Przejdź do zawartości

Jon (Platon, tłum. Bronikowski, 1857)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Platon
Tytuł Jon
Podtytuł czyli Rhapsodika
Pochodzenie „Czas. Dodatek Miesięczny” 1857 R II, t. 6, z. 2, s. 337-353.
Data wyd. 1857
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Antoni Bronikowski
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

PLATONA
JON czyli RHAPSODIKA[1]




Sokrates. Jon.

I. Sokr. Jonowi pozdrowienie. Zkądżeś to teraz do nas zawitał? Czy z domu, z Efezu? — Jon. Bynajmniéj, Sokratesie, lecz z Epidauru, z Asklepifców (święta na cześć Asklepiosa) — Sokr. Czyż i walkę rhapsodów ustanawiają temu bogu Epidaurowie? Jon. I owszem, i nadto innych sztuk muzyki — Sokr. Jakżeż tedy? powalczyłeś nam nieco tamże? i jak ci się powiodło? — Jon. Pierwsze nagrody zwycięstwa odnieśliśmy, Sokratesie — Sokr. wybornie. Nuże więc! abyśmy i przy święcie Panatheneów[2] zwyciężyli — Jon. Nastąpi to, jeżeli bóg zechce. — Sokr.Zaprawdę wielokroć ja wam rhapsodom zazdrościłem, mój Jonie, waszéj sztuki. Boć i jest czego pozazdrościć, gdy wam przystoi i ciało przyozdabiać każdorazowo i odpowiednio swéj sztuce najpiękniéj występować i oraz konieczną jest dla was przestawać już to z wielu innymi poetami już też mianowicie z Homerem, najwyborniejszym i najbardziéj boskim z piewców, a przejmować się jeszcze duchem jego, nie tylko wyrazami. Nie byłby bo podobno rhapsodą ten, któryby nie przenikał myśli poety; toć on tłumaczem być winien ducha poety dla słuchających go, z tego się zaś przyzwoicie wywięzywać, nie rozumiejącemu co mówi poeta, nie podobna. To tedy wszystko godne zazdrości.
II. Jon. Prawdę mówisz, Sokratesie; mnie to téż najwięcéj znoju przyczyniło w mojéj sztuce, ale téż mniemam ze wszystkich ludzi najznakomiciéj wieścić o Homerze, tak iż ani Metrodoros z Lampsaku, ani Hezimbrotos Thazyjczyk ani Glaukon ani żaden inny z kiedykolwiek żyjących posiadał zdolność wynurzania tylu i tak pięknych myśli o Homerze, jako ja jeden. — Sokr. Dobrze mówisz, Jonie; widna bo, że nie pozazdrościsz mi to okazać — Jon. Zaprawdę i warto posłuchać, Sokratesie, jak przedziwnie wypiększyłem Homera; tak iż sądzę zasługiwać na to, aby mię Homeridowie złotym wieńcem udarzyli. — Sokr. Niechybnie znajdę ja jeszcze porę przysłuchać ci się, a teraz chciéj mi na następujące pytania odpowiedzieć. Czy ty dzielnym jesteś o Homerze tylko rozprawiać, czy także o Heziodzie i Archilochu?[3] — Bynajmniéj, ale jedno o Homerze, to mi się bowiem zdaje wystarczającym — Sokr. Sąż przedmioty, o których Homer i Heziod tak samo wyrażają się? — Jon. Mniemam że nawet wiele — Sokr. Ażaliż o tych wyborniéj wywodzić umiesz, o których Homer mówi, czy o których Heziod? — Jon. Porówno o tych, Sokratesie, w których się zgadzają — Sokr. Jakże zaś, w których się niezgadzają? jako n. p. o wróżbiarstwie prawi coś Homer i Heziod. — Jon. Tak jest. — Sokr. Jakżeż tedy? co porówno i różnie wieszczą o wróżbiarstwie ci dwaj poeci, azali ty to lepiéj tłumaczyć umiesz jak który z dobrych wróżbitów? — Jon. Nie, lecz który z wróżbitów — Sokr. Gdybyś zaś sam był wróżbitą, czybyś o porówno wyrażoném, zdolnym będąc tłumaczyć, nie umiał i o różnie wypowiadaném wywodzić? — Jon. Oczywista — Sokr. Czemuż tedy dzielnym jesteś głosić o Homerze, a o Heziodzie nie, i innych poetach tak samo? czyż Homer o innych pewnych rzeczach wieści, jak o których przewszyscy inni poetowie? czyliż on nie mówi o wojnie po największéj części, o spółkowaniach ze sobą ludzi dobrych i złych, prywatnych i rękodzielników, o bogach przestających ze sobą i z ludźmi, o zdarzeniach na niebie i w Hadesie, o rodach bogów i bohaterów? ażaliż nie to to jest, o czém Homer pienia swe wywiódł? — Jon. Prawda, Sokratesie.
