Podróż więźnia etapami do Syberyi/Cześć czwarta/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Agaton Giller
Tytuł Podróż więźnia etapami do Syberyi
Wydawca Księgarnia wysyłkowa Stanisław H. Knaster
Data wyd. 1912
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Poznań – Charlottenburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.

Nazajutrz o świcie wyruszyliśmy z pół etapu i równiną oddzielającą nas od miasta, siedmnaście wiorst długą, przybyliśmy przed wschodem słońca do Kazania, spotkawszy w drodze kilku Czeremisów, którzy i w tutejszej okolicy na lewym brzegu Wołgi mieszkają.
Pokazał się na górze Kazań w świetle świeżo zeszłego słońca; stare mury tatarskiej twierdzy a między nimi długi minaret hańskiego meczetu samotnie wznosi się jak cyprys na grobie tatarskiej chwały i niepodległości, — obok niego nad miastem błyszczą pomniki zdobywców i bizantyjskie kopuły; wyrosły one na tatarskiej grzędzie jak olbrzymie makówki i lasem krzyżów odebrały Kazaniowi charakter i fizyonomię tatarskiej stolicy.[1]
Przeszliśmy przez przedmieście, w którem monastyry, cerkwie i pustka na ulicach zwróciły moją uwagę, dalej przez błonie małej rzeki Kazanki, która ztąd o godzinę drogi wpada do Wołgi, i stanęliśmy naprzeciw kaplicy, wzniesionej przez Iwana Groźnego (1552) na pamiątkę zdobycia Kazania.
Pustą była kaplica, tylko lampka gorzała w jej wnętrzu, migała bladym płomieniem i żółtem światłem oświecała czaszki zwycięzców, w czasie szturmu poległych a tu pochowanych.
Pod samem miastem mnie i kilku rekrutów odłączyli od partyi i poprowadzili przez kilka ulic kamienicami i drewnianemi domami zabudowanych, do kancelaryi kazańskiego garnizonu. W kancelaryi czekaliśmy kilka godzin na dowódzcę garnizonu, który przybywszy nie raczył nawet na nas spojrzeć; rekrutów kazał umieścić w odwachu na ulicy Siennej, a mnie w głównym odwachu, w tatarskiej fortecy.
Trzech żołnierzy a na ich czele oficer — adjutant dowódzcy batalionu — prowadzili mnie przez miasto. Oficer był Polakiem, nie przemówił przecież do mnie ani jednego wyrazu, niczem nieokazał narodowej sympatyi a przezto potwierdził opinię, jaką miałem o Polakach zostających w służbie moskiewskiej.
Przeszliśmy kilka porządnych ulic i przez bazar: tutaj mnóstwo ludu kupującego różnie grupowało się w około sklepów i straganów; między kupcami spostrzegłem tylko kilku tatarskich kupców.
Dalej widziałem kilka cerkwi, ozdobionych z całym przepychem i nie gustowną pstrocizną wschodnią; nadają one miastu moskiewską fizyonomię. Kamienice zaś jedno- i dwupiątrowe robią je podobnem do miast europejskich.
Przez najpiękniejszą w Kazaniu, Woskresieńską ulicę weszliśmy do starej, tatarskiej fortecy, gdzie zostałem zaprowadzony na główny odwach. Młody oficerek na warcie, przeczytawszy, iż jestem politycznym przestępcą, kazał mnie surowo zrewidować; jakoż żołnierze z największą ścisłością przetrząsali moje manatki; zabrali mi fajkę, tytoń, pasek, rozpruwali potem rzeczy i podeszwy u butów a w podeszwach znaleźli dziennik mojej etapowej podróży.
Myśl, że papiery te mogą zawierać w sobie bardzo ważne rzeczy, ucieszyła oficera; sądził, iż za to odkrycie otrzyma pochwałę, order lub inną znaczną nagrodę.
Przykrą mi była strata notat, w których niejeden ciekawy szczegół znajdował się; prócz tego, chociaż w nich ostrożnie wyrażałem się o rządzie carskim, obawiałem się jednak, ażeby mnie powtórnie za to, że w drodze śmiałem pisać i mieć swoje oryginalne poglądy, nie oddano pod śledztwo i sąd.
Po rewizyi zapakowali mnie do samotnego, mocno zakratowanego numeru i postawili wartę pod drzwiami. Rzuciłem się na sofkę, która się w numerze znajdowała, i pogrążony w smutnych myślach i obawach odpoczywałem przez długi przeciąg czasu, aż dopóki serce moje nienabrało hartu i nie przygotowało się na nowe śledztwa i prześladowania.
Wstałem — już spokojny w sobie i gotowy spotkać najgorsze znęcanie się. Cóż zresztą przykrzejszego spotkać mnie mogło? cóż okropniejszego dla mnie jak wygnanie i niewola żołnierska? może mnie pałkami obiją? ba! trzeba cierpieć a cierpienia zwiększą tylko moją miłość do Polski, myśli moje spoważnieją i nabiorę doświadczenia: «bo już tak chciało mieć prawo Boże, że i złe na coś przydać się może
Jakiekolwiek więc następstwa przyzwyczajenie moje do pisania sprowadzi, — chociażby kijami drukowali na plecach moje notaty — jestem już gotowy, spokojny i pewny siebie.
Chodząc po numerze, na żółto malowanej ścianie spostrzegłem wiele napisów, czytałem je; były to nazwiska naszych więźniów stanu, którzy w przejeździe do Syberyi w Kazaniu odpoczywali a dla jadących i idących za nimi zostawili ślady swego tutaj pobytu.
Czytałem, wczytywałem się w te imiona i nazwiska, jakbym miał ciekawą kartę historyi naszej przed sobą rozwartą. Ten przejeżdżał o północy, owi o świcie, inni długo tu siedzieli, a wszyscy boleść swoją wieźli na białe równiny Syberyi.
Między nazwiskami było także imię Karola Klatta, który zmęczony długiem więzieniem w cytadeli, strudzony kajdanami i podróżą, idąc do wojska w Syberyi, umarł w kazańskim lazarecie 1846. roku. Karol Klatt należał do liczby tych szlachetnych młodzieńców, którzy głowę i serce i wszystkie chwile swojego życia poświęcili pracy narodowej; wzbudzali ducha i miłość ojczyzny i przygotowali umysły do trudnej, już organicznej pracy o niepodległość Polski.
Umysł światły, wzniosła fantazya, zrobiły go poetą: czytałem dawniej kilka jego wierszy w pismach periodycznych. Narzeczoną jego była Anna Rogalewiczowna, zacna dziewica, która pojmowała duszę Karola i wspólnie z nim pracowała dla Polski. Aresztowanie Karola zerwało dzień uroczysty ich ślubu. Karol siedział w cytadeli a Anna po całych dniach chodziła w około murów więziennych i tęskno, jakby za duszą wydartą, spoglądała w zamalowane okna więziennego gmachu. Starania jej zrobiły to, iż mogli się porozumiewać; Karol przez okno rzucał jej bileciki a Anna nieznacznie podejmywała je i wykonywała jego polecenia.
Pewnego razu bilecik umieszczony w gałce chlebowej, którą Anna właśnie podejmowała, wydarto jej z ręki i Annę aresztowano. W karteczce były napisane nazwiska, które Annie polecono ostrzedz, iż komisya śledcza podejrzywa i śledzi je, i żeby byli gotowi schronić się za granicę.
