Historya Nowego Sącza/Tom II/Rozdział VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Rzemiosła i przemysł.
Pochodzenie Historya Nowego Sącza
Tom II. Obraz urządzeń cywilnych oraz życia mieszczaństwa w epoce Wazów
Wydawca Nakładem autora
Data wyd. 1901
Druk Drukarnia Wł. Łozińskiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział  VII.
Rzemiosła i przemysł.

Dzieje Nowego Sącza w epoce królów z dynastyi Wazów przedstawiają nam, pomimo zupełnego zniszczenia miasta pożarem w r. 1611, aż do owych strasznych klęsk w ostatnich latach panowania Jana Kazimierza, wogóle obraz jego kwitnienia. Że właśnie czasy te tak nazwać możemy, że miasto po owym pożarze z tak zadziwiającą szybkością podźwignąć się zdołało, jedynym i wyłącznym powodem był jego bogaty, ożywiony i wszechstronny handel. Na jego zaś rozwój i kwitnienie pływało korzystne położenie nad znaczną, podówczas spławną rzeką Dunajcem, blizkość granicy Węgier, z którymi wiązały Polskę odwieczne przyjazne stosunki polityczne i handlowe;[1] a co najważniejsza, liczne przywileje wszystkich królów,[2] począwszy od jego założenia, potwierdzone i pomnożone łaskawością i troskliwością królów i z tej dynastyi. To też uczony ks. Szymon Starowolski nie szczędzi słusznych pochwał Nowemu Sączowi w swem dziele z r. 1632, że „na Pogórzu karpackiem celuje oświatę ponad inne okoliczne miasta i kwitnie niepoślednim handlem.“[3]
Z dość częstych lustracyi Nowego Sącza, wykazujących liczbę rzemieślników każdego cechu, dziwnym zbiegiem okoliczności nie znajdujemy nigdy podanej liczby kupców, z których możnaby już zyskać choć najogólniejszy obraz ruchu handlowego niniejszej epoki. Księgi jednak archiwum miejskiego dostarczają materyału, który, lubo nie w zupełności, wynagradza ten dotkliwy brak i dozwala zestawić wykaz kupców tej epoki. Według aktów radzieckich i ławniczych było w Nowym Sączu w latach 1598—1656 kupców blizko 60. Liczba ta, zważywszy wcale niewielki przeciąg czasu nie całych lat 60, jak również niewielki obszar miasta fortecznego, które wraz z przedmieściami mogło wówczas co najwięcej liczyć 4—5 tysięcy mieszkańców, wydać nam się musi wcale znaczną. Już to samo dowodzi, jak także znacznym musiał być w owej epoce ruch handlowy, przewyższający nierównie potrzeby samego miasta i jego okolicy.
Na podniesienie handlu naszego miasta wpływał także kwitnący stan rzemiosł i produkcya fabryczna samego Nowego Sącza, tak iż handel jego w niniejszej epoce nie rozciągał się jedynie tylko na import i przewóz produktów zagranicznych, przedewszystkiem węgierskich. Jak zaś w owych czasach rzemiosła w Nowym Sączu musiały kwitnąć i stać wysoko, najlepszym dowodem wiadomość, którą znajdujemy w dyaryuszu Jerzego Tymowskiego,[4] mianowicie że na wiosnę 1611 r. zjechał z Węgier sługa pana Mikołaja[5] Boczkaja (Bocskay) wprost do niego, prosząc imieniem wielmożnego pana swego o zamówienie pięknej karety od atłasów i jedwabiów. A więc brat młodszy owego Stefana Boczkaja, który w r. 1604 stanął na czele powstania całych Węgier przeciwko rządom cesarskim, i obwołany księciem siedmiogrodzkim i węgierskim, zmusił cesarza Rudolfa II. do traktowania z sobą o pokój i uznania go księciem Siedmiogrodu (1606 r.) — wówczas niezawodnie jeden z najpierwszych magnatów węgierskich — udaje się za granicę, i czego widocznie nie mogły dostarczyć jego kraje ojczyste, zamawia dla siebie w Nowym Sączu! Rzeczywiście Tymowski ugodził karetę u stelmacha za 222 złp., sam pilnował roboty, kupił w Lublinie skór juchtowych, zgoła starał się, aby węgierscy panowie byli zadowoleni. Sługa pana Boczkaja zostawił mu 100 talarów węgierskich (111 złp.) na wydatki, a on wypłacał rzemieślników częścią gotówką, częścią towarami[6].
Do tego kwitnienia rzemiosł przyczyniła się bezsprzecznie przedewszystkiem pieczołowitość samego króla Zygmunta III., przejętego największą troskliwością o pomyślność i dobrobyt miast. Już w poprzednich rozdziałach mieliśmy sposobność poznać[7], jak on, wbrew polityce swoich poprzednich, otaczał opieką cechy i rzemiosła, i jak całym szeregiem przywilejów starał się zabezpieczyć i utwierdzić kwitnienie tychże w Nowym Sączu. I tak w r. 1592 na skargę piekarzy sandeckich, że piekarze obcy z miast innych przywożą pieczywa, przez co niebezpieczną konkurencyą szkodzą w ich zawodzie, a nawet grożą ruiną ich rzemiosła, przykazuje radzie miejskiej, aby przestrzegała praw i przywilejów piekarzy sandeckich i wzbraniał przywozu chleba do miasta skądinąd. Podobnie w r. 1593 potwierdza uchwalone przez cech kuśnierki artykuły, tyczące się wewnętrznego rządu i składu całego cechu. Tak samo w r. 1602 potwierdza artykuły cechu szewskiego, rymarskiego i siodlarskiego; zaraz następnego (1603 r.) potwierdza ustawy kowali, ślusarzy, mieczników, zegarmistrzów złotników, kotlarzy, hamerników, konwisarzy, szychtarzy, sierparzy, paśników, krawców i malarzy[8][9], przyczem określa ściśle, jakie przedmioty każdy z nich może wyrabiać w swoim zawodzie.

Pieczęć srebrna szewców sandeckich z r. 1628.

W r. 1604 zatwierdza ustawy czapników, farbiarzy, sukienników, bednarzy, stolarzy, stelmachów, kołodziei, tokarzy, rzeźbiarzy, kopijników i szklarzy — tudzież ustawy cechu kupieckiego, t. j. kramarzy, aptekarzy, kitlarzy, iglarzy, nożowników, mydlarzy, miodowników i krojowników, czyli kupców towarami łokciowymi. W pięć lat potem (1609 r.) zatwierdza ustawy cechu rzeźniczego, wreszcie w r. 1620 przywileje i ustawy cechu tkackiego.
