Tajemnicza kula/Rozdział XXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnicza kula |
Wydawca | Wydawnictwo J. Kubickiego |
Data wyd. | 1920 |
Druk | Sp. „Gryf” |
Miejsce wyd. | [Warszawa] |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Flat 2 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
„Kochany Franku!
Kilka miesięcy temu, tuż przed moim wyjazdem na wakacje, z których ani nie pragnęłem, ani nie zamierzałem powrócić, powiedziałeś mi w zaufaniu, że wobec tego, że znałeś Loubę, nie tylko uczynisz wszystko, aby zapewnić ucieczkę człowiekowi, który go zabił, ale że chętnie uścisnąłbyś mu rękę. Dlatego też, znając Twą szczerość, Twoją szlachetność i mając zupełną wiarę w Twoją dyskrecję, opiszę ci historję morderstwa Louby. Złe jego życie jest nie do opisania.
Naprzód opowiem Ci coś o sobie. Urodziłem się w miasteczku Bucksfast nad Moor w Devonshire w roku 59, tak że dziś zbliżam się do starości. Ojciec mój był farmerem, cieszącym się miejscową sławą jako doskonały weterynarz, chociaż nigdy nie kształcił się w tym zawodzie. Matka moja była kobietą z Gloucestershire i dzisiaj stoi mi w pamięci jako model i wzór wielkich kobiet wszystkich czasów.
Z Cambridge przyjęty zostałem do szpitala Św. Bartłomieja. Podczas mej praktyki tam ojciec i matka zmarli dzieląc majątek na dwie równe części między mną a mym młodszym bratem, Filipem, niezwykle dobrym i łagodnym człowiekiem. Kochałem go bardzo — biedny chłopiec!
Było umówione, że on miał dalej prowadzić farmę. Lubił on życie wiejskie i interesował się rolnictwem, układ ten był więc dobry tak dla niego jak dla mnie. Farma była rozległa i pod kierunkiem Filipa przynosiła więcej niż za czasów ojca. Moje dochody były wysokie, większe niż innych w Bart, mogłem więc sobie pozwolić na rozszerzenie i jakość moich studjów.
Kupiłem sobie w Exeter gabinet lekarski i mając 35 lat — wybaczysz mi moją próżność — byłem najpopularniejszym lekarzem w tem mieście.
Filip poznał dziewczynę, w której się zakochał i pobrali się. Muszę przyznać, że nowinę tę przyjąłem z pewnem uprzedzeniem, gdyż pod żadnym względem Filip nie był dość silnym człowiekiem, któremu nie przepisałbym trosk, jakie daje małżeństwo.
Żona jego była nadzwyczaj piękna. Byłem przygotowany na piękność, ale Elżbieta Warden była więcej niż piękna. Popatrz na Beryl, a potem na przeciętnie ładną kobietę i potem zrozumiesz różnicę między przystojnością a czarem.
Odrazu ją polubiłem, a gdy urodziła dziecko, przecierpiałem prawie tyle, co Filip. Dzieckiem tem była dziewczynka, a Filip nazwał ją po matce Kathleen. Nie było słodszego dziecka niż ta moja mała Kate, gdyż było przeznaczone, by stała się moją. Gdy spojrzę wstecz i pomyślę, ile to miała przecierpieć ta mała odrobinka, zdaje się, że gdyby obdarzono mnie darem proroczym i gdybym mógł przewidzieć przyszłość, zabiłbym ją, gdy uśmiechnięta i szczebiocząca leżała w łóżeczku.
Elżbieta nie przyszła nigdy do zdrowia. Kate miała lat siedem, gdy osierociała. Filip poszedł za nią w trzy miesiące. Ja przyjąłem do siebie sierotę. Wówczas miałem już tę praktykę w Exeter i kupiłem już dom przy Devonshire Street za moje prywatne pieniądze plus zarobki z praktyki i to pozwoliło mi stawić czoło ryzyku przybycia do Londynu. Moja książka o chorobach nerwów centralnych zyskała mi już nieco sławy i niedługo przebywałem w Londynie, gdy zacząłem znajdować poczekalnię wciąż pełną.
Kate żyła u mnie do dziesiątego roku życia. Wtedy posłałem ją do szkoły w Gloncestershire, gdzie była bardzo szczęśliwa i zadowolona. Sprzedałem farmę za pokaźną sumę i połowa była moją własnością.
Lata biegły gładko. Gdy Kate miała lat 14 posłałem ją do szkoły do Cheltenham — może najlepszej szkoły w Anglji. Była bardzo szczęśliwa, a chociaż wykryłem w jej charakterze pewien zarys romantyzmu, niezbyt się tem przejmowałem. Romantyczność należy do młodych, do starych — mistycyzm. Kochała Wschód i podczas feryj — zachwycających dla mnie — zwykła była mówić tylko o cudzie Wschodu obecnym i przyszłym. Wschodnią literaturę znała doskonale, Hafiza mogła cytować kilometrami. Bawiło mnie to.
