i o ile w nowych warunkach należy odmienić sposób gospodarowania, ale rozporządzenie odnośne z powodów, przez Koppego wyłuszczonych, żadnego nie odniosły skutku.
A jeżeli w takiém położeniu rzeczy wielkopolskie włościaństwo nie upadło ryczałtem i chociaż zdziesiątkowane dotychczas się trzyma, komuż przypisać należy zasługę?
Po prostu samopomocy społeczeństwa naszego. Klasa wykształceńsza, duchowieństwo, szlachta i inteligencya, widząc to opuszczenie młodszego brata, choć słabą własną podała mu dłoń pomocną, usiłowała i po dziś dzień usiłuje wszelkiemi sposobami pobudzać ducha włościan do samodzielności, wyrabiać w nim potrzebę oświaty i postępu—a mianowicie w sprawach rolnictwa i gospodarstwa domowego.
Chcąc rodzaje samopomocy téj społecznéj bliżéj skreślić, wypadłoby nam powiedziéć, że w pierwszym rzędzie przyczyniła się do oświecenia włościaństwa naszego prasa polska ludowa i literatura, następnie towarzystwa i wybitniéj w nich działające osobistości, a nareszcie przyznać trzeba, że i włościanie sami, zbudziwszy się z letargu, przyczynili się niejednokrotnie energiczném żądaniem i pragnieniem, że starsi bracia, ociągający się, przyśpieszyć musieli kroku w niesieniu pomocy.
Wedle tych wytycznych, należałoby nam może teraz bliżéj rozpatrzyć sprawę. Ale ponieważ wszystkie czynniki te ściśle ze sobą skojarzone, ponieważ nadto sprawa oświaty ludu w W. ks. Poznańskiem i Prusach Zachodnich nie zawsze równym rozwijała się krokiem, owszem, raz tu, raz tam, główne znajdowała tętno, dla uniknięcia przytém powtarzać, musimy się trzymać kolei czasu, a nie różnych działania sposobów.