Już z tych przywilejów królewskich okazuje się najdowodniej, jak rozliczne podówczas w Nowym Sączu istniały rzemiosła, z których w przeważnej części obecnie nie pozostało nawet śladu. Lecz o stanie ich kwitnienia nie o wszystkich da się, z istniejących źródeł, z równą dokładnością zestawić zadowalniający obraz. I tak o wyrobach garncarskich nie mamy żadnych bliższych szczegółów, oprócz taksy z r. 1630, którą na innem miejscu przytoczę[10]. Rejestra poborowe z r. 1635 i 1650 wymieniają po 4 garncarzy w mieście, którzy przecie nie próżnowali, lecz wyrabiali nie tylko naczynia gliniane, powszechnie wówczas do gotowania używane używane, lecz także dachówki i kafle do pieców. Jak zaś te wyroby musiały stać wysoko, dowodzą szczątki kafli koloru lazurowego, z ornamentami gzymsowymi żółtymi w kształcie koron, wykonane artystycznie, znalezione w r. 1896 przy brukowaniu i pogłębianiu ulicy, prowadzącej z rynku do kościoła św. Małgorzaty, właśnie na miejscu, gdzie niegdyś stała szkoła miejska za czasów polskich; tudzież zupełnie podobne koloru jasno-brunatnego i ciemno-zielonego, wykopane w r. 1895 w dzisiejszym ogrodzie miejskim, tudzież przy dawnym (dziś nieistniejącym) szpitalu św. Walentego. — Również liczne gatunki i nazwy, dziś po większej części nieznane, broni palnej, siecznej i kolnej czyli do kłucia, oraz wyrobów siodlarskich i rymarskich, dostarczanych w bardzo wielkiej ilości tak dla wojska, jak i wojennej szlachty, dowodzą najwyraźniej o ogromnem zatrudnieniu szychtarzy, mieczników, kopijników, siodlarzy i rymarzy, wogóle o kwitnieniu tych rzemiosł w Nowym Sączu[11]. — Stosunkowo najobszerniejsze jeszcze wiadomości mamy o złotnictwie,[12] które rzeczywiście w epoce Wazów znajdowało się na wysokim stopniu kwitnienia.
Zwykle bywało w mieście po 3 złotników, jak świadczą spisy rzemieślników z r. 1635 i 1650. W latach 1611—1660 znajduję w aktach miejskich nazwiska następujących 10 złotników (aurifabri): Tomasz Frączkowicz[13], Krzysztof Janosz[14], Wawrzyniec Kondratowicz[15], Paweł Użewski[16], Joachim Matuszowic[17], Stanisław Wójtowicz[18], Jan Klimczyk[19], Jan Czechowicz[20], Alexander Ziółko[21] i Michał Ziółko alias Sekuliński[22], syn poprzedniego. Wykonywali oni roboty kościelne: monstrancye, kielichy, puszki, lichtarze, lampy, krzyże, turybularze, ampułki, nalewki i t. p.; z robót zaś do użytku domowego: łańcuchy na szyję srebrne pozłociste, czyli, jak wówczas mówiono, „obręcze“[23], złożone z ogniwek różnego kształtu; guziki małe złote; guzy srebrne do zapinania sukni; pierścionki srebrne i złote; srebrne czarki, kubki, rostruchany i konewczki czyli puhary nakształt koneweczek z nakryciami; czapraszki srebrne czyli pętlice do zapinania żupanów, dołomanów; łyżki srebrne różnego gatunku; noże i nożenki srebrne; manele czyli bransolety srebrne pozłociste; łańcuszki, szpilki i haftki złote; klamerki do pasów srebrne pozłociste; oprawy do karabeli srebrne pozłociste; zamkle do wacków srebrne i inne rzeczy drobniejsze, wchodzące w zakres ich rzemiosła, któremi, jak zobaczymy niżej w rozdziale następnym, prowadzili nawet handel do Gdańska.
Cenną pamiątką po złotnikach sandeckich XVII. wieku, nie tylko pod względem archeologicznym, lecz także artystycznym, jest srebrna pieczęć cechu szewskiego z r. 1628, przechowana dotąd w muzeum hr. Czapskiego w Krakowie. Nie ulega zaś najmniejszej wątpliwości, że ją wykonał jeden z sandeckich złotników, powyżej wymienionych. W księdze bowiem cechu szewskiego pod dniem 4. kwietnia 1628 r. wyraźnie zanotowano: „Pod tą gromadą pieczec od złotnika wykupily, ktora kostuie zł. 10 gr. 20.“ — Do wytwornych wyrobów złotniczych owych czasów należy sukienka srebrna wyzłacana, we floresy en relief z r. 1636, na cudownym obrazie Przemienienia Pańskiego[24]. Na samej górze tejże sukienki przedstawione są prześlicznej roboty dwa ptaszęta, dzióbiące winogrona; u dołu zaś klęcząca w żupanie postać Marcina Frankowicza[25], ze złożonemi rękoma i następującym napisem: „Martinus Frankowicz civis sandecensis, devotus erga imaginem hanc Salvatoris, pro exstruendis hisce laminis argenteis patrimonium suum obtulit, guibus impensis maxima pars imaginis hujus contecta est. Anno Domini quo et altare perfectum 1636.“
Do zatrudnień złotników należało także taksowanie czyli szacowanie kosztowności i naczyń złotnych i srebrnych, które przy powszechnym ówczesnym zwyczaju pożyczania pieniędzy, a nawet kupowania towarów na zastaw, wielkie miało znaczenie i dosyć częstą bywało czynnością. Jednakże również często przytem dopuszczali się złotnicy nadużycia, jak tego archiwum miejskie przechowało nam kilka przykładów. Mateusz Kotczy, kupiec sandecki, nie dopłaciwszy kupcowi preszowskiemu, Mikluszowi Komoraniemu, z dłużnej kwoty jeszcze 100 złp., został przez tegoż pozwany w r. 1635. Widząc, że mu grozi „zagrabienie“ (sekwestracya), prosił wierzyciela swego o zwłokę i dawał mu zastaw. Komorani przystał na to, i wziąwszy od niego zastawionych 6 guzów pozłocistych i czapraszkę z dyamencikami, poszli razem do znanego nam złotnika, Pawła Użewskiego. Ten, życząc lepiej Kotczemu aniżeli Węgrzynowi, otaksował te rzeczy na 177 złp., a Komorani przyjął je za należne mu pieniądze, i dopłaciwszy 77 złp., pojechał dalej do Krakowa. Tam udał się z owymi guzami i czapraszką do złotników, aby się upewnić o ich wartości. Ci jednak znaleźli dyamenciki bardzo podłe i złoto liche i ocenili, że wszystko razem nie warta więcej, jak 77 złp. Rozgniewany Komorani, wróciwszy do Nowego Sącza, zapozwał Użewskiego o oszustwo. Znany nam ze swej zawziętości i dzikości Użewski, wyparł się taksowania i jeszcze obwinił Komoraniego, iż naspół z Zygmuntem Gądkiem przemyca glejtę[26], ołów, sukna i inne towary, ze szkodą miasta i uszczerbkiem skarbu, zaco, będąc burmistrzem, sam Gądka karał, i żądał nadto ukarania napastnika, który się targa na cześć rajcy. Sąd nakazał Użewskiemu, aby się przysięgą oczyścił, a będzie wolny[27].
