Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
92.

Ciężki zawód. Czem byś chciał być? pytał ktoś warszawskiego stróża. Zapytany wahał się z odpowiedzią, na pytanie jednak, czem by nie chciał być, odpowiedział bez wahania: stróżem. Jakoż los stróżów w zimie nie jest do pozazdroszczenia, ze względu na ich mieszkania przy bramie, koło schodów lub pod schodami. Na mieszkania te zwrócono już pewną uwagę, ale niedostatecznie. Są między niemi nie tylko małe jak komórki, bez powietrza, ze swędem, ze szczelinami, źle opalane, ale i wcale nieopalane. Sami znamy pewną właścicielkę pięknej kamienicy, damę zamożną i zapewne biorącą udział w rozmaitych przedsiewzięciach filantropijnych, której stróż mieszka w nieopalonej komórce. Za rzeczywistość tego faktu zaręczamy wszystkim, którym by się to w głowach nie chciało pomieścić, pod wszelką odpowiedzialnością. Sprawiedliwość jednak względem filantropijnej pani nakazuje nam wyznać, że stróż w czasie ostatnich mrozów otrzymał w drodze łaski pozwolenie nocowania w stajni, w której stoi jeden koń i zapewne jest trochę słomy. Czy stróż jest obdarzony końskiem zdrowiem i czy zniesie klimat stajni, nie wiemy, zaręczamy tylko za to, że nawet koń zmarzłby w stróżowej komórce, a ponieważ sądzimy, że filantropia wspomnionej damy nie jest wyjątkową i że takich komórek może w Warszawie znajdować się bardzo wiele nawet tam, gdzie nie ma stajni, przeto podajemy fakt do wiadomości publicznej.
Rzecz dzieje się w okolicach ulicy Ciepłej.