Sen w wigilią Ś. Jana/Akt II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Sen w wigilią Ś. Jana
Pochodzenie Dzieła Williama Shakspeare Tom pierwszy
Wydawca T. Glücksberg
Data wyd. 1839
Druk T. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz Ignacy Hołowiński
Tytuł orygin. A Midsummer Night's Dream
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe wydanie
Indeks stron
AKT II.

SCENA PIÉRWSZA.
(Las blisko Aten.)
Wchodzi DUCH z jednej strony, a z drugiej PUK.
PUK.

Jakże to duchu! w którą dążysz stronę?

DUCH.

Przez pagórki, przez doliny,
Przez zarosłe, przez jeżyny,
Przez parkany, przez zagrody,
Przez płomienie i przez wody,
Wszędzie odbywam podróże,
Prędzéj niźli xiężyc zdoła.
I królowéj duchów służę,
Zraszam jéj murawy kola.[1]
Paziem jéj pierwiosnek kwiatek,[2]
W złotéj szacie z plamką w łonie,

Plamka rubin, duchów datek,
W nim ukryte dyszą wonie.
Zbiéram tu rosę, bo mię przeznaczono
Wszystkim pierwiosnkom wieszać perłę w uchu.
Żegnam, już idę, ociężały duchu;
Wnet tu z królową przyjdzie duchów grono.

PUK.

Król się tu hucznie całą noc zabawi;
Patrz, niech królowa przed nim się nie stawi.
Oberon wściekły przeto, że królowa
Ładne chłopczątko w świcie swojej chowa;[3]
U Indów króla skradli go podobno;
Nigdy nie miała pupkę tak nadobną:
Oberon pragnie wziąść przez zawiść dziécie,
Aby jak giermek z nim obiegał gaje:
Ale królowa gwałtem go nie daje,
Wieńczy go kwieciem, kocha go nad życie.
Stąd czy się zdybią na łące, czy w lasku,
Czy u strumieni przy xiężyca blasku,
Strasznie się kłócą, że aż uszy więdną,
Duchy się kryją w miseczkę żołędną.

DUCH.

Jeśli twa postać mnie nic oszukiwa,
Jesteś psotliwy duch co się nazywa
Robin lub dobry kamrat:[4] czyliż nie ty
Straszysz dziewczęta wiéjskie i kobiety;

Zjadasz śmietanę, kręcisz czasem żarna,
Sprawiasz, że praca bicia masła marna;
Czynisz, ze trunek nigdy musu nie da,
Błąkasz podróżnych, śmieszy cię ich bieda.
Zwącym Hobgoblin, albo Puk kochany,[5]
Pomoc przynosisz i los pożądany.
Nie tenże jesteś?

PUK.

Ten sam co do joty;[6]
Nocny wędrownik pełen figlów, psoty.
Śmiészą me króla żarty i hulanki,
Kiedy spasioną bobem szkapę zwiodę,
Rżąc doskonale jakby łosze młode;
Lubię czasami kumie wpaść do szklanki,
W kształcie jabłuszka, gdy się pic już bierze,
Wtedy znienacka w usta ją uderzę,
Zwiędłe jej łono całkiem piwem zleję. —
Mądra ciotunia prawiąc smutne dzieje,

Za trójnożnego gdy mię weźmie stołka,
Wymknę się zpod niéj, wtedy brzdęk koziołka;
Wszelki duch chwali Pana Boga, woła
Aż się zakaszla; wszyscy zaś do koła
Aż się za boki biorą z śmiéchu, dmą się
Ledwie nie pękną, kichają i klną się,
Jeszcze nie była chwila tak wesoła. —
Na bok! — Oberon idzie w swoim dworze.

DUCH.

Ach! i królowa w zléj przychodzi porze!

(Wchodzą: OBERON ze swoim dworem z jednéj strony, a z drugiéj TITANIA ze swoją świtą.)

OBERON.

Złe to spotkanie przy xiężyca świetle,
Dumna Titanio.

TITANIA.

Czyliż tu zazdrosny
Oberon? — Duchy! lećmy w inną stronę,
Bom się pożycia zrzekła z nim i łoża.

OBERON.