Wkrótce potem stał się drugi podobny wypadek. Jan Parul, kramarz sandecki, będąc dłużnym Stanisławowi Rogalskiemu, a nie mając pieniędzy, dał mu zastaw w r. 1636. Znowu taksował Użewski, i znowu otaksował za wysoko. Rogalski, chcąc się zabezpieczyć, zaprotestował przeciwko temu: zwołał więc innych złotników, jak Stanisława Wójtowicza, Wawrzyńca Kondratowicza i Jan Klimczyka, którzy oszacowali: pas srebrny złocisty na 72 złp., łyżki srebrne 51 złp., kubek 24 złp., razem 147 złp. Ale gdy ta kwota nie dosięgła długu Parula i taksy Użewskiego, Rogalski zaprotestował przeciw obydwom[28].
Jak złotnictwo, zwłaszcza w swych wytworniejszych i misterniejszych wyrobach, stoi na granicy rzemiosła a sztuk pięknych, mianowicie rzeźbiarstwa, tak odwrotnie malarstwo w owych czasach liczono do rzemiosł. Otóż i ta gałąź sztuki czy rzemiosła kwitła nad spodziewanie w Nowym Sączu w epoce Wazów. Pewną jest rzeczą, że malarze sandeccy w XVII. wieku nie stanowili już osobnego cechu, de facto jednak istnieli jako poddani cechu kowalskiego (wspólnie ze złotnikami, ślusarzami, kotlarzami, miecznikami, konwisarzami, szychtarzami, sierparzami, zegarmistrzami i paśnikami) z obowiązkiem wyuczenia się sztuki mistrzowskiej, by zostać samodzielnym majstrem malarskim. Mieli jednak swoich osobnych archimagistrów, czyli cechmistrzów, jak pokazują zapiski z r. 1632, przytoczone poniżej. W latach 1607—1655 znajdujemy w Nowym Sączu 8 malarzy[29]. Sześciu z nich około r. 1633 wykonywało swe prace artystyczne w mieście, a jeden z nich w r. 1630, kiedy miasto prowadziło długi proces graniczny z wielmożnym Piotrem Rożnem z Moglina wysłany został do Paszyna w celu narysowania mapy lasu i miedzy w granicach miejskich, zaco dostał 15 gr. Malowali przeważnie obrazy olejne, którymi przyozdabiano nie tylko ołtarze, feretrony, chorągwie kościelne i cechowe, lecz także domy mieszkalne. Stąd to inwentarze ruchomości mieszczańskich wymieniają nieraz po kilka obrazów mniejszych i większych, na płótnie malowanych. Do tych malarzy należeli: Szymon Świętkowski[30], Maciej[31] (nieznany z nazwiska), Adam Liszkowicz[32], Floryan Benedyktowicz, Jan Ciosek[33], Marcin Gwóźdź, Grzegorz Borucki[34] i Jędrzej Fabrowicz[35]. Najsłynniejszym jednak malarzem między wymienionymi był Floryan Benedyktowicz. Przybył on z Czchowa, patricius Czchoviensis artis pictoriae magister, i przyjął prawo obywatelstwa w Nowym Sączu 1627 r., a zaraz następnego roku przyjął do rzemiosła dwu chłopców, niewymienionych jednak po nazwisku. Należał do zamożnych mieszczan, gdyż, oprócz domu w rynku, posiadał jeszcze folwark za rzeką Kamienicą. Malował dużo olejnych obrazów, a między innymi w r. 1632 malował i złocił obraz bracki św. Anny w kościele farnym w Starym Sączu[36]. W r. 1646 na na wjazd nowego starosty grodowego, Konstantego Lubomirskiego, malował tablicę tryumfalną wraz z 6 herbami i ornamentacyą, zaco wypłacił mu ówczesny burmistrz, Stanisław Wilkowski, 20 złp.[37] W latach 1648, 1649 i 1652 był rajcą sandeckim. Powszechnie kochany i szanowany zmarł w czasie morowego powietrza w Nowym Sączu (1652 r.)
Tych kilka wzmianek daje dostateczne wyobrażenie, jak płacono w owych czasach za obrazy olejne i w jakiej cenie stały utwory artystyczne malarskie. A przecież malarze sandeccy dbali o swe dobre imię i sławę swojego zawodu i nie cierpieli partactwa, jak tego dowodzi następująca notatka, że w r. 1632 starsi cechu malarskiego wyrokiem cechowym rozkazali sławetnemu Marcinowi Gwoździowi, aby więcej nadal nie utrzymywał u siebie Grzegorza Boruckiego, malarza, ku szkodzie i ubliżeniu braci; zastrzegając sobie dalsze dochodzenie względem szkód i nakładów prawnych[38].
Obok malarstwa niepoślednie miejsce zajmowało rzeźbiarstwo, którego niezatarte ślady przechowały nam zapiski brackie i akta miejskie już w pierwszej połowie XVII. wieku[39]. Snycerze przydzielenie byli do cechu bednarskiego, do którego należeli także rozmaici rzemieślnicy wyrobów drewnianych (artis lignariae) t.j. stolarze, stelmachy, kołodzieje, tokarze, kopijnicy, cieśle, a nawet błoniarze czyli szklarze. Akta radzieckie w r. 1634 wspominają o snycerzu, Janie Ochmańskim[40]. W r. 1678 mistrzem dłóta był tu Adam Reyk. Rzeźbił on między innemi figurę drewnianą za 50 złp., umieszczoną na szczycie jednej baszty miejskiej[41].
Jeżeli więc powyższe kunszta, jak złotnictwo i malarstwo, na tak wysokim stopniu stały w Nowym Sączu, śmiało utrzymywać można, jak się to z zamówienia owej karety dla pana Mikołaja Boczkaja pokazuje, że i niższe rzemiosła musiały się znajdować w stanie kwitnącym, lubo, jak nadmieniłem powyżej, brak nam o tem bliższych szczegółów. Wspomnę tylko o „blechu“ czyli bieleniu płótna, który najlepiej dowodzi, jak szeroko w Nowym Sączu były rozpowszechnione wyroby tkackie. A chociaż te niewątpliwie zaopatrywały przeważnie tylko potrzeby domowe, mniej zaś były artykułem handlowym miejscowego przemysłu, mimo to znajdujemy, że rozwożono je także na jarmarki do poblizkich miasteczek. Regestr poborowy z r. 1635 i 1650 wymienia po 16 rękodzielników, trudniących się wyrobem płótna[42]. Ceny płótna nie zależały od tego, czy było zgrzebne, czy też paczesne, lecz czy było lniane, czy konopne; i tak według taksy z r. 1652 łokieć płótna lnianego kosztował 1½ gr. a konopnego tylko 1 gr.[43]
Uprawa włóknistych roślin należy dziś do rzadkości w sandeckiej ziemi. Inaczej było w XVII. wieku. W owe czasy znali gospodarze przyrodę ziemi i dlatego, widząc jej urodzajność, obsiewali żyzne doliny lnem i konopiami. Górale podhalscy, zwłaszcza z Nowego Targu, skupywali je i przędli na kołowrotkach, tkali i rozwozili po świecie, a góralskie płótna szły przez Węgry aż do Lewantu i Małej Azyi.

