Przygoda/Rozdział dziesiąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Dromlewiczowa
Tytuł Przygoda
Podtytuł powieść dla młodzieży
Wydawca Księgarnia J. Przeworskiego
Data wyd. 1933
Druk „Floryda“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ DZIESIĄTY.

Tak, Jaś odnalazł ukryte drzwi, Jaś odnalazł tajemniczy skarb. Wprawdzie drzwi te nie były wcale owemi wielkiemi drzwiami, prowadzącemi do podziemnych korytarzy, do innych ukrytych pokoi. Były to poprostu maleńkie drzwiczki, zamykające niewielką skrytkę w ścianie.
Jaś szukał nieznużenie przez cały wieczór, a gdy wreszcie ogarnęło go rozczarowanie i zniechęcenie, udał się do zamkniętego zawsze pokoju matki, w którym wszystkie meble stały tak jak za jej życia. Do pokoju tego wchodzono rzadko. Jedynie Karolinka, gdy była smutna i zmartwiona, spędzała w nim długie godziny.
Ona również przynosiła do wazonów świeże kwiaty. W dniu gdy znaleziono kartkę, Karolinka w tym pokoju także szukała tajemnych drzwi, nie znalazła jednak nic prowadzącego na ślad skarbu. Ani Ludwik, ani Janka do pokoju tego nie wchodzili.
Jaś wszedł do pokoju, nie celem dokonania poszukiwań, gdyż był zmęczony, a poprostu chciał się pocieszyć po niepowodzeniu, przyzwyczaił się bowiem, że ilekroć zbyt mocno dokazywał i dokuczał, Karolinka brała go ze sobą do pokoju matki i tam namawiała go, aby stał się lepszy. I Jaś, pomimo, że napozór szedł z Karolinką niechętnie, pomimo, że napozór pokój ten nie miał dla niego żadnego znaczenia, to jednak czuł, że tam, wobec fotografji matki, wobec jej uśmiechu dalekiego i nieznanego, traci ochotę do dokazywania i ma zamiar stać się lepszym. Karolinki nie było w domu i chłopiec czuł się samotny i smutny. Wszedł więc do pokoju matki i z uwagą zaczął przeglądać rozmaite drobiazgi, leżące na tualecie i stoliku. Znał je wszystkie, lecz lubił je dotykać.
Potem spojrzał na portret matki, wiszący nisko, tuż nad biurkiem i nagle doznał szalonej ochoty, aby pocałować namalowane, uśmiechnięte usta. W pokoju nie było nikogo i Jaś, który w czyjejkolwiek obecności wstydziłby się niezmiernie takiego wybuchu dziecinnej czułości, teraz wspiął się na krzesło, i przycisnął swe usta do ust portretu w mocnym pocałunku. Poczuł, że jego smutek się zmniejsza. Nie zdążył jednak zastanowić się nad tem, gdyż krzesełko, na którem stał, odsunęło się i Jaś, mimowoli, pociągnął nieco portret w lewą stronę.
Usiłował go poprawić i podczas dotykania ściany przy tej robocie Jaś wyczuł pewną nierówność ściany. Wtedy zdjął portret i zaczął szukać.
Ściany pokoju obite były kretonem i Jaś wahał się długą chwilę, nie wiedząc, czy może się odważyć na przecięcie w tym miejscu materjału. Był jednak tak zaciekawiony, tak przekonany, że odnalazł wreszcie skrytkę o której wspominała tajemnicza kartka, że zdecydował się, powtarzając sobie, że portret zasłoni rozcięcie. Przyniósł więc nożyczki i z bijącem sercem ciął kreton. Okazało się, że pod spodem ściany są zatapetowane. Ponieważ jednak nierówność ściany, teraz, po rozcięciu kretonu, dawała się jeszcze mocniej odczuć, przeto Jaś nie zniechęcił się i zabrał się zkolei do obdrapywania tapety, co było nieco trudniejsze. Udało mu się wreszcie i wtedy oczom zachwyconego chłopca ukazały się drzwiczki od najprawdziwszej skrytki, od schówka umieszczonego w ścianie.
W środku drzwiczek znajdował się guzik po naciśnięciu którego drzwiczki otworzyły się. Skrytka była niewielka, około metra szerokości i metra długości, była jednak dosyć głęboka. A we wnętrzu jej leżały jakieś przedmioty. Tych jednak nie chciał Jaś sam oglądać. Musiał koniecznie mieć obok siebie świadka swego triumfu i radości.
Dlatego wybiegł do parku, wołając:
— Karolinko, znalazłem skarb!