Stój, kapryśnico, wszakże mężem jestem.

TITANIA.

Tak, na nieszczęście jestem twoja żona:
Wiém, że się z kraju duchów jak wykradłeś,
Cały dzień siedząc w kształcie Korydona,
Swojéj Filidzie grałeś na multance,
Wiersześ miłośne klecił swéj kochance.
Po cóś tu z Indów ostatniego szranka?
Łatwo odgadnę, bo twa fanfaronka,

Lubka w bucikach, pyszna Amazonka,
Twoja najdroższa bohater-kochanka,
Za Tezeusza musi iść w zamężcie;
Zbiegłeś więc przynieść dla ich łoża szczęście.

OBERON.

Jak się nie wstydzisz mnie spotwarzać za to,
Że z Hipolitą dobrą mam zażyłość,
Znając, że znam twą z Tezeuszem miłość?
Czyś go przy świetle gwiazd nie wiodła nocą
Od Periguny, którą wydarł mocą?
Czyż nie dla ciebie wzgardził Eglą ładną,
I Antiopą, także Aryjadną?

TlTANIA.

Twoja to zawiść kreci bicze z piasku;
Wszakże od dawna jak się zejdziem razem
W jarach, na górze, błoni, albo w lasku,
Albo u źródła, co wysiane głazem,
Lub u ponika, co się błąka w trzcinie,
Lub na piasczystym brzegów morskich krańcu,
Toczyć przy świście wiatru koła tańcu,
Zawsze zabawa od twej kłótni ginie.
Przeto i wiatry gwiżdżąc nadaremno,
W zemście spędzają z morza mgłę szkodliwą,
Która osłania całą przestrzeń ziemną:
Skromny strumyczek już się butnie wzdyma,
brzegów zapora wcale go nie trzyma:
Darmo dźwigały woły jarzmo swoje,
Darmo i rolnik znosił krwawe znoje:
Zboże pogniło, nim wiek jego młody
Mógł się doczekać pięknéj kłosu brody:
Hurty na Janach zatopiły wody;

Bydła pomorkiem kruki wypasione:
Wiejskie kręgielnie mułem zarzucone;
Ścieżek labirynt na wesołéj błoni
Całkiem zarosły, bo nie chodzą po niéj:
Ludziom śmiertelnym dziś bez uciech zima;
W nocy już hymnów i kolędy nié ma: —[7]
Przeto i piękny xiężyc pobladł z gniewu,
Władzca ten morza od swego wyziewu
Płodzi katary i słabości różne:
W takim nieładzie, w takim biéd natłoku
Prawie się zlały razem pory roku;[8]
Szron ubielone i swe zimne skronie
Składa na młodém krasnej róży łonie;
Zima, jak na śmiech łeb swój lodowaty
Woniejącemi osypuje kwiaty:
Wiosna i lato, jesień i zła zima
Wzajem mieniają zwykłe swoje szaty,
Świat zadziwiony z płodów nie odgadnie
Jaka na ziemi pora roku władnie;
Wszystkie te złego nieszczęśliwe płody

Z naszéj pochodzą kłótni i niezgody.
Myśmy rodzice całej tej niedoli.

OBERON.

Skończyć te wszystkie biédy w twojéj woli:
Jakże nie słuchasz swego Oberona?
Proszę cię tylko o małego chłopca
Dla mnie na giermka.

TITANIA.

Nie troszcz się daremnie,
Chłopca nie wezmiesz za twój kraj odemnie.
Z mego zakonu jego matka była:
I w balsamicznéj Indów pięknéj nocy
Często przy boku słodko mi gwarzyła;
Gdyśmy siedziały z nią na morskim brzegu,
Patrząc na kupców płynące okręty,
Śmieszył nas żagiel jakby w ciąży wzdęty,
Wiatrem brzemienność jego rosła w biegu:
Co naśladując krokami ładnémi,
Była naówczas w ciąży moim paziem,
Niby płynęła, choć po suchéj ziemi,
Szukać mnie fraszek i wracając znowu,
Jakby z podróży; niosła mi towary.
Ale w połogu utraciła życie;
Dla jéj miłości wychowałam dziécie:
Dla jéj miłości z niém się nie rozdzielę.

