Makbet (Shakespeare, tłum. Hołowiński, 1841)/Akt III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Makbet
Pochodzenie Dzieła Williama Shakspeare Tom drugi
Wydawca T. Glücksberg
Data wyd. 1841
Druk T. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz Ignacy Hołowiński
Tytuł orygin. The Tragedy of Macbeth
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom drugi
Całe wydanie
Indeks stron
AKT III.

SCENA PIERWSZA.
(Fores. — Pokój w Pałacu).
Wchodzi BANKO.
BANKO.

Teraz jesteś Król, Kawdor, Glamis, wszystko,
Jak przyrzekły wróżki; choć mam podejrzenie,
Żeś najczarniéj dopiął: jednak powiedziano,
Że nie przyjdzie tron w twoje pokolenie;
Lecz ja wielu królów jestem szczep i głowa.
Jeśli prawdę niosą wyszłe od nich słowa,
(Jak się ci, Makbecie ich ziściła mowa),
Przeto widząc twoich nieomylność wróżb,
Może moja wróżba równie dobrą być
I w nadzieję wzbić. Ale, sza! ni słowa.

Trąbienie. Wchodzi MAKBET jako Król; LADY MAKBET, jako Królowa; LENOX, ROSSE, Panowie i Panie i usługujący.
MAKBET.

Gość najdroższy w świecie!

LADY MAKBET.

Gdyby był zapomnian,
Wśród uroczystości naszej byłby brak,
I nieskładne wszystko.

MAKBET.

Dziś wieczorem, panie, ucztę mamy dać,
Bądźże u nas proszę.

BANKO.

Najjaśniejszy pan
Niech rozkaże mnie: z wolą mego pana
Węzłem niezerwanym moja chęć związana.

MAKBET.

Jedziesz po południu?

BANKO.

Tak jest królu, jadę.

MAKBET.

Myśmy pana chcieli wezwać dziś na radę,
(Zdanie bowiem masz ważne i szczęśliwe
Lecz do jutra. Długoż pan się zajmie drogą

BANKO.

Czas do uczty saméj spłynie na podróże;
Gdy mi konie prędkim biegiem nie pomogą
To się godzin parę, albo mniej zadłużę
U téj ciemnéj nocy.

MAKBET.

Lecz nie opuść uczty.

BANKO.

O, najpewniéj służę.

MAKBET.

Wiemy, nasi krewni teraz pozostają
U Anglików jeden, u Irlandów drugi;
I do ojcobójstwa tam się nie przyznają,
Łudząc innych brednią swych kłamliwych słów:
Ale jutro o tem; inna sprawa stanu
Jeszcze wzywa nas. Spiesz się: bywaj zdrów,
Wracaj, a Fleance towarzyszy panu?

BANKO.

Tak jest dobry królu: lecz już nagli czas.

MAKBET.

Niechaj prędko, zdrowe niosą konie was;
No, wsiadajcież na koń z miłym tu powrotem.
Bądź zdrów!(wychodzi Banko).
Każdy aż do siódmej swego czasu pan,
Aby towarzystwo milsze było potem;
Do wieczornej uczty chcemy zostać sami:
Teraz na czas żegnam, Bóg niech będzie z wami.

Wychodzą: Lady Makbet, Panowie, Panie i t. d.

Słuchaj! — Czy czekają ci na wolę moją?

SŁUGA.

U pałacu bram, oni królu stoją.

MAKBET.