Pierwszym organem prasowym[10] dla oświaty ludu w naszych krainach, była Szkółka Niedzielna. Pisemko to wychodziło w Lesznie, nakładem wydawcy Przyjaciela ludu, zasłużonego Ernesta Günthera, od r. 1837 począwszy, pod redakcyą ks. Borowicza, potém (1849) J. Koteckiego w Kościanie, a z głównym współudziałem ks. Tomickiego. Pismo to z razu wyłącznie poświęcone pouczaniu w rzeczach religii, gospodarstwa rolnego i domowego, od r. 1848 miało krótki peryod, w którym z powodu współzawodnictwa z ciekawszemi ludowemi pismami politycznemi[11], zwracało uwagę swą na sprawę szkół, wypadki polityczne, agitacyą wyborczą. Ale już od połowy r. 1849, z powodu ściśnienia praw prasowych, wróciło do dawnego zadania, skarżąc się, że nie może pisać o wszystkiem, jakby chciało, bo nie może złożyć kaucyi 1 000 talarów. Szczegół ten dowodzi, że ruch literacki, na korzyść oświaty ludowéj działający, jeszcze się wtedy w W. Księstwie nie cieszył takiém jak dziś uznaniem, jeśli w potrzebie nie znalazł odpowiedniéj zapomogi materyalnéj. Szczupłym był także szereg współpracowników. Już na początku VI rocznika ks. redaktor życzy wszystkim, których zachęcał do współpracownictwa, „aby więcéj mieli czasu.” A przecięż cała Szkółka niedzielna wychodziła w małym półarkusiku. W braku oryginalnego materyału, uciekać się musiała do przedruków i wyciągów z kalendarzy, podręczników weterynarskich, z wydawnictw ludowych, jak Pielgrzym z Dobromila, Franciszek Nowak zaradny wieśniak (Głogów 1840), z Tygodnika Trzemeszyńskiego, z leszczyńskiego Przyjaciela Ludu, do tłomaczeń z Dorfzeitung a późniéj do przedruków z Ziemianina. Umieszczała téż dla zapełnienia i zaciekawienia pstrą mieszaninę rozmaitości i anegdot, zręcznie niekiedy dobieranych z dziejów krajowych.
Pomimo takiéj dorywczości i niesystematyczności w materyalne, pismo to zdobyło sobie i znaczenie i wielką zasługę. Ono przygotowało grunt, uprawiło umysły włościan, obudziło w nich pierwszą potrzebę oświaty dla pracy. Od czasu do czasu zamieszczane w Szkółce znakomite gawędy moralizujące i pouczające z życia domowego i o gospodarstwie, jak niemniéj i o wznioślejszych uczuciach w stosunku rolnika do gleby odziedziczonéj po przodkach, wywierały wpływ prawdziwie ożywczy i użyźniający umysły. Z gawęd tych, pochodzących prawdopodobnie bez wyjątku z pod klasycznego pióra ks. Tomickiego, złożył się następnie ów włościański Pan Podstoli, ów Mądry Wach, przedstawiający rozumnego, doświadczonego i poczciwego wieśniaka. Książka ta po dziś dzień jest główną perłą naszéj literatury ludowéj.
Chociaż w urywkach i bez systematycznego wykładu, sprawa postępowego gospodarstwa, znalazła już w Szkółce wyraz rozgłośny. W najrozmaitszych sposobach i przy najrozmaitszych okolicznościach powtarzają się tu nawoływania do lepszego obchodzenia się z mierzwą, poprawniejszéj uprawy roli, urządzenia płodozmianu, poprawy inwentarza, hodowania trwa, koniczyn i okopowizny, do uprawy łąk, ogrodnictwa, pszczelnictwa. Znajdujemy już nawet w dawniejszych rocznikach wzmianki o sztucznych nawozach. Wszakże i dziś kółka włościańskie temi samemi postulatami rolniczemi się zajmują, tyle że skuteczniéj, bo przez żywe słowo i praktyczną naukę w „towarzystwie.” Idea asocyacyi, choćby tylko dla pouczania, jeszcze w téj pierwszej epoce Szkółki, społeczeństwu naszemu w praktyce była obojętną. Szkółka nie objawia jéj rychléj aż dopiéro w czasie Ligi (1849), owego wielkiego zespolenia całego społeczeństwa, w celach organicznéj pracy ufundowanego.
Zanim postąpimy w przeglądzie dalszéj działalności naszéj pracy ludowéj, musimy dorzucić kilka słów o owéj Lidze, która wtedy owładnęła wszystkie objawy życia społecznego, a zatém i pracę ludową.
Liga ta jest zaiste fenomenalnym objawem. Obmyślana wprawdzie już rychléj, powstała jednak dopiéro po wypadkach, cierpieniach i klęskach r. 1848. Wypadki tak nieszczęśliwe zwykły pogrążać społeczeństwa na czas dłuższy w zastój i apatyą. Tu przeciwnie się stało. Duch społeczny nie złamany klęskami i zawodami, natychmiast skupia się do nowego wysiłku. Ruch nie ustaje, owszem potęguje się a przytem robi zwrot, stanowiący epokę w dziejach naszych, naznacza nowy kierunek wyzwalający społeczność z pod panowania dawnych, już niewczesnych doktryn i praktyk. Kierunek ten miał się odtąd stać panującym w całym kraju, a skoro nić jego przerwano raz jeszcze, wracając do zasad dawniejszych, najokropniéj się to przeniewierzenie zasadom Ligi zemściło, na losach całego kraju.
Wówczas więc, ledwo że społeczeństwo poznańskie przypieczętowało tak nieszczęśliwie, narzucone mu zresztą, wypadki z roku 1848, a już plejada myślących jego przewodników, postanowiła odtąd krajowe żywioły i zasoby organiczne rozwijać na drodze pokoju i zawiązała wedle prospektu hr. Augusta Cieszkowskiego, stowarzyszenie, co do treści, celu i ściśle prawnego zakresu, podobne do O'Connellowéj agitacyi, a w organizmie i sposobie postępowania urządzone na wzór Ligi zbożowéj Cobdena, od której i nazwę wzięła.
Liga ta, zawiązana w Berlinie (25 czerwca 1848), niebawem z wielkim zapałem w całym kraju przyjęta, rozpowszechniła się na całe W. Ks. Poznańskie i Prusy Zachodnie. Władze uznały ją za stowarzyszenie chwalebne, a minister oświadczył deputacyi, że w niczém mu nie będą przeszkadzały, póki na drodze prawa postępować będzie. Z drogi téj rzeczywiście Liga nigdy nie zeszła a upadku jéj, spowodowanego z zewnątrz, szukać należy w ścieśnieniu prawodawstwa i swobód administracyjnych po r. 1849.
Nie tu miejsce skreślać obraz tego wielkiego stowarzyszenia. Pomysł jego i krótki żywot przyrównać można do wspaniałéj uwertury, która zawiera i potrąca o wszystkie motywa całości muzycznego dzieła. Tak i Liga zapowiada, zaznacza wszystko, cokolwiek odtąd u nas zrobiono na polu legalnego rozwoju, na polu organicznéj pracy. Liga rzuciła pierwszy siew; co dziś się robi, jest wykonaniem jéj pomysłów i wskazówek—zużytkowaniem jéj spuścizny.
Wykażemy to po krótce na sprawie, która nas tu szczegółowo zajmuje, na kierunku sprawy włościańskiéj, odnoszącym się do ludowéj oświaty rolniczéj.
Od samego początku miała Liga, pomiędzy pięcioma dyrektorami, dyrektora rolnictwa i interesów włościańskich, ale wydział ten z razu nie umiał zupełnie trafić na właściwy kierunek działania. Brano na uwagę ostateczne uregulowanie stosunków ludu roboczego, a mianowicie czynszów, ale czując, że to sprawa raczéj prawodawstwa państwowego, niźli stowarzyszenia krajowego, zawieszono działalność. W roku następnym jednak już Liga doskonale zrozumiała, w jakim kierunku sprawę włościaństwa podjąć należy.
W zmienionych przez uwłaszczenie i seperacyą stosunkach rolniczych, gospodarcze mniejsi—jak już powyżéj zaznaczyliśmy—narażeni byli prędzéj lub późniéj na niechybną ruinę, skoroby odpowiednio do okoliczności nie starali się urządzać swych gospodarstw. Trzeba tam było myśléć, pracować racyonalnie, robić nakłady i oszczędności zarazem, a tego wszystkiego nauczyć mógł tylko ogólny postęp oświaty, a specyalnie kształcenie się w rzeczach rolniczych. Otóż punkt wyjścia w dalszych działaniach Ligi w tym kierunku.
Z polecenia dyrekcyi napisał E. Estkowski obszerny program pracy około oświaty i podniesienia dobrobytu ludu. Dotąd nad to, co w programie tym zawarte, mało nowego wymyślono i zrobiono. Nasze kółka rolnicze w zasadzie i w zarodzie, objęte już były w tym programie Ligi.
Aby podnieść wiejskie rolnictwo, powiada Estkowski, niechaj dyrektorowie Lig udzielają ludowi praktycznych rad rolniczych np. jak najlepiéj hodować inwentarz, jak pomnażać mierzwę, rozmnażać trawy pastewne, jak korzystać z koniczyny, jak się obchodzić ze słomą, którą tak lekkomyślnie niejeden sprzedaje, odbierając tym sposobem inwentarzowi i roli potrzebny pokarm i siły, jak najlepiéj spieniężyć zboże i tym podobne rzeczy, znane mieszkańcom wsi a bezpośrednio ludu tyczące. Na posiedzeniach Ligi powinny dyrekcye podobne kwestye poruszać jako przedmioty ogólnéj dyskusyi i narady. Daléj zaleca Estkowski, żeby zachęcać żony włościańskie do gospodarności i do porządku, podejmuje sprawę obudzenia przemysłu domowego, pszczelnictwa, ogrodnictwa, wstrzemięźliwości, spółek pożyczkowych, kramów polskich po miasteczkach i gościńcach, spółek produkcyjnych i konsumpcyjnych, radzi dyrekcyom lokalnym odbywać jak najczęstsze zebrania i rozbierać na nich te i tym podobne kwestye z dziedziny pracy organicznéj.
Próby praktyczne w téj mierze podejmowane, przyniosły niejakie rezultaty zachęcające. Sprawozdania z powiatowych zebrań Ligi, wkrótce zapowiadać zaczęły założenie albo opisywały istnienie różnych specyalnych stowarzyszeń. Najwięcéj powstało — z powodu częstego pomoru—stowarzyszeń zabezpieczenia krów włościańskich, kilka kas oszczędności, a powiat brodnicki w Prusach Zachodnich, pod wpływem Ignacego Łyskowskiego, pierwszy założył (1849) Towarzystwo w celu zaprowadzenia ulepszeń w gospodarstwie i płodozmianu w pomniejszych gospodarzy.
Na podstawie tych doświadczeń podał wydział rolniczy do głównéj dyrekcyi Ligi projekt zakładania Towarzystw rolniczych włościańskich.
W motywach do projektu tego odwołał się wydział nie tylko na przykład Niemiec i Anglii, gdzie mali dzierżawcy i gospodarze celują wzorowem gospodarstwem jedynie dzięki zaprowadzeniu towarzystw rolniczych w małych okręgach, ale téż głównie na przykład Prus Zachodnich, gdzie (a więc już przed r. 1849) Towarzystwa włościańskie (niemieckie) znacznie byt małych właścicieli poprawiły. „Wieśniak wszędzie chce przez własne dyskusye lub naoczne przekonanie być nauczanym. Ustna nauka, w któréj wątpliwość jego natychmiast przykładem zostaje zbita, więcéj skutkuje, jak wszelkie uczone dedukcye i dzieła, a dopiéro przy ustnym wykładzie pisma skutek wywierają.”
Projekt ten jednakże nie uzyskał na razie zatwierdzenia dyrekcyi. Zalecała ona, prawdę powiedziawszy trochę w interesie własnym, żeby zebrania powiatowej ligi zapełniać sprawami i obradami rolniczemi, a nie radziła zakładać nowych specyalnych stowarzyszeń rolniczych, bo już i bez tego w społeczeństwie dawał się uczuć „przesyt towarzystw.”
Wkrótce jednakże zmieniła dyrekcya zdanie. Zmiana ta wynikła z twardéj konieczności, która sprowadziła rozwiązanie głównéj dyrekcyi Ligi, pozostawiając tylko stowarzyszenia powiatowe i miejscowe, bez centralnego organu kierującego. Przed samém rozwiązaniem wydała dyrekcya orędzie, w którém złożyła niejako wyraz ostatniéj woli swéj. W orędziu tém naznacza ona i zaleca dziatwie swéj tj. ligom powiatowym, trzy kierunki pracy, a na czele kładzie zawiązywanie stowarzyszeń rolniczych, daléj towarzystw przemysłowych, a nareszcie pielęgnowanie oświaty ludu przez zakładanie czytelni. Rozwiązując się wyraziła dyrekcya nadzieje, że rzekomy ten krok wstecz w pracach organicznych, wyjdzie na dobre, bo lokalne stowarzyszenia lepiéj mogą ocenić stosunki i potrzeby, oraz sprostać takowym. Każdy członek Ligi wstępować powinien do specyalnych towarzystw, które mając wyraźnie wytknięte i ściśle ograniczone cele, lepiéj udawać się będą.
Nie rychło jednak ziściły się życzenia i nadzieje upadającéj Ligi. Jéj grzechem pierworodnym był zakrój zbyt wielki na nasze stosunki. Zakrój ten był grzechem, ale bez grzechu tego nie byłaby Liga tém, czem była i jest, owoż gwiazdą przewodnią dla wszystkich, ku prawdziwemu szczęściu kraju skierowanych usiłowań. Tak sympatyczna rzeczy istota, tylko w wielkim zakroju znaleść mogła odpowiednią formę; ale stąd poszło, że sympatyą dla treści i istoty, społeczeństwo przeniosło i na ową wdrożoną formę wielkiego zakroju, gdy już z powodu upadku Ligi innych form szukać trzeba było. Trudno, nader trudno było społeczeństwu naszemu wybrnąć z zaklętego koła ligowych pojęć o sposobie działania i jego kształtach. To téż, zwłaszcza przy innych jeszcze przeszkodach zewnętrznych, długo, bardzo długo trafić ono nie mogło na właściwą drogę i błędne i daremne robiło usiłowania w przeprowadzeniu spuścizny Ligi. Zamiast rozpocząć od dołu, od organizowania atomów, żywiołów, materyałów, silono się ciągle na odnowienie wielkiéj, symetrycznie zbudowanéj organizacji rolniczéj, któréj wprawdzie istniała potrzeba, ale nie było składników. Obłęd ów bardzo trafnie charakteryzuje w r. 1851 umieszczony w Ziemianinie artykuł Teodora Mańkowskiego: „O rolniczych i parafialnych stowarzyszeniach.” Autor potępia tam manią zakładania towarzystw rolniczych na wielką skalę i wykazuje, że żadne usiłowania w téj mierze się nie powiodą, póki nie utworzą się powiatowe i parafialne towarzystwa, któreby członków dla wielkiego stowarzyszenia wyrobiły i przygotowały.
Jakże można było spodziewać się skutecznéj czynności towarzystw rolniczych w społeczeństwie, którego oświata rolnicza, nie tylko u włościan ale i u ziemian, stała na bardzo niskim jeszcze stopniu. Jakże „starsi bracia” mieli włościan i lud pouczać i prowadzić przykładem i przez naukę do dobrobytu, kiedy nauka ta była zgoła jeszcze nie rozpowszechnioną a stan ziemiaństwa nie oznaczał jeszcze bynajmniéj rolników oświeconych, prowadzących proceder rolniczy, lecz panów przeżywających kapitał odziedziczony po ojcach, w formie roli.
To téż dużo jeszcze wody upłynąć musiało, zanim Księstwo na seryo podjąć mogło systematyczną pracę około podniesienia rolniczéj oświaty ludu. Lud potrzebował się także przygotować na jéj przyjęcie, klasa oświecona musiała się usposobić i przygotować do roli nauczyciela.
Że i jak te przygotowania się prowadziły bez przerwy i wytchnienia zobaczymy poniżéj. Teraz wypada nam zwrócić się najprzód w tę stronę, gdzie po upadku Ligi, nie przestało bić głośniéj tętno pracy organicznéj, tj. do Prus Zachodnich.
Z upadkiem Ligi, upadły równocześnie i jéj organa ludowe: w W. Księstwie Wielkopolanin i Wiarus, w Prusach Zachodnich: Szkółka Narodowa w Chełmnie a Biedaczek w Toruniu i Chełmży. Pisma te mało wprawdzie uwzględniały ekonomiczną i rolniczą stronę oświaty, owszem przeważnie trudniły się politycznem kształceniem ludu. Ale i ten kierunek miał właśnie wielkie znaczenie propedeutyczne, gdyż rozciekawiając ludu, przyzwyczajał go do czytania. Kierunek ten był odpowiedni czasowi i rozbudzonym namiętnościom publicznego życia. Miał wprawdzie to złe, że odwodził w ludzie skupienie myśli od codziennych spraw bytu, do obojętnych lub odległych dla jego interesów, ale ciekawych spraw świata, które jednak daléko więcéj nęciły lud, jak poważne, suche, nudne wywody ekonomiczno-rolnicze. To téż Szkółka Niedzielna i po upadki Wielkopolanina i Wiarusa, nie mogła się utrzymać z swym programem religijno-gospodarskim. Charakterystyczną jest w téj mierze apostrofa Biedaczka, do czytelników wystósowana po zakończeniu wojny węgierskiéj. „Skoro się wojna węgierska skończyła, to téż zaraz i chęć do czytania gazet i pisemek ostygła. Ztąd wynika, żeście gotowi do wojny i że sobie bardziéj wojny życzycie, niż że się oświecać chcecie i pracować na drodze pokoju.
Z upadkiem Ligi i jéj organów ludowych, praca około oświaty ludu w W. Księstwie, w dotychczasowej formie zahamowała się na niejakiś czas bądź dla przeszkód politycznych, bądź z przeszkód wewnętrznego usposobienia społeczeństwa, o którém mówiliśmy wyżéj. W Prusach Zachodnich tymczasem praca ta, spuścizną Ligi przekazana, szła swoim torem. Praktyczny i pracowitszy umysł obywatelstwa zachodnio-pruskiego, od razu pochwycił w skrzętne ręce ową sprawę towarzystw rolniczych, dla narodu rolniczego najżywotniejszą. Podczas gdy w W. Księstwie subtelnie debatowano, czy zakładać towarzystwa rolnicze, czy téż sprawami rolniczemi zaprzątać ligi miejscowe, oni zakładali nie tylko dla gospodarzy większych posiadłości, ale i dla włościan stowarzyszenia w Brodnicy, Chełmnie, Chełmży i t. d. Podczas gdy prasa ludowa wielkopolska z upadkiem Wielkopolanina i Wiarusa na dziesiątki lat zamilkła[12], upadający w Toruniu Biedaczek, zapowiadał już wydawnictwo Dobrego Gospodarza, a zatém pisma czysto-rolniczego, wyzwolonego z polityki, która wszystkim pismom naszym zgon zgotowała. „Gospodarz” ten wprawdzie nie wyszedł, ale jeszcze przed ostatecznym upadkiem pism powyższych, pojawił się był w Chełmnie (r. 1849—1870 z przerwami krótkiemi) Nadwiślanin. On jeden przetrwał burzę i jest niejako ogniwem łączném między epoką Ligi a następną drugą epoką organicznéj pracy, znajdującą źródło podniety, wzór i popęd ruchu w Towarzystwie Rolniczém Warszawskiém.
Redaktorem pierwszym Nadwiślanina był znany autor rolniczy Ignacy Łyskowski (Z Mileszew w Prusach Zachodnich). Jako czynny członek Ligi, a człowiek łączący z nauką i umysłem skierowanym do poważnych zadań życia, zmysł praktyczny i zrozumienie realnych podstawy bytu, potrafił on w piśmie swém przechować z puścizny Ligi to, co wobec reakcyi politycznéj przechować było można, tj. kierunek dbałości o materyalne dobro, o podniesienie krajowego rolnictwa, mianowicie u włościan. To téż najważniejszą częścią wydawnictwa jego, był właściwie dodatek do Nadwiślanina, pod tytułem: Gospodarz.
Już w r. 1851 I. Łyskowski zmuszony był złożyć redakcyą „Nadwiślanina,” a chociaż pismo to (pod redakcyą J. Gółkowskiego), idąc za gustem czytelnika, a nie bez ofiar pieniężnych obywatelstwa na kaucye, przedziergnęło się zupełnie na pismo polityczne, choć Gospodarz przestał wychodzić (musiał ze względu na nowo powstałego Ziemianina), I. Łyskowski nie przestawał nadal w Nadwiślaninie pielęgnować tradycyj ligowych w kierunku rolniczo-ekonomicznym. W r. 1852 pisze on (Nr. 84): „istotną zamożność i siłę narodową w Prusach Zachodnich, tworzy mnoga klasa pomniejszych właścicieli i gburów, która niestety upadła. Upadkowi temu trzeba zapobiedz a zapobiedz można jedynie tylko przez naukę. Nauczmy naszych pomniejszych właścicieli rolniczych, jakie są postępy w rolnictwie, mocą których dochód z roli w dwójnasób powiększonym być może, a tym sposobem wzbudzimy w nich ciekawość w doświadczaniu, chęć zarobkowania, zamiłowanie pracy i własności, a następnie lenistwo, nierząd i pijaństwo musi ustąpić. Nauczmy ich, jak się obchodzić z inwentarzem, jak go hodować, jak zaradzić w razie potrzeby, oddalmy od nich mocą nauki liczna w tym względzie przesądy i zabobony, a zabezpieczym ich od tysiącznych strat. Zapoznajmy ich z pszczelnictwem, z ogrodnictwem i z tém wszystkiem co w małém gospodarstwie przez przemysł i pracę zysk przynosi.”
Jaka w owém orędziu Ligi, spisaném przez Estkowskiego, tak tu po raz wtóry spotykamy jasny program dzisiejszych naszych kółek włościańskich. W idei rzecz dawno się objawiała, w praktyce przeczekać musiała do lepszych czasów, pomnożenia zastępu wiernych krzewicieli. I. Łyskowski już wprawdzie sam zakładał wtedy towarzystwa rolnicze z udziałem włościan, ale i on nie znalazł w społeczeństwie szerszego poparcia a u ludu dostatecznie przygotowanego gruntu. Widząc, jak się rzecz i o to rozbija, że i najchętniejsi nie wiedzą, jakiéj metody chwycić się w pouczaniu ludu, jak nauki formułować, postanowił zaradzić niedostatkowi podręcznika. W tym celu napisał i wydał (1852 u Koehlera w Brodnicy) swego sławnego na cały kraj Gospodarza, dzieło podręczne, zawierające całą naukę rolniczą. Dzieło swe poddał poprzednio światłéj krytyce ówczesnego współredaktora Ziemianina Wojciecha Lipskiego z Lewkowa. Jest to dowód wymowny, że ówcześni myśliciele obydwóch prowincyi, jak za czasów Ligi tak i teraz jeszcze działali w porozumieniu i wzajemnie się wspierali. Ig. Łyskowski jak i T. Donimirski z Buchwałdu, byli współpracownikami Ziemianina, w r. 1850 założonego pod redakcyą W. Walniewicza i W. Lipskiego. (Leszno u Günthera).