Karolinka zamierzała wprawdzie nie mówić odrazu Jasiowi o kłamstwie Antosia, teraz jednak zapomniała o tem i mimowoli odpowiedziała ze smutkiem:
— Co ty mówisz, Jasiu, niema przecież żadnego skarbu!
Jaś odpowiedział oburzony:
— To ty chyba nie wiesz co mówisz, jest skarb i ja go znalazłem.
Nic nie rozumiejąc, pytając Jasia o szczegóły, Karolinka poszła na górę.
— Skarb jest w pokoju mamy. Odrazu powinniśmy się byli domyśleć, że właśnie w jej pokoju spotka nas coś przyjemnego.
— Ach, Jasiu, zrobiłeś taki straszny nieporządek.
— To nic, zaraz sprzątnę; patrz, Karolinko, patrz, Karolinko…
I Karolinka zobaczyła ze zdumieniem, że rzeczywiście w ścianie znajdowała się skrytka.
A więc, pomimo, że nie istniał żaden skarb, wymyślony przez Antosia, Jaś zdołał dopiąć swego.
— Zobacz, zobacz, — nalegał Jaś, który nie rozumiał jej zdziwienia i przypisywał je swojej osobie, — mówiłem przecież, że to ja znajdę skarb, bo ja znam się na tych rzeczach. Zobacz, Karolinko. Musiałem przez cały czas stać na krześle, bo nie dosięgałem tak wysoko, było to bardzo niewygodne, ale zato tak strasznie się ucieszyłem, gdy zobaczyłem te maleńkie drzwiczki. Jaka szkoda, że cię przytem nie było, Karolinko. Tylko wiesz, nigdzie niema trzech kółek, ani nawet jednego kółka.
— Ale co tam jest w środku? — szepnęła Karolinka.
— Właśnie zobaczymy. Mnie niewygodnie jest sięgnąć.
Karolinka wspięła się na palcach i ostrożnie wsunęła rękę do środka.
— Patrz, jakieś papiery, — szepnęła.
Wyciągnęła dwa listy.
— Pisane podczas Powstania, — powiedziała, przeczytawszy.
— Może dlatego były ukryte.
— Ach, Karolinko, jak to wspaniale, żeśmy je znaleźli. Czy mogłabyś wymyśleć sobie coś wspanialszego?
— Czekaj, tam jest cos jeszcze i Karolinka wyjmowała ze skrytki ułańską czapkę i sztambuch, w którem znajdowały się zasuszone kwiaty i naiwne wiersze.
Karolinka poczuła wzruszenie. Znaleźli przecież skarb; nie były to wprawdzie klejnoty, ani złoto, jak wyobrażali sobie, lecz skarby czyichś tkliwych uczuć, dowody bohaterstwa. Odkryli czar tajemnicy, odkryli echo dawnego bicia serca.
— Ten sztambuch należał do naszej prababki, Jasiu, — powiedziała Karolinka, przejrzawszy go.
— Co to jest sztambuch?
— To właśnie to, taki album pamiątkowy do wierszy.
— A te listy pisał pewnie jej mąż?
— Tak, widzisz, napisane jest: „Moja najukochańsza“!
— Ach, Karolinko, czy cieszysz się, żeśmy to znaleźli?
— Toś ty znalazł. Bardzo się cieszę. Trzeba napisać o tem tatusiowi, napewno nikt o tej skrytce nie wiedział. Zapewne oddawna nie zmieniano obicia.
— Patrz, Jasiu, jeszcze znalazłam tę wstążkę.
Karolina wyciągnęła spłowiałą błękitną wstążkę.
— Może nosiła tę wstążkę jako mała dziewczynka, a może w dniu swoich zaręczyn — powiedziała w zamyśleniu Karolinka.
— Jakie to dziwne Karolinko, że nasza prababka była także małą dziewczynką.
— Nie mogę sobie jakoś tego wyobrazić.
— A ja mogę, spacerowała pewnie także tu, w tym parku i może także szukała skarbu.
— Może też znalazła tę skrytkę i włożyła tu swoje pamiątki.
— Musimy zawiadomić zaraz Jankę.
— I Ludwika i Antosia.
— Ach, prawda.
Karolinka przypomniała sobie nagle, że nie może przecież zawiadomić ich skoro wyjechała w takim gniewie.
Uśmiechnęła się jednak, wyobraziwszy sobie ich miny, gdy się dowiedzą, że naprzekór wszystkiemu znaleźli właśnie skarb i to taki, który owiany był romantyzmem bohaterstwa i miłości.