W 14 roku była ładniutka, w 16 była już jak matka — czarujące upiększenie świata... Większość świąt, nawet wakacje letnie, spędzała ze mną przy Devonshire Street.
Podczas takich wakacyj właśnie spotkała Hurley’a Brown’a, młodego oficera w zachodnio-susexskim regimencie, syna starego mego kolegi z Exeter i tak dobrego człowieka, jakiego jeszcze nie spotkałem. Był on na urlopie. Stacjonowany był w Egipcie. Był wielbicielem Wschodu i ona siadywała jak zaklęta słuchając jego opowiadań i jego żywego obrazowego słowa o miastach Wschodu.
Chociaż miała dopiero 16 lat, a on 26, zakochał się w niej rozpaczliwie. Kate zaś — zdaje mi się, że jej miłość do niego była jak Desdemony do Otella — kochała go za te opowieści, które jej opowiadał. Nie powiedział nic ani mnie ani jej. Odziedziczył po dziadku pieniądze, wrócił do Anglji i ponieważ właśnie sprzedawaliśmy naszą starą Buclefast-farmę, kupił ją i osiedlił się jako farmer. Pozwolił sobie na jedną ekstrawagancję — małe mieszkanko w Londynie i mieszkał tam podczas pobytu Kate w Londynie...
Zaczynałem odgadywać, co się dzieje, i zresztą nie trzeba się było bardzo trudzić, by to zrozumieć. Gdyby mi kazano przepowiedzieć w tej sprawie, powiedziałbym: zaręczyny za dwa lata, małżeństwo za trzy. Kate lubiła go — miłość spokojna, która jest podstawą wszystkich szczęśliwych małżeństw. Raz powiedziała mi: Chciałabym, by Jimmy był radżą albo wielkim wezyrem lub coś w tym guście, papo... Nigdy nie opowiada już ani o Kairze ani o Bagdadzie. Chce ze mną mówić o zbrodniach Wschodu, pracy policji i takich przykrych rzeczach...
Zwróciłem na to uwagę Jimmyemu i natychmiast zaczął o wschodnim folklorze...
W kilka miesięcy przed przybyciem Kate już na stałe do domu, spotkałem Emila Loubę. Leczył on się u mego jednego starego przyjaciela na febrę powrotną. Clark musiał opuścić Anglję z powodu zdrowia i na jego prośbę ja prowadziłem dalej leczenie Emila Louby. Lubiłem go w ten sam szeroki sposób, w jaki lubi się n. p. Saharę. Był wielki fizycznie i umysłowo, miał poczucie humoru i był dostatecznie wschodni, by móc mnie zainteresować.
Uważałem, że jest tolerancki — z wyjątkiem jednej rzeczy. Nienawidził żołnierzy — szczególniej angielskich — i szczególniej oficerów.
— To są pasorzyty — zwykł mawiać — nie robią nic, tylko wydają pieniądze i pożyczają, a gdy się żąda zwrotu, posyłają żołnierzy i każą spalić człowiekowi dom.
Emil Louba jadł z nami obiad tego dnia, gdy Kate powróciła ze szkoły. Pomyliłem się co do daty, bo inaczej zrobiłbym sobie ten wieczór wolnym. Jedliśmy więc razem, a Hurley Brown, do którego napisałem, ale podałem złą datę, nie był obecny. To jest ten dzień, który będzie przeklęty na zawsze!
Louba wydawał się w jaknajlepszym świetle — był czarujący. Wielki i szorstki miał delikatność i instynkty kobiety. Mogłem zauważyć — znów — Boże, przebacz mi! — bawiło mnie to — że Kate była oczarowana... Odwołano mnie: podczas obiadu do pacjenta w Marylebone i to w tym krótkim okresie Louba musiał zwrócić do niej swe wulkaniczne prośby i wykonał te plany, które pociągnęły zniszczenie mej ukochanej dziewczyny. Gdy powróciłem, uderzył mnie blask ich twarzy i światło w jej cezach. Teraz wiem, co uczynił: zaaranżował przebiegle i zręcznie pierwsze te tajemnicze spotkania, które miały mieć tak olbrzymie konsekwencje.
Brown przybył na drugi dzień. Gdy rozstawał się z Kate, była dzieckiem. — Teraz znalazł kobietę. Stosunek jej do niego był ten sam, a jednak inny. Zauważyłem to, ale znalazłem powody, które — jak się okazało — były bardzo — ważne.
