Szkice z podróży w Tatry/Żegiestów

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Walery Eljasz-Radzikowski
Tytuł Szkice z podróży w Tatry
Wydawca Tygodnik Wielkopolski; nakładem autora
Data wyd. 1874
Druk L. Merzbach; Drukarnia Leona Paszkowskiego
Miejsce wyd. Poznań; Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Żegiestów.

Minąwszy Muszynę co dopiéro opisaną, dostaliśmy się w dolinę Popradu, który tu tocząc się z szumem po złomach kamieni uwodzi wody z źródeł najwyższych szczytów gór Sarmackich na podziw geologów, bo wypływając z południowéj strony Tatrów, nie zdąża jednak wygodnie wprost ku Dunajowi, lecz skręca się na wschód, opuszcza południowe stoki Karpat i wśród wyniosłego pasma gór przedziera się jakby umyślnie dla połączenia się z równie dzikiem dzieckiem tatrzańskiém, z Dunajcem, w dolinie między Nowym a Starym Sączem.
Droga z Muszyny do Żegiestowa ciągle się trzyma prawego brzegu Popradu, to dotykając nurtów jego spienionych, to wznosząc się na zbocza gór koryto jego ścieśniających. Pierwszą w pół mili spotkaną osadą jest Milik, w poprzecznéj do Popradu dolinie rozłożony nad potokiem. Wspomniany już jest około r. 1246 w testamencie Piotra Wydżgi, szlachcica polskiego, co to został Krzyżakiem; dopiéro jednak r. 1575 biskup krakowski, Franciszek Krasiński nadał sołtysom z sąsiedniéj Andrzejówki sołtystwo w Miliku i tutejszy kościół uposażył[1]. Ćwierć mili daléj jest wieś Andrzejówka, rozsiadła w dolinie nad potokiem Czarnym lub Skalikiem zwanym, wypływającym z pod góry téj saméj nazwy (Skalik 2,428’). Osada ta ruska z cerkiewką istniała już r. 1352 i należała do dóbr królewskich, w niéj na dziedziczne sołtystwo otrzymał przywiléj od króla niejaki Matyjasz Michał[2]. Przy drodze stoi tu murowany piętrowy dom, obecnie pusty; mieścił się w nim urząd celny austrjacki, gdy granicy od Węgier strzeżono dla przemytnictwa. Odtąd droga się spina w górę, z grzbietu widok na okoliczne góry lesiste po obu brzegach Popradu, ale Żegiestowa ani dostrzedz ani się go domyślić nie można. Zapytany nasz furman Petryk, kiedy nam się Żegiestów ukaże, wskazał nam krzyż widny na szczycie góry i odrzekł, że jak ten krzyż na około objedziemy, Żegiestów się znajdzie. Tymczasem zrobiło się pochmurno, powstał wicher silny z deszczem, który, zdawało się, że nas w przepaść z drogi zrzuci. Z grzbietu góry ujrzeliśmy z przeciwnéj strony Popradu wieś już węgierską Lipnik i skręciwszy na prawo wjechaliśmy w prześliczną, prawdziwie romantyczną okolicę.
Droga ta, znać trudem i znacznym kosztem zdobyta, miejscami podmurowana, to znów wysypana, owdzie w skale wyłamana, wije się wśród czarownego szpaleru drzew dzikich jakby w fantazji wymarzonego parku. Raz się skręca w lewo, raz w prawo, czasem odsłaniając widok na wesołością tchnące brzegi Popradu, który się gdzieś w głębi pod stopami toczy z szumem. Jakby dla większego olśnienia oka naszego ustroniem leśném, słońce chylące się ku zachodowi wyjrzało z pośród chmur i żywością barw swoich promieni ozłociło wierzchołki drzew i szczyty gór, które się już stopami w sinéj mglistéj pomroce nurzały. W oddaleniu mignął się nam na wzgórzu jakiś ślad zabudowań ludzkich, co jak się późniéj pokazało, były altaną żegiestowską, postawioną na przecięciu się chodników tamtejszych. W końcu stanął nasz Petryk na mostku, zkąd już ujrzeliśmy domy zakładowe, i zwiastował przybycie do zamierzonego celu.