OBERON.

W lasku tym bawić jak zamyślasz wiele?

TITANIA.

Aż Tezeusza skończy się wesele.
Gdy chcesz spokojnie tańczyć w naszém kole,
Patrzéć na nasze niewinne swawole,

Proszę cię z nami; gdy ci nie przyjemnie,
Stronic cię będę, a ty stroń odemnie.

OBERON.

Daj mi chłopczyka, pójdę zaraz z tobą.

TITANIA.

Za twe królestwo nie dam. — Duchy, daléj!
Swar się nie skończy, jak będziemy stali.

(wychodzi Titania ze swym orszakiem.)
OBERON.

Dobrze, pospieszaj: lecz nim wyjdziesz z gaju
Za tę zniewagę zemstę ja odbiorę. —
Miły mój Puku, czy ty pomnisz porę,
Kiedym przy morzu siedząc na wyżynie
Słyszał Syrenę piękną na delfinie[9]
Tak śpiewającą słodką pieśń i miłą,
Że się wzburzone morze uciszyło;

Gwiazdy niektóre spadły z sfer szalenie,
Aby słyszały téj dziewicy pienie.

PUK.

Pomnę.

OBERON.

Wtedy widziałem, ty nie mogłeś widzieć,
Między xiężycem a ziemią szybował
Zbrojny Kupido: lukiem swym celował
W piękną westalkę na zachodnim tronie;[10]
Łuk wyprężony warknął w silnym grocie,
Jakby zamierzał serc przeszywać krocie:
Ale Kupida strzała płomienista,
Zgasła w promieniach czystego xiężyca;
I ta w koronie kapłanka dziewica,
W myślach dziewiczych poszła daléj czysta.
Patrzałem kędy pójdzie lot téj strzały:
Padł na zachodu kwiatek, co był biały,
Zżółkł i posiniał tą miłości raną;
Imie zaś jemu brat i siostra dano.
Przynieś ten kwiatek; raz ci go wskazałem;
Sok jego kładąc na śpiącéj powiece,
Serce rozkocha męzkie lub kobiece
Ku téj istocie, co w ocknienia chwilę
Ujrzy najpierwéj. Szukaj tego zioła;
Wróć nim upłynie Lewjatan milę.

PUK.

Biegu przepaskę nadani ziemskiéj bryle
W cztéry minuty.(wychodzi.)

OBERON.

Jak dostanę soku,
Będę czatował kiedy zaśnie zona,
Kroplę likworu złożę na jéj oku,
Twór, co najpierwéj ujrzy przebudzona,
Lwa, czy niedźwiedzia, wołu, czy gawrona,
Wilka, czy małpę, czy orangutana,
Będzie goniła ślepo zakochana.
Nim zaś obłędu zdejmę jéj przyczynę,
Co mogę zdziałać przez inną roślinę,
Wymogę by mi oddała chłopczynę.
Któż to nadchodzi? jestem nie widzialny,
Pragnę podsłuchać całą ich rozmowę.

(wchodzi DEMETRYUSZ, a za nim HELENA.)
DEMETRYUSZ.

Nie kocham ciebie, przeto nie goń za mną.
Hermia gdzież się z tym Lyzandrem kryje?
Ta mię zabija, tego ja zabiję.
W las ten się wykraść mieli, są twe słowa;
Otom i w lesie, lasem moja głowa,
Hermii bowiem szukam nadaremnie
Idźże ty sobie, odczep się odemnie.

HELENA.

Ciągnie twe serce jako magnes twarde,
Lecz do żelaza czuje wstręt i wzgardę,
Wierne me bowiem serce jest ze stali:
Strać przyciągania siły niesłychane,
A ja za tobą gonić poprzestanę.

DEMETRYUSZ.

Czyż cię uwodzę? czyż cię ładną zowię?
Prawdyż nie mówię w prostém, jasném słowie,
Że cię nie kocham i nic mogę kochać?

HELENA.