— Pojedźmy do nich, Karolinko — prosił Jaś.
— Nie, to niemożliwe.
Karolinka miała zamiar opowiedzieć Jasiowi o wszystkiem, gdy nagle Jaś zawołał:
— Słyszę turkot, ktoś przyjechał.
I podbiegł do okna.
— To właśnie oni — wykrzyknął — zupełnie jakby się domyślili.
Pędem zbiegł na dół. Karolinka schodziła dużo wolniej.
Lecz już naprzeciw niej biegła Janka.
— Karolinko, czy wiesz co się stało? Ojciec przywiózł wieczorną pocztę. Dostałam pierwszą nagrodę na konkursie.
— Dostałaś nagrodę?
— Tak, dostałyśmy nagrodę. Wiesz, za jakie zdjęcie? Za twoje; patrz, czytaj.
I Janka nieprzytomna z radości, pokazywała gazetę, w której było wyraźnie napisane, że pierwszą nagrodę jury przyznało fotografji pod tytułem „Radość życia“, godło „Przygoda“.
— Ach, Janko, jaki dziś jest szczęśliwy dzień.
Mówiły obie jednocześnie i obie nie wiedziały co jest ważniejsze, odnalezienie skarbu, czy otrzymanie nagrody.
— A gdzie jest Ludwik i Antoś? — zapytała nagle Karolinka, przypomniawszy sobie, że patrząc przez okno widziała także obu chłopców.
— Antoś nie chce wejść, bo obawia się, że gniewasz się na niego, a Ludwik udaje trochę obrażonego i nie chce go zresztą zostawić samego.
— A Jaś?
Pewnie opowiada im o swoim zwycięstwie.
— Chodźmy do nich — zdecydowała Karolinka. — Już się nie gniewam na Antosia, zresztą znalazłam przecież skarb i to właściwie dzięki niemu, bo gdyby nie napisał tej kartki nie szukalibyśmy wcale.
— Tak, i nie dowiedzielibyśmy się o tem nigdy.
— Przestałam zresztą gniewać się na niego, jeszcze przedtem, zanim go Jaś znalazł — wyznała Karolinka.
W chwilę później Karolinka rozmawiała z chłopcami tak, jakgdyby najlżejszy cień niezgody nie mignął między nimi.
— Chodźmy do parku — zaproponowała, pokazawszy już sztambuch, czapkę, listy i wstążeczkę oraz przeczytawszy niezliczoną ilość razy o nagrodzie, którą wzięła „Radość życia“.
Usiedli na ławce, przy mostku.
— Widzicie, jak tu ładnie w nocy. Ciemno, wokoło cichuteńko, tylko ten mostek bieleje z oddali. Widzicie, księżyc wysuwa się z za chmur, oświetla cienie drzew, usiłuje przedostać się swym blaskiem poprzez zieloną rzęsę wody.
Siedzieli w milczeniu.
Potem Karolinka przypomniała sobie jak przed godziną siedziała w tem samem miejscu, nieszczęśliwa, samotna i smutna.
Teraz wydawało jej się, że cały świat przepełniony jest tą samą radością, jaką odczuwała, siedząc pomiędzy Janką, a nad wyraz uprzejmym tego dnia, Antosiem, patrząc na Jasia, który szeptem opowiadał Ludwikowi raz jeszcze, jak odnalazł skrytkę i wiedząc, że Janka za jej fotografję otrzymała nagrodę.
— Właściwie, to szukamy przygód — powiedziała głośno, — a czyż nie jest najpiękniejszą przygodą, że właśnie tyś dostała nagrodę.
— Wcale się tego nie spodziewałam.
— Nasze przedstawienie cyrkowe też było właściwie przygodą — zauważył Ludwik.
— Jeżeli nie dla nas, to napewno dla nich.
— A to, że Jaś stał się nagle uroczym aniołkiem — uśmiechnęła się Janka.
— To było przygodą panny Anny nie naszą.
Jaś mruknął coś pod nosem, nikt jednak nie usiłował dowiedzieć się co to było takiego.
— A ja wam mówię, że najlepszą naszą przygodą tegoroczną było spotkanie brudnego chłopaka, który potem okazał się Karolinką z pałacu — krzyknął Antoś.
— Wiecie, jestem dziś bardzo szczęśliwa — wyznała Karolinka. — Cieszę się, że nazwałaś moję podobiznę „Radość życia“, bo życie jest jednak takie piękne!

KONIEC





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Dromlewiczowa.