Badali Annę o różne szczegóły, ale napróżno. Pisałem gdzieindziej, że Storożenko sponiewierał ją, splugawił słowem a Lejchte ją kopał nogami, i że taż sama dziewica, wypuszczona z więzienia na kilka godzin przed śmiercią, wkrótce Bogu ducha oddała. Karol wiedział o uwięzieniu Anny, lecz niewiedział o jej śmierci; przy wysłaniu go z Warszawy powiedzieli mu urzędnicy, iż narzeczona jego została uwolniona i wstąpiła do klasztoru. — Pocieszony w taki sposób, wędrował obciążony łańcuchami na służbę przymuszoną w dalekie kraje; lecz zdrowie jego nadwątlone coraz bardziej psuło się, ciało niszczało; kilku kolegów jego z cytadeli, z któremi był razem do jednego łańcucha przykuty, musieli go zostawić w lazarecie w Kazaniu, niemiał bowiem już sił do dalszej drogi. Tutaj umarł, niewiedząc o tem, iż na łonie Boga zobaczy świętą duszę swojej narzeczonej. — Bóg łaskawy oboje zabrał do siebie.
Przeglądając moje rzeczy znalazłem między niemi ołówek, cokolwiek papieru i tytoniu, których jakiemś dziwnem zdarzeniem nie zabrali mi podczas rewizyi.
Niezważając na to, że świeżo zostałem notat moich pozbawiony, zacząłem ołówkiem pisać, prowadząc dalej dziennik swojej podróży. Z tytoniu także skorzystałem, robiłem papierosy i ciągnąc z nich dym przygotowałem się na odpowiedzi i tłumaczenia, które z powodu zabranych notat będę musiał złożyć.
Żołnierz na warcie doniósł, iż palę cygara; przybiegł więc natychmiast podoficer do numeru i żądał oddania tytoniu, — nie dałem; za nim przyszedł oficer i nalegając o oddanie tytoniu, pytał, jakie to papiery w buty zaszyłem? śmiejąc się rzekłem, że bardzo ważne, że za odkrycie ich powinien spodziewać się czynu lub przynajmniej gwiazdy na piersi.
Niemógł się odemnie nic dowiedzieć i nie otrzymawszy tytoniu wyszedł z numeru. Nazajutrz przywołał mnie komendant placu do swojej kancelaryi i badał mnie o treść moich notat, które jakiś doktor Polak tłumaczył mu na język moskiewski.
W notatach nie zauważali nic przeciwnego prawu i niepociągnęli mnie do odpowiedzialności, a komendant kazał oficerowi zwrócić mi fajkę, tytoń, dozwolił palić w numerze i przechadzać się po dziedzińcu. Widać, że był rozsądny i dobry człowiek, jak inni Moskale niechciał kłamać dla swej korzyści i z małej rzeczy robić wielkiej sprawy.
Oficerek niekontent z takiego końca, szedł za mną do numeru, spoglądając żałośnie na swoje piersi.
Uspokoiłem się już zupełnie i na dziedzińcu odwachu rozmawiałem z wojskowemi aresztantami a przez szczeliny furtki przypatrywałem się przechodzącym ulicą.
Z okien miałem widok na szeroko i wspaniale rozłożony Kazań. Kazań po Petersburgu i Moskwie należy do największych i najpiękniejszych miast Rosyi. Po nie dawnym pożarze gustownie się odbudował; domów, między któremi wiele kamienic znajduje się, jest w Kazaniu do 5,000, cerkwi 36 a klasztorów 9; meczetów ma być 10, lecz te ani budową ani ogromem nie odznaczają się; maleńki minarecik wyróżnia je od innych domów.
Kazań jest stolicą greckiego metropolity, miejscem władz gubernialnych, lecz znaczenie jego głównie podnosi uniwersytet z biblioteką i obserwatoryum, założony 1803. roku przez cara Aleksandra I.
Uniwersytet nadaje Kazaniowi charakter intelektualnego miasta, liczba jednak uczących się w nim, od czasu ukazu cara Mikołaja, ograniczającego w każdym uniwersytecie liczbę uczniów do 300, jest niewielką.
Pomiędzy uczniami uniwersytetu w Kazaniu znajduje się niemało Polaków, którzy pozbawieni wyższych szkół przez Mikołaja w własnej swojej ziemi, muszą aż tak daleko udawać się, ażeby przecież nie pogrążyć Polski w nierozdzierzgnioną ciemnotę, jak tego życzy sobie rząd najezdniczy. —
Nauka jednak wykładana naszym rodakom w obcym języku, nigdy niezdoła zastąpić polskiego wykładu; brak więc coraz większy ludzi uczonych w naszym kraju, łatwo się tłumaczy wolą i zgubnemi dla cywilizacyi środkami carskiego rządu.
W Rosyi jest 6 uniwersytetów: w Petersburgu, Moskwie, Kazaniu, Charkowie, w Kijowie i w Dorpacie (niemiecki); na tak ogromną przestrzeń i znaczną ludność, wysokie te zakłady słabo tylko i powoli mogą rozszerzać krąg oświaty — tym bardziej, iż car życzy sobie, ażeby uniwersytety nie ludzi uczonych, tylko światłych i wiernych czynowników wydawały.
Pomiędzy profesorami moskiewskich uniwersytetów znajdujemy wiele nazwisk polskich. Pomiędzy młodzieżą naszą, która, jak już mówiliśmy, licznie uczęszcza na moskiewskie uniwersyteta, kilkunastu — zauważaliśmy to z boleścią — pracuje na niwie literatury rosyjskiej, wzbogaca ją pracą swoich talentów i zupełnie zdaje się zapomniało o prześladowanej i nieszczęśliwej literaturze własnej ojczyzny. — Takie to ma skutki pobyt i nauka pomiędzy obcymi.
Car Mikołaj zniósł dwa polskie uniwersyteta: w Warszawie i Wilnie, przytem mnóstwo szkół specyalnych, gimnazyów, szkół powiatowych a nawet elementarnych, tak, że obecnie zakłady naukowe ani w dziesiątej części nieczynią zadość potrzebie chcącej się uczyć młodzieży.
Wykład w uniwersytetach nie jest wolny — instrukcya rządowa wiąże profesora i kieruje jego wykładem w widokach i celach rządowych.
W Moskwie jednak, rząd nietyle stawia przeszkód i nie tak bardzo tamuje oświatę jak w Polsce. Wie rząd dobrze, że światło w narodzie daje mu byt moralny i prowadzi do samodzielności, stara się więc wszelkiemi środkami systematycznie głupić i zaciemniać Polskę.
Ta to dążność właśnie najbardziej powinna popychać młodzież naszą do nauki i przekonać ją, iż obowiązkiem jej jest nietylko wydobyć z siebie ochotę i poświęcenie się dla nauki, ale nawet stworzenie sobie środków uczenia się.
Prócz uniwersytetu jest w Kazaniu kadecki korpus, instytut rządowy wychowania panien, gimnazyum i kilka mniejszych szkół.
Tatarzy nie mają własnych szkół, uczą się po moskiewsku i na urzędach język tatarski nie jest tolerowany — czerpie więc on soki, podobnie jak języki wszystkich pognębionych narodów, z życia domowego i z świątyń Pańskich.