III. Sokr. Jakże zaś inni poeci, nie o tychże rzeczach wieszczą? — Jon. Tak Sokratesie, ale nie porówno oni to układali z Homerem. — Sokr. Jakże więc? czy gorzéj? Jon. I nader — Sokr. Homer zaś wyborniéj? — Jon. Na Zeusa, wyborniejże! — Sokr. Czyż, o miła głowo, Jonie, kiedy wśród rozprawiania wielu o liczbie jakiéj, jeden trafi najwłaściwszą, nie pozna kto zaraz tego trafnie zgadującego? — Jon. Twierdzę — Sokr. Azaliż ten sam, co i źle rozumujących, czy też inny? Jon. Ten sam przecie — Sokr. Czyliż tym nie jest umiejący arytmetykę? — Jon. Tak. — Sokr. Jakże znowu, kiedy wśród rozprawiania wielu, jakie najzdrowsze są potrawy, jeden któryś najtrafniéj to wypowie; azaliż wtedy inny rozpozna, kto najtrafniéj wypowiedział, inny kto gorzéj, czy też ten sam? — Jon. Oczywista przecię że ten sam — Sokr. Któryż to taki! jak mu na imię? — Jon. Lekarz — Sokr. Więc wyrzeczmy w ogóle, że ten sam poznawać będzie zawsze, kiedy wielu o tym samym przedmiocie rozprawia, kto dobrze mówi, a kto źle; albo jeżeli nie rozpozna źle mówiącego, oczywista że i dobrze mówiącego nie wié; rozumie się kiedy spór toczy się o jedno i to samo. — Jon. Tak jest — Sokr. Czyż więc ten sam nie jest dzielnym w obojgu? — Jon. Tak. — Sokr. Azaliż ty przecież nie powiadasz, że i Homer i inni poeci, pomiędzy którymi i Heziod i Archiloch, o tych samych przedmiotach wieszczą, lecz nie porówno, ale jeden dobrze, tamci pośledniéj? — Jon. I mam słuszność — Sokr. A więc skoro znasz dobrze mówiącego i tamtych pośledniéj nucących znać pono będziesz, jakto oni pośledniéj nucą. — Jon. Zdaje się. — Sokr. Tedy, o najlepszy, niepogadamy się pono twierdząc: że Jon porówno dzielnym jest około Homera jako około innych poetów, skoro wzdy sam przyznaje, że tenże sam jest dostatecznym sędzią wszystkich, którzykolwiek o tych samych przedmiotach głoszą, poeci zaś prawie wszyscy to samo przedmiotem swych pieśni czynią.
IV. Jon. Cóż to tedy powodem, Sokratesie, że kiedy kto o innym poecie rozmawia, ja ani myśli nie zwracam na to, ni zdolen jestem cośkolwiek uwagi godnego dorzucić do rozprawy, lecz po prostu drzymię; kiedy zaś kto wspomni o Homerze, zaraz się przebudzam, umysł naprężam i obfituję w to co mam obwieszczać? — Sokr. Nie trudno wzdy to odgadnąć, przyjacielu, lecz każdemu widna, że nie możen jesteś ze sztuką i umiejętnością rozprawiać o Homerze; gdybyś bo sztuką to ujmować umiał, i o wszystkich innych poetach mówić potrafiłbyś. Sztukąć poezyi (ποιητίκή) bo pewnie jest ta całość, czy też inaczej? — Jon. Tak. — Sokr. Azaliż, jeżeli weźmiemy inną jakąkolwiek sztukę w jéj całości, nie ten sam sposób rozważania wszystkich sztuk wykazuje się? czy przyda ci się na co posłuchać, Jonie, jak to rozumiem? — Jon. Na Zeusa, Sokratesie, przyda się; toć ja rad słucham was mędrców. — Sokr. Pragnąłbym, żeby to prawdą było. Ale mędrcami pono wy jesteście rhapsodowie i przedstawiciele wraz z tymi, których pienia śpiewacie; ja zaś nic innego, jak że tak sobie prawdę głoszę, jako na prostego człowieka przystoi. Bo obacz i o tém zaraz, o co się właśnie pytałem, jakie to nikczemne i prostackie i lada komu znane, ażeby mówię, wiedzieć to co namieniałem, że to samo jest rozważanie, kiedy kto nad całą sztuką się zastanawia. Weźmy naprzykład taką całość. Malarstwo jest pono sztuką pewnéj całości? — Jon. Tak. — Sokr. Czyż i malarzy wielu nie ma już to dobrych już to podłych? — Jon. I wielu. — Sokr. Widziałeśże już którego coby o Polygnocie[4] synu Aglaofonta dzielnie umiał wykazywać, co dobrze co źle wykonał, a o innych malarzach był niezdolnym? i kiedy kto innych malarzy dzieła pokazuje, on drzymie kłopoce się i nie wie co sądzić, kiedy zaś o Polygnocie albo innym jakim chcesz z malarzy, byle jednym tylko, potrzeba objawić zdanie, budzi się, napręża uwagę i obfituje w to co ma mówić? — Jon. Na Zeusa, nie widziałem przecię. — Sokr. Jakże daléj? między posągotwórcami, azali widziałeś już którego, coby o Dedalu, synu Metiona, albo Epeju synu Panopeusza albo Theodorze Samijczyku[5] lub innym którym jednym posągotwórcy dzielnym był tłumaczyć co dobrze wyrzeźbił, a w dziełach innych posągotwórców rady sobie nie wiedział, drzymał