Do nas ich przyprowadź.(wychodzi sługa).
Strach mój w Banku tkwi;
To w króleskiéj jego duszy silnie włada,
Co mnie mocno trwoży, on zbyt wiele śmié.
I z tym śmiałym duchem mądrość tę posiada,
Co do celu męztwo jego zaprowadzi
Z wielkiém bezpieczeństwem. I on jeden tylko

Ciągle straszy mnie; przednim moja dusza
Słabnie w mocy swej; jak Antoniusza,
Mówią przed Augustem. Łajał wróżki on,
Skoro tylko dla mnie zwiastowały tron,
Kazał wróżyć sobie i w proroczy głos
Pozdrowiły go ojcem wielu królów:
Czczą koronę włożył na mą głowę los,
I bezpłodne berło wetknął w moje dłoń,
Które obcéj ręce gwałtem oddać muszę
A nie swemu dziecku. Gdy to będzie tak,
Dla potomków Banka pokalałem duszę;
Dla nich najlepszego Dunkana zabiłem;
W mój pokoju kielich dla nich zółć wpuściłem
I najdroższy skarb wieczną moję duszę
Dałem szatanowi w piekło na katuszę,
By ich zrobić królmi, króle twój ród, Banku!
Raczéj niż to, losie, ze mną wstąp do szrauku,
I do upadłego będziem bić sié! — Kto tam?

Wchodzi Sługa z dwóma Zbójcami.

Idź i stój za drzwiami, aż cię wezwę sam.
Wszak to wczoraj z wami jam rozmowę miał?

PIERWSZY ZBÓJCA.

Tak, Pan Najjaśniejszy z nami mówić chciał.

MAKBET.

Czyście słowa me wzięli pod rozwagę?
Wiecie, że to on cały przeszły czas
Pod fortuny ciosem ciągle trzymał was,
Gdyście posądzali najniewinniej nas:
Na rozmowie przeszłej jasno okazałem,
Knuty na was podstęp i zmylenie szyków,

Sprawcę i narzędzia i te rzeczy złe,
Tak, że i pół dusza i pojęcie mdłe
Powie, ze to Banko.

PIERWSZY ZBÓJCA.

Pan dowiodłeś nam.

MAKBET.

Tak, lecz pójdźmy daléj, co jest właśnie cel,
Dla któregom chciał mówić z wami razem.
Czyście tak cierpliwi, że to ujdzie płazem?
Tak Ewanieliczni, że wzniesiecie modły
Za człowieka tego i za jego ród,
Który ciężką dłonią was do grobu zgiął,
I na zawsze w nędzę i żebractwo pchnął?

PIERWSZY ZBÓJCA.

Myśmy, panie, ludzie.

MAKBET.

Tak, w rejestrze ludzi zostajecie wy,
Jako gończy, chart, kundys, pokurcz, szpice,
Pudel, wyżeł, brytan, wszystkie zwą się psy.
Lecz z tych samych klass widać ich różnicę,
Prędki, lub powolny, albo zmyślny pies,
Jeden domu stróż, drugi polowania,
Jak do czego dar przyrodzenia skłania,
Co zamknęło w nim; przeto i nazwania
Muszą różne mieć od imienia tego,
Które wszystkim równo służy: tak i ludzie.
Teraz mówcie mnie, gdyście w tym rejestrze,
Pewno niejesteście w najpodlejszym rzędzie;
Wtedy w łono wasze włożę moje sprawę,
Któréj wykonanie wroga was pozbędzie,

I przykuje do was miłość i me serce;
W jego bowiem życiu zdrowie moje chore,
W jego śmierci lek.

DRUGI ZBÓJCA.

Jestem, panie, człek,
Policzkami świata i razami jego
Rozjątrzony tak, że mnie obojętnie
Czynie na złość światu.

PIERWSZY ZBÓJCA.

I ja także jestem
Tak zmęczony biedą, skołatany losem,
Że najchętniej życie na szanc taki stawię,
Gdzie je albo stracę, albo też poprawię.

MAKBET.

Banko wrogiem wam, wiecie.

DRUGI ZBÓJCA.

Prawda, panie.

MAKBET.

