wiać sobie maskaradowe uciechy na ubogich, dajmy im to, co nam szkody nie przyniesie, — im cierpień umniejszy.
Rzeczy można odsyłać do kancelarii oberpolicmajstra.
Pytanie. Gdy stróż siedzi w nocy w kozie, kto będzie dom otwierał? Pytanie to może mało obchodzić rozważane jako idea ogólna, ale w pewnych poszczególnych wypadkach jest kwestią nie lada. Taki wypadek zdarzył się pewnemu mieszkańcowi Warszawy, jak opowiada Kurier Warszawski, niedawno. Mieszkańcowi owemu, dorosłemu, miał przybyć lada chwila na świat mieszkaniec arcy niedorosły, dorosły więc biegł po damę, która w podobnych wypadkach jest niezbędną. Przybiega, dzwoni, nie ma dzwonka, łomocze w bramę, krzyczy, nikt nie otwiera, nareszcie ktoś łomotanie usłyszał i otworzył. Pokazało się, że urzędowy custos siedzi w kozie. Gdyby jednak nie ów ktoś, koza mogłaby pociągnąć za sobą rozmaite wielce zawiłe i bardzo przykre zdarzenia, zacząwszy od utrudnionych przyjść na świat, a skończywszy na ułatwionych zejściach na wypadek choroby i niemożności dostania się do doktora. Ze względów powyższych, koniecznem jest zaradzenie podobnym niebezpieczeństwom, że zaś mianowanie osobnych stróżów od kozy, jak za granicą istnieją redaktorowie od kozy, nie prowadziłoby do niczego, przeto Kurier Warszawski podaje dwie następujące w formie rad uwagi: