Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoie opisuiący/Rozdział XXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Dymitr Krajewski
Tytuł Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoie opisuiący
Wydawca Michał Gröll
Data wyd. 1785
Druk Michał Gröll
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXIII.

Smierć ſzwagra mego nową otworzyła Scenę. Odebrałem liſt od Sioſtry, w ktorym mi donioſła o tym ſmutnym dla niey przypadku z oświadczeniem, iż pragnie mię uściſkać i oddać chętnie ſpadaiącą na mnie cząſtkę Fortuny. Wyiechałem zaraz z Warſzawy abym uściſkał tak kochaną Sioſtrę i oglądał miłe gniazdo Imienia naſzego Zdarzyn. O! iak rzadki przykład podobney miłości w Rodzeńſtwie! Obiąłem na ſiebie Wioſki bez żadnych koworodow Prawnych. Sioſtra moia, kochaiąca Brata i ſłuſzność, nie chciała iść za radą ſwego Plenipotenta, aby wybiegami Prawnemi utrzymywać ſię przy cudzey właſności, a ia wolałem ażeby ona raczey aniżeli Prawni z naſ korzyſtali.
Jak mile byłem od niey przyięty, iakie rozrządzenie Domu, Goſpodarſtwa, Dzieci, i ſamych nawet rozrywek zaſtałem, opiſzę ieżeli mi czaſ pozwoli.[1] Doſyć natym, że ośm mieſięcy przez ktòre bawiłem ſię w iey Domu, były dla mnie, iak mówią iednym momentem. Zdawało mi ſię żem znowu powrócił do Sielany, używaiąc tych wſzyſtkich ſłodyczy wieyſkich, których zakoſztowałem w tym Kraiu.
Zyiąc ſwobodnie w Domu Sioſtry, i cieſząc ſię Sieſtrzeńcami, i Sieſtrzenicami memi, w ktorych Edukacyi, wiele podobieńſtwa upatrywałem do wychowania Młodzieży Sielańſkiey, poſtanowiłem oſiwieć Kawalerem i nigdy ſię nie żenić; Ale gdym ſię z tą myślą oświadczył przed Sioſtrą, zganiła przedſięwzięcie moie, radząc mi, abym nie dał upadać Imieniowi naſzemu, ktorego byłem oſtatnim zabytkiem. Częſte iey uwagi, i podchlebna nadzieia, iż znaydę dla ſiebie Przyiaciela z takiemi przymiotami umyſłu i ſerca, iakie zdobiły Sioſtrę, nakłoniły mię nakoniec żem zaczął myśleć o poſtanowieniu moim, przekonany o tym, iż Niebo ſtworzyło Płeć Niewieścią, aby ta poprawiała w nas przywary ſerca.
Chęć moia była ſzukać dla ſiebie Przyiaciela w ſąſiedztwie Sioſtry. Pani Skarbnikowa Wdowa Sąſiadka naſza wychowana na Wſi, i tym ſię nayczęściey ſzczycąca w mowie, iż nie zna chwała Bogu Warſzawy, żałowała częſto tych wſzyſtkich, ktorzy biorą Panienki wychowane na wielkim Swiecie, a rozwodząc ſię nad pochwałami cnòt Wieyſkich, tak dobrze ie malowała, że chociaż nie znacznie, wſzyſtkie iednak razem ſtawiała ie w Oſobie ſwoiey. Ale częścią, iż poſtrzegałem, do iakiego końca zmierza ta litość Pani Skarbnikowey, częścią iż wyznaczony od Boga Przyiaciel nikogo nie minie, ſtało ſię, żem wyiechał w intereſie moim do Warſzawy, a tak Proiekt iey nie przyſzedł do ſkutku.
Chodząc około intereſu, niewiem, iakim ſpoſobem dowiedziano ſię o zamyśle moim, i o maiątku. Kilka Dam dobroczynnych, a oſobliwie Pani Czeſnikowa przez miłość Rodzaiu Ludzkiego, aby ſię rozpleniał, kilka iuż młodych Małżeńſtw ſkoiarzywſzy, mnie także ſwatać zaczęła z kuzyną ſwoią równą mi co do wieku, maiątku, i Imienia oprócz ſkłonności, o ktòre mniey dbała.