Tu wrócić nam wypada do ruchu umysłowego w W. Ks. Poznańskiém, gdzie po upadki Ligi, rozpoczęła się w pierwszym rzędzie systematyczna praca około rozpowszechnienia oświaty rolniczéj między klasą wykształconą, między ziemiaństwem. Organem pracy téj był właśnie świeżo założony Ziemianin. On to zarazem miał przygotować grunt dla towarzystw rolniczych[13], których upadająca Liga wskrzesić nie potrafiła.
Świeżym tradycyom Ligi i naciskowi obywatelstwa zachodnio-pruskiego przypisać należy, że Ziemianin zaraz od samego początku nie zaniedbał także sprawy gospodarstwa włościańskiego. Już w pierwszym roczniku znajdujemy tak kilka rozpraw, badających opłakany stan wieśniaków i sposoby podniesienia gospodarstwa włościańskiego. Wyżéj już potrąciliśmy o umieszczony tamże sumienny referat o kulturze krajowéj takiéj powagi jak Koppe z Wolup. Spotykamy daléj praktyczne wskazówki, jak urządzać płodozmian włościański, nawoływanie pism ludowych, żeby zamieszczały więcéj artykułów o rolnictwie, wskazówki na błogą działalność od ¼ wieku już w Prusach Zachodnich istniejących towarzystw rolniczych (niemieckich) i na świeżo 27 lutego 1849 r. zawiązane pierwsze towarzystwo rolnicze polskie w Brodnicy, które w § 1 ustawy swéj, jako główny cel postawiło sobie, obok rozszerzenia zasad poprawnego gospodarstwa w ogóle, w szczególności polepszenie bytu włościan. Zaraz téż ożywia się w Księstwie interes dla towarzystw rolniczych. Zaczęto dawniejsze odnawiać a nowe zakładać. W r. 1851 zakładają: E. hr. Poniński, W. Walniewicz, T. Mańkowski i M. Jackowski towarzystwo rolnicze wrzesińsko-średzkie, W. Lipski zakłada w Ostrowie tow. odolanowsko-pleszewsko-ostrzeszowskie. Obadwa towarzystwa prześcigają się w dobrych zamiarach dla gospodarstwa włościańskiego. W towarzystwie ostrowskiem odzywa się myśl zajęcia się głównie właścicielami małych gospodarstw aż do 150 morgów. W myśl powyżéj przytoczonego artykułu T. Mańkowskiego, dyrekcya objawia zamiar utworzenia po miastach i znaczniejszych wsiach towarzystw mniejszych (parafialnych), któremi mianowani z poręki towarzystwa delegaci zarządzać mieli. Delegowani ci pouczać mają włościan o wszystkich ulepszeniach gospodarskich, kierować gospodarstwami wzorowemi i zdawać ze wszystkiego sprawę. W. Lipski otworzył u siebie kurs nauki pszczelnictwa podług systemu Dzierżona, a nawet ogłoszono już statut zbiorowéj szkoły rolniczéj, któraby u zawołanych w powiecie specyalistów, nastręczała włościanom kursa gospodarskie, jakie tu i owdzie rząd urządzał po lepszych gospodarstwach niemieckich. Towarzystwo wrzesińsko średzkie znów, naśladując także usiłowania rządowe, ze znacznym nakładem pieniężnym, urządziło kilka gospodarstw wzorowych[14]. Towarzystwko krobsko-śremsko-wschowskie, wyznaczyło naprzód 50 a następnie 100 tal. nagrody, za napisanie książki elementarno-gospodarskiéj w języku polskim, nakształt nawnego Nowaka, ale z uwzględnieniem postępów od r. 1840 w nauce rolnictwa zrobionych. Późniéj trochę, bo w r. 1860 sprawę szkółek gospodarskich dla włościan, czyli kursów, podjął w towarzystwie szamotlusko-poznańskiém hr. J. Mycielski[15].
Zamiarów najlepszych spotykamy zatém i tu zasób niepospolity. Ale wszystkie zamiary, usiłowania i przykłady[16], na razie nie miały praktycznego skutku. Niejednokrotnie czytamy téż bowiem w Ziemianinie ubolewania, że wszystkie stowarzyszenia polskie chromieją i upadają, czém się sprawa towarzystw coraz bardziéj dyskredytuje. W. Walniewicz składając po śmierci W. Lipskiego (r. 1855) redakcyą „Ziemianina” ubolewa, że Towarzystwa rolnicze między Polakami albo wcale nie istnieją, albo zupełnie nieczynne, podczas gdy Niemcy mają towarzystwa czynne w 19 powiatach i jedno centralne nadnoteckie.
Skoro zaś polskie towarzystwa same w sobie nie okazywały żywotności więc i usiłowania ich około podniesienia bytu włościan, nie mogły odnieść pożądanego skutku. Nie znajdujemy śladu, żeby szkółki czyli kursa zaprowadzone w pleszewskiém a projektowane w szamotulskiém towarzystwie, jakkolwiek były zakwitły. Nawet konkurs na książkę rolniczą dla włościan, nie przyszedł do skutku, a Tow. wrzesińsko-średzkie, wydawszy na wzorowe gospodarstwo w Białém Piątkowie 200 tal. a nie osiągnąwszy żadnego skutku, zaprzestało dawać dalsze zapomogi. Jak nam już wiadomo, w tym kierunku i sam rząd nie wiele więcéj wskórał. Włościanie gdzieniegdzie, jak np. w mogilnickim powiecie, chętnie się zgłaszali po zapomogi na te wzorowe gospodarstwa, ale więcéj dbali o wzięcie pieniędzy, jak o utrzymanie wzorowych urządzeń.
Jeśli jednak i w tym czasie rolnictwo włościańskie niejakie zrobiło postępy, przypisać to należy: cicho działającym naukom resztek dawnéj i pierwocinom nowopowstającéj pracy ludowéj, oraz przykładom coraz lepiéj się urządzających gospodarstw dominialnych[17].


∗             ∗

Sprawa towarzystw rolniczych, a z nią sprawa rolniczéj oświaty włościan, wstąpiła w nową fazę z r. 1861, kiedy prasa polska a mianowicie Nadwiślanin, rozpoczęła gorącą agitacyą w kierunku prac organicznych. Pismo to już wtedy było „trybuną i mównicą dla życzeń, planów i projektów, mających na celu ulepszenie stanu naszego narodu.” Z trybuny téj, otworem stojącéj w Prusach Zachodnich dla każdego człowieka dobréj woli, korzystały głównie młodsze i gorętsze siły z W. ks. Poznańskiego, które w ówczesnéj konwencyonalnéj prasie domowéj, nie znajdowały wyrazu. Początku zaś w ożywieniu tego ruchu umysłowego, szukać należy niezawodnie we wpływie, jaki na cały kraj wywierała błoga działalność, do ligi poznańskiéj zupełnie podobnego, Towarzystwa Rolniczego w Królestwie Polskiém. Wpływ ten już r. 1858 zaznacza się w Nadwiślaninie i założonym w r. 1860 chełmińskim Przyjacielu ludu[18].
Ale i te nowe zapędy szlachetne byłyby niewątpliwie znów po niejakim czasie okazały się płonnemi i bezsilnemi, gdyby się właśnie wśród ludu samego nie była dokonała najważniejsza może reforma, bez któréj wszystkie usiłowania starszéj braci około podniesienia włościan, szły zawsze na marne.
Głównym nieprzyjacielem oświaty ludowéj i postępu w jego bycie, było niewątpliwie pijaństwo, płodzące tyle innych niecnót, podkopujących moralność i dobrobyt ludu. Niezmordowanéj pracy duchowieństwa i w tym celu umyślnie sprowadzonych oo. Misyonarzy, udało się straszliwemu nałogowi położyć skuteczną tamę przez zakładanie bractw wstrzemięźliwości. Reforma ta w tym właśnie czasie przeprowadzona zwycięzko, ku niepożytéj chwale kościoła i sług jego, spowodowała możność skuteczniejszéj pracy około dobra ludu na innych polach. A zaiste podziwiać należy organiczność, nieledwie powiedziałbym systematyczność w rozwoju stosunków naszych, skoro jakby w trop za zwycięzką działalność misyi, żeby nie uronić korzyści z świeżo uprawionego gruntu, poszła wspomniana wyżéj agitacya na rzecz oświaty ludowéj. Kampanią rozpoczął w „Nadwiślaninie” korespondent z Wielkopolski (1861), nawołując wymownym głosem do zakładania różnych towarzystw, albo jednego wielkiego na podobę Ligi. Za głosem tym posypały się projekta jak z rogu obfitości. Jedni utrzymywali, że dla oświaty ludu, wystarcza zakładać Towarzystwa Wstrzemięźliwości i Towarzystwa św. Wincentego a Paulo, inni chcieli zakładać Towarzystwo św. Jana Ewangielisty, inni znów jakiekolwiek towarzystwa, zastosowane do potrzeb miejscowych i czytelnie, Towarzystwo św. Wojciecha dla rozszerzania książek itp.
Ten kierunek pracy jednakże znalazł praktyczny rezultat dopiéro w r. 1863, w niezrównanych zasług wydawnictwie Tanich a pożytecznych książek ks. Bażyńskiego[19]. Za to ta właśnie agitacya dziennikarska pobudziła umysły i siły w innych kierunkach. Osobliwsza rzecz, że ruch ten wychodzący właściwie z W. ks. Poznańskiego, ale wywołany przez pismo zachodnio-pruskie, różny téż wywarł wpływ na obiedwie prowincye. W Prusach wywołał odrazu praktyczne objawy na polu pracy stowarzyszeń, w księstwie zaś tylko niejakie formalne zajęcie, bez zaufania i zamiłowania, nacechowane nawet lekkim pozorem niechęci.
Niechęć ta jednakże była tylko okolicznościową. W księstwie zamiłowaném od czasów Ligi zawsze w pomysłach wielkiego zakroju, założono świeżo (w r. 1858) Towarzystwo Przyjaciół Nauk, w r. 1861, idąc za wzorem domów zleceń w Królestwie Polskiém, przygotowano Tellusa, w r. 1861 przyszło nareszcie do skutku, od wielu lat upragnione i jako źródło wszelkiego rozwoju i postępu uważane Towarzystwo Agronomiczne Centralne, nie dziwić się zatém, że społeczeństwo, którego uwaga w tyle stron była rozerwana a siły umysłowe i materyalne tak wielostronnie zajęte, mogło mieć nawet wstręt do nowych pomysłów i projektów, zwłaszcza jeśli one nie pochodziły od uznanych powag, lecz rodziły się bezimiennie.
Mimo to i tu nie odpychano dobréj a przez tradycyą już uświęconéj sprawy zajęcia się ludem. Centralne towarzystwo agronomiczne zaraz na pierwszém walném zebraniu z r. 1861 miało na porządku dziennym m. i. i to zadanie: „Jakich chwycić się środków, aby lud nasz wiejski, nie wyłączając gospodarzy, uczynić produktywniejszym?” Sprawa ludu, we wszelkiéj formie, nie schodziła także z porządku dziennego obrad wielu towarzystw filialnych; Towarzystwo krobsko-śremsko-wschowsko-kościańskie, w nowych statutach z r. 1861 zamieściło, że celem jego jest rozpowszechnienie pożytecznych wiadomości gospodarczych, za pomocą pism i spostrzeżeń, mianowicie pomiędzy gospodarzami wiejskimi. W zarządzie głównym w początku r. 1863, K. Buchowski powołany na referentach o środkach, któreby lud nasz mogły zrobić produktywniejszym, zalecał dobry przykład i pisemka ludowe. Nestor Koszutski zalecał budzenie przemysłu domowego, a na wniosek A. Kaczorowskiego stanęła rezolucya, żeby w téj mierze poruszyć poznańskie Towarzystwo Przemysłowe i za jego współudziałem krzewić tego rodzaju towarzystwa. Towarzystwo odolanowsko-ostrzeszowskie w r. 1863 wzywa ks. proboszczów ku działaniu na gospodarzy, żeby przy każdym chrzcie zasadzili drzewko owocowe. Średzko-wrzesińskie (r. 1865) wyznacza rocznie 80 tal. nagrody za napisanie najlepszych pism rolniczych dla ludu. Inowrocławskie postanawia (1865), żeby na każdém walném zebraniu był jeden traktat, dotyczący gospodarstw włościańskich, a w r. 1866 wyznacza konkurs, za napisanie broszury na temat: Jaki jest najkorzystniejszy sposób urządzenia gospodarstwa na 60 morgach; ostatecznie zaś w rzędzie prac swoich zwyczajnych stawia sprawę utworzenia w powiecie stowarzyszeń rolniczych okręgowych.
To dopiéro zaczęto i w księztwie wchodzić na praktyczną drogę bezpośredniego zbliżenia się ludu i pracowania z nim wspólnie a działo się to już za przykładem Prus Zachodnich.