Przejeżdżając przez Kazańszczyznę, już rzadko gdzie usłyszysz język tatarski; wygnany z urzędów i ze szkół, tuli się w chatach tatarskich wiosek, i muezin głosi nim wezwania do modlitwy z minaretów. —
Handel Kazania jest bardzo znaczny — położony blizko Wołgi, na głównym trakcie syberyjskim, o 100 mil od Moskwy a 150 od Tobolska, jest miejscem składowem towarów i wyrobów tak azyatyckich jak i europejskich. Kupcy są bogaci i mają handlowe stosunki z najodleglejszemi punktami carstwa.
Przemysł kazański zwrócił się szczególniej do wyrobów skórzanych; safiany i juchty kazańskie jeszcze z czasów tatarskich słynęły w wschodniej Europie i w całej Syberyi; szare, grube i mocne kazańskie sukna są bardzo poszukiwane przez gmin w Syberyi; fabryki materyj jedwabnych dają wyroby poślednie, nie odznaczające się ani mocą ani farbami.
Brak dobrych dróg wstrzymuje i ogranicza handel kazański; kolej żelazna z Moskwy łącząca Europę z Azyą, niezawodnie podniosłaby znaczenie Kazania, chociaż niewiem, czy przy miernej ludności i produkcyi tamecznych prowincyi dostatecznieby procentowała.
W każdem gubernialnem mieście a więc i w Kazaniu znajduje się garnizon; każdy garnizon składa się zwykle z 1,000 a nawet z 2,000 ludzi. — Do garnizonów posyłają wielu Polaków, żydów i ludzi przez sądy za kryminalne przestępstwa do wojska skazanych, chorych, kaleków i t.p. W kazańskim garnizonie jest kilkuset Polaków.
Poprzedni dowódzca tutejszego garnizonu nazywał się Korejsza; był on w stopniu podpułkownika — opowiadają o nim wiele ciekawych szczegółów.
Korejsza, rodowity Moskal, był tyranem w guście prawdziwie moskiewskim; w towarzystwach dystyngwowanych, był to człowiek pełen poloru — miły i uprzejmy; w stósunkach zaś swoich z podwładnymi i niższymi od siebie — zapamiętały i wściekły tyran. Żołnierze drżeli na sam jego widok a ze strachu słowa odpowiedzi na zapytania z siebie wydobyć niemogli.
Wczasie egzekucyi, każdego delinkwenta zabijał 500 pałkami, chociaż 500 pałek uważa się za najlżejszą i najłatwiejszą do zniesienia porcyę, w wojskowym kryminalnym kodeksie — mniej już bowiem według prawa sąd wojskowy wymierzyć niemoże, chociaż może podnieść liczbę pałek, stosownie do winy, aż do 6.000. Korejsza z radością wychodził na plac egzekucyi i energicznie kierował wymierzaniem kary; biegał, krzyczał, kazał bić jak najsrożej, pluł na delinkwentów i wołał okropnym głosem: «dalej, prędzej, rozbieraj się! — przywiązujcie go do karabina! — najem się twojego mięsa! napiję się twojej krwi i t. p. a gdy dobosz zabębnił i delinkwenta pociągnęli między szeregi żołnierzy uzbrojonych w grube łozowe pałki, szedł za delinkwentem i bystrem okiem wyśledzał tego żołnierza, który słabiej uderzał, ażeby go potem za litość ukarać. Miał on wówczas w sobie coś szatańskiego a blask jego oczu mienił się na przemiany radością i wściekłością.
Żołnierzy trzymał jak najsurowiej, za najmniejsze przestępstwo siekł rózgami niemiłosiernie. Gdy napadł na niego paroksyzm i potrzeba bicia i poniewierania ludzi, wpadał niespodzianie do koszar i jeżeli tam zauważył najmniejszą plamkę na podłodze lub też najdrobniejszy nieporządek, kazał wnet doboszowi przez wszystkich rozumiany znak podania rózg zabębnić. Trwożliwa cisza zapełniała wówczas koszary, nikt nawet westchnąć nieśmiał — słychać tylko było donośny głos Korejszy, złowieszczą muzykę bębna i chód żołnierzy niosących pęki gotowych rózg. Zacząwszy z brzega, kazał jednemu po drugim żołnierzowi obnażać się i bić i siec rózgami każdego. Z radością wpatrywał się w poranione i skrwawione ciało i widać, że wielką rozkosz sprawiał mu ten widok, bo chociażby i stu żołnierzy jednego po drugim bito, on na chwilę oddalał się i niezdejmował oka z bitego.
Żołnierze nienawidzili go, ale moskiewski żołnierz tak przywykł do posłuszeństwa, iż najniesprawiedliwsze zniesie katowania, biedę, głód, poniewieranie a nieodważy się, a przynajmniej bardzo rzadko, na wielki czyn oporu i wzburzenia, który w niewolniku jest momentem rodzącego się ludzkiego życia.
Sam się podda niesłusznej karze i niezapyta nawet, za co go biją? i między takimi to ludźmi mam służyć i takich ludzi wskazał mi car za codziennych towarzyszy.
Dzień przetranzlokowania Korejszy do innego garnizonu, żołnierze tutejsi uważają za najszczęśliwszy dzień w swojej służbie. Sposób postępowania z żołnierzami, jaki tu opisaliśmy, jest zupełnie w duchu i systemie moskiewskiej dyscypliny, a i w Petersburgu pod okiem cara praktykuje się.
Charaktery też takie jak Korejszy są dosyć pospolite w Moskwie, wyrabiają się one na wzór Iwana Groźnego i przekonywają, że charakter tego okrutnego monarchy nie był czemś wyjątkowym, nie był zjawiskiem, lecz typem i wypływem skłonności narodowych. «Często Iwan Groźny nagle zrywał się od stołu i biegł do więzienia, patrzeć na zadawane tortury. Kronikarze powiadają, że mianowicie kiedy czuł się niezdrowym i nie miał apetytu, używał tego sposobu, żeby poruszyć w sobie żółć i ułatwić strawność. Jakoż wróciwszy zasiadał znowu i jadł smaczno.» (Rzecz o Literaturze Słowiańskiej A. Mickiewicza.)
I dowódzca, o którym mówię, i mnóstwo podobnych Iwanów Groźnych w miniaturze, których znaliśmy w Moskwie, widokiem krwi bitych żołnierzy, chłopów lub więźni pobudzają w sobie apetyt i cielesne chuci, które wyprężają im muszkuły i nerwy życiem napełniają. To jeszcze mają oni wspólnego z charakterem okrutnego cara, że jak i tamten dbają o pozór i chcą uchodzić szczególniej przed cudzoziemcami za ludzi dobrych, sprawiedliwych, światłych i czystych. O tym rysie charakterystycznym Iwana pisze Mickiewicz: «Ilekroć zdarzył się w stolicy kto ze znakomitych cudzoziemców, mianowicie kiedy przybywało poselstwo od króla polskiego albo od cesarza, Iwan natychmiast zmieniał swoje postępowanie i starał się nadać cale inną postać wszystkiemu. Nakazywał mieszkańcom Moskwy stroić się w odzienie świąteczne, gromadzić się tłumami w miejscach, kędy przejeżdżał, łaskawie przemawiał do ludu, wystrzegał się w obecności obcych rzec komukolwiek choćby najmniej przykre słówko. Posłowie traktowani przez niego niezmiernie grzecznie i uprzejmie, mniemali rzeczywiście, że co o nim gadano za granicą było potwarzą, wystawiali go swoim dworom jako monarchę wychowanego najlepiej, który mówił pięknie, miał pełno światła i gdzie się obrócił, odbierał dowody miłości od swoich poddanych. Tymczasem tęsknota i trwoga panowała w całym kraju. Niewidziano końca straszliwego ucisku, a nikt nie śmiał wydać głosu boleści.»