i nie wiedział co mówić? — Jon. Na Zeusa, ani takiego nie oglądałem. — Sokr. Owóż jak mniemam, ani między fietniarstwem ani między strunowem graniem, ani między śpiewem do cyter ani między śpiewem bohaterskich pieni (rhapsodarstwem) nie napotkałeś nigdy męża, coby o Olymposie dzielnym był wywodzić albo o Thamyrosie, Orfeuszu lub Temiosie Ithaceńskim rhapsodzie, a o Jonie z Efezu nie domagał i nie umiał oznaczyć, co ten dobrze rhapsoduje, co źle. — Jon. Nie zdołam ci w tém być sprzecznym, to tylko wiem, że o Homerze najwyborniéj z ludzi prawię i okwituję w myśli i wszyscy inni przyznają mi to; w innych mi poetach, przeciwnie. Zaprawdę obacz, co tego przyczyną.
V. Sokr. Toż rozpatruję, Jonie, i właśnie mam ci okazać co mi się nią być zdaje. Już to bo trafne twoje rozprawianie o Homerze nie jest, jak dopiero co oznaczałem, sztuką u ciebie, lecz boską władzą, która cię porusza, jak w owym kamieniu, który Eurypides magnetycznym, większa zaś liczba ludzi heraklesowym zowie. Bo i ten kamień nie tylko przyciąga żelazne pierścienie, ale i siłę tymże pierścieniom samym wdraża, tak iż zdołają toż czynić co sam kamień, tojest inne pierścienie znowu przyciągnąć, i że niekiedy nader długi łańcuch żelazek i pierścieni wiąże się z sobą; we wszystkie zaś te części z owego kamienia wewiązana jest siła. Tak samo i Muza natchnionymi czyni sama, gdy zaś przez tychże natchnionych inni biorą zapał, spaja się łańcuch. Wszyscy bo wyborowi twórcy pieniów bohaterskich nie przez sztukę, lecz przez natchnienie tymiż będący i owładani, wszystkie te piękne rytmy wygłaszają, a pieśniotwórcy tak samo; jako korybanci w szał wpadając tańczą, tak i pieśniarze nieprzytomni sobie te oto nadobne pieśnie wylewają, lecz kiedy pochwycą zgododźwięk i rytm właściwy i szaleją i owładnieni jako bachantki czerpają z rzek miód i mleko uniesieniem porwane, w zwyczajnym zaś stanie umysłu tego nie czynią, tak i pieśniotwórców dusza toż działa, jako sami opowiadają. Wieszczą nam to przecie poeci, że z ponad źródeł miodem płynących w jakichś ogrodach i dolinach Muz zrywając (niby kwiaty) pieśnie nam swoje przynoszą, jako pszczoły, i sami ich obyczajem ulatując. I prawdę zwiastują. Lekką to, oskrzydloną i świętą istotą poeta, a nie pierw zdolny tworzyć, zanim natchnionym od bóstwa zostanie i bezprzytomnym sobie, i zanim go um (νοῦς) nie odbieży; dopóki bo ten nabytek dzierży, żaden człowiek nie jest zdolnym tworzyć i wieścić. Jako więc nie podług sztuki tworzący, wiele wynurzają z pięknych rzeczy o przedmiotach, jako ty o Homerze, wszakże przez boski współudział jedno zdolen jest każdy czynić nadobnie to, do czego go Muza porywa, jeden dithyramby, drugi pochwalne rytmy, inny pieśni zawodowe (ὑποκορήματα), inny bohaterskie pienia, inny jamby; do innych spraw każdy z nich niezdatny: nie zapomocą sztuki bowiem to wyłaniają z siebie, lecz za podbudzeniem boskiéj siły. Ponieważ, gdyby o jedném nadobnie wieścić podług sztuki umieli, umieliby i o wszystkiém inném. Dlatego bóg odejmując im um, jako sług swoich używa, i wróżbitów i wieszczów natchnionych, ażebyśmy słuchający wiedzieli, że nie ci to te tak bardzo cenne zdania wygłaszają, w których um nie jest przytomny, ale że bóg sam jest mówiącym, i przez nich odzywa się do nas. Największém zaś poświadczeniem téj mowie jest Tynnichos[6] Chalkidejczyk, który żadnego innego nigdy wiersza nie utworzył, któryby można przywodzić pamięci, prócz onego Paeana (na cześć Apollina) który wszyscy śpiewają, prawie ze wszystkich pieśni najpiękniejszego, i prawdziwego, jako sam powiada, Muz wynalazku. Przezeń to wzdy najoczywiściéj zdaje mi się pokazywać nam bóstwo, ażebyśmy nie wątpili, że nie ludzkiemi są te piękne utwory ani ludzi dziełem lecz boskiemi i bogów, poeci zaś niczém inném jak tłumaczami bogów, owładanymi przez to bóstwo, które każdemu przypadło. Aby to wskazać, umyślnie bóg przez najniższego poetę najpiękniejszy śpiew wynucił. Alboli nie zdaję ci się mówić prawdy, Jonie? — Jon. Na Zeusa, mnież przecię; toż chwytasz mię jakoś temi mowy za duszę, Sokratesie, i że zdają i mnie się dobrzy poeci, sprawą boskiego współdziału, od bogów to nam zwiastować.
