Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych/Polska a amerykańska wojna o niepodległość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Longin Pastusiak
Tytuł Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych
Wydawca Wiedza Powszechna
Wydanie II
Data wyd. 1992
Druk Zakłady Graficzne w Katowicach
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1

Polska a amerykańska wojna o niepodległość

W czasie gdy Stany Zjednoczone podjęły walkę o swą niepodległość, Polska zaczęła ją tracić. Gdy młoda republika amerykańska pojawiła się na politycznej mapie świata, Polska znajdowała się na drodze do zniknięcia z politycznej mapy Europy. Nic więc dziwnego, że przywódcy rewolucji amerykańskiej, realistycznie oceniając sytuację w Europie, uważali, że Polska nie jest krajem, z którym nawiązanie bliższych stosunków mogłoby wzmocnić politycznie młodą republikę.
Stanom Zjednoczonym zależało na uzyskaniu dyplomatycznego uznania takich potęg, jak Rosja, Prusy czy Austria — wrogo nastawionych do Polski. Kontakty z Polską mogłyby zatem w przekonaniu Amerykanów niepotrzebnie skomplikować sytuację.
Polska nie była również dla Stanów Zjednoczonych dostatecznie atrakcyjnym partnerem handlowym. Bałtyk nie był morzem dobrze znanym kapitanom statków amerykańskich i kupcom amerykańskim. Wskazywał na to John Adams w sprawozdaniu dla Kongresu z 4 sierpnia 1779 roku, dotyczącym podróży po Europie. Podkreślał, że Polska ma wyniszczoną przez wojny ludność, zły rząd, terytorium jest okrojone, a jej gospodarka — w stanie rozkładu. Znaczenie Gdańska szybko upada. W tej sytuacji — wnioskował Adams — nie ma warunków do rozwoju handlu polsko-amerykańskiego.
Również Polska niewiele mogła oczekiwać od dalekich Stanów Zjednoczonych, gdy sąsiedzi zza miedzy wyciągali ręce po nasze ziemie. Próby takiego zbliżenia musiałyby nieuchronnie prowadzić do antagonizowania Anglii, a to nie służyłoby interesom Polski. Niektórzy bowiem widzieli dla Polski nadzieję ratunku m.in. w sojuszu z Anglią.
Wojna niepodległościowa kolonii amerykańskich — choć osłabiała Anglię — uważana była na dworze pruskim czy carskim za bunt i zagrożenie dla systemu monarchistycznego. Rosja czy Prusy prawdopodobnie interweniowałyby wspomagając Anglię w zgnieceniu dążeń niepodległościowych, i to republikańskich. Potrzebowały jednak wojsk dla zażegnania ewentualnych konfliktów, jakie mogłyby wybuchnąć z powodu zaborów w Polsce. Polska więc w pewnym sensie osłaniała Stany Zjednoczone.
Król Stanisław August, nie chcąc antagonizować Anglii, gdy potężni sąsiedzi knuli zaborcze plany wobec Polski, oficjalnie nie wypowiadał się na temat amerykańskiej wojny o niepodległość, chociaż sympatyzował z aspiracjami niepodległościowych kolonii. Charles Lee, późniejszy uczestnik wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, którego król mianował generałem w armii polskiej i swoim adiutantem, pisał o nim, „że oburza go dyskryminacja kolonistów przez Koronę”. Jeszcze przed wybuchem wojny o niepodległość, 20 marca 1786 roku, Stanisław August pisał do Charlesa Lee, przebywającego wówczas w Anglii: „Nie otrzymałem druków dotyczących Waszych kolonii, o których Pan pisze, że wysłałeś mi je. Proszę Cię, donieś mi raz jeszcze, dlaczego nie pozwalacie Waszym kolonistom mieć przedstawicielstwa w brytyjskim parlamencie. Reprezentacja i opodatkowanie szłyby wówczas w parze i związek między macierzą a jej córami stałby się nierozerwalny; inaczej nie widzę innej alternatywy, jak uciemiężenie lub zupełną niepodległość”.[1] W tymże liście Stanisław August wyraził pogląd, że samo powołanie parlamentów w koloniach amerykańskich nie stanowi wyjścia z sytuacji, jeszcze bardziej bowiem zaostrzy sprzeczności między Anglią a jej koloniami. Uważał, że akty parlamentu amerykańskiego i tak musiałyby być zatwierdzane przez Anglię, i na odwrót, akty parlamentu angielskiego podlegałyby zatwierdzeniu przez Amerykanów, a taki system nie mógłby funkcjonować sprawnie.