To dbanie o pozór, zmienność kameleonowa i zastósowywanie się do każdej potrzeby, zwyczaju lub przekonania, sprawia, iż cudzoziemcy zawsze się mylą w odgadywaniu charakterów moskiewskich. Niemcy szczególniej fałszywe o nich puszczają zdania; oni, których charakter zaborczy, mistyczny, niewolniczy i łatwo zadawalniający się, jakiś tajemny ma pociąg do despotyzmu moskiewskiego; Niemcy, którzy byli zausznikami Iwana Groźnego i wspólnie z nim biesiadowali i weselili się przy widoku na pal wbijanych ludzi; Niemcy, którzy Piotrowi W. szczególniej pomagali w jego okrutnych i krwawych morderstwach, w pseudocywilizowanych planach; w których Mikołaj znajduje najposłuszniejsze narzędzia dla żelaznej i systematycznie katowskiej ręki swojej, a których liberalna partya moskiewska uważa dzisiaj za jedną z głównych przeszkód do postępu Moskwy — oni w zadziwiający sposób łudzą świat swoimi opisami Rosyi. Robiąc się niezmiernie prędko na urzędach moskiewskich iwanami groźnymi, mają zawsze słodkie słówko usprawiedliwienia dla tyranów. —
Iwań Groźny był popularnym. «Płakał po nim cały naród. Skoro rozeszła się wieść o jego śmierci, lud biegał po ulicach zalewając się łzami i wyjąc z rozpaczy: rodziny nawet pomordowanych przez niego ofiar były nieutulone w żalu, przywdziewały ciężką żałobę. Historyograf moskiewski (Karamzin) zatrzymuje się tutaj osłupiały z zadziwienia, nie wie sam jak to o wyłożyć.» (Mickiewicz). A jednak za naszych czasów to samo się powtarza. Sam słyszałem po wiele razy, jak żołnierze swoich liberalnych zwierzchników ganili, i krytykowali za łagodne i ludzkie z nimi obchodzenie się, a porównywając ich postępowanie z postępowaniem poprzedników, którzy w ich krwi pławili się i trzymali w żelaznych kleszczach, nazywali ich wprawdzie dobrymi, lecz niedołężnymi i głupimi, mając niedołęztwo i głupotę za jednoznaczne z dobrocią; tyranów zaś nazywali rozumnymi zwierzchnikami, z którymi służyć dobrze i słuchać przyjemnie. Wolność Moskala płoszy, osłabia, odejmuje energię, a niewola jakby właściwe powietrze ożywia.
Usposobienie niewolnicze, którem się tłumaczy popularność tyranów, tak jest głębokie i powszechne w Moskwie, że nawet ludzie liberalni, demokraci, którzy chwycili chorągiew postępu i minują despotyzm, jakich na chwałę natury ludzkiej i pożytek narodów coraz liczba w Moskwie powiększa się, nie mogą zupełnie uwolnić się od tych skłonności.
Niewola jest w ich krwi i szpiku; liberalizm zaś, idee ludzkie, wolne i sprawiedliwe są przyswojone, nabyte i dla tego też łatwo je w razie potrzeby mogą porzucić; i dla tego też w każdym postępku, gdzie więcej namiętność niż rozwaga działa, Moskal z liberalnym wyrazem w ustach, jest zdolny postąpić okrutnie jak siepacz lub przebiegły i chytry niewolnik.
Ta to właśnie obserwacja jest przyczyną, iż nowej dążności słowianofilskiej, bardzo w Moskwie rozkrzewionej, zawierzyć nie możemy, bo dążność ta nie ma w sobie gwarancyi, czy z niej panslawizm i despotyzm nie skorzysta.
Charaktery Moskala i Polaka doskonale nam tłumaczą dwie idee i dwa historyczne posłannictwa Słowiańszczyzny. Polak ma we krwi wolność, Moskal ma we krwi niewolę. Moskal dopiero przez oświatę robi się wolnym, a u nas ciemni nawet ludzie pojmują wolność i umieją ją cenić. — Wolność z głowy nigdy nie będzie zupełną, szczerą; wolność z serca, wolność dopiero w moralnym organizmie człowieka leżąca jest rzeczywistą i może być rękojmią i zapewnieniem swobodnego rozwoju politycznego i społecznego.
Która z tych idei weźmie górę, która upowszechni się w Słowiańszczyznie? Czy idea polska, czy idea moskiewska zostanie uznaną i przyjętą za reprezentującą plemiona słowiańskie i za rzeczywistą ich chorągiew? czy potęga moralna pierwszej, czy też potęga fizyczna drugiej rozstrzygnie odwieczny antagonizm wrzący w łonie Słowiańszczyzny? Prorokować nie będziemy; zawsze przecież na ostrożności mieć się powinniśmy, żebyśmy przez wrodzoną nam nieoględność i nie rozmyślne przyjęcie idei słowianofilów ducha wolności, będącego gruntem i rdzeniem charakteru polskiego, niezarazili niewolnictwem szeroko po całej Słowiańszczyznie rozpostartem.
Idea Polski jest święta, wzniosła i ma w sobie zaród szczęścia ludzkości; od nas więc żadnych ustępstw żądać niepowinni. Stojąc jako naród, otworzyć możemy ramiona na przyciśnięcie do serca reszty narodów słowiańskich, któreby walczyć chciały pod naszą chorągwią, lecz nigdy pod ich chorągiew przejść nie możemy, bo hasło na niej niepewne i niewyraźne.
Oto jeszcze jedno charakterystyczne opowiadanie: Pewnego razu zmarły wielki książę Michał podróżował incognito po Niemczech i jak zwykle Moskale za granicą przed cudzoziemcami odegrywał rolę człowieka łagodnego, miłosiernego i cywilizowanego; a wiadomo, że Moskale w wysokim stopniu posiadają zdolność pozorowania się i podobania. Niktby też w. księcia nie posądził o grube tyraństwo. Jechał z swoim adjutantem w dyliżansie, naprzeciw nich siedział jakiś Francuz, który się niedomyślał, że podróżuje z osobą tak wysoko w społeczeństwie stojącą. Wielki Książe nie przyznał się do swojej godności i udawał bogatego moskiewskiego pana.
Francuz zachwycony był światłym Moskalem i unosił się nad jego ideami postępowemi, nad myślami pełnemi umiarkowania, tolerancyi, nad jego sympatyami do wszystkiego, co jest wzniosłe, szlachetne lub nieszczęśliwe.
Zdarzyło się, że w rok po rozmowie w dyliżansie, Francuz pojechał do Petersburga i był na paradzie, którą dowodził wielki książę, i poznał odrazu, że magnat w dyliżansie a wielki książę jest jedna i taż sama osoba; lecz zdziwił się, gdzie się podziała ta łagodność i umiarkowanie, które w nim podziwiał. Wielki książę na paradzie był zupełnie innym człowiekiem, nasrożywszy fizyonomię, jeździł, rzucał się, krzyczał, klął i przezywał jak ostatni chłop moskiewski a zsiadłszy potem z konia, własną ręką policzkował żołnierzy, wielu kazał aresztować a oficerów pobrać na odwach.
