Zazulka/Rozdział czternasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Zazulka
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1915
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa – Kraków
Tłumacz Zofia Rogoszówna
Tytuł orygin. Abeille
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ CZTERNASTY.
OPOWIADA, JAK ZAZULKA UJRZAŁA SWĄ MATKĘ, ALE NIE MOGŁA JEJ UŚCISKAĆ.

Odkąd czoło Zazulki ozdobiła korona królewska, smutek i zaduma nawiedzały ją jeszcze częściej, niż dawniej, gdy z włosami wolno puszczonemi na ramiona wbiegała do kuźni, by pociągnąć za brody przyjaciół swych Fik—Mika, Łada, Brzdąka i Puka, których twarze zrumienione blaskiem płomienia rozjaśniały się radością na jej widok. Poczciwe Krasnoludki, które jeszcze tak niedawno huśtały ją na kolanach, nazywały Zazuleńką, teraz pochylały przed nią czoło w milczących pokłonach. I Zazulka żałowała coraz częściej, że przestała już być dzieckiem i smuciło ją, że jest królową Krasnoludków.
Od czasu, gdy ujrzała łzy w oczach króla Mikrusa, widok jego sprawiał jej przykrość. Ale lubiła go zawsze serdecznie, wiedząc jak jest dobry, przeczuwając, że jest nieszczęśliwy.
Pewnego dnia (jeżeli wogóle może być mowa o dniach w państwie Krasnoludków) Zazulka wzięła króla Mikrusa za rękę i pociągnąwszy go ku szczelinie skalnej, gdzie w promieniu wciskającego się przez nią słońca, tańczyły płatki złote, rzekła:
— Maleńki królu Mikrusie, źle mi jest bardzo. Kochasz mnie, jesteś królem, a mnie jest tak bardzo źle.
Na skargę ślicznej królewny król Mikrus odpowiedział:
— Kocham cię Zazulko, księżniczko Żyznych Pól i królowo Krasnoludków. I dlatego zatrzymałem cię w podziemiach naszych, by udzielić ci wiedzy, która stokroć przewyższa wszystko, czegoby mogli nauczyć cię ludzie, którzy są o wiele mniej zdolni i uczeni od nas.
— Być może — odrzekła Zazulka — ale za to są o wiele podobniejsi do mnie. I pewnie dlatego wolę ich od Krasnoludków. Maleńki królu Mikrusie, pozwól mi ujrzeć matkę mą, księżnę Żyznych Pól, bo inaczej umrę z żalu i tęsknoty.
Król Mikrus oddalił się, nie powiedziawszy ani słowa.
Zrozpaczona Zazulka siedziała dalej na występie skalnym i z odrzuconą w tył głową, patrzyła na słońce, wślizgujące się w szczelinę, wspominając, jak to w rozkosznem jego cieple pławi się ziemia cała, jak dobroczynne jego promienie przenikają wszystkich zarówno — nawet nędzarzy, żebrzących po gościńcach. Zwolna, zwolna, promień zbladł, a złote światło ustąpiło miejsca błękitnawej smudze zmroku, noc ogarniała ziemię. Pierwsza gwiazdka ukazała się tam w górze, nad szczeliną skalną.
Pogrążona w marzeniu Zazulka, uczuła nagle, że ktoś zlekka dotyka jej ramienia. To król Mikrus odziany w płaszcz czarny, zbliżył się ku niej i narzuciwszy na jej ramiona płaszcz podobny swemu, rzekł:
— Pójdź!
Wąskim przesmykiem górskim wyprowadził ją z podziemi. Gdy Zazulka ujrzała drzewa poruszane podmuchem wiatru, obłoki, przesuwające się po niebie i przesłaniające tarczę księżyca, gdy przeniknął ją chłód pogodnej nocy letniej, gdy owionął ją zapach ziół a powietrze, którem oddychała w dzieciństwie, głębokim westchnieniem podniosło pierś jej dziewiczą, Zazulka zachwiała się na nogach. Zdawało jej się, że umiera z radości.
Król Mikrus porwał ją w ramiona. Pomimo karlego swego wzrostu, siła jego była olbrzymia, to też uniósł Zazulkę, jakby nie była cięższą od źdźbła słomy, i tak przebiegali ziemię, jakby byli cieniem przelatujących w górze ptaków.
— Zazulko, za chwilę ujrzysz swą matkę. Posłuchaj jednak, co ci powiem. Jak ci przyrzekłem w dzień twego przybycia, każdej nocy widujesz we śnie jej obraz i każdej nocy drogi twój wizerunek okazuje się we śnie jej oczom. Matka twoja uśmiecha się do twego obrazu, mówi doń, i okrywa go pieszczotami. Dziś zażądałaś, bym ciebie żywą zawiódł do jej komnaty. Wypełnię twą prośbę, pod warunkiem jednak, że nie przemówisz do niej, nie dotkniesz jej nawet. Bo gdybyś warunek ten złamała, czar pryśnie, i nigdy już matka twa nie ujrzy ciebie, ani twego obrazu, który bierze za ciebie samą.
— Będę ostrożna! ale przyrzekam... maleńki królu Mikrusie, że będę ostrożna.... O Boże! to zamek mój, zamek!
Rzeczywiście zamek Żyznych Pól ukazał się na rozgwieżdżonem tle nieba. Zaledwie Zazulka przesłała pocałunek drogim ukochanym murom a już minęli łany pachnących lewkonii, rosnące u wejścia do miasteczka. Jeszcze chwila, a kręty gościniec, nad którego rowami unosiły się ciche świetliki, zawiódł ich aż przed bramę zamkową, którą król Mikrus otworzył również szybko i zręcznie, jak otwierał zamki swego państwa, niema bowiem kłódki, zasuwy, łańcucha i kraty, któraby mogła się ostać mocy Krasnoludka.
Zazulka przebiegła kręte schody, wiodące do sypialni matki. U drzwi jej przystanęła, oburącz powstrzymując gwałtownie bijące serce. Drzwi otworzyły się bez szelestu i w świetle lampki nocnej ujrzała matkę swą wychudzoną i pobladłą, z włosami siwiejącemi na skroniach, ale może piękniejszą jeszcze w tej melancholii, jaka widniała na jej licach, niż za czasów, gdy kosztowne szaty stroiły jej powiewną postać a dzielny rumak unosił ją przez łany Żyznych Pól. Księżna śniła właśnie, że Zazulka wchodzi do jej komnaty i z promiennym uśmiechem wyciągnęła obie ręce, by ją przygarnąć uściskiem. Już Zazulka, śmiejąc się i szlochając z nadmiaru szczęścia, biegła rzucić się w jej ramiona gdy nagle król Mikrus pochwycił ją w żylaste ręce i jak piórko podniósł z powrotem, w głąb podziemnego państwa Krasnoludków.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jacques Anatole Thibault.