Dzielny rogacz/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Thompson Seton
Tytuł Dzielny rogacz
Podtytuł Baran Górski
Pochodzenie Opowiadania z życia zwierząt, serja druga
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia M. Arcta
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Arct-Golczewska
Ilustrator Ernest Thompson Seton
Tytuł orygin. Krag
Podtytuł oryginalny The Kootenay Ram
Pochodzenie oryginalne Lives of the Hunted
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

X.

Rogacz był już teraz pięknym baranem o wspaniałej postawie, z długiemi, zagiętemi rogami. Krętorożek urósł również, ale nie był tak wysoki jak tamten, a rogi jego wyglądały szczególnie, bo były krótkie, grube i pokręcone.
Znowu nadeszła jesień i znowu przyłączył się do stada wielki baran. W Rogaczu również zaszła pewna zmiana: oto zaczął on zbliżać się do niektórych owiec, ale gdy to zauważył wielki przybysz, zabrał się natychmiast do wypędzania młodych baranów. Zanim jednak do tego doszło Rogacz, Krętorożek i inne barany w ich wieku, same opuściły stado, gdyż u baranów zwyczajem znanym wszystkim jest to, że barany doszedłszy do wieku męskości, nie przebywają z matkami i same już zdobywają życie.
W ciągu następnych czterech lat prowadził więc Rogacz z dwunastoma towarzyszami życie swobodne i pełne przygód. On był przodownikiem, gdyż odziedziczył po matce bystrość i nabył od niej wiele doświadczenia i wiedzy. Wędrował też w dalekie okolice, poznawał różne zakątki górskie, nowe drogi i wiodło mu się coraz lepiej. Nie przyłączał się jednak do żadnego stada owiec, nie dlatego, żeby nie chciał, ale tak się jakoś złożyło. Nieobarczony więc rodzinnemi kłopotami, rozwijał swe zdolności i doprowadzał czujność swą do doskonałości, a z każdym rokiem stawał się coraz piękniejszym.
Współzawodnikiem jego zawsze i wszędzie był Krętorożek. Nieraz próbował ten zawadjaka strącić ze skały swego towarzysza, ale nie udawało mu się to i nawet sam musiał na tem ucierpieć. Rogacz bowiem skakał po skałach po mistrzowsku, zdawało się, że nie dotyka nawet rozdzielonemi kopytkami ziemi, a unosi się w powietrzu jak ptak, kpiąc sobie ze wszystkich wrogów, goniących go na swych niedołężnych nogach. A gdy grzbiet jego oświetliły promienie słońca, wydawał się bardziej duchem, niż żywą istotą, duchem niemającym żadnego ciężaru i nieobawiającym się upadku; a jednak ważył on pewnie z trzysta funtów i mógł się pochwalić rogami o pięciorocznych pierścieniach!
A jakież to były rogi! Wszyscy jego towarzysze odznaczali się wspaniałemi rogami, które doskonale licowały z ich usposobieniem i zdolnościami: jedne były półksiężycowato wygięte, inne grube lub cienkie. Rogacza zaś rogi wyginały się falisto w trzy ćwierci koła, a każdy znak roczny opowiadał coś innego o jego życiu, zacząwszy od wierzchołka: pierwszy znak mówił o jego wieku jagnięcym, gdy mu wyrosły dwa włóczniowate wyrostki, które mu takie usługi oddawały w czasie zdobywania pierwszeństwa. W drugim roku wyrósł mu dłuższy i grubszy pierścień, a w dwuch następnych latach narosły jeszcze silniejsze, ale dużo krótsze, ostatni zaś pierścień dowodził świetnego odżywiania, gdyż był dłuższy, szerszy i jaśniejszy niż w latach poprzednich. Pod osłoną wystających podstaw rogów leżały jego piękne oczy: ciemno brunatne w dzieciństwie, żółto brunatne w młodzieńczym wieku, a teraz w chwili jego rozkwitu, błyszczały złolem lub bursztynem o ciemnej, bezdennej głębi, przez które przezierał cały świat boski i odbijał sie w jego mózgu myślącym.
Dla kogoś, kto żyje naprawdę, niema większego szczęścia nad poczucie życia na każdym kroku. Było zatem rozkoszą dla Rogacza mierzyć się teraz z innemi swą siłą, stanąć na kopytkach na wązkim występie skały i zrobić stamtąd skok ponad ziejącą przepaścią na drugi taki sam wierzchołek leżący po drugiej jej stronie, mierząc to wszystko nieomylnym wzrokiem.
Również wielką przyjemność miał w gonitwach z pumą, w których naturalnie odnosił zwycięstwo, albo w wypłaszaniu stada czarnoogoniastych jeleni, które nieprawnie nachodziły jego okręg.
