Przejdź do zawartości

Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa/Wracamy znowu do hr. Platera...

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
Podtytuł w r. 1787.
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1860
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Wracamy znowu do hr. Platera, którego dziennik od Kozina rozpoczyna się po przerwie dosyć znacznéj. D. 9 Marca wiatr wschodni i śnieg z nim sypiący obficie, nie zdawał się być tak strasznym, by do Wiśniowca nie dał dojechać. Wszyscy zerwali się bardzo rano i o siódméj już czekali na króla, który wyszedł ze swych pokojów niosąc dla gospodarza order św. Stanisława, a włożywszy go nań, sam zaraz pożegnał towarzystwo i siadł do powozu.
Z Kozina zwykła droga wiedzie na Krzemieniec, ale że góry straszyły, starano się ominąć miasto i konie na przeprząż postawiono w Żołobach wiosce starostwa Krzemienieckiego, o mil trzy od Kozina. Ale tu ogromne znalazły się śniegi i zaspy, które do południa przebywać musiano, i nie byłby król stanął na stacji i o téj porze dla zawianéj drogi osobliwie od mostu Królewskiego na Ikwie, gdyby marszałek koronny nie podesłał tu swoich koni. Przydały się one bardzo, bo choć z Kozina dziewięć ich zaprzężono do landary, jednak zarznęła się w śnieg i w nim zagrzęzła.
Od saméj Warszawy szło z królem siedém powozów ciągle, i tak z Kozina z nim ruszyły, ale nim do Żołobów dociągnięto, jeden tylko kocz w którym jechał generał Komarzewski z hr. Platerem, przy karecie pozostał. Inne się tyłu dla złéj drogi poociągały. Drugi był kłopot i przestrach, gdy postrzeżono w Żołobach także wstrzymane powozy i brankary, które zwykły były iść przodem z półkownikiem Słomińskim i stanowniczym Szuszkowskim. Na dobitkę dano znać jeszcze, że w jednéj z pozostałych karet oś pękła. Pomimo smutku, podano śniadanie podróżne, bo trudno już było obiecywać sobie wczesne do Wiśniowca przybicie. Przekąsili głodniejsi i przesiedli się, król ze swojém zwykłém towarzystwem do karety poczwórnéj, a hr. Plater z Komarzewskim do podwójnéj, starosta Szydłowski z Beklerem do trzeciego zimowego powozu nadesłanego przez Mniszcha.
«Nie dziwowałbym się w drodze do Petersburga, pisze Plater, i do Syberji tym śniegom, które ku północy jadącym są niezbędną koniecznością; w drodze zaś z Warszawy ku Wołyniowi i Ukrainie doświadczać śniegów takich, im się bardziéj do tych cieplejszych Polski krajów zbliża — rzeczą zdawałoby się do wierzenia nie podobną, gdyby nie przeświadczała o tém dzisiejsza praktyka.»
Pomimo świéżych koni i powozów na saniach, z wielką męką i biédą dobili się nareszcie do Wiśniowca o godzinie czwartéj, a król znudzony drogą, przelękły i jak świadczy dyarjusz osmutniały, nie tyle doznał radości z przybycia, ileby jéj mógł uczuć w innych okolicznościach i usposobieniu.
Spotkali króla wjeżdżającego do miasta, gospodarz marszałek koronny konno, z nim książe Michał Lubomirski generał komenderujący dywizją z liczną assystencją. Wysiadającego z karety powitała monarchę i wuja p. marszałkowa w towarzystwie pani Platerowéj ex-pisarzowéj Litewskiéj i ks. Józefowéj Lubomirskiéj sióstr rodzonych z domu Sosnowskich, p. Ryszczewskiéj kasztel. Lubaczewskiéj, z mężczyzn zaś p. Potockiego w-dy Ruskiego, Grocholskiego kasztelana Bracławskiego, Ryszczewskiego, Lubaczewskiego, Moszyńskiego sekretarza Litt., Łaznińskiego łowczego koronnego, Platera ex-pisarza Litt., Rzewuskiego starosty Drohobyskiego i innych tak z województwa Wołyńskiego i Podolskiego obywateli, jako téż wojskowych licznie zebranych.
Czas spóźniony i głód o obiad wołały, zastawiono stoły co najprędzéj w sali zwanéj Wiśniowieckich, portretami téj znakomitéj rodziny ozdobionéj, i gdy gospodarz oznajmił o gotowości, król wziąwszy marszałkowę poprowadził za sobą towarzystwo i zabrał miejsce między nią a ex-pisarzowa Platerową. Po obiedzie i kawie udał się wedle zwyczaju do swoich pokojów, a troskliwy o ludzi wystawionych przez cały czas drogi na mróz i zawieruchę, lubo kilka razy wracał do kompanji i porzucał ją, naostatek zamknął się w swoim apartamencie, gdy inni na kolację poszli.