Francuz niemógł się wydziwić, zkąd w wielkim księciu tak nagła i zupełna przemiana powstała? porównywał obejście się w dyliżansie pełne dystynkcji z grubem brutalstwem na paradzie, jego łagodność z wściekłością, jego miłosierdzie z policzkowaniem żołnierzy, i powrócił do Francyi, niemogąc wytłumaczyć sobie tajemnicy moskiewskiego charakteru.
Wielki książę nim wyjechał na paradę, w swoim gabinecie przed lustrem układał oblicze swoje w wyraz surowy i srogi i rzeczywiście umiał okropnie nasrożyć się; mówił grubo a klął i bił jak Korejsza a zachwycał przytem łagodnością cudzoziemców.
Żołnierze obawiali się go jak ognia, lecz przytem i lubili go za dowcipne w ich guście przemowy i karesy, któremi jak jasnem promieniem przetykał chmurne i tyrańskie postępowanie.
Moskale postawieni na granicy Europy i Azyi, wady jednej i drugiej zawarli w swoim charakterze.
Wielki książę Michał był opiekunem szkół wojskowych i korpusów kadeckich. Z młodzieżą również surowo jak z żołnierzami obchodził się. Na egzaminie w szlacheckim wojskowym korpusie w Petersburgu, pytał się pewnego razu kadeta o różne fakta z wojny 1812. roku. Kadet odpowiadał bardzo dobrze, a określając charakter cara Aleksandra I., brata wielkiego księcia, wyraził się: «Aleksander był wielkim człowiekiem.» Wielki książę na to w okropnym gniewie wyrzucił jeden wyraz: «Jak?» «Aleksander był wielkim człowiekiem» — powtórzył kadet — «Jak? Jak — krzyczał Michał, — a kadet ciągle tożsamo odpowiadał. Wreszcie wysapawszy się, powiedział: «Jak ty śmiałeś pominąć tytuł?» «Powinieneś powiedzieć: Jego cesarska Wysokość, Aleksander, był wielkim monarchą — «Panie jenerale» rzekł do obok stojącego «zdegradować go na sołdata bez wysługi i wydać na Kaukaz.» Surowy rozkaz był wykonany. Młody kadet stracił prawo szlacheckie za to, że przy egzaminie pominął tytuł i nazwał cara człowiekiem. —
W korpusie szlacheckim kadetów za najmniejsze przewinienie ogromnie chłoszczą rózgami; często dzieciak otrzyma z 600 rózg naraz. Wychowanie takie odbiera im tę swobodę, godność, która się w każdym ruchu oficera francuzkiego wyraża, i w rezultacie takiego postępowania pokazuje się, że kadet, zostawszy oficerem, hula, niszczy swoje zdrowie; zna dobrze, aż do niezważania na godność człowieka, subordynacyę, lecz niemoże sobie dać rady z żołnierzami, jest głupi i niezna wojskowej sztuki.
W końcu powiedzmy, iż młodzież w moskiewskich wojskowych korpusach ucząca się, jest najniemoralniejsza; zepsucie ogromne panuje tam, a pederastya bardzo jest upowszechniona. —
Ludność Kazania składa się głównie z Moskali, w mniejszej liczbie z Tatarów a jeszcze mniejszej z Czeremisów i cudzoziemców. Między moskiewską ludnością wielu jest starowierców.
Starowiercy, jakto już wyżej mówiliśmy, różnią się w niektórych pojęciach i obrządkach od rządowej grecko-rosyjskiej wiary; robiąc znak krzyża świętego inaczej palce składają jak prawosławni, i posiadają obszerne uczone traktaty dowodzące, że Chrystus i święci apostołowie tak a nie inaczej żegnali się. Posty zachowują bardzo ściśle; palenie tytoniu uważają za grzech śmiertelny, podobnie i wódką pogardzają; z ludźmi nienależącymi do ich wyznania wspólnie pokarmu nie używają; naczynia, z których jedzą obcy, uważają jak żydzi za nieczyste. Ostrzyżenie włosów, ogolenie brody uważają za grzech. Car w wojsku kazał starowierców prześladować, a dość być sekciarzem, ażeby nawet na podoficera odmówili awansu.
W czasie mojego pobytu w Kazaniu rekruta starowierca biciem i więzieniem nie mogli zmusić, ażeby poddał głowę swoją pod nożyce cyrulika.
Czytałem urzędowy okólnik jednego z dawnych patryarchów Moskwy, w którym mówi o ważności i świętości zwyczaju noszenia niestrzyżonych włosów i brod niegolonych; obszernie dowodzi, iż grzechem jest psucie w jakikolwiek sposób tego, co natura dała, a śmieje się i szydzi z łacińskich księży, nazywając ich heretykami dla tego głównie, że strzygą głowy i golą brody.
Rządu a szczególniej popów prawosławnych niecierpią starowiercy i nazywają ich kosmatemi djabłami. Nienawiść swoją wyrażają w bardzo rozliczny sposób, lecz zawsze bierny. —
Utrzymują, iż oni jedynie przechowali czystość chrześciaństwa; prawosławne zaś wyznanie, zostało zepsute przez cesarzów greckich, potem przez Turków a nakoniec przez carów. —
Bardzo trudno jest zbadać i wyświecić wszystkie pojęcia i obrządki, które różnią sekty starowiercze od kościoła panującego; różnice te jednak w ogóle są nie wielkie, wyraz inny w liturgii, chociaż to samo pojęcie wyrażający, lub inna podobnie drobna różnica uważaną jest przez nich za stanowczą. Znaczenie tych różnic podnoszą do wysokości dogmatów, stanowiących odrębne wyznanie. Jest to dawno już uznaną prawdą, że im bliższe są sobie religie, im większe ich podobieństwo, tem bardziej i szczerzej wyznawcy ich nienawidzą się — tak też jest pomiędzy starowiercami i prawosławnymi.
Fanatycznie trzymają się swego wyznania, nie potrafiły ich wytępić liczne i długie prześladowania; obecnie, jeżeli nie połowa, to przynajmniej ¼ całej moskiewskiej ludności należy do różnych sekt.
Starowierców dzielą na dwa wielkie oddziały: na właściwych starowierców i staroobriadców, mieszając z sobą obie nazwy i używając jednej albo drugiej na oznaczenie wszystkich sekciarzy.
Ci, których starowiercami nazywają, mniej są zawzięci i fanatyczni i uczęszczają czasami do prawosławnych cerkwi. Staroobriadcy uważają zaś za grzech obecność na prawosławnem nabożeństwie i okazują więcej uporu niż pierwsi do połączenia się z grecko-rosyjskim kościołem.
Tak starowiercy jak i staroobriadcy dzielą się na mnóstwo drobnych sekt, z których każda na tle starowierstwa wyrobiła sobie odrębne formy i pojęcia, rażące nieraz zabobonem, fanatyzmem, i stanowczo wyróżniające je od panującej religii.
Wiemy o następnych gałęziach i sektach wyrosłych na drzewie starowierstwa, a które poznaliśmy w partyi syberyjskich aresztantów: Ewanieliści; Spasowczycy (Spasowszczyzna); Czasownicy różnią się od prawosławnych porządkiem dni i godzin swojego nabożeństwa.