VI. Sokr. Czyż znowu wy rhapsodowie nie tłumaczycie tworów poetów? — Jon. I to po prawdzie mówisz — Sokr. A więc tłumaczów tłumaczami stajecie się? — Jon. Najzupełniéj wzdy — Sokr. Poczekaj, odpowiedz mi na to, Jonie, a nie ukrywaj mi tego o co cię mam zapytać. Kiedy wybornie deklamujesz rytmy bohaterskie i w jak największe osłupienie wprawiasz widzów,[7] czy to gdy nucisz Oddyseusza na próg (ojczysty) wskakującego, zjawiającego się wśród zalotników i wysypjującego strzały po przed nogi swoje; czy Achilleusza pędzącego, na Hektora, albo którą z rzewnych scen Andromachy, Hekuby lub Priama; czyż wtenczas przytomny sobie jesteś, czy też odbiegasz od siebie, a dusza twoja mniema się przy dziełach, które opiewasz, natchniona, czy one na Ithace, czy pod Troją się odbywają czy gdziekolwiek je pienia umieszczają? — Jon. Jakżeż wyrazisty dowód przytoczyłeś, Sokratesie, wyznam bo wraz bez zatajania. Toż gdy coś rzewnego recytuję, łzami mi się napełniają oczy; kiedy straszliwego i groźnego, powstają mi na głowie włosy, a serce miota się w piersi. — Sokr. Jakżeż więc powiemy, Jonie? że przytomnym sobie jest wtedy taki człowiek, który, ozdobiony różnobarwną szatą i złotemi wieńcami płacze wśród ofiar i świąt nic nie postradawszy z pomienionego, albo trwoży się w pośrodku więcéj jak trzydziestu tysięcy ludzi przyjaznych mu stojąc, gdy go nikt ani łupi ani krzywdzi? — Jon. Na Zeusa, nie bardzo, Sokratesie, jeżeli mamy prawdę powiedzieć. — Sokr. A czy ty wiesz, że i większą liczbę widzów w te same stany wprawiacie? — Jon. I bardzo dobrze to wiem; toć ich za każdą razą z wyniesienia mego widzę jak płaczą, straszliwie spoglądają i słupieją nad tém co słyszą. Trzebaż bo i usilnie mi na nich zwróconą mieć uwagę, albowiem jeżeli ich łzami napełnię, sam śmiać się będę biorąc pieniądze, jeżeli w śmiech wprawię, płakać będę postradawszy nagrodę.
