Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom VI/XXXIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom VI
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VI
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXIV.

Piotr udał się natychmiast do Marji Dmytrówny, aby jej donieść, że zastosował się we wszystkiem do jej życzeń, i że Anatola nie ma już w Moskwie. Zastał dom cały przewrócony niejako do góry nogami, i w trwodze najwyższej. Nataszka zachorowała niebezpiecznie. Pod pieczęcią najgłębszej tajemnicy, opowiedziała mu Marja Dmytrówna, że w nocy po odkryciu fatalnem, iż Anatol jest od dawna żonatym, zażyła arszeniku, który potrafiła nabyć sekretnie, jakimś sposobem. Połknąwszy ilość niewielką, zdjęła ją trwoga, i obudziwszy Sonię przyznała się jej co uczyniła. Ponieważ użyto środków najenergiczniejszych, jeszcze dość wcześnie, obecnie zostało zażegnanem wszelkie niebezpieczeństwo. Znajduje się jednak w stanie tak wielkiego osłabienia, że o przewiezieniu jej na wieś, ani mowy nie ma. Dano zatem znać matce i oczekują hrabiny lada chwila. Piotr spotkał się z ojcem przerażonym i zgnębionym, i z Sonią płaczącą łzami rzewnemi. Nataszka dnia tego pozostała niewidzialną.
Dziś jadł objad w klubie. Wiadomość o nieudałem wykradzeniu Nataszki przez Anatola, była tam na porządku dziennym. On jednak przeczył temu uparcie i wszem w obec. Czuł że jest jego świętą powinnością, stłumić w samym zarodku, ten skandal nieszczęsny, i starać się ile możności ratować dobrą sławę Nataszki. Zapewniał każdego najuroczyściej, że po prostu odmówiła ręki jego szwagrowi, i dla tego Anatol zrozpaczony z Moskwy wyjechał.
Piotr lękał się najokropniej powrotu Andrzeja.
Dzięki gadatliwej pannie Bourrienne, wieści głucho po mieście obiegające, o nieudałem wykradzeniu Nataszki, doszły wkrótce do uszów starego księcia. Żądał widzieć list zrywający z Andrzejem, który była napisała do księżniczki Marji. Odczytanie tych kilku wierszy wprawiło go w humor wyśmienity. Odtąd czekał na syna z radośną niecierpliwością.
W dni kilka po odjeździe Anatola, Piotr dostał nareszcie krótki bilecik od księcia Andrzeja. Donosił mu że powrócił, i prosi żeby go odwidził.
Przyjechał był dnia poprzedniego pod wieczór. Ojciec nie omieszkał mu wręczyć zaraz na powitanie listu Nataszki, który panna Bourrienne wykradła była podstępnie księżniczce Marji. Dodał do tego historję skandaliczną wykradzenia przez Anatola jego narzeczonej, upiększoną rozmaitemi dodatkami, które stary niegodziwiec sam wymyślił.
Piotr spodziewał się zastać Andrzeja w stanie podobnym, do tego w jakim znajdowała się Nataszka. Skamieniał też, usłyszawszy go rozprawiającego głośno i z wielkiem ożywieniem w głównym salonie, o najnowszej intrydze, której o mało co nie padł ofiarą Sperański. Księżniczka Marja wyszła naprzeciw Piotra, do pokoju bawialnego, obok salonu, wzrokiem wskazując na brata. Siliła się aby okazać współczucie z Andrzeja bolesnym zawodem. Mimo tego Piotr wyczytał i odgadł łatwo w wyrazie jej twarzy, że to zerwanie ucieszyło ją bardzo a bardzo. Zrozumiał również, jakie na niej wywarło wrażenie, złamanie słowa ze strony Nataszki.
— Zapewnia, że się tego spodziewał — rzekła od niechcenia. — Jego duma nie pozwala mu okazać i wypowiedzieć głośno, co o tem myśli. Bądź co bądź, zniósł ten cios, o wiele filozoficzniej, niż byłabym przypuściła.
— Czy rzeczywiście wszystko skończone między nimi? — Piotr spytał.