O godzinie dziewiątéj żaden jeszcze z powozów opóźnionych nie przybył i nie tylko nikt z podróżnych ani ludzi, ani rzeczy swoich nie miał, ale sam król, kancelarji, pościeli i garderoby byłby pozbawiony, gdyby marszałek kor. sań kilkadziesiąt nie podesłał po rzeczy najpotrzebniejsze królowi i jego dworowi. Z ostatniego raportu nadeszłego, gdy już wszyscy na spoczynek się udawali, dowiedziano się tylko, że pojazdy wszystkie dociągnęły do Horynki wioski ex-pisarza Litew. Platera, o półtoréj mili od Wiśniowca oddalonéj.
Hr. Plater doznał tu z razu wielkiéj przykrości, pozostawszy jak inni bez sług i pościeli, a co gorzéj odebrawszy listy z Warszawy przez kresy przywiezione, tak zamokłe, posklejane i nadwerężone, że ich prawie wyczytać nie było podobna. Musiano dni kilka pozostać w Wiśniowcu, aby bagaże pozbierać i na dalsza podróż środki stosowne obmyślić.
Ledwie nad rankiem, służący hr. Platera z Horynki przybyły z pościelą i szkatułką obudził pana i przywiózł mu sprzęt potrzebny; nadjechał wprawdzie około północy do Wiśniowca, ale się do pana swego dopytać nie mógł. Między siódmą a ósmą oba hr. Platerowie ex-pisarz z Horynki i nasz starosta Inflantski już byli na nogach, nadwieziono tymczasem drugą expedycyę z Warszawy, a w niéj doniesienie z rady, które Platerowi poruczone było do oddania N. Panu, ubrał się więc natychmiast, aby z niém pójść do króla. O jedénastéj dopiéro przypuszczony do gabinetu, po odczytaniu nadwiezionych papierów i wzięciu rozkazów królewskich co do odpowiedzi radzie nieustającéj, Plater do obiadu samego nad papierami siedzieć musiał.
Obiad podany był o godzinie drugiéj w téj saméj sali Wiśniowieckich, a oprócz wczorajszych gości przyjechał jeszcze Świejkowski kasztelan Kamieniecki z synem.
«Sala, pisze nasz sprawozdawca, przez jw. gospodarza, w nowym i dzisiejszemu czasowi odpowiadającym guście była przybrana, w której wszakże dawne domu książąt Wiśniowieckich portrety, z kwadratowych jakiemi były w czasach nieboszczyka Michała Serwacego księcia Wiśniowieckiego w-dy Wileńskiego i hetmana w. Lit. ostatniego z linji książąt Litewskich potomka, na formę owalną przemienione, więcéj mnie, aniżeli sam obiad zabawiły, przypomnieniem tych lat dwudziestu cztérech upłynionych, przed nastaniem których z rodzicami memi mieszkając w Horynce, często bardzo w Wiśniowieckim zamku bywałem.»
Król spocząwszy nieco, orzeźwiony, byłby dobrą myśl i humor odzyskał, gdyby nie frasunek o ludzi jeszcze z mrozem i wiatrem passujących się, którzy na drodze pozostali, powiększony przykładem człowieka na gościńcu zmarzłego, którego podróżni widzieli, i drugiego o którym p. Korytkowski rozpowiadał, także zmarzłego w śród śnieżnéj zamieci.
Król zaraz po kawie dla wyprawienia kresów do Warszawy odszedł, i nie wrócił aż korespondencję ukończył. Całe towarzystwo czas poobiedni przebyło w pokojach ex-pisarzowéj Platerowéj i księżny Józefowéj, oprócz naszego ciekawego podróżnego, który listy popieczętowawszy zamek znany sobie z dziecinnych lat a dziś odnowiony i ubrany wspaniale zwiedzał. Chłód tylko w wielkich salach długo mu się bawić nie dozwolił, — obejrzał na dole salę zwaną Mniszchowską z portretami rodziny i około siódméj na górę ogrzać się powrócił. Tu za przybyciem króla poczęto czytanie gazet francuzkich (Bulletinów), «które, pisze Plater, w sposobie naszych pisanych gazet, co tydzień z Francji przesyłane bywają, tę jednak różnicę znaczną mają, iż więcéj rozumu i nauki zawierają w sobie Bulletiny Paryzkie, niżeli naszych Korespondentów Warszawskich baśnie po kraju rozchodzące się.»
Król chodząc po sali z siostrzenicą i wesoło rozmawiając z nią i towarzystwom, zabawił na pokojach do godziny jedenastéj. Do poźna w noc oczekiwano reszty opóźnionych bagażów, karety hetmana, wózka starosty Mielnickiego, które dotąd nie nadeszły jeszcze: a przyciągnione powozy na saniach transportować musiano z wielką biedą i trudem.