VII. Sokr. Czy poznajesz, że ten widz ostatnim jest z pierścieni, o których mówiłem, że z kamienia heraklesowego władzę czepiania się siebie biorą, środkowym zaś ty rhapsoda i udawacz, a pierwszym sam poeta? Bóg zaś przez te wszystkie ogniwa ciągnie duszę ludzi gdziekolwiek zechce, mięszając władzę jednego z władzą drugiego, i jako z owego kamienia nader daleki łańcuch wiąże się taneczników zawodu, wyższych i niższych mistrzów tańca, z ukosa zawieszonych u przyciągniętych przez Muzę pierścieni? Z poetów jeden przez tę inny przez inną Muzę przyciągnięty. Zowiemy to zaś być owładanym, i jest tak prawie, bo i jest taki uwięzionym. Z tymi pierwszymi pierścieniami, to jest poetami, inni jeden od drugiego zawisa i natchnienie biorą, jedni od Orfeusza inni od Muzeosa, największa część przez Homera opanowana. Z tych jednym ty jestéś, Jonie, i zawisłeś od Homera, i kiedy kto innego poety pieśni nuci, śpisz i nie wiesz co powiedzieć, lecz gdy tego mistrza zadźwięknie pień który, zaraz obudziłeś się i tańczy twoja dusza, i obfitym jesteś w słowa; nie podług sztuki zaś i umiejętności o Homerze prawisz to co o nim głosisz, lecz z boskiego współudziału i posiadania, jako korybanci tą tylko melodyą przeniknieni są, która wysławia boga, pod którego potęgą zostają, i do téj pieśni i zwroty ciała i odpowiedzie w obfitości stósować umieją, o inne zaś nie troszczą się. Tak samo i ty, Jonie, kiedy kto wspomni o Homerze, obfitujesz, o innych w niedostatku zostajesz. Tego zaś jest powodem, o co właśnie mnie badasz, dla czego o Homerze tyle prawić, o innych zaś nic zgoła niezdolen jesteś, to że nie przez sztukę, lecz przez boski współudział dzielnym jesteś chwalcą Homera.
VII. Jon. Dobrze ty mówisz, Sokratesie, lecz podziwiałbym, gdybyś to aż tak trafnie oznaczał, żebyś mnie i przeświadczył, że ja w posiadaniu i w szałowém uniesieniu Homera posławiam. Mniemam wszakże, żebym nawet tobie takim się nie wydał, gdybyś mnie o Homerze mówiącego usłyszał. — Sokr. Otóż pragnę cię usłyszeć, nie prędzéj przecież, aż mi na to odpowiesz. O czémżeż to z tego, co Homer wieści, dobrze mówisz? boć przecię nie o wszystkiém. — Jon. Wiedz o tém, o Sokratesie, że nie masz ani jednego o czémbym nie zdołał, — Sokr. Przynajmniéj nie o tém, czego właśnie nie znasz, a Homer jednak o tém wieści. — Jon. A to zaś cóż jest, co Homer wieści, a czego ja znaćbym nie miał? — Sokr. Azaliż i o sztukach Homer wielekroć nie głosi? jako zaraz o powodzeniu rumakami. Niech tylko sobie przypomnę jego rytmy, a zaraz ci je powiem. Jon. Toż ja ci je wraz powtórzę, pamiętam je bowiem dobrze — Sokr. Powtórz mi tedy, to co mówi Nestor do Antilocha syna swego, zalecając mu mieć się na baczności około zakrętu w gonieniu na wozach na cześć Patroklosa sprawionem. — Jon.
Chylić się, mówi, samemu na zdobnie plecioném siedzeniu[8]
Z lekka ku lewéj ich stronie; ale rumaka po prawéj
Kłuć zawrzasnąwszy, a cugle z rąk puszczać onemu bez zwłoki.
Toż niech ci lewy o filar metowy tuż, tuż się otrze
Tak wzdy, by piazda nie zdała się tykać kończyny obwodu
Zdobnego koła, a strzedz jéj się o głaz kresowy zatrącić.
Sokr. Dosyć, te tedy rytmy, Jonie, azali po prawdzie wygłasza Homer czy przeciwnie, któryż lepiéj rozpozna: lekarz czy woźnica? — Jon. Woźnica podobno. — Sokr. Czy dla tego że tę sztukę posiada, czy z innego względu? — Jon. Nie, ale że sztukę posiada — Sokr. Czyliż każdéj ze sztuk nie wydzielone jest pewne dzieło przez boga, ażeby je zdolną była rozpoznawać? boć pewnie co za pomocą żeglarskiéj rozpoznajemy, nie będziemy rozpoznawać za pomocą lekarskiéj. — Jon. Bynajmniéj. — Sokr. Ani znowu co za pomocą lekarskiéj, tego przez ciesielską. Jon. Bynajmniéj.
Sokr. A więc tak ze względu na wszystkie sztuki; co przez jednę sztukę rozpoznajemy, tego nie będziem rozpoznawać przez inną. Ale na to mi przed tém jeszcze odpowiedz. Czy twierdzisz że jedna sztuka jest , inna jest ? — Jon. Tak. Sokr. Ale czy i tak samo jak ja wnioskując: kiedy jedna umiejętność postawiona jest nad jednemi sprawami, druga nad innemi, taki zowie jednę inną a drugą znowu inną sztuką, tak samo i ty? — Jon. Tak jest. — Sokr. Gdyby bowiem jedna była tychże samych spraw pewna umiejętność, pocóżbyśmy mówili, że jedna jest , a inna tamtą, skoroby wzdy tego samego dowiedzieć się można od obóch? jako toż rozpoznaję, że tych palców oto jest pięć, i ty, jako ja, o tychże to samo rozpoznajesz; i gdybym cię zapytał, czy przez tę samą sztukę liczenia rozpoznajemy to samo ja i ty, czy téż przez inną, odpowiedziałbyś pewnie, że przez tę samą. — Jon. Tak jest. Sokr. O co przecież dopiero co zabierałem się pytać cię, teraz mi powiedz, to jest: czy o wszystkich sztukach tak ci się wydaje, że przez tę samą sztukę koniecznie to samo rozpoznawać musimy, przez inną zaś nie to samo, lecz ponieważ inną jest, konieczna: abyśmy i inne rzeczy przez nią poznawali — Jon. Tak mi się zdaje Sokratesie.