W Prusach Zachodnich, agitacyą Nadwiślanina w sprawie oświaty ludowéj w r. 1861 podniesioną, od razu na najpraktyczniejsze pole sprowadził znów Ig. Łyskowski, zakładając a raczéj odnawiając dawniejsze rolnicze towarzystwo brodnickie, czyli teraz brodnicko-lubawskie, które m. i.  za główny cel sobie postawiło, pouczać w rolnictwie włościan, zaprowadzać u nich płodozmiany, dawać zapomogi (niepraktyczna reminiscencya Ligi), ulepszać byt ludu i podnosić jego moralność, popierać towarzystwa wstrzemięźliwości. Za Łyskowskim poszedł zaraz na Kaszubach X. Maryański. Założył on towarzystwo rolnicze w Salęczynie (1 paźdz. 1861). Następnie 21 lutego 1862 założono czyli odnowiono towarzystwo rolnicze ziemi chełmińskiéj, 17 marca towarzystwo dla powiatów kościerskiego i kartuzkiego (całych Kaszub), d. 9. kwiet. Tow. rolnicze ziemi pomorskiéj (powiat starogardzki), 2 czerwca takież towarzystwo dla ziemi południowo-pomorskiéj (powiat świecki, chojnicki, złotowski) a nareszcie w r. 1863 d. 20 stycznia zawiązało się towarzystwo rolnicze w Podstolinie dla ziemi malborskiéj, pod przewodnictwem T. Donimirskiego, który już od bardzo dawna był pośrednikiem, między włościańską ludnością polską w powiatach tamecznych a niemieckiemi towarzystwami rolniczemi i niejednę korzyść dla ludu z tego źródła sprowadził.
Wszystkie te nowe towarzystwa zachodnio-pruskie różniły się od dawniejszych tém, że już masami wciągały do koła swego zastępy włościan czyli gburów. Wszystkie téż w statutach swych, nieledwie za najgłówniejszy cel postawiły sobie oświecenie ludu w sprawach rolnictwa, a mianowicie rozpowszechnienie płodozmianu.
I tu pominąć nie możemy uwagi, że w sprawozdaniach z zebrań odbytych celem zawiązywania tych Towarzystw, zakładający wyraźnie się odwołują na przykład braci z za Drwęcy i Prosny, tj. na Towarzystwo Rolnicze w Królestwie Polskiem, które, jak wiadomo, różnemi środkami starało się wpłynąć na zbliżenie się różnych warstw społeczeństwa. Słusznie tedy, jak sądzę, tę epokę w ruchu i działalności około szerzenia oświaty rolniczéj nazwaliśmy epoką Towarzystwa Rolniczego Warszawskiego. Następnie już tylko nosić może charakter i miano włościańskiéj.
Wobec dawniejszych usiłowań postęp téż był bardzo znaczny. Włościanie, przez bractwa wstrzemięźliwości wyzwoleni z nałogu pijaństwa, już hurmem wstępowali do towarzystw rolniczych.
Ale i działalność tych towarzystw mięszanych, złożonych bowiem z większych i mniejszych właścicieli, nie doszła jeszcze ostatecznie do pewnego, stałego systemu. Uwaga w towarzystwach tych rozrywała się w dwie strony, na rzecz obydwóch interesantów, ziemian i włościan. Nie wiedziano jeszcze jak sobie poradzić, robiono ciągle przedwstępne doświadczenia. Towarzystwo chełmińskie, chcąc wygodniejszą drogą trafić do masy ludu, wystosowało do ks. ks. proboszczów odezwę, ażeby się starali nakłaniać lud rolniczy do zaprowadzenia płodozmianu i wyznaczyło komisyą, która na każde wezwanie zająć się miała pomiarami i ustanowieniem następstwa płodów, stosownie do miejscowości i rodzaju gleby. Tow. brodnickie obradowało nad tém, czy każdy członek na własną rękę ma oświecać włościan i pomocy im udzielać, czy téż wyznaczyć się ma w tym celu osobna komisya. Przychylono się ku pierwszéj alternatywie, a Ig. Łyskowski jak dawniéj dla użytku powszechnego i towarzystw napisał „Gospodarza”, tak teraz dla użytku ochotniczych działaczy, napisał podręcznik swój: O płodozmianie czyli wielopolowém gospodarstwie (1862).
Jakkolwiek tedy działalność tych towarzystw na lud nie byłą jeszcze ujętą w pewien system, przekonujemy się ze sprawozdań po gazetach z owego czasu umieszczanych, że praca ich nie była bezowocną. Najlepiéj zaś świadczy o ich błogiéj działalności ugruntowana zamożność gburów w powiatach lubowskim, malborskim, chełmińskim i starogardzkim.
Ten właśnie ostatni powiat starogardzki, średnia część polskiego Pomorza, wyrzekł w całéj sprawie, o któréj piszemy, ostateczne i stanowcze słowo i wynalazł tak długo, z takim trudem i zachodem szukaną formę dla dawno żyjącéj i objawionéj idei towarzystw rolniczych włościańskich.





II.

Część powiatu starogardzkiego, położona nad Wisłą pod Gniewem i Nowem, aż mniéj więcéj pod Starogard, nosi odwieczne słowiańskie miano: Kociewie. Rola tam ciepła, gliniasta, bez sapów, wdzięczne, obfite plony wydaje. Wsie czysto polskie osiadłe gburami, a gburstwa w czasie o którym piszemy, wynosiły po 120—140 mórg magdeb.[20] i z powodu urodzajności gleby cieszyły się względnym dobrobytem. Gospodarstwo jednak wszędzie było starodawne trzypolowe, zabudowania ściśnięte we wsi nie pozwalały odległych pól na tyłach należycie obrabiać i spożytkować.
Czy towarzystwo rolnicze powiatu starogardzkiego, zawiązane w kwietniu r. 1862, jakikolwiek wpływ wywarło na Kociewiaków, nie umiem powiedziéć. Tyle pewne, że już na jesień tegoż roku, w październiku, ułożyli oni z poręki i pod przewodnictwem Juliana Kraziewicza, pierwsze czysto włościańskie towarzystwo rolnicze w Piasecznie, które uważać należy odtąd jako macierz wszystkich dzisiejszych kółek włościańskich.
Julian Kraziewicz urodził się w r. 1829 w Lidzbargu. Rodzice rychło go odumarli. Wychowywał się w domu dziadusiów. Do szkół uczęszczał w Chełmnie do sekundy a następnie w Elblągu. Tu w bardzo młodym wieku, bo zaledwie lat 20 licząc, ożenił się z Niemką. W r. 1857 przybył w okolice Gniewu i w Tymawie objął dzierżawę plebanki. Pobyt w Elblągu i ożenek w tém mieście, obcowanie z Niemcami, używanie języka niemieckiego przy domowém ognisku, wszystko to zupełnie go zobojętniło względem swéj narodowości. Dopiéro w r. 1861 rodzinna atmosfera znów nań oddziaływać zaczęła orzeźwiająco. W czasie tym jako młody, nauki pragnący rolnik, dla wykształcenia własnego czytywał: „Die Annalen der Landwirthschaft in den Koenigl. Preuss. Staaten.” W tychże, w roczniku r. 1862, w zeszycie lipcowym na str. 65 wyczytał z sprawozdania radcy ministeryalnego Dulo te wyrazy: In Westpreussen ist die Bevoelkerung groesstentheils polnischer Nationalitaet, welch, letzere aber schon auf dem Aussterbeetat steht.” (W Prusach Zachodnich ludność jest po większéj części narodowości polskiéj, ale narodowość ta przeznaczona jest na wymarcie.)
Orzeczenie to głęboki wpływ wywarło na Kraziewiczu i obudziło w nim naturalne poczucie potrzeby odporu. Przemyśliwał nad środkami. Żale, obawy i pomysły swoje w poufnych rozmowach objawił Jksks. proboszczom Franzkyemu w Gniewie i Schaeterowi w Piasecznie. Ci, jakkolwiek obydwaj pochodzenia niemieckiego, ale po pastersku miłujący lud, nad którym opieka duchowna im była oddana, pochwalili uczciwe zamiary Kraziewicza, a on w październiku r. 1862, zebrał wszystkich sąsiadów swoich na pierwsze zebranie w Piasecznie i wyłożył im, że jeśli nie chcą być wskazani na wymarcie, muszą przedewszystkiém pracę swą i zawód życia poddać działaniu nauki i oświaty. W tym celu zalecał zawiązanie Towarzystwa Rolniczego. Głos mówcy trafił do przekonania słuchających. Kraziewicz sam z rodu małomieszczan rolniczych, pracujący na dzierżawie probostwa, łatwiéj znalazł zaufanie u sąsiadów z Tymawy i Piaseczna, niźliby je był uzyskał ktokolwiek inny, prowadzący po za chwilami spędzonemi na zebraniach, życie zupełnie odmienne od sposobu życia i pracy tych, z którymi się łączyć, których pouczać miał. Nieufnéj natury Kociewiak, już od kilku lat patrząc z blizka na pracę rolniczą Kraziewicza i widząc jéj owoce, łatwiéj mu uwierzył. Ztąd poszło, że po wszystkich wsiach na Kociewiu gospodarze przyłączyli się do towarzystwa i do Kraziewicza. „Zapał niesłychany”, pisze nam ks. Morawski, proboszcz Klonówki, któremu te szczegóły zawdzięczamy, „ogarnął wszystkich, aby poprawne u siebie zaprowadzić gospodarstwa. Bywałem i ja na walnych zgromadzeniach w Piasecznie i przysłuchiwałem się radosném sercem tym obradom prostym i referatom gburów niewykształconych. Nie masz tu ani jednego gburstwa, na któremby nie przeprowadzono wielopolowego gospodarstwa i racyonalnego chowu inwentarza. Emulacya pochwały godna opanowała wszystkich w uprawie roli i chowie dobytku. Skutki dobroczynne wnet się objawiać zaczęły. Nowe, kamienne zabudowania wznosiły się wśród pól. Lud widząc, że i kapłani biorą się do łączności, gromadnie przystępował do towarzystwa. Czwarte zebranie w lutym r. 1863 liczyło już przeszło 180 członków. Komisya z łona towarzystwa wybrana, na któréj czele stał Kraziewicz, ciągle była w ruchu, aby gospodarstwa na pólka mniejsze stosownie dzielić, aby wedle gleby i położenia płodozmiany ustanawiać. W przeciągu dwóch lat w trzech większych siołach: w Tymawie, Piasecznie, Gogolewie uregulowano wszystkie gospodarstwa. Inne wsie także się przyłączać zaczęły. Liczba członków w trzecim roku przenosiła 400. Okazał się potrzeba podzielenia się na mniejsze towarzystwa. Powstały one po parafiach w Skurczu, Ponczewie, Bobowie, Pelplinie. Wszystkich duszą i kierownikiem był Kraziewicz, wszystkie téż w Piasecznickiem towarzystwie upatrywały swą macierz i do Piaseczna spieszyły na roczne zebrania rolne, z którém zawsze połączone było nabożeństwo kościelne, wystawa bydła, narzędzi rolniczych i zabawa ludowa, przedstawienia teatralne amatorskie itp.”
Towarzystwo rolnicze na Kociewiu dało nadto pochop do założenia innych instytucyj i urządzeń. Początkowo wydawało nawet czasopismo rolnicze p. t. Piast, którego głównym kierownikiem był Kraziewicz. Założono spółkę pożyczkową, która do dziś dnia istnieje i miewa po 400,000 marek rocznego obrotu. Spółka konsumpcyjna, po kilku latach dla braku rzetelnego a doświadczonego w kupiectwie gospodarza, rozwiązała się. Było tam i towarzystwo gospodyń, rodzaj szkółki rolniczéj, była giełda włościańska w Gniewie. Działaniu Kraziewicza i towarzystw zawdzięcza cała okolica, że się tam upowszechnił obyczaj zabezpieczenia życia. A i dziś kiedy lokalne towarzystwa okręgowe już nie istnieją, a główne piaseczyńskie straciło dawny rozgłos, ono właśnie za pobudką Kraziewicza dało popęd do założenia cukrowni w Gniewie, na którą niemal połowę akcyi polscy gospodarze, Kociewiacy rozebrali.
Jeżeli działanie Kraziewicza i towarzystwa piaseczyńskiego błogosławione wywarło skutki na samém Kociewie a więc w najbliższéj okolicy, to daleko znaczniejszym jeszcze był ten wpływ na całą prowincyą i po za jéj granice na W. ks. Poznańskie. Sprawozdania z zebrań na Kociewiu zamieszczał nie tylko Piast, Przyjaciel Ludu i Gazeta Toruńska w Prusach, ale téż skrzętnie je podawał poznański Ziemianin. Sława towarzystw tych rozeszła się po całym kraju. Obywatele poważni stanowiskiem i zaufaniem w społeczeństwie, zjeżdżali z dalekich okolic na zebrania piaseczyńskie, ażeby z bliska poznać sposób i system Kraziewicza. On sam nareszcie nie zasklepił się w działaniu na najbliższą okolicę, lecz już w r. 1864 umieścił w Przyjacielu Ludu chełmińskim (N. 4) rozprawę, która była niejako odezwą do braci rolników wszystkich części kraju, żeby dzieci swe kształcili w szkole, młodzież wyprawiali na wędrówkę gospodarczą, a dorośli, aby się gromadzili w towarzystwach rolniczych. W odezwie téj powiada Kraziewicz:
„Czemuż tak znaczna część ziemi, na któréj pracowali i dobrze się mieli i chwalili Boga ojcowie wasi lat setki, już wyszła z rąk waszych i coraz więcéj w inne przechodzi? Czemuż ta sama ziemia więcéj dziś wydaje innym posiedzicielom a wam przedtém tak skąpo rodziła?…
„Czas więc najwyższy przebudzić się nam i wziąść się szczerze do pracy, aby z powszechnym postępem na świecie, obok obcych i nasze postępowały gospodarstwa i ze wzrostem wydatków naszych pomnażały się i nasze dochody… Na płacz zbiera się człowiekowi, gdy słyszy o waszych przesądach i zabobonach i gusłach, w które bodaj silniéj niż w Boga wierzycie. Ponieważ np. śp. ojcowie trzypolowego trzymali się gospodarstwa, dla tego niejeden nie odstępuje od trzypolowego gospodarstwa, choć widzi na polu sąsiedniém oczywiste korzyści, odkąd tam trzypolowe zamieniono na sześć, siedm lub więcéj-polowe gospodarstwo! Innemu zdaje się, że bez wspólnego pastwiska wnet zginąć będzie musiał, lubo zdrowy rozum sam przekonaćby go już powinien, że zniesienie wspólnego paśnika przyczynić się mu koniecznie musi go wzrostu gospodarstwa. Znowu inni uważają się za dobrych gospodarzy, jeźli jak najwięcéj pola posieją zbożem i bynajmniéj już nie zważają na to, że mają rolę zaperzoną, bydełko zabiedzone, gnój zwietrzały, a gnojowisko zamiast ich pole, oblewa oborę i wieś; alboż można się tu dziwić, iż tacy z wielkiego wysiewu zwykle tak mało zbierają! A są i tacy nawet, co zamiast pracować próżnują, zamiast pilnować gospodarstwa, włóczą się po szynkowniach, targach, jarmarkach i zamiast trzymać się starodawnéj poczciwości i rzetelności ojców naszych, chwytają się kłamstwa, oszustwa…
„Zapytacie teraz może, gdzież zatém mamy się wyzuwać z tych przesądów, zabobonów i guseł tyle dla nas szkodliwych? gdzie szukać i nabierać tego rozumu, obrachunku i umiejętności, aby się raz przecie rozwidniło w głowach naszych i aby się podniosło rolnictwo nasze tak, iżby nie szyderczo, jak dotąd, ale z uszanowaniem mówiono o gospodarstwie naszém polskiém? Otóż na to zapytanie gdzie? odpowiem w krótkości tak, że dzieci wasze w szkole—że młodzież na wędrówce gospodarczéj, a dorośli i starzy w towarzystwie rolniczém”
O towarzystwach rolniczych zaś tak się autor wyraża:
„Na cóż się tworzą? Do czegóż to dążą towarzystwa rolnicze? Chcą otóż właśnie rozszerzyć pomiędzy ludem ogólną oświatę, a w szczególności pouczać was, jak gospodarzyć macie, żebyście się mogli obok tylu współzawodników—dybiących na zniszczenie wasze—utrzymać na ojczystych zagrodach waszych. Wiecie téż sami, którzy już należycie do tego towarzystwa, jak ono szlachetnym, bezinteresownym i przyjemnym sposobem usiłuje dopiąć celu swego. Mężowie z głową i poświęceniem, miłujący was i szczerze litujący się nad smutnym stanem wielu braci—tacy to wymyślili i gdzie tylko mogą zawiązują towarzystwa rolnicze, pragnąć podać wam sposobność, ażebyście przez wzajemne towarzyskie rozmowy, narady i doświadczenia, jako téż przez uważne przysłuchiwanie się rozprawom głów celniejszych i czytanie książek religijnych, narodowych i gospodarczych—prócz ogólnéj oświaty—co raz jaśniéj pojmując postępowe gospodarstwo, odstępowali od dawnych przesądów, z polepszeniem gospodarstwa polepszali i byt swój majątkowy i tak raz na zawsze położyli tamę obczyznie i własnéj zgubie.
Siedzisz niekiedy kilka tygodni gdzie na pustkowiu swojém i prócz swoich nie widzisz może tam żywéj duszy innéj, przychodzą na cię dnie i stosunki, gdzie sobie w żaden sposób sam poradzić nie możesz—co? nie byłożby to korzystniéj dla was zamiast w karczmie w takim razie zabawić się i rozerwać i zaciągnąć porady w towarzystwie rolniczém, od rozumnych i uczciwych sąsiadów i mężów najszczerzéj wam życzących, gdzie już tak łatwo, jak w karczmie, nie znajdziecie kpa, ani szalbierza, bo ci, jak djabeł od święconéj wody, stronią od towarzystwa rolniczego?
Jeźli zatém bracia rólnicy! pragniecie dobra własnego i nie życzycie sobie,—jak się to już stało z niejednym—wycierać obce kąty i u ludzi obcych zarabiać na wyżywienie, o! korzystajcież z towarzystwa rolniczego, gdzie ono istnieje i doń przystępujcie, a gdzie nie, sami poproście męża, do którego macie zaufanie, aby się zajął wami i utworzył między wami tyle błogie towarzystwo rolnicze.”
Odezwa ta powtarzana w kalendarzach i pismach, wywarła na lud i inteligencyą ogromne wrażenie. Obywatelstwo zachodnio-pruskie radzić zaczęło, jakby tak chwalebnie rozpoczęty na Kociewiu ruch, dla kultury krajowéj niesłychane obiecujący korzyści, rozpowszechnić na całą prowincyą, a zatrzymując kierownictwo sprawy u siebie, ochronić ją od możliwego wejścia na bezdroże. Skutkiem tych narad w r. 1866 ukazał się w Ziemianinie artykuł zapowiadający, że nowy Bank Kredytowy w Toruniu zamierza utworzyć wielką kasę oszczędności i wzywa towarzystwa rolnicze ziemiańskie, ażeby propagowały oszczędności i w celu energiczniejszego działania potworzyły towarzystwa czyli Kółka parafialne. Artykuł ten był niejako pierwszą racą oświetlającą plan działania. Zaraz następnego roku zwołali mężowie stojący wtedy (jak i dziś jeszcze) na straży interesów ogólnych w Prusach Zachodnich, w styczniu (16) do Toruniu pierwszy t. n. Sejmik Gospodarski i postawili między innemi na porządku dziennym rzecz O gospodarstwach włościańskich, w któréj referował T. Donimirski, były dyrektor ziemstwa kredytowego, a po dziś dzień nestor obywatelstwa zachodnio-pruskiego.
Sz. referent przedstawiwszy historyą włościan i prawodawstwa agraryjnego w różnych częściach kraju, postawił dwa postulata dla podniesienia rolnictwa włościańskiego: a) aby towarzystwa nasze, jak to robiły i robią niemieckie, wpływały na rozpowszechnienie płodozmianu, dawały włościanom zapomogi lub pożyczki na nasiona roślin pastewnych; b) aby zakładały towarzystwa pożyczkowe, z którychby włościanin czerpać mógł kapitał obrotowy dla gospodarstwa i wyzwolił się z pod ucisku lichwy.
Dyskusya w tym przedmiocie toczyła się tylko około sposobu działania w myśl referenta. Mianowicie rozchodziły się zdania w dwu kierunkach: czy tworzyć i utrzymywać towarzystwa wspólne dla większych właścicieli i włościan, czy téż dla każdéj klasy rolników osobne zakładać towarzystwa. Ostatecznie uchwalone rezolucye brzmiały:
1. Każdy oświeceńszy gospodarz ma prawo i obowiązek zakładać miejscowe czytelnie i towarzystwa rolnicze miejscowe;
2. Należenie do czytelni i towarzystw rolniczych miejscowych nie przeszkadza bynajmniéj należeniu do towarzystw rolniczych powiatowych;
3. Towarzystwa rolnicze powiatowe mają obowiązek przychodzić w pomoc radą i zakładać czytelnie i towarzystwa rolnicze miejscowe.
Sprawa kółek rolniczych włościańskich, otrzymawszy tym sposobem niejako urzędowe placet i opiekę przewodniczącéj w społeczeństwie inteligencyi, straciła i dla najoględniejszych nawet, stronę draźliwą, którą upatrywano w samorodności ruchu, przypuszczając, iż z czasem mógłby uledz postronnym wpływom niewłaściwym. Zaraz po sejmiku rozpoczyna się po wszystkich towarzystwach i powiatach ruch nadzwyczajny. Zakładają się kółka w Chełmży, Grzywnie, Lissewie, Bruchnowie, Rzęczkowie, Łasinie, Radzynie, Wąbrzeźnie, Kowalewie, Pułkowie, Czersku, Grucznie, Tucholi, Sliwicach, Lubiejewie, Drzycimiu, Pierzchowicach, Starym Targu itd., a Towarzystwo rolniczo-przemysłowe toruńskie, mianuje Kraziewicza członkiem honorowym. Na przyszły sejmik toruński zaproszono go do Torunia z referatem: O obecnym stanie gospodarstw i towarzystw włościańskich. Z referatu tego dowiedziano się że kółka zachodnio-pruskie objęły już 1647 członków włościańskich.