— Lubię Jimmy’ego — rzekła potem — ale istnieje takie „ale“. Jimmy jest taki praktyczny, tak bardzo przeciwstawia się moim ideałom...
Nie podejrzewałem jeszcze niczego. Jimmy powrócił na swą farmę i usłyszałem o nim, gdy dowiedziałem się, że oddał Tor Scar — tak się nazywała ta farma — i został komisarzem policji maltańskiej.
Kate była zmartwiona — ale była stanowcza.
Pewnego razu spotkałem w klubie Loubę. Był ożywiony i dopytywał się o Kate, jakby nie spotkał się z nią od czasu tego obiadu.
— Czarująca dziewczyna! — rzekł entuzjastycznie. — Ona kiedyś kogoś bardzo uszczęśliwi. Czy jest zaręczona?
Mijając się z prawdą, odrzekłem, że jest zaręczona z kapitanem Hurley Brownem. Twarz jego zmieniła się.
— Hurley Brown? Ten z Malty?
Odrzekłem, że tak.
Dziwna rzecz, że nie przypomniałem sobie tej rozmowy nawet gdy później wspomniał Brown w klubie, że ma niechęć do Louby za coś, co się stało na wyspie.
Przyszedł pożegnać się i muszę przyznać, że Kate była okrutnie obojętna, chociaż potem płakała. To, że go kochała, nie ulega wątpliwości, ale zawładnął nią czar Louby i była bezwolna w jego złych rękach.
Pewnego wieczoru spotkałem dawnego lekarza Louby, Clarka. Wyraził chęć zobaczenia się z nim, więc udaliśmy się do Braymore House. Miller był nieco podniecony, gdy nas ujrzał. Powiedział, że pan jego jest zajęty, ale że on nas zaanonsuje. Fakt jest, że krzyknął nasze nazwiska przez zamknięte drzwi.
Czekaliśmy długo, nim Louba nas przyjął. W pokoju był pewien nieład, krzesła były obwieszone pięknemi wyrobami wschodniemi: złoty hookah stał koło fotelu — wyglądało tak, jakbyśmy rozerwali jakieś towarzystwo.
Nie pozostaliśmy długo, czując, że jesteśmy de trop. Zeszliśmy na dół. Portjer na dole był zaalarmowany, ktoś zszedł wyjściem w razie ognia i alarm zadzwonił. W danej chwili portjer odwoził windą kogoś na trzecie piętro i zanim zdążył na dół, ten ktoś zniknął.
Wróciłem do domu i zastałem Kate w jej pokoju. Byłem zadowolony, bo przypomniałem sobie, że mam do ukończenia pracę w laboratorjum bez pomocy asystenta. Zaangażowałem bowiem Karola Berry, studenta jednej z tych licznych instytucyj, wydających rzemieślniczych lekarzy. Był to Londyńczyk o ostrych rysach, pewny siebie i nie nadzwyczajnie uczciwy. Kate nie lubiła go. On był natarczywy, nazywał ją „Kate“ i otrzymał za to jej upokarzającą nauczkę. To go rozzłościło.
Dziwna rzecz, jaką wartość uzyskuje pewnego rodzaju typ umysłowy z pewnego rodzaju nauki. Zaznajomienie się z materia medica i pamięć do angielskich nazw farmaceutycznych od Acacia do Zinziber nadała Berryemu wygląd wielkiego pana i manjery profesora chemji. Był dobrym pracownikiem, ale jak powiedziałem znikanie pewnych przyrządów z laboratorjum kazały mi wątpić w jego uczciwość.
Gdy powróciłem, nie było go już. Pracował od 9 — 6. W ostatnich czasach wychodził w nieodpowiednich godzinach i był niedbały. Zauważyłem zmianę w zachowaniu się Kate względem niego. Była uprzejma i raz widziałem ich rozmawiających ze sobą szeptem. Nie widziałem w tem nic niezwykłego, ale potem miałem powody, by przywiązywać do tego specjalne znaczenie.
Zwykle jem śniadanie o 8 godzinie. Pewnego ranka zszedłem do jadalni dziesięć minut wcześniej i ku memu zdumieniu dowiedziałem się od gospodyni, że Kate niema w domu. Powiedziała, że idzie do Covent Garden, by kupić kwiaty i ma się tam spotkać z przyjaciółką. Nie było to nic nadzwyczajnego. Kate lubiła ekscentryczne rzeczy i już — raz przedtem nie wróciła na obiad.
Wieczorem wróciłem znużony do domu. Gospodyni przyjęła mnie zmartwiona.
— Miss Kate nie wróciła — rzekła.
— Cały dzień nie? — zdziwiłem się.
— Nie, proszę pana. Przysłała list — to jej pismo...
