Przejdź do zawartości

Zadig czyli Los/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Zadig czyli Los
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom pierwszy
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XVIII. Bazyliszek.

Przejeżdżając przez jakąś polankę, ujrzał gromadkę kobiet, szukających czegoś nadzwyczaj usilnie. Ośmielił się zbliżyć do jednej z nich, i zapytał, czy raczą zezwolić aby im dopomógł w poszukiwaniach. „Niech pana Bóg broni, odparła Syryjka; tego, czego szukamy, nie mogą dotknąć inne ręce, jak tylko kobiece. — To osobliwe, w istocie, rzekł Zadig; czy wolno spytać, co to za przedmiot, którego tylko kobietom wolno dotykać? — Bazyliszek, rzekła. — Bazyliszek, pani? Czemuż-to, jeśli łaska, szukacie panie bazyliszka? — Dla naszego pana i władcy Ogula, którego zamek widzisz oto nad rzeką, na skraju łąki. Jesteśmy jego bardzo pokornemi niewolnicami. Otóż, dostojny Ogul jest chory; lekarz zalecił mu spożyć bazyliszka ugotowanego w wodzie różanej; że zaś jest to zwierzę bardzo rzadkie i daje się ująć jedynie kobietom, Ogul przyrzekł uczynić swą żoną tę która mu przyniesie bazyliszka. Pozwól mi pan szukać, jeśli łaska, widzisz bowiem ileby mnie kosztowało, gdybym się dała uprzedzić towarzyszkom“.
Zadig zostawił dziewczęta ich poszukiwaniom i puścił się w dalszą drogę. Przybywszy nad brzeg innego znów strumyka, ujrzał znowuż damę spoczywającą na trawie. Z postawy jej nie było znać aby czego szukała. Kibić zdawała się majestatyczna, ale twarz pokryta była zasłoną. Leżała wpół-pochylona nad strumykiem; głębokie westchnienia wydzierały się z jej piersi. Trzymała w ręku laseczkę, którą kreśliła litery na miałkim piasku. Zadig ciekaw był zobaczyć co może pisać owa dama; zbliżył się tedy i ujrzał literę Z, potem A: zdumiał się; kiedy, następnie, pojawiło się D, zadrżał. Któż zdoła opisać jego zdziwienie, kiedy ujrzał, z kolei, ostatnie litery swego imienia. Przez jakiś czas, stał niemy, w osłupieniu; wreszcie, ozwał się niepewnym głosem: „O, szlachetna pani, przebacz nieszczęśliwemu cudzoziemcowi, iż ośmieli się spytać, przez jaki zdumiewający traf widzę tu imię ZADIGA skreślone twą boską ręką?“ Na ten głos, na te słowa, dama podnosi drżącą ręką zasłonę, spogląda na Zadiga, wydaje krzyk rozczulenia, zdumienia i radości, i, powalona nadmiarem wzruszeń, osuwa się zemdlona w jego objęcia. Była to Astarte we własnej osobie; była to królowa Babilonu; ta którą Zadig ubóstwiał, mimo iż wyrzucał sobie swą miłość; którą tyle opłakiwał i o której los tak się lękał. Na chwilę, postradał panowanie nad sobą; wreszcie utopił spojrzenia w oczach Astarte, które otwierały się wpół omdlałe ale przepełnione tkliwością i sromem. „O nieśmiertelne potęgi! wykrzyknął, które władacie losami mieszkańców tej ziemi, czy wracacie mi Astarte? w jakiejż chwili, w jakiemż miejscu, w jakim stanie oglądam ją z powrotem?“ Przypadł do kolan Astarte, uderzył czołem w proch okrywający jej stopy. Królowa podnosi się i sadza go przy sobie nad strumieniem; raz po raz ociera oczy, z których łzy zaczynają wciąż płynąć na nowo. Po dwadzieścia razy zaczyna mówić, ale jęki przerywają jej słowa; pyta kochanka jaki traf sprowadził tu ich oboje, przerywa jego odpowiedzi nowemi pytaniami. Rozpoczyna opowiadanie swych nieszczęść i wraz wywiaduje się o niedole Zadiga. Skoro wreszcie oboje ukoili pierwsze wzruszenia, Zadig w niewielu słowach opowiedział, w jaki sposób znalazł się na tej łączce. „Ale, o nieszczęśliwa i czcigodna królowo, jakim cudem odnajduję ciebie w tem ustronnem miejscu, w stroju niewolnicy, w towarzystwie innych niewolnych kobiet, szukających bazyliszka aby go ugotować w wodzie różanej na zlecenie lekarza?