Otok powyższej pieczęci.
Z Muzeum hr. Czapskiego w Krakowie.

Natomiast głównemi gałęziami przemysłu, które wówczas kwitnęły w Nowym Sączu, były: piwowarstwo, sukiennictwo i wyroby narzędzi żelaznych.
Piwowarstwo, a później gorzelnictwo, należało do najzwyklejszych rodzajów przemysłu, gdyż prawie w każdym domu w mieście był browar lub gorzelnia. Piwa sandckie należały do najdawniejszych w Polsce i zachowały jeszcze z epoki zygmuntowskiej swoją ustaloną sławę[44]. Trunek ten bowiem poczytywano zdrowym i powszechnie był ceniony, zwłaszcza od czasów, kiedy nastały inne trunki a piwa stały się napojem tylko klas niższych. Według ustawy wojewodów krakowskich: Jana Firleja z r. 1573, tudzież Mikołaja Firleja z r. 1589, nie wolno było warzyć piwa z jęczmiennego słodu albo ze zboża mieszanego, tylko z czystej pszenicy, pod utratą tegoż i winą 14 grzywien[45]; dopiero w r. 1652 znajdujemy, że ją mieszano napół z jęczmieniem, albo dodawano żyta lub orkiszu. Na podniesienie się tej gałęzi przemysłu właśnie w tej epoce w Nowym Sączu, przyczyniło się rozporządzenie, wydane za króla Stefana Batorego, którem dla wzrostu fabryk krajowych zakazano piw zagranicznych.
Piwa w Nowym Sączu było kilka gatunków, jako to: piwa zielone, które były dwojakie: cienkie, słabsze dla niewiast, i gęste, mocne dla mężczyzn; następnie czarne, czyli gęste (cerevisia dupliciter cocta), tak zwany marzec; wreszcie szmelcowane alias dwuraźne, które było dwa razy droższe niż zielone. Piwa zielonego cienkiego garniec kosztował 1½ gr., gęstego zaś 3 gr.; czarnego, czyli marca, garniec 4 gr.[46] Sprzedażą tychże zajmowali się nawet złotnicy, jak Jan Czechowicz w r. 1648. O wzbranianie szynkowania piwa gęstego czyli marca, zanieśli rajcy skargę do króla (1596 r.) na starostę grodowego, Sebastyana Lubomirskiego. O piwach tych wspomina też w swojem dziele ks. Franciszek Siarczyński[47], że za Zygmunta III. chwalono powszechnie piwa sandeckie, co jest najlepszym dowodem, że musiały się rozchodzić na całą Polskę, aż owa ustawa z r. 1630 pokopała ogromnie tę gałąź industryi i dawną jej świetność nadwerężyła na zawsze.
Do zaprawy piwa i miodu chodowano chmiel na bujnej dolinie sandeckiej w pobliżu obu Sączów, z czego dziś ani śladu nie pozostało. Trzymali go też mieszczanie w znacznych zapasach po domach i sklepach, jak świadczą dość częste o tem zapiski w księgach ławniczych. I tak między innymi znajduję, że w ruchomościach po Jerzym Frączkowiczu († 1635 r.) pozostało chmielu w wańtuchach[48] za 180 złp.[49]: a po Janie Ziębie († 1649 r.) było go w worach i na kupie za 117 złp., ćwiertnia po 1 złp. Dowodzi to wymownie, jak w znacznej ilości musiano produkować piwo w Nowym Sączu.
Dłużej utrzymał się sukiennictwo, które zresztą już w epoce zygmuntowskiej było w kwitnącym stanie[50]; a że to odbywało się w rozmiarach wcale znacznych, okazuje dowodnie poniższa notatka, zapisane w aktach miejskich. Daniel Morawie, żyd z Wiśnicza, kupczył wełną w r. 162 i właśnie niedawno ugodził się z cechem sukienników sandeckich o dostawę 50 kamieni (16 cetnarów) wełny za 475 złp., na którą sumę dali zapis jak najformalniejszy. Żyd dostawił wełnę i pyta sukienników, jak będzie z zamówionymi 200 kamieniami jarej i jesiennej wełny? Sukiennicy patrzą nań ze zdziwieniem, a on im pokazuje pismo bez podpisów, zamawiające istotnie wełnę. Wypierają się pisma, a żyd wręcz twierdzi, że zamówili. Wytoczyła się sprawa przed urząd, a starsi cechu sukienniczego imieniem wszystkich braci musieli przysięgać: „Że nie wiedzą o tym kontrakcie nowym, który żyd w nich wmawia o 200 kamieni wełny, ani go z nim uczynili, tylko o 50 kamieni według membrany od siebie onemu danej[51].“
W r. 1635 było w cechu sukienniczym rękodzielników 6, a pod r. 1639 czytam, że dwaj sukiennicy z Nowego Sącza: „Stanisław Biernat i Adam Pękała, imieniem inszej braci cechowej ugadzają się z niejakim Gryglem (Grzegorzem) Świechem o 264 złp., należących się za wełnę[52]“, z czego oczywisty dowód, iż w tym czasie nie tylko istniało, ale i widocznie kwitnęło sukiennictwo.
Jednak nierównie bardziej kwitnął w pierwszej połowie XVII. wieku w Nowym Sączu wyrób narzędzi rolniczych, na który rzuca nam dopiero jasne światło dyaryusz Tymowskiego. Według tego musiało w Nowym Sączu znajdować się przynajmniej kilku sierparzy[53], którzy trudnili się wyrobami tychże na wielki rozmiar. Z tych znani są nam z nazwiska dwaj, mianowicie Wacław Morawiec i Stanisław Dzierzwa. Wprawdzie nie musieli oni rozporządzać wielkimi kapitałami, skoro zawsze wymagali zaliczek, a Tymowski musiał im dawać po 100 i 200 kilkadziesiąt złp. na żelazo: jednakże ruch w ich warsztatach musiał być wcale znaczny, skoro pan Morawiec w swojej pracowni zatrudniał 8 czeladników (1613 r.) i w przeciągu nie całych 2 miesięcy zdołał (1612 r.) odstawić aż 9.800 sierpów, a pan Dzierzwa jeszcze więcej, bo w przeciągu 3 tygodni 5.300 sierpów (1613 r.)
