Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i z przepowiednią odwieczną w Apokalipsie. Skoro był więc przeznaczony do pokonania owej Bestji, powinien był czekać w spokoju, co wyniknie z tego wszystkiego.





XIX.

Było od dawna przyjętym zwyczajem u Rostowów, że w każdą niedzielę zbierało się u nich na objad kółko „najserdeczniejszych“. Ma się rozumieć, że Piotr stał na ich czele, jako najlepszy przyjaciel całego domu. Poszedł dnia tego wcześniej, aby zastać ich samych i pogadać otwarcie o tem i owem.
Coraz otylszy, szedł po schodach z pewną trudnością, sapiąc jak foka i coś mrucząc pod nosem sam do siebie. Stangret nie spytał go nawet, czy ma zaczekać, wiedział bowiem doskonale, że jego pan nie wychodzi nigdy od Rostowów, aż późno w nocy. Lokaje odebrali mu szybko laskę, kapelusz i zarzutkę. Zwykł był to wszystko zostawiać w przedpokoju, nawyknąwszy do tego w klubie.
Zobaczył a raczej usłyszał najpierw Nataszkę; ćwiczyła się bowiem w śpiewie, stojąc na środku wielkiej sali. Wiedział, że od swojej choroby, nie próbowała śpiewać ani razu. Zdziwił go jej śpiew i ucieszył jednocześnie. Odchylił drzwi po cichu i zobaczył ją chodzącą tam i nazad, ćwicząc się przytem w solfegjach. Była tak samo ubrana, jak na mszy w kaplicy Rasumowskich. Gdy doszła do końca sali, znalazła się naraz