Przez to się moja miłość więcej wzmaga.
Demetriuszu, jestem twoim pieskiem,
Więcéj mię bijesz, bardziej ci się łaszczę:
Obchodź się ze mną jak z psem, bij, odpychaj,
Nie dbaj, a tylko niech mi wolno będzie,
Chociaż niegodnéj, iść za tobą wszędzie:
Na tym najgorszym twym przestanę względzie,
Bo i to dla mnie łaska jest niebieska;
Jeśli mię zechcesz miéć za swego pieska.

DEMETRYUSZ.

Nie budź wściekłości bo cię nienawidzę,
Czuję się chorym, gdy na ciebie patrzę.

HELENA.

Czuję się chorą, kiedy cię nie widzę.

DEMETRYUSZ.

Twoich postępków czynność nadto płocha,
Miasto porzucać i zostawać w mocy
Człowieka, który wcale cię nie kocha;
Puszczać się na złe poduszczenia nocy,
I w téj pustyni co do złego mami,
Z twego dziewictwa drogiémi skarbami.

HELENA.

Cnota cię twoja od wszystkiego wstrzyma.
Widząc twe lice dla mnie nocy nie ma.

W nocy nie jestem, tak się mnie wydaje,
I towarzystwo te napełnia gaje,
Jesteś ty bowiem całym światem dla mnie;
Jakże powiadasz, ze sama zostaję,
Gdy zgromadzony świat tu patrzy na mnie?

DEMETRYUSZ.

Zaraz ucieknę, wnet się w krzaki schronię.
Ciebie na łaskę zwierząt dzikich rzucę.

HELENA.

Zwierz serce czulsze, jak twe, nosi w łonie.
Biegnij, a dawne dzieje wspak przewrócę:
Dafne zbiegłego pędzi Apollina;
Ściga jastrzębia gołąb, a od sarny
Krwawy uchodzi tygrys: pośpiech marny!
Kiedy ucieka męztwo przed bojaźnią.

DEMETRYUSZ.

Nie chcę rozprawiać, odczep się odemnie:
Jeśli mię gonić chcesz, nie ufaj we mnie,
Bo ci najpewniéj zadam krzywdę w lesie.

HELENA.

Krzywdzisz mię w polu, mieście i kościele.
Fe, mój Demetry, czynisz krzywd tak wiele,
Że poniżają całą płeć niewieścią:
Walczyć za miłość kobiéty nie mogą;
Nie nam o rękę, wam się starać trzeba.
Pójdę za tobą; piekło zmienisz w nieba;
Gdy mię zabijesz ręką dla mnie drogą!

(wychodzą Demetry i Helena.)
OBERON.

Nim się ty Nimfo z tm rozstaniesz gajem,
Będziesz ueickać, on gonić nawzajem.

(wchodzi PUK.)

Witaj wędrowcze! czy przyniosłeś kwiatek?

PUK.

Oto go wręczam.

OBERON.

Dzięki za ten datek.
Znam ja pagórek, gdzie kwitnie tymianek,
Rośnie z drzemiącym fijałkiem sen-kwiecie,
Kędy powoju, jak pawilon, wianek
Z różą, z jaśminem, sklep zielony plecie;
Tam to po znoju tańców i hulanek
Często ma żona spi na miękkim kwiecie,
Tam się wylenia wąż ze złotéj skóry,
Którą wdziać może duch naszéj natury.
Tam jéj na śpiące oczy sok ten wpuszczę,
Przez co jéj zrodzę strasznych marzeń tłuszczę. —
Szukaj w tym gaju, wziąwszy soku trocha,
Z piękną Atenką chłopca, co nie kocha
Czułéj dziewczyny: namaść jemu oczy;
Lecz pomnij, aby pierwsza rzecz, co zoczy,
Było to dziewczę schnące z niepokoju:
Poznasz młodzieńca po ateńskim stroju.
Zrób to starannie, niech się dla niéj stanie
Czulszym w miłości jak jéj przywiązanie.
Wrócisz, by jeszcze nie piał kur i razu.

PUK.

Nie bój się, panie, nie chybię rozkazu.

(wychodzą.)

SCENA TRZECIA.
(Inna część lasu.)
Wchodzi TITANIA ze swoim orszakiem.
TITANIA.

