Anielka pracuje/W odwiedzinach u Magdzi

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka pracuje
Podtytuł Powieść dla dorastających panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
W odwiedzinach u Magdzi.

W maleńkim ogródku przed domem kraśniały purpurowe tulipany. Na drewnianej ławce tuż przy drzwiach pod dachem siedział gruby szewc, paląc długą fajkę. Przyglądał się, jak zręczne palce jego żony obierały łupinkę z kartofli.
— Przestań już, Jagna, — mruknął w pewnej chwili, — jutro też będziesz miała czas.
Kobieta skinęła głową.
— Ale Magdzia tak lubi rano placki kartoflane!
Wstała śpiesznie i wniosła miskę z kartoflami do chaty. Uczyniła to dziwnie lękliwie, zdawać się mogło, że ogarnia ją jakiś przestrach.
— Dobry wieczór, — odezwał się dźwięczny głosik w ogródku.
— Ach, to Anielka Lipkówna! — zdziwił się gruby szewc. — Chciałaś pewno do Magdzi? Jest w izbie. Możesz wejść.
Anielka nigdy jeszcze w tej chacie nie była. Zapukała ostrożnie do pierwszych drzwi.
— Proszę wejść.
Anielka znalazła się w obszernej kuchni, której jedyne okno oplecione było bluszczem,
— Czy jest Magdzia?
— Tak, tak, wejdź do tamtej izby, — odpowiedziała przyjaźnie szewcowa. Stała przy kominie, gotując jedzenie dla świń.
Anielka położyła rękę na klamce, otworzyła drzwi i nagle oczy jej rozwarły się szeroko. Z zakopconego sufitu niskiej izby zwisały niezliczone ilości butów i trzewików różnych rodzajów, wszystkie po parze związane.
— To na sprzedanie, — wyjaśniła Magdzia. — Chodź, tutaj będziemy miały dosyć miejsca.
Anielka jeszcze ciągle ze zdziwieniem rozglądała się po izbie, która sprawiała wrażenie latarni. Po obydwu stronach szerokie okna, a w środku naftowa lampa, na długim sosnowym stole. Fajansowe miseczki i duże blaszane łyżki przygotowane już były do następnego śniadania. W przeciwległym kącie dostrzegła Anielka stos podartych butów na ziemi. Gruby szewc, nie lubił latać obuwia. Chętniej sprzedawał nowe.
— Prawda, że twój ojciec często chodzi do miasta? — zauważyła Anielka.
Magdzia skinęła głową.
— A ciebie czasem zabiera?
— Ja przecież muszę codziennie iść do fabryki!
Anielka zupełnie o tem zapomniała.
— Patrz! — Magdzia owinęła białą bawełnę na wskazującym palcu i pokazała Anielce szydełkową koronkę.
— Czy to trudno robić?
Amelka i Lodzia często szydełkowały w domu, ale Anielka nigdy się temu nie przyglądała.
— Nauczę cię, jak zechcesz! — ucieszyła się Magdzia.
— Tak? To jutro przyjdę i przyniosę z sobą bawełnę, dobrze?
Magdzia skinęła główką i z błyszczącemi oczami podbiegła do komody. Wyciągnęła dolną szufladę i poczęła czegoś szukać.
— Ach! — zawołała Anielka. — Jakie to cudowne! Skąd to masz?
— Watę mam z fabryki. Trzeba tylko powiedzieć Jakóbowi Brzózce. U niego w dolnej sali jest tego mnóstwo.
— Tak, a laleczkę sama z waty zrobiłaś?
Magdzia skinęła główką.
— Zuzia właściciela gospody „Pod Niedźwiedziem“ podarowała mi tę wstążeczkę. Wyjmij laleczkę z poduszki.
Anielka nie mogła się napatrzeć białej laleczce z waty. Tak pięknie wyglądała ze swojemi czarnemi oczkami, zrobionemi atramentem i zdawała się krzywić usteczka w uśmiechu. Jaka śliczna! Tam, gdzie miały być rączki i nóżki, Magdzia przywiązała czerwone wstążeczki.
— Pomożesz mi zrobić taką laleczkę? — prosiła zachwycona Anielka.
— Chodź, położymy ją z powrotem do łóżeczka. Tak! Wystarczy tu miejsca na dwie lalki. Poprawimy jej pościel.
Nad otwartą szufladą pochyliła się ciemna kędzierzawa główka Anielki i jasna główka uszczęśliwionej Magdzi. Policzki Magdzi były rumiane. Troskliwie wygładziła miękką kołderkę, Anielka zaś poprawiła sienniczek z liści, który akuratnie mieścił się w szufladzie.
— Mają tu bardzo wygodnie! Leżą, jak w powozie, mają ciepło i mogą sobie jeździć tam i napowrót!
Zamknęła szufladę wolno i przez maleńką szparkę obydwie z Magdzią poczęły do laleczek zaglądać.
— Jakby to było dobrze, gdyby nasze łóżka też mogły jeździć! — zaśmiała się Anielka. — Wiesz, tak zupełnie wolniutko na kółkach! Pojechałabym wtedy do miasta i obejrzałabym wszystko dokładnie. A tybyś chciała, Magdziu?
Magdzia zaśmiała się. Dotychczas nigdy jej to na myśl nie przyszło. Roześmiał się również serdecznie gruby szewc, który stał teraz w izbie, oparty o piec plecami. Dziewczynki nie dostrzegły jego obecności. Magdzia śpiesznie zatrzasnęła szufladę, Anielka zmieszała się i szepnęła:
— Muszę już iść, nie mogę tak długo siedzieć. Dobrej nocy!
Wyciągnęła rękę do grubego szewca.
— Jeszcze ciągle spacerujesz po linie? — zapytał ze śmiechem.
Anielka zarumieniła się.
— Niech cię Bóg prowadzi! — zawołała serdecznie szewcowa. — Ale wracaj zaraz, Magdziu. Na dworze jest chłodno.
Magdzia odprowadziła Anielkę do dużej jabłoni. Gwiazdy świeciły jasno nad głowami obydwu dziewczynek.
— Jutro, — rzekła Anielka, — jutro nauczysz mnie szydełkować. Dobranoc!
— Dobranoc! — odpowiedziała Magdzia i tak długo powiewała chusteczką, aż Anielka wreszcie zniknęła wśród ciemności.
Szła teraz Anielka żwawo przez swą rodzinną wioskę, a z każdego okienka zerkało ku niej światełko. Nie mogłaby w tej chwili zasnąć. Myśli, niby błędne ogniki biegały jej po główce... Nikt się tem nie interesował, że Magdzia nie była właściwie córką grubego szewca. Matka jej już dawno umarła, a ojciec wyjechał bardzo, bardzo daleko. Nikt nic o nim nie wiedział. Może już umarł! Basia mówiła kiedyś, że napewno nie żyje. Biedna Magdzia! Oczy Anielki stały się większe i rozmarzone. Właśnie na niebie ukazała się pełnia księżyca, niby złocista kula tuż nad lasem. Anielka przystanęła. Całkiem wyraźnie teraz widziała staruszka z wiązką drzewa, siedzącego na księżycu. Podobno ukradł to drzewo! A za karę przez cale życie miał podróżować na księżycu po świecie. Taki zupełnie samiutki! Anielce żal się staruszka zrobiło. Czy on mnie też widzi? przyszło jej na myśl. Z lasu dochodziły głośne nawoływania puszczyka. Anielka śpiesznie wbiegła do domu i zamknęła za sobą drzwi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.