— Pozwólmy im szukać, rzekła piękna Astarte; tymczasem opowiem ci co wycierpiałam: ach! wszystko przebaczam niebu z chwilą gdy cię oglądam. Wiesz, że król, mój małżonek, krzywem okiem patrzał na to iż byłeś najmilszym z ludzi; z tej też przyczyny powziął, pewnej nocy, postanowienie, aby ciebie kazać udusić a mnie otruć. Wiesz, jak niebo dozwoliło, aby karzełek niemowa uprzedził mnie o rozkazie Wzniosłego Majestatu. Zaledwie wierny Kador zniewolił cię abyś mi był posłuszny i uciekał, zacny ten człowiek odważył się dostać do mnie, w nocy, tajemnem wejściem. Uprowadził mnie i zawiódł do świątyni Orosmady, gdzie jego brat, będący tameczsym magiem, zamknął mnie w olbrzymim posągu, którego podstawa sięga fundamentów świątyni, głowa zaś dotyka sklepienia. Byłam tam jakby zagrzebana żywcem; ale, dzięki opiece maga, nie zbywało mi na niczem. Tymczasem, o brzasku, aptekarz Jego Królewskiej Mości wszedł do pokoju, niosąc napój sporządzony z blekotu, makowca, szaleju, ciemierzycy i akonitu, inny zaś dygnitarz udał się do ciebie ze sznurem z niebieskiego jedwabiu. Nie znaleziono nikogo. Aby lepiej oszukać króla, Kador przyszedł oskarżyć nas oboje. Powiedział, że ty puściłeś się do Indyj, ja zaś do Memfisu; posłano zauszników w pościg za nami.
Gońcy, którzy mnie szukali, nie znali mnie. W ciągu mego królowania, nie ukazałam niemal nikomu swej twarzy, z wyjątkiem ciebie jednego, na rozkaz i w obecności małżonka. Biegli w pościg za mną, szukając jedynie wedle podanego rysopisu. Na granicy Egiptu, ujrzeli kobietę tego samego wzrostu co ja, i, być może, bogatszą odemnie w uroki. Była zapłakana, zdawała się błąkać. Nie wątpili, iż mają przed sobą królowę Babilonu; zawiedli ją przed Moabdara. Omyłka ich rozgniewała gwałtownie króla; ale niebawem, przyjrzawszy się bliżej schwytanej kobiecie, uznał że jest bardzo ładna: pocieszył się. Nazywała się Missuf. Powiedziano mi później, że imię to znaczy po egipsku piękna kapryśnica. Była nią w istocie; ale kryło się w tem tyleż sztuki co kaprysu. Spodobała się Moabdarowi. Opanowała go do tego stopnia, iż kazała się ogłosić jego żoną. Wówczas, charakter jej objawił się w całej pełni; popuściła, bez żadnych względów, cugli wszystkim szaleństwom wyobraźni. Chciała zmusić naczelnika magów, starego i cierpiącego na pedogrę, aby tańczył przed nią; gdy mag odmówił, prześladowała go jak mogła. Wielkiemu koniuszemu kazała, aby przyrządził placek nadziewany konfiturą. Daremnie wielki koniuszy przedstawiał że nie jest cukiernikiem; trzeba mu było usłuchać, poczem wypędzono go, ponieważ placek był przypalony. Dała miejsce wielkiego koniuszego swemu karłowi, miejsce zaś kanclerza paziowi. W ten sposób rządziła Babilonem. Całe miasto wzdychało za mną. Król, który był niezłym człowiekiem aż do chwili w której zamierzył mnie otruć a ciebie udusić, pogrzebał wszystkie swoje cnoty w nieumiarkowanej miłości dla pięknej kapryśnicy. Zaszedł do świątyni w wielki dzień Świętego Ognia. Ukląkł u stóp posąga w którym byłam zamknięta, modląc się o szczęście dla Missuf. Oburzona, krzyknęłam głośno: „Bogowie nie przyjmują modłów króla który stał się tyranem, który chciał zgładzić ze świata godną małżonkę, aby poślubić szaloną błaźnicę“. Słowa te wstrząsnęły Moabdarem do tego stopnia, iż rozum mu się zmącił. Wyrocznia moja oraz tyrania Missuf wystarczyły aby mu pomięszać zmysły. Oszalał w ciągu kilku dni.
