Przejdź do zawartości

Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom VII/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom VII
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.

Od dnia owego, kiedy Piotr wyszedł z domu Marji Dmytrówny, upojony spojrzeniem łzawem Nataszki, tak pełnem wdzięczności dla niego i w którym podziwiał następnie kometę, rozkładającą szeroko na niebie swój warkocz promienisty, od dnia tego otworzył się przed nim nowy horyzont. Przestał badać i zastanawiać się nad zagadnieniem tak go dawniej udręczającem: o nicości i głupocie ludzkiej. Straszliwe i ponure zagadki, które co chwila pojawiały się w jego umyśle, znikły jakby pod dotknięciem rószczki czarodziejskiej, przed jej zachwycającym obrazem. Czy rozmawiał z kim, słuchając paplaniny najmniej zajmującej, czy opowiadano mu o jakimś czynie najpodlejszem, o czemś najpotworniejszem, nie trwożył się tem tak jak dawniej. Nie pytał więcej po co ludzie tak się troszczą i niepokoją o to „jutro“, skoro po życiu tak krótkiem miało nastąpić coś nieznanego i nieokreślonego. Wyobrażał sobie , taką jaką widział w owej chwili błogosławionej, a wszelkie wątpliwości ulatywały bezpowrotnie z jego duszy. Wspomnienie o Nataszce podnosiło go moralnie, unosząc w sfery nadziemskie, czyste, idealne... Tam nie było winnych, nie istniała zbrodnia. Tam panowała wyłącznie piękność i miłość, dwa jedyne motory i cele istnienia, tu, na tym łez padole. Choć był zmuszony patrzeć na najstraszniejsze nędze moralne ludzkości, powtarzał w duchu:
— Cóż mnie to w końcu obchodzi, że ten i ów złodziej prosty, rabujący państwo i cara, zamiast kary, zostaje obsypywany dostojeństwami, skoro Ona uśmiechnęła się do mnie wczoraj tak słodko, skoro prosiła mnie usilnie, żebym wrócił do nich dziś, skoro kocham nad życie, a nikt nigdy nie dowie się o tem!
Bywał wszędzie, jak i dawniej, jadł i pił zapamiętale, prowadząc życie zupełnie bezczynne. Gdy jednak wieści z teatru wojny, stawały się z dniem każdym niepokojące, a Nataszka odzyskała była najzupełniej zdrowie i siły, co było dotychczas pokrywką jego odwidzin codziennych, zaczął Piotr odczuwać na nowo, dawny rozstrój gorączkowy. Przeczuwał, że coś się zmieni w trybie dotychczasowym życia jego, że nastąpi jakaś nieunikniona katastrofa. Badał zatem niecierpliwie wszelkie oznaki poprzedzające niejako ową katastrofę. Jeden z braci masonów udzielił mu przepowiedni tyczącej się Napoleona, a wyjętej z Apokalipsy. Jest tam powiedziano:
„Tu jest mądrość. Kto ma rozum niech zrachuje liczbę Bestji. Albowiem liczba jest człowieka: a liczba jego sześćset sześćdziesiąt i sześć“.
Dalej zaś:
„I dane Jej są usta mówiące wielkie rzeczy i bluźnierstwa, i dano jej moc czynić czterdzieści i dwa miesiące“.
Podług klucza, danego mu przez owego masona, te dwa słowa: Cesarz Napoleon, wynosiły liczbę 666, według rachunku hebraicznego, następnie czterdzieści i dwa miesiące, miały odnosić się do czterdziestu dwóch lat życia Napoleona, rok zatem 1812 powinien był według tej przepowiedni położyć kres jego podbojom i skruszyć jego potęgę. Ta przepowiednia tak silnie podziałała na wrażliwy umysł Piotra, że zaczął szukać czegoś podobnego w swoim narodzie, aby przeciwstawić owej przepowiedni. Żadna jednak kombinacja nie udawała mu się ani z carem Aleksandrem, ani z nazwiskami wybitnych wodzów w armji rosyjskiej. Strzeliło mu w końcu do głowy, napisać Moskal Bestużew, opuszczając imię Piotr i tytuł. Teraz liczyło to równo liter czternaście, tak samo jak Cesarz Napoleon, można było zatem, na tej samej podstawie, wyciągnąć z tych dwóch wyrazów liczbę 666.