Nadzwyczaj charakterystyczną na owe czasy co do stosunku czeladników do swego pryncypała, oraz co do dostawy tychże sierpów, jest ta okoliczność, że osobno dostawiali je sami właściciele warsztatów, a osobno czeladnicy; ci ostatni także po kilkaset sztuk naraz, na które tak samo otrzymywali od Tymowskiego zaliczki. Widać więc, że albo nie pobierali od swego majstra żadnej zapłaty i utrzymywali się z tego, co sobie zarobili, albo też byli jego spólnikami, przyczem jednakże majstrowie za swoich czeladników ręczyć musieli. — Tę samą okoliczność potwierdza nam uchwała cechu kuśnierskiego z r. 1612[54], „żeby się żaden czeladnik nie ważył skór swoich kłaść do kwasu więcej niż 4, kiedy 30 skór umoczy mistrz“, a więc że i czeladnicy kuśnierscy także mogli dla własnego zysku skóry wyprawiać i sprzedawać, byle to tylko nie czyniło zbytecznej konkurencyi samemu mistrzowi.
Od r. 1615 Wacław Morawiec, nie dotrzymując słowa, stracił „wiarę“ (kredyt) i czeladź jego przeniosła się do Dzierzwy, który, sprowadziwszy sobie jeszcze osobnego pomocnika z Lublina (1617 r.), był w stanie dostawić naraz 8.000, a w latach 1618—1619 nawet 12.000 sierpów.
Wyrób ten sierpów stanowił nie tylko ważną gałąź przemysłu, ale też był i bardzo ważnym artykułem handlu Nowego Sącza. Z pomienionymi obydwoma sierparzami zawiera Tymowski (1611 r.) kontrakt; w roku następnym z Morawcem znowu na dalsze półtora roku odnowiony: „stało się postanowienie z panem...“, że nikomu innemu, jak tylko jemu wyłącznie dostarczać będę sierpów, zaco ze swej strony Tymowski zobowiązuje się, „na każdy czas i potrzebę pieniędzy jemu dawać.“ Rzeczywiście handel nimi musiał być ogromny, skoro naraz dostawiali po kilkaset, a nawet, jak widzieliśmy powyżej, po kilka tysięcy sztuk; on zaś płacił częścią gotówką, częścią towarem, zwłaszcza suknem, a cena wynosiła za 100 sierpów 3 złp. Interes ten niezawodnie był bardzo korzystny, dlatego dawał chętnie znaczne zaliczki, tak w pieniądzach jak żelazem, którego cetnar kosztował 3 złp. 10 gr., a sierpy te rozchodziły się na całą Polskę i stanowiły, obok miedzi i śliw suszonych, najważniejszy ładunek „pletów“ czyli tratw, które Tymowski spławiał do Gdańska (1618 r.). Dlatego też miał ich zawsze znaczne zapasy, n. p. w r. 1620 aż 14.000 sztuk[55].
Oprócz niego i inni kupcy tutejsi zajmowali się handlem sierpów i wywozili je do Lublina, a nawet do Słucka, jak tego wyraźne ślady napotykamy w księgach archiwum miejskiego. I tak Jan Zięba, który na większą skalę prowadził handel owocami suszonymi, handlował także i sierpami; w r. 1636 złożył w Lublinie u Jana Kotczego, mieszczanina, 3.000 sierpów, które tenże rozsprzedał. Zjechawszy się później w Nowym Sączu, zawarli wobec Jakóba Poławińskiego między sobą ugodę: Kotczy daje Ziębie wynagrodzenia 100 złp., ten zaś obiecuje przeznaczyć je na dzwonnicę kościelną[56] t. j. kollegiacką. — Podobnie w r. 1636 Marcin Krupski, mieszczanin w Słucku, poświadcza, ze Mikołaj Chodorowicz z Nowego Sącza zostawił u niego w dwóch faskach 6.000 sierpów, po które ma posłać, a za który to towar, w razie, broń Boże! ognia, Krupski nie ręczy. Słuck, 14. lipca 1636 r.[57].
Do towarów, sprowadzanych z Węgier, należała także stal węgierska. W jakich rozmiarach odbywał się ten handel, nie podają nasze źródła, ale zato dowiadujemy się z nich, że przerabiano ją w Nowym Sączu na klinki, a więc że i ta gałąź przemysłu także wówczas kwitła w Sączu i jego okolicy. Mianowicie na przedmieściu znajdował się „klinkarz“, imieniem Ambroży, który po 5 cetnarów stali naraz kupował od Tymowskiego (1609 r.), wyrabiając z niej klinki, które odstawiał mu w pewnej ilości wiązkami, a jak wówczas nazywano „snopami“. Tak samo w Jeżowie (między Grybowem a Bobową) był inny klinkarz, imieniem Mikołaj, który także kupował stali po 2½ cetnara (1610 r.)
Ale oprócz stali nieprzerobionej, sprowadzano także z Węgier, mianowicie z Lewoczy, już gotowe blaszki, czyli ostrza do klinic (szabel), z któremi Tymowski jeździł na jarmark św. Mikołaja do Lublina w r. 1616[58].
Jednak nie tylko sam Nowy Sącz kwitnął przemysłem, niektóre jego gałęzie rozciągały się także na dalsze okolice. Przedewszystkiem wyrób szkła jako też saletry jest najdobitniejszym dowodem, że przemysł w ziemi sandeckiej w epoce Wazów nei tak wyglądał jak dzisiaj, albowiem tychże dostarczały właśnie głównie okoliczne miejscowości Nowego Sącza, gdzie znajdowały się huty szklane — podobnie jak po wsiach i miasteczkach liczne pracownie saletry, z których jedne i drugie od dawna już zaginęły i wszystko podupadło.
Szkło wyrabiano w Jazowsku, gdzie o kilka kilometrów od dworu, na drodze ku Obidzy, znajdowały się ogromne huty, z których przechowały się do dziś dnia jeszcze znaczne ruiny[59]. Stamtąd też sprowadzał je Tymowski a dostarczał go od r. 1607 hutnik, imieniem Kasper, który w r. 1613 przeniósł się do Sulina (Szulin) na Spiżu i tam szyby wyrabiał. Przywoził je do Nowego Sącza on sam albo jego żona, i to po kilka razy na rok: tak n. p. od lipca 1607 r. aż do końca roku kupował od nich Tymowski aż 6 razy. Szyby te bywały trojakie, jako to: okrągłe, małe nieprzeźroczyste, i wielkie czworoboczne przeźroczyste, wielkości mniej więcej ćwiartki papieru. Te ostatnie sprzedawano na kopy czy setki, a za kopę czy setkę płacił Tymowski po 1 złp., sprzedawał ją zaś po 1 grzywnie czyli 1 złp. 18 gr., a więc z zyskiem 20%. — Szyby drobne zaś kupował skrzynakami, jedna po 5 złp., sprzedając je po 6 złp., a więc z zyskiem 20%, przyczem jako kupiec oględny zamiast pieniędzmi płacił czasem towarem, mianowicie suknami grubemi i ciężkiemi, jak karazya, falendysz i kir, tudzież winem.
Jaki zaś był pokup i odbyt na ten towar, dowodzą liczby, skoro szyb wielkich przeźroczystych przywożono mu na jeden raz po kilkaset, od 300 do 800, ale także tysiącami aż do 4.500: tak samo i drobnych szyb dostarczano w różnej ilości, zawsze po kilka skrzynek, na jeden raz 2 do 10. Od r. 1616 przywóz szyb tak jednych jak i drugich ciągle się wzmaga, widać więc, że i potrzeba i pokup tychże coraz stawały się większe, zwłaszcza że Tymowski dostarczał tego towaru dla kupców lub szklarzy miast innych. Między kupującymi bowiem w większej ilości, po kilkaset szyb przejrzystych a kilka skrzynek drobnych, znajdujemy nazwiska dwóch mieszczan z Biecza: Stanisław Jędrzejków i Jędrzej Kutalik[60].
W ścisłym związku z handlem szkła zostawał także ołów. Potrzebowali go szklarze, jak niejaka błoniarka Kloska ze szpitalnej ulicy, która, nie mogąc zapłacić gotówką za pół kamienia ołowiu, musiała dać w zastaw szablę i latarkę (1614 r.), tudzież inni, którzy kupowali go funtami; ale jeszcze bardziej sami hutnicy, dostarczając widocznie już szyby gotowe oprawione w ołów, jak ów Kasper z Jazowska, który naraz wziął przeszło cetnar ołowiu (1611 r.) Jednak najwięcej odbytu na ten towar było ze strony konwisarzy, a że odbyt ten musiał być wcale znaczny, pokazuje okoliczność, że żona Tymowskiego, będąc w Krakowie 1614 r., umyślnie pożyczyła od tamtejszego kupca, Samuela Cyrusa[61], 40 złp. na ołów; a jeden taki konwisarz sandecki kupował od Tymowskiego cetnarami[62], co także jest niezbitym dowodem, że i ten rodzaj przemysłu t. j. odlewu naczyń ołowianych i cynowych kwitnął również podówczas w Nowym Sączu.
Rzeczywiście w XVII. wieku były w Nowym Sączu bardzo rozpowszechnione wyroby cynowe i mosiężne, wykonywane przez miejscowych konwisarzy. Stąd też w każdym spisie ruchomości mieszczan sandeckich znajdują się wymienione: cynowe talerze, miski, półmiski, flasze, garnce, półgarcówki, kwarty, półkwaterki, przystawki, konewki, antfosy[63] — tudzież lichtarze i miednice mosiężne. Zdaje się jednak, że te wyroby nie rozchodziły się w dalsze strony poza obręb miasta, tem bardziej, że tylko jeden bywał stale konwisarz w mieście, trudniący się wyrobem wymienionych naczyń.[64]
Drugim produktem industryi sandeckiej ziemi była saletra. Tę wyrabiano w Grybowie i okolicznych wsiach: Kruźlowej, Siołkowej, Białej Niżnej, jako też w Łącku, w Starym i Nowym Sączu. Było jej dwa gatunki: czysta czyli lutrowana[65], której cetnar kosztował 30 złp. — z samego Nowego Sącza znacznie taniej, z powodu widocznie mniejszych kosztów transportu — i nieczysta, nielutrowana, za którą płacono tylko 13 złp. Tę ostatnią kupcy niechętnie brali i dlatego umyślnie wymawiali sobie, aby dostawiano tylko dobrą, lutrowaną.
Wyrób saletry w owych czasach widocznie stanowił ważną gałąź zarobku, gdyż znajdujemy w wymienionych miejscowościach liczne osoby, które się nim trudniły i tworzyły niejako osobny rodzaj rzemieślników, zwanych „saletrnikami“, jak n. p. w samym Grybowie aż 8 osób. Niezawodnie byli to ludzie ubodzy, dlatego otrzymywali zwykle już z góry część zapłaty albo znaczny zadatek, i odstawiali kupcom do Nowego Sącza po kilka i kilkadziesiąt funtów, ale i cetnarami. Wyrobnicy ci trudzili się obok tego często i wyrobem prochu, który odstawiali tylko funtami, a zamiast pieniędzy brali czasem sukno i siarkę — tę ostatnią widocznie do wyrobu prochu.
Handel saletrą był wcale znaczny. Odważoną ją furami do Krakowa, skąd wracając, przywożono przy tej sposobności znowu sukno i flejtę. Szczególnie w latach 1615—1622 widocznie dobrze popłacała i wielki na nią musiał być pokup, skoro Tymowski na wszystkie strony ją zamawiał i skupował i 40 kilka cetnarów zapisał jej w swym dyaryuszu. Ale były też to czasy, w których Polska jednocześnie na wszystkie strony wielkie prowadziła wojny, czasy wypraw książąt Krzysztofa Zbaraskiego[66] i Janusza Wiśniowieckiego na Multany, królewicza Władysława na Moskwę, wojen tureckich i szwedzkich, a więc kiedy proch i saletra także na wszystkie rozchodziły się strony i nie tylko na polu wojennem, ale i handlowem wielką odgrywały rolę.
Obok powyższych istniały wówczas w sandeckiej ziemi jeszcze inne gałęzie ludowego przemysłu, jak wyroby smoły, przeważnie dla cechu bednarskiego, i węgli drzewnych dla cechu kowalskiego, których dostarczali także mieszkańcy okolicznych wiosek. Pierwszych nazywano „smolarzami“, drugich „węglarzami.“







  1. Szamot Istvàn: Règi Magyar Uzatók Európàban 1532—1770, Nagy-Becskereken 1892, wymienia rozmaite miasta polskie, które pozostawały w stosunkach handlowych z miastami węgierskimi, ale o Sączu ani słówka powiedzieć nie umiał. Wybawię go z tego kłopotu w następnym rozdziale.
  2. Ważniejsze przywileje handlowe, nadane Nowemu Sączowi przez królów polskich, były: Władysława Łokietka 1311, 1320, 1327 — Jadwigi 1337 — Kazimierza Wielkiego 1345, 1356, 1368 — Ludwika węgierskiego 1378 — Władysława Jagiełły 1387, 1389, 1405, 1427 — Władysława Warneńczyka 1437, 1440 — Kazimierza Jagiellończyka 1448, 1450, 1461 — Jana Olbrachta 1493 — Alexandra 1504 — Zygmunta I. 1512, 1537 — Zygmunta Augusta 1549, 1554, 1555, 1559, 1563, 1572 — Henryka Walezego 1574 — Stefana Batorego 1577, 1579, 1581. Inne późniejsze przywileje przytoczone są w stosownych miejscach niniejszej pracy.
  3. Sandecia, urbs muro cincta ad ripam Dunajecii, in submontana hac regione civilitate alias circumvicinas populationes superat; habet homines Mercurio deditos, non pigros aut artestes, uti communiter fiunt montani omnes, sed politos, industrios et negotiis suis intentos. (Polonia sive status regni Poloniae descriptio. Coloniae 1632).
