Beniowski (Sieroszewski, 1935)/XLIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Sieroszewski
Tytuł Beniowski
Podtytuł Powieść
Pochodzenie Dzieła zbiorowe
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1935
Druk Zakłady Graficzne „Bibljoteka Polska“ w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XLIV.

Po rozbrojeniu mieszkańców i kozaków, po wybraniu pięćdziesięciu przedniejszych obywateli, jako zakładników, kazał Beniowski otworzyć kazamaty i wypuścić czterdziestu więzionych tam żołnierzy.
Sekretarza Nowosiłowa, komendanta Czernych oraz paru radnych, znanych z przywiązania do rządu, kazał zamknąć wraz z zakładnikami; wyznaczył w mieście naczelników i sędziów dla utrzymania porządku, kozakom i żołnierzom obiecał w dalszym ciągu wydawać należny żołd i utrzymanie.
Ale sam Beniowski już nie mógł doglądać spełnienia tych rozporządzeń; rana w ręku tak się zapiekła, zaogniła i rozbolała, że musiał zawołać Lapina, by mu kulę wyjął. Długo krajał felczer opuchłe ciało, zanim ją znalazł. Osłabionego utratą krwi i cierpieniem Beniowskiego zaniesiono do domu komendanta, tu wkrótce dostał mocnej gorączki i wpadł w malignę.
Nie dowierzając zręczności felczera, zaczęto szukać fizyka Medera, lecz Meder przepadł bez śladu; dopiero z wielkim trudem odnaleziono go w ciemnej komórce w jego własnym domu. Nie chciał wyjść, siłą wywleczono go stamtąd i nieprzytomnego postawiono wobec chorego Beniowskiego. Meder wciąż nie poznawał towarzyszy spiskowych i pewny, że stoi przed naczelnikiem Niłowym, błagał go o łaskę i obiecywał wyznać całą prawdę. Dopiero wypiwszy na rozkaz Baturina kieliszek wódki, przyszedł do siebie i, dowiedziawszy się o zwycięstwie, o mało nie zwarjował z radości. Wziął się żywo do opatrzenia rany Beniowskiego, ale głową mocno kręcił.
— Musisz go uratować, — krzyknął na niego Panów — bo przecież to dopiero początek!... Co się z nami stanie!?...
— Wiem, że muszę, lecz do djaska, pocóżeście tak ranę zapaskudzili... ha? Słyszycie, co?...
— Chwili nie było wytchnienia!
— Teraz musicie mu dać choć parę dni spokoju!... Inaczej za nic nie ręczę!... — nastawał Meder.
W cichej, półciemnej jadalni Niłowowych usunięto stół, a na jego miejsce wstawiono łoże, na którem Beniowski przeleżał nieprzytomny dni kilka.
Nie słyszał, jak wynoszono ciało Niłowa, którego według pierwotnego rozkazu Beniowskiego pochowano ze wszystkimi honorami wojskowemi. Nie słyszał śpiewów duchowieństwa, ani strzałów salutowych; nie wiedział nic o zamachu, jaki dokonało stronnictwo rządowe, dowiedziawszy się o jego chorobie, ani o rozruchach miejskiego motłochu, który rozbił i zrabował sklepy kupca Kazarinowa i pokuszał się nawet owładnąć rządowemi składami wódki i futer.
W krótkich chwilach przebłysków świadomości, wydało mu się, że rozpoznaje, jak przez mgłę, pochyloną nad sobą miłą twarz Nastazji, lecz skoro przytomność zaczęła wracać, Nastazja znikła i czy to było urojenie, czy prawda, nie wiedział, gdyż wstydził się pytać.
Zaraz zresztą napłynęły setki ważniejszych spraw. Przyszedł Chruszczów i powiadomił go, że lody na rzece nareszcie ruszyły, że Kamczadale z dalekich ułusów niewiadomo, w jakim celu ciągną do miasta pod wodzą Orunczy, że wreszcie połączone załogi Wierchniego Ostroga i Niżnie-Kamczacka również szykują wyprawę, że w samem mieście głucho nurtuje wśród mieszkańców bunt, pomimo wymuszonej na nich uroczystej przysięgi.
— Któż im kazał przysięgać?
— Panow kazał za poradą, zdaje się, Stiepanowa i nas do tego zmusił... W samej załodze naszej o mało nie wybuchły z tego powodu swary, gdyż Panow, Baturin i inni oficerowie żądali, aby przysięgano na wierność cesarzewiczowi Pawłowi Piotrowiczowi, a Kuzniecow i czerń nie chcieli przysięgać nikomu, ino nieboszczykowi cesarzowi Piotrowi Trzeciemu, mówiąc, że ten wcale nie umarł i że rychło się ludowi objawi...