I mój także wróg i w tak krwawym stanie,
Że w to każda chwila jego bytu godzi,
Co się moich dni jak najbliżej tycze:
Mógłbym wprawdzie odkryć władzy mej oblicze,
Wnet na jedno słowo, spotka go zagłada,
Chęć uprawni czyn; jednak niewypada,
Wśród przyjaciół jego wielu moich liczę,
O ich przywiązanie teraz wielce dbam,
Owszem płakać muszę, gdy go zgubię sam:
Stąd jest pomoc wasza wielką dla mnie łaską;
Rzecz przed okiem ludzkiem skryć potrzeba maską
Rzecz rozliczny wzgląd.

DRUGI ZBÓJCA.

Wykonamy, panie,
Co rozkażesz nam.

PIERWSZY ZBÓJCA.

Choćby nasze życie. —

MAKBET.

Męstwo błyska z was. Odtąd za godzinę
Wskazę jakie wziąć macie stanowiska.
Niech się zdatny czas wypatrzeniem zyska,
Bo w dzisiejszą noc od pałacu zbliska
Ten spełnicie czyn, lecz niezapomnijcie,
Że chcę zostać czystym. Z nim Fleance syn,
(By nie w pół, lecz całkiem* ten się zrobił czyn,)
Co mu towarzyszy, a którego zgon
Równie mi potrzebny jak i ojca śmierć,
Musi dzielić los tej godziny ciemnéj.
No, sam na sam teraz pogadajcie sobie,
Ja za chwilę wrócę.

DRUGI ZBÓJCA.

My gotowi już.

MAKBET.

Wezwę was niebawnie: zaczekajcie tu.
Rzecz skończona. — Banku, jeśli znajdziesz raj,
To tej nocy znajdziesz ten szczęśliwy kraj.

(wychodzą).


SCENA DRUGA.
(Fores. Inny pokój).
Wchodzi. LADY MAKBET i sługa.
LADY MAKBET.

Banko dwór opuścił?

SŁUGA.

Tak, lecz wróci dziś, Najjaśniejsza Pani!

LADY MAKBET.

Poproś, niech król raczy przyjść na kilka słów.

SŁUGA.

Dobrze.

LADY MAKBET.

Nic nam nic przybyło, wszystko się straciło;
Nie dopięli szczęścia za dopięciem celu:
Lepiej zostać tym, kogo się zabiło,
Jak w niepewnem zyc przez ten mord weselu.

(Wchodzi MAKBET).

Jak to, pan się kryje w téj samotnéj ciszy,
Z wyobrażeń smutnych robiąc towarzyszy?
Wtrąć o martwych myśl z nimi wraz do grobu:
Rzeczy, co poprawie nie ma już sposobu,
Mieć nie winny względu: co się stało, stało.

MAKBET.

Wąż przecięty od nas, ale nie zabity;
Będzie ten sam znowu, bo się może zrość;
A pod jego żądłem nasza biédna złość.
Lecz się niechaj wprzód
Rzeczy kształt rozpadnie, niech dwa światy zginą,
Niż mam obiad jeść w ustawicznéj trwodze,
Albo co noc spad w snach męczących srodze:
Lepiéj z martwym być, gdzieśmy go posłali
Na spoczynek wieczny, by tron zabrać sobie,
Niż się dręczyć wciąż na torturze duszy
W bezsennej katuszy. — Dunkan teraz w grobie;
Po gorączce życia bardzo dobrze spi;

Sztylet, jad trucizny, złość najgorsza zdrady,
Spiski w domu knute, obcych wojsk napady,
Już go nic nie trwoży!

LADY MAKBET.

Chodź, kochany mężu, wygładź lice swoje,
Bądź wśród gości dziś jasny i wesoły.

MAKBET.

Dobrze, lecz ty, luba, rzuć swe niepokoje;
Niech do Banka wciąż twa się pamięć zwraca,
Niech mu dadzą réj wzrok i słowa twoje.
Zły to rzeczy stan,
Gdy nam brudzą cześć te pochlebstwa zdroje;
I gdy musim czynie z twarzy maskę serca,
By je skryć przed ludźmi.

LADY MAKBET.

To zostawić trzeba.