Po odszukaniu właściciela zakładu, nim urządziliśmy się z mieszkaniem, noc zapadła, a każdy spragniony spoczynku po trudach podróży rad był, że się znalazł u jéj celu. Nazajutrz rano dopiéro mieliśmy sposobność rozpatrzeć się po Żegiestowie, zasięgnąć wiadomości o stósunkach miejscowych, zapłacić wstępne od osoby 3 guld. i zdążyć na obiad do sali restauracyjnéj w starym domu obok zdroju. Trzeba jeszcze dodać, że nie obeszło się rano bez powitania pode drzwiami pokoju przez grono muzykusów cygańskich, którzy nam i w czasie obiadu przygrywali z ganku za pobieraniem należytości w sposób dziadowski. Po przegraniu jednego lub dwóch kawałków obchodził jeden z tych brunatnych wirtuozów z talerzem w ręku gości siedzących około stołów i zbierał dobrowolne datki; swoją zaś drogą co tydzień z nakazu właściciela zakładu obchodził łazienny z książką po mieszkaniach wszystkich gości dla ściągnięcia z każdego numeru 1 guld. podatku na utrzymanie muzyki. W innych kąpielach płaci się taksy 2 guld. wraz z 3 guld. wstępnego na utrzymanie muzyki przez cały czas pobytu w zakładzie i ma się już spokój od codziennych składek.
Żegiestów[3], zdrojowisko, z całym swoim zakładem rozsiadło się w dolince wązkiéj, otoczonéj zewsząd górami: z północy Skalnym Zdziarem (2,488’), od zachodu Czerszlą a od wschodu Kiczerą (2,438’), środkiem toczy się Szczawny potok. Wąwóz cały jest spadzisty, że o kawałek poziomego gruntu niezmiernie trudno; zdroje mineralne tryskają na wysokości 1,450’[4] a powierzchnia Popradu przy ujściu potoku Szczawnego wznosi się na 1,340’; głębokość wąwozu nie liczy więcéj nad 900 kroków, zatém na tak małéj przestrzeni 110’ spadek jest znaczny. Dla tego pod budynki musiano zdobywać miejsce łamiąc zbocze góry i ztąd od strony chodników wchodzi się do domów wprost na pierwsze piętro. Tylko na południowy zachód roztwiera się wąwóz żegiestowski ku Popradowi i to jego tak zasłonięte położenie ma być powodem łagodnego tutaj klimatu, chociaż w roku przeszłym porządne zimno wkradało się do mieszkań pomimo tak korzystnych warunków przeciw zmianom nagłym powietrza, a wicher górski co się zowie, hulał sobie po Żegiestowie, jakby na około ani Kiczery, ani Czerszli nie było.
Właściwy Żegiestów, to jest wieś z swoją cerkwią, leży w następnéj ku zachodowi dolinie po za Skalnym Zdziarem po nad potokiem, co wypływa z góry Pustéj Wielkiéj (3,342’) i gubi się zaraz w Popradzie. Założycielem osady jest Hawryło Juraszek, poddany biskupi ze wsi Andrzejówki, któremu Franciszek Krasiński, biskup krakowski, przywilejem wydanym w Krakowie dnia 26 lipca 1575, pozwolił osadzić mieszkańców na pustém polu zdawna zwaném Długim Łękiem[5]. Należał więc Żegiestów do biskupczyzny i wraz z nią przy rozbiorze Polski przeszedł na własność rządu i należy dziś do dóbr kameralnych klucza muszyńskiego. Górale tutejsi są obrządku unickiego, cerkiew mają pod tytułem św. Michała; ubiór ich: u mężczyzn na głowach kapelusze czarne z wielkiemi wywijanemi brzegami, gunie bronzowe lub białe, kamizele granatowe z guzikami świecącemi, spodnie sukienne białe obcisłe a na stopach kierpce; kobiéty zaś noszą na głowach czarne czepce z przewiązaną aksamitką czarną przez czoło, a na to przychodzi chustka, na piersiach gorsety, rękawy u koszuli obszerne, krótkie, obwiązane w środku ręki między łokciem a ramieniem, spódnice czarne, krótkie ale obszerne, na stopach trzewiki i pończochy. Fizjognomje ludu okolicznego nieprzyjemne, kobiéty nawet, powiedziałbym, brzydkie.
Zdrojowisko żegiestowskie tworzy odrębną zupełnie od wsi osadę, zaludnioną, jedynie w lecie. Szczyty gór ją otaczających użyczają wspaniałego widoku na okolice; z chodników zaś spacerowych koło altany jedynie zachwycać się można Popradem, który tu nawprost zdrojowiska krętem korytem się toczy w kształcie litery S, przez co powstały dwa półwyspy zwane Łopatami.