Stanisław August był pełen podziwu dla Waszyngtona, próbował nawiązać z nim korespondencję. Jednakże żaden z listów, które wystosował, nie dotarł do adresata. Sekretarzem króla w tym czasie był Anglik Louis Littlepage. Znany jest m.in. list Stanisława Augusta pisany w 1795 roku, a więc już po rozbiorach Polski, w którym polecał Waszyngtonowi Littlepage’a, przekazując mu równocześnie wyrazy szacunku.
Jedyne zagraniczne odznaczenie, jakie zaoferowano Jerzemu Waszyngtonowi, pochodziło od Polskiego Zakonu Rycerzy Świętej Opatrzności (Polish Order of Knights of the Divining Providence). Zakon ten w liście do Waszyngtona zaproponował, aby Kongres przedstawił amerykańskich kandydatów na członków zakonu, zasłużonych w walce niepodległościowej. Kongres jednak uznał, że przyjmowanie zagranicznych wyróżnień nie byłoby zgodne z zasadami młodej republiki.
Proamerykańskie sympatie polskiego króla zapewne znane były Amerykanom, gdyż życzliwie się o nim wypowiadali.
Z listu Davida Humphreysa do Kościuszki pisanego z Lizbony 1 października 1791 roku dowiadujemy się, że Jerzy Waszyngton interesował się wypadkami zachodzącymi w Polsce. „A propos niespodzianej a szczęśliwej rewolucji, jaka zdarzyła się w Twej Ojczyźnie, mówi on [prezydent Waszyngton — L.P.] te słowa: «Polska, jak donoszą gazety, zdaje się zrobiła wielki i niespodziewany krok ku wolności; co, jeśli okaże się prawdziwe, rzuca duży zaszczyt na obecnego króla, który wygląda na głównego kierownika tej sprawy»”.[2] Z dalszej części listu wynika, że Littlepage i król Stanisław August skierowali rok wcześniej jakieś listy do prezydenta Waszyngtona. Humphreys prosił Kościuszkę, aby poinformował króla, iż żadne jego listy nie dotarły do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Sam Humphreys poświęcił Stanisławowi Augustowi spory fragment w poemacie, który podówczas pisał. Nazywał go „Wielkim Stanisławem”, „patriotycznym królem”, „obrońcą praw człowieka”, którego „podziwiają obydwie półkule”.
Śmierć Stanisława Augusta w 1798 roku odnotował m.in. dziennik „Columbian Centinel”: „Polska nie istnieje już. Król Stanisław nie żyje, a elita polska rozproszyła się za granicą. O tym, że Polska kiedykolwiek istniała, będą pamiętali tylko historyk, geograf i dziennikarze”.[3]
Przed wybuchem działań wojennych w Ameryce Północnej nie wykazywano w Polsce żywszego zainteresowania wydarzeniami na drugiej półkuli. Anglia traktowana była jako ewentualny sojusznik, Stanisław August liczył na jej poparcie. Mimo to informacje o narastającym konflikcie Londynu z koloniami w Ameryce zawierały znaczną dozę niechęci do Anglii. Były to doniesienia o podatkach, stemplach, cłach, o kwaterowaniu wojsk itp. Pojawiają się artykuły wyrażające krytyczne opinie o podbojach kolonialnych.
Tuż po uzyskaniu przez walczące kolonie niepodległości Józef Wybicki prorokował: „Kolonie angielskie, o ile możemy sądzić z ich nowego systemu rządów, z ich maksym narodowych, wzorowanych na maksymach starych wolnych Rzymian, staną się wkrótce największą potęgą. O, jak wielu mieszkańców uciemiężonych przez liczne niedomagania Europy przybędą do Ameryki i cieszyć się tam będą jej szczęściem”.[4]
Polska opinia publiczna żywo interesowała się amerykańską wojną wyzwoleńczą.