MAKBET.

Pełny skorpionów umysł mój, kochanko!
Wszak wiesz dotąd żyje ze swym synem Banko.

LADY MAKBET.

Lecz ich zawsze może dosiądź śmierci grot.

MAKBET.

To mnie krzepi, że ich może dosiądź cios:
Ciesz się, nim nietoperz swój klasztorny lot
Skończy, nim na straszny złéj Hekaty głos
Żuk pancerny brzękiem nawodzącym sen
Dzwonić będzie w nocny poziewania dzwon,
Zabrzmi czyn okropny w najstraszniejszy ton.

LADY MAKBET.

Co za straszny czyn?

MAKBET.

Bądź niewiedząc, wolna od tych nowych win,
Aż pochwalisz czyn. — Nocy chodź z powłoką,
Litośnego dnia zawiąż czułe oko;
A twą pełną krwi niewidzialną ręką
Mojéj zbrodni kwit zmaz i podrzyj w sztuki,
Bo mię bladym czyni. Pada zmierzch, a kruki
Ciągną w swoje lasy:
Dobre twory dnia słabnąc usypiają,
A działacze nocni już do łupu wstają. —
Tyś zdziwiona mową, lecz bądź bez obawy:
Złem się tylko wzmocnią źle poczęte sprawy.
No, chodź zemną razem.(wychodzą).


SCENA TRZECIA.
(Fores. Park z bramą pałacową).
(Wchodzą trzej Zbójcy).
PIERWSZY ZBÓJCA.

Któż ci kazał być z nami razem?

TRZECI ZBÓJCA.

Makbet.

DRUGI ZBÓJCA.

Można ufać mu, wszak najdoskonaléj
Już opisał nam poruczenia nasze,
I działania sposób.

PIERWSZY ZBÓJCA.

Z nami tedy bądź.
Trochę dnia promieni błyszczy na zachodzie:
Jezdziec opoźniony teraz konia bodzie,
By wczas być w gospodzie. Wkrótce ku téj stronie
Nasz się przedmiot zbliży.

TRZECI ZBÓJCA.

Cicho! słyszę konie.

BANKO za sceną.

Dajcie światła, hej!

DRUGI ZBÓJCA.

To on, wszyscy goście
W liczbie spodziewanych już w pałacu są.

PIERWSZY ZBÓJCA.

Wszakże konie jego pójdą na około.

TRZECI ZBÓJCA.

Prawie milę: jednak musi ze zwyczaju,
Bo tak wszyscy robią, stąd do bram pałacu
Iść piechotą.

(Wchodzi Banko z Fleancem poprzedzany od sługi z pochodnią!)
DRUGI ZBÓJCA.

Światło!

TRZECI ZBÓJCA.

To on.

PIERWSZY ZBÓJCA.

Więc do dzieła!

BANKO.

Będzie w nocy deszcz.

PIERWSZY ZBÓJCA.

Niechaj sobie pada.

(przebija Banka).
BANKO.

Uchodź, miły synu, uchodź, uchodź, zdrada!
Ty się możesz pomścić. — O niewolnik podły!

(umiera. — Fleance ze sługą wchodzą).
TRZECI ZBÓJCA.

Kto zagasił światło?

PIERWSZY ZBÓJCA.

Czyż to sposób zły?

TRZECI ZBÓJCA.

Tylko jeden leży, uciekł jego syn.

DRUGI ZBÓJCA.

W najpiękniejszéj części nie zrobiony czyn.

PIERWSZY ZBÓJCA.

Chodźmy sprawę zdać, jak zdziałano wiele.


SCENA CZWARTA.
(Paradna sala w pałacu. Uczta przygotowana).
(Wchodzą MAKBET, LADY MAKBET, ROSSE, LENOX, Panowie i usługujący).
MAKBET.

Znacie stopień wasz, siądźcie; od piérwszego
Aż do ostatniego witam najserdeczniéj.