W tych wszystkich zapasach występowała piękność jego w całej pełni, a gdy jeszcze uniesiony został uczuciem miłości, było doprawdy czem się zachwycać.
W nadmiarze siły robił on nieraz skoki wysokie na sześć stóp tam, gdzie wystarczyłaby jedna stopa i pędził, narażając się na różne niebezpieczeństwa.
Czego on szukał, za czem gonił?
Pewnego dnia, pędząc na czele swego młodzieńczego stada, wpadł na ślady drugiego stada i, wiedziony instynktem, szedł dalej tym śladem. W kilka chwil potem można było ujrzeć drugie stado: było to stado owiec, które w okamgnieniu uciekły, ale natrafiwszy na skałę, zamykającą im ucieczkę, przystanęły i po dłuższem parlamentowaniu dopuściły barany do stada.
Gruborożne owce nie żyją w jednożeństwie, lecz najpiękniejszy i najdzielniejszy w stadzie obejmuje panowanie nad całem stadem owiec, a każdy współzawodnik zostaje odparty w śmiertelnym boju.
Dotychczas wszyscy towarzysze żyli ze sobą w wielkiej zgodzie, obecnie nastąpiła jednak zmiana. W okamgnieniu stanął Rogacz w postawie wyzywającej i z dzikiem sapaniem wzywał towarzyszów do walki. Pomimo jednak tak wielkiej ilości dzielnych młodzieńców, żaden nie śmiał mu się opierać i wszyscy ustąpili, pozostawiwszy go zwycięzcą pięknego stada owiec.
Jeśli piękność i bohaterstwo mają znaczenie w świecie zwierzęcym, to Rogacz powinien był być ubóstwianym w swym stadzie. Był on bowiem rzeczywiście bohaterem odważnym i dzielnym, trzymającym pierwszeństwo między baranami, a siła jego, wielkość i wspaniałe rogi czyniły z niego tak piękne zwierzę, iż z łatwością zdobył odrazu pierwszego dnia serca owiec.
Drugiego dnia pojawiły się w okolicy tej niespodzianie dwa barany. Jeden z nich był pięknym, wielkim zwierzem, nie ustępującym w niczem Rogaczowi, chyba tylko mniejszemi rogami, a drugi, był to Krętorożek! Przybysz sapnął wyzywająco i zbliżywszy się, wierzgnął nogami, jakby chciał powiedzieć: „Jestem lepszy od ciebie i musisz mi ustąpić.”
Oczy Rogacza zabłysły ogniami. Potężny jego kark skurczył się, podrzucił brodą do góry i na dół, potrząsnął rogami, położył uszy w tył i skoczył na przeciwnika.
Rozległ się trzask zetkniętych rogów, walka rozpoczęła się: przybysz, stojąc wyżej, miał na razie przewagę, ale po chwili oba barany cofnęły się, zmierzyły rozwścieczonemi oczami odległość i stanąwszy mocno na zrębach skalnych, natarły na siebie gwałtownie, aż posypały się odłamki rogów. Wszakże obaj byli w kwiecie wieku i pełni sił!
Tym razem zwycięstwo przechylało się na stronę Rogacza. Stało się to już pewnem przy drugiem uderzeniu. W chwili bowiem gdy się odwrócił, zaczepił się jego lewy róg o prawy przeciwnika, tak, że pomimo silnego uderzenia w bok, nie stracił równowagi; był to jego rzeczywisty ratunek, gdyż żaden baran nie ma tyle siły odpornej w tylnej części ciała, aby znieść gwałtowną napaść. W ten zaś sposób, Rogacz, zaczepiony rogami, odzyskał szybko przytomność i stanął na nogach właśnie w chwili, gdy wróg jego wstrząśnięty własnym atakiem, stracił równowagę i padł z brzegu skały w przepaść. W kilka chwil potem odgłos spadającego ciała oznajmił, że Krętorożka spotkał los, jaki on sam szykował swemu bratu mlecznemu. Walki baranów muszą być uczciwie prowadzone. Tymczasem Krętorożek, nie czując się na siłach do otwartej walki, usiłował użyć podstępu i sam wpadł we własne sidła.
Owca górska nie może wytrzymać spadku z wysokości 200 stóp i ginie zabita.
Teraz zwrócił się Rogacz z podwójną wściekłością przeciw drugiemu wrogowi i wkrótce ten leżał zraniony na ziemi, podniósł się jednak i popędził tam, skąd przybył. Rogacz gonił go przez chwilę, zmuszając do dalszej ucieczki, i dopiero, gdy ten znikł mu z oczu, powrócił tryumfująco do stada, by żyć z niem dalej spokojnie i szczęśliwie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Thompson Seton i tłumacza: Maria Arct-Golczewska.