Swoistym przejawem solidarności z walczącymi koloniami był memoriał wojewody mazowieckiego Pawła Mostowskiego, wystosowany do Kongresu Kontynentalnego w roku 1776. Oto próbka wywodów mości wojewody:
„Imć Pan Książę, nie dbając na niepewność, na jaką się naraża, pobudzony jedynie gorliwością i przywiązaniem, postanowił spróbować złożyć widoczne dowody swych szczerych uczuć dla Najjaśniejszych Kolonij, które walczą tak chwalebnie dla odzyskania swej wolności.
Imć Książę pragnie pomóc Najjaśniejszym Koloniom w ich bohaterskiej walce przez dostarczenie im rzeczy, którą znajdą najbardziej użyteczną i korzystną w swym obecnym położeniu. Jest to Balsam, którym ranni żołnierze mogą zupełnie wyleczyć się od razu w przeciągu sześciu lub siedmiu dni, bez pomocy chirurgów, i w tym krótkim czasie będą mogli wziąć znowu za broń i wrócić do szeregów.
Imć Książę, będąc generałem porucznikiem sił zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, w której posiada własne regimenty, miał szczęście znalezienia lekarza posiadającego cudowny sekret wyrobu tego Balsamu, tak nieocenionego dla wszystkich rannych, a w szczególności dla żołnierzy w czasie wojennym. A że Księcia wielce obchodzi los Najjaśniejszych Kolonij, przeto postanowił kupić od tegoż lekarza ilość 50 000 funtów Balsamu i ofiaruje się je wysłać dostojnemu Kongresowi.
Sądzi on jednak, że w uznaniu tej pożytecznej i ważnej usługi, którą pragnie oddać Kongresowi w jego obecnej potrzebie, dostojny Kongres przyzna mu we Florydzie, Karolinie albo w Wirginii księstwo udzielne i hrabstwo, które ma być nazwane Hrabstwem Mostów, razem z portem morskim w jednym lub w drugim, i że to nadanie będzie w zupełności jego i jego potomków własnością.
A że Imć Książę zamyśla wysłać do Ameryki i osiedlić tam niektórych ze swych współobywateli polskich, pragnie przeto, aby posiadłości, jakie mu dostojny Kongres odstąpi w jednym z tych trzech krajów wyżej wspomnianych, nosiły nazwę Nowej Polski, gdyż imię to będzie zachęcało Polaków, aby tam emigrowali.
A ponieważ Imć Książę jest na mocy swego rządu gubernatorem Księstwa Mazowieckiego, spodziewa się przeto, że dostojny Kongres zrobi go gubernatorem albo namiestnikiem tej Nowej Polski i że nada mu prawa, jakimi cieszą się inni książęta, jak na przykład książę Monaco; i że on i jego następcy lub ci, którzy zajmą ich miejsca, będą mogli mieć swój głos w Kongresie na tych samych prawach, co obywatele innych Kolonij”.[5]
Zainteresowaniu wydarzeniami amerykańskimi wyszli naprzeciw ówcześni wydawcy. Tak np. w Poznaniu w 1778 roku ukazała się tłumaczona z niemieckiego książka Pawła Kollacza Rewolucja teraźniejsza Ameryki Północnej w dwunastu skonfederowanych osadach jarzmo Wielkiej Brytanii zrzucających z poprzedzającym opisem historycznym i geograficznym tychże krajów. W Warszawie wydano w 1783 roku przełożoną z francuskiego książkę Tomasza Raynala Historia polityczna rewolucji amerykańskiej teraźniejszej. Tę ostatnią pozycję tłumaczył Franciszek Siarczyński. W 1789 roku J. Jezierski przełożył z angielskiego książkę Wilhelma Robertsona Historia odkrycia Ameryki. Kilka lat wcześniej, tuż przed podpisaniem traktatu pokojowego w Paryżu, Piotr Świtkowski wydrukował w „Pamiętniku Historyczno-Politycznym” studium Obraz przyczyn i skutków zakłócenia Anglii z swymi koloniami.