Koło i piosnka pięknej duchów nuty!
Nim zaś upłynie trzecia część minuty,
Te, niech robaki w róży pójdą pobić,
Te, niech wydadzą nietoperzom boje,
By ze skórzanych skrzydeł ich porobić
Suknie na male piękne duchy moje;
Te, niech odpędzą sowę, co zdziwiona,
Patrząc na duchów lekkie tak istoty,
Strasznie przeraża hukiem nocne cisze:
Teraz niech do snu pieśń mię zakołysze:
Wtedy jak zasnę spieszyć do roboty.

PIEŚŃ.
PIERWSZY DUCH.

Węże z żądłem zbrojném w jad,
Jéż, co jak cierniem ukala,
Jaszczurka, padalec, gad,
Od królowéj naszéj zdala!

CHÓR.

Słowik pieniem niech rozczula,
Niechaj nóci słodkie lula;
Lula, lula, lula, lula;
Żadne mary,
Żadne czary
Niech nie szkodzą żonie króla;

II.
DRUGI DUCH.

Świerszczu w inną stronę skacz!
Robak, ślimak, krówka szara,
Pająk kosarz, pająk tkacz,
Od królowéj naszéj wara!

CHÓR.

Słowik pieniem niech rozczula,
Niechaj nóci słodkie lula;
Lula, lula, lula, lula;
Żadne mary,
Niech nie szkodzą żonie króla;
Na dobranoc, lula, lula.

PIERWSZY DUCH.

Spi, do pracy teraz biedz,
Jeden w górze musi strzedz.

(wychodzą duchy. Titania spi.)
(wchodzi OBERON.)
OBERON, wyciska sok kwiatu na powieki Titanii.

Co obaczysz przebudzona
W tém się kochaj jak szalona,
Niech z miłości serce kona:
Czy niedźwiedzia, rysia, zbika,
Czy lamparta, albo dzika;
Jakie ujrzysz widowisko
Daj kochanka mu nazwisko;
Zbudź się gdy rzecz podła blisko. (wychodzi.)

(wchodzą LYZANDER i HERMIA.)
LYZANDER.

Mdlejesz, kochanko, błądząc przez te gaje;
Prawdę powiedzieć, nie pamiętam drogi:
Hermio, spoczniem, jeśli ci się zdaje,
I zaczekamy nim dzień przyjdzie błogi.

HERMIA.

Dobrze, Lyzandcze; znajdźże sobie łoże,
Bo na tém wzgórzu głowę swą położę.

LYZANDER.

Spolném węzgłowiem darń ta zostać może;
Dwa łona, jedno serce, wierność, łoze.

HERMIA.

Jeśli mię kochasz, bądź odemnie zdala;
Leżeć tak blisko skromność nie pozwala.

LYZANDER.

Nie gorsz się mową, bo niewinność znaczy;
Słowa miłości, miłość niech tłumaczy.
Myślę, że serca nasze skute razem
Mogą jednego serca być obrazem;
Nasze dwa łona wiąże nam przysięga,
Więc te dwa łona jedna wierność sprzęga.
Przeto mi nie broń spocząć koło siebie,
Tak spoczywając nie zawiodę ciebie.

HERMIA.

Pięknie Lyzander syllogizmy składa.
Cnota, moralność moja, niech przepada,
Jeśli ja myślę, że w Lyzandrze zdrada.
Ale przez miłość, luby mój, i grzeczność
Połóż się daléj, bo każe konieczność

Praw przystojności takie rozłączyny
Dla cnotliwego chłopca i dziewczyny:
Zdala pozostali i dobranoc tobie:
Niech się twa miłość skończy tylko w grobie.

LYZANDER.

Do twéj modlitwy moje amen łączę;
Wierność jak stracę, niechaj życie skończę!
Sen niech ci zleje cały skarb słodyczy!

HERMIA.

Niech da połowę temu, co mnie życzy!(śpią.)

(wchodzi PUK.)
PUK.