IX. Sokr. A więc kto nieposiada pewnéj sztuki, téjże sztuki obwieszczeń lub spraw dokładnie rozpoznać nie będzie w stanie. — Jon. Masz słuszność. — Sokr. Czyż tedy o tych rytmach, które recytowałeś, ty czy woźnica lepiéj wiedzieć będzie, azali Homer jak przynależy, wyraził się czy opak? — Jon. Wożnica. — Sokr. Bo ty rhapsodą jesteś, a nie woźnicą. — Jon. Tak. — Sokr. Sztuka zaś rhapsody inną jest jak woźnicza? — Jon. Tak. — Sokr. Jeżeli wzdy inna, to i innych spraw umiejętnością jest. Jon. Tak. — Sokr. Jakże zaś wzdy kiedy Homer mówi, że zranionemu Machaonowi Hekameda, towarzyszka Nestora, napój zmięszawszy podaje? a prawi jakoś tak:

z winem pramnejskiém, — mówi — sér na to uciéra im kozi
nożem medziannym, i cebulę na przysmak do trunku.[9]

to, czy trafnie oznacza Homer czy inak, lekarskiéj li sztuki rzeczą rozpoznać czy rhapsodycznéj? — Jon. Lekarskiéj. — Sokr. Jakże wzdy kiedy Homer mówi:

ta zaś podobna kuli ołowiu na głębie ot poszła,
który do rogu łannego buhaja przytwierdzon, przepada
w toniach, łakomym rybom przynosząc śmierć i zniszczenie[10];

czy to rozsądzać właściwiéj rybackiéj sztuce czy rhapsodycznéj przyznamy, co mówi poeta, i czy dobrze czy źle mówi? — Jon. Oczywista że rybackiéj przecię, Sokratesie. — Sokr. Zastanów się tedy, gdybyś wybadując mnie tak zapytywał. „Skoro wzdy, Sokratesie, dla tych sztuk wynajdujesz w Homerze, co każdéj przynależy, nuże wypośrednicz i sprawy wróżbity i wróżbiarstwa, co to mu umieć rozeznawać przyzwoitą jest, azali dobrze lub źle wypełnioném zostało“ — zastanów się, jak łatwo i prawdziwie na to ci odpowiem. Na wielu bo miejscach o tém mówi Homer w Oddyssei, jak naprzykład co prawi do zalotników wróżbit, Melampodidów Theoklymenów[11]:

„ach, nieszczęśliwi! jakaż to klęska was tłoczy, w noc wasze
zakłębione oblicza i głowy, wsze członki od dołu,
w rozgłos leci jęczenie, a lica zalały się łzami:
pełnym przedsionek jest cieniów i pełném ich na wnątrz podwórze,
schnących z pragnienia za ciemnią Erebu, a słońce promienne
w niebie zagasło, i gęsta czerń nocy zawładła dokoła.“

na wielu i w Iliadzie wspomina, jak o bitwie pod murami, i tam bo prawi:[12] „ptak bo im zleciał naprzód przechodzić pragnącym, ot orzeł,
górą unosząc się, a lud ku lewicy skrążając,
z strasznym, posoką oblanym, we szponach wzbijając się wężem,
żywym, jeszcze drgającym, i jeszcze walki pożądnym,
Toż w pierś uderza przy szyi dzierżyciela swojego,
w tył się zwinąwszy; a tamten od siebie go ciska ku ziemi,
bólem na wskroś przejęty — że upadł w pośrodek rzesz tłumnych;
ptak zaś skrzydły zadźwiękłszy, z wiatrów tchnieniami ułeciał.“
to i tym podobne powiem, że przygodzi wróżbitowi rozważać i rozsądzać. — Jon. Słusznie tak wzdy twierdzę, Sokratesie.