Bezpopowczycy, których pogardliwie nazywają «nieistowszczyzna» niemają księży; nabożeństwu ich przewodniczą starcy szanowani w gminie, a często i niewiasty.
Ohońcy; Filiponi trzymają się zasad Filipa, dużo ich znajduje się w jarosławskiej gubernii: Teodozyanie trzymają się zasad jakiegoś Teodozego, wielu ich także w jarosławskiej gubernii mieszka.
Popowczycy mają księży, jeden ich odłam przez rząd uznany zowie się Jednowiercami; Przechrzczeńcy inaczej zwani Pomorzanie; Teodoryci, uważają obrazy za niegodne, jako dzieła ręki ludzkiej, i niedostateczne wyobrażenie Boga; w kaplicach więc swoich w czasie nabożeństwa stawiają na ołtarzu młodą dziewicę obnażoną, która jako dzieło ręki Boga, lepiej Jego wszechmocność i potęgę wyobraża niż obraz; znajdują się w Syberyi a religię swoją chowają w największej tajemnicy. Ciekawego, który wsunął się do ich zboru i widział ich nabożeństwo, zabili.
Rzezańcy (Skopcy), o których wyżej pisałem; Dirnicy; Dwujedanie, to jest starowiercy, którzy uważają za grzech wspólne pożywanie pokarmów, każdy więc członek familii ma swoją miskę i łyżkę, z której drugiemu jeść się niegodzi: nazywają ich także Czaszkarzami, dla tego, że każdy ma przy sobie własną czaszkę, z której jada, i obraz, przed którym się kłania; i mnóstwo innych sekt, które corocznie się tworzą, giną, nikomu prócz należących do nich, nieznane. Prócz starowierczych sekt są jeszcze w Moskwie sekty nie mające wspólnego z nimi początku jak Mołokanie; Duchoborcy; Obrazoborcy; i sekty niechrześciańskie jak: Sobotnicy i Chłysty.
Pomimo, że rząd carski prześladuje sekciarzy, więzi, wygania do Syberyi lub na Kaukaz, wysyła do wojska, zmusza batami i rózgami do porzucenia swojej religii; pomimo, iż nie są tolerowani, utrzymują się przecież i rozszerzają swoje wyznanie. Każdy sekciarz ma gorliwość ducha i apostolstwa, której nie posiadają wyznawcy kościoła panującego.
O niektórych z wymienionych sekt zabrałem od należących do nich aresztantów szczegółowsze wiadomości, które podaję:
Ewanieliści dla tego tak nazwani zostali, iż z pisma świętego tylko ewanielie uznali za księgi, zawierające słowo Boże. Odrzucają uchwały soborów, szczególniej soboru, na którym był obecny Mikołaj biskup. Msza ich odbywa się z 7 proswirami (komuniami), z wielkim przepychem i wspaniałością i trwa dłużej niż grecko-rosyjskie obiednie.
Do sklepu pewnego kupca ewanielisty, przybył jenerał N. dla kupienia skór. Kupiec stary i poważny człowiek, przemówił do niego według zwyczaju przez proste ty, nie wymieniając tytułu. Jenerał rozgniewał się i zwymyślał kupca, obiecując pociągnąć go do odpowiedzialności za obrazę. Kupiec na groźby jenerałowi spokojnie odpowiedział: «Ja do Boga, stworzyciela, Pana i Ojca nas wszystkich, mówię Ty; a ty Jaśnie Panie gniewasz się, iż próżnych tytułów niewymieniłem i przemówiłem do ciebie w sposób tak uczciwy, jak przemawiam do swego Boga.» Takie to żywioły są pomiędzy sekciarzami moskiewskimi.
Ewanieliści mieli dawniej swoją cerkiew w Kazaniu, lecz ją przed 14. laty rząd zamknął; kaplice zaś zamknął im przed trzema laty. Nie palą, jak i inni starowiercy tytoniu, nie zażywają tabaki, nie piją wódki i są bardzo miłosierni.
Popowczycy przyjmują popów wyświęconych przez prawosławnych archirejów, pod warunkiem, że obrzędy wykonywać będą według dawnych form. Ornaty i ubiór kościelny nie może być kolorowy, tylko czarny lub biały. W obrzędzie ślubu młodą parę z wieńcami oprowadzają w koło idąc za słońcem, u prawosławnych zaś młodą parę oprowadzają w kierunku przeciwnym drodze słonecznej.
Przechrzczeńcy chrzest w niemowlęcym wieku odbyty, uważają za nieważny i powtarzają go w wieku dojrzałym. Każdy powinien w duchu odrodzić się, zanim przystąpi do chrztu; myśl duchowego odrodzenia wyrażają w obrzędzie dosyć śmiesznym przełażenia przez koszulę kobiecą, — wsuwa się ją przez głowę, przesuwa się przez nią całe ciało i zrzuca przez nogi.
W Syberyi z powodu większej swobody, nie ukrywają się ze swoimi obrządkami — i obrząd nowego chrztu odbywają w przeręblach, a przez koszulę przełażą na lodzie. Po tym symbolicznym obrzędzie odrodzenia się, katechumen przez trzy dni modli się w piwnicy, która im kościół zastępuje, na ścianie wisi rozpięty Chrystus, w około kadzi otoczonej jarzącemi się świecami modlą się wierni, a katechumen trzykroć z głową zanurza się w wodzie.
Przechrzczeńcy mieszkają w Kazaniu, w permskiej i w innych guberniach.
Roku 1847 w permskiej gubernii, w puszczy położonej blizko Wierchoturza, odkryto gromadę pustelników sekty przechrzczeńskiej; było ich dziewięciu, w tej liczbie znajdowały się dwie kobiety. Jedna z nich pomarszczona i zgarbiona staruszka, druga kobieta w średnim wieku, matka kilkorga dzieci, — obie okryte były w czarne, płócienne, od głów do nóg spadające płaszcze, twarze okrywały czarnemi,płóciennemi maskami. Pustelnicy zwykli byli modlić się gromadnie pod drzewem, do którego był krzyż przytwierdzony z dwóch lipowych kijów; przewodnik ich modlitw był 12. letni chłopiec; przed nim spowiadali się, a natchnień jego słuchali jak wyroczni. Władza carska zabrała pustelników i osadziła ich w więzieniu w Wierchoturzu, gdzie sąd starał się gwałtem zmusić ich do prawosławia.
Chłopiec i zarazem kapłan pustelników wchodząc do sali sądowej, nie zdjął z głowy czapki. Sędziowie myśleli, iż chowając się w puszczy nieznał form przyjętych pomiędzy ludźmi i powiedzieli mu, że do sądu w czapce nie wolno wchodzić. Chłopczyk nie posłuchał rozkazu i stał z nakrytą głową; wówczas sędziowie pokazując mu portret cara, rzekli: iż obraża jego majestat; że jeżeli dobrowolnie czapki nie zdejmie, zostanie obitym rózgami. Chłopiec nie zląkł się groźby i odpowiedział: «Czapki nie zdejmę, bo grzech jest cześć oddawać antychrystowi i stać przed nim z odkrytą głową Groźba prędko została wykonaną, lecz napróżno sędziowie go szturchali i policzkowali, — chłopiec niechciał dobrowolnie zrzucić czapki z głowy. Wreszcie sędziowie kazali go smagać, wytrzymał 150 rózg bez jęku i skargi; lecz później, gdy mu rózgi ciało rwać poczęły, obiecał we wszystkiem być posłusznym i nadal z odkrytą głową dawał sądowi objaśnienia.
