Dzielny rogacz/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Thompson Seton
Tytuł Dzielny rogacz
Podtytuł Baran Górski
Pochodzenie Opowiadania z życia zwierząt, serja druga
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia M. Arcta
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Arct-Golczewska
Ilustrator Ernest Thompson Seton
Tytuł orygin. Krag
Podtytuł oryginalny The Kootenay Ram
Pochodzenie oryginalne Lives of the Hunted
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IX.

Nadeszła znowu wiosna ze swemi podniecającemi dźwiękami i uczuciami.
Pięknorogi baran już dawno odłączył się od stada owiec; wspólne ich życie trwało do połowy zimy i owce coraz mniej okazywały chęci do słuchania go, tak że często błąkał się sam godzinami, aż pewnego dnia nie powrócił, a stado pozostało do końca zimy pod przewodnictwem Włóczniorożki.
Około 1 czerwca przyszły na świat młode jagnięta. Niektóre matki miały po dwa, Włóczniorożka zaś, tak jak poprzednio, tylko jednego i ten tak pochłonął jej uczucia, że Rogaczek został zupełnie odsunięty. Nie mogła ona również wypełnić swych obowiązków przodownicy i pewnego dnia, gdy najspokojniej karmiła swe maleństwo i bawiła się jego ogonkiem, inna owca wydała gwizd ostrzegawczy. Wszystkie owce usłuchały i skamieniały, ale jedna nie chciała i skoczyła ku Włóczniorożce, właśnie w chwili gdy rozległ się strzał: ta padła nieżywa, a obok niej runęła z głośnym jękiem Włóczniorożka. Podniosła się jednak natychmiast i zapomniawszy o bólu, oglądając się dziko za swem jagnięciem, skoczyła w górę za innemi. Znowu rozległ się wystrzał i teraz ujrzała swego prześladowcę: był to ten sam, przed którym w zeszłym roku tak szczęśliwie uszły jagnięta. Był on daleko, ale kula świsnęła jej koło nosa. Skoczyła więc w innym kierunku po przez grzbiety gór, przez co oddzieliła się od stada. Ujrzawszy się osamotnioną, zabeczała żałośnie, tak z bólu, jak i za swem jagnięciem. Stanęła jednak prosto na nogi i po wązkiej, skalnej ścieżce, popędziła w dół, zostawiwszy myśliwego poza skałą. Z góry na dół, z dołu do góry, aż wreszcie znikła zupełnie z oczu Scottego.
Tymczasem ten cieszył się, ujrzawszy plamy krwi na ziemi i szedł za niemi, śmiejąc się zwycięzko.
W krótce jednak ślady znikły i myśliwy musiał zawrócić, wymyślając na swą niezręczność.
Włóczniorożka tymczasem stado dopędziła, a obok niej znowu biegło małe jagnię. Instynkt mówił jej, ze tylko ucieczka w górę może zapewnić bezpieczeństwo. Dążyła więc na Szczyt Barani pomimo piekącej rany, wciąż zakryta szeroką ścianą skalną, aż wreszcie przystanęła wyczerpana i obejrzała się. Nic nie widziała wokoło siebie: ani przyjaciół, ani wrogów. Nie mogła jednak zatrzymywać się długo i znowu podążała, aż dotarła do granicy lasów. Tutaj nie znalazła jednak bezpiecznego schronienia i znowu drapała się w górę, skąd ujrzała biały pas śniegu naniesiony wiatrem w głębokim jarze. Tam ją coś gnało. Ostry ból przeszył ją przez biodra, z obu stron których widać było ciemne, krwiste plamy. Pragnęła ochłody i gdy tylko dotarła do białej plamy, rzuciła się na nią i chłodziła rany w zimnym śniegu.
Przy tak ciężkiej ranie można było oczekiwać tylko jednego... i w dwie godziny potem nadszedł koniec...
A małe jagnię? Stało tam i patrzało na matkę wielkiemi, zdziwionemi oczami. Nie mogło sobie wytłomaczyć tego wszystkiego. Wiedziało tylko, że marznie i że jest głodne, a matka, która dotychczas dawała mu wszystko: pożywienie i ciepło i opiekę, leżała teraz zimna i niema... Nic z tego nie rozumiało i nie wiedziało, co z sobą zrobić. My jednak wiemy, że inaczej stać się nie mogło, że po takim wypadku musiała nastąpić śmierć, wcześniej czy później; wiedziały to dobrze kruki i czekały...


A małe jagnię stało tam i patrzało na matkę wielkiemi zdziwionemi oczami...

Czyż nie lepiej było, nie miłosierniej, gdyby biedną sierotkę dosięgła kula, tak jak trafiła matkę jego?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Thompson Seton i tłumacza: Maria Arct-Golczewska.