Wydarzenia amerykańskie znajdowały żywy oddźwięk w ówczesnej prasie. „Gazeta Warszawska” dawała dość obszerne przedruki, głównie z prasy londyńskiej. Początkowo były to raczej obiektywistyczne relacje z ważniejszych wydarzeń, później dobór informacji wskazywał, że sympatia „Gazety” jest po stronie Amerykanów. Na łamach „Gazety” publikowano m.in. różne rezolucje i deklaracje przyjęte przez stanowe legislatury, uzasadniające decyzję proklamowania niepodległości.
„Gazeta Warszawska” nie wydrukowała pełnego tekstu Deklaracji niepodległości. Ograniczyła się do omówienia tylko niektórych jej tez. Akcentowano przede wszystkim zagadnienie niepodległości, ono bowiem miało szczególną wymowę na rodzimym gruncie, w warunkach zagrożenia niepodległości Polski. Pominięto natomiast egalitarne aspekty tego dokumentu, uznając je prawdopodobnie za niemiłe polskim klasom posiadającym.
Na temat poglądów redaktora naczelnego „Gazety Warszawskiej”, Stefana Łuskiny, Irena Sokol pisała: „Polska historiografia ogólnie ocenia rolę Łuskiny jako redaktora krytycznie, podkreślając jego negatywną postawę wobec reform Sejmu Czteroletniego. Niezależnie od tego, jak słuszna jest ta ocena, należy pamiętać, że w tych pierwszych latach Łuskina odegrał ważną rolę w rozpowszechnianiu w Polsce tych politycznych i filozoficznych argumentów, przy pomocy których Amerykanie uzasadniali swoje prawo do rewolucji, prawo do obalenia istniejącego rządu i ustanowienia nowego”.[6]
Obok „Gazety Warszawskiej” również inne czasopisma przejawiały zainteresowanie rozwojem sytuacji w Ameryce Północnej. Były to m.in. „Wiadomości Warszawskie”, „Gazeta Narodowa i Obca”, a także miesięcznik wydawany przez Piotra Świtkowskiego — „Pamiętnik Historyczno-Polityczny”. Problematykę amerykańską w różnych latach końca XVIII wieku spotyka się również m.in. na łamach takich czasopism, jak: „Monitor”, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” oraz „Magazyn Warszawski”. Publikowano artykuły informujące nie tylko o bieżących wydarzeniach, ale rozmaite rozważania i spekulacje na temat, jaki wpływ wyniki tej wojny mogą wywrzeć na międzynarodową sytuację i handel.
Dość obszerne były doniesienia z frontu działań wojennych. Ważniejsze bitwy były odnotowywane w czasopismach polskich. Widoczna była sympatia dla Amerykanów, podkreślano sprawiedliwy cel, o który walczą koloniści. Prawidłowo oceniano np. wyniki bitwy pod Saratogą, uznając jej decydujące znaczenie dla dalszego przebiegu wojny. Z zadowoleniem przyjęto również ostateczną klęskę Anglików pod Yorktown.
Chociaż Polacy odgrywali niemałą rolę w wojnie o niepodległość, ówczesne społeczeństwo polskie prawie nic na ten temat nie wiedziało. Nie publikowano informacji o działalności Kościuszki czy Pułaskiego. Tylko przelotnie „Gazeta Warszawska” wspomniała o tym, że Pułaski odparł wojska angielskie spod miasta Charleston. Informowała również o śmierci Pawła Grabowskiego, który walczył po stronie angielskiej. Legenda i sława polskich uczestników wojny o niepodległość powstała dopiero później.