Na sejmiku toruńskim r. 1867, była także z W. Ks. Poznańskiego deputacya z Centralnego Towarzystwa Rolniczego, złożona z pp. Stanisława Chłapowskiego i Maksymiliana Jackowskiego z Pomarzanowic, późniejszego patrona kółek rolniczo-włościańskich. Żegnając braci zachodnio-pruskich, p. M. Jackowski w te odezwał się słowa: „Budujemy się gruntownością i specyalnością rozpraw i narad waszych, szanujemy i cenimy wysoko pożyteczne acz odległe ich cele. Rozstajemy się z wami z rozjaśnionemi pod nie jednym względem pojęciami i rozgrzaném sercu. Zawieziemy te wrażenia ziomkom naszym i opowiadać będziemy o pracach waszych, w których oby Bóg wam błogosławić raczył…”
Wątpić nie można, że delegaci wielkopolscy i że sprawy towarzystw włościańskich zarządowi poznańskiego Towarzystwa Centralnego szczegółowo zdali sprawę. Pan M. Jackowski nie tylko w Ziemianinie dał obszerne sprawozdanie z całego sejmiku, ale nawet rozpowszechnił je w osobnéj odbitce. Mimo to, kiedy na zebraniu zarządu centralnego z delegowanymi towarzystw filialnych (27 czerwca r. 1867) postawiono pod obrady kwestyą: czy i o ile byłoby na czasie zakładać towarzystwa rolniczo-włościańskie w naszych stronach? tj. w Księstwie, uchwała zarządu zapadła, żeby nic nie tworzyć sztucznie i rozwój sprawy téj pozostawić czasowi.
Uchwała ta nie świadczy bynajmniéj o zasadniczej niechęci; była ona w danéj chwili rzeczywiście najodpowiedniejszą. Całę wykształcone społeczeństwo rolnicze zajęte było właśnie przygotowaniami do Szkoły Rolniczéj w Żabikowie, już się agitowała sprawa teatru polskiego, założenie Towarzystwa Ubezpieczeń i umysły tak były zajęte utrzymaniem luźnych instytucyj dawnych i luźniejszemi jeszcze projektami nowemi, środki materyalne tak były wyczerpane, że wedle słuszności dziwić się nie można, jeśli ziemianie wielkopolscy pragnęli uzyskać trochę wytchnienia, zanim nową a tak ważną sprawę wezmą na swe barki. Nie ufano téż, żeby włościanin wielkopolski należycie już był dojrzałym do zbiorowéj pracy w towarzystwach. Postanowiono tedy nie przyspieszać rzeczy, żeby nie doznać zawodu.
Nic to zupełnie sprawie nie zaszkodziło zresztą, że ją poruczono czasowi i czekać postanowiono, czy w Księstwie znajdą się jak w Prusach Zachodnich odpowiednie żywioły i siły, bo sprawa ta istotnie szła już naprzód o własnéj sile.
Już przed sejmikiem, bo w r. 1866 powstały były w W. ks. Poznańskiém pierwsze kółka włościańskie, na co wtedy jeszcze mało zwracano uwagi. Powstały one nie sztucznie, ale wykwitły z dołu naturalnym biegiem rzeczy. Jak zapowiedział Kraziewicz w odezwie swéj: „poproście męża do którego macie zaufanie, aby się zajął wami i utworzył między wami tyle błogie towarzystwo rolnicze” — tak się téż stało. Włościanin z pod Dolska w powiecie śremskim, był pierwszym, który dał pochop[21] do założenia pierwszego kółka rolniczego w księstwie. Posłuchajmy jak zdarzenie to opisuje współtowarzysz jego a dotychczasowy sekretarz kółka dolskiego, Antoni Banaszczyk, w liście pisanym do patrona: „Gospodarz Dyonizy Stasiak z Księginek, czytując czasopisma, dowiedział się, że w Prusach Zachodnich zawiązują się kółka rolnicze. W téj myśli udał się do proboszcza w parafii z najbliższymi obywatelami i Kółko założył. Tak téż ksiądz Wiśniewski postarał się o potrzebne do tego statuta, uwiadomiwszy parafian i zarazem najbliższych obywateli na dzień 22 kwietnia r. 1866, w tym dniu kółko nasze założył. Lecz na nieszczęście w tym dniu zaledwieśmy my dwaj ze Stasiakiem z włościan statuta podpisali. Wnet jednak stopniały lody, wielu się zaczęło wpisywać a gdy nam za długo było czekać na miesięczne zebranie, co niedziela zgromadzaliśmy się na posiedzenia.” Pierwsze[22] to kółko włościańskie założył J. Ks. Wiśniewski za pomocą Konstantego Sczanieckiego z Międzychoda i Juliana Bukowieckiego z Mszczyczyna.
Rok 1866 nie sprzyjał zresztą rozwojowi spraw społecznych. Był to rok wojny niemieckiéj.
Ale w r. 1867 uchwały sejmiku toruńskiego, jak na całe Prusy tak téż najsilniéj oddziałały najprzód na sąsiednie Kujawy, gdzie cztery założono Kółka. W innych stronach Księstwa stosunkowo również chętnie wzięto się do dzieła. Jeden z pierwszych przyłożył rękę do dzieła sędziwy Libelt, zakładając kółko w Czeszewie (14 kwietnia). Pospieszyli za nim ks. Gałdyński w Dłużynie (23 kwietnia), Węclewski w Nielęgowie (5 maja), hr. Cieszkowski w Wierzenicy (26 maja), Pluciński w Konojedzie (2 czerwca). T. Chłapowski w Rąbiniu. Prócz tych założono jeszcze w r. 1867 kółka w Boguszynie, Kolniczkach i Górczynie pod samym Poznaniem.
Fakta te tak oddziałały na opinią, że zarząd centralny nie mógł jéj już puszczać mimochodem. Na posiedzeniu swem z 3 grudnia r. 1868 na walném zebraniu r. 1869 sam postawił wniosek: „aby walne zebranie poleciło Towarzystwom Filialnym zakładanie kółek rolniczo-włościańskich, stosownie do miejscowych środków i potrzeb włościan i ażeby towarzystwa filialne wyznaczyły to téj czynności komisye, któreby po upłynionym roku zdały sprawę z osiągniętych rezultatów. To postanowienie swe potwierdza zarząd w kwietniu r. 1869 dodając, że nie może puszczać z rąk téj sprawy.
Na walném zebraniu (29 czerwca r. 1869) dyskusya nad sprawą kółek przybrała szerokie rozmiary. Żądano praktycznych wskazówek, jak się wziąść do rzeczy. J. Bukowiecki, jako prezes kółka dolskiego, referować musiał, jak to kółko powstało, w jaki sposób odbywa zebrania i czém się zajmuje. Rezolucya zapadła, „że bez inicyatywy z góry” zakładać kółka niepodobna, że wpływ duchownych pożądany, że dla przynęty i istotnéj potrzeby, zakładać należy obok kółek rolniczych towarzystwa pożyczkowe a co najważniejsza, że bardzo pożądane są osobistości apostołujące jak Kraziewicz w Prusach Zachodnich.
W wyrażeniu tem: apostołujące osobistości, poraz pierwszy i mglisto jeszcze wykluwa się i objawia idea dzisiejszego patronatu. Instytucya ta, tak niesłychanie zbawiennie działająca, zwolna, organicznie wykwitła z potrzeby, samorodnie wyłoniła się z rzeczy saméj. Zobaczymy zaraz, jak się to stało i jak stopniowo rzecz dojrzewała.
Walne zebranie centralnego towarzystwa popierając całą powagą swą sprawy kółek, żądało téż corocznie sprawozdań z postępów. Od r. 1869 począwszy zdawał w téj mierze sprawę na walnych zebraniach, członek zarządu M. Jackowski z Pomarzanowic. W r. 1871 podczas dyskusyi nad sprawozdaniem takiem, ubolewającém nad słabym wzrostem kółek, Mieczysław Łyskowski wniósł, iżby walne zebranie poleciło zarządowi: „aby celem uorganizowania i poparcia wszelkich spraw ekonomiczno-społecznych, mających styczność z oświatą i dobrobytem klasy rolniczéj, mianowicie też włościańskiéj, przybrał stałego, ile możności płatnego pracownika.
Wniosek ten przeszedł a nadmienić tu musimy, że w czasie tym głośno było u nas o tem, jak wielkie korzyści sprawa rozpowszechnienia oświaty między ludem, odnosi w Westfalii i nad Renem, przez instytucyą nauczycieli wędrujących. To téż zarząd pragnąc stosownie wykonać ogólnikową uchwałę, postanowił (22 maja) téj właśnie użyć formy i na rok jeden, dla próby ustanowić wędrującego nauczyciela. Z powodu jednak nieuniknionych kosztów, w czasie gdy Szkoła Żabikowska pochłaniała całą uwagę i zbiorowe fundusze Towarzystwa, sprawa nauczyciela poszła w odwłokę. W r. 1872 wprawdzie rozpisano konkurs, na który się zgłosiło 9 kandydatów, ale funduszów nie było. W tém położeniu rzeczy, na walném zebraniu z d. 28 lutego r. 1873, po wysłuchaniu referatu o kółkach włościańskich i wśród wynikłéj stąd dyskusyi, w szczęśliwéj snać chwili, J. Bukowiecki, prezes kółka dolskiego, postawił wniosek, aby Centralne Towarzystwo uprosiło referenta M. Jackowskiego do przyjęcia patronatu nad kółkami włościańskiemi na wzór patronatu[23] w roku 1871 ustanowionego nad spółkami pożyczkowemi i zarobkowemi.
M. Jackowski nie przyjął „patronatu,” ale chętnie się podjął pośrednictwa między kółkami a zarządem Towarzystwa Centralnego. Tak stanęła rzecz formalnie. W istocie już odtąd Jackowski pozostał patronem kółek rolniczo-włościańskich i wprowadził sprawę na właściwy tór, którym postępując, stanęła na dzisiejszym stopniu wspaniałego rozwoju, przynoszącym zarówno chlubę społeczeństwu jako mocodawcy, jak niemniéj chlubę i sławę M. Jackowskiemu, jako umocowanemu.