  4. Dyaryusz Jerzego Tymowskiego z lat 1607—1631, podobnie jak „Księga Sklepowa“ Jana Markowicza, kupca i ławnika miasta Krakowa, o której wspomina w swoich „Szkicach historycznych“ prof. Kubala, zawiera porozrzucane zapiski, z których można powziąć jasne wyobrażenie o prywatnem życiu kupca, o jego wykształceniu, zapatrywaniach, wychowaniu swych dzieci, jak się dorabiał majątku i jak się czuł w swojej ojczyźnie. Lecz co ważniejsza, owe zapiski są nieocenionym dokumentem do poznania spółczesnego życia mieszczaństwa, jego stosunku do szlachty, a przedewszystkiem stosunków handlowych i przemysłowych Nowego Sącza w epoce panowania Zygmunta III. Jerzy Tymowski (wiemy to z własnoręcznego jego zapisku w księdze kupieckiej urodzony w Grybowie 1559 r., osiadł w Nowym Sączu i przyjął prawo miejskie 1599 r., zmarł w r. 1631. Marcin Oleksowicz poślubił w r. 1635 pozostałą po nim wdowę Krystynę († 1647 r.), i prowadził dalej, acz bardzo urywkowo, dyaryusz kupiecki do r. 1650. Ów nieoceniony dyaryusz (o dwóch tomach in folio) tak rozpoczyna Tymowski:
    Anno Domini 1607. In Nomine Domini Nostri Jesu Christi. Novum Regestrum per me Georgium Tymowski, civem sandecensem et consulem.
    Sanguis Christi salva me! Jesus Nazarenus Rex Judaeorum sit triumphalis inter me et omnes inimicos meos nunc et in hora mortis meae. Salve Sancta Parens! enixa puerpera regem!
  5. Dyaryusz nie podeje wcale imienia Mikołaja Boczkaja, ale rzecz wyjaśnił mi uprzejmie Fryderyk Svabi, archiwaryusz w Lewoczy.
  6. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1611.
  7. Porówn. rozdział I. i II. tomu I., tudzież rozdział II. tomu II.
  8. Nowy Sącz już w drugiej połowie XV. w. posiadał nie tylko malarzy, ale i stolarzy, będących zarazem snycerzami niezwykłego znaczenia, skoro im powierzano najważniejsze roboty wówczas w katedrze krakowskiej. Malarz sandecki, Jakób, kopiował chorągiew francuską, a Jan Długosz 12. maja 1460 r. oddał mu w tym celu oryginał, zastrzegając jego całość i zwrot integralny pod ekskomuniką. W lat 26 potem (3. października 1486) kapituła krakowska powierzyła Bartłomiejowi, stolarzowi z Sącza, wykonanie stal katedralnych. Mimowolnie nasuwa się tutaj pytanie, dlaczego do wykonania tych ostatnich w r. 1486 nie udali się członkowie kapituły do mistrza, Wita Stwosza, otoczonego już wielką sławą i twórcy niedawno ukończonego Maryackiego ołtarza? Dr. Maryan Sokołowski przypuszcza, że Sącz w tych czasach posiadał malarzy i stolarzy, a prawdopodobnie i snycerzy lepszych pod pewnymi względami od Krakowa, skoro Wita Stwosza chwilowo zabrakło. (Z dziejów kultury i sztuki. Sprawozdania Komisyi. T. VI. str. 93—102). — O malarzach sandeckich wspominają również akta miejskie pod koniec XV. wieku. I tak w r. 1491 wymieniony tam: Stephanus pictor, Georgius pictor.
  9. W r. 1509 wymieniony Georgius pictor; w r. 1524 Stanislaus Staroń, pictor de Bobowa.
  10. Zob. Uzupełnienia na końcu tomu.
  11. Porów. ustawę z r. 1630 str. 124, 125.
  12. O złotnictwie w Nowym Sączu już w XVI. w. spotykam wzmianki. W r. 1571 Anna Rabrocka i Jan Południowicz sprzedają kramy Janowi Nowince, złotnikowi. W r. 1578 figuruje Piotr Wolman, złotnik. W r. 1584 Jan Nowinka, złotnik, pożycza Janowi aptekarzowi 16 złp.
  13. W r. 1611 sprowadza z Węgier do Sącza 300 cetn. żelaza i 80 cetn. miedzi; rajcą w latach 1623—1629; zmarł w r. 1630.
  14. W r. 1612 sprowadza 669 cetn. żelaza i miedzi; rajcą w latach 1619—1621.
  15. Rodem z Krosna, patricius Crosnensis, przyjmue prawo miejskie w r. 1623. W r. 1643 spławia swoje wyroby złotnicze do Gdańska. Za dług Katarzynie Jaworce (27 złp.) miał być uwięzion w r. 1645; uwalniając się, zastawia guziki srebrne pozłacane i suknię białogłowską, futrem podbitą. Act. Scab. T. 57. p. 358.
  16. W r. 1626 mieszka za kościołem św. Ducha, pod murem miejskim obok baszty; rajcą w latach 1630—1643; oskarżony o bicie fałszywej monety i wyrokiem trybunału skazany na ścięcie w r. 1643, lecz po dwóch miesiącach ułaskawion; powtórnie oskarżony o to w r. 1645, ale oczyścił się wobec świadków.
  17. Zmarł w r. 1631, jak świadczy testament. Act. Scab. T. 51, p. 206.
  18. Rodem z Krakowa, patricius Cracoviensis, przyjmuje prawo miejskie w r. 1630, jako artis aurificiariae socius.
  19. W r. 1633 przyjmuje prawo miejskie, jako artis aurifabrinae socius.
  20. Ożeniony z Elżbietą Halinowiczową, wdową, sprawia chrzciny 19. lipca 1648 r.; jako burmistrz jedzie w sprawie miejskiej do Lwowa w r. 1653; powtórnie rajcą w r. 1660.
  21. Ożeniony z Anną, przybyłą z Wołynia do Łucka w r. 1647; Imci pan Sokół skarży go w r. 1654 o kielich kościelny z Podola (wieś w Sandeckiem). Act. Consul. T. 58, b p. 648.
  22. Wspominają o nim w r. 1658. Acta Consul. T. 61. p. 545.
  23. Obręcz, co na szyki noszą: ozdoba na szyję, naszyjnik, torques. Por. Słownik łacińsko-polski Bartłomieja z Bydgoszczy. Podług rękopisu z r. 1532, wydał Dr. Erzepki. Roczniki Tow. Przyj. Nauk. z r. 1899.
  24. Cudowny ten obraz, penzla greckiego na drzewie malowany, znajdował się od niepamiętnych czasów w kościele OO. Franciszkanów w Nowym Sączu. Po ich kasacie przeniesiono go do kościoła farnego dnia 2. września 1785 r., gdzie dotąd istnieje w bocznym ołtarzu.
  25. Pierwszą wzmiankę o tym zasłużonym mężu napotykam w r. 1635, kiedy przyjmował prawo miejskie; później bez przewry zasiadał w urzędzie jużto ławniczym (1640—1646), jużto radzieckim (1647—1669).