Prasa ówczesna popularyzowała postacie przywódców amerykańskiej wojny o niepodległość. Zofia Libiszowska w swym interesującym, bogato udokumentowanym studium o stanowisku społeczeństwa polskiego wobec rewolucji amerykańskiej pisze: „Opinia polska odnosiła się początkowo z pobłażliwym lekceważeniem do «wyrosłych z gminu» przywódców nowego państwa. Z biegiem wydarzeń popularność ich rosła, tworzył się prawdziwy ich kult [...]. Rewolucja amerykańska i jej przywódcy porównywani są najczęściej do niderlandzkiej, lubowano się również w doszukiwaniu się podobieństwa do rzymskich mężów stanu — Brutusa, Katona, Fabiusza, Kasjusza i innych. Podkreśla się również analogie do przywódców angielskiej rewolucji: Hampdena i Cromwella”.[7]
Nazwiska generałów: Waszyngtona, Gatesa, Greene’a, Lincolna były wymieniane w informacjach z frontu wojennego. Największą popularnością cieszyli się oczywiście naczelny dowódca wojsk amerykańskich Jerzy Waszyngton i przedstawiciel kolonii we Francji Benjamin Franklin. Ten ostatni był znany wielu Polakom, którzy wówczas przebywali w Paryżu. Z Franklinem utrzymywał stosunki m.in. książę Czartoryski, a także Ignacy Potocki, Grzegorz Piramowicz. Zofia Libiszowska stwierdza — co jest zaskoczeniem — że w ówczesnej prasie polskiej nie znajdziemy prawie żadnej informacji o Jeffersonie, Dickinsonie czy Hamiltonie.
Zawarcie traktatu pokojowego w Paryżu w 1783 roku powitano w Polsce z zadowoleniem. Prasa podawała informacje o uznaniu młodej republiki przez kolejne mocarstwa europejskie. Piotr Świtkowski w „Pamiętniku Historyczno-Politycznym” w lutym 1784 roku pisał: „Te trzynaście prowincji są prawda teraz niemowlęciem, ale roztropność, pilność i patriotyzm, który się wydawał we wszystkich ich krokach, wnet je przyprowadzi do dojrzalszego wieku. Wewnątrz już przezwyciężyły największe trudności, z zewnątrz uznały już ich niepodległość wszystkie narody, które się cisną, winszując im nowo nabytej politycznej istotności i ofiarowując im przyjaźń i przychylność swoją”. Nie ukrywano też, że przed młodym państwem amerykańskim stoją poważne problemy do rozwiązania, zarówno natury wewnętrznej, jak zewnętrznej. Wspomniano o niepokojąco wysokim zadłużeniu Stanów Zjednoczonych i o stałym zagrożeniu niepodległego bytu, na co Polacy w ówczesnych warunkach byli szczególnie uczuleni.
Czy rewolucja amerykańska miała wpływ na życie polityczne w Polsce? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, jeżeli nie chce się go zbyć odpowiedzią przeczącą. Polska przecież nie utrzymywała stosunków oficjalnych ze Stanami Zjednoczonymi i nie próbowała włączyć się w jakąkolwiek akcję dyplomatyczną związaną z wojną angielsko-amerykańską. Zofia Libiszowska doszukała się jednak pewnych śladów wpływów amerykańskich na ówczesne życie polityczne w Polsce. Pisze ona: »Stwierdzić należy, że korzystanie z wzorów amerykańskich w praktyce życia publicznego w Polsce było w tym czasie jeszcze nieznaczne i jest trudno uchwytne. Niemniej w ówczesnej publicystyce polityczno-społecznej niektóre momenty amerykańskiej rewolucji i toczącej się wojny wprowadzone zostały do politycznej argumentacji. „Monitor” nawołując w roku 1778 do reform ustrojowo-społecznych zapewniał, że Amerykanie rozrost i siłę swego nowo powstałego państwa zawdzięczają temu, „że tam ani Kongresów, ani partykularnych zrywać nie umieją zjazdów i wszystek gmin jest wolny”«.[8]
Już po zakończeniu zwycięskiej wojny o niepodległość, kiedy młoda republika borykała się z wieloma problemami, nie brakowało w polskich czasopismach artykułów wskazujących na słabość systemu amerykańskiego: mało skuteczny Kongres, sprzeczności interesów różnych stanów itp. Dlatego też sympatycy niepodległej republiki z zadowoleniem przyjęli opracowany w 1787 roku projekt konstytucji Stanów Zjednoczonych.