W tak utajoném i oddaloném a uroczém od gwarliwego świata ustroniu w r. 1846 obywatel z Muszyny p. Ignacy Medwecki poszukując rudy żelaznéj, dostrzegł w Szczawnym potoku osad rdzawy i wydobywającą się wodę bełkocącą, co go na myśl naprowadziło, że w tém miejscu tryska źródło wody niezwykłéj; nabył tedy od włościanina właściciela ten kawał gruntu, na którym źródło owe biło, i odprowadziwszy od niego nieco daléj strumyk, pozyskał zdrój wody leczniczéj żelazistéj[6]. Źródło to pan Medwecki nazwał zdrojem Anny. Obok niego od dawna tryskało źródło szczawno-żelaziste, którego wodą leczyli się okoliczni mieszkańcy, więc i to ujął nowy właściciel w kadłub drewniany i nazwał zdrojem Marji. Wreszcie przy rozkopywaniu ziemi między temi dwoma źródłami pokazało się trzecie źródło, które równie ujęte w kadłub zyskało imię zdroju Antoniny, na wysokości 1450 stóp[7].
Trzy te źródła nakryte drewnianą szopą stały się zawiązkiem nowych wód mineralnych na ziemi polskiéj. Właściciel ich wystawił zaraz kilka domków gościnnych, łazienki i odtąd chorzy poczęli szukać pomocy dla swego zdrowia u żegiestowskich zdrojów. Pierwszego ich rozbioru chemicznego dopełnił Karól Mohr, profesor chemji przy instytucie technicznym w Krakowie i ogłosił drukiem r. 1848.
Zdrój jednak Antoniny w kilkanaście lat zasypano[8], bo się pokazało, że jest tylko częścią źródła sąsiedniego. Z postępem rozgłosu o sile wód żegiestowskich wzmagała się ilość przybywających na miejsce gości i rozkup wody we flaszkach rozsyłanéj; i tak w r. 1860 bawiło w Żegiestowie osób 113 używających kuracji, a 13,080 flaszek wody się rozeszło po świecie[9]. W tych czasach liczba spotrzebowanych butelek wody tutejszéj sięga przeszło 26 tysięcy.
W r. 1866 właściciel zakładu wezwał p. Alex. Alexandrowicza dla właściwego urządzenia zdrojów i dokonania chemicznego ich rozbioru. Przy dokładném badaniu obudwóch zdrojów Anny i Marji odkrył p. Alexandrowicz, że są to dwa upływy z jednego pochodzące źródła. Kopiąc głębiéj koło źródła Anny, po wybraniu okruchów skały dostano się do twardszego piaskowca a gdy się niżéj jeszcze o 3 stopy zagłębiono w źródle Anny, woda z źródła Marji znikła a z łona skały poczęła wybuchać woda z gazami, kłębując mocno, jakby się gotowała.
Po zabezpieczeniu tak zjednoczonego źródła od dopływów obcéj wody, zdrój mineralny okazał się silniejszym tak co do ilości jak i pierwiastków mineralnych[10]. Wówczas ujęto całe źródlisko w granitową cembrzynę.
Następnego roku (1867) przy rozkopywaniu ziemi na około cembrzyny dla urządzenia schodków, ułatwiających przystęp do źródła znacznie zagłębionego, poczęła się od północnéj strony wydobywać wielka ilość gazów a następnie wytrysło źródło nowe, obfite, z temi samemi własnościami, co zdrój ocembrowany. Gdy na dalszéj przestrzeni jeszcze się gwałtownie wydobywały gazy, wtedy z polecenia p. Alexandrowicza, znowu tam w październiku przybyłego, wybrano ziemię w tém miejscu, wyrąbano skałę w szerz i w dłuż, jak daleko pojawiały się źródła, i tym sposobem na przestrzeni długiéj 9 stóp a szerokiéj koło 5 stóp utworzyło się ogromne wyborne źródlisko, które ujęto w oprawę kamienną z piaskowca na cemencie osadzoną, z góry ubito iłem na kilka stóp grubości i z tak szczelnego zbiornika woda dostaje się do głównego zdroju otworem wykutym w granitowéj cembrzynie. Odchodząca woda spływa do drugiego zbiornika 47 stóp długiego, 6 stóp szerokiego a 3 stopy głębokiego, poniżéj w odległości 64 kroków wybranego w ziemi, zkąd się ją czerpie na kąpiele do łazienek. Przy grzaniu wody żegiestowskiéj trzeba uważać, aby ciepło nie przeszło 40° Rm., bo wtedy już następuje rozkład chemiczny. Przez dobę zdrój tutejszy dostarcza wody 25,200 kwart polskich (na minutę 17½ kwarty). Ciepło jéj w źródle zawsze jest jednakie — 736 st. Rm.[11]). Naczerpana do szklannego naczynia białego ma czystość kryształową, pieni się i burzy mocno, a w kilka sekund boki naczynia okrywają się bańkami gazowemi. Przy dłuższém jéj zostawieniu w naczyniu tworzy się osad czerwonawy. Smak wody żegiestowskiéj jest wyborny, nader przyjemny, orzeźwiający, żelazisty i apetyt mocno podbudzający, dla tego pije ją każdy z ochotą, zdrowy czy chory jako miły napój, a na miejscu przy zdroju używają jéj goście nietylko w godzinach kuracyjnych, lecz tak przy stole jak kiedyindziéj zamiast zwyczajnéj wody do picia.