Trudno było uwierzyć, iż mały chłopczyna był kapłanem i przewodnikiem starych ludzi; lecz zeznania innych pustelników potwierdziły najzupełniej szczegóły przez chłopca podane. Tak młody a już uniesiony mistycyzmem umysł, przyprowadzili popi do swojej równowagi i skłonili go wreszcie do przyjęcia prawosławia.
Staruszka okazywała głęboki fanatyzm; namowy, rady niemogły jej skłonić do porzucenia swojej religii; lecz czego słowa niemogły dokonać, tego dokonały rózgi. Pod chłostą zmiękła wola staruszki — i oświadczyła, że powróci do wiary panującej. Zaprowadzili ją więc do cerkwi i kazali się modlić przed obrazem Matki Bożej, — stara pustelnica kłaniała się i żegnała według zwyczaju, lecz po każdym pokłonie, gdy nikt na nią nie patrzył, pluła na obraz.
Przechrzczeńcy modlenie się przed obrazami uważają za poganizm, chociaż, jak mi mówią, w ich kaplicach znajdują się obrazy, zapewno dla większego zamaskowania się.
Matka kilkorga dzieci okazała większą moc duszy i wytrwałość niż inni pustelnicy. Wszelkie środki przymusowe, jakich względem niej używano, okazały się próżnemi — umarła w więzieniu, jako męczennica swojej wiary, powtarzając: «Dostałam się w moc antychrysta; wolę żeby mnie antychryst zamordował, niż żeby mnie zmusił do swojej fałszywej wiary.»
Pomiędzy mężczyznami był tylko jeden, który z równą siłą poświęcenia znosił smagania i prześladowania: zgrzytając z bólu zębami, wołał na współwierców: «Żydzi dawniej umęczyli Chrystusa Pana, a oto nowi carscy żydzi w osobach naszych na nowo męczą Chrystusa i on zmarł w więzieniu.
Fanatyzm ich ślepy i ponury wyrażał się jeszcze w sposobie przyjmowania pokarmów; jadła dawanego im przez skarb nie używali, a z miasta od współwyznawców ich niedozwolono nosić pokarmów, karmili się więc tylko suchym grochem lub chlebem i pili wodę, którą w czasie deszczu sami zbierali w swoje naczynia. Rozmawiali tylko z sobą, zawsze starając się zachować najgłębsze milczenie. Wybledli i wyschli jak mumie, a przecież trwali przy swoim.
Nie wszyscy jednak, jak to mówiliśmy, okazali wytrwałość w swej wierze, większa bowiem część ich przeszła na prawosławie i została z więzienia uwolnioną.
Kobieta przechrzczona włosów w warkocz nie plecie, lecz zawija je w kółko. Matki pomimo rodzenia uważają się za czyste i niepokalane, chociaż czystość nie jest ich przymiotem. Użycie cielesne, chociaż i małżeństwem nie uświęcone, nie jest grzechem według ich wyobrażeń, a mówią mi, że i kazirodztwo nie oburza ich zasad. Ślubów małżeńskich w kościele niezawierają: młoda para pada rodzicom do nóg, ci ją błogosławią, a młodzi przez ten obrząd uważają się już dostatecznie związanemi ślubami małżeństwa.
Przechrzczeńcy mają i spowiedź. Grzesznik przed kapłanem wyznaje i wymienia swoje grzechy. Pokuta bywa publiczna; pokutnik każdemu z obecnych znajdujących się w kaplicy na nabożeństwie pada do nóg i prosi o przebaczenie występku, — pokuta trwa stosownie do winy, przez dzień jeden, dwa, a czasem przez rok, a nawet lat kilka.
W Syberyi Przechrzczeńcy mają swoje kaplice jawnie, zawieszone obrazami. Kapłanami w nich bywają zwykle starcy, chociaż jak to widzieliśmy wyżej, pustelnicy pod Wierchoturzem za przewodnika duchownego obrali sobie chłopca. Na nabożeństwie chórem śpiewają pobożne pieśni.
To wszystko, cośmy powiedzieli, wykazuje wewnętrzny stan kościoła w Moskwie. Fanatyzm i sekciarstwo głęboko nurtuje w najniższych warstwach moskiewskiego społeczeństwa, fanatyzm jeszcze i teraz wywołuje takie sceny, jak n. p. dobrowolne spalenie się w ogniu na ofiarę Bogu, jak u Indyan. Sekciarstwo w katolickim kościele było pełne żywota, a reformacya dzielnie przyczyniła się do wyrobienia samodzielności umysłów, wyemancypowała rozumy i wpłynęła na postęp samegoż kościoła i cywilizacyi; sekciarstwo zaś w grecko-rosyjskim kościele jest bezpłodne, nie wyzwala rozumów, owszem pogrąża je w stan niewolniczego niemowlęctwa i nic zgoła nie wpływa na wyrobienie idei wolności i postępu moskiewskiego społeczeństwa. Niewola stała się naturą Moskali, i żadna sekta dotąd niewypielęgnowała ludzi czynnych, zdolnych do samodzielnego życia; umysły odrywają się od posłuszeństwa i jedności z rządowym kościołem, lecz wpadają w słaby i bierny mistycyzm, który zawiązuje im ręce, niezdolne chwycić za oręż buntu, i odtrąca z dziedziny historycznego żywota.
Mołokanie znajdują się w Kazaniu, w Syberyi i w różnych guberniach Moskwy; w orłowskiej ma ich być najwięcej. Mołokanie odrzucili zewnętrzne obrządki, niemają obrazów nawet znaku krzyża świętego na piersiach nie robią. Modlitwa ich zależy na głębokiej kontemplacyi i śpiewaniu psalmów Dawida. Nikt nie usłyszy z ust Mołokana przekleństw i wyzwisk tak zwyczajnych w ustach prawosławnego Moskala; trzeźwi, pracowici, uczciwi, silnej wiary, moralniejsi są i doskonalsi od innych sekciarzy. Żyją jak bracia. Przed obiadem stawają w rzędzie i złożywszy na piersiach ręce na krzyż modlą się. Po modlitwie kłaniają się sobie, poczem dopiero pożywają pokarmy. Po jedzeniu także stanąwszy szeregiem modlą się, kłaniają i dopiero rozchodzą.
Pojęcia ich o świecie i genesis są filozoficzno-libertyńskie, utrzymują, że świat sam się stworzył i ukształtował z różnych elementów, siła zaś, która w ruch wprawiła elementa i stopniowo z nich wszystkie twory wydobyła, jednem słowem siła życia jest Bogiem. Boga osobowego niema, a religie są wymysłem ludzkim, zrobione w celach i widokach politycznego i społecznego porządku.
Gałęzią Mołokanów są Duchoborcy, sekta jeszcze więcej filozoficzna niż Mołokanie.