X. Sokr. I ty przecię, Jonie, słusznie to utrzymujesz. To téż nuże i ty mi, jako ja tobie wybrałem, i z Odyssei i z Iliady co się wróżbity, co lekarza, co rybaka dotycze; i ty (mówię) tak samo mi wybierz, gdy i więcéj odemnie spoufalony jesteś z Homerem; co jest sprawą rhapsody, Jonie, oraz sztuki rhapsodycznéj, co rhapsodowi przystoi rozpatrywać i rozsądzać, przed wszystkiemi innymi ludźmi. — Jon. Otóż ja mówię, Sokratesie, że wszystko. — Sokr. Ależ przecię nie wszystko, Jonie? albo także to zapominającym jesteś? wszakże nie przygodzi podobno zapominającym być mężowi rhapsodycznemu! — Jon. Cóżże ja zapominam? — Sokr. Nie pomnisz, że twierdziłeś, iż sztuka rhapsody inną jest jak sztuka woźnicy? — Jon. Pamiętam. — Sokr. Ażaliż i tego, że jako inną będąca inne sprawy rozpoznawać będzie, nie przyznaleś? — Jon. Tak. Sokr. A zatem nie wszystko znać będzie rhapsodika podług mowy twojéj, ani téż rhapsoda. — Jon. Wyjąwszy wzdy podobno te pewne rzeczy, mój Sokratesie. — Sokr. Pod temi pewnemi rzeczami zaś rozumiesz sprawy innych sztuk, zdaje się. Lecz jakież to wzdy rozpoznawać będzie, skoro nie wszystkie? — Jon. Które, mniemam ja, przystoi głosić mężowi i które niewieście, które nadto niewolnikowi, które wolnemu, i wreszcie które rządzonemu i rządzcy. — Sokr. Czy mówisz, że które przystoi głosić rządzcy na morzu, gdy łódź miotana burzą, te lepiéj znać będzie rhapsoda od sternika? — Jon. Nie, lecz to to stérnik. — Sokr. Ale które przystoi głosić przełożonemu nad chorym, rhapsoda też lepiéj znać będzie od lekarza?? — Jon. Ani tego. — Sokr. Lecz które niewolnikowi przystoją, masz na myśli? — Jon. Tak jest. — Sokr. Naprzykład które, mówisz, przystoi wygłaszać skotarzowi łagodzącemu dziczejące woły, te rhapsoda lepiéj wiedzieć będzie nad pastuchę wołów? — Jon. Gdzież zaś! — Sokr. Ale które przystoi głosić niewieście około gręplowania i przyrządzania wełny zajętej? — Jon. Nie. — Sokr. Ależ przecię wiedzieć on będzie, co wypada mężowi dowodzącemu przemawiać na zachętę do wojowników! — Jon. Tak jest, takie rzeczy znać będzie rhapsoda.
X. Sokr. Cóż to? tedy rhapsodika będzie sztuką wojowniczą? — Jon. Wiedziałbym ja przynajmniej, co wypada mówić dowódzcy. — Sokr. Bo i może znasz się na przewodniczeniu szykom, Jonie. Gdyż i znając się na sztuce konnéj i wraz na sztuce cytarzysty, rozpoznawałbyś dobrze ujeżdżone rumaki od źle wyćwiczonych; lecz gdybym cię wtedy zapytał: którążeż to z tych dwóch sztuk, Jonie, rozpoznajesz dobrze ujeżdżone rumaki? przez którą li jeźdzcem jesteś, czy téż przez którą cytarzystą? cóżbyś mi odpowiedział? — Jon. Przez którą jeżdzcem jestem, odpowiedziałbym. — Sokr. A więc i gdybyś dobrze na cytrze grających rozpoznawał przyznałbyś, że przez tę którą cytarzystą jesteś, a nie przez którą jeźdzcem, rozeznajesz to. — Jon. Tak jest. Sokr. Skoro tedy znasz się na sprawowaniu szyków, czyli znasz się na tém jako biegły wódz, czy téż jako wyborny rhapsoda? — Jon. Nie widzę w tém żadnéj różnicy? — Sokr. Jedną być mienisz sztukę rhapsody i wodza, a nie dwoma? — Jon. Mnie się jedną wydaje. Sokr. Kto więc wybornym rhapsodą, ten i wybornym wodzem razem jest? — Jon. Jak najbardziéj, Sokratesie. — Sokr. A więc i kto wybornym wodzem jest, wybornym wraz rhapsodą będzie? — Jon. To znowu nie zdaje mi się. — Sokr. Ale tamto przecię zdaje ci się, to jest, że kto wybornym rhapsodą, ten i wodzem wybornym jest? — Jon. Zupełnie. — Sokr. Czyliż nie jesteś najwyborniejszym rhapsodą pomiędzy Grekami? — Jon. Niechybnie, Sokratesie. — Sokr. Ażaliż i wodzem najznamienniejszym między Grekami jest Jon? — Jon. Bądź przekonany o tém, Sokratesie; a tego, wyuczywszy się z dzieł Homera.
