Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879/11. XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879
Pochodzenie Gazeta Polska 1879, nr 277
Publicystyka Tom IV
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 11 grudnia 1879
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1879
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


87.

Ministerium Oświecenia postanawia wprowadzić naukę pisania stenograficznego do szkół i zakładów średnich w Królestwie i Cesarstwie.


88.

Hamlet, słynny obraz Władysława Czachórskiego, zawieszony zostanie od soboty w Salonie Ungra.

89.

W imie nędzy. Im większe mrozy dokuczają biedakom, tem większa ich liczba ciśnie się do cyrkułów, które dają nocleg i szklankę herbaty.
Kto widział choć raz w życiu mieszkania ludzi bardzo ubogich, żebraków, biedniejszych wyrobników, albo poszukujących pracy, ten ich nie zapomni nigdy.
Zima przyrzuca ciężaru do brzemienia, jakie dźwigają nędzarze. Widzieliśmy kilka dni temu w ich mieszkaniach wodę zamarzłą w garczkach, śnieg na popiele w piecach; szron pokrywał sienniki i łachmany, pod któremi sypiają, i lśnił się grubemi warstwami na ścianach.
Zimno dotkliwsze tam jest niż na ulicy. Na ulicy się biegnie, więc krew krąży żywiej; w tych jamach mroźnych biedacy siedzą pokuleni bez ruchu, by nie odkryć łachmanów, skostnieli, głodni, kłapiący zębami i na wpół uśpieni. Śpiączka, która ich napada, to ich szczęście, — bo może pociągnąć za sobą wyzwolenie: śmierć.
Na dobitkę mrozy nadeszły, jakich nie bywało od dawna — i jednocześnie węgla zbrakło.
Cyrkuł daje nędzarzom nocleg i szklankę herbaty, — ale w dzień trzeba wyjść, a nie ma w czem, bo łachmany nie okrywają ciała; brak tym biedakom wszystkiego, począwszy od butów i koszul, skończywszy na sukmanach, a jednak wyjść trzeba i albo wrócić do mroźnej jaskini, albo biegać po ulicy.
I w jaskini i na ulicy, po noclegu w ciepłym cyrkule zimno przy braku ubrania tem dotkliwiej czuć się daje. Wrócić do mieszkania to straszne, a biegać po ulicy dwanaście godzin bez należytego jadła przy takich mrozach, jakie panują obecnie, to może jeszcze straszniejsze.
Nocujący po cyrkułach, niektórzy z nich są na wpół bosi; inni nie mają tyle nawet łachmanów, by ciało od bezpośredniego przystępu powietrza zabezpieczyć, — wszyscy narażają się codziennie na najcięższe choroby i przeziębienia.
Stan taki rzeczy zwrócił uwagę oberpolicmajstra, który wzywa wszystkich zamożniejszych mieszkańców, by pośpieszyli z pomocą tym nieszczęśliwym, nadsyłając starą odzież. Wezwanie to popieramy jak najmocniej. W wielu domach starzyzna jest tylko kłopotem, — dla nędzarzy może być zbawieniem. Wszystko, takie nawet rzeczy, które uważamy za stanowczo na nic nieprzydatne, przydadzą się tam i niejedną łzę otrzeć mogą. Należy pamiętać, że nie ma tak podartej bielizny lub ubioru, który by choć jako tako nie ogrzewał skostniałego ciała. Pole dla prawdziwego miłosierdzia i dla serc czujących litość jest otwarte. Każdy może sam dawać, u znajomych zbierać lub im przypominać. Cóż to za uczciwa i słodka, a istotnie dobroczynna działalność. Nim zaczniemy bawić się, słuchać muzyki, tańczyć i wyprawiać sobie maskaradowe uciechy na ubogich, dajmy im to, co nam szkody nie przyniesie, — im cierpień umniejszy.
Rzeczy można odsyłać do kancelarii oberpolicmajstra.

90.

Pytanie. Gdy stróż siedzi w nocy w kozie, kto będzie dom otwierał? Pytanie to może mało obchodzić rozważane jako idea ogólna, ale w pewnych poszczególnych wypadkach jest kwestią nie lada. Taki wypadek zdarzył się pewnemu mieszkańcowi Warszawy, jak opowiada Kurier Warszawski, niedawno. Mieszkańcowi owemu, dorosłemu, miał przybyć lada chwila na świat mieszkaniec arcy niedorosły, dorosły więc biegł po damę, która w podobnych wypadkach jest niezbędną. Przybiega, dzwoni, nie ma dzwonka, łomocze w bramę, krzyczy, nikt nie otwiera, nareszcie ktoś łomotanie usłyszał i otworzył. Pokazało się, że urzędowy custos siedzi w kozie. Gdyby jednak nie ów ktoś, koza mogłaby pociągnąć za sobą rozmaite wielce zawiłe i bardzo przykre zdarzenia, zacząwszy od utrudnionych przyjść na świat, a skończywszy na ułatwionych zejściach na wypadek choroby i niemożności dostania się do doktora. Ze względów powyższych, koniecznem jest zaradzenie podobnym niebezpieczeństwom, że zaś mianowanie osobnych stróżów od kozy, jak za granicą istnieją redaktorowie od kozy, nie prowadziłoby do niczego, przeto Kurier Warszawski podaje dwie następujące w formie rad uwagi:
I. Że dobrze jest karać stróża aresztem za niestosowanie się do przepisów obowiązujących, ale w takim razie należy postawić innego, który by bramę w nocy otwierał.
II. Że doktorzy, felczerzy i „kobiety rozumne“ powinni mieć specjalne dzwonki, prowadzące od zewnątrz do ich mieszkania, albowiem okazuje się, że nie zawsze polegać można na ogólnym dzwonku, zwłaszcza gdy dzwonka nie ma, a stróż w areszcie.