Rozwodzić się nad zaletami powietrza w Żegiestowie byłoby rzeczą zbyteczną; położenie, okolica cała odosobniona od wszelkich osad ludzkich oddziaływać musi jak najkorzystniéj na utrzymanie lub wzmocnienie zdrowia. Miejsca do przechadzek bliższych i dalszych nie braknie, chodniki jednak wycięte w zboczu góry Czerszli o tyle są wadliwe, że mają mało poziomu, lecz pną się w górę lub na dół, co dla osób słabych jest rzeczą męczącą. Na przecięciu się dróżek u grzbietu po nad Popradem stoi altana, gdzie miło podumać przy szumie uchodzącego z łoskotem strumienia.
Mieszkań liczba stósunkowo do liczby zjeżdżających się w tych czasach do Żegiestowa gości jest dostateczna, chociaż budynków w całém zdrojowisku nie doliczy się więcéj jak 12, a właściwie tylko trzy domy mają postać godną swego przeznaczenia, to jest najbliższy Popradu dom parterowy zwany Karolówką, daléj wyżéj piętrowy zwany Alojzówką i jeszcze jeden znowu wyżéj Nowy, dom w ozdoby zewnętrzne najwięcéj przystrojony. Ceny mieszkań, muszę przyznać z tego, com sam płacił, są tu bardzo drogie, skoro 1 guld. dziennie przypada za maleńki pokoik z kawałkiem wspólnego ganku, z widokiem zaćmionym drzewami, bez pościeli, posługi i światła, z ordynarnemi meblami.
Życie zakładu jednoczy się koło zdroju, gdzie obok w domu starym mieści się restauracja a opodal łazienki dwojakiego gatunku, z drewnianemi i metalowemi wannami. Za kąpiel w metalowéj wannie płaci się 35 cent., w drewnianéj 25 cent.; lecz bez drewnianych wanien mógłby się Żegiestów obyć, bo na widok tego tańszego rodzaju łazienek odchodzi chęć do kąpieli, tak są odrażające. Szopa zacieniająca zdrój tak jest także nędzna, że z powierzchowności trudno przypuścić, aby się pod jéj dachem tak wielki skarb natury mieścił; a jeszcze w niéj znajduje się niby kaplica, raczéj ołtarzyk drzwiami zamykany, które się otwierają na czas nabożeństwa.
Jest w Żegiestowie pyszna i ożywcza woda, bardzo zdrowe powietrze, mieszkanie, chociażby drogie, poczta listowa i pakunkowa, bardzo uprzejmy właściciel i gospodarz; miłe chociaż nieliczne towarzystwo, lekarz zdrojowy, ale cóż, kiedy z wyżywieniem rozochoconego wodą żegiestowską żołądka wielka tu bieda. Musiało być tutaj inaczéj w tym względzie po inne lata jak roku przeszłego, bo gdyby gościom częściéj przyszło mieć do czynienia z takim restauratorem jak r. 1871, jużby się nikt więcéj nie odważył jechać do Żegiestowa, zważywszy, że w takiém pustkowiu, dalekiém od stałych siedzib ludzi, każdy z gości zdrojowych zostaje na łasce restauratora. Dla małéj ilości osób nie miałoby ich tu dwóch co robić, więc jeden restaurator, bez rywala, robi co mu się podoba; można sobie więc wyobrazić położenie gości, zwłaszcza słabych, narażonych jeszcze na grubijaństwa kuchmistrza, na które lekarstwa nie było, bo skargi na niego do właściciela zakładu zanoszone nie odnosiły żadnego skutku. Tamę takiéj samowoli może tylko położyć zniesienie monopolu traktjernika, aby handel materjałami do żywienia spoczywał w innych rękach, aby pieczywa świeżego było zawsze podostatkiem, aby nabiału, wędlin, legumin i t. p. rzeczy zawsze po cenach umiarkowanych dostać można na miejscu. Przecież Zakopane, wieś u stóp Tatrów bez zdrojów mineralnych, własnemu przemysłowi żydów i włościan zostawiona, posiada w porze letniéj dobrą i niedrogą restaurację, kilka składów z wszelkiemi przedmiotami, jakie po naszych miasteczkach handel korzenny zwykle zawiera, ma kilka piekarń i corocznie powstają nowe domy dla gości, przez górali budowane.