Nie ulegało wątpliwości — był od Kate. Stempel pocztowy był z Dover.
Z okropnem przeczuciem otwarłem list...
- „Drogi papo!
- Od długiego czasu kochałam potajemnie Karola Berry, — ale nigdy nie odważyłam się powiedzieć ci tego. Uciekłam z nim i mamy się pobrać jutro. Nie myśl źle o bardzo kochającej cię córce
- „Drogi papo!
Gdy przyszedłem do siebie po tym wstrząsie, zabrałem się do śledzenia uciekinierów, myśląc, że uda mi się to i że wnet dostanę wiadomości od Kate. Ale nie było ich... Użyłem detektywów, którzy śledzili dom Karola Berry, ale — jego matka nie otrzymywała też żadnych wiadomości.
Umieściłem ogłoszenie we wszystkich pismach angielskich prosząc, by powróciła, ale nie dostałem odpowiedzi. Jedyny człowiek, który mógł mi pomóc w tych okropnych czasach, był w drodze na Wschód.
Sześć miesięcy potem otrzymałem list od Kate. Pisała, że jest bardzo szczęśliwa i ma nadzieję, że mnie kiedyś zobaczy. List ten był nadany w Wiedniu. Skomunikowałem się z policją wiedeńską, która jednak nie mogła jej wyśledzić, ani dać mi żadnych informacyj. W latach następnych czepiałem się rozpaczliwie tej jednej wiary, że jest — ona szczęśliwą. Nie widziałem się z Loubą, który wyjechał z Londynu. Nie pomyślałem nigdy o przyjęciu go do mego zaufania. To było tuż przed drugim listem Kate, gdy powiedziałem mu o tem. Nawet sam zapytał się pierwszy o Kate. Powiedziałem mu, że wyszła zamąż i jest na kontynencie i że się martwię bardzo tą sprawą i staram się ją odnaleźć. Zapewne to ostrzeżenie spowodowało list od Kate, napisany — jak teraz wiem — pod dyktandem Louby.
Napisałem do Browna, że Kate wyszła zamąż za Berry’ego, modląc się w duchu, by biedny Jimmy nie przypomniał go sobie. W odpowiedzi swej filozofował...
Co się stało, wiem już teraz. Louba wywiózł Kate, częściowo by zaspokoić swą namiętność ku niej, a częściowo, by zemścić się na człowieku, z którym jak sądził Kate jest zaręczona. Z nimi udał się też Charlie Berry. On był tą zasłoną, tem wytłumaczeniem, chroniącem Loubę, a gdy wkońcu Louba znudził się tą zabawką, oddał ją Karolowi Berry, nalegając jednak na ceremonję ślubną. Pobrali się przed konsulem angielskim w Bukareszcie, a Louba obiecał im pensję miesięczną. Nie będę mówił o tych okropnych latach, gdy Kate została naprzód tancerką, a potem, gdy jej urok i zgrabność zwiędła, kelnerką w podrzędnej kawiarni w Bukareszcie! Dla mnie jest to zdumiewające, że przeżyła te straszne czasy. Jedyny szczęśliwy blask w jej męce, to była nienawiść Berry’ego. Nie zapomniał o przeszłych upokorzeniach. Nienawiść jego oszczędziła mej dziewczynce męczarni, jakie nastąpiłyby w przeciwnym razie. Gdyby nie strach przed Loubą, zmusiłby ją do zupełnego upadku! Zapłaty Louby przychodziły regularnie aż do końca zeszłego roku. Wtedy zaczęły spóźniać się. Były tygodnie, gdy nic nie dostawali. Czasem przybywały pieniądze, by nadrobić braki, ale koniec końcem napisał im Louba, że nie ma zamiaru płacić im dalej i radził Karolowi Berry, by eksploatował żonę zyskowniej, niż czynił dotąd. Berry był przerażony. Był związany z kobietą, którą nienawidził, i jak dotąd nie udało mu się nakłonić jej, by zgodziła się na to, co proponował Louba.
Spakował swe rzeczy i przybył z Kate do Londynu. Wówczas nie wiedział jeszcze, że Kate regularnie pisała do Louby, by uwolnił ją przed tem okropnem życiem i że w ostatnim liście podała adres do Deptford, dokąd Berry miał się z nią udać. Zaprzyjaźnił się tam z właścicielem jednego domu podczas jednej ze swych korzystnych wizyt w Anglji.
Kate zapamiętała ten adres i domyślając się, że jadą wprost na Littlekirsh-Street, napisała ten adres na górze listu. Ale nie pojechali do Deptford, lecz do hotelu „Temperance“, a następnie dopiero przenieśli się pod adres, jaki Kate podała.