Spojrzała na niego księżniczka Marja, zdumiona, jak można pytać o coś podobnego. Piotr przeszedł do salonu. Andrzej ubrany po cywilnemu, stał przed ojcem i księciem Meczerskim, dysputując zawzięcie i z żywą gestykulacją. Było widocznem, że odzyskał zdrowie i siły najzupełniej. Tylko między brwiami, wzdłuż czoła, przybyła mu nowa bruzda. Mówił szeroko i długo o Sperańskim, o jego wygnaniu najmniej spodziewanem, o domniemanej zdradzie z jego strony, o czem wieści głuche, teraz dopiero do Moskwy zawitały.
— Wszyscy ci — Andrzej zapalał się coraz bardziej — którzy nie dawniej niż przed miesiącem, wynosili go pod niebiosa, nie będąc zresztą zdolnymi ocenić jego prac i celów wzniosłych; ci dziś najzajadlej oskarżają go i potępiają bezwarunkowo. Nic łatwiejszego, nad ciskanie kamieniem na człowieka, który popadł w niełaskę. Nic łatwiejszego, jak kazać mu odpowiadać za czyny i błędy przez innych popełnione. Co do mnie, utrzymuję, i zdania nie zmienię co do tego, że jeżeli stało się cokolwiek na pożytek ludzkości, pod rządem obecnym, jemu to jedynie zawdzięczam.
Przestał mówić Piotra spostrzegłszy. Twarz mu drgnęła kurczowo, a w rysach odmalowało się gwałtowne rozdrażnienie.
— Potomność osądzi go kiedyś sprawiedliwiej! — dodał w rodzaju komentarza. — A! jesteś? — zwrócił się do Piotra. — Cóż słychać z tobą?... Zdaje mi się, żeś jeszcze utył przez ten rok! — I prowadził dalej dysputę z namiętną żywością, a bruzda na czole, zarysowywała się coraz głębiej i coraz wyraźniej. — Oh! jestem zdrów najzupełniej — odrzucił na Piotra pytanie takim tonem, jakby chciał właściwie powiedzieć: — „Cóż mi z tego przyjdzie? Czy moje zdrowie obchodzi kogokolwiek na świecie?“ — Zamieniwszy następnie z Piotrem słów kilka, o drogach nie do przebycia, przez całe Królestwo Polskie, o mentorze, którego przywiózł dla synka, panu Dessales, rodem z Genewy, wmieszał się znowu do rozmowy, prowadzonej dotąd przez dwóch starców.
— Gdyby był zdradził, znalazłyby się były jakiekolwiek dowody pisane, jego stosunków z Napoleonem, a te dokumenta, nie zaniedbanoby ogłosić publicznie! Osobiście nie lubiłem nigdy Sperańskiego, jestem jednak zawsze po stronie niewinnie pokrzywdzonego, po stronie sprawiedliwości! — Piotr domyślił się, że jego przyjaciel czuje gwałtowną potrzebę, (czego sam doświadczał częstokroć) podniecenia, dysputowania bądź o czem, byle zapomnieć, gdyby to było podobnem, a przynajmniej aby oddalić od siebie na chwilę przelotną, myśli nadto dręczące i przygnębiające.
Książę Meczerski pożegnał się i odszedł niebawem. Andrzej wziąwszy Piotra pod ramię, zaprowadził do swego pokoju sypialnego. Rozpakowano właśnie i ustawiono żelazne łóżko składane, jakiego zwykle używają w obozie. Na około stało mnóstwo kufrów, kuferków, skrzyń, dotąd nie rozpakowanych. Zbliżył się do jednej z walizek podróżnych, i wyjął z niej szkatułkę starannie na kluczyk złoty zamkniętą. Klucz wisiał przy łańcuszku od zegarka. Otworzył ją i wyjął dość spory pakiet opieczętowany. Milczał ponuro, a ruchy jego były nierówne i dziwnie niecierpliwe. Podniósł szybko głowę, zawahał się przez chwilę, nareszcie zwrócił się ku Piotrowi z twarzą trupiej bladości.
— Daruj, że cię tem obarczam... — syknął przez usta zaciśnięte. Piotr przeczuwając, że zacznie mówić o Nataszce, nie mógł ukryć w wyrazie swojej poczciwej, szerokiej fizjognomji, niby miesiąc w pełni, uczucia najżywszej litości, dla tej biednej istoty. To mimowolne zdradzenie się, podwoiło jeszcze głuche rozdrażnienie, z którem Andrzej walczył nadaremnie. Starał się przybrać ton lekki, zupełnie obojętny, to mu się jednak nie powiodło:
— Dostałem kosza od hrabianki Rostow... Coś mi wspominano o oświadczynach... czy czemś podobnem... ze strony twego szwagra Kurakina?... Czy to prawda?
— I prawda i nie — bąknął Piotr wymijająco.
— Oto jej listy i miniatura — przerwał mu szorstko książę Andrzej. — Chciej to oddać hrabiance... jeżeli ją zobaczysz.
— Jest chora niebezpiecznie.
— Bawi tu zatem?... A książę Kurakin? — wtrącił szybko.
— Odjechał oddawna... Była umierającą!...
— Mocno żałuję — po ustach Andrzeja przemknął ojca uśmiech złośliwy i iście szatański. — Pan Kurakin więc nie raczył jej zaszczycić oświadczynami o jej rączkę?
— Nie mógłby jej poślubić, będąc od lat pięciu żonatym.
— Czy mógłbym wiedzieć, gdzie znajduje się obecnie twój pan szwagier?
— Odjechał do Peter... Nie wiem na pewno, dokąd się udał.
— Oh, to mnie zresztą nic a nic nie obchodzi. Chciej oświadczyć odemnie hrabiance Rostow, że była zawsze i jest wolną najzupełniej i że życzę jej losu najświetniejszego.
Piotr odebrał mu pakiet z rąk. Andrzej, który zdawał się szukać w koło siebie, czy przypadkiem czego nie zapomniał i czy wszystko wypowiedział, spojrzał w końcu na Piotra badawczo, czy on się z czem przed nim nie wynurzy?
— Posłuchaj mnie spokojnie Andrzeju — zaczął nieśmiało i wahająco. — Pamiętasz nasze dysputy w Petersburgu?...
— Pamiętam... Utrzymywałem wtedy, że trzeba umieć przebaczyć kobiecie upadłej, nie zapędziłem się jednak aż tak daleko, żeby obiecać z góry, że jabym tak uczyni! w danym razie... Jam nie zdolny do czegoś podobnego.
— Tu zachodzi olbrzymia różnica... — Piotr zauważył.
Andrzej wykrzyknął, nie pozwoliwszy mu nawet dokończyć.
— Tak, tak, prosić na nowo o jej rękę, okazać się wzniosłym, szlachetnym i tem podobnie... Możeby to było rzeczywiście szczytem wspaniałomyślności, ale nie czuję się zdolnym ubiegać się o lepsze, z panem Kurakinem... Jeżeli zależy ci na tem, żeby zostać nadal moim przyjacielem, proszę cię raz na zawsze, nie wspominaj mi więcej o niej, ani o całej tej historji... A teraz żegnaj mi... Oddasz jej te listy do rąk własnych, nieprawdaż?
Piotr odszedł, ale chciał jeszcze pożegnać się z księżniczką Marją. Zastał ją przy starym ojcu, który wydał mu się nadzwyczaj wesołym, i niby odmłodzonym. Potrzebywał jedynie spojrzeć na nich, aby zrozumieć, jak pogardzali i do jakiego stopnia była im nienawistną cała rodzina Rostowów. Czuł że niepodobna wymówić w obec nich tego nazwiska. A główna wina, ciężyła na starca dziwactwie. Gdyby nie ta zwłoka, Nataszka byłaby już szczęśliwą mężatką, czy wychodząc za księcia Andrzeja, czy za kogokolwiek innego.
Zatrzymano Piotra na objad. Przy stole mówiono wyłącznie o wojnie, która miała wybuchnąć niebawem. Andrzejowi usta nie zamknęły się ani na chwilę. To kłócił się z ojcem ząb za ząb, to z Dessalem dysputował zawzięcie. Był podniecony gorączkowo, a Piotr zgadywał aż nadto dobrze, co było do tego powodem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.