W latach wielkiego zrywu patriotycznego, w dobie Sejmu Czteroletniego Polacy często powoływali się na przykład Amerykanów, na ich wolę walki o niepodległość i wprowadzane reformy. Konstytucja Stanów Zjednoczonych mogła mieć pewien wpływ na Konstytucję 3 maja.
Wzmożone zainteresowanie eksperymentem amerykańskim częściowo zaspokajały publikacje zawierające zasady konstytucji amerykańskiej i Artykuły Konfederacji. Teksty te opatrywano komentarzami, analizując słabe i mocne strony systemu amerykańskiego. Nie chodziło oczywiście o kopiowanie przykładu amerykańskiego. Starano się jedynie wybierać to, co mogło ułatwić przeprowadzenie reform w Polsce. „Odległe sprawy Ameryki, państwa, które drogą orężnej rewolucji wywalczyło sobie niepodległość i stworzyło nowe formy ustroju, uwieńczone aktem konstytucji, dostarczały argumentów dyskusjom i polemikom, wzbogaciły polityczne słownictwo, stały się znane i spopularyzowane w szerokich kołach społeczeństwa”.[9] W obozie postępowym w Polsce eksponowano te aspekty rewolucji amerykańskiej, które mówiły o wolności osobistej człowieka i zniesieniu przywilejów stanowych. Podkreślał to zwłaszcza Hugo Kołłątaj. „Pierwsze państwo zorganizowane na fundamencie aktu konstytucyjnego — pisze Zofia Libiszewska — zasadniczej karty wolności, zabezpieczającej obywatelom ich podstawowe prawa naturalne, pociągnęło uwagę polskich polityków i reformatorów w dobie Sejmu Czteroletniego. Zdawano sobie również w pewnym stopniu sprawę, że za Oceanem narodziło się nowe pojęcie patriotyzmu i narodu. Polscy bohaterowie spod Dubienki, Zieleniec, Racławic, Szczekocin czy Warszawy nie wywalczyli jak Amerykanie wolności dla swej ojczyzny, ale uwielokrotnili przerzuconą zza Oceanu ideę patriotyzmu i dowiedli, że i w Polsce również kształtowało się i krwią jej synów cementowało nowe pojęcie narodu, który zdolny był przetrwać ciężką próbę rozbiorów”.[10]
W sferze polsko-amerykańskich związków myśli szczególną pozycję wyznacza się dziełu Goślickiego. W 1568 roku w Wenecji ukazało się po łacinie pierwsze, a w 1607 roku drugie wydanie traktatu politycznego biskupa Wawrzyńca Goślickiego De optimo senatore libri duo, dedykowane Zygmuntowi Augustowi. Mieczysław Haiman wysuwa przypuszczenie, że dzieło Goślickiego mogło mieć wpływ na niektóre koncepcje zawarte w amerykańskiej Deklaracji niepodległości.[11]
Teza ta jest wątpliwa, choć trudno zależność taką całkowicie wykluczać. Goślicki był sekretarzem Zygmunta Augusta, który wysyłał go w różnych misjach dyplomatycznych. Studiował w Akademii Krakowskiej, następnie w Bolonii, Padwie i Rzymie. Znał polityczne traktaty filozofów starożytnych — Platona, Arystotelesa, Cycerona. W swojej pracy lansował m.in. tezę, że senat jest głównym czynnikiem utrzymującym równowagę polityczną między monarchą i szlachtą.
