Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   279   —

że ta podobno odeń uciekła i kryje się tu... w jego domu... w męskiem przebraniu.
— Pozwól mi, proszę cię!... Muszę się z nią widzieć!...
— Owszem, zobaczysz się z nią, ale nie prędzej, jak na okręcie...
— Więc jej tu niema?...
— Nie!...
— Porwałeś ją?...
— Jedzie dobrowolnie!...
— Aha!... — szepnął Stiepanow z zimnym błyskiem w oczach. — To tak!...
— Mój drogi, nudzisz mię! Wybaw mię od swoich rozmów i wracaj natychmiast do wyznaczonego ci zajęcia!...
— Słucham!... — odrzekł po wojskowemu spiskowiec, odwrócił się i wyszedł.
Tegoż dnia w nocy Beniowski popłynął łodzią do Czekawki. Czekano nań tam i przyjęto z radosnemi okrzykami. Czurin zdał raport i zapewnił, że za parę dni, jeżeli wiatr się nie odmieni, będzie można wyruszyć na pełne morze.
7-go maja Beniowski oglądał roboty prowadzone przy ładowaniu okrętu i wyrąbywaniu dokoła niego lodów. Pracowała nad tem większość związkowców i stu przypędzonych na robotę kozaków. Wtem dano mu znać, że schwytano wpobliżu obozu kamczadalskiego „taju“ z Kawki, u którego niegdyś gościł, zaczajonego z pistoletem na drodze, jaką miał Beniowski powracać.