Maksymilian Jackowski urodził się 12 października r. 1816 w Słupi w powiecie pleszewskim z rodziców Józefa i Józefy z Brzezińskich, którzy Słupię dzierżawili. Nauki pobierał w poznańskiém gimnazyum Maryi Magdaleny. Skończywszy nauki a pragnąc pozostać wiernym glebie rodzinnéj, wyuczył się gospodarstwa w Turwi pod okiem generała Dezyderego Chłapowskiego, gdzie w przeciągu jednego roku tyle skorzystał i tyle potrafił samodzielnie administracyą kilku większych majątków, bądź w Księstwie, bądź w Królestwie. Przeznaczenie zawiodło chciwego wiedzy i poznania świata młodzieńca aż na Podole, nad Dniestr, gdzie o 15 mil od Odessy, wziął w dzierżawę od Teodora Mańkowskiego, Jahorlik i Cybulówkę. Ośm lat przebywszy tamże w najszczęśliwszych warunkach i z widokami najponętniejszemi zrobienia wielkiéj fortuny, uległ w r. 1850 tęsknocie za rodzinnemi stronami i stosunkami. Nie zostanę tu, powtarzał podolskim przyjaciołom, choćby mi ziemia wasza złote kłosy rodzić miała. Wróciwszy do księstwa, kupił dobra Pomarzanowice, w których dotąd mieszka. Ledwo się rozgospodarowawszy, bo już w r. 1851 wszedł w upragnione życie publiczne, naprzód w powiecie, gdzie należał do założycieli towarzystwa rolniczego powiatów: średzkiego, gnieźnieńskiego i wrzesińskiego; potém w r. 1862 powołany został na członka zarządu Centralnego Towarzystwa Rolniczego, którego został sekretarzem. Od r. 1869 wspólnie z W. Wolniewiczem objął redakcyą Ziemianina. Po założeniu Szkoły Rolniczéj w Żabikowie, był członkiem komisyi szkolnéj. W jaki sposób się zajmował sprawami włościańskiemi i jak został patronem kółek już powyżéj wyszczególniliśmy. Dla uzupełnienia wielostronnéj czynności męża tego, dodamy tylko jeszcze, że jako współpracownik a następnie redaktor Ziemianina, zasilał pismo to pracami z dziedziny rolnictwa. Prócz tego w r. 1869 wydał broszurę p. t.: „Wskazówki dla kupujących i sprzedających posiadłości ziemskie;” w r. 1870 wydał: „Rzut oka na nasze zasady, sprawy i potrzeby” a w r. 1871 obszerniejsze dzieło p. t. „Ułomności nasze narodowe i społeczne.”
Główną służbę społeczną rozpoczął i główną zasługę zjednał sobie Jackowski dopiéro od czasu jak został patronem. Co na tém polu zdziałał—właśnie teraz jeszcze przedstawimy—a wszystko co się tu stało, jest jego dziełem.
Wybór osobistości téj na patrona kółek, był najszczęśliwszym nietylko z powodu, że on jeden w całém społeczeństwie od kilku lat studyował i opracowywał sprawę tę jako referent, ale daleko więcéj jeszcze dla przymiotów osobistych. Rolnik zawołany, sam osobiście zawsze gospodarstwu swemu przodujący, do ludu zbliżony, poznał dokładnie jego charakter, jego przywary i cnoty, wie doskonale, z któréj strony trafić do nieufnéj duszy włościanina, jak go ująć, porwać za sobą. To téż dziś tysiące włościan, należących do kółek, nie inaczéj go nazywają jak ojcem i po synowsku rady jego i wskazówki przyjmują.
Otóż co znaczy zamiłowanie, dobra a nieugięta wola jednostki, jeśli ją jakaś sprawa dla siebie pozyska. Czego jednostka nie zrobi, tego dokaże zorganizowana gromada czyli towarzystwo. To hasło dzisiejszego czasu. Ale są rzeczy, których najmędrsze, najsubtelniejsze teorye nie stworzą zbiorowemi siłami, jeśli nie będzie jednostki, która sprawę pokocha i która w sercach gromady pobudzi miłość i zaufanie. Przez ileż to lat mozoliło się społeczeństwo, jakby nad jakim większym problematem ewolucyi politycznéj, żeby zbiorowemi siłami wynaleźć sposób i kształt odpowiedni dla skutecznego rozpowszechnienia rolniczéj oświaty ludowéj. Daremnie! Przyszło dwóch ludzi światłych a z wielkiém, kochającem sercém—i stanęło—jaje Kolumba!

Pierwszym czynem nowego Patrona było, że sprowadził rzecz z drogi urzędowéj. Dotąd centralny zarząd pisał odezwy, orędzia, rozporządzenia do Towarzystw Filialnych, towarzystwa te wybierały komisye, a w komisyach rzecz tonęła i marła. Patron zaniechał téj drogi. W pierwszym rzędzie użył swych rozlicznych stosunków osobistych. Przyjaciół i znajomych zachęcał osobiście do zakładania kółek, za ich pomocą wyszukiwał inne odpowiednie osobistości, któreby się utworzeniem i prowadzeniem kółek zająć mogły; docierał osobiście w najodleglejsze strony Księstwa, osobiście przewodniczył pierwszym konstytuującym się zebraniom, rocznicom—i otóż takiéj robocie pan Bóg pobłogosławił.
Załączona tu tabliczka wykazuje przyrost roczny kółek od czasu ustanowienia patronatu.

Rok Liczba
kółek
Liczba
członków
Ile kółek nie
podało liczby
członków
1873 32
1874 43 1192 11
1875 61 2377 8
1876 104 4083 25
1877 110 4494 15
1878 120 3394 22
1879 127 3925 34
1880 130 4300 12