Szaleństwo jego, które zdawało się karą nieba, stało się hasłem buntu. Wszczęło się powstanie, miasto chwyciło za broń. Babilon, tak długo pogrążony w bezczynnej gnuśności, stał się teatrem straszliwej wojny domowej. Wydobyto mnie z czeluści posągu, i postawiono na czele jednego ze stronnictw. Kador popędził do Memfisu, aby ciebie sprowadzić do Babilonu. Książę Hirkanii, słysząc te opłakane wieści, powrócił ze swą armią, aby stworzyć w Chaldei trzecią partyę. Zaatakował króla, który, wraz ze swoją postrzeloną Egipcyanką, ruszył naprzeciw niemu. Moabdar zginął, przeszyty ciosami. Missuf wpadła w ręce zwycięzcy. Nieszczęście moje chciało, iż i ja dostałam się w ręce jakiegoś Hirkańskiego oddziału, i że, zawiedziono mnie przed księcia, niemal równocześnie z Missuf. Pochlebi ci to zapewne, skoro się dowiesz iż spodobałam się księciu bardziej od Egipcyanki; ale ze zgrozą przyjdzie ci usłyszeć iż przeznaczył mnie do swego seraju. Oświadczył bardzo stanowczo, iż, skoro tylko zakończy wojnę, przybędzie do mnie. Osądź moją boleść! Węzły łączące mnie z Moabdarem pękły, mogłam należeć do Zadiga, i oto popadłam w kajdany barbarzyńcy! Odpowiedziałam mu z całą dumą, jaką tchnęła we mnie godność moja i uczucie. Zawsze słyszałam, iż osobom mego urodzenia niebo daje wrodzony majestat, który, jednem słowem i spojrzeniem, zdolny jest przywieść do szacunku śmiałków, ważących się przekroczyć jego granice. Odezwałam się jak królowa, ale potraktowano mnie jak pokojówkę. Hirkańczyk, nie racząc mi nawet odpowiedzieć, rzekł do czarnego eunucha że jestem źle wytresowana, ale że mu się podobam. Kazał mieć o mnie pieczę i wziąć mnie na stół faworytek, aby mi odświeżyć płeć i uczynić na przyszłość godniejszą jego względów. Rzekłam, iż się zabiję; odpowiedział, śmiejąc się, że takie rzeczy się nie zdarzają, że przyzwyczajony jest do tych fochów; poczem opuścił mnie, z miną człowieka który zamknął papugę w swojej menażeryi. Cóż to za los dla pierwszej królowej świata! więcej powiem: cóż za los dla serca które należało do Zadiga!“
Na te słowa, Zadig rzucił się do jej kolan i zrosił je łzami. Astarte podniosła go tkliwie, i ciągnęła w ten sposób: „Ujrzałam się tedy w mocy barbarzyńcy, jako rywalka szalonej z którą mnie wraz zamknięto. Opowiedziała mi okoliczności swego uprowadzenia z Egiptu. Z rysów jakimi cię odmalowała, ze zgodności czasu, z dromadera na którym przybyłeś, ze wszystkich okoliczności, odgadłam, że to Zadig potykał się za nią. Nie wątpiłam iż znajdujesz się w Memfisie; postanowiłam się tam schronić. „Piękna Missuf, rzekłam, jesteś o wiele milsza odemnie, o wiele skuteczniej rozerwiesz księcia Hirkanii. Ułatw mi ucieczkę: będziesz panowała sama, mnie uszczęśliwisz, sama zaś pozbędziesz się rywalki“. Missuf ułożyła ze mną plan ucieczki. Wymknęłam się potajemnie z niewolnicą.