PANOWIE.

Dzięki nasze przyjm, Najjaśniejszy Panie!

MAKBET.

My się chcemy mieszać w miłém towarzystwie,
Jak gospodarz czujny. Nasza gospodyni
Miejsce swe zajmuje, ale w lepszy czas,
Zażądamy, aby powitała nas.

LADY MAKBET.

Pozdrów pan odemnie osob lubych tyle,
Bo me serce mówi, że witani mile.

(Wchodzi PIERWSZY ZBÓJCA przy drzwiach).
MAKBET.

Patrz dziękami serc spotykają ciebie: —

Dwie są równe strony: tu pośrodku siędę:
Héj w radości wolność; będziem w koło pić. —

(przychodzi do zbójcy i mówi ciszéj):

Krew na twarzy twojéj.

PIERWSZY ZBÓJCA.

To jest Banka krew.

MAKBET.

Lepiej ze na tobie, niż tu miałby być.
Już odprawion?

ZBÓJCA.

Tak jest, panie mój, jemum przerżnął gardło.

MAKBET.

Ty najlepszy w swiecie jesteś gardło-rzeznik,
Lecz i dobry ten, co Fleanca zarznął.
Gdyś to zrobił sam, nic równego tobie.

ZBÓJCA.

Najjaśniejszy Panie, uciekł jego syn.

MAKBET.

Chory jestem znów, byłbym zdrów inaczej
Jako marmur cały, jak opoka stały;
Wielki i powszechny jak powietrza płyn:
Dziś sciśniony, zgięty, skuty i związany
W podłéj niepewności i obmierzłym strachu.
Lecz bezpiecznyż Banko?

ZBÓJCA.

Tak, bezpieczny już, teraz mieszka w rowie,
I dwadzieścia ran pluszcze w jego głowie,
Z których i najmniejsza śmierć przynosi.

MAKBET.

Dzięki.
Leży stary gad; robak ten maleńki,
Który uciekł, z czasem wzbogaci się w jad,
Lecz bez zębów dziś. Idź, sam na sam jutro
Jeszcze pogadamy.

LADY MAKBET.

Najjaśniejszy Pan
Nas nie rozwesela, uczta jak najęta,
Gdy dowodzie pan ciągle niepamięta,
Ze ją daje z serca: lepiéj w domu jeść:
Bo grzecznością pokarm słodzą gospodarze,
Bez niéj czcze zebrania.

MAKBET.

Słodka monitorko! —
Niech wam zdrowie idzie z apetytem w parze.

LENOX.

Z nami królu, siąść, czy się niepodoba?

(Zjawia się duch Banka i siada nu miejscu Makbeta.)
MAKBET.

Kwiat krainy naszej duch mój dziśby miał,
Gdyby Banka była droga nam osoba;
Obym raczéj mógł skarżyć na niegrzeczność,
Jak traf opłakiwać.

ROSSE.

Jego nieobecność
Hańbi dane słowo. Czy się niepodoba
By swém towarzystwem król zaszczycił nas?

MAKBET.

Zapełniony stół.

LENOX.

Oto miejsce.

MAKBET.

Gdzie?

LENOX.

Tu, łaskawy panie, lecz co wzrusza tak?

MAKBET.

Kto to zrobił z was?

PANOWIE.

Co, łaskawy panie?

MAKBET.

Ty nie możesz mówić, żem ja zrobił to:
O, niewstrząsaj ku mnie sposoczonym włosem.

ROSSE.

Wstańmy, bo jest chory miłościwy pan.

LADY MAKBET.

Siądź mój panie, często król ten cierpi stan,
Jeszcze z młodych lat: lecz niech każdy siędzie:
To chwilowy przystęp; wnet mu dobrze będzie:
Nie zważajcie go, to obrazi więcéj,
I przedłuży jeszcze ten gwałtowny stan;
Jedzcie i nie patrzcie. Czy mężczyzną pan?

MAKBET.