XII. Sokr. Pocóż, pocóż tedy, przez bogów, Jonie, w obojgu najdzielniejszy między Grekami, i wódz i rhapsoda, deklamujesz wędrując po między Hellenami, a nie wodzisz ich do bojów? czy sądzisz, że z rhapsody złotym wieńcem otoczonego mnoga korzyść Grekom, z wodza zaś żadna? — Jon. Nasze miasto, Sokratesie, rządzone i przywodzone jest przez nas, i wcale nie potrzebuje naczelnika szyków, a wasze i Lakedemona nie wybrałyby mnie na dowódzcę, sami bo sobie wystarczać mniemacie. — Sokr. O najlepszy Jonie, nie znaszże to Apollodora z Kyziku? — Jon. Jakiegoż to Apollodora? Sokr. Którego Ateńczykowie, jakkolwiek cudzoziemca, wielekroć już dowódzcą swoim obierali, tak samo Fanosthenesa z Andros i Heraklida z Klazomenów, których to oto miasto choć obcych, gdy okazali że godni są tego, i do naczelniczenia wojskom i do innych urzędów wynosi; Jona zaś z Efezu nie miałobyż ono wybrać na wodza i zaszczytami otoczyć, jeżeli się wyda zasługującym na to? Jakżeż to? nie Ateńczykamiż wyście to z dawnych czasów Efezianie[13], a Efez nad żadne miasto pośledniejszym? Atoli ty, Jonie, jeżeli z przekonania mówisz, że ze sztuką i umiejętnością sławić zdolen jesteś Homera, krzywdę mi wyrządzasz, który wzdy zapewniwszy, że wiele i pięknych rzeczy wiesz o Homerze i dodając że mi je okażesz, zawiodłeś mnie i daleko zostajesz po za tym pokazem, gdy ani jakiemi to są te rzeczy, w których biegłym jesteś, wypowiedzieć chcesz, chociaż ja oblegam cię prośbami; natomiast całkiem w Proteusza różnokształtnego przemieniasz się wywijając się wzgórę i na dół, aż nareszcie wymknąwszy mi się wyjawiłeś się wodzem, a to na to: abyś mi nie pokazał, jak dzielnym jesteś w mądrości Homerowéj! Jeżeli tedy ze sztuką znawcą jesteś, jako dopiero co mówiłem, Homera, i przyobiecawszy przekonać o tém, nie dotrzymujesz słowa; krzywdzisz mnie. Wybieraj teraz które z dwojga chcesz pozostawić w naszéj wierze, czy żeś mąż niesprawiedliwy; czy: że boski. — Jon. Wielka różnica, miły Sokratesie; o wiele wzdy piękniejszą za boskiego uchodzić. — Sokr. To więc piękniejsze dostaje ci się od nas w udziele, Jonie, iże boskim a nie ze sztuką umiejętnym chwalcą Homera jesteś.

A. Bronikowski.





  1. Rhapsodami albo homeridami zwano występujących po teatrach deklamatorów pieni homerowych, przyczém ci sobie (dodać należy) wiele dowolności pozwalali, nieraz improwizując całe nowe ustępy; zresztą ludzie nieodznaczający się ani bystrością pojęcia ani nauką, wielce wszakże, jak podobno wszystkich wieków exekutorowie tylko mniéj więcéj wprawni muzyki, niepospolitą zarozumiałością. Téj tępości umysłowéj połączonéj z rzadką opinią o sobie wzór wystawił nam tu Plato w osobie Jona.
  2. Panathenee były największém świętem w Atenach, na cześć Atheny (Minerwy) opiekunki miasta. Były i mniejsze Panathenee. Tamte (większe) obchodzono co pięć lat przez gimnastyczne, muzyczne i poetyczne zawody; te tu co rok albo co trzy lata.
  3. Wynalazca jambów, dojmujący satyryk, żył około 700 p. Ch. P., rodem z wyspy Paros.
  4. Współczesny Sokratesowi malarz, był rodem Thazyjczyk.
  5. Rzeźbiarze przedhomerowych czasów.
  6. Neoplatończyk Porphyrios wspomina jeden tego Tynnicha. dług niego odmówił Aischylos ułożenie peanu z powodu, że już najpiękniejszy, jaki mógł który poeta utworzyć, utworzony został przez Tynnicha.
  7. Ponieważ i mimiką odznaczali się rhapsodowie.
  8. Iliada XXIII. 335 sgy.
  9. Iliada XI, 639 i 40, 640go wiersza połowa brzmi inaczéj w texcie Homera: a na to mąkę białą nasuła.
  10. Iliada XXIV, 80 następne.
  11. Oddyss. XX, 351 nstp.
  12. Iiada XII, 200 nastp.
  13. Synowie Kodrosa, króla Aten, założyli jako osadnicy Efez.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Platon i tłumacza: Antoni Bronikowski.