Najliczniejsze kółko w roku 1880 miało członków 144, najsłabsze 13.
Statystyka ta wykazuje ciągły przyrost kółek. A jeśli liczba członków w ostatnich latach chwiać się zaczęła, pochodzi to stąd, że dane nie są zupełnie ścisłe, bo dużo kółek nie nadesłało dokładnych liczb, a powtóre stąd, że kółka zaczęły się oczyszczać z obojętnych żywiołów, z członków, którzy niby przystąpili z widoków jakiegoś zysku chwilowego, a następnie przestali pełnić obowiązki.
Statystyka ta sporządzona jest na podstawie sprawozdań, które zarządy kółek corocznie nadsyłają patronowi. Z sprawozdań tych układa się od r. 1874 począwszy Rocznik. Obecnie już wyszedł rocznik siódmy. Rocznik ten jest obrazem dokładnym czynności kółek wszystkich i każdego z osobna. Służy on do kontroli patrona nad kółkami, do kontroli opinii publicznéj nad całym ruchem i do pobudzenia współzawodnictwa między kółkami.
Urządzenie wewnętrzne i obraz działalności kółek poznał już łaskawy czytelnik z programu, zamieszczonego na czele niniejszéj rozprawy. Niepodobna nam jednak zakończyć rzeczy niniejszej, nie podawszy szkicu, wziętego z życia, jakie się przedstawia w sprawozdaniach rocznikowych.
Ogólnie jeszcze nie ustaje ubolewanie, że obywatele zamożniejsi i światli, za mało czasu i osobistego udziału kółkom poświęcają. Potrzeba rzeczywiście gorącego zamiłowania i niekiedy zaprzania, żeby w tym względzie sprostać wymaganiom. Kto się raz zbliżył do wspólnych obrad z włościanami, od tego oni wymagają, żeby im dotrzymywał placu i regularnie na zebrania przybywał. Niejednokrotnie się zdarza, że prezesi i zastępcy ich, porzucać muszą własne interesa i zabawy, żeby tylko nieobecnością swą nie zrażać włościan. To wielu odstręcza od udziału w kółkach, ale wielu też nie przykłada ręki przez brak zrozumienia ważności téj sprawy i przez prostą niewiadomość, jakby się wziąść do rzeczy, co i jak robić. W ostatnim czasie jednak już i młodsza generacya najzamożniejszych rodzin naszych[24], daje z siebie piękny przykład poczucia obywatelskiego a przykład ten najlepiéj oddziała na wielu obojętnych.
Wielu téż duchownych z gospodarstwem rolném lepiéj obeznanych, czynny bierze udział w kółkach. Ci z dzierżawcami i oficyalistami dworskimi, tworzą główny sztab opiekunów kółek. Obecnie już nawet około 20 włościan piastuje w kółkach urzędy prezesów i sekretarzy. Administracya kółek, mianowicie kasowość, biblioteki i urzędy ławników, prawie wyłącznie są w ręku samych włościan.
Posiedzenia odbywają się co najmniéj raz na miesiąc, dość regularnie, w różnych na ten cel pozyskanych lokalach. Petycya o pozwolenie, żeby się zebrania odbywać mogły w szkołach elementarnych, nie znalazła posłuchu. Wzbroniono nawet nauczycielom wstępować do kółek, chociaż takowe najsumienniéj przestrzegają, żeby się niczem nie zajmowano na zebraniach, jak tylko sprawami rolniczemi i ekonomicznemi.
Tak od osobistości prowadzącéj kółko, jak niemniéj i od stosowności miejsca i czasu, w których się posiedzenia odbywają, zależy niesłychanie powodzenie kółka. Kmieć nasz lubi, żeby mu to urządzać najwygodniéj, np. w niedzielę po nabożeństwie lub po nieszporach; choć z drugiéj strony nie brak przykładów, że ani słota ani mrozy, ani śnieżne zamiecie, ani oddalenie, nie powstrzymują gorliwych członków od regularnego przybywania na zebrania.
Na posiedzeniu kółka, bywa referat ustny lub piśmienny z jakiegoś przedmiotu rolniczego lub ekonomicznego, przegląd pism fachowych i pogadanka o robotach polnych i domowych na czasie będących. Referentami bywają najczęściéj członkowie z inteligencyi. Włościanie żywy udział biorą w dyskusyach, a trafnością uwag i spostrzeżeń zadziwiają nieraz inteligentniejszych przewodników. Coraz częściéj się już zdarza, że włościanie sami występują z referatami i odczytami. Lepsze drukują się nawet w organie kółek, toruńskim Gospodarzu (od r. 1872), redagowanym przez E. Donimirskiego z Łysomic pod Toruniem.
Bardzo skutecznym okazał się następujący sposób zaciekawienia i ściągania włościan na zebrania. Z funduszów uzbieranych przez składki, które płacą dość regularnie, a pozostałych po opędzeniu kosztów abonamentu pism i niekiedy zakupna machin rolniczych lub rozpłodników do wspólnego użytku, zakupuje się jak najwięcéj drobnych narzędzi, przedmiotów użytecznych, nasion warzywnych i pastewnych i t. p. Wszystko to wylosowuje się na zebraniach między obecnych, tak, żeby każdy jakąś drobnostkę wygrał. Chęć zysku i korzyść namacalna, pochwytna, wpływa na udział włościan skuteczniéj nad wymowniejsze zachęty i nawoływania.
Nie mniéj skutecznym sposobem zachęty do udziału w kółkach są wystawy rolnicze włościańskie z nagrodami. Takich wystaw odbyło się już kilka; w r. 1876 w Łojewie (powiat inowrocławski), w r. 1877 w Kostrzynie i Krotoszynie; w r. 1878 w Śremie i Raszkowie.
Od czasu do czasu powiatami i okolicami odbywają się walne zebrania kilku lub kilkunastu kółek. Na dzień taki wybiera się zwykle rocznica założenia kółka, w którego stolicy zebranie się odbywa. Dzień rozpoczyna się uroczyście nabożeństwem, potém odczyt, pogadanka, zabawa ludowa. Na zebrania takie zwykle zjeżdża patron i doznaje od zgromadzonych kmieci najczulszych oznak wdzięczności wierszem i prozą od serca wypowiadanych.
Raz do roku zbiera patron w Poznaniu delegatów ze wszystkich kółek. Wtedy to gromadzi się w murach Poznania drużyna kilkuset włościan na wielkiéj sali bazarowéj. Przybytek ten tradycyjny wszelkich zebrań publicznych i zabaw świetnych, osobliwszą wtedy przybiera fizyonomią. Patron otoczony sztabem swych najdzielniejszych pracowników, delegatami z zarządu Centralnego Towarzystwa, z towarzystw i kółek pruskich, przewodniczy zebraniu. Sala cała zalana siermięgami, sukmanami, z pośród których gdzieniegdzie tylko wynurza się czamara lub surdutowy przyjaciel ludu. Na loże nawet spieszy już płeć piękna przyjrzéć się zgromadzeniu, które się niczém nie różni od zebrań innych, tylko że bywa liczniejsze, siermięgowe i że na seryo traktuje swą sprawę. Bywa zwykle kilka odczytów, patron załatwia ważniejsze sprawy administracyjne lub wprowadza tu nowe zasady, pomysły, wydaje ogólne rozporządzenia na mocy uchwał zebrania.
Ostatnie walne zebranie w miesiącu r. b. odbyte, szczególny miało urok z powodu, że pierwszy raz na sali bazarowéj przemawiał z mównicy włościanin młody Melchior Ciepielucha z Konarskiego, a z kółka Kórnickiego[25]. Młodzieniec ten włościański mówił bez najmniejszego zająknięcia 38 minut „O potrzebach wychowania młodzieży włościańskiéj[26].” Rozprawa opracowana przez Ciepieluchę bez obcéj pomocy, odznaczała się trzeźwym układem i trafnemi uwagami; trafiła téż wprost do przekonania włościańskich słuchaczy. Ale głównie imponował mówca całemu zebraniu pewnością, spokojem, miarą w użyciu głosu i nacisku. Włościanie ze łzami radości w oczach słuchali swego i rośli w dumę, że z pomiędzy nich taki powstał mówca, którego rozumu i sposobu mówienia, nie jeden pan by się nie powstydził; a przecież wiedzą oni, że Ciepielucha nie jest nauczały ze szkół, że, co umie, zawdzięcza wszystko sam sobie, pilności swéj w czytaniu książek i pism, oraz bywaniu na zebraniach kółek włościańskich.
Patron bowiem a za nim wszystkie zarządy kółek nieustannie nad tém pracują, żeby gospodarze na zebrania ze sobą przyprowadzali synów niedorostków i dorastających. Przez kilka lat agitacya w tym punkcie była prawie zupełnie daremną; dopiéro sprawozdania z ubiegłego roku, zaczęły pod tym względem wykazywać lepszy rezultat. Przykład Ciepieluchy, w roku bieżącym zapewne daleko świetniejsze wykaże owoce.

Teraz już chyba pozostaje nam tylko jeszcze pod względem rolniczym i ekonomicznym zaznaczyć rezultaty działania kółek i postępy w kulturze.
Sporządzić statystykę ludności i własności włościańskiéj, jest zwłaszcza dla człowieka prywatnego rzeczą niepodobną. Podobno nawet wykazy ziemstwa są pod tym względem niedokładne, bo własność włościańska znajduje się nieustannie w ruchu bardzo ożywionym. Tu większe obszary się parcelują i zmieniają na włościańskie, tam mniejsze posiadłości zlewają się w folwarki lub wcielają do dominiów. Niepodobna zatém wydobyć stosunku liczby ogólnéj gospodarzy włościańskich (zwłaszcza polskich) do liczby uczestników kółek. Liczba ostatnich przedstawia oczywiście jeszcze bardzo drobny ułamek w stosunku do nieznanéj całości, ale bądź co bądź, jeśli zważymy, że skutkiem działania kółek, dziś już w Księstwie jest przeszło 4.000 poprawnych gospodarstw włościańskich, niepodobna przypuszczać, żeby fakt taki nie miał wpływać znamienicie na podniesienie kultury krajowéj. Liczba ta już sama przez się jest poważną, a przecież sam przykład dobry i zachęcający tych gospodarstw poprawnych, oddziaływa znów daléj na sąsiadów i sąsiednie wsie. Siew kółek rozplenia się daleko po za ich granice.
Szczególnie rozpowszechniły się za pośrednictwem kółek płodozmienne gospodarstwa, lepsza uprawa roli, chów poprawnego inwentarza, idący za upowszechnieniem okopowizn i traw. Włościanie pracują dziś poprawnemi narzędziami, sprowadzają sobie na koszt własny lub wspólny drobniejsze machiny rolnicze, jak siewniki, sieczkarnie, młockarnie itp. Chętnie zmieniają siew, biorąc czyste ziarno z dominiów, albo sprowadzając z zagranicy żyta zelandzkie, proboszczowskie, hiszpańskie, pszenicę kostromkę, sędomirkę, frankensteinską lub angielską itp. Niedostatek mierzwy zwierzęcéj zastępują mierzwami sztucznemi. W r. 1875 jedno kółko krotoszyńskie użyło pod oziminę 1000 cetn. kości. W r. 1878 oblicza patron, że kółka sztucznego nawozu sprowadziły 4.000 cetn. w r. zaś 1880 już 6.000 ctn. przez co wedle obliczenia jego, czystego zysku do kieszeni włościan wpłynęło około 90.000 marek—tylko z tego jednego ulepszenia, podnoszącego urodzajność gleby.
Szczególną uwagę zwracają zarządy kółek na poboczne a łatwy dochód przynoszące gałęzie gospodarstwa, mianowicie na sadownictwo i pszczelnictwo. Pierwsze idzie jeszcze oporem, ale za to pszczelnictwo robi bardzo znaczne postępy. Kraina Piastów wraca do dawnych tradycyj. Patron osobliwą troskliwością otacza właśnie tę gałąź domowéj zarobkowości. Na własny koszt poseła on młodych a chętnych włościan na naukę do uczonego i doświadczonego bartnika, Kremera w Środzie, gdzie kurs przebywszy, wracają do zagród ojczystych urządzać pasieki. W r. 1880 wykształciło się tym sposobem 16 młodych bartników. Towarzystw pszczelarskich jest już na księztwo aż dziewięć.
Czynność i wpływ kółek nieograniczają się na samym łanie włościańskim i jego zagrodzie. Potrafiły one wywrzéć nacisk już i na stosunki z innemi warstwami ludności rolniczéj i na same władze. Wskutek głośnych życzeń objawianych w kółkach, i stąd spowodowanych starań stanów powiatowych, zmienioną została ordynacya drogowa w W. ks. Poznańskiem, a z kmieci spadł ciężar darmoch w poprawianiu dróg na obcych gruntach. Głośne domaganie się włościan o odpowiedni kredyt hypoteczny, spowodowały ziemian do starań u władz odnośnych. Ostatecznym wynikiem tych starań jest, że dziś już nowe ziemstwo kredytowe poznańskie wydaje listy zastawne i na posiadłości włościańskie. Jak słyszę, włościańscy dłużnicy ziemstwa należą do najpunktualniejszych płatników rat prowizyjnych.
W wielu miejscach obok kółek rolniczych pozakładano spółki pożyczkowe. Kraziewicz uważa zakładanie spółek pożyczkowych jako najskuteczniejszą ponętę do utrzymania towarzystw rolniczych włościańskich w należytéj żywotności. Ułatwienie kredytu obrotowego dla włościan, uważa T. Donimirski (Sejmik Tor. 1867) za kwestyą równie żywotną, jak zaprowadzanie płodozmianu. Pod tym względem dużo jeszcze pozostaje do zrobienia.
Oporem idzie téż w kółkach praca około rozpowszechnienia od ognia i gradu. W każdém kółku, na każdém nieledwie zebraniu, miejscowém, powiatowém i walném, zarządy i referenci i patron przekładają, zapewniają, wyświecają korzyści zabezpieczenia. Patron z jedném z towarzystw zabezpieczających zawarł umowę korzystną dla członków kółek, żeby ułatwić, uprościć procedurę a obniżyć premie, a mimo to zwolna tylko nakłaniają się włościanie do zabezpieczenia. Wydać pieniądz na coś na razie niepochwytnego, niejako na przepadłe, jest dla włościanina naszego jeszcze rzeczą trudną do jego pojęć wnikającą. Klęska niekiedy spadająca na nieusłuchanych, lub korzyść doświadczona ze strony poszkodowanych a wynagrodzonych, skuteczniéj działa. Z czasem lody i tu się przełamią.
Jako wielką moralną zdobycz cywilizacyjnéj idei kółek zapisać należy, że odwodzą włościan od marnotrawienia czasu na zbytkach i zabawach karczemnych. Co więcéj, zdarzył się taki wypadek, że członkowie kółka żnińskiego, ze wsi Sarbinowa i Jaroszewa, ażby położyć tamę pijaństwu, zamknęli z własnego popędu karczmy, z wielkim dla własnych dochodów gminnych uszczerbkiem.
Jak żnińskie kółko zwycięzko wystąpiło przeciwko pijaństwu, tak kółko w Jankowie Zaleśném, pod przewodem J. Andersza i ks. Jastrzębskiego, rozpoczęło walkę z lichwą, plądrującą po tamtéj okolicy. Lichwiarze, wywłaszczający włościan, zwykli tam byli gospodarstwa puszczać innym gospodarzom w dzierżawę lub odprzedawać takowe z wielkim zyskiem, wywołując między gospodarzami formalne licytacye. Kółko związało wszystkich członków, a za ich pośrednictwem wszystkie wsie okoliczne, że ceny dzierżaw i kupna normują się w takich razach przez naznaczone komisye, a nikomu nie wolno sąsiada podbijać. Dotąd nikt się z pod tego prawa nie wyłamał.