Tak, i śmiały — zbyt który na to patrzy,
Na co Szatan zblednie.

LADY MAKBET.

O, przecudne brednie!
To skreślony obraz przez twą własną trwogę;
To w powietrzu sztylet, co wskazywał drogę
Tobie do Dunkana. O, te drżenia, drgania,
Jakby wyciśnięte rzeczywistą trwogą,
Dobrze do powieści kobiet zdać się mogą,

Gdy na babki słowo prawią przy kominie.
Wstydź się! Czegóż stoisz w tej przestrachu minie?
Wszystko już skończono, w krzesłoś wtopił wzrok.

MAKBET.

Proszę, patrz tam! spójrzyj! patrz tam! jakże mówisz?
Czegóż drżę? — Gdy możesz kiwać, możesz mówaić.
Jeśli znowu smętarz i mogilny dół
Wraca tych, co byli od nas pogrzebani,
Będzie każdy grób, jakby wole kani.

(Duch znika.)
LADY MAKBET.

Jakto całkiem w tobie głupstwo już przemaga?

MAKBET.

Tum go widział tak, jak tum stał.

LADY MAKBET.

Wstyd, hańba!

MAKBET.

Krew toczono pierwéj i za dawnych lat,
Nim omyło prawo ugrzeczniony świat;
Nawet jeszcze potém mordy popełniano,
Których słuchac strach: lecz miał przeszły wiek,
Że gdy mózg wybito, wnet umierał człek,
I był na tem koniec: a dziś znowu wstają,
Choc dwadzieścia w głowie ran śmiertelnych mają,
I nas gonią z krzeseł. To dziwniejsza rzecz,
Niż ten krwawy mord.

LADY MAKBET.

Zacni przyjaciele
Potrzebują ciebie, panie!

MAKBET.

Zapomniałem: —

Nie zważajcie na mnie, dostojni panowie;
Dziwną słabość mam, co jest fraszką tym,
Którzy znają mnie. Wszystkim przyjaźń, zdrowie
Muszę usiąść: — Dajcie wina pełną czaszę:
Zacni przyjaciele chcę pić w zdrowie wasze

(Duch się zjawia).

I drogiego Banka; jakże mm go brak;
Oby z nami był! Piję w zdrowie Banka,
Razem w zdrowie wasze.

PANOWIE.

Dziękujemy panu.

MAKBET.

Precz stąd! precz mi z oczu! niech cię ziemia kryje!
Chłodna twoja krew, w kościach szpiku nié ma,
I nie widzisz nic twojémi oczyma
Choć tak błyszczysz niémi!

LADY MAKBET.

Miejcie to panowie
Za zwyczajną rzecz, nie jak zwykle chory,
Tylko zabił radość tej przyjemnej pory.

MAKBET.

Coś mnie człowiek, śmiem:
Możesz jakby straszny niedźwiedź przy mnie stać,
Lub Hyrkański tygrys, zbrojny nosorożec;
Prócz téj, możesz sobie wszelką postać wdziać,
A nie będę drżał. Albo ożyj znowu
I twój oręż na mnie choć w pustyni wznoś,
Gdy się broniąc zadrżę, wtedy o mnie głoś,

Żem dziewczynki kukła. Precz okropny cieniu!

(znika duch).

Próżna maro precz! O! tak! Po zniknieniu
Jestem znowu człek. — Siedźcie przyjaciele.

LADY MAKBET.

Towarzystwoś zerwał, strułeś nam wesele,
Przez ten dziwny zawrót.

MAKBET.

Mogąź być te rzeczy,
I napadać nas, jako latem chmura,
Nie wprawując w strach. — Wy mnie zdumiewacie,
Tak, że w pomieszania wpadam poprzednicze,
Myśląc, żeście mogli patrzeć na widziadła
I zdołali zwykłéj cery mieć oblicze,
Gdy twarz moja zbladła.

ROSSE.

Jakież to widziadła?