— Trzeba było nie dopuszczać do żadnych przysiąg!... Przysięgaliście mnie i jeszcze was od przysięgi nie zwolniłem! — wybuchnął Beniowski.
— Właśnie dowodziłem im to samo!... — bronił się Chruszczow. Pod wpływem tych wieści dźwignął się z łoża Beniowski wcześniej, niż mu doktór pozwolił. Wysłuchał sprawozdania Winblatha, któremu powierzył główny zarząd wojskowości. Okazało się, że choć dziewięciu ze spiskowców w czasie walki poległo, a siedmiu z nich ciężkie otrzymało rany, siła wojenna wzrosła do stu ludzi przez włączenie uwolnionych więźniów oraz napływ nowych ochotników. Że amunicji, broni, zapasów żywności i ubrania w magazynach rządowych znalazło się poddostatkiem, ale że pieniędzy w skarbcu narachowano wszystkiego dwadzieścia tysięcy rubli, zato futer jasakowych pełne składy.
Beniowski kazał zrobić niezwłocznie spis wszystkiego; z sum zabranych dziesięć tysięcy rubli rozdać między oficerów i załogę, resztę przelać do kasy. Skarbnikiem naznaczył Bielskiego.
Chruszczowowi polecił niezwłocznie popłynąć do Czekawki, objąć w jego, Beniowskiego, imieniu w posiadanie okręt „Św. Piotra i Pawła“, a inne statki stojące w zatoce spalić. Baturinowi i Gurcyninowi rozkazał zająć się pobudowaniem tratew, na których możnaby spławić do morsskiej zatoki odrazu działa, amunicję, żywność i ludzi, kiedy przyjdzie na to czas.
Zawrzała usilna praca w fortecy i miasteczku. Pojawienie się na fortecznym dziedzińcu Beniowskiego wywołało wśród załogi wybuch szczerej radości.
Tegoż wieczora Winblath doniósł mu, że pani Niłowowa prosi, żeby pozwolić jej opuścić twierdzę wraz z dziećmi i przenieść się do miasta.
— A gdym zwrócił jej uwagę, że dom dość obszerny i że mogłaby mieszkać w nim swobodnie aż do naszego wyjazdu, odparła, że nie godzi się jej korzystać z gościnności ludzi, którzy bądź co bądź zabili jej męża!... — dodał Szwed z przekąsem.
— Bardzo słusznie!... — odparł Beniowski i kazał niezwłocznie wydać Niłowowej glejt na wolny przejazd, gdzie tylko zechce, na przewóz wolny rzeczy oraz polecił wypłacić jej zaległą pensję mężowską ze skarbca. Prosił również, aby zgodziła się na widzenie z nim przed wyjazdem.
Pani Niłowowa odmówiła przyjęcia pieniędzy oraz uchyliła się od widzenia z Beniowskim, pod pretekstem słabości.
Wrócił Chruszczów z oznajmieniem, że okręt gotów jest i że zatoka szybko oczyszcza się od lodów, dzięki wiatrom wiejącym z lądu i prądom płynącej już rzeki. Tegoż dnia na kilku przygotowanych tratwach wysłał Beniowski pod mocnym konwojem na okręt trzydziestu trzech zakładników i sto sześćdziesiąt sześć fas z różnemi wiktuałami i towarami.
Dnia 5 maja rozkazał Beniowski protojerejowi odprawić uroczyste nabożeństwo i wypowiedzieć przychylne dla rewolucji kazanie, po którem związkowcy i cały nowo-zaciężny garnizon zaprzysiągł mu powtórnie posłuszeństwo, a rozmaici dawni urzędnicy, wojskowi i radni miejscy zobowiązali się również pod przysięgą, że nie uczynią nic do chwili wyjazdu Beniowskiego bez jego wiedzy i pozwolenia. On zaś obiecywał im przysłać z Kalifornji statki i siłę, zbrojną, która obroni ich przed śledztwem i wyzwoli z ucisku...
Poczem nastąpiła wspaniała biesiada, na którą byli zaproszeni i przedniejsi obywatele miasta.
Pod jej koniec dostał Beniowski poufny list od pani Niłowowej; prosiła, aby przyjął pod swą opiekę i wywiózł z Imperjum Rosyjskiego jej starszą córkę, Nastazję.
„Gdyż pobyt jej tu jest niemożliwy i po waszym odjeździe zostanie ona na pewno natychmiast schwytana i uwięziona za rzekomy udział w waszym spisku. Kara ją czeka sroga, tortury i śmierć. Niech więc jedzie z tobą i szuka swego losu... Mam nadzieję, że przez pamięć dawnych naszych stosunków otoczysz ją należytą opieką i zastąpisz ojca, którego śmierci mimowolną stałeś się przyczyną. Ponieważ w tych dniach mam zamiar zupełnie opuścić miasto, Nastazja uda ucieczkę i zjawi się, gdzie jej rozkażesz, ze swą kamczadalską służącą“.