Dla czego i jakim cudem, miał on być przyczepiony do wypadku tak wielkiej doniosłości, zapowiedzianego jeszcze w Apokalipsie?... Mimo że tego wcale nie pojmował, nie wątpił w to ani chwili! Miłość płomienna, którą uczuł dla Nataszki, Antychryst, kometa, najazd Rosji przez Napoleona, liczba 666 odkryta w jego tytule i imieniu, jak i w Moskal Bestużew, całość ta pełna zjawisk i faktów dziwnie skomplikowanych, obudziła w nim na nowo szereg wątpliwości niepokojących i udręczających najokropniej. W miarę jak ta praca jego umysłu dojrzewała, musiała wyrwać Piotra gwałtownie, z dzisiejszego trybu życia bezczynnego i bezmyślnego, który ciężył mu, niby kula przykuta do nogi galernika, musiała doprowadzić go do spełnienia jakiegoś czynu bohaterskiego i do osiągnienia wielkiego szczęścia!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Ponieważ był obiecał przynieść Rostowom manifest, zanim zostanie wydrukowany, Piotr udał się nazajutrz w niedzielę do hrabiego Roztopczyna, aby poprosić go o jeden egzemplarz. Spotkał się w poczekalni oko w oko z kurjerem wysłanym prosto z pola walki. Był to jego dawny znajomy, jeden z najlepszych i niestrudzonych tancerzy na wszystkich balach w Moskwie.
— Mógłbyś mi hrabio kochany oddać wielką przysługę — rzekł kurjer. — Mam pełną torbę listów prywatnych, pomóż mi w rozdaniu tychże.
Piotr jak zwykle, przystał na to z całą uprzejmością. Między innemi znalazł i list Mikołaja Rostowa, adresowany do rodziców. Roztopczyn wręczył mu w chwilę później manifest cara, rozkaz dzienny do armji i swoje własne rozporządzenia, jako gubernatora w Moskwie. Przechodząc wzrokiem spis zabitych i rannych, znalazł Piotr nazwisko Rostowa, obdarzonego krzyżem św. Jerzego za chrabrost okazaną w potyczce pod Ostrową. O kilka wierszy niżej była nominacja Andrzeja Bołkońskiego na pułkownika strzelców. Ponieważ pragnął udzielić jak najrychiej swoim przyjaciołom wiadomość o czynie bohaterskim, dokonanym przez ich syna, posłał im natychmiast list Mikołaja z owym spisem, gdzie było wymienione i nazwisko Bołkońskiego. Później miał im sam zanieść manifest i rozporządzenie drukowane Roztopczyna.
Wszystko przyczyniało się wielce, do podniecania gorączkowego i denerwowania Piotra w stopniu najwyższym. Rozmowa z Roztopczynem, ponurym i mocno zafrasowanym, opowiadanie „od niechcenia“, o niepowodzeniach wojsk rosyjskich, owego porucznika, wysłanego do Moskwy kurjerem, pewna broszurka bezimienna, która wpadła mu była w ręce przypadkiem, a gdzie zapowiadano ni mniej ni więcej, tylko wkroczenie Francuzów do obu stolic rosyjskich, nareszcie przyjazd cara do Moskwy zaraz nazajutrz.
Gdyby Piotr nie był zapisał się na członka masonerji, głoszącej zasady ekstra pokojowe, byłby prawdopodobnie wstąpił do wojska natychmiast, mimo swojej tuszy olbrzymiej, której zaczynał się żenować po trochę. I to go zresztą wstrzymywało, że Moskal Bestużew, zgadzał się na jotę z owemi wyrazami cesarz Napoleon i z przepowiednią odwieczną w Apokalipsie. Skoro był więc przeznaczony do pokonania owej Bestji, powinien był czekać w spokoju, co wyniknie z tego wszystkiego.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.