LADY MAKBET.

Niech nie pyta pan, to pogorszy stan;
Jątrzą go pytania: dobréj nocy życzę: —
I porządek wyjścia zaniedbajcie dziś,
Ale razem idźcie.

LENOX.

Dobréj nocy; niechaj z ciężkiej tej niemocy
Wyzdrowieje król.

LADY MAKBET.

Wszystkim dobréj nocy.

(wychodzą Panowie i u sługujący).
MAKBET.

To krwi żąda, mówią, że krew żąda krwi.

Głaz, widziano, chodzi, nawet drzewo gada;
Angur przez znaczenia skryte wnet wybada
Od srok, wron i kawek najskrytszego zbójcę. —
Jak daleko teraz postąpiła noc?

LADY MAKBET.

Właśnie z rankiem w sporze, kto z nich weźmie moc.

MAKBET.

Co ty powiesz mnie, że być Makduff nie chce
Mimo wielki rozkaz?

LADY MAKBET.

Czyś do niego posłał?

MAKBET.

Nie, lecz jeszcze poszlę; to mnie powiedziano:
Moich szpiegów mają wszystkie znaczne domy.
Do trzech wróżek sióstr pójdę jutro rano
Badać od nich więcéj, muszę być wiadomy
Przez najgorsze środki, co najgorsze mnie.
Dla mojego dobra wszelka rzecz posłuży;
Tak daleko jestem w krwawéj téj podróży,
Że już nie iść dalej w krwią zbroczonéj scenie,
Powrót równie straszny jak i dokończenie:
Rękom oddam dziwne rzeczy, co mam w głowie;
Wprzód je zrobić muszę, nim się zastanowię.

LADY MAKBET.

Tobie brak pokarmu wszystkich stworzeń, snu.

MAKBET.

Chodźmy spać: te dziwne wyobrażeń baśnie,
Strach to początkowy, przez użycie zgaśnie.
Jeszcze w sprawie młodzi.(wychodzą).


SCENA PIĄTA.
(Czahary. — Grzmot.)
Wchodzi HEKATA spotykając trzy CZAROWNICE.
PIERWSZA CZAROWNICA.

Czegoż to Hekaty zagniewana twarz?

HEKATA.

Czyście przyczyny nie dały?
Widmy złe, jakżeście śmiały
Związki z Makbetem mieć skrycie
W czarach o śmierć i zabicie;
Ja waszych czarów Bogini,
Źródło złego, co się czyni,
Nie wpłynęłam na tę sprawę
By nieść naszéj sztuce sławę?
A co gorsza, ze wasz czyn
Miał w posłudze krnąbrny syn,
Zły, kapryśny, co, jak wielu,
Kocha was dla swego celu.
Poprawcie się z téj niecnoty:
Iść do Acherona groty,[1]

Rankiem przyjdę; tam przybędzie
Makbet zbadać swe wyroku
Gusła, czary i narzędzie
Przygotować bez odwłoki.
Lecę w górę; tam noc strawię
Na fatalnej, strasznej sprawie.
Przed dniem skończę zamiar wielki;
Z rogu xięzyea kropelki,
Utworzone mgłą szkaradną,
Schwycę nim na ziemię padną:
A z nich wyciągnę przez czary
Sztuczne widziadła i mary,
Które nad nim wziąwszy moc
Wtrącą w czarną zguby noc;
Losem wzgardzi, śmierć wyśmieje,
Zwiedziony w tych czarów grach
Podniesie swoje nadzieje
Nad mądrość, łaskę i strach:
Ubespieczenie, jak wiecie,
Wróg ludzki największy w świecie.

(Pieśń za sceną).

Chodź tu, chodź tu! i t. d.[2]

Cicho! już mały zwie duch mój, widzicie,
Siedzi na chmurce, czeka na przybycie.

(wychodzi).
PIERWSZA CZAROWNICA.

Chodźmy, trzeba spieszyć, prędko przyjdzie znów.