Gdym ſię oſwobodził z tey ſkoiarzoney miłości, interes Przyiaciela mego wprowadził mię w Dom iednego bogacza, ktory żyiąc z lichwy, rozumiał iż bogactwa ſą naywiękſzym uſzczęśliwieniem Człowieka. Wiedział on, żem był Młodzianem i doſyć maiętnym; A że poſpolicie każdy ieſt łatwy w przyſłużeniu ſię komu innemu ſługą, którego dobrze nie zna, i Zoną, z którą mieſzkać nie będzie, przekładał mi partyą bogatą iedney Wdowy, która za każdy dzieſiątek lat ſwoich zapiſywała mi ſto tyſięcy, coby uczyniło ſześćkroć ſiedymdzieſiąt tyſięcy. Przyznam ſię, iż nie myślałem, iak wielu, ktorzy młodość poczytuią za wielkie powaby do Stanu Małżeńſkiego. Ale nierówność wieku, a nawet i maiątku dały mi do myślenia, iż za tym idzie różność w ſkłonnościach, źrzódło niezgody i nie uſzczęśliwienia.
Odmówiłem Wdowie niechcąc, aby dla moiey miłości Dzieci iey były tak nieſzczęśliwe, iak ia i Sioſtra moia dla naſzego Oyczyma. Może, iż nowe wdzięki, które mię uięły za ſercę, dopomogły mi do tey rezolucyi. Bywaiąc częſto w Domu Pani Starościny, powziąłem ſerce ku iey Sieſtrzenicy, i tak iuż ſzaleć zacząłem iak ci wſzyſcy ktorzy ſię pierwſzy raz kochaią. Miłość z ſiebie ſamey doſyć mię czyniła nędznym, dopieroż bardziey, gdy przyſtąpiła do niey zazdrość. Im bardziey poſtrzegałem oboiętność ku mnie tey ktorą kochałem, a grzeczność ku drugim, tym więkſze czułem dręczenie ſerca. W tym ſtanie widząc mię Przyiaciel mòy, ktory częſto bywał w Domu moim, gdym przednim wynurzył wſzyſtkie ſkrytości ſerca tak do mnie mówić zaczął: Są ktorzy ſię żenią bez miłości, nakſztałt ſytych, ktorzy ſiadaią do ſtołu w nadziei iż im przyidzie apetyt. Są przeciwnie tacy, którzy iak WPan zapaliwſzy ſerce miłością, wzniecaią co raz bardziey ten ogień, aż ſię na koniec zapala i głowa; a z tego pożaru wyrwane ſerce, tym prędzey ſtygnie, im bardziey przedtym pałało. Jedni żenią ſię z kochania, drudzy z powodow przyzwoitości, inni niewiedząc co robią, inni nakoniec niewiedząc co maią robić. Ten, ktory ſię żeni z ślepey miłości, niewidząc tego w ſwoiey kochance, co cały Swiat w niey upatruie, widzi potym nieròwnie więcey, iak inni przedtym w niey upatrywali. Szuka kto poſagu? Nie żeni ſię, ale handel prowadzi. Szuka ładney i młodey Zony? Nie żeni ſię, ale Dom ſwóy otwiera dla Przyiaciół. Szuka pięknego Imienia? Nie żeni ſię z Przyiacielem, ale z ſwoią dumą. Starzec bierze młodą? Nie żeni ſię, ale czyni z ſiebie igrzyſko ludziom i Zonie, ktòra nim gardzi. Młody bierze ſtarą? Nie żeni ſię, ale zdaniem młodych ſzaleie. Kto ſię żeni obiera ſobie Przyiaciela z ſkłonności nie z intereſu, a to w tenczaſ ſię dzieie, kiedy oboie wſpólnie ſię ſzukaiąc, znayduie iedno w drugim równość wieku, Imienia, Maiątku i ſkłonności.
Co do mnie (rzekł daley) niechciałem ani tak nagle ſzukać Zony, iak ci, ktorzy ſię młodą żenią dla tego iż ożenienie ieſt u nich głupſtwem, ktore wiek tylko młody wymawia przed Swiatem, ani tak długo rozważać, iak ſtarzy Kawalerowie, ktorzy chcąc dobrze obrać, ſiwieią na koniec bez żony.
Ta mowa Przyiaciela, obudziwſzy mię właśnie iak z letargu pomogła do tego, żem oſwobodził ſerce z miłości ku tey, do ktorey wzdychałem niebędąc kochanym, a uſzczęśliwienie moie maiąc za naypierwſzy zamiar w poſtanowieniu, znalazłem Zonę, nierówną (iak Przyiaciele ſądzili) co do Maiątku, ale podobną do mnie co do ſpoſobu myślenia, i doſyć na tym żem z nią zupełnie ſzczęśliwy.