Życie w Żegiestowie schodzi bardzo cicho, swobodnie i to właśnie ma powab dla ludzi stroniących od zgiełku i wymogów modnego świata, niezbędnych po ludnych zdrojowiskach; dla tego téż ludzie szukający zabawy i interesów przybywają tylko czasem gromadnie z Krynicy do Żegiestowa dla jego obejrzenia a po wieczorze tańcującym napowrót co tchu umykają.
W święta i niedziele zaludnia się zdrojowisko żegiestowskie wiejskim ludem, który tu wtedy przybywa dla obejrzenia gości jak rarogów.
Oprócz kąpieli w łazienkach w wodzie mineralnéj używają goście kąpieli popradowych, które z powodu silnego prądu mają skutek leczniczy, podobny kąpielom morskim. W tym celu przy ujściu potoku Szczawnego po nad samym brzegiem stoi budka dla rozbierania się, lecz gdy dno Popradu głazami jest zasłane, nie ma swobody w takiéj kąpieli, trzeba stać w jedném miejscu, trzymając się jakiego sterczącego złomu.
Skała nadbrzeżna, u stóp któréj właśnie stoi budka dla kąpiących się w Popradzie, zowie się Krzyż, według podania, że jakiś tędy w dawnych czasach przechodzący pustelnik zachwycony pięknością okolicy i wijącego się tu Popradu, ułożył z kamieni krzyż, a ponieważ była właśnie niedziela, odprawił na tém miejscu nabożeństwo i nauczał lud zgromadzony[12].
Co do powzięcia wiadomości o składzie chemicznym wody mineralnéj żegiestowskiéj, jako téż o przymiotach jéj leczniczych, o gatunkach chorób, jakich się ludzie pozbywają z pomocą zdroju tutejszego, odsyłam ciekawych do specjalnych w tym względzie rozpraw Al. Alexandrowicza, dr. J. Dietla, dr. F. Z. Gogojewicza, dr. F. S. Skobla, dr. Wł. Ściborowskiego, drukowanych w Rocznikach Tow. Nauk. Krakow. lub wydawanych jako osobne dziełka.


KONIEC.






  1. Cerkwie i osady ruskie w sandeckiém. J. Łepkowski.
  2. Encyklopedja do krajoznawstwa Galicji; p. Antoni Schneider. Lwów, 1868.
  3. Pisze się Żegiestów a nie Rzegiestów, jak chcą niektórzy, bo mowa ludu jest tego wskazówką; tam, gdzie ma się pisać rz, włościanie wymawiają samo r, n. p. Andrejówka zamiast Andrzejówka.
  4. Rozbiór chemiczny wody lekarskiéj żegiestowskiéj przez Alex. Alexandrowicza w Rocz. Tow. Nauk. Krak. z r. 1870.
  5. Tamże.
  6. Zdroje lekarskie w Żegiestowie opisał dr. Fr. Z. Gogojewicz.
  7. Rozbiór chemiczny wody żegiestowskiej Alex. Alexandrowicz.
  8. W r. 1858 opisuje je dr. Dietl w „Uwagach nad zdrojowiskami krajowemi.“
  9. Zdroje lekarskie w Żegiestowie Dr. Fr. Z. Gogojewicz.
  10. Rozb. chem. wody żegiestowskiéj. Alexandrowicz.
  11. Tamże.
  12. Sądecczyzna. Morawski. Tom I, str. 35.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Walery Eljasz-Radzikowski.