Sobotnicy mają wiele podobieństwa do żydów i wspólnie z nimi oczekują przyjścia Mesjasza; liczbę Sobotników podają na kilkadziesiąt tysięcy; mieszkają około Irkucka i w kurskiej gubernii. Sektę tę założył żyd «Szaria» zagłębiony w pismo święte kabalistyk. Sekta ta w Moskwie rozszerzyła się po wzięciu przez Turków Konstantynopola. Mnóstwo Moskali przyjęło te naukę i porzuciło chrześcianizm, pomiędzy nimi wielu było ludzi znakomitego dostojeństwa, jak Zozymus, archimandryta symońskiego monastyru; Teodor Kurycyn sekretarz stanu i wielu innych. Przyjąwszy nową żydowszczyznę i błędy Szarii, gorliwie i pomyślnie dowodzili fałszywości chrześciańskiej wiary, a pomiędzy innemi, robili jej i taki zarzut, iż przepowiadała, że skończenie świata nastąpi w 700 lat od stworzenia świata to jest roku 1492, tymczasem świat przetrwał fatalny termin. Gennadius biskup zatrwożony postępem Sobotników, zbijał ich zarzuty w osobnym okólniku i dowodził, iż chrześcianie w przepowiednią końca świata niewierzyli.. Iwan III. także przeciwko sekcie wystąpił, rozkazał on metropolicie Zosymusowi zebrać r. 1492 sobór przeciwko Sobotnikom, na którym cyklus paschalny za rok 7000 wyrachowany został i ustanowione zasady do wyznaczenia każdego roku niedzieli wielkanocnej, a początek roku z marca na 1. września przeniesiono. Józef Sanin, założyciel wołokołamskiego monastyru, napisał historyą Sobotników i 15 mów przeciwko ich zasadom. Iwan IV}. groźny walczyć musiał Sobotników orężem, już tak byli wówczas liczni. Rozszerzenie się żydowszczyzny między Moskalami tłumaczy się ciemnotą i słabą wiarą i tem szczególnem usposobieniem do sekciarstwa, które przejęli od długo i zapamiętale kłócących się o religią Greków. Zepsucie duchowieństwa jest także jedną z przyczyn szerzenia się sekciarstwa; w XV. wieku już światli Moskale na to zepsucie skarżyli się.
Dirnicy (dziurnicy) modlą się, siedząc przy otworze w sposobie dziury zrobionym, jaki się zwykle w każdej moskiewskiej chacie znajduje. Zapatrzywszy się na niebiosa gwiazdami wytkane, pogrążają się w modlitwę kontemplacyjną, w marzenia tkliwe o Bogu, obudzone cudownym widokiem dzieł Boskich. Nieraz wschód słońca wspaniały oblewa świeżemi promieniami znużone całonocną modlitwą czoło dziurnika.
Utrzymują oni i słusznie, że przypatrywanie się dziełom rąk Boskich, najbardziej skłania umysł i serce do pojęcia wielkości Boga, do skruchy, pokory i Jego chwały. Zapatrywanie się więc na lazurowy firmament i wszystkie światła zawieszone u niebieskiego sklepienia, jako najbardziej mogące pobudzić i rozruchać ducha do cichej modlitwy, zrobili jej warunkiem i zamienili w religijny obowiązek. Prawosławni od patrzenia na niebo przez dziury swego mieszkania, nazwali ich dziurnikami.
Ohońcy modlą się siedząc samotni i pochyleni. Zamyślając się o wielkości Boga, kruszą swoje serca, a przypominając grzechy, które popełnili, ciężko wzdychają i wyrzucają z piersi boleśny wykrzyknik och! Wykrzyknik ten stał się zwyczajem, koniecznym w obrzędzie modlitwy i od niego całą sektę nazwali Ochohonią.
W ogóle we wszystkich sektach grecko-rosyjskiej cerkwi, obrzęd jest rzeczą główną. Uważają go i stawią wyżej, niżeli treść wiary, i trzymają się go szczerze i niezłomnie, niedopuszczając w nim uporczywie żadnej odmiany i postępu. Jest to religia skamieniała i całkiem zamieniona na obrząd i w symbol, którego wierni nie pojmują a rozwinięcia jego niedopuszczają.
Upowszechnienie nowego testamentu i psałterza Dawidowego jest w Moskwie, mianowicie pomiędzy starowiercami, dosyć znaczne. Nie tylko w miastach, ale i we wsiach zdarzają się umiejący czytać ludzie, którzy się zagłębiają w tajemnice słowa Bożego. Starowiercy pogardzają nowemi księgami i obrazami, podejrzywają w nich dobroć prawdy i jej wartość. Ksiąg ich rząd carski niedozwala drukować, gorliwie więc przepisują je i rozsyłają za ogromne pieniądze pomiędzy swoich wyznawców. W jednej ze starowierczych ksiąg wyczytałem rozkaz prześladowania, gubienia, męczenia wszystkich, którzy odstąpią od starowierczej wiary. Karanie nowatorów podane tu jest za prawne, dobre i zgadzające się z wolą Boga. Argumentacya w ich księgach obchodzi się bez rozumowania. Dla ślepej wiary dosyć jest prostego zdania, byle na niem osiadła rdza tradycyi i mech starości[2].




  1. Kazań wyniesiony nad poziom morza 280 stóp, położony pod 55° 48' s. p. a 66° 46’ dł. j. Średnia roczna temperatura + 2.2; średnia temperatura zimy — 10.4; wiosny + 2.2, lata — 14.4; jesieni + 2.7. Ludności ma 56.237.
  2. Obrzędy starowierców potępione zostały przez sobór moskiewski 13. maja 1667. r. Ukaz 27. października 1800. r. dozwala starowiercom wolnego odprawiania swoich obrządków, pod warunkiem podstępnym przyjęcia duchowieństwa święconego przez prawosławnych biskupów. Za początek odszczepieństwa naznaczają rozkaz patryarchy Nikona poprawienia ksiąg religijnych i odsunięcia z nich wszystkiego, co było niezgodnem a wyobrażeniami ówczesnego duchowieństwa moskiewskiego. Pogląd ten nie jest zgodny z prawdą. Sekciarstwo moskiewskie ma datę odleglejszą, zaszczepione zostało w Moskwie razem z przyjęciem bizantyjskiego chrześciaństwa, które podówczas targane było sporami sekciarskiemi. Rozkaz Nikona dodał tylko siły nowej sekciarstwu, obudził je i więcej wystawił na światło publicznego życia. Pan Szczapow w książce o staroobradztwie rosyjskiem (Ruskij razkoł staroobriadztwa razsmatriwajemyj w swiazi z wnutrennym sostojaniem ruskoj cerkwi i grażdanstwiennosti w XVII. wiekie i w pierwoj połowiznie XVIII. wieka Kazań 1859. roku) jego historyą dzieli na cztery epoki. Epoka pierwsza od początków XVI. w., w niej moskiewskie sekciarstwo ma charakter wyłącznie religijno-obrzędowy, sekciarze protestują przeciwko zmianom w księgach religijnych; epoka druga od patryarchy Nikona, charakter sekciarstwa religijno-demokratyczny wykazujący się w opozycyi niższego duchowieństwa przeciw surowości patryarchy; trzecia epoka od 1666. roku, sekciarstwo przechodzi w dziedzinę życia społecznego i narodowego, ma charakter ludowo-demokratycznej opozycyi, i walki z rządowemi reformami; w czwartej epoce, przy Piotrze Wielkim sekciarstwo zupełnie rozwinęło się i odsunęło od zreformowanej Moskwy i ma charakter religijno-ludowo-demokratyczny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Agaton Giller.