(wychodzą).


SCENA SZÓSTA.
(Fores. — Pokój w Pałacu).
Wchodzi LENOX i drugi LORD.
LENOX.

Moje pierwsze słowa mogły podać myśl,
Którą daléj rozwiń: tylko mówić śmiém,
Dziwnie poszła rzecz: Dunkan nasz kochany
Wzbudził żal Makbeta; — był zamordowany. —
A mężnego Banka, idącego poźno,
Gdy chcesz, możesz mówić, że Fleance zabił,
Bo Fleance uciekł. Nie trza poźno chodzić.
Któż nie myśli o tém, jak okropna rzecz,
Że w krwi swego ojca chcieli zbroczyć miecz
Malkolm, Donalbain? O przeklęty czyn!
Jak Makbeta zmartwił! Czy nie zabił wnet,
We wściekłości słusznéj tych zbrodniarzy dwóch,
Niewolników trunku i służalców snu?
Nie szlachetnyż czyn? Tak, i nawet mądry,
Boby wpadła w gniew każda dusza żywa
Słysząc ich przeczenia. Wszelką zrobił rzecz
Jak najdoskonaléj: sądzę, gdyby mógł
Dwóch Dunkana synów złapać pod swój klucz,

(Czego niech Bóg strzeże,) dałby poznać im,
Co to ojca mord: równie Fleancowi.
Ale cicho! sza! bo za wolne słowa,
I że nie chciał być na tyrańskiéj uczcie,
Makduff wpadł w niełaskę; mogęż ja od pana
Wiedzieć kędy zbiegł?

LORD.

Malkolm, syn Dunkana,
A którego tron trzyma tyran krwawy,
Jest w Angielskim dworze; Edward król łaskawy,
Tak go dobrze przyjął, że Fortuny złość
Nie odjęła nic z winnych jemu względów:
Makduff uciekł tam błagać łaski króla,
I Nortumberlanda i Siwarda skłonić
Do naszego wsparcia. A przy ich pomocy,
Jeśli w dziele tem niebo nam pomoże,
Będziem mogli jeść i zasypiać w nocy;
I od naszych uczt wygnać krwawe noże;
Składać prawe hołdy, mieć należną cześć,
Za czem dziś wzdychamy. — Lecz król na tę wieść
Rozgniewany tak, że przygotowania
Już do wojny czyni.

LENOX.

Posłał po Makduffa?

LORD.

Tak: lecz na stanowcze słowo „nie pojadę
Krok posłaniec chmurny zwrócił do powrotu,
Mrucząc, jakby rzekł: pożałujesz tego,
Żeś mię odpowiedzią nabawił kłopotu.

LENOX.

Mądra ta ostrożność, że się trzyma zdala,
Ile tylko może. Niechaj Anioł święty
Leci w dwór angielski, niechaj wprzód rozwinie
Tam poselstwo jego: oby go przywiodły
Prędkie nieba laski biednéj téj krainie
Pod przeklętą ręką!

LORD.

Z nim i moje modły!

(wychodzą).




  1. Shakspeare uznał za rzecz godziwą nadać imię Acheron jakiejś skale, w której, wedle mniemania gminu, miały Czarownice związek z piekielnym światem. Acheron była rzeka w Grecyi, dla swych wyziewów brzydkich i słonej wody uważana za piekielną rzekę i nad jej brzegiem mieszczono piekło. Wirgiliusz daje także nazwanie Acheron swojemu jezioru na dolinie Amzanetus we Włoszech. Steevens.
  2. Ta mała piosnka z Tomasza Middleton The With, Czarownica, którą przytaczamy:
    PIEŚŃ.

    Chodź tu! Chodź tu!
    Chodź Hekato! Chodź Hekato!

    HEKATA.

    Idę, idę, idę, idę,
    Prędko jak tylko mogę,
    Prędko jak tylko mogę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Ignacy Hołowiński.