Cały lasek obiegałem,
Ateńczyka nie widziałem,
Bym na jego śpiącém oku
Mógł doświadczyć mocy soku.
Noc i cichości! — Któż to leży?
Spi w ateńskiéj człek odzieży:
To on, który z duszą twardą
Biedne dziéwcze karmi wzgardą;
Tu i dziéwcze spi z męczarni
Na wilgotnéj mokréj darni.
Biédne dziecko nie śmie razem,
Spocząć z tym nieczułym głazem.
Dziki! zleję na twém oku
Całą siłę tego soku:
Jak się ockniesz, niech na wieki
Miłość spędzi sen z powieki.
Zbudź się zaraz jak wynidę,
Bo do Oberona idę.(wychodzi.)

(Wbiega DEMETRY a za nim HELENA.)
HELENA.

Stój, choćbyś zabił, luby, twoją dłonią.

DEMETRYUSZ.

Precz i nie ścigaj przykrą tą pogonią.

HELENA.

Ach, nie porzucaj saméj w noc tak ciemną!

DEMETRYUSZ.

Stój, bo zabiję, jeśli pójdziesz ze mną.

(wychodzi Demetry.)
HELENA.

Tchu mi nie staje z tego polowania!
Więcéj go proszę, tym się więcéj wzbrania.
Hermia szczęsna, bo pociąg uroczy
Błogosławione jéj ozdabia oczy.
Skądże jéj oko takim blaskiem płonie?
Czy łzą omyte? lecz łzy częściéj ronię.
Nie, nie, ja jestem brzydsza nad potwory;
Bo mię jak spotka zwierz, ucieka w bory;
Nie dziw mi przeto, ze przestraszam człeka,
Bo od potworu Demetry ucieka.
Co za przeklęte moje złe zwierciadło!
Z Hermii okiem mnie na równi kładło. —
Kto tu? Lyzander! martwy? czy uśpiony?
Rany nie widzę, ani krwią zbroczony. —
Jeśliś przy życiu, wstawaj, dobry panie!

LYZANDER.

Dla cię przez ognie pójdę i otchłanie. (budząc się.)
Jasna Heleno! przyrodzenia siła
Mnie przez twe łono serce twe odkryła.

Kędy Demetry? nigdzie się nie schroni.
Musi ten podły zginąć z mojéj dłoni.

HELENA.

Nie mów tak, panie, niech cię gniew nie zwodzi,
Hermię kocha, cóż to panu szkodzi,
Kiedyś jéj zawsze luby i jedyny.

LYZANDER.

Hermii luby? — Nie chcę téj dziewczyny,
Żal, że tyrałem marnie z nią godziny.
Hermii nie chcę, ciebie serce szuka:
Któżby gołębia mieniąc chciał na kruka?
Wolą człowieka zawsze rozum włada;
Żeś ty godniejsza rozum mnie powiada.
W porze swéj tylko są dojrzałe płody:
Równie mój rozum dotąd jeszcze młody,
Teraz zostawszy całkiem już dojrzały,
Każe bić czołem oczu twych potędze;
Uczuć miłosnych czytam urok cały
W drogiéj miłosnéj twego wzroku xiędze.

HELENA.

Za cóż na drwiny los mię wskazał twardy?
Przez cóż się stałam godną twojéj wzgardy,
Nie dośćże na tem, nie dośćże młodzianie,
Żem nie zyskała i zyskać nie w stanie
U Demetrego słodkiego wejrzenia,
Jeszcze z mojego musisz drwić cierpienia?
Krzywdzisz, istotnie; krzywdzisz niesłychanie
Przez to się drwiące do mnie zalecanie.
Żegnam cię, ale razem wyznać muszę,
Myślałam, że masz szlachetniejszą duszę.

Czyż od jednego kobiéta wzgardzona,
Ma od drugiego za to być wydrwiona?

(wychodzi.)
LYZANDER.

Nie widziała jéj; niechże spi głęboko;
Niechaj mię nigdy jéj nie ujrzy oko.
Wszak i najsłodsza rzecz od przesycenia
Prędko się w ckliwą i obrzydłą zmienia;
Lub jak się brzydzą sektą zarzuconą
Ci nadewszystko, których uwiedziono;
Tak ja mą sektą z przesytu się brzydzę,
Błąd ten poznawszy, błędu nienawidzę.
Całą mą miłość, wszystkie duszy siły
Złożę Helenie, bym jej został miły.(wychodzi.)