W początkach pobrania ſię naſzego, ubolewali Przyiaciele częścią nademną, częścią nad Zoną moią, znayduiąc wiele nieprzyzwoitości w poſtanowieniu naſzym. Jedni dawali mi do zrozumienia, że nie miała doſyć Edukacyi, drudzy że iey nadto miała; Ci nieznaydowali w niey żywości i wdziękòw, ktoreby wyrównywały iey urodzie, tamci żałowali mię, że iey żywość i uroda przyprawi mi rogi. Młodzi przypiſywali roztropność Zony ſurowości moiey i zbyteczney ſtraży, ſtarzy śmiali ſię zemnie, iak z Człowieka bez doświadćzenia, żem nadto ufał Zonie. Kochanko! (rzekłem do niey w kilka dni po ślubie) ſzczupły naſz maiątek niewyſtarcza na takie życie, iakie dotąd prowadziemy. A gdy zmieſzana temi ſłowy, ſpytała ſię iakimby ſpoſobem zaradzić temu można? proponowałem iey wyiazd z Warſzawy, i mieſzkanie na Wſi, gdzie przy oſzczędności, i goſpodarſtwie poprawić można ſtan uſzczuplonych intrat.
Niewiem, co by na to powiedziały, bardziey do Warſzawy niż do Mężów ſwoich przywiązane Zony. To pewna, iż moia nie doſtała z tąd, ani Migreny, ani Spazmów, ani Waporow, owſzem oświadczaiąc mi, iż miała ſobie za naywiękſze uſzczęśliwienie dzielić ze mną los iaki ſię zdarzy, utwierdziła mię w zdaniu, ktore miałem ſtaraiąc ſię o nią, iż nie mieyſce, ale ſpoſob wychowania czyni złe, albo dobre Zony.
Gdy ſię wieść rozeſzła o wyieździe naſzym z Warſzawy, ſtarali ſię przyiaciele wſzelkiemi ſpoſobami, aby nas odwieść od tego. Szkoda tych przymiotów, mowił Pan Szambelan, aby ie grzebać na Wſi, a z litości nad loſem Zony moiey, podawał iey proiekta do rozwodu, ſtawiaiąc przed oczy perſpektywy lepſzego ſzczęścia; Naybardziey iednak damy tkliwe na nieſzczęścia, ktore ſię Płci naſzey zdarzaią, ubolewały nademną, żem powracał na Wieś dla częſtych Gości, ktorych Zona moia miewała u ſiebie.
W wilią wyiazdu mego ſpytałem ſię Zony czegoby ſobie życzyła z Warſzawy dla rozrywki na Wieś, ofiaruiąc iey 500 Czerwonych Złotych na różne ſprawunki. Chociaż wyprawa, którą wzięła z Domu, wyſtarczać iey mogła na lat kilka, wiedziałem iednak, iż potrzeby kobiece, a oſobliwie żądania nowych Mężatek, nie maią nigdy końca.
Rozumiałem, że kanarki gile uczone, Pieſki, Myſzy białe, klatki, pudełka, arfy, gitary, tak mi zabierą mieyſce w powozie, iak owemu nieborakowi w Satyrze Modney Zony, alem ſię zdziwił, gdy zamiaſt tych fraſzek trzy tylko pudła obaczyłem w Przedpokoiu. W pierſzym był Fortepian roboty Wierzbowſkiego, w drugim Papiery Muzyczne, w trzecim Xiążki Francuzkie, między któremi nieznalazłem ani Romanſòw, ani Dzieł Teatralnych, oprócz Xiążek niewinnych w tym Rodzaiu, Pani de Genlis[2]
Wſtrzymać ſię nie mogłem od radości widząc to przygotowanie do życia Wieyſkiego. Wnoſiłem ſobie, i nienadaremnie, iż przeſtaiąc na tak ſzczupłych potrzebach, ſerce iey nieſkażone chciwością odmian i dziwactw Wielkiego Swiata znaydzie dla ſiebie uſzczęśliwienie w zaciſzu Wieyſkim, i życie to nudne dla Oſób przyuczonych do zgiełku, będzie iey miłe, gdy tym ſpoſobem umie ſię zabawić. Przyłożyłem ſię także z moiey ſtrony do tego przygotowania na Wieś, biorąc z ſobą dzieła Konarſkiego, Kraſickiego, Naruſzewicza, Karpińſkiego, Kluka, Oſińſkiego o Rudach Kraiowych i Fizykę, Prawo Polityczne, Prawo Cywilne.....
