Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiły obie jednocześnie i obie nie wiedziały co jest ważniejsze, odnalezienie skarbu, czy otrzymanie nagrody.
— A gdzie jest Ludwik i Antoś? — zapytała nagle Karolinka, przypomniawszy sobie, że patrząc przez okno widziała także obu chłopców.
— Antoś nie chce wejść, bo obawia się, że gniewasz się na niego, a Ludwik udaje trochę obrażonego i nie chce go zresztą zostawić samego.
— A Jaś?
Pewne opowiada im o swoim zwycięstwie.
— Chodźmy do nich — zdecydowała Karolinka. — Już się nie gniewam na Antosia, zresztą znalazłam przecież skarb i to właściwie dzięki niemu, bo gdyby nie napisał tej kartki nie szukalibyśmy wcale.
— Tak, i nie dowiedzelibyśmy się o tem nigdy.
— Przestałam zresztą gniewać się na niego, jeszcze przedtem, zanim go Jaś znalazł — wyznała Karolinka.
W chwilę później Karolinka rozmawiała z chłopcami tak, jakgdyby najlżejszy cień niezgody nie mignął między nimi.
— Chodźmy do parku — zaproponowała, pokazawszy już sztambuch, czapkę, listy i wstążeczkę.