Naturalnym wynikiem ruchu kółek jest i to, że około nich zaczyna się grupować osobna gałęź literatury. Wspomnieliśmy już, że wyszło siedm Roczników[27], zawierających sprawozdania roczne, protokóły posiedzeń walnych i sprawozdanie patrona. Gospodarz, pisemko rolnicze tygodniowe, wychodzące w Toruniu, jest organem kółek. Zamieszcza on nietylko sprawozdania z powiatowych zebrań, lepsze odczyty włościan i niewłościan, na posiedzeniach kółek miewane, ale także protokóły z lustracyi gospodarstw, jakie kółka u swoich członków odbywają.
Odczyty wychodzą także w osobnych odbitkach. Z tych wymienimy następujące:
1. Riwoli: O wychowaniu młodzieży włościańskiéj 1875.
2. Ks. Antoniewicz z Bnina. O zacności stanu włościańskiego jako stanu rolniczego 1878. O obowiązkach włościanina gospodarza jako głowy rodziny 1879.
3. Ksiądz z Pawłowa (ks. Wartemberg). Brak obrachunku największą przyczyną upadku majątków ziemskich 1880.
4. F. Chojnacki, O bogactwie krajowém i sposobach podniesienia takowego 1878.
5. E. Brudzewski, O Pszczelnictwie 1879.
6. Patron, O majoratach chłopskich 1880.

Stanęliśmy u kresu. Staraliśmy się pokrótce przedstawić cały półwiekowy ruch umysłowy, odbywający się w Wielkopolsce i Prusach Zachodnich w zamiarze podniesienia rolniczéj oświaty ludu, którego to ruchu ostatecznym owocem są kółka rolniczo-włościańskie. Praca to nie łatwa. Nie dla tego, żeby sama przez się była trudną, lecz że dziś już bardzo trudno zebrać pod jedną rękę wszelkie materyały, choćby tylko gazety i pisma, spraw tych dotykające. Przyznaję, że tylko urywkami z materyału tego korzystać mogłem i wiem, że może pominąłem niejeden szczegół, któryby rzecz lepiéj rozświecił. Przyznając to, prosić muszę o pobłażliwość. Zadawalniam się tem może nie zupełnie płonném przypuszczeniem, że dla kogoś, co lepiéj zna lub rozpoznać będzie mógł stosunki, zwłaszcza osobiste z owych czasów, przynajmniéj przygotowałem pierwszy tór i drogę.

Dr. Władysław Łebiński.

Po wydrukowaniu już niniejszéj rozprawy, p. Prezes naczelny W. Ks. Poznańskiego ogłosił statystykę ludności włościańskiéj Księstwa, sporządzoną dla komisyi sejmu prowincyonalnego, rozważającéj powody upadku posiadłości włościańskich. Statystyka ta wykazuje, że w r. 1880 w departamencie poznańskim było gospodarstw sprzężajnych 27,556, z obszarem 1,949,312 mórg magdeburskich, w departamencie bydgoskim 11,833 z obszarem 1,348,680 mr. mgd. Gospodarstw niesprzężajnych było w dep. pozn. 30,80, z obszarem 360,548 mr. magd, a w dep. bydg. 14,390, z obszarem 162,094 mr.  magd. Razem więc jest gospodarstw włościańskich 83.859 w r. 1880, podczas gdy w r. 1859 było ich tylko 81,829. Postęp ten bardzo nieznaczny zamieni się w upadek, jeśli zważymy, że w r. 1859 było gospodarstw sprzężajnych 47.869. a dziś jest ich tylko 39,389, ubyło zatem 8,480 gospodarstw większych bądź przez działy, bądź przez skupno do dominiów. Ile gospodarstw jest jeszcze w ręku polskim, na to niema danych. Sami Niemcy jednakże przyznają, że jeszcze przeważna część ludności wiejskiéj jest polską, zatem pewnie i większa część obszaru roli jeszcze się znajduje w ręku polskiem. Wedle najnowszych zestawień, cały obszar własności ziemskiéj w Księstwie czyni 3,027,579 hektarów, z tych 1,626,954 przypada na posiadłości większe, a 1 400,626 na posiadłości włościańskie. Z posiadłości większéj zaś już 894,719 hekt. jest w ręku niemieckiem, a 732,235 w ręku polskiem. Odliczywszy jednak posiadłości skarbowe, królewskie i książęce, pozostaje w prywatnem ręku niemieckiem tylko 573,061 hektarów (Przyp. autora).





  1. Włościanin wielkopolski i zachodnio-pruski jest właścicielem gospodarstwa począwszy od kilku do 300 morgów magdeb. W Księstwie nazywają ich gospodarzami, w Prusach gburami (Gebauer).
  2. Wypracowany przez patrona i komisyą, do któréj należeli p. p. marszałek S. Kurnatowski z Pożarowa, Henryk Krzyżanowski z Krotoszyna i dr. Zyg. Szułdrzyński z Lubasza.
  3. Nie ustępuje mu w tym punkcie gbur zachodniopruski, którego przodkowie przetrwali kolonizacyjny system i ucisk krzyżacki.
  4. Kodeks Wielkopolski I. 25 575 i 5.
  5. Zwłoka spowodowaną była głównie tém, że rząd pruski w nowonabytych krajach przedewszystkiem pragnął zatrzéć wszelkie ślady prawodawstwa francuzkiego i instytucyj z czasów ks. Warszawskiego. W tym celu rozkaz gabinetowy z 20 czerwca 1816 rozporządził przetłumaczenie praw pruskich na język polski a patent z 29 listopada r. 1816 orzekł następnie, że ogólny Landrecht pruski od daty patentu obowiązuje w W. ks. Poznańskiém. Patent ten nie zapomina wprawdzie o sprawie uregulowania stosunków włościańskich, ale zamiast pospieszać, zastrzega sobie tylko na późniéj objaśnienie edyktu z 14 września r. 1811 odnośnie do stosunków W. ks. Pozn. Rozporządzenie z 9 lutego r. 1817 zaprowadziło tamże pruską ordynacyą sądową, patent z 23 kwiet. r. 1818 takąż ordynacyą hipoteczną. Zdaje się, że zwłoka regulacyi stosunków włościańskich, naprowadziła wielu dziedziców na myśl wyzyskania jéj na korzyść swą. Pod ladajakim pozorem spędzali włościan z gruntów, żeby tém mniéj stracić obszaru, skoro chwila seperacyi nadejdzie. W ten sposób bowiem chyba tłómaczy się rozkaz gabinetowy z d 6 maja r. 1818, który właścicielom zakazuje spędzać z gruntów włościan za prostem wypowiedzeniem miejsca. Jeśli rozkaz ten wydany był widocznie zarówno w interesie państwa i włościan, to z drugiéj strony i interes właścicieli doznał poparcia ze strony rządu, bo nie czekając seperacyi, wydał król rozkaz gabinetowy z 15 i 27 grudnia 1821, ustanawiający (stare) ziemstwo kredytowe dla W. ks. Pozn.
  6. Jako ostateczne ukończenie regulacyi uważać można dopiero założenie banków rentowych wedle prawa z 2 marca r. 1850.
  7. Twierdzenie to Koppego spowodowało ostrą polemikę między nim a dyrektorem generalnéj komisyi seperacyjnéj, Klebsem.
  8. W r. 1857 w Mogilnickiém.
  9. W Wielowsi i Wielnie pod Bydgoszczą, w Chrustowie pod Żninem, Komarzewie pod Rawiczem u p. Rothe r. 1850. Dziś jeszcze jest taka szkoła w Polskiéj wsi pod Pobiedziskami (od r. 1860). Ale to były i są kursa praktyczne dla Niemców.
  10. Literatury specyalnéj dotkniemy zaledwie mimochodem, bo wyczerpujące zajęcie się tym przedmiotem zanadto by rozszerzyło zakres téj rozprawy.
  11. Wychodzący w Toruniu Biedaczek, wylicza następujące pisma polskie po r. 1848 założone: Szkółka narodowa w Chełmnie (red. ks. Knast † r. 1852); Wielkopolanin w Poznaniu (późniéj jeszcze Wiarus), Biedaczek w Toruniu (red. Preyss); Dziennik Górnoszląski w Bytomiu na Szląsku (red. Łepkowski, potém Smolka, Lompa i Mierowski); Tygodnik Maryański w Niem. Piekarach na Szlązku; Tygodnik Polski w Oleśnie na Szlązku; Gazeta Wiejska w Opolu, Orędownik Ludu w Ełku na starych Prusach; Kurek Mazurski tamże; Tygodnik Nadodrzański. Spotkałem się także jeszcze z wzmianką o Tygodniku Trzemeszyńskim. Na starych Prusach wychodził jeszce ks. Gizewiusza Przyjaciel Ludu Lecki.
  12. Po upadku pism tych, utrzymała się jeszcze niejakiś czas Szkółka Niedzielna, a nowo powstały: Wieści Poznańskie (1851), pismo poświęcone sprawom komunalnym, nowiniarstwu i belletrystyce. Ale pisma te pozbawione polityki, w któréj czytelnik ludowy zasmakował, nie mogły odzyskać i zdobyć wpływu. Szkółka Niedzielna odżyła później jeszcze raz (1860—1863).
  13. Już przed r. 1846 istniały w Księstwie towarzystwa rolnicze, albo mówiąc ściśléj towarzystwa rolników. W r. 1844 i 1845 nieledwie w każdym powiecie istniało takie towarzystwo. Na walném zebraniu w Poznaniu wybrano nawet dyrekcyą centralną. Dyrekcya ta jednakże nie uzyskała zatwierdzenia rządu, a towarzystwa upadły z braku sił i zapału do pracy a po części i z powodu pomięszania polityki ze sprawami rolnictwa. Organem tych pierwszych stowarzyszeń był „Przewodnik rolniczo-przemysłowy” wychodzący w Lesznie. Upadł i on razem z towarzystwami, z których pozostało tylko kilka pracujących wyłącznie w języku niemieckim.
  14. W Białem Piątkowie 60 morgów, w Pierzchnie 30 mórg.
  15. Wybrano w tym celu komisyą, do któréj należeli: J. hr. Mycielski, St. Łubieński, dr. Zyg. Szułdrzyński i F  Wize. Projekt wypracowany rozesłano wszystkim towarzystwom.
  16. W prasie współczesnéj znajdujemy ślady, że na umysły ziemian naszych już wtedy mocno oddziaływał przykład Towarzystwa Rolniczego w Królestwie Polskiem.
  17. Bezstronność zaznaczyć nam każe, że np. w żyznych Kujawach wielkie zasługi około ulepszenia gospodarstw włościańskich położył Niemiec, Schwarz z Jordanowa, dawniéj mieszkający w kwidzyńskim powiecie. Jest on autorem broszury: Die baeuerlichen Musterwirthschaften (1852).
  18. Już w r. 1857 Przyjaciel ludu wychodził w Poznaniu, jako pismo kościelno-szkolne pod redakcyą ks. ks. Fabisza i Korytkowskiego.
  19. Na temże polu wydawnictw ludowych pracował już r. 1843, dodziś dnia gorliwy ks. Koszutski z Mielżyna.
  20. Dziś powstają tam liczne wśród pól odbudowane folwarczki obejmujące od 300—600 mórg.
  21. Drugi to znany mi z tych czasów wypadek w Księstwie, że włościanin z własnéj inicyatywy starał się wpłynąć na rozwój oświaty ludowéj. W r. 1864 do stowarz. rolniczego wschowskiego wystósował włościanin Frańciszek z Bukowca pod Wschową petycyą o wydawanie rolniczego pisma ludowego.
  22. W Ziemianinie z 24 lutego r. 1866 w artykule omawiającym kasę oszczędności, jest wzmianka, że pierwsze kółko rolnicze w Księstwie założył w Miłosławiu ks. proboszcz Tułodziecki, przetwarzając jedno bractwo kościelne na kółko rolnicze.
  23. Naśladując przykład związku spółek zarobkowych niemieckich, których naczelnym kierownikiem, opiekunem, orędownikiem, kontrolerem jest tu Anwalt, znany Schultze z Delitsch, ustanowiono i u nas w r. 1871 urząd patrona tychże spółek. Patronem spółek jest obecnie ks. Samarzewski z Środy od r. 1872. Z początku urząd ten piastowali krótki czas K. Kantak i K. dr. Szulc. Instytucya ta powiodła się. Zastosowano ją zatém i do kółek włościańskich również z najlepszym skutkiem.
  24. Chojnaccy, Czarneccy, Czartoryscy, Dembińscy, Kościelscy, Krzyżanowscy, Kurnatowscy, Mieszkowscy, Moszczeńscy, Mukułowscy, Plucińscy, Potworowscy, Przyłuscy, Radońscy, Spejcherty, Szuberty, Szułdrzyńscy, Taczanowscy, Turnowie, Wolniewicze, Zakrzewscy, Żółtowscy, Żychlińscy i inni.
  25. Prezesem kółka jest dr. Celichowski z Kórnika.
  26. Rekopis wzięto na pamiątkę do archiwum Tow. Przyjaciół Nauk.
  27. Wychodzą nakładem drukarni J. I. Kraszewskiego w Poznaniu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Łebiński.