Traktat Goślickiego był kilkakrotnie wydany w języku angielskim — pierwszy raz ukazał się w 1598 roku. W Anglii dzieło to uznano za zbyt liberalne i skonfiskowano. Egzemplarze traktatu krążyły w Ameryce i mogły być znane twórcom Deklaracji niepodległości i konstytucji Stanów Zjednoczonych. Nie musi to jednak oznaczać bezpośredniego oddziaływania myśli Goślickiego. Amerykańscy mężowie stanu, jak Tomasz Jefferson, byli doskonale oczytani w dziełach starożytnych filozofów, od których Goślicki zaczerpnął niektóre tezy, i to wspólne źródło tłumaczyć może pewną zbieżność poglądów autorów Deklaracji niepodległości i Goślickiego. Zbieżność ta nie jest jednak tak duża, jak sądził M. Haiman i inni. Do takiego wniosku doszedłem po zapoznaniu się z angielskim tekstem dzieła Goślickiego.[12]
Goślicki bronił monarchii, choć monarchii oświeconej i liberalnej. Najlepszy — twierdził — jest „monarcha rządzący przy pomocy prawa” (monarch governing by law).[13] Rząd jego zdaniem powinien składać się ze współpracujących ze sobą: monarchy, senatu i ludzi lub ludu (the people), specyficznie rozumianego, o czym niżej. Z tego choćby względu nie mógł liczyć na uznanie tych licznych kolonistów, którzy uważali się za republikanów. Wielu jednak walcząc o niepodległość Stanów Zjednoczonych nie było przeciwnikami monarchii. O sympatie dla systemu monarchicznego podejrzewano nawet Jerzego Waszyngtona i innych kolonistów wywodzących się z rodów arystokratycznych.
Goślicki pisze również o lojalności wobec kraju i o wolności. Słowo liberty pojawia się w jego pracy wielokrotnie. Używa często słowa „sprawiedliwość” lub „naturalna sprawiedliwość“ (natural justice). Stwierdza, że rząd powinien zapewnić ludziom „najwyższe szczęście” (utmost happiness).[14] „Najlepszy jest z pewnością taki rząd, pod którym ludzie są najbardziej szczęśliwi” (That government is certainly the best, in which the people are most happy).[15] Deklaracja niepodległości z 4 lipca 1776 roku również mówiła o „prawie dążenia do szczęścia”.
Senatowi wyznacza Goślicki funkcje regulacyjne, pojednawcze w stosunkach między władzą (regal authority) a ludem (power of the people). Otóż termin power of the people — władza ludu, był używany przez twórców Stanów Zjednoczonych. Doceniali oni również znaczenie senatu jako instytucji politycznej. Pojęcie people u Goślickiego dalekie jest od demokratyzmu. Do kategorii people zaliczał ludzi odpowiednio urodzonych, wykształconych i zdolnych do zajmowania stanowisk (generous by birth, civilized by education and every way duly qualified to fill the public offices of a state).[16] To również odpowiadało poglądom niektórych „ojców założycieli” Stanów Zjednoczonych.
Koloniści amerykańscy cierpiący z powodu nadużyć władzy królewskiej z zainteresowaniem musieli czytać następujące wywody Goślickiego: „Czasami wspólnota choć dobrze zorganizowana, przez złe zarządzanie i złą administrację ze strony władz nagle zostaje obalona i przekształca się z jednej formy politycznej w drugą. Tak się często dzieje, gdy królowie przekształcają się w tyranów” (sometimes a commonwealth, though in itself well ordered and constituted, is by the mismanagement and mal-administration of those who preside over it, suddenly overturned and passes from one political form, into another).[17] Pokazywał więc niejako mechanizm rewolucji. W takich wypadkach — jego zdaniem — tłum, motłoch (mob) uzurpuje sobie władzę.
Goślicki szczegółowo rozpatruje rolę senatu, tryb wyborów, zachowanie się senatorów, sposób przemawiania itp. Powołuje się przy tym na liczne przykłady z historii. Być może, jego entuzjastyczna ocena senatu w jakiś sposób mogła zachęcić kolonistów do ukształtowania senatu w tej formie, jaka znalazła wyraz w konstytucji Stanów Zjednoczonych.
Pogląd, że traktat Goślickiego miał wpływ na myśl polityczną w Ameryce, jest dość rozpowszechniony. Wspomniano o tym nawet na forum senatu amerykańskiego.[18] Senator J. Glenn Beall, republikanin ze stanu Maryland, położył nacisk na cztery kardynalne zasady zawarte w dziele Goślickiego, które znalazły szerokie odzwierciedlenie w amerykańskiej myśli politycznej: 1. Istnieją prawa, które są ponad człowiekiem, nawet ponad władcą. 2. Prawa te powinny wynikać z zasad chrześcijańskich. 3. W sytuacji, kiedy istnieją sprzeczne poglądy, należy uciec się do mediacji. 4. Zarówno naród, jak i indywidualny człowiek czerpie swą godność i cel z zasad chrześcijaństwa.