Beniowski zaraz wziął na stronę Chruszczowa i wydał odpowiednie rozporządzenia, poczem wrócił do fortecy.
Jednocześnie Panow wraz z archidiakonem spiskowym Protopopem i wierniejszymi związkowcami zabrali przemocą z głównej cerkwi cudowny obraz Ś-go Mikołaja i z wielką ostentacją przewieźli go do Czekawki na okręt „Piotra i Pawła“.
Wszystko to zajęło niezmiernie wiele czasu i wzburzyło silnie mieszkańców; nikt jednak nie śmiał ani kroków żadnych czynić, ani się nawet skarżyć Beniowskiemu na nadużycia, jakie się działy w czasie rekwizycji, pomimo nadzoru oficerów. Dużo ludzi jednak porzuciło swe domy i uciekło w lasy.
W miarę jak przygotowywano tratwy, kazał Beniowski spławiać działa, amunicję, futra i zapasy. Kazał zabrać archiwum kancelarji. Natomiast zostawił odpis rzeczy skonfiskowanych.
Dzień cały od świtu do głębokiej nocy upływał mu na gorączkowej działalności, na słuchaniu doniesień i wydawaniu rozkazów.
Pewnego razu zjawił się doń, gdy pracował nad papierami, blady Stiepanow i oświadczył, że pani Niłowowa wyjechała, ale bez starszej córki, że ta podobno odeń uciekła i kryje się tu... w jego domu... w męskiem przebraniu.
— Pozwól mi, proszę cię!... Muszę się z nią widzieć!...
— Owszem, zobaczysz się z nią, ale nie prędzej, jak na okręcie...
— Więc jej tu niema?...
— Nie!...
— Porwałeś ją?...
— Jedzie dobrowolnie!...
— Aha!... — szepnął Stiepanow z zimnym błyskiem w oczach. — To tak!...
— Mój drogi, nudzisz mię! Wybaw mię od swoich rozmów i wracaj natychmiast do wyznaczonego ci zajęcia!...
— Słucham!... — odrzekł po wojskowemu spiskowiec, odwrócił się i wyszedł.
Tegoż dnia w nocy Beniowski popłynął łodzią do Czekawki. Czekano nań tam i przyjęto z radosnemi okrzykami. Czurin zdał raport i zapewnił, że za parę dni, jeżeli wiatr się nie odmieni, będzie można wyruszyć na pełne morze.
7-go maja Beniowski oglądał roboty prowadzone przy ładowaniu okrętu i wyrąbywaniu dokoła niego lodów. Pracowała nad tem większość związkowców i stu przypędzonych na robotę kozaków. Wtem dano mu znać, że schwytano wpobliżu obozu kamczadalskiego „taju“ z Kawki, u którego niegdyś gościł, zaczajonego z pistoletem na drodze, jaką miał Beniowski powracać. Wystraszony krajowiec wydał wspólników: wygnańca Guriewa i porucznika Wolnowa.
Złożono na nich natychmiast sąd, który skazał winowajców na śmierć, lecz za wstawiennictwem Beniowskiego zamienił ją na plagi. Osmaganych odesłano do miasta do lazaretu, a jednocześnie polecono konwojującemu ich kozakowi Riuminowowi zabrać z magazynu miejskiego wszystką mąkę, jaką tam znajdzie, gdyż żywności po obliczeniu okazało się za mało.
Mąka już była z magazynów rozdrapana przez mieszkańców i Riumin musiał ją zbierać po domach. To wywołało zwłokę w terminie wyruszenia statku.
Dopiero 11-go maja odesłał Beniowski zakładników do miasta, za wyjątkiem Izmaiłowa, którego za zdradę i wywołany przez nią przelew krwi skazano na pełnienie służby okrętowego kuchty.
Była godzina jedenasta rano. Zimne mgły, unoszące się nad morzem, pełnem jeszcze kier, już się rozsiały. Blado-lazurowy błękit ledwie marszczącej się wody i pogodnego nieba zlały się w jedną przedziwną całość. Daleko, daleko chmury i lody tworzyły mieniące się srebrem korowody.
Na statku zaintonowano „Ciebie, Boże, chwalimy“, według greckiego obrządku. Poczem wywieszono banderę konfederacji barskiej przy dwudziestu wystrzałach armatnich i podniesiono żagle.
Statek, spowity wieńcem prochowego dymu, kołysząc się wdzięcznie pod naporem wzdętych płótnisk, ruszył w modrą dal...

Paryż, 6 maja 1913 r.
KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Sieroszewski.