91.

List z Paryża. Mieszkańcami Murcji cały świat się zajmuje. W Paryżu wyprawiano już na ich korzyść rozmaite zabawy, z których zebrano mnóstwo pieniędzy, ale widocznie na tem nie koniec. Dziś otrzymujemy list z Paryża, w którym komitet wybrany do urządzenia uroczystości prasowej donosi, że prasa postanowiła wydać na dochód poszkodowanych skutkiem powodzi w Hiszpanii jeden numer okolicznościowego dziennika i rozprzedać go we Francji i na całym świecie. Oczywiście pisarze les plus illustres i artyści les plus éminents mają wziąć udział w wydawnictwie. Komitet wzywając prasę naszą, by z kolei wezwała wszystkich mieszkańców do kupowania dziennika, zawiadamia zarazem, że będzie on kosztował w Polsce kopiejek 50 i że można go zamawiać przez księgarzy lub sprzedających dzienniki. Rozprzedaż przyniesie zapewne w samej Francji bardzo wiele, czy i u nas pójdzie dobrze, trudno przewidzieć.


92.

Ciężki zawód. Czem byś chciał być? pytał ktoś warszawskiego stróża. Zapytany wahał się z odpowiedzią, na pytanie jednak, czem by nie chciał być, odpowiedział bez wahania: stróżem. Jakoż los stróżów w zimie nie jest do pozazdroszczenia, ze względu na ich mieszkania przy bramie, koło schodów lub pod schodami. Na mieszkania te zwrócono już pewną uwagę, ale niedostatecznie. Są między niemi nie tylko małe jak komórki, bez powietrza, ze swędem, ze szczelinami, źle opalane, ale i wcale nieopalane. Sami znamy pewną właścicielkę pięknej kamienicy, damę zamożną i zapewne biorącą udział w rozmaitych przedsiewzięciach filantropijnych, której stróż mieszka w nieopalonej komórce. Za rzeczywistość tego faktu zaręczamy wszystkim, którym by się to w głowach nie chciało pomieścić, pod wszelką odpowiedzialnością. Sprawiedliwość jednak względem filantropijnej pani nakazuje nam wyznać, że stróż w czasie ostatnich mrozów otrzymał w drodze łaski pozwolenie nocowania w stajni, w której stoi jeden koń i zapewne jest trochę słomy. Czy stróż jest obdarzony końskiem zdrowiem i czy zniesie klimat stajni, nie wiemy, zaręczamy tylko za to, że nawet koń zmarzłby w stróżowej komórce, a ponieważ sądzimy, że filantropia wspomnionej damy nie jest wyjątkową i że takich komórek może w Warszawie znajdować się bardzo wiele nawet tam, gdzie nie ma stajni, przeto podajemy fakt do wiadomości publicznej.
Rzecz dzieje się w okolicach ulicy Ciepłej.


93.

Przekład dzieła Reklama (Nauka zachowania zdrowia i zdolności do pracy), o którego pojawieniu się donosiliśmy wczoraj, odznacza się nadzwyczaj poprawnym i pięknym polskim językiem. Wiele wyrazów obcych, wiele nazw ścisłych obcych zastąpiono swojskiemi, bądź istniejącemi już, bądź utworzonemi. Obok wyrazów jeszcze nieutartych podawane są w nawiasach dla uniknienia wątpliwości nazwy łacińskie lub inne dotąd używane. Jest to ostrożność chwalebna, chociaż obowiązująca tylko do czasu, nowe bowiem nazwy swojskie, o ile są tworzone, tworzone są doskonale i wkrótce zapewne się utrą i staną się powszechnie zrozumiałemi. W ogóle w nauce lekarskiej, a raczej w oczyszczeniu języka lekarskiego, zrobiono w ostatnich czasach znakomity postęp. Dowodzi to, że postęp ten byłby możliwy we wszystkich gałęziach naukowych, byle znaleźli się ludzie, którzy by rzecz wzięli do serca. Po naszych uwagach w sprawie czystości języka pojawienie się takiego przekładu, jak przekład dzieła Reklama, zapisujemy jako pomyślny objaw ciągłej pracy na tem polu przedsiewziętej, przeprowadzanej wytrwale.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.