HERMIA, budząc się.

Ratuj, Lyzandrze, ratuj prędko, drogi!
Wyrwij mi węża co się wpił do łona;
Biada mi, ratuj! — Snemżem tak złudzona?
Patrzaj, Lyzandrze, cała drżę od trwogi.
Śniło się niby serce wąż pożerał,
A tyś się śmiejąc siedział i spozierał: —
Słuchaj, Lyzandrze, ozwij się w téj ciszy:
Cóż to, ni słowa? odszedł? czy nie słyszy?
Gdzieżeś, niestety! przemów do mnie, drogi!
Przemów na miłość, bo umiéram z trwogi.
Widzę, żeś rzucił biédną mnie dziewczynę,
Albo cię wkrótce znajdę, albo zginę.

(wychodzi.)




  1. Koła murawy są to te miéjsca zieleńsze, których świeżość i zieloność przypisuje pospólstwo duchom, jakoby je zraszali.
  2. Pierwiosnek jest faworytalny kwiatek między duchami.
  3. Panuje mniemanie u ludu, ze duchy czasem porywają dzieci.
  4. Ten obraz Robina dobrego kamrata zupełnie się zgadza z opisem Harseneta. Także go nazywa Cartwright (ordinary act. III.) duchem skłonnym szczególniej do mieszania pokoju domowego i ekonomiki. Reginald Scot toż samo powiada o tym pustym duchu w swojém Discovery of Witchcraff: „Kobiéty zwykły kubek mléka stawiać dla niego za to, że meł słód i gorczycę i zamiatał dóm w północy.“
  5. Puk, znaczy djabeł, jest to słowo dawne gotyckie. — Puke, Puken; Suthanas. Gudm. And. Lexicon Island.
  6. Zdaje się że w mytologii tych duchów (fairy), Puk, albo Hobgoblin, był wiernym sługą Oberona i zawsze używany przez niego do szpiegowania i odkrycia intryg miłośnych królowéj Mab, którą Shakspeare nazwał Titanią. Bo w Draytona Nymphidyi te same duchy są podobną zajęte sprawą. Mab kochała Pigwiggen; Oberon zazdrośny posyła Hobgoblina, aby ich schwytał na uczynku, ale nimfa królowéj Mab zapobiegła temu przez czary.
  7. Bez względu na chronologią jest to alluzia do kolędy i piosnek śpiewanych w nocy w czasie Bożego narodzenia. Wielu ówczesnych pisarzy narzekało na zmniejszającą sję radość w obchodzeniu tego święta; między innémi Nash wydał komedyę w tymże samym czasie, t. j. w roku 1600, pod napisem: „Ostatnia wola i testament lata.“
  8. Pomieszanie pór roku jest wprawdzie poetyczném ale nie mniéj rzeczywistém opisaniem czasu, co istotnie przypadł w Anglii pod tę porę, kiedy ta sztuka wychodziła. Tę wiadomość winienem przypadkowi, który mi dostarczył kilka kartek staréj meteorologicznej historyi.Steevens.
  9. W tém miejscu, pod Syreną powiada Dr. Warburton, poeta rozumiał Maryę królowę szkocką, a przez delfina, jéj męża Delfina Francyi. Marya nazwana Syreną dla tego, ze jéj królestwo na morzu położone i że była piękną i niewstrzemięźliwą. Słodka pieśń i miła przedstawia jéj dowcip i uczoność, a jeszcze więcéj jéj słodki urok wdzięcznego wysłowienia. Wzburzone morze wyobraża Szkocyę, która w jéj nieobecności porwała się do broni przeciwko Rejentowi państwa, ale się uciszyła za jéj powrotem. Hrabiowie Northumberlandyi i Westmorelandyi, zawikłani w jéj niedolę i xiąże Norfolk, którego zamiar zawarcia z nią szlubu sprowadził mu fatalne skutki, są tu wystawieni przez te gwiazdy, co spadły ze sfer szalenie. To ostatnie porównanie bardzo trafne, bo pospólstwo utrzymuje, że syrena wabi ludzi piosnką, aby ich potem zgubić.Malone.
  10. Elżbieta królowa angielska.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Ignacy Hołowiński.