  26. Glejta — siarkan ołowiu, powszechnie używany do polewu garnków, a niegdyś i na dachówki.
  27. Act. Scabin. T. 54, p. 338; T. 55. p. 26, 104, 552.
  28. Act. Scab. T. 55. p. 108, 131—132.
  29. Edward Rastawiecki w swem obszernem dziele ani słówka nie powiedział o tych malarzach. Wymienił tylko Szymona Świętkowskiego, o którym jedyna wiadomość dochowała się z sądu komisarskiego z r. 1615, w sprawie między Stan. Wierzbiętą z Przyszowej a pozwaną przezeń Reginą Gężanką, niegdyś sławetnego Szymona Świętkowskiego, malarza ławnika sandeckiego pozostałą wdową. Słownik malarzów pol. T. II. str. 421.
  30. W aktach miejskich 1571—1579, tudzież 1607—1608 figuruje: Simon pictor, civis et advocatus sandecensis. Był nim niezawodnie Szymon Świętkowski.
  31. Sub proconsulatu spectabilis Stan. Gorlicki die 13. junii 1616, Mathias pictor in civitatem est receptus.
  32. Rodem z Wojnicza, patricius Wojnicensis, przyjmuje prawo miejskie w r. 1623. Ks. Fabian Ociecki, kapelan zakonnic w Starym Sączu, skarży go w r. 1633 o dług 40 złp. Act. Scab. T. 54. p. 120.
  33. Przyjmuje prawo miejskie w r. 1629; kumuje Błażejowi Kuligowi 28. listopada 1655 r. Metr. baptis. colleg. sandec.
  34. W r. 1642 płaci nawiązkę 160 złp. sierotom zabitego Daniela Pasienowskiego, organisty z Ilmanowej (Limanowej), których opiekunem Adam Łukowiecki. Act. Scab. T. 57. p. 107, 123. — W r. 1648 Szczęsna Łukowiecka kumuje Gregorio Borucki.
  35. Ks. Jakób Wistalicki, pleban w Ujanowicach, pożycza mu w r. 1633 złp. 175. Act. Scab. T. 54. p. 121.
  36. Panu Floryanowi, malarzowi, od namalowania obrazu św. Anny i złocenia tablicy, która ma być noszona w procesyi, 30 złp. Temuż od namalowania na dębowej tablicy obrazu św. Anny, od rzezania gruntu i złocenia także i gradusu 10 złp. Od pozłocenia ramy w ołtarz św. Anny 26 złp. Na podejmowanie jego piciem i jedzeniem przy oddaniu tej roboty 1 złp. (Zapiski w księdze bractwa św. Anny w Starym Sączu).
  37. Distributa f. 19.
  38. Archimagistri contubernii pictorum contra Martinum Gwóźdź, eiusdem contubernii magistrum, quatenus Gregorium pictorem amplius et in posterum penes se non foveat, in damnum et prepeditionem actorum... Act. Consul. T. 53. p. 34.
  39. R. 1630 snycerzowi za ramę do obrazu św. Anny 9 złp.; r. 1632 za tablicę do noszenia w procesyi, snycerzowi 15 złp.; r. 1641 snycerzowi, co chorągwie do drzewek dla monstry przybijał i szczyt do jednej robił, także za troki i za ćwieczki 10 gr.
  40. Famatus Joannes Ochmansky, artis sculptuariae magister. Act. Cons. T. 53. p. 163.
  41. Actum in praetorio sandecensi fer. II. ipso die Praesent. B. V. Mariae proxima A. D. 1678.
  42. W r. 1710, zanim wybuchło morowe powietrze, było ich ogółem 25.
  43. Porów. ustawę z r. 1652 str. 135.
  44. Jeden z panegiryków w wierszu łacińskim na pochwałę piwa „in laudem cerevisiae“ z r. 1560, wymienia jako najlepsze: piwo brzezińskie, dobrzyńskie, sandeckie i pułtawskie. (Przew. nauk. i liter. rocz. VIII. str. 683. Lwów 1880).
  45. Niemcewicz: Zbiór pamiętników histor. T. III. p. 327. — Ulanowski: Kilka zabytków ustawodawstwa. Archiw. komis. praw. T. I. str. 100.
  46. Porówn. ustawę z r. 1630 i 1652, str. 122, 134.
  47. Obraz wieku panowania Zygmunta III. T. II. str. 124.
  48. Wańtuch — grube płótno do pakowania chmielu, wełny i t. p.
  49. Act. Scab. T. 55. p. 141.
  50. Rejestr dochodów miejskich z r. 1558 wymienia po nazwisku 11 rękodzielników, trudniących się wyrobem sukna „pannicidae“. — Zofia Siekierzyna zapisuje w r. 1580 contubernio pannificum et pileatorum 10 grzywien, chowanych u Jana Wieczorka, sukiennika — aby cechmistrze dali na popłatę (1 grzyw. rocznie), którą sobie do śmierci brać ma pro victu et amictu. Po śmierci zaś ma to iść na wosk na świece cechowe wieczyście... Cechmistrze sukiennicy: Bartłom. Ogórek i Maciej Truska przyjmują ten zapis. (Akta miejskie sandec. T. 18. p. 149).
  51. Act. Consul. T. 53. p. 6, 17; Act. Scabin. T. 51. p. 495. — Membrana = kwit ręczny, scriptum manuale.
  52. Act. Scabin. T. 55. p. 887.
  53. Rejestr poborowy z r. 1635 i 1650 wymienia po 3 sierparzy, czywiście majstrów, boć czeladnicy nie płacili poborów.
  54. Zob. powyżej str. 28.
  55. Dyaryusz Tymowskiego.
  56. Front kościoła farnego w Nowym Sączu zdobią dwie wieże. Większa z nich zbudowana w r. 1507, mniejsza zaś założona w r. 1631. Mowa tu o tej ostatniej.
  57. Act. Consul. T. 53. p. 280.
  58. Dyaryusz Tymowskiego.
  59. W pierwszych latach XIX. wieku wyrabiano jeszcze szkło w Jazowsku.
  60. Dyaryusz Tymowskiego.
  61. Tablicę genealogiczną Cyrusów zob. w Roczniku Krakowskim T. I. 1898. Herby Cyrusów, mieszczan krakowskich, napisał Adam Chmiel.
  62. Dyaryusz Tymowskiego.
  63. Antfos, Antwaas, Handfass — miednica, umywalnia.
  64. Takim długoletnim konwisarzem był Zacharyasz Światłowicz, artis stannifusoriae magister. W r. 1629 przyjął prawo miejskie; od r. 1634—1545 wodzimy go na urzędzie radzieckim. W czasie morowego powietrza (1652 r.) popłynął do Warszawy, gdzie też życie zakończył. Skąpe również spominki o konwisarzach w XVI. wieku. W r. 1579 figuruje: Nicolaus Stannifusor; w r. 1599 † Stanisław Lwowczyk, konwisarz.
  65. Lutrować z niem. läutern — czyścić, cedzić.
  66. Samuel Twardowski: Przeważna legacya Krzysztofa Zbaraskiego od Zygm. III. do sułtana Mustafy 1621 r. Kraków 1639, druk gocki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.