Chwali się Plater, że dzień następujący 11 Marca bardzo wesoło spędził. «Wesoło dla użycia dzisiejszéj pociechy wydobyłem się z łóżka, a jak wszystko w tym kraju młodość w nim moją przepędzoną przypomina, tak jasnym słońcem oświecona dla mnie dzisiejsza niedziela, tak przyjemną i upodobaną stała się, jak przed dwudziestą kilką laty każda niedziela i każde święto. Przyczyną wówczas satysfakcji, były przebyte dni nauki, i przykréj mozoły, dzisiaj podobnie uciszone wiatry i nadzieja szczęśliwego podróży dokonania pod przewodnictwem łaskawego i wesołego słońca.»
«Nasze damy, to jest z przytomnych tu w Wiśniowcu dwie najbliżéj z powinowactwa należące, około godziny dziewiątéj udarowały nas swoją wizytą, a potém na ranną mszę do kościoła udały się, na którą téż brat mój przeszły pisarz polny Lit., żonie i szwagierce towarzyszył. Jam się zachował dla assystencji N. Pana, i dla tego o godzinie jedenastéj poszedłem na pokoje, gdzie oprócz dawniéj do Wiśniowca przybyłych, znalazłem ks. jm. podskarbiego w. Lit., który rozłączywszy się z nami we Włodzimiérzu, lubo na Horochów dobra swoje chciał był prosto do Kijowa pojechać, dla śniegów jednak nie mogąc się przez Krzemieniec przerznąć, tu do Wiśniowca na dniu wczorajszym późno przybył, — i jmp. pisarza wojskowego Morawskiego, którego téż same śniegi z ekwipażem jw. hetmana polnego przez dwadzieścia cztéry godziny w Żołobach wstrzymały.»
O pół do dwunastéj wyszedł N. Pan z pokojów, z chęcią udania się do kościoła na mszę, zaraz więc wszyscy ruszyli do Karmelitów blisko zamku, marszałek z kompanją piechotą, a król w karecie z p. marszałkową z eskortą dworu i konno towarzyszącemi mu ks. Józefem Poniatowskim i gen.-majorem ks. Michałem Lubomirskim.
U drzwi kościoła czekał już marszałek w assystencji licznéj z laską w ręku i podniósłszy ją szedł przed królem, przypomniawszy tym obrzędem, że przy nim w téj chwili była dla bezpieczeństwa osoby króla groźna juryzdykcja marszałkowska. Ze mszy N. Pan nie chcąc siadać do karety, pieszo z innemi do zamku powrócił. Tu we wrotach spotkał go kahał żydowski radość swą z przybycia objawiając beczącym kantorów krzykiem, tablicą ze złoconym napisem na pamiątkę szczęśliwego wypadku zrobioną i ofiarą wołu ze złoconemi rogami. Tablica miała napis wierszami łacińskiemi. Do obiadu nie były jeszcze gotowemi damy, które się poszły z rannych tualet przestrajać, a król usunął się do swojego gabinetu. Tymczasem towarzystwo zabawiało się muzyką, książe Józef «zręcznie i wybornie» wygrywał na klawicymbale, ks. Michał Lubomirski na skrzypcach, a p. Lessert na violonczelli, inni na różnych instrumentach im towarzyszyli. Przed samym obiadem przybył na pokoje p. Orłowski sędzia z żona swoją, którą prezentowano N. Panu gdy się ukazał.
«Ponieważ wszystko się do Wiśniowca zebrało, podróżni wypoczęli i oprócz tylko czasowéj mitręgi, nikt na zdrowiu nie szwankował, uradowany z tego powodu król jm. spokojnéj myśli, dopomógł czasu obiadu wesołości tych wszystkich, którzy pańską satysfakcją chętnie i życzliwie dzielili. Po obiedzie już przy królu znowu grano na różnych instrumentach.
Koło piątéj i król odszedł do siebie i towarzystwo się rozsypało po mieszkaniach, czasu wedle upodobania zażywając, dopiéro o siódméj znowu zgromadzono się na górze. Tu dla rozrywki czytano z kolei głośno, naprzód książe Józef dzieło: Les conversations des gens du monde, potém ex-pisarzowa Platerowa. Zdaje się, że to był rodzaj zabawnego dziennika perjodycznie wydawanego, którego dwie części do wieczerzy przebieżono i król się zdawał bardzo nim zadowolony. Na wieczerzę nie szedł N. Pan, zostawszy na rozmowie z p. wojewodą Ruskim, który nazajutrz przodem jechał do Kijowa, i gospodynią domu. Po kolacji marszałek przedstawiał przybyłych: Drzewieckiego podkomorzego Krzemienieckiego i Karszę podstolego Podolskiego. Generał Korytowski dawniejszy komendant Lwowa przed rozdziałem kraju, wprzódy króla był powitał.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.