Senator Hugh D. Scott, republikanin z Pensylwanii, zacytował w debacie następujący fragment dzieła Goślickiego: „Czasami ludzie sprowokowani i poirytowani tyranią oraz uzurpatorstwem króla sprawiedliwie bronią niewątpliwego prawa i swoich swobód i drogą dobrze zorganizowanego sprzysiężenia lub przy użyciu broni zrzucają jarzmo, wypędzając swych panów i władców, i biorą władzę całkowicie w swoje ręce”. Senator Scott wyraził przekonanie, że sformułowanie to jest zbliżone w swej filozoficznej wymowie do uchwalonej 190 lat później Deklaracji niepodległości.[19]
Traktat Goślickiego miał na celu wskazać, w jaki sposób stworzyć mądry i sprawiedliwy rząd, a poddanych uczynić szczęśliwymi. Ten problem niewątpliwie mógł zainteresować kolonistów amerykańskich, którzy czuli się dyskryminowani przez Koronę angielską. Niejeden zapewne miał w swej bibliotece dzieło Goślickiego. Ale szczegółowe określenie wpływu, jaki mógł wywrzeć ten traktat na postanowienia Deklaracji niepodległości czy konstytucji Stanów Zjednoczonych, jest bardzo trudne i zarazem ryzykowne.
W okresie dyskusji nad kształtem konstytucji amerykańskiej w czasie konwencji w 1787 roku wspomniano wielokrotnie Polskę. Tak np. Aleksander Hamilton powołując się na przykład elekcji króla polskiego proponował, aby w Stanach Zjednoczonych prezydent wybierany był dożywotnio. Większość delegatów konwencji federalnej wypowiedziała się jednak przeciw propozycji Hamiltona. Polskę wspomniał również w swej wypowiedzi James Madison wyrażając obawę, aby w przyszłości obce rządy nie wywierały nacisku na wybór prezydenta Stanów Zjednoczonych, jak to się działo przy wyborze króla Polski. Zwolennicy silnej władzy wykonawczej wskazywali na przykładzie Polski, do jakich zgubnych skutków może doprowadzić słaba władza wykonawcza.






  1. The Lee Papers, N.Y. Hist. Soc. Coll. IV, 65. Patrz również Edgar Erskine Hume: Polska a Stowarzyszenie Cyncynnatów. Worzalla PublishLng Company, Stevens Point, Wis. 1935, s. 2.
  2. Mieczysław Haiman: Polacy wśród pionierów Ameryki..., s. 113.
  3. „Columbian Centinel”, 12 V 1798 oraz 23 XI 1799.
  4. Cyt. za: Edgar Erskine Hume: Polska a Stowarzyszenie Cyncynnatów..., s. 2.
  5. Cyt. za: Mieczysław Haiman: Z przeszłości polskiej w Ameryce..., s. 30—31.
  6. Irene M. Sokol: The American Revolution and Poland. A. Bibliographical Essay. „The Polish Review”, vol. XII, 1967, No 3, s. 8.
  7. Zofia Libiszowska: Opinia polska wobec rewolucji amerykańskiej w XVIII wieku. Łódź 1962, s. 83.
  8. Tamże, s. 112.
  9. Tamże, s. 125.
  10. Tamże, s. 145.
  11. Mieczysław Haiman: Polish Past in America, 1608—1865..., s. 27.
  12. The Accomplished Senator. In Two Books. Written Originally in Latin by Laurence Grimald Gozliski, Senator and Chancellor of Poland and Biskop of Posna or Pozen. Done into English from the Edition Printed of Venice, in the year 1568 by Mr Oldisworth. London 1733.
  13. Tamże, s. 18.
  14. Tamże, s. 2.
  15. Tamże, s. 4.
  16. Tamże, s. 38.
  17. Tamże, s. 19.
  18. „Congressional Record”, vol. 106, May 3, 1960, s. 9179-80.
  19. Tamże, s. 9180.





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.