„Byłam już blisko Arabii, kiedy słynny rozbójnik, imieniem Arbogad, uprowadził mnie i sprzedał. Kupcy przyprowadzili mnie do tego oto zamku, gdzie mieszka możny Ogul. Kupił mnie, nie wiedząc kim jestem. Jestto człowiek całą duszą oddany uciechom: myśli jedynie o żołądku, i mniema iż Bóg zesłał go na świat poto aby sam jadł i karmił drugich. Jest nadzwyczajnej tuszy, która grozi mu w każdej chwili uduszeniem. Lekarz jego, który, o ile pan trawi dobrze, małe ma u niego zachowanie, rządzi nim despotycznie z chwilą gdy się przejadł. Wmówił weń, iż jedynem lekarstwem byłby tu bazyliszek gotowany w wodzie różanej. Ogul przyrzekł zaślubić niewolnicę, która przyniesie bazyliszka. Jak widzisz, pozwalam się im dobijać na wyprzódki o ten zaszczyt, a jeżeli nigdy nie stałam o to aby znaleźć bazyliszka, to cóż dopiero dziś, kiedy niebo pozwoliło mi cię znów oglądać“.
Wówczas Astarte i Zadig powiedzieli sobie wszystko, co długo powściągane uczucie, co nieszczęścia ich i miłość mogły zrodzić w szlachetnych i gorących sercach; opiekuńcze zaś duchy miłości zaniosły ich słowa aż do stref Wenery.
Dworki wróciły do domu nic nie znalazłszy. Zadig kazał się oznajmić Ogulowi j tak przemówił: „Niechaj nieśmiertelne zdrowie zstąpi z nieba, aby mieć pieczę o wszystkie dni twoje! Jestem lekarzem; przybyłem tu na wieść o twej chorobie, i przyniosłem ci bazyliszka gotowanego w wodzie różanej. Nie znaczy to, bym się ubiegał o zaszczyt małżeństwa z tobą. Proszę cię tylko o wolność dla młodej Babilonki, która jest w domu twoim od kilku dni. Godzę się zostać w niewoli na jej miejsce, jeśli nie będę miał szczęścia uleczyć wspaniałego Ogula“.
Ogul zgodził się. Astarte odjechała do Babilonu, ze sługą Zadiga, przyrzekając natychmiast wysłać kurjera z wiadomościami. Pożegnania ich były równie czułe jak wprzódy poznanie. Chwila spotkania i chwila rozłączenia, to dwie największe epoki w życiu, powiada księga Zend. Zadig kochał królowę tak jak jej przysięgał, królowa zaś kochała Zadiga więcej niż mówiła.
Tymczasem, Zadig przemówił do Ogula w te słowa: „Panie, mego bazyliszka nie jada się, cała jego moc musi wejść w ciebie przez pory. Włożyłem go do małego bukłaczka, szczelnie nadętego i obleczonego cienką skórką: otóż, ty, panie, zechciej rzucać mi ten bukłaczek z całej siły, ja zaś będę ci go odsyłał raz po razu. Po kilka dniach tego ćwiczenia, ujrzysz co potrafi moja sztuka“. Pierwszego dnia, Ogul zasapał się cały; myślał że zginie ze zmęczenia. Drugiego, czuł się mniej znużony i spał lepiej. W ciągu tygodnia, odzyskał siły, zdrowie, lekkość i wesołość swych najpiękniejszych lat. „Grałeś w piłkę i byłeś wstrzemięźliwy, rzekł Zadig; dowiedz się, że niema bazyliszka w przyrodzie, ale że zawsze można zachować zdrowie dzięki umiarkowanemu życiu i ćwiczeniu; chcieć zaś pogodzić zdrowie i obżarstwo, to sztuka równie chimeryczna jak astrologia, kamień filozoficzny i teologia magów“.
Nadworny lekarz Ogula, czując jak bardzo poglądy przybysza niebezpieczne są dla medycyny, zmówił się z aptekarzem, aby wyprawić Zadiga na połów bazyliszków na tamtym świecie. Tak, Zadig, doznawszy zawsze kary ilekroć uczynił coś dobrego, omal nie przypłacił śmiercią tego, że uleczył żarłocznego magnata. Zaproszono go na wyśmienity obiad. Miano go otruć przy drugiem daniu; ale, przy pierwszem, otrzymał pismo od pięknej Astarte. Wstał od stołu i odjechał. Człowiek kochany przez piękną kobietę, powiada wielki Zoroaster, zawsze się jakoś wykpi z każdej sprawy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.