Pierwſzych trzech Autoròw Piſma poznawſzy ieſzcze w Domu Sioſtry moiey, zdawało mi ſię, że w pierwſzym widziałem owego Sapauſa, ktory pierwſzy pracował w Modolu około poprawy Wymowy i przywrócenia do Kraiu pożytecznych Nauk. W drugim owego Milorima, który był wzorem iaſnych wyrazów i dobrego piſania. W trzecim owego Sallirima, ktory pierwſzy wſkrzeſił Poezyą Kraiową, i piſał chwalebnie Dzieie Narodu ſwego. Praca tych Mężów zdobi teraz Biblioteczkę moią, i iey przypiſuię guſt, który zabrałem do czytania Xiążek w Polſkim Języku.
Pierwſze dni mieſzkania na Wſi bywaią poſpolicie przykre. Ale Zona moia nie nauczona nudzić ſię w Warſzawie, dlatego, iż od dziecińſtwa włożyła ſię w pracę, która zatrudniała iey myśli, niedoznawała tęſknoty, która poſpolicie wypędza ze Wſi damy przyuczone do życia na Wielkim Swiecie; Co więkſza, z odmianą życia nie odmieniła bynaymniey weſołego humoru. Goſpodarſtwo domowe, muzyka i czytanie Xiążek, ſpoſobiących ią do przymiotów dobrey w przyſzłym czaſie Matki, były dla niey rozrywką nie równie milſzą iak nudne gadanie o ſtroiach, pieſkach i Teatrze.
Zoſtałem pomieſzkanie ſzczupłei i niewygodne w Oficynie, ktorą świętey Pamięci Matka moia kazała zbudować, opuściwſzy Dom murowany, gdzie po śmierci Oyca mieſzkać nie mogła dla ſtrachow. Naypierwſzym moim ſtaraniem było poprawić ten Dom, ktory nie tak dawnością, iako bardziey zaniedbaniem był ſpuſtoſzony. Gdy iuż kończono poſadzkę i w krótkim czaſie miałem ſię ſprowadzić, Pani Starościna Sąſiadka naſza co rok dla zdrowia ieżdząca za Granicę, powróciwſzy ze Spa, raczyła nas odwiedzić; A iako Dama dobrego guſtu przewieść na ſobie nie mogła, aby mi nie wytknęła wad oſobliwſzych, ktore ią uderzyły w oczy Dom mòy oglądaiąc. Kazałem powiękſzyć drzwi, i okna i przenieść ie z iednego mieyſca na drugie, co odmieniaiąc wewnętrzne rozrządzenie, trzeba było Dom cały z gruntu prawie przerabiać.
Łaſkawe Sąſiedztwo żyło z nami w przyiaźni co dzień nie byłem bez Gościa, ale co dzień muſiałem coś na uwagę Gościa w Domie przerabiać. Łamałem mury, chcąc wſzyſtkim dogodzić, i przenoſił z mieyſca na mieyſce drzwi, okna, i kominy, ktore w koło obiechawſzy wracały znowu na dawne mieyſce, gdy na koniec Pani Czeſnikowa wielka Przyiaciółka nieboſzczki Matki moiey, opowiedziawſzy mi hiſtoryą o ſtrachach, ktore widywała w tym Domie, radziła mi, abym poprzeſtał koſztu, przypiſuiąc zwłokę w dokończeniu, przeſzkodzie pochodzącey od ſtrachów.
Nie ma więkſzey przeſzkody do wykonania zamyſłòw naſzych (odezwała ſię na to Sioſtra) iak gdy wſzyſtkim ſię ſtaramy dogodzić..... Uſłuchałem iey rady i w iednym Roku ſkończyłem pomieszkanie. Prawda, iż Przyiaciele upatruią w nim wady, ale gdybym był obierał Zonę i ſtawiał Dom według ich zdania, trafiłbym był może iak ci co ſię rozwodzą, albo co całe życie buduią, a nie maią gdzie mieſzkać. Bayka o Młynarzu[3] uczy go, iak trudno ieſt wſzyſtkim dogodzić. Powtarzam częſto ſobie to, co on błąd ſwòy uznawſzy:

Odtąd niech mi kto iak chce co nagania
Niech czy odwraca, lub też do czego nakłania
Za moią głową póydę, choć, by mię kto winił,
Zrobił Młynarz iak myślił, i dobrze uczynił.



KONIEC I. TOMU.







  1. W Drugim Tomie Przypadkow moich.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Stéphanie Félicité du Crest de Saint-Aubin, Comtesse de Genlis (25.1.1746—31.12.1830) — autorka dydaktyczno-moralnych powieści dla młodzieży oraz swoich pamiętników.
  3. Przekładnia Woyciecha Jakubowskiego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Dymitr Krajewski.