Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ani Ludwik, ani Janka do pokoju tego nie wchodzili.
Jaś wszedł do pokoju, nie celem dokonania poszukiwań, gdyż był zmęczony, a poprostu chciał się pocieszyć po niepowodzeniu, przyzwyczaił się bowiem, że ilekroć zbyt mocno dokazywał i dokuczał, Karolinka brała go ze sobą do pokoju matki i tam namawiała go, aby stał się lepszy. I Jaś, pomimo, że napozór szedł z Karolinką niechętnie, pomimo, że napozór pokój ten nie miał dla niego żadnego znaczenia, to jednak czuł, że tam, wobec fotografji matki, wobec jej uśmiechu dalekiego i nieznanego, traci ochotę do dokazywania i ma zamiar stać się lepszym. Karolinki nie było w domu i chłopiec czuł się samotny i smutny. Wszedł więc do pokoju matki i z uwagą zaczął przeglądać rozmaite drobiazgi, leżące na tualecie i stoliku. Znał je wszystkie, lecz lubił je dotykać.
Potem spojrzał na portret matki, wiszący nisko, tuż nad biurkiem i nagle doznał szalonej ochoty, aby pocałować namalowane, uśmiechnięte usta. W pokoju nie było nikogo i Jaś, który w czyjejkolwiek obecności wstydziłby się niezmiernie takiego wybuchu dziecinnej czułości, teraz wspiął